ARCHIWUM > Wyprawa speleogiczna do jaskiń Skandynawii

 

<< wróć do archiwum

 

Damian Szołtysik, Henryk Tomanek, Krzysztof Witman, Wojtek i Beata Narodowscy (RKG NOCEK oraz SPELEOKLUB GLIWICE)

Wyprawa do Skandynawii - rok 1988

Przez miesiąc (sierpień) przemierzaliśmy Skandynawię a konkretnie Finlandię, Norwegię, Szwecję i Danię. Głównym celem były jaskinie położone za kręgiem polarnym. Tak się składa, że najgłębsza (Raige Javre - 600) i najdłuższa (Kristihola-Okshola -350 i 11 000 m dł) znajdują się właśnie daleko na północy. Jechaliśmy dwoma autami (Skoda i stary Wartburg). Najpierw z Gdańska do Helsinek kursującym wówczas promem a następnie przez całą Finlandię do Norwegii. Po drodze zwiedziliśmy parka narodowy Pallastunuri (ogromny, pagórkowaty obszar porośnięty tundrą) oraz Kilpisjarwi. Widoków tych nie zapomnę do końca życia. W końcu wjechaliśmy do Norwegii pełnej tu lodowców i fiordów. W Tromso spotkaliśmy polskiego żeglarza na niemieckim jachcie, gdzie zrobiliśmy całonocną imprezę (noc ma tu znaczenie umowne, gdyż latem cały czas jest jasno). Następnie pojechaliśmy w okolice Narviku gdzie w okolicach Tysfiordu znajduje się Raige Javre. Mieliśmy jednak tylko mgliste pojęcie o położeniu jaskini. Wraz z Krzyśkiem i Heńkiem udaliśmy się na całodobowe poszukiwania jaskini. Z jedynej drogi wiodącej przez całą Norwegię wchodzi się od razu w dzicz. Najpierw gęstym lasem, potem wśród różnego typu krzewów wyszliśmy na rozległy field pokryty skałami oraz pięknymi jeziorami. Przy pomocy kompasu i mało dokładnej mapy dotarliśmy do doliny sprowadzającej do Tysfiordu. Teren był zupełnie bezludny, skały skrzesane przez niedawny lodowiec. Jedynymi panami były tu renifery włóczące się byle gdzie w tych pustkowiach. U wylotu doliny znajdowała się mała osada mająca jedyny kontakt z światem po przez wody fiordu do którego schodziły pionowe ściany wszędobylskich gór. Kilka napotkanych osób nie miało pojęcia o żadnej jaskini. Jaskinia znajdowała się pewno na fieldzie obok lecz niestety bez dokładniejszych namiarów mogliśmy jej szukać długo. Postanawiamy wracać. Idziemy inną drogą. Zajmuje nam to całą noc. Potwornie zmęczeni doszliśmy do naszej "bazy" nad dwoma uroczymi jeziorkami.  Aby tu działać trzeba mieć do dyspozycji łódź.

Następnie jedziemy dalej na południe do miejscowości Fauske. Tu spotykamy starszego grotołaza, który opisał nam drogę do jaskiń Kristihola. Roziliśmy się przy opuszczonej szkole i przez kilka dni robiliśmy wypady do jaskini. Kiristihola-Okshola jest myta w czarnych marmurach. Posiada z tego co pamiętam 4 otwory. Przez jaskinię płynie sporych rozmiarów strumień. Tworzy szereg wodospadów i kaskad. Nim doszliśmy do drugiego otworu położonego niżej. Następnie pokonaliśmy kilka progów (niektóre z pomocą liny) a dalszą drogę zagrodziło nam podziemne jeziorko wśród pionowych skał. Nazajutrz przyszliśmy z materacem pneumatycznym i pokonaliśmy kilka takich przeszkód. Później progi stawały się coraz większe. Zwiedziliśmy również niektóre boczne ciągi. Natrafiliśmy na partie całkowicie zalodzone. Natomiast w jednym z małych jeziorek pływały białe ryby o długości kilkunastu centymetrów.

Dalsza droga wiodła na południe. W kilku miejscach trzeba się przeprawić promem przez fiordy. Pogoda była o dziwo piękna. Byliśmy pod ścianą Trollvegen a potem pojechaliśmy w masyw Jotunhaimen gdzie wyszliśmy na najwyższy szczyt Skandynawii - Galdhepiggen (2478). W trakcie powrotu Wojtek chcąc skrócić sobie drogę przez górski potok został porwany przez jego wzburzone wody i na bazę wrócił w dość nie ciekawym stanie. Przeszliśmy również przez czoło lodowca Climb Ice a potem przetrawersowaliśmy cały lodowiec i zeszliśmy moreną boczną do doliny. Sama wspinaczka w lodzie była niezmiernie ciekawa a potem jeszcze przejście przez pełen szczelin lód. W górach tych często padają deszcze a słońce jest rzadkim gościem. My mieliśmy trochę kompromisu pogodowego. 

Później już był powrót. Po drodze Wojtek z Beatą załapali się na robotę na gospodarstwie, Heniek pożegnał się z nami w Kopenhadze  (chyba najpiękniejsza skandynawska stolica) bo jechał jeszcze do rodziców w Niemczech a ja z Krzyśkiem wróciłem promem do Świnoujścia. Dzień spędziliśmy na naszej plaży nie mogąc się przyzwyczaić do tłumów ludzi. Nocnym pociągiem wróciliśmy do domu.

Norwegia jest cudownym przynajmniej jak dla mnie krajem. Wspaniałe góry i wszystko co z nimi związane. Mało ludzi, wolność i czystość. Na pewno jeszcze nie raz tam pojadę. (Zdjęcia z wyjazdu)