<<
wróć do archiwum
Damian Szołtysik, Eugeniusz
Pęczek, Zygmunt Zbirenda, Marek Godula, Piotr Gwóźdź, Jerzy Łanowy
(lekarz)
Wyprawa w Atlas
(na terenie Tunezji) - luty 1988 r.
Celem wyjazdu do
Tunezji było poznanie rejonów krasowych w górach Atlas a dokładnie
w masywie Djebel Serdji. Ponieważ nie miała to być żadna ciężka
wyprawa tak sobie wymyśliłem, że najlepsze do poruszania się po
Tunezji będą rowery. Po skompletowaniu wszystkiego co potrzebne
drogą lotniczą via Praga przeskakujemy z zimy do lata i jak by nie
było na kontynent Afryki (w tamtych czasach tylko bardziej biegli w
geografii wiedzieli gdzie leży ten kraj a o wczasach tam nikt nawet
nie marzył). Oprócz przeskoku klimatycznego nastąpił również
przeskok kulturowy. Jazda rowerem po Tunisie w ciągłym zgiełku i
hałasie długo pozostanie w naszej pamięci. W Rades pod Tunisem spędziliśmy
pierwszą noc. W dalszym planie mieliśmy jechać do Souse a następnie
do Kairoan, świętego miasta muzułmanów. Dalej miały być góry
i penetracja jaskiń. Po zatoczeniu koła wokół północnej
Tunezji mieliśmy wrócić do stolicy. Największym naszym wrogiem
był potworny wiatr, wiejący gdzieś z południa, z nad Sahary. Niósł
drobinki piasku i kurzu. Czasem więc jazda była wręcz niemożliwa.
Pedałowanie w tych warunkach było prawdziwym wyczynem. Tak więc
do Hammamet było jeszcze jako tako. Bodajże trzeciego dnia nastał
etap prawdy. Dość trudne warunki sprawiły, że tylko ja i Gienek
zdecydowaliśmy się jechać zgodnie z planem. Pozostała czwórka
postanowiła (dla nich było to chyba racjonalne wyjście) spędzić
czas rekreacyjnie. Zwiedzili El Djem i kilka innych zabytków oraz kąpali
się w morzu. Spotkaliśmy się dopiero dzień przed wylotem.
W dwójkę jechaliśmy
przeto do Kairoanu. Po drodze przeżyliśmy burzę piaskową, atak
psa oraz chwile zwątpienia. Czasem leciały za nami kamienie
rzucane przez wyrostków z mijanych sporadycznie wsi. Teren był
przeraźliwie pusty. Dopiero w górach wiatr przycichł a jazda stała
się przyjemną. Góry Atlas w tej części są mocno zerodowane,
porośnięte makią. Noclegi spędzamy w namiocie, ukryci w
oddalonych nieco od drogi uedach. Kairoan był typowym muzułmańskim
miastem. Wszędzie z głośników dobywało się zwodzenie muzeina.
Za miastem natrafiliśmy na malownicze ruiny rzymskiego mostu.
Natomiast w jednej z rozległych dolin widzieliśmy potężna stado
wielbłądów. Góry były bardzo malownicze. Ich wierzchołki często
stanowiły skalne mury, iglice i różne tego typu formy. Pod Djebel
Sedji w małej osadzie składającej się z kilku domostw zostaliśmy
ugoszczeni przez tamtejszych Arabów. Kilka dni była tam nasza baza
wypadowa w pobliski rejon dwóch rozległych uedeów. Miejscowi
pokazali nam otwory jaskiń. Zwiedziliśmy 4 jaskinie, głównie o
charakterze poziomym. Jedna była dość długa a malowniczy
korytarz w połowie zalany był wodą. Brodząc po pas dotarliśmy
dość daleko lecz nie do końca gdyż wody dalej było zbyt dużo.
Pozostałe jaskinie nie były tak wielkie. Jedna pokryta dużą ilością
guana była statycznie ciepła. Ciekawostką był długi korytarz
niczym wykuty przez człowieka. Wiódł pod niemal tym samym kątem
w górę i kończył salą. W jednej jaskini użyliśmy zjazdówki
gdyż stanowiło ją kilka kominów i studni o kilku może kilkunastometrowej
wysokości. Arabowie mówili nam o 4 wyprawach (z użyciem sprzętu
do nurkowania) z USA, Anglii i z RFN. Ja przynajmniej w dostępnej
literaturze i przed i po wyjeździe nie natrafiłem na żadną
wzmiankę o tych wydarzeniach. Niewątpliwie w rejonie tym działali
Francuzi. Najgłębsza jaskinia Tunezji El Tsheb (-180) znajdowała
się gdzieś w tym rejonie lecz niestety miejscowi nic o tym nie
wiedzieli.
Po kilku dniach spędzonych
w górach i serdecznym pożegnaniu ruszyliśmy dalej. Przejechaliśmy
zieloną dolinę rzeki Medjerdy (spotkaliśmy tu parę Holendrów też
podróżujących na rowerach). Niekiedy namiot rozbijaliśmy w pobliżu
domostw. Zawsze serdecznie goszczeni przez miejscowych Arabów.
Utwierdziło mnie to raz jeszcze w przekonaniu, że na prowincji (na
pewno nie w ośrodkach turystycznych) są to naprawdę wspaniali
ludzie. Na prowincji również kobiety znają swoje miejsce zgodnie
z islamskimi prawami, ale to już inna historia.
Zgodnie z założonym planem zwiedziliśmy piękne
ruiny starorzymskiej Douggi. Potem pojechaliśmy daleko na północ
pod przylądek Biały skąd wróciliśmy do Tunisu. Tu spotkaliśmy
się z resztą grupy, która też szczęśliwie dotarła na miejsce.
Razem zwiedziliśmy ruiny starożytnej Kartaginy. A po kilku
godzinach lotu, pełni wrażeń znów oglądaliśmy ośnieżone
krajobrazy naszej ojczyzny. (Zdjęcia
z wyjazdu)
|