|
<<
wróć do wyjazdów
Obóz
sylwestrowy
Uczestnicy
(przebywali w Tatrach w różnych terminach): Michał Maksalon,
Grzegorz Konieczny, Maciej Dziurka, Ewa Okońska, Aga Szmatłoch,
Grzegorz Przybyła, Adam Szmatłoch, Ania Nahorniak, Tomasz
Jaworski, Asia Maciejowska, Arek Piegza, Mateusz Golicz, Jan
Kieczka, Damian Szołtysik, Łukasz Zawada, Michał Wyciślik,
Michał Trytko, Krzysztof Kubocz, Krzysztof Wojtysiak, Ola Skowron.
27
12 2004 – 3 01 2005 r.
W
trakcie pobytu w Tatrach dokonano m in. przejść jaskiń: Miętusia
(Wielkie Kominy), Miętusia (do Marwoja), Mylna, Zimna (trawers
otworów) i in. Poniżej opisy z akcji:
Jaskinia
Miętusia
Uczestnicy:
Ola Skowron, Krzysiu Wojtysiak, Mateusz Golicz
29.12.2004
Akcja
w pewnym sensie wyjątkowa, bo po raz pierwszy jedziemy (kursanci
2003/2004) w jaskinie tatrzańskie bez ,,opieki'' kogoś bardziej
doświadczonego. Krzysiu i Ola zresztą mają pewne opory, ale
ostatecznie przyjmuję rolę tego ,,najbardziej doświadczonego
kursanta'' i jakoś ich przekonuję do takiej samodzielnej akcji.
Udzielający nam cennych wskazówek Tomek też nie był zbyt
pocieszony takim składem, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz,
prawda?
Wyruszamy
prosto z Rudy z samego rana (04:30), zostawiamy samochód pod Kościeliską
i dreptamy do otworu; mimo tego, że ścieżka do jaskini jest
wyraźnie przechodzona, minimalne problemy ze znalezieniem jej
mamy. Mijając Wantule zauważamy za sobą ,,ogon'' w postaci
grupy 9 osób z Krakowa. Przepuszczamy Krakowiaków (brr, zimno) i
około 11:00 wchodzimy do jaskini. Kiedy przychodzi czas na
pierwszy zjazd -- zasadzka, okazuje się, że nie mam rolek. Do
tej pory nie wiem, czy zostały na powierzchni (wstyd, wstyd), czy
też po prostu wypadły mi gdzieś z wora podczas przeciskania się
w ciasnej ,,wlotówie''. Ola jako najsprawniejsza w takich
miejscach wraca się rozejrzeć, a my z Krzysiem włączamy ,,tryb
hibernacji'', nastawiając się na dobre kilkadziesiąt minut
czekania. Ku naszemu zaskoczeniu, marzniemy dośc niedługo; Ola
szybko napotyka się bowiem na kolejną grupę 8 grotołazów -
tym razem Warszawa - która moje rolki gdzieś znalazła i za
skromnym znaleźnym w wysokości jednego piwa zgadza się nam je
przekazać (*). Dalej akcja przebiega już dość ,,normalnie'',
przed Prożkiem Baśki bardzo sprawnie mijamy się z Krakowem,
wychodzącym właśnie z Wielkich Kominów, robimy mały piknik i
zaczynamy zastanawiać się, czy Komin Męczenników jest zaporęczowany.
W gruncie rzeczy, stanowiło to warunek dalszego przebiegu akcji,
bo żaden z nas raczej nie dawał sobie szans w starciu z VI w
jaskini.. Szczęściem okazuje się, że wisi jakaś lina. Jak
stara, tego nikt nie wie, wieszamy więc obok naszą... Dalsze
progi wspinam ja - idzie to dość wolno, ale ostatecznie, około
17:00 trafiamy za Korkociąg i zjeżdżamy do Syfonu Marwoju.
Przed nami jeszcze kawał jaskini, ale stanowczo nie uważamy się
za zespół wystarczająco sprawny do nurkowania pod ziemią -
zgodnie z wcześniejszymi planami przystępujemy więc do odwrotu.
Krzysiek goni pierwszy, Ola i ja ściągamy liny. Nic specjalnego,
ale wnosząc trzy wory do Sali bez stropu czujemy się już trochę
zmęczeni. Wlotówka daje nam szczególnie popalić - z jej
pokonaniem ,,w górę'' problemy miał Krzysiek, co odbiło się
na kondycji, ekhm, termicznej, całego zespołu (BRRR,
ZIIIIIIMNOOOOO). Na samym końcu mijamy trzech grotołazów z Częstochowy
a Ola zaczyna wrzeszczeć. Jak się okazało na powierzchni, dostała
dość groźnego kopniaka w szyję. No cóż, mogła już nie żyć,
ale jednak żyje. To raczej dobrze.
Wydostajemy
się o 22:00 i od razu zaczyna się awantura. Dzień wcześniej
nieopatrznie umówiłem się u pani Piechowskiej w sprawie noclegu
na godzinę 18:00, a tymczasem przekazane Buliemu godziny powrotów
były raczej w okolicach 21:00 - 02:00. Jak się okazuje, taka
niekonsekwencja potrafi mieć wiele skutków fizjologicznych,
Tomek zyskuje zapewne kilka siwych włosów (prawie wysyłał po
nas ekipę ratunkową), Maciek i Ewa pozostają niewyspani (muszą
czekać na nas na bazie), do krwi Buliego uwalnia się nieco
adrenaliny... W każdym razie, nie wgłębiając się w szczegóły,
o 01:00 siedzimy już na bazie i popijamy herbatkę, którą z
wyrozumiałością przygotowała nam pani Piechowska. Zasypiamy w
założeniu mając kolejną akcję następnego dnia, ale w kościach
czuję, że taki plan ma niewielkie szanse powodzenia... Kończy
się na dniu ,,leniuchowania'' i krótkim spacerku po Chochołowskiej
w poszukiwaniu źródeł.
(*)
- do dziś nie wiem, komu to piwo jestem winien, proszę o kontakt
:-
Praszywka
Wielka – skitour
Uczestnicy:
Damian i Teresa Szołtysik
19
12 2004 r.
Startujemy
od mostu na rzece Rycerce w Rycerce Dolnej czarnym szlakiem na
szczyt Praszywki Wiekiej (1043). Po kilkuset metrach zakładam
narty i pochodzę na nartach, Teresa tradycyjnie na nogach. I tu
następujące spostrzeżenie: na ubitym śniegu piechur bez nart
porusza się szybciej ale już przy głębszym śniegu proporcje
się całkowicie odwracają. Późnym popołudniem osiągamy
wierzchołek (wyruszyliśmy późno z domu). Teresa niemal od razu
wraca w dół ja natomiast trochę dłużej mitrężę na górze a
potem mknę w dół cudownym zjazdem. Przeganiam Teresę i w
kilkanaście minut osiągam dolinę. Tak więc nowy sezon
narciarskich włóczęg górskich został rozpoczęty.
Jaskinia
Kasprowa Niżna – wyjazd kursowy
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Ryszard Widuch, Daniel Bula, Michał Maksalon,
Grzegorz Konieczny, Maciek Dziurka, Ewa Okońska, Piotr
Strzelecki, Jarosław Grajkowski, Grzegorz Sęk, Marcin Kaźmierczak,
Łukasz Zawada, Remigiusz Lemańczyk, Iwona Sapieszko (TKTJ), Ewa
Zientarska (TKTJ), Hanna Kullman (TKTJ), Tomasz Król (TKTJ).
11
12 2004 r.
Część
uczestników przebywała na bazie w Kirach a zasadnicza grupa
dojechała w dniu akcji. Pogoda była bajeczna. W południe weszliśmy
do dziury. Wszystko przebiegało sprawnie do Długiego Chodnika
gdzie był wysoki stan wody. Rysiek zabrał ponton (przy okazji
dziękujemy Maćkowi Widuchowi za udostępnienie pontonu na
transport ekipy w jedną stronę jeziorka) i dość sprawnie na
raty wszyscy na sucho przedostali się na drugą stronę. Stan
wody w Wiszącym Jeziorku i tak był duży. Dziewczyny jednak
wykazały się dużą determinacją i postanowiły iść dalej do
Zapałek. Cóż siłą rzeczy musieliśmy się trochę zamoczyć.
Kilku kursantów zjechało jeszcze do z Zapałek w dół a potem
odwrót. Na owym jeziorku w Długim Chodniku po pierwszym kursie
Konia z Ewą jednokomorowy ponton został przebity i reszta ludzi
przy różnych werbalnych reakcjach przeprawiła się niemal po
szyję w wodzie na drugą stronę. Krążenie krwi się znacznie
poprawiło i wszyscy szybko dotarli do otworu. Większość ekipy
w tym samym dniu wróciła do domu, reszta została na niedzielę
w Tatrach.
Jaskinie
Gór Sokolich
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Ryszard Widuch, Asia Maciejowska, Michał
Maksalon, Grzegorz Konieczny, Marcin Kaźmierczak, Kasia Nowicka,
Grzegorz Sęk, Łukasz Zawada, Remigiusz Lenarczyk, Michał Wyciślik,
Ewa Okońska, Maciek Dziurka, Hanna Kullman (TKTJ), Iwona i Darek
Sapieszko (TKTJ), Ewa Zientarska (TKTJ) oraz kilka osób z TKTJ,
Extreme i KKS (razem 24 osoby!)
5
12 2004 r.
Wyjazd
kursowy lecz nagle w Olsztynie na miejscu okazało się, że jest
nas nawet tak sobie. Zjechaliśmy do Studniska (na dwie liny),
Wszystkich Świętych a co poniektórzy do Jaskini pod Sokolą Górą.
Nawet wszystko poszło sprawnie i w sympatycznej atmosferze.
Pogoda nam dopisała znakomicie (zdjęcia)
Walny
zjazd PZA w Podlesicach
Uczestnicy:
Tomasz Jaworski
27
- 28 11 2004 r.
Udział
w obradach zjazdu.
Wyjazd
do jaskiń beskidzkich
Uczestnicy: Daniel
Bula, Ola Skowron, Remigiusz Lenarczyk, Michał Wyciślik, Łukasz Zawada,
Iwona Sapieszko (TKTJ), Ewa Zientarska (TKTJ), Hanna Kullman (TKTJ),
Tomasz Król (TKTJ), Darek Sapieszko (KKS),
27
- 28 11 2004 r.
Nasza
dwudniowa przygoda w Beskidach (wyjazd kursowy) rozpoczęła się
w sobotę o 9.30 pod Białym Krzyżem. Tam zostawiliśmy auta, przepakowaliśmy
się i trochę posililiśmy przed wyprawą. Kiedy dotarł do nas spóźniony
Tomek, wyruszyliśmy czerwonym szlakiem do Jaskini Malinowskiej.
Pomimo niesprzyjającej pogody (zacinający śnieg, zimno i mgła),
zapadając się po pas w śniegu, pełni optymizmu dotarliśmy dość
szybko do dziury.
Ponieważ nie było metalowej drabiny przy wejściu Sapiech założył
stanowisko, a reszta grupy przebrała się w błyskawicznym
tempie, bo zimno jednak dokuczało. Buli jako szef spisał się
rewelacyjnie, dbał o to, aby nikomu nic złego się nie stało!
Akcja przebiegła dość sprawnie. Ukształtowanie korytarzy w
jaskini jest zróżnicowane: od wysokich, zygzakowatych i
szerokich po zespół zagmatwanych, krętych i ciasnych korytarzyków,
co czyniło dla nas zwiedzanie bardzo atrakcyjnym. Dzięki współpracy
Buliego i Sapiecha szybko wydostaliśmy się na powierzchnię. Przebraliśmy
się i już spokojnie zeszliśmy na dół do aut. Tam podzieliliśmy
się na dwie grupy (baby i faceci) i udaliśmy się do Jaskini
Salmopolskiej. Jako grupa płeć piękna otrzymałyśmy pierwszeństwo
w przejściu jaskini. Otwór wejściowy w postaci wąskiej
pionowej szczeliny okazał się niezbyt łaskawy dla wszystkich
uczestników wyprawy. Niestety Łukasz był obecny z nami tylko
duchem. Przejście całej jaskini okazało się łatwe, choć
miejscami było ciasno. Obydwie grupy zgodnie orzekły, że
ciekawiej było penetrować Jaskinię Salmopolską (pająki !!!
Hania) niż Malinowską. Pod wieczór, już po ciemku, dotarliśmy
do schroniska na Karkoszczonce. Tam po szybkim posiłku mieliśmy
świetną okazję, żeby dobrze poznać się nawzajem i zintegrować
(wesoły tłok w naszym pokoiku!).
Następnego
dnia, w niedziele rano spotkaliśmy się z Ryśkiem z SBB, który
zabrał nas do Jaskini Głębokiej w Stołowej. Szukanie otworu
zajęło nam trochę czasu. Na szczęcie tego dnia było
zdecydowanie cieplej i nie padał już śnieg. Dla umilenia czasu
poszukiwań wywiązała się spontaniczna walka na śnieżki.
Walka skończyła się w momencie, kiedy Buli zaczął szukać w śniegu
Jaskini Głębokiej w pozycji strusia (trochę przy pomocy
dziewczyn). W końcu Tomkowi udało się znaleźć otwór.
Jaskinia jest w wielu partiach mokra i dość niebezpieczna ze
względu na dużą ilość gruzu i ruchomych bloków. Mielimy trudności
orientacyjne po zespołach zagmatwanych szczelin. Dodatkowo
eksploracja stała się uciążliwa przez sypiące się kamienie,
przed którymi ciągle musieliśmy się chować. Pomimo wszystko byliśmy
zadowoleni, że przeszliśmy kolejną jaskinię. Po wyjściu na
powierzchnię następnym strzałem miała być Jaskinia w Trzech
Kopcach. Niestety
nie udało się nam znaleźć otworu i kiedy zrobiło się ciemno,
Buli zarządził odwrót do schroniska. W schronisku spakowaliśmy
się i ruszyliśmy do aut (wszystko, co dobre, kiedyś się kończy
...).
Wszyscy
zgodnie stwierdzili, że nie był to czas stracony (wręcz
przeciwnie!), a gorące pożegnanie świadczyć może o zacieśnieniu więzi między kursantami (i innymi uczestnikami
wyjazdu). (zdjęcia)
Wyjazd
do Szczeliny Piętrowej
Uczestnicy:
Ryszard Widuch, Damian Szołtysik, Michał Maksalon,
Grzegorz Konieczny, Marcin Każmierczak, Łukasz
Zawada, Kasia Nowicka, Remigiusz Lenarczyk, Grzegorz Sęk, Michał
Wyciślik, Iwona Sapieszko (TKKJ), Ewa Zientarska (TKKJ)
21
11 2004 r.
Jesienny,
zimowy dzień. Kursowy wyjazd na Jurę. Niestety nie udało nam się
odnaleźć otworu jaskini Ks. Borka więc idziemy tylko do
Szczeliny Piętrowej. Generalnie wszyscy dobrze się spisali, no
może Kasia włożyła w akcję trochę więcej wysiłku ale to
początki.
Walny
zjazd KTJ w Podlesicach
Uczestnicy:
Tomasz Jaworski
20
- 21 11 2004 r.
Udział
w obradach zjazdu.
RUMUNIA
- jaskinie
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Arek Piegza, Krzysztof Kubocz (Cyklista)
10
– 14 11 2004 r.
Zainspirowani
doświadczeniami naszych klubowych kolegów z lata wykorzystaliśmy
kilka wolnych dni na wypad do Rumunii. W jego trakcie zwiedziliśmy
jaskinie Ciur Ponor, Meziad (turystyczna) i na Słowacji jaskinię
Domica (turystyczna). W wszystkich nastawiliśmy się na robienie
zdjęć (będą wkrótce). Ciur Ponor to przede wszystkim piękno
i niemal nieustanny szum wody, ciągle posuwaliśmy się wzdłuż
podziemnego potoku do ogromnego zawaliska, skąd wróciliśmy ,
robiąc niekiedy w trudnych warunkach zdjęcia. Jaskinia posiada
cudowną szatę naciekową. Obiekt ten znajduje się w górach
Padurea Crialui. Osobną sprawą był rumuński „folklor”.
Wioski i miasteczka nie skażone ryczącymi reklamami, spokój i
nie zmienny od lat rytm życia. Miejscowi byli bardzo uczynni, z
daleka nas pozdrawiali i pomagali zaprowadzić do celu. Pogoda nam
dopisała znakomicie. Gorzej było z jazdą do domu.
Najpierw w ulewnym deszczu przez całe Węgry a nazajutrz w śniegu.
Przejazd przez Tatry a potem przez przeł Krowiarki na
letnich oponach należał do ciekawych doświadczeń. Wyjazd ten
był naprawdę wspaniałą przygodą. (zdjęcia)
Manewry
ratownictwa jaskiniowego w Tatrach
Uczestnicy:
Maciej Dziurka, Daniel Bula
10
– 14 11 2004 r
Wraz
z Danielem braliśmy udział w drugim stopniu kursu ratownictwa
jaskiniowego. W manewrach tych brali udział: kursanci z „Podlesic”,
starsi stażem taternicy, wielu instruktorów oraz dwóch Francuzów.
W czwartek odbył się poziomy transport w Jaskini Zimnej od
ponoru do tarasu przy wyjściu z Jaskini Mroźnej. Kolejnego dnia
udaliśmy się na manewry do Jaskini Dziura znajdującej się
w Dolinie Ku Dziurze. Tam odbył się transport pionowy za pomocą
balansu oraz przechwycenie przez tyrolkę (transport poziomy).
Trzecia akcja miała zacząć się rano w sobotę. Tak też
zostaliśmy wezwani na bazę i oświadczono nam iż stał się
wypadek w Zimnej poniżej Czarnych Kominów. Po zameldowaniu
się u kierownika akcji zostaliśmy podzieleni na grupy. Otrzymaliśmy
wytyczne dotyczące odcinka jaskini który mamy obsługiwać,
pobraliśmy potrzebny sprzęt, podzieliliśmy się na sekcje wewnątrz
grupy, i przyszedł czas wyjścia na akcję. Ruszyliśmy w Kościeliską,
później szlakiem w kierunku Zimnej. Następnie odbiliśmy w
kierunku górnego otworu jaskini. Podczas podejścia padał już
śnieg z deszczem, a podczas przebierania śnieg. Przed wejściem
do otworu zameldowaliśmy się u kierownika akcji który przebywał
w namiocie cieplnym wykonanym dla poszkodowanego. Po wykonaniu
zadań związanych z zaporęczowaniem jaskini, wykonaniem
stanowisk ratowniczych, balansów, tyrolek itd. przyszedł czas na
transport poszkodowanego. Pod bacznym okiem instruktorów, nosze
powoli pokonywały kolejne metry jaskini. Jedni zajmowali się obsługą
stanowisk, inni transportem poziomym, kolejni reporęczowaniem
jaskini. I tak dzięki pracy i wytrwałości wszystkich po 8,5
godzinach, poszkodowany znalazł się przed otworem jaskini. W
warunkach zimowych( w 12 godzin spadło do 30cm śniegu) wycofywały
się kolejne zastępy ratowników. Cała akcja trwała 23 godziny-
od wszczęcia alarmu do powrotu ostatniego ratownika.
Oczywiście
akcja ta była manewrami a osobą w noszach był jeden z
instruktorów. Nikomu nic się nie stało i wszyscy wrócili z
akcji cali i zdrowi.
Podczas całego kursu dostaliśmy „niezły zastrzyk” wiedzy i
na pewno rozwinęło to nasz pogląd odnośnie zachowanie
bezpieczeństwa w jaskiniach. Poznaliśmy wielu taterników z różnych
klubów no i oczywiście naszą kadrę instruktorską.
Polecam wszystkim odbycie takiego kursu w przyszłości.
Wyjazd
do jaskiń Kasprowa Wyżnia, Średnia i Niżna
Uczestnicy:
Tomek Jaworski, Eva, Iwona, Ola, Max-Ext, Koń-Ext, Jaro-Ext,
Pawlas-Ext
11
11 2004 r.
Wyjazd
rozpoczął się wyjątkowo późno, bo o 7 była zbiórka dopiero
w Rudzie pod szkołą :(, ale w dobrych humorkach w składzie :
Max, Koń, Milczący Ed, i Pawlas stawiliśmy się pod szkołą
gdzie zastaliśmy Evę i Olę. Tomek się trochę spóźnił ale
oczywiście nikt nie miał pretensji ;). W drodze do Zakopca
cieszyliśmy się ze słoneczka bo wiadomo było że będzie piękna
pogoda. W Zakopcu Tomek z Pawlasem załatwili wejściówki potem
pozostawienie auta na parkingu, lekki posiłek i naaaaa busikaaa!!
Pod wyciągiem na Kasprowy spotkaliśmy się z Iwoną i
ruszyliśmy na szlak. Miłą niespodzianką był fakt że nie były
pobierane opłaty za wstęp na teren TPN. W expresowym tempie
dotarliśmy do wylotu Kasprowej Niżniej i ukryliśmy wór z
linami na późniejszą eksploracje. Dalej przejście łożyskiem
suchego potoku z elementami ratownictwa hehe i stajemy pod podejściem.
Podczas podchodzenia nie było końca ochom i achom, jaka to piękna
pogoda była, nic tylko się kłaść i opalać. Ale fakt faktem
widoczność była super więc podziwialiśmy „pełnymi
oczami”. Pod Kasprową Pośrednią spotkaliśmy grupę grotołazów
z Dąbrowy Górniczej i stało się jasne że plan podzielenia się
na 2 grupy będzie musiał być zastąpiony planem B. Ze
zdziwieniem przyjąłem fakt że Tomek nie bierze kombinezonu do
Kasprowej Wyżniej, ale cóż on tu jest szefem :). Podejście pod
otwór, poręczowanie przez Pawlasa pod czujnym okiem Tomka i
przygotowanie do zjazdu 60 metrową ścianą. A gdzie jaskinia ?
nie wiem , nie zauważyłem żadnej po drodze, zasadność nie
brania kombinezonu była 100% :). Zjazd w 60m przepaść na niektórych
działał znacząco i nogi lekko drżały przy przekraczaniu progu
ściany. Najwięcej schizował się koń ze względu na reporęcz,
ale myślę że było to schizowanie na pokaz, bo Koń to dzielna
bestia jest i świetnie sobie poradził. Poręczowaniem Pośredniej
zajęła się Ola i oczywiście Ola jaskiniowa po raz kolejny
pokazała że kobiety też potrafią działać pod ziemią. W
sumie tu też za wiele jaskini nie było ;) ale chociaż parę
przepinek się zrobiło, i wszyscy szczęśliwie wyszli na
powierzchnie. Niektórym dokuczał Crolik, czyli popularne zwierze
jaskiniowe słynące ze swej niechęci do wypinania się ;).
Przebieraliśmy się już w świetle czołówek i lampionu o
nazwie Koń, A wiecie że koń ma wersje rękawiczek pustynnych na
pustynie Gobi ?. Po przetransformowaniu się w zwykłych turystów
(za wyjątkiem „sprawnego zespołu” Extreme który się
jeszcze wybierał na Niżnią) ruszyliśmy w drogę powrotną,
szczęśliwi że mamy już za sobą 2 tak skrajnie trudne jaskinie
przy których Bańdzioch to tylko piwniczka na kartofle :). W
miejscu rozstania się rozdzielając worki z linami mieliśmy
okazje zobaczyć jak śliczny terenowy samochodzik pnie się pod górę
i niektórzy się na chwile rozmarzyli , - ahhh mieć takie cudo
na własność !!
Po
opuszczeniu szlaku udaliśmy się ponownie pod wylot Kasprowej Niżniej
gdzie w głąb jaskini poprowadził nas wielki potwór – DZIEŃDOBRY
!!, w pierwszej sali znaleźliśmy około 10 plecaków ekipy jak
się później okazało z Poznania, którzy prowadzili tam nurkowania,
Po szybkiej kosmetyce lamp karbidowych i porzuceniu plecaków,
popełzliśmy w głąb (pewien głąb wciska się w głąb). Na
pierwszym prożku wyminęliśmy poznaniaków i „porzuciliśmy poręczowanie
odcinka” ze względu na to iż jesteśmy „sprawnym zespołem”
i tak porzucaliśmy większość J odcinków. Dzięki temu że nie
znaliśmy dobrze jaskini to zwiedziliśmy częściowo partie gąbczaste,
a dopiero potem zrobiliśmy „wielki próg” i tu też dopiero w
„rurze” się połapaliśmy że może to być „wielki próg”.
Na wielkim progu musieliśmy wykorzystać liny ze względu na to
że 50% naszej wyprawy było „zespołem średnio sprawnym”.
Dalej bieg przez korytarze i salki, po drodze czołganie w terenie
gniazdowania złotych kaczek i znowu korytarze i salki. W Sali
Rycerskiej 8 sekundowy odpoczynek i kolejny prożek. Tu zabawiliśmy
się w dzielnych hydraulików i ciągnęliśmy z zapałem J. Nasza
niewiedza tematu potem okazała się nieprzyjemna ale przelewaliśmy
wodę z górnego jeziorka bezpośrednio do sali rycerskiej zamiast
do niższego jeziorka. Przelewanie wody okazało się mało
efektowne (3 gumowe węże) więc zaczęliśmy budować jakieś
przejście z kamieni, jako że to też niewiele dało w końcu Max
po prostu przeszedł odcinek wodny „wpław” i stał się
prowodyrem akcji „zimna woda”. Wszyscy – z mniejszym lub większym
niezadowoleniem – przedostali się przez wodę (50% zespołu bez
ubrania) i ruszyliśmy dalej, biegiem do zapałek, niestety za
zapałkami nasz „sprawny zespół” został rozbity do 25% więc
nie schodziliśmy już na dół. Powrót pod znakiem wody został
spowolniony w Sali Rycerskiej, gdzie z pewną taką nieśmiałością
obserwowaliśmy rwący potoczek który został utworzony dzięki
naszym zabiegom hydraulicznym. I niestety potoczek stworzył dość
pokaźne jeziorko w miejscu gdzie dotychczas było sucho i
„mniej sprawna część zespołu” miała mikro problemy. W
drodze powrotnej na niektórych prożkach Max musiał pomagać nam
liną, ale tylko po to żeby wychodzenie szło sprawniej, szybkie
przebieranie i na szlak, gdzie Pawlas zostawił sobie spodnie : ),
Zaniechaliśmy poręczowania odcinka od Kasprowej Niżniej do auta
ze względu na brak batinox’ów . Na parkingu zastaliśmy nasze
Turbo Tico Wyścigówke (TTW), gdzie na szybach odkryliśmy
rysunki naszybne sporządzone najprawdopodobniej przez homo
sapiens . Po wnikliwych badaniach doszliśmy do konkluzji iż był
to Maciek :).Powrót do domu był bardzo mleczny i adrenalinogenny
bo jechaliśmy w gęstej mgle prawie przez całą drogę w Zabrzu
byliśmy o 4
Jaworzno
– zawody wspinaczkowe
Uczestnicy:
Damian Szołtysik oraz członkowie UKS Gim 7
30
10 2004 r.
W
Jaworznie odbył się pierwszy cykl zawodów wspinaczkowych o
Puchar Śląska UKS. Zawody te firmowane są przez PZA. W swoich
kategoriach wiekowych wygrał od nas Marcin Duczek oraz Angelika
Krzyk.
Speleokonfrontacje
Uczestnicy
Kasia i Arek Piegza, Krzysztof Kubocz, Ryszard Widuch, Tomek
Jaworski, Asia Maciejowska
23
– 24 10 2004 r.
W
niedzielę, jako że speleokonfrontacje zakończyły się dość póżno,
zrobiliśmy sobie krótką wycieczkę rowerową. Z Podlesic
wyruszyliśmy czerwonym szlakiem rowerowym, minęliśmy ruiny amku
w Morsku i odbiliśmy na zielony szlak rowerowy prowadzący do Rzędkowic.
Tutaj wjechaliśmy na czarny szlak rowerowy
prowadzący do Podlesic. Następnie zrobiliśmy przerwę na obiad
i dalej ruszyliśmy na szlak rowerowy hotelu Ostaniec. Pogoda była
świetna, warunki na rower idealne- tzw "złota polska jesień".
AWF
Katowice - kursokonferncja PZA dotycząca wspinaczki panelowej.
Uczestnicy:
Damian Szołtysik + opiekunowie i instruktorzy z ścian
wspinaczkowych z różnych klubów.
23
– 24 10 2004 r.
Waciu
Sonelski zorganizował coś w rodzaju szkolenia gdzie na ściance
wspinaczkowej AWF trenowaliśmy różne "dziwne"
sytuacje jak np. ratowanie gościa, któremu wypięła się lina
podczas wspinaczki. Oprócz tego była mowa o treningu wspinaczkowym,
projekcie nowych przepisów zdobywania stopni instruktorskich PZA.
Ogólnie była bardzo wesoła atmosfera.
Skałki
Biblioteki – egzamin na Kartę Taternika
Uczestnicy:
instruktorzy - Ryszard Widuch, Tomasz Jaworski, Zbigniew
Rysiecki (WKTJ)
kursanci
- Ola Skowron, Ania Nahorniak, Michał Maksalon, Grzegorz
Konieczny, Tomek Pawlas, Krzysztof Wojtysiak, Gosia Rysiecka,
Mateusz Golicz.
pozostali
– Damian Szołtysik, Adam Szmatłoch, Maciek Dziurka, Ewa
Okońska
16
– 17 10 2004 r.
Z
wyjątkiem Adama i Ani, którzy siedzieli w skałkach już od
deszczowej soboty pozostali zjawili się w niedzielę. Na skałkach
Biblioteki przeprowadzona egzamin zgodnie z wymogami na KT.
Generalnie wszyscy sobie poradzili z większymi lub mniejszymi
problemami. Pogoda była ku naszemu miłemu zaskoczeniu łaskawa.
Ania natomiast przygotowała przepyszne ciasto, które się zresztą
szybko straciło. (zdjęcia)
na
rowerach po okolicy wędrowali: Henryk Tomanek i Asia
Maciejowska
Naszą
wycieczkę zaczynamy w Złotym Potoku. Kierujemy się szlakiem
Orlich Gniazd w głąb Rezerwatu Parkowe. Jest to przepiękny las
bukowy. Gdzieniegdzie zbaczamy z czerwonego szlaku i próbujemy
jazdy w nieznane po stertach suchych liści i pękających pod kołami
gałęzi. Od czasu do czasu napotykamy ścieżkę przyrodniczą
Rezerwatu Parkowe, opisaną drewnianymi tablicami. Po jakimś
czasie znów wracamy na szlak i docieramy do Ostrężnika. Tutaj
postanawiamy skorzystać z okazji i zobaczyć Rezerwat Ostrężnik
oraz biegnąca przez niego kolejną ścieżkę przyrodniczą.
Prowadzi ona min. przez Jaskinię Ostrężnicką, która była
usytuowana niegdyś w tamtejszym zamku, po którym zostały trudno
zauważalne ruiny. Następnie wjeżdżamy na czerwony szlak
rowerowy i dalej udajemy się leśnymi ścieżkami w stronę
Mirowa. Mijamy Bobolice i przyjemnym odcinkiem leśnym osiągamy
cel naszej podróży, czyli Podlesice. Spotykamy tutaj innych
klubowiczów i wracamy do domu (zdjęcia).
Jaskinia
Brzozowa
Uczestnicy:
Damian i Paweł Szołtysik, Tadek, Tomek, Basia, Artur
Szmatłoch (byli w niedzielę), Aga Szmatłoch, Grzegorz Przybyła
(byli od soboty)
9
- 10 10 2004 r.
W
ramach tzw. „Brzozówek” organizowanych przez HKTJ Brzeszcze
zwiedziliśmy jaskinię Brzozową (plan)
na Jurze. Jaskinia została odkryta w 1999 r. Przypuszczalnie dzięki
temu, że jest zamknięta (właz) ustrzegła się dewastacji.
Mogliśmy podziwiać piękne nacieki poruszając się po
wyznaczonej „ścieżce”. Ponadto znajduje się tu wiele kości,
przypuszczalnie niedźwiedzia jaskiniowego. W sobotę było
ognisko i pokazy slajdów. Spotkałem tu też kolegę z wyprawy w
Kaukaz - Andrzeja Lubra.
W
drodze powrotnej zatrzymaliśmy przy skałkach Łutowca (zdjęcia)
Jaskinia
Pod Wantą
Uczestnicy:
Ryszard Widuch, Michał Maksalon, Koń, Ania Nahorniak, Adam Szmatłoch
9
- 10 10 2000 r.
Dokonano
przejścia jaskini Pod
Wantą.
Kurs
ratownictwa jaskiniowego PZA w Podlesicach
Uczestnicy:
Daniel Bula, Maciej Dziurka
8
– 10 10 2004 r.
W
dniach 8-10 października wraz z Danielem Bulą odbyliśmy
pierwszy stopień kursu ratownictwa jaskiniowego. Po krótkiej
powtórce węzłów i technik autoratownictwa przeszliśmy do
technik ratownictwa. Na początku ćwiczyliśmy w małych 3-4
osobowych grupach, a następnie w sobotę i niedzielę, już wraz
z wszystkimi kursantami, odbyły się manewry ratownictwa. Podczas
nich, poszkodowany w noszach musiał pokonać pionowe i poziome
odcinki linowe. Odbyły się również wykłady na temat techniki
i sposobów ratownictwa.
W dniach 11-14 listopada w Tatrach odbędzie się drugi stopień
kursu, gdzie znowu w takiej samej ekipie spotkamy się by móc ukończyć
cały kurs.
Wyjazd
na Jurę
Uczestnicy:
Maciej Dziurka + 5 osób tow.
3
10 2004 r.
W
niedzielę byłem wraz z 5 osobami <z poza klubu> na
wycieczce na jurze Krakowsko-Wieluńskiej
dokładnie zwiedziliśmy jaskinie: w Zielonej Górze, Towarna i
Dzwonnice, Cabanową, w drodze powrotnej zwiedzaliśmy również
ruiny zamku w Mirowie
Jura
Krakowsko-Częstochowska - rowery
Uczestnicy:
Tomek Jaworski, Asia Maciejowska
3
10 2004 r.
W
Mirowie zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy rowerami na szlak
Warowni Jurajskich (czyli niebieski). Było troszeczkę mroźno
ale za to dobrze się jeździło. Szlak oczywiście bardzo piękny,
nie za trudny, czasem pojawiała się spora ilość piasku. Przy
okazji zobaczyliśmy parę nowych miejsc na Jurze- min. ruiny
zamku w Przewodziszowicach (bardzo skromne). Po godzinie obiliśmy
na czerwony szlak rowerowy prowadzący przez Olsztyn do Częstochowy.
W Olsztynie złapała nas ulewa ale i tak jechaliśmy dalej bo
czas nas naglił. W tej mokrej atmosferze dojechaliśmy na Jasną
Górę. Powrót musieliśmy sobie ułatwić ponieważ Tomek
spieszył się do domu. Tak więc skorzystaliśmy z pociągu i
dojechaliśmy do Myszkowa. Stamtąd - już drogą asfaltową -
dobrnęliśmy do auta. Właśnie zaczęło się ściemniać. Dzień
zaliczam do bardzo udanych.
Zawody
wspinaczkowe UKS na AWF Katowice
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Krzysztof Kubocz (RKG), Angelika Krzyk, Paweł
Szarla, Łukasz Wilczek, Marcin Duczek, Paweł Szołtysik (UKS)
2
10 2004 r.
Na
hali AWF odbyły się zawody wspinaczkowe w kilku konkurencjach.
Najlepsza z naszych była Angelika Krzyk, która zajęła pierwsze
miejsce
Beskid Śląski – rowerem na Równicę
Uczestnicy:
Asia Maciejowska ,
Tomek Jaworski
29.09.2004
Zwyczajowo wolny czas spędzamy w Brennej (
oczywiście jeżeli na nic więcej nie mamy kasy i ochoty ).
Okolicę od naszego miejsca gdzie nocujemy mamy już w promieniu 2
dni marszu całą kilkakrotnie z chodzoną, ostatniej zimy również zjeździliśmy ją na
nartach. Teraz przyszła kolej na rowery. Celem pierwszej
wycieczki padła Równica. Rozpoczęliśmy od trawersu masywu pięknym
szlakiem spacerowym na trasie od Górek Małych do Ustroniu. Z
stamtąd mieliśmy szlakiem czerwonym wjechać na szczyt, ale
sztuka ta udała się do połowy a resztę trzeba było wepchać
rowery ( bardzo stromo ). Na górze odwiedziliśmy Zbójnicka Chatę
i zakosztowaliśmy kwaśnicy na świńskim ryju ( bardzo dobre
polecam ). Szlakiem zielonym zjechaliśmy do Brennej co sprawiło
nam wiele zabawy. Pozostało tylko wjechać na Jaworowy Trawinki
na zboczu Kotarza gdzie mamy domek.
Tatry
- jaskinia Mała
Uczestnicy:
Tomasz Jaworski, Asia Maciejowska, Wojtek Wyciślik, Krzysztof
Wojtysiak
25
- 26 09 2004 r.
Pełni
optymizmu pomimo niezbyt przejrzystej pogody udajemy się do
miejscowości Kiry. Podróż mija szczęśliwie i wesoło
(komentarze Wojtka są rozbrajające). Do Kir dojeżdżamy około
12.30.Tradycyjnie parkujemy u Galicowej. Pogoda niezbyt nas
rozpieszcza-pochmurno, wietrznie no i niestety lekki deszczyk. No
ale nic – szybko przepakujemy wory, przebieramy się, posilamy i
w drogę. Pozwolenia uzyskujemy w Dolinie Kościeliskiej i
ruszamy. Niestety wszędobylska mgła uniemożliwiała podziwiania
pięknych widoków. Kierując się ku masywie Ciemniak droga była
coraz trudniejsza (ślisko z powodu błota a potem śniegu),
powietrze zimne i wilgotne. W końcu doszliśmy do Jaskini Małej
(uprzednio minęliśmy otwór jaskini Marmurowej). Po przebraniu
przykręciłem dwie plakietki i zjechałem w dół a za mną
reszta. Następnie przecisnęliśmy się przez zacisk. Jest
to jaskinia o rozwinięciu pionowym tak więc poruszaliśmy się głównie
w dół. Pomimo że jaskinia jest w większości zaporęczowana to
używaliśmy własnych lin. Jaskinia robi wrażenie. Największa
ze studni, znajdująca się w środkowej części, ma kształt
regularnej gigantycznej rury o średnicy 5 m i długości 110 m.
Poniżej tej studni, na głębokości 200 m od wejścia do
jaskini, znajduje się ogromna komora o długości 85 m, szerokości
20 - 30 m i wysokości 50 - 60 m. Jest
to największa w Polsce komora
jaskiniowa.
Zjeżdżając do niej wrażenie robiły światełka osób stojących
na dole, a na dnie rozległe duże bloki skalne. W niektórych
momentach dosięgał nas deszcz jaskiniowy. Po szybkim
posiłku i odpoczynku zbieraliśmy się do wychodzenia.
Niestety moje odwodnienie oraz kombinezon OP-1 dał mi popalić i
przy wychodzeniu straciłem bardzo dużo sił. Na powierzchnie
pierwsza wyszła Asia potem Ja, Wojtek a na końcu Tomek. Było
około 01.00.Ku naszemu zdziwieniu było dosyć ciepło, mgła
opadła i mogliśmy podziwiać świecące w dole światła różnych
obiektów. Schodzenie w dół obyło się bez większych przeszkód
(poza śliskim szlakiem) wspomagane od czasu do czasu rykiem niedźwiedzi.
U Galicowej byliśmy przed 05.00 skąd udaliśmy się do domu.
Gorce
- rowerem na Turbacz
Uczestnicy:
Damian, Teresa, Paweł Szołtysik, Henryk Tomanek
19
09 2004 r.
Na
rowerach startujemy z Obidowej zielonym szlakiem na Szerokie
Wierchy. Następnie czerwonym osiągamy szczyt Turbacza (1310).
Potem ładnym downhillem szlakami żółtym, czarnym i zielonym
wracamy do Obidowej gdzie zostawiliśmy auto. Pogoda była
znakomita, trasa niezbyt trudna technicznie (może z wyjątkiem
samego podjazdu na Turbacz a potem ostatniego odcinka do
Obidowej) - zdjęcia
z wyjazdu
Beskid
Mały - Wietrzna Dziura w Magurce
Uczestnicy:
Tomek Jaworski, Asia Maciejowska z rodzicami
19
09 2004 r
Samochód
zostawiamy w Straconce i ruszamy zielonym szlakiem na Magurkę-
szczyt w Beskidzie Małym. Po godzinie osiągamy schronisko na
Magurce, położone na wysokości 909 m n.p.m. Od schroniska
kierujemy się szlakiem niebieskim prowadzącym w stronę Czupla.
Otwór jaskini bardzo ciężko znaleźć- pomógł nam w tym jeden
pan, bez którego pomocy raczej byśmy tam nie trafili. No więc
od schroniska idziemy około 10-15 minut. Najpierw mijamy
charakterystyczny „punkt widokowy”- utworzony za sprawą
dokonanej tam wycinki dość dużego obszaru lasu. Po minięciu
tego miejsca idziemy jeszcze jakieś niecałe 5 minut i na skraju
lasu (teren nieco podmokły) skręcamy w drogę leśną w prawo, a
następnie na rozwidleniu w lewo i po paru metrach przy dość dużym
drzewie znajdujemy otwór jaskini.
Jaskinia
malutka- 28 metrów długości i 6 głębokości. Wracamy żółtym
szlakiem prowadzącym przez Rogacz do Straconki.
Wyjazd
skałkowy do Podlesic
Uczestnicy:
Marcin
Duczek, Tadek Lończyk, Olek Wieczorek, Artur Mosionek
19
09 2004 r
Wspinaczki
na skałkach w Podlesicach na drogach otrudnościach VI do VI.2. (zdjęcia)
Tatry
- wejście na Mnicha
Uczestnicy:
Jan Kieczka, Kasia Galica
12
09 2004
Wycieczka
na Mnicha. Początkowo miało nas iść pięciu, ale docelowo poszło
nas dwóch. Trasa wejścia biegła od Zazadniej przez Wiktorówki
dalej ceprostradą do Morskiego Oka szlakiem w kierunku
Szpiglasowej, z którego odbiliśmy na Mnicha. Na Mnicha udało się
wejść praktycznie bez żadnych problemów, użyliśmy do tego
tylko 12 metrów liny tzn. wziąłem, związałem Kasię
ratowniczym i w trudniejszych miejscach asekurowałem ją z ciała.
Wzbudziliśmy tym sposobem wspinaczki trochę sensacji wśród
wspinających się tam taterników, ale wszystko było w miarę
bezpieczne. Po zrobieniu pamiątkowych fotek zeszliśmy w doliny,
z tym że przez Palenicę, a nie tak jak wcześniej przez Wiktorówki.
Wieczorem pojechałem do domu, a Kasie zostawiłem w Kirach.
Pogoda tego dnia dopisała.
Skałki
- Mirów
Uczestnicy:
Adam
Szmatłoch, Ania Nahorniak
12
09 2004 r
Wspinaczki
w skałkach mirowskich.
Okolice
jeziora Płwaniowickiego
Uczestnicy:
Damian, Paweł , Teresa Szołtysik, Henryk Tomanek
12
09 2004 r
Najpierw
na rowerach zataczamy pętlę wokół jeziora Pławniowickiego (w
Pławniowicach jest ciekawy pałac Bellestremów) a potem pływamy
na żaglówce typu Omega (w końcu trzeba zadbać by patent
nie był tylko świstkiem papieru) . Były dość ostre szkwały
więc źle się nie pływało.
Tatry
Słowackie - wycieczka na Lodowy Szczyt Uczestnicy:
Grzegorz Przybyła, Aga Szmatłoch
9
- 10 09 2004 r
Próbowano
wejść na Lodowy od strony Dol. Zimnej Wody. Niestety z powodu dużego
zalodzenia tzw. Konia na sam wierzchołek nie udało się wejść.
Góry
Opawskie - rower Uczestnicy:
Damian, Paweł , Teresa Szołtysik
5
09 2004 r
Auto
zostawiamy w Pokrzywnej i żółtym szlakiem turystycznym (wiedzie
tu również szlak rowerowy) podjeżdżamy na rowerach na
najwyższy szczyt Gór Opawskich - Biskupią Kopę (889). Podjazd
nie jest trudny technicznie (ok 8 km) ani zbyt stromy. Dopiero od
schroniska na sam wierzchołek jest ostro lecz i tam daliśmy radę
bez zejścia z roweru (Teresa szła już tam pieszo). Na szczycie
jest wieża widokowa. Zjazd w dół to upojenie szybkością (każdemu
polecam). Tym razem już tylko szlakiem rowerowym osiągamy w
kilka chwil Pokrzywnę w rejonie Dol. Bystrego Potoku.
Beskidy
Uczestnicy:
Jan Kieczka, Jarek Skaźnik (os tow.)
5.09.2004
r.
W
niedzielę rano wraz z moim kumplem Jarkiem pojechaliśmy na
wycieczkę w Beskidy. Trasa biegła z Wapienicy przez Przykrą, Błatnią,
Stołów, Klimczok do Szczyrku, gdzie udaliśmy się na msze do kościółka
na tzw. Górce. Po kościele ruszyliśmy trasą biegnącą również
przez Klimczok dalej Szyndzielnię, Dębowiec do Wapienicy, gdzie
zostawiliśmy nasze auto. Pogoda tego dnia była dobra.
Wspinaczka
w skałkach mirowskich Uczestnicy:
Tomasz Jaworski, Asia Maciejowska, ...
4
- 5 09 2004
Wspinaczki
w Mirowie
Góry
Towarne i okolice Uczestnicy:
Damian Szołtysik , Janusz Rudol (Rudi)
29
08 2004
Rowerami startujemy z
Kusięt w pobliskie wzniesienia Gór Towarnych. Zwiedzamy tu
jaskinię Cabanową. Następnie jedziemy czerwonym szlakiem do
rezerwatu Zielona Góra gdzie wchodzimy do ładnej jaskini W
Zielonej Górze. Dalej szlakiem rowerowym osiągamy Mstów nad płynącą
tu Wartą. Następnie jedziemy niebieskim szlakiem w stronę Małusowa
i Turowa. Po drodze dość przypadkowo przejechaliśmy ładną
dolinką. W końcu dotarliśmy do czerwonego szlaku rowerowego i
nim do Olsztyna. W starym kamieniołomie byliśmy w jaskini W
Kielniku. Jest to dość duża jak na Jurę jaskinia. Nad kamieniołomem
przeszliśmy jaskinię Magazyn. W końcu po zrobieniu 40 km pętli
dotarliśmy do auta w Kusięach. Trasa ładna, było dość
upalnie.
Wyjazd w Beskidy
Uczestnicy:
Ola Skowron, Daniel Bula
24
- 26 08 2004
Wtorek rozpoczął się dla nas bardzo wcześnie i pierwszym pociągiem dojechaliśmy do Bielska Białej - Leszczyny. Nasza trasa- dość już tradycyjna- prowadzić miała przez Szyndzielnię, Klimczok i ostatecznie zaprowadzić na przeł.
Karkoszczonkę. Ledwo jednak oddaliliśmy się od torów czekał nas pierwszy postój... przed/w cukierni. Posileni ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem na Dębowiec (cały czas asfaltem!), a potem zielonym, pod osłoną bukowego lasu
doszliśmy do schroniska na Szynzdielni. Trochę nam to zajęło- po drodze były częste i długie postoje, gdyż pogoda jak nigdy dotąd nam dopisała i jak nigdy do tej pory
postanowiliśmy z tego korzystać. Kolejny popas na trawiastych zboczach Klimczoka. Schodząc dalej mogliśmy podziwiać przepiękną panoramę znacznej
części Beskidu, widać było z resztą nawet Tatry. Dalej spotkaliśmy grupkę 7.osobową z wielkopolski bodajże, poszukującą Trzech Kopców. No i tu nasz znawca mógł się wykazać udzielając wyczerpujących opisów nie tylko dojścia ale i samego przejścia do końca jaskini (dla mnie to zbyt skomplikowane). Tamci wprawdzie pojętni, ale raczej nie tego się spodziewali i całe szczęście szybko dość zawrócili-bo nie spotkaliśmy ich 2,5h później. Do Chaty WT dotarliśmy wg planu-o 18. Tam zjedliśmy "obiad", następnie nie tracąc czasu wdzialiśmy ciuchy, które lubią się brudzić i w towarzystwie Marka Pakury znów tą samą drogą do jaskini. Ściemniało się już, gdy dochodziliśmy do celu, mijając w dodatku ponad 20.osobową grupę z Bielska!, którzy mieli "zaparkowane" na zboczu TAKIE auto,
że brak słów i dech zapiera. Po standardowym poszukiwaniu otworu, które ja zakończyłam;))), Daniel z Markiem mieli szukać nieszczęsnych 200.metrów, znaleźli jednak tylko kolejnych turystów. Zaprowadziliśmy ich do końca jaskini, Buli dokarmiał czekoladą, trochę sami jeszcze się pokręciliśmy i wyszliśmy zabierając z sobą całkiem już zdezorientowaną czwórkę.
Potem kolejny posiłek, kąpiel w ciepłej wodzie-ech;) i spać.
Kolejny dzień rozpoczęty śniadaniem o 12 (dla Marka było to kilka godzin wcześniej) był nic
nierobieniem- bo w końcu po to tam przyjechałam. Zasadnicza jednak jego część to wylegiwanie się gdzieś na polanie między Karkoszczonką a
Kotarzem. Stamtąd po paru godzinach wygonił nas głód, chłód i 7 małych, wrednych psów. Znów jeść, darmowa ciepła woda. W całym schronisku była nas tylko trójka, wiec wieczór
spędziliśmy razem rozmawiając, wsłuchani w grę Marka na gitarze...
Czwartek- dzień powrotu do rzeczywistości, i do pracy. Pobudka, pakowanie, śniadanie z pyszną herbatą, pożegnanie i wymarsz o 8:08. Trasa, której szczerze nie lubię: przez Klimczok do Wilkowic- Bystrej na pociąg o 12:20. Na Klimczoku robimy sobie długą przerwę. Tam też przyplątał się do nas ogromny bernardyn, cały ubrudzony, ociekający nieustannie produkowaną śliną, okropnie groźnie reagujący na zawołanie "kici-kici"! Zrobiliśmy mu parę zdjęć i chcieliśmy iść, ale pies szedł za nami. Facet ze schroniska powiedział nam ze przybłąkał się tego samego ranka. W końcu udało nam się wymknąć i ruszyliśmy dalej już nie marnotrawiąc czasu. Wyjazd zakończył się dla nas w Gliwicach, skąd jakiś czas potem pojechałam do domu, by inni mogli pracować.
Wejście
na Gierlach Uczestnicy:
Aga Szmatłoch, Grzegorz Przybyła
24
08 2004
Dokonano
wejścia na Gierlach (2654) od strony Dol. Wielickiej.
Rowerem
do źródeł Wisły Uczestnicy:
Damian, Paweł , Kamil Szołtysik, Łukasz Klimas (os. tow.)
21
08 2004
Rowerami startujemy z Wisły Czarne.
Wzdłuż Białej Wisełki niebieskim szlakiem na Baranią Górę.
Następnie zjazd wzdłuż Czarnej Wisłeki czarnym szlakiem w dół.
Pogoda była dobra.
Słoneczne
Skały - niedaleko Krakowa
Uczestnicy:
Marcin Duczek, Olek Wieczorek, Tadek Lończyk .
15
08 2004
Wspinamy
się na róznych drogach (w skali od VI do VI.2 ) . Każdy z
nas, zalicza kilka przejść ...
Karlin,
Mirów
Uczestnicy:
Marcin Duczek, Olek Wieczorek, Tadek Lończyk, Sebastian Śmiarowski
8 08 2004
Rano
podjechał do mnie Tadek swoją srebrną „błyskawicą” wraz
z Sebastianem. Gdy już się zapakowałem do auta, wyruszyliśmy
po Olka ... W samochodzie padła propozycja wyjazdu, do
nieznanego nam jak dotąd rejonu wspinaczkowego – Karlina . Po
dojechaniu na miejsce, udajemy się prosto pod skały ... Gdzie
po zobaczeniu tamtejszych dróg ... odechciało nam się
wspinania na najbliższy miesiąc. W owych skałach próbujemy
jedynego VI.2 (niższych nie było) ... lecz udaje nam się dojść
do 3 z 7 J
wpinek. Postanowiliśmy opuścić tutejsze skały, i udać się
do pobliskiego Mirowa ... Gdzie patentujemy „Drogę Prokopów”
VI.1+/2 , lecz nie udaje nam się poprowadzić owej drogi L.
Wspinamy się także na Zygzaku, gdzie po krótkim namyśle
prowadzimy (Ja wraz z Olkiem) „Kumatego Gostka” VI.1+
. Wszyscy razem, poza wyższymi wyczynami, wspinamy się na
drogach w skali od V do VI.1 . Około 19:00 wracamy do domu, i o
około 20:00 godziny jesteśmy w domu. Wyjazd wpisany
standartowo do rubryki „udanych”J.
Wspinaczka
na górze Skałki (Żelazko) Uczestnicy:
Damian, Paweł , Kamil, Teresa Szołtysik
25
07 2004
Dość
odludne miejsce. Skałki niezbyt wysokie i kruche. Wszystko
rekompensuje spokój tego miejsca. Robimy 5 dróg.
Wyjazd
do Jaskini Małołąckiej
Uczestnicy:
Tomek Jaworski, Janusz Rudol (Rudi), Asia Maciejowska
17
- 18 07 2004
Wyjechaliśmy
w sobotę o 6:30. Zahaczyliśmy o Zakopca, aby zakupić książki.
Później pojechaliśmy na Polanę Rogoźniczańską żeby zamówić
nocleg. Wyruszyliśmy o godz. 12:30 spod Doliny Małej Łąki.
Mieliśmy szczęście bo wstrzeliliśmy się pogodę- było
dość słonecznie. Czasami było jednak za gorąco, ale to i tak
lepsze niż deszcz. Pod otworem byliśmy przed 17, nie było większych
problemów z jego odnalezieniem. Gdy tam dotarliśmy zaskoczyła
nas obecność grotołaza w tejże jaskini. Co jak co, ale Małołącka
nie należy do popularnych jaskiń i jest odwiedzana sporadycznie,
w związku z czym byliśmy zaskoczeni jakąkolwiek obecnością .
Czekaliśmy niecałą godzinę, aż nasz poprzednik opuści dziurę.
Weszliśmy przed 18. Rudi zaporęczował pierwszy 120 metrowy
odcinek i dojechał do pierwszej w miarę bezpiecznej półki
skalnej, gdzie czekał na Tomka a później na mnie. Jaskinia ta
jest bardzo niebezpieczna ze względu na dużą ilość gruzu
skalnego, w związku z czym trzeba poruszać się w dużych odstępach.
Najlepiej jak porusza się tylko jedna osoba. W połowie jaskini
jest w miarę dobre miejsce na schowanie się. Ja, jako ostatnia
dotarłam do tego miejsca i zaczęłam poręczować następny
odcinek (plakietki w całej jaskini). Przy wychodzeniu poruszaliśmy
się w tych samych odstępach. Cała akcja poszła nam w miarę
sprawnie, nie naruszyliśmy zbyt wielu kamieni. Jaskinia nie robi
wielkiego wrażenia. Układ jest prosty- jeden ciąg. Co prawda z
góry nie dojrzymy dna, ale generalnie można powiedzieć, że
jest to jedna wielka pochylnia. Gdy czekałam na resztę
ekipy kilkadziesiąt metrów poniżej otworu czas mi się bardzo dłużył,
wyłączyłam więc światło. To był jeden z atrakcyjniejszych
momentów w tej jaskini, ponieważ mogłam obserwować światełko,
które docierało do mnie gdzieś z głębokości. Wtedy dopiero
dostrzegłam, że jest coś pięknego w tej jaskini i że ma
interesujący kształt, mimo iż pozornie wydaje się banalnie
prosty.
O
22 wyszłam z dziury a po 23 zaczęliśmy schodzić w dół. To była
najmniej przyjemna część wycieczki. Brak jakiejkolwiek ścieżki,
otaczająca ciemność i ukryte kamienie pod roślinnością
sprawiły, że bardzo długo nam zeszło zanim dotarliśmy do
szlaku. Poruszanie się po szlaku było jak wpadnięcie w
czarną dziurę. Dolina zdawała się nie mieć końca. No, ale w
końcu o godz. 3 dotarliśmy do auta i pojechaliśmy na Polanę
Rogoźniczańską.
Do domu wróciliśmy w niedziele wieczorem. Planowany zjazd
progiem Mułowym odłożyliśmy na inny termin, ze względu na
brak chęci na podjęcie się zadania
W
ten weekend ruch jaskiniowy był dość wzmożony-oblegane były
popularniejsze jaskinie. Spotkaliśmy min. ekipę z Dąbrowy, która
wchodziła do Nad Kotlin.
Beski
Śląski Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Tadeusz Szmatłoch oraz osoby tow.
17
- 18 07 2004
r.
Spenetrowano
osuwisko w płd - wsch zboczach Mł. Skrzycznego. Znaleziono tylko
2 małe nory.
Wyjazd
w Pieniny Uczestnicy:
Ryszard Widuch oraz os. tow. Marzena i Maciek Widuch
10
- 11 2004
r.
Wejście
na Wysoką w ramach zaliczania "korony" gór polskich.
Na rowerach wycieczka na słowacką stronę.
Wyjazd
do jaskini w Tatrach Uczestnicy:
Maciek Dziurka, Mateusz Golicz, Janusz Rudol, Ola Skowron
2
- 3 07 2004
r.
„....cześć
Maciek jedziemy gdzieś- przecież są wakacje...w skały,
jaskinia, jaskinia, skały? Dobra jedziemy do dziury. Hmmm...ale
gdzie? Może do ... A zespół ...- jeszcze się zgramy...”
No i padło i się zgrano i we czwórkę wyjechano.
Szybkie pakowanie szpeju, pożegnanie znajomych, całus od Ewy z
zakręconą łezką, i w drogę na południe. Ola pilotowała
Mateusza, a tyły obstawiałem ja i Rudi. Przed północą
znajdujemy miejsce noclegowe ... próbujemy smakołyków polskiej
i węgierskiej kuchni powstających w kilka chwil, planujemy wyjście
na godzinę 6.00 i o północy spadamy spać. Jeszcze wysnuwamy
kilka teorii min.: po co świetliki świecą, dlaczego śpiwory
mają takie małe tarcie itp.- wszystkie bardzo ciekawe i około
pierwszej zasypiamy.
Nasza pobudka 5,30 podłubanie bułki, szybka herbata i w drogę...
Rudi wstaje o rewelacyjnej godzinie 5.57 i w cztero osobowej
ekipie zaczynamy akcje jakoś dwadzieścia po szóstej. Gnamy do
Kościeliskiej i już po chwili musimy ściągać rozpędzonego
Rudiego ze Ścieżki nad Reglami, następnie wskakujemy na
„nasz” szlak i zaczynamy nabierać wysokość. Podziwiamy
widoki i po chwili wskakujemy na ścieżkę prowadzącą pod ścianę.
Szukamy dziury to tu, to w połowie ściany, potem prawie już na
siodle, to znów na dole i tak przez jakiś „dłuższy” czas.
W końcu po wielu próbach podratowania się telefonem, trafiamy
na otwór ( za sprawą wielkiej trójki: Damian, Ryszard i Tomek
).Po sprawnym przebraniu się znikamy pod ziemię. Akcja przebiega
sprawnie, próbujemy się nawzajem uzupełniać i w końcu
zdobywamy najniższy planowany punkt jaskini. Podczas
wychodzenia jedni są bardziej, a inni mniej zmęczeni. Wzmacniamy
się resztkami szturm żarcia i ruszamy na powierzchnie.
Jeden wór zalicza prawie 30-sto metrowy lot, ale nikogo to nie
zraża, ponieważ wiemy, że jeszcze czekają nas ciasnoty. Dzięki
współpracy wydostajemy wszystkie wory, i grubo przed świtem
stajemy znowu we czwórkę przed otworem. Chwile podziwiamy
migotające w dole światła, przebieramy się i powoli schodzimy
w dół. Przy samochodzie jesteśmy wczesnym rankiem, natrafiamy
na małe problemy z alarmem i w deszczowej aurze wracamy do domu.
Plan zostaje wykonany, wszyscy są szczęśliwi i kolejny raz
sprawdzają się teorie: że w dziurze liczy się praca
zespołowa, że czas akcji może się „troszkę” przedłużyć
i że pomimo zmęczenia człowiek zmobilizuje się( nieugięta
Ola) i pokona wszelkie przeszkody( walczący z zaciśniętymi zębami
Mateusz).
Wyjazd
w skałki mirowskie Uczestnicy:
Krzysztof Kubocz, Marcin Duczek, Artur Mosionek
26-27
06 2004
r.
Wspinaczki
na skałkach mirowskich
Wyjazd
do jaskiń Wierna i Brzozowa
26
06 2004
r.
Uczestnicy:
Ola
Skowron, Sebastian Śmiarowski, Tadeusz Lończyk, Janusz Rudoll (
Rudi ) , Tomek Jaworski
Dzięki
Spelo Trekowi odwiedziliśmy jaskinię Wierną , a dzięki chłopakom
z HKTJ jaskienie Brzozową
Wyjazd
rowerowy w rejon sztolni tarnogórskich Uczestnicy:
Damian, Teresa Szołtysik, Hernryk Tomanek, Basia,Tadek i
Artur Szmatłoch
13
06 2004
r.
Trasa
wiodła wzdłuż rejonu sztolni. W lesie natrafiliśmy na ruiny
wieży szybowej, przypuszczalnie z XIX w.
Wyjazd
na skałki do Rzędkowic Uczestnicy:
Adam Szmatłoch, Ania Nahorniak
12
- 13 06 2004
r.
Wspinaczki
na skałkach rzędkowickich
Wyjazd
do jaskini Marmurowej
Uczestnicy:
Michał Maksalon, Maciek Dziurka, Gosia Rysiecka, Mateusz
Golicz
11
- 12 06 2004
r.
Doba pełna przygód: ekipa kompletuje się około 16:00 w piątek,
Jedziemy samochodem mojej mamy (Musso). Naturalnie, deszcz.
Zaczyna się od tego, że po drodze do Zakopanego wyjeżdżam
trochę za daleko z podporządkowanej i... trąbi na mnie nie kto
inny, jak tylko Piciu -- nie znamy się osobiście, ale przy
okazji, pozdrawiam.
Samochód zostawiamy u p. Galicowej i ruszamy
czerwonym w stronę Ciemniaka. Maks gna jak szalony, my, śmiertelnicy,
wleczemy się za nim. Tempo niby to samo, ale różnica w długości
nóg znaczna, a przynajmniej tak to sobie tłumaczymy (nie żeby
jakiś brak kondycji, skądże, nigdy). Powoli zaczyna się ściemniać.
Okazuje się, że Maciek był tu, owszem, ale dwa lata temu, a
Gosia, była tu, owszem, ale w zimie i w ogóle nic nie pamięta.
W zasadzie nie pada, zawsze to coś, ale z drugiej strony - opada
mgła i widoczność zmniejsza się do jakichś dziesięciu metrów.
W tej sytuacji postanawiamy skorzystać ze zdobyczy współczesnej
techniki - i bynajmniej nie chodzi tu o GPSa... Szukamy ofiar w
książce telefonicznej mojego telefonu i wybór szybko pada na
Tomka. Po kilku minutach konsultacji (DZIĘKI) biegniemy już ścieżką
nad Małą Świstówką i mniej-więcej o wpół do dwunastej osiągamy
otwór. W jaskini... deszcz, już za drugim zjazdem dokładnie 75%
ekipy jest przemoczone. Dysponujące wodoszczelnym kombinezonem
pozostałe 25% zostaje zalane na prożku w stronę starego dna. No
cóż, bywa. Zgodnie z wcześniejszymi planami, odwiedzamy obydwa
dna, robimy sobie pamiątkowe zdjęcie w Piaskownicy i uciekamy do
góry, w skrócie rzecz ujmując. Ciągle leje się na nas woda, w
pewnym momencie przestaje nam to przeszkadzać. Wychodzimy około
piątej nad ranem i odkrywamy, że pod nami jest całkiem niezła
przepaść. Nie ma mgły, zawsze to coś - ale z drugiej strony...
zbiera się na deszcz. Kiedy zaczyna porządnie lać, jesteśmy już
przy samochodzie... tylko co z tego, skoro alarm się zepsuł?
Nijak nie jesteśmy w stanie otworzyć samochodu, coś nie tak z
pilotem. Godzina w plecy i sporo hałasu na placu u Galiców
(syrena)... Po drodze psuje się jeszcze drążek zmiany biegów,
ale opanowujemy sytuację... Akcja kończy się w samo południe...
UPDATE: W kilka dni później rozpadła się skrzynia
biegów i jednocześnie spaliło sprzęgło. Mama zaklina się, że
już więcej tym samochodem jeździć nie będzie :-)
Wyjazd
turystyczny w Sudety Uczestnicy:
Ryszard Widuch + osoby towarzyszące
11
- 13 06 2004
r
Jaskinia
Czarna Uczestnicy:
Jan Kieczka, Kasia i Hania Habina
6
06 2004
r.
Po
kościele udałem się wraz z Kasią i Hanią na wycieczkę do
jaskini Czarnej, w partie Żyrafowe i Kolorado. Dla dziewczyn była
to pierwsza tatrzańska jaskinia, która bardzo im się spodobała
szczególnie jeśli chodzi o błotko w Kolorado J. Akcja w jaskini
odbyła się bez żadnych przeszkód poza tym, że mieliśmy jeden
komplet sprzętu, którym musiałem wynosić tam i z powrotem ,
podając dziewczynom przy wejściu i zejściu. Po zejściu w
doliny pojechałem do Zazadniej by zawieźć koleżanki, a sam udałem
się do domu. Pogoda była ok.
Zjazd
na nartach z Koziego Wierchu Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Mateusz Golicz, Jan Kieczka
5
06 2004
r.
Rano
wyruszamy z Rudy "nowym" autem Mateusza. Po 3 godzinach
spotykamy się z Jasiem i Kasią w Zazadni. Jasiu podrzuca nas do
Palenicy. Stąd już tylko w dwójkę maszerujemy z nartami wśród
tłumów "turystów" asfaltem w stronę Wodogrzmotów
stając się mimo woli obiektem zainteresowania o tej porze roku.
Na szczęście w dolinie Roztoki ludzi jest mało. W dwie godziny
jesteśmy przy Wielki Stawie. Pogoda ulega drastycznemu
pogorszeniu. Zacina deszczem prosto w twarz. Generalnie śniegu było
już mało ale w żlebie spadającym z Koziego Wierchu (2231) leżało
go jeszcze na tyle aby zrobić zjazd. Próbuję początkowo
podchodzić żlebem w fokach ale śnieg jest na tyle rozmiękły i mokry, że rezygnuję i podchodzimy bokiem na sucho. Dochodzimy
pod skały piętrzące się pod szczytem gdy pułap chmur na tyle
się obniżył, że widoczność mocno się ograniczyła. W tym też
momencie żlebem, gdzieś z góry staczał się duży głaz a wraz
z nim śnieżna lawina ale na szczęście tylko powierzchniowa.
Nie wychodzimy więc na sam wierzchołek tylko zjeżdżamy z tego
miejsca w dół. Mateusz jako zawodowiec wykonał kilka szybkich
skrętów i już był 100 m niżej. Ja najpierw asekuracyjnie zsunąłem
się bokiem a potem dopiero pognałem za Mateuszem. Mimo, że śnieg
ciągle wyjeżdżał spod nart to jazda była w sumie przyjemna,
nie licząc kilka przyhaczeń o ukryte kamienie. Szczęśliwie
zjeżdżamy do końca żlebu a potem przeskakujemy do sąsiedniego
żlebu gdzie śnieg schodził znacznie niżej. Zjazd kończymy
nieopodal szlaku przy Wielkim Stawie. W międzyczasie chmury obniżyły
się i tylko widzimy dolny fragment pokonanego przed chwilą żlebu.
Deszcz padał już bez przerwy na całym zejściu do Palenicy. Zejście
oczywiście było trochę nużące zwłaszcza ostatni fragment
asfaltem do szlabanu gdzie czekał już Jasiu z Kasią i Markiem
(brat Kasi). Jedziemy jeszcze do Zazadni na herbatkę do Kasi a
potem już wracamy do domu. Całkiem nie źle jak na jeden dzień.
(zdjęcia
z wyjazdu)
28-lecie
Klubu - Kłodnica
Uczestnicy:
Damian i Teresa Szołtysik, Tadek, Adam, Aga, Basia Szmatłoch,
Wojtek Wyciślik, Grzegorz Przybyła, Tomek Jaworski, Asia
Maciejowska, Ania Nahorniak, Ryszard i Marzenna Widuch, Marcin
Duczek, Maciek Dziurka, oraz osoby towarzyszące (około 25
osób)
29
05 2004
r.
Wojtek
przygotował imprezę. Były piosenki i gitara a także dużo śmiechu.
Rocznica nie okrągła więc część klubowiczów "świętowała"
na skałkach w Łutowcu. Dziękujemy Wojtkowi z przygotowanie
wszystkiego.
Wyjazd
rowerowy w Beskid Śląski
Uczestnicy:
Damian Szołtysik oraz osoby towarzyszące
21
- 23 05 2004
r.
Baza
w Szczyrku. Trasa na rowerze: Szczyrk - Salmopol - Smrekowiec -
Wisła Malinka - Salmopol - Czyrna - Szczyrk. Piękny zjazd jest
zielonym szlakiem do Maliniki. W drodze powrotnej odwiedziłem
uroczą chatę Ani Nahorniak (nieopodal szlaku rowerowego na
Skrzyczne), w której akurat przebywała Ania z mamą oraz inni członkowie
Klubu (m in. Adam, Tadek, Basia, Aga Szmatłoch, Grzegorz Przybyła)
- zdjęcia
Dolina
Kobylańska
Uczestnicy:
Kasia i Hania Habina, Bożena, Kieczka Jan
23.05.2004
r.
Wyjazd
mający na celu zapoznanie się moich koleżanek z podstawowymi
zasadami wspinaczki oraz zapoznanie się z przyrządami
jaskiniowymi. W programie wyjazdu było: wspinaczka na wędkę,
wychodzenie na przyrządach, zjeżdżanie w rolkach, ognisko.
Pogoda tego dnia podobnie jak kobiety zmienną była J.
Międzynarodowe
Mistrzostwa Polski w wspinaczce - Gdańsk
Uczestnicy:
Krzysztof Kubocz, Marcin Duczek
21
- 23 05 2004
r.
Wyjazd
do Gdańska na mistrzostwa Polski w wspinaczce na sztucznej ścianie.
W gronie 50 zawodników Marcin zajął 18 miejsce. Zwyciężyli
Rosjanie. (zdjęcia)
Wyjazd
rowerowy w Beskid Mały Uczestnicy:
Olek Wieczorek, Sebastian Śmiarowski
20
05 2004
r.
Z
Pszczyny pojechano na górę Żar i okolice.
CZECHY
- wyjazd na rowery w Beskid Śląsko - Morawski
Uczestnicy:
Damian Szołtysik oraz osoby towarzyszące
17
- 19 05 2004
r.
Wypady
na rowerze w okolicach miejscowości Komorni Lhotka. Przejechałem
m in. trasę: Komorni Lhotka - Godula - Ropiczka - Kotar - Komorni
Lhotka. W zachodniej części Beskidu Śląsko - Morawskiego występują
skały wapienne i zjawiska krasowe (okolice miejscowości
Sztramberg).
Wyjazd
kursowy na Jurę zawierciańską
Uczestnicy:
Tomasz Jaworski, Asia Maciejowska, Jan Kieczka, Maciek Dziurka,
Daniel Bula
14
- 16 05 2004
r.
Kurs
autoratownictwa na skałkach w Podlesicach.
Wyjazd
wspinaczkowy na Jurę zawierciańską
Uczestnicy:
Adam Szmatłoch, Anna Nahorniak
8
- 9 05 2004
r.
Wspinaczki
na skałkach w Ryczowie, Podzamczu i Lisiej Górze. Tłok na skałkach.
Wyjazd
w Góry Sokole
Uczestnicy:
Ola Skowron, Daniel Bula, Mateusz Golicz, Gosia i Zbig
Rysieccy z rodziną
1
- 3 05 2004
r.
Majówka dla mnie zaczęła się w dość ciekawy sposób: około
godziny 10 w sobotę zadzwonił do mnie Bogu i spytał się czy go
widzę. A że właśnie stałam przed lustrem w domu i czesałam włosy,
to raczej nie miałam takiej możliwości. Okazało się, że
''zabójcza trójka'' już jest na miejscu i szuka miejsca na
polanie koło Olsztyna, która w tym roku była zawojowana przez
Poznaniaków w dość znacznych ilościach. Jak się później
okazało znalezienie miejsca na rozbicie namiotu nie było łatwym
zadaniem. W mniej więcej 4 godziny po nich dojechałam tam z tatą,
mamą i bratem. Nie zastaliśmy ich , bo w tym czasie wspinali się
w miejscu sobie bliżej nie znanym (które po późniejszym
spacerku okazało się Bońkiem). Jakie drogi łoili, to już oni
wiedzą sami najlepiej , w każdym razie mam napisać , że bardzo
trudne, w skalach około VI (a według Buliego nawet VII).
Gdy wreszcie się spotkaliśmy zaczął padać deszcz
i trochę trwało zanim przestał, z których to powodów nie
poszliśmy się wspinać, tylko do dziury. Ekipa nie miała sprzętu
jaskiniowego, więc wybraliśmy bezsprzętową Jaskinię Pod Sokolą
Górą-koło Studniska. Trzeba przyznać, że dzięki temu, iż
mieliśmy tylko 2 latarki, na dodatek o ograniczonych możliwościach
świetlnych, na pewno oszczędziliśmy sobie nieprzyjemnych widoków,
jakie niestety w jaskiniach jurajskich ostatnimi czasy panują.
Generalnie jaskinia się podobała i była natchnieniem dla co
poniektórych cytujących m.in. Króla Lwa. Po wyjściu było już
ciemno, a ja z moją orientacją zaszłam nie tyle daleko, co w to
samo miejsce z którego startowaliśmy. Ale dzięki Buliemu
trafiliśmy bezpiecznie do obozu. Tam udało nam się dopchać do
ogniska i upiec kiełbaski, na które skusiła się nawet Ola, która
raczej nie przepada za tego typu tłustym żarciem. Nie wiedzieć
czemu tego wieczora poszliśmy wcześnie spać, ale nie wszystkim
dane było zasnąć tej nocy. Buli z Olą i Bogiem namiot mieli
rozbity w dość niefortunnym miejscu blisko ogniska, gdzie środowisko
popisywało się w powiedziałabym raczej negatywny sposób. Tak
więc Poznaniacy trochę zrazili do siebie ''naszych''. Ja się już
przyzwyczaiłam do tego typu ''nadpobudliwości'' częstych u
grotołazów. Trzeba jednak przyznać, że pod tym względem RKG
to wyjątek na skalę krajową.
Następny dzień zaczęliśmy, choć trwało ze 2
godziny nim wiosenni się zebraliśmy, (a dokładniej to nim pewna
dwójka się zebrała) od wyjazdu nad jeziorko za Biskupicami.
Rozczarowani musieliśmy jednak wrócić, bez orzeźwiającej kąpieli,
gdyż jeziorko wyschło z nieznanych bliżej powodów. A Buli
znowu się nie umył.
Po długich naradach wybraliśmy się na skały w Góry
Towarne. I trzeba przyznać iż był to świetny wybór, gdyż
brak tam było wszędobylskich turystów włączających w autach
radia z nadajnikami nastawionymi na techno i rozrzucających po
bokach śmieci. Tam powspinaliśmy się z kośćmi, tudzież na wędkę.
I tu dygresja do przyszłych partnerów Boga - nie łudźcie się,
on ''da radę''. Skali trudności nie oceniam , bo się na tym nie
znam. [Wuhahahah. IV+? V?. Taaak, jassssssssne, da radę. - przyp.
Bogu]
Pogoda była cudna - wiosenne słonko uśmiechało się
do nas, a wiatr od czasu do czasu głaskał drzewa. Sielankowy
nastrój towarzyszył nam również na spacerze po zamku w
Olsztynie, gdzie Sztajger zwęszył potencjalne możliwości
krasowe - a było to w lochach. Nie mogłabym nie wspomnieć o
lodach włoskich, które moglibyśmy jeść w ogromnych ilościach,
gdyby nie to, że zamykali sklep dość wcześnie. Po powrocie
wieczorem do obozu ekipa skonsumowała coś na kształt kolacji i
wróciła do Rudy. Ja zostałam do poniedziałku i muszę przyznać,
że impreza wieczorna udała się o wiele lepiej niż poprzedniego
dnia. Po zaśnięciu mamy wyciągnęłam gitarę szkolną mego
brata i cudem naciągnęłam Picia Poznańskiego na granie. Śpiewaliśmy
głęboko w noc, aż gdy około 4 nad ranem, kiedy to śpiewaliśmy
odpowiednio do sytuacji piosnkę SDM, rozpadało się i poszliśmy
spać. W poniedziałek pozbieraliśmy się koło południa i wróciliśmy
do domu.
(zdjęcia
z wyjazdu)
Wyjazd
skałkowy do Piaseczna Uczestnicy:
Krzysztof Kubocz, Dawid Mosionek
1
- 3 05
2004 r.
Wspinaczki w skałkach okolic Piaseczna.
Wyjazd
w Beskid Śląski Uczestnicy:
Asia Maciejowska, Tomek Jaworski
2
- 3 05
2004 r.
W
niedzielę rano wyruszyliśmy pociągiem z Katowic do Węgierskiej
Górki. Specjalnie na podróż upiekłam przepyszną babkę
cytrynową, ale Tomek niestety tego nie docenił i skomentował
odpowiednio. No cóż i tak wiem swoje...Wyruszyliśmy czerwonym
szlakiem prowadzącym na Baranią Górę. Było ciepło i dość
duszno, więc nie najlepiej się wchodziło. Po około trzech
godzinach dotarliśmy na Radziechowską Magurkę. Stąd musieliśmy
zboczyć na zielony szlak- schodziliśmy około godzinę w dół.
Jakoś mało w nas było entuzjazmu. Jako że grotołazi zawsze
znajdą dziurę w całym, postanowiliśmy zaliczyć też parę
norek na tym wyjeździe. Zaplanowaliśmy odwiedzenie Rezerwatu Kużnie-
pięknego miejsca obfitującego w różnorodne formacje skalne.
Tutaj ujawniły się moje niespodziewane zdolności. Okazało się,
że mam nosa do dziur-znalazłam aż dwie, mimo że Tomek bardzo
chciał tego dokonać. Pierwsza z nich to jaskinia Pod
Balkonem-malutka, druga to jaskinia Chłodna- trochę większa
ponad sto metrów. Do j.Chłodnej wchodziliśmy osobno, można się
tu naprawdę zgubić-same zawaliska i milion możliwości przejścia
jej. Z rezerwatu Kuźnie podchodziliśmy na Magurkę Wiślaną,
gdzie Tomek znalazł sobie skałki bulderowe. Kazał sobie robić
zdjęcia, więc robiłam...Dochodziła już godzina dziewiąta,
robiło się ciemno, więc szukaliśmy miejsca na nocleg. Hmm...
nocleg- dobrze powiedziane. Po prostu spaliśmy pod gołym niebem
i to jeszcze w ciekawej pozycji, czyli na wznak z twarzą zwróconą
do księżyca. Księżyc widzieliśmy w całej okazałości- nic
tylko wyć do niego. No więc ja już byłam ugotowana. O dziwo
jakoś przeżyłam tę noc, ale powiem szczerze, że komfort poczułam
dopiero około czwartej nad ranem, kiedy zaczęło padać i
rozwiesiliśmy folię udającą namiot. Ta noc była bardzo długa....Wstaliśmy
o ósmej-aura była zniechęcająca (deszcz). Powędrowaliśmy
dalej. Po godzinie dotarliśmy pod Jaskinię Malinowską. Namówiłam
Tomka, abyśmy tam skoczyli. Błota było pod dostatkiem. Ostatnio
tyle tego widziałam w Chelosiowej. Później już tylko dwie
godziny i byliśmy u Tomka w domku w Brennej. (zdjęcia
z wyjazdu)
Ciepły
prysznic-tego mi było trzeba, hehe.
Wyjazd
w Tatry Uczestnicy:
Jan Kieczka
1
- 3 05
2004 r.
Turystyczno
- rekreacyjny pobyt w Tatrach
Wyjazd
do jaskini Czarnej Uczestnicy:
Janusz Rudol, Damian Żmuda
1
- 3 05
2004 r.
W jaskini Czarnej osiągnięto Studnię Imieninową. Generalnie w
jaskini dużo wody.
Wyjazd
skałkowy do Rzędkowic Uczestnicy:
Ryszard Widuch, Tadek Szmatłoch oraz dawni członkowie Klubu: Grażyna
i Andrzej Ciołek, Janusz i Celina Proksza oraz osoby towarzyszące
1
- 3 05
2004 r.
Wyżej wymieniony skład każdego roku spędza majówkę w tym
samym miejscu. Skałki przeżywały prawdziwe oblężenie więc z
wspinaczką było różnie.
SŁOWACJA
- jaskinia Strateńska i Słowacki Raj Uczestnicy:
Adam Szmatłoch, Ania Nahorniak
29
04 - 4 05 2004 r.
Czwartkowym
rankiem rozpoczęliśmy nasz pierwszy wspólny wyjazd za granice
kraju, do naszych sąsiadów Słowaków. Do słowackiego raju, a
dokładnie do Podlesoka, bo tam spaliśmy. Dotarliśmy późnym
popołudniem. Rozbiliśmy namiot na polu namiotowym nie mając
wyboru (wszędzie jest park narodowy) Ania zrobiła jedzenie i
zwiedziliśmy najbliższą okolicę, czyli poszliśmy zapłacić
opłatę za nocleg, czyli 220 koron za dobę. Następnych parę
dni zajęło nam zwiedzanie pięknych wąwozów, z niesamowitą
ilością wodospadów. Szlaki w Słowackim Raju wyglądają w ten
sposób, że chodzi się długie godziny dnem dolin, najczęściej
korytem strumyków. W okolicy Podlesoka zwiedziliśmy wszystkie
ciekawe miejsca miedzy innymi; Przełom Hornadu, Mały i duży
Sokol i Klastorisko, gdzie znajdują się ruiny starego klasztoru.
We wtorek drugiego maja byliśmy umówieni z panią Olgą Mihalkową
(która była naszym przewodnikiem w Strateńskiej jaskini) w
miejscowości Stratena, rzescywiście pani Olga czekała na nas w
umówionym miejscu. Dostaliśmy od niej książkę o strateńskiej
jaskini wraz z planami. Dowiedzieliśmy się od Olgi, że musimi
zaczekać jeszcze na ludzi z Krakowa, bo pójdą z nami do
jaskini. Do jaskini ze Strateny szliśmy godzinę, Pod
jaskinią Olga wskazała nam miejsce do przebrania się, a
sama znikła w czeluściach jaskini by otworzyć stalowe drzwi które
zagradzają drogę do jej wnętrza. Jaskinia okazała się bardzo
duża i obszerna. Przerosła moje wyobrażenia o niej tysiąckrotnie.
Sale ogromne, korytarze wysokie, podziemne jeziora, piekne i duże
nacieki. Polewy z mleka wapiennego zalęgające nieraz całe sale.
Zwiedziliśmy główny ciąg jaskini, Jaskinia w głównym ciagu
jest raczej pozioma choć zdarzają się studnie do 20 metrów, które
są zaporęczowane na stałe stalowymi drabinami. Jaskinia dzieli
się na pięć poziomów. Najgłębsza studnia z opowiadań Olgi
ma głębokość 90 metrów a cały system ma długość 22
kilometry. Deniwelacja wynosi około 220 metrów. Jaskinia jest
naprawdę bardzo piękna..., a utwory naciekowe robią duże wrażenie.
Po „ekskurzji” do Stratenskiej jaskini odwieźliśmy Olgę do
Popradu a sami wróciliśmy zadowoleni z udanej akcji do Podlesoka.
Następnego dnia pozwiedzaliśmy jeszcze szlaki w okolicy
Wielkiego Sokola. A w czwartek wróciliśmy do domu. Wyjazd był
bardzo udany, okolice piękne a jedzenie bardzo dobre, oczywiście
robiła je moja Ania. (zdjęcia
z wyjazdu)
SŁOWACJA
- skały okolic Sulova (wyjazd wspinaczkowo - rowerowy) Uczestnicy:
Damian, Teresa, Paweł i Kamil Szołtysik
1
- 2 05 2004 r.
W
pierwszy dzień zatrzymujemy się w Beskidzie Śląskim w
Goleszowie. Na rowerach robimy niezłą górską pętlę,
generalnie wokół Cisownicy. Biwakujemy u Stasia Włodarczyka w
Goleszowie. Następnie wcześnie rano jedziemy przez Leszną Górną
do Czech a następnie w Svrnowcu wjeżdżamy na Słowację. W
zmiennej pogodzie docieramy do uroczego Sulova. Bierzemy rowery i
sprzęt do wspinaczki. Turystycznymi szlakami dojeżdżamy do
grupy skał Pod Hradom. Jest to skalny mur z pięknymi, obitymi już
drogami. Skała jest zlepieńcem ale o dobrym tarciu. Robimy tu
kilka dróg od V do VII. Na VIII mimo starań po jednym locie Pawła
nie daliśmy rady. Zaznaczyć tu trzeba, że skały w tym miejscu
są oblężone przez dziesiątki a może nawet ponad sektę
polskich wspinaczy (innych jakoś nie spotkaliśmy). Po bojach na
ścianie zwiedzamy ruiny warowni Sulovski Hrad. Widok z góry jest
istotnie imponujący. Wzgórza zwieńczone w wielu miejscach
skalnymi turniami o przedziwnych kształtach. Fajnym zjazdem osiągamy
niższe partie doliny i żółtym szlakiem jedziemy w stronę
skalnego gniazda Rohaca i Brady. Z wyjątkiem środka doliny teren
porasta piękny bukowy las. Zwiedzamy jaskinię Sarkania Diera. To
ogromna skalna pieczara położona dość wysoko nad dnem doliny.
Następnie zostawiamy rowery i podchodzimy do Skalnej Bramy, która
też ma imponujące wymiary. W okolicy tej można poprowadzić
setki wspinaczkowych dróg, często wielowyciągowych. Skały tu
nie są obite a drogi przeważnie trudne i skrajnie trudne. Plusem
jest brak ludzi i spokój. W zachodzącym słońcu teren nabiera
niesamowitego kolorytu. My zjeżdżamy tą samą drogą w dół i
bardzo szybko osiągamy Sulov skąd wracamy do domu. Warto przy
okazji zaznaczyć, że szlaki turystyczne nie bardzo nadają się
do jazdy rowerem z uwagi na trudności terenu (zwężenia,
korzenie, drabiny itp.) natomiast szlaki rowerowe poprowadzone są
asfaltowymi drogami po okolicach Sulova co dla "górali"
nie jest być może zbyt atrakcyjne. Ciekawe zdjęcia na stronie: http://www.sulov.sk
Zawody
wspinaczkowe w hali AWF Katowice Uczestnicy:
Marcin Duczek, Paweł Szołtysik oraz 3 uczestników UKS Gimnazjum
7, opiekunowie: Damian Szołtysik, Krzysztof Kubocz (RKG)
24
04 2004 r.
Był to ostatni cykl zawodów Pucharu Śląska UKS.
Eliminacje były na czas na 2 drogach blisko siebie rywalizowało
2 zawodników (nie zbyt dobry pomysł organizatorów). W finale
Paweł Szołtysik był 6, Marcin Duczek - 8, Angelika Krzyk - 4. (wszystkie
wyniki na stronie: http://www.redpoint.pdi.pl/
)
Trawers
Czarnej w drugą stronę
Uczestnicy:
Jan Kieczka, Mateusz Golicz
18
04 2004 r.
Od Galicowej wychodzimy nieco po ósmej, po
odwiedzeniu kościoła w Kirach. W niecałe dwie godziny
lokalizujemy północny otwór, pakujemy plecaki do worów i
atakujemy Czarną. Chociaż boimy się ewentualnego wycofu i związanego
z nim wspinania Progu Latających Want, humory nam dopisują,
przynajmniej aż do Brązowego Progu. Próg jest zaporęczowany,
ale mimo to Jasiu postanawia sam go wywspinać... Podczas
likwidowania przelotu tracę grunt pod nogami i robię solidne
wahadło, zakończone uderzeniem o ścianę - na szczęście nic
się nie stało, nawet się nie poobijałem, ale wydarzenie to
studzi nieco nasz zapał. Przestajemy śpiewać i bardziej
koncentrujemy się na pokonywaniu trudności, dzięki czemu
docieramy bez uszczerbku na zdrowiu i bez kąpieli w Jeziorku
Szmaragdowym do Studni Smoluchowskiego, najtrudniejszego w tej
akcji momentu. Robimy sobie przerwę - zjadamy co jest do
zjedzenia, ubieramy się cieplej, po czym idziemy rozeznać
sytuację. Studnia z tej perspektywy wygląda groźnie... Wisi na
niej poręcz, którą oczywiście wykorzystujemy w swoim czasie...
do wciągnięcia na górę worów. O dostaniu się nią na górę
nie ma mowy, bo wywspinanie tego momentu miało być największą
,,atrakcją''. Wspinaczkę, wymagającą ponad pół godziny
skupienia prowadzi naturalnie Jasiu. Dzięki życzliwości Tomka i
Adama mamy do dyspozycji rozmaite rodzaje asekuracji - kości,
haki, spity - zawiązuję ,,kiszki'' do poręczy i zabieram się
do likwidowania przelotów, tu wybijając hak, tam wykręcając
jakąś plakietkę. Na szczęście nie mieliśmy okazji sprawdzić
skuteczności tych punktów - obyło się zupełnie bez odpadnięć!
Po odzyskaniu worów ruszamy dalej już w znacznie
lepszym humorze - w końcu ta ,,gorsza'' połowa jaskini za nami.
Wprowadzamy do repertuaru nowe pieśni, w rodzaju: ,,Polskaaa! Biało-czerwoni!!'';
robimy porządek ze sprzętem i kierujemy się w stronę Komina Węgierskiego,
który podobnie jak Trawers Herkulesa wydaje się nam być już
czystą formalnością. Ostatnie prożki ,,w dół'' pokonujemy również
bardzo sprawnie; współpracuje nam się z Jasiem zupełnie nieźle...
Zakładamy, że dojście do kraty (główny otwór) będę
wspinał ja. Odbywam krótki kurs zabijania haków; po drodze używam
jednego, ale poza tym jednym, przeloty robię na kościach -
przynajmniej wiem, jak one ,,działają''. Wspinaczka trwa niemiłosiernie
długo, co ostatecznie można usprawiedliwić tym, że to moja
pierwsza wspinaczka w jaskini. W każdym razie, nie odpadłem ani
razu i bezpiecznie dotarłem do kraty; śniegu ani lodu po drodze
nie było. Jan likwiduje przeloty, następnie mocujemy linę na
sztywno i wracamy po wory. Na półkę pod kratą docieramy około
19:30 - o tej porze było jeszcze jasno. Cała akcja zajęła nam
więc osiem godzin, ale to oczywiście nie koniec, teraz trzeba
zejść do doliny tak, żeby nie spotkać strażnika parku. W
momencie, kiedy znajdujemy się już w Kościeliskiej, kojarzymy,
że tak w zasadzie to od momentu wejścia do parku nie spotkaliśmy
nikogo, ani jednej żywej duszy, jeśli nie liczyć łań. Nawet w
dolinie nie było żadnych spacerowiczów, tak rano jak i
wieczorem! Zaczyna zmierzchać, na mostku na Cudakowej Polanie
zatrzymujemy się na chwilę i słuchamy ciszy...
W miarowym tempie wracamy na ,,bazę'', gdzie jeszcze
na sam koniec dnia zostajemy przez panią Galicową zaszczyceni
zaproszeniem na zupę - a takiemu zaproszeniu odmówić
niepodobna! Zanim zaczynamy pakować się do Fiata, mija więc
jeszcze ,,moment''... Powrót bez większych trudności, to
znaczy, uszkodzony czujnik poziomu oleju Jasiu wymienia w jednej
chwili... W Pszczynie bezpiecznie lądujemy o 02:30 - i dopiero w
tym momencie kończy się dla nas trawers Czarnej.
Wyjazd
wspinaczkowy w skałki rzędkowickie
Uczestnicy:
Marcin Duczek ,Adam Szmatłoch ,Ania Nahorniak ,Tomek
Jaworski ,Asia Maciejowska ,Maciek Dziurka – wraz z koleżanką
Ewą
17 04 2004 r.
Jak
to zawsze u Nas bywa ...umówienie było dosyć szybkie już
następnego dnia wyruszamy w kierunku Rzędkowic, dwoma
samochodami. Cała nasza ekipa myślała tylko o „dobrej”
pogodzie ... która nieco później nas zaskoczyła(ale o tym później).Po
dojeździe na miejsce, była taka sobie -troszkę kropiło, ale
po kilku minutach przestało tym samym czasie postanowiłem
poprowadzić „Plastikowy
Karaczan” –VI .Po tym jak zrobiłem ją w „pieknym”
stylu,Adam postanowił też zawalczyć, i zrobił również
„pięknie” OS.Po drugiej stronie skały, Tomek wraz z Asią
prowadzili jakąś „szóstkę”, a my w tym czasie (Ja i
Adam) postanowiliśmy przerzucić się na coś mocniejszego –
czyli na „Poślizg Kontrolowany”-VI.1 .Po lightowym
przejściu (zrobiłem OS J ),Adam nie mógł być gorszy i tez
postanowił zawalczyć.Ale jak to bywa z drogami większymi niż
zwykłe „szóstki”, trzeba mieć do nich mocne paluszki , których
niestety Adam nie miał J. Następnie zamieniliśmy się z
Tomkiem stanowiskami, i Asia postanowiła zawalczyć na
„Karaczanie” ,i wyszło jej to znakomicie. Natomiast Tomek
na „Karaczanie” wydawał strasznie dziwne dźwięki (chyba
miał zły dzień) ale zrobił ją również OS. Asia postanowiła
poprowadzić coś „konkretnego” –i wpadła na „Poślizg
Kontrolowany” –co zrobiła z jednym „przyblokiem”
J.Tomek także poprowadził ją lightowo. Ania wraz z Adamem
postanowili powspinać się na kościach, i przenieśli się
nieco dalej. Po chwili zauważyliśmy Maćka wraz z Ewą którzy
wspinali się na wędkę, na jakiejś „piątce”. Asia, ja i
Tomek, postanowiliśmy przejść także na pobliskie skały-
gdzie jako jedyny poprowadziłem „szóstkę”, gdyż zaczęło
konkretnie padać ... co wiązało się z zakończeniem
wspinania, i powrotem do Rudy.Ania wraz z Adamem postanowili wrócić
do domu, i ja też o tym samym pomyślałem. Tomek wraz z
pozostałymi uczestnikami wyjazdu. postanowił pojechać do
Podlesic, gdzie miał spotkanie przedstawicieli klubów
speleologicznych KTJ-u, wyrzucając ich do jaskini „Głębokiej”
a sam odjechał na wspomniane spotkanie. My (tzn. Adam,Ania i
Ja) byliśmy już o 15:00 w Rudzie , a Tomek wraz z pozostałymi
wrócili około 20-21:00. Owy dzień nie był zbyt piękny, ale
można zaliczyć go do udanego.
Zjazd
na nartach z Ciemniaka w Tatrach
Uczestnicy:
Damian i Kamil Szołtysik, Jan Kieczka, Mateusz Golicz,
Henryk Tomanek oraz Kasia Galica i Kasia Habina (osoby tow. z Zakopanego)
16
- 17 04 2004 r.
Pogoda
generalnie deszczowa więc podchodzimy czerwonym szlakiem na
Ciemniak (po drodze spotykamy dwóch kolegów z którymi byłem
kiedyś na wyprawach: Jurka Ganszera z SBB a później Metyla z
Krakowa). Śnieg pojawia się dopiero poniżej Pieca. Powyżej
1600 m idziemy już w mgle. 4 z nas podchodziło na fokach, jeden
w rakietach oraz 2 osoby tradycyjnie. Po około 5 godzinach jesteśmy
na szczycie Ciemniaka (2096) gdzie mocno wieje, ogólnie śnieżna
zadymka. Szybko więc uciekamy z szczytu tą samą drogą w
dół. Zjazd jest bardzo różny. Jakość śniegu jest zmienna co
przekłada się na styl jazdy poszczególnych uczestników.
Najpewniej radził sobie Mateusz i Kamil (zjeżdżał na desce). Z śniegu wystawały w
wielu miejscach kamienie i trawy. Polanę Upłaz zjeżdżamy po
ostatnich chyba w tej zimie płatach śniegu. Dalej już trzeba
schodzić z nartami na plecakach. Znów w deszczu wracamy do Kir.
My jedziemy do domu a Mateusz z Jasiem zostają na akcję do
jaskini (zdjęcia
z wyjazdu)
Wyjazd
w Beskidy do jaskini w Trzech Kopcach
Uczestnicy:
Daniel Bula, Ola Skowron
16
- 18 04 2004 r.
I
dzień - piątek
Wyjechaliśmy
późno, więc na miejscu- Wilkowice Bystra- byliśmy przed 20:00.
Naszym celem była Chata Wuja Toma na Przełęczy Karkoszczonka.
Do schroniska prowadził czerwony szlak przez Klimczok- oto nasza
trasa. Ściemniało się- brakowało mi księżyca (znikł), który
mógłby oświetlić nam drogę. Ola wyjaśniła mi, iż powodem
jest nów- też trafiliśmy:). Na szczęście posiadaliśmy czołówki.
Do schroniska dotarliśmy na 23:00 trochę zmęczeni (ledwo żeśmy
doszli:)). Po kolacji i umyciu usnęliśmy w tzw. łodzi:).
II
dzień
EEE...
wstaliśmy o... 15:00 :))). Dziś w planach mieliśmy zwiedzanie
"zabytków": Kościół MB na Górce oraz Grotę (nie
wiem skąd wzięła się ta nazwa), dalej spacer do Szczyrku i
powrót do schroniska. Następnie nocny wypad do największej
jaskini Beskidu Śląskiego- Trzech Kopców (po krótkim
poszukiwaniu jaskinia została zdobyta, akcja zakończona została
wpisaniem się do książeczki znajdującej się na końcu
jaskini). Plan został w pełni wykonany. W skrajnym wyczerpaniu
(na które wpływ mieli także jacyś ludzie przebywający w tym
czasie w schronisku- masakra)* wzięliśmy prysznic (osobno)-
prawdziwy luksus i czysta przyjemność:). Przytuleni do siebie
bardzo szybko wpadliśmy w objęcia Morfeusza:))) TO LUBIĘ
:)))
III
dzień
EEE...
znów trzeba wstać... a że zrobiliśmy to później niż
planowaliśmy to za karę śniadanie i pakowanie musieliśmy
wykonać w niezwykłym pośpiechu. Wróciliśmy tą samą trasą
(czerwonym szlakiem przez Klimczok do Wilkowic Bystrej. Drogę
pokonaliśmy w zawrotnym czasie, prawie godzinę krócej niż jest
to przyjęte (pominę to, że Ola zgubiła szlak:)). Na stację
przybyliśmy o 13:40. W Katowicach zdążyliśmy jeszcze
podelektować się lodami włoskimi (pycha:)), po czym powróciliśmy
autobusem do domu.
PODSUMOWANIE
Pierwszy
raz udało nam się wypełnić cały plan tego wyjazdu. Choć miał
on być wypoczynkiem to wróciliśmy ledwo żywi (Litworka nie dała
mi tak popalić :)). To były Piękne Dni... i już czekam na następne...
KONIEC
Wyjazd
na skałki Okiennika i Rzędkowic
Uczestnicy:
Adam Szmatłoch, Ania Nahorniak
13
04 2004 r.
Początkowo
wspinano się na na skałkach Okiennika lecz z uwagi na niewłaściwą
ekspozycję skałek na słońce przeniesiono się na dobrze
ogrzane skałki rzędkowickie i pokonano kilka "szóstek".
Wyjazd
narciarski na Wielką Rycerzową
Uczestnicy:
Damian
(z nartami), Kamil (snowboard) Paweł i Teresa Szołtysik
11
04 2004 r.
Startujemy
czarnym szlakiem z Soblówki. Nad górami nisko wiszą chmury i
czasem pada deszcz. Ku naszej radości śnieg pojawia się
już wśród pierwszych drzew. Po godzinnym podejściu osiągamy
przytulne schronisko na Rycerzowej. Stąd robimy wypad na szczyt.
Następnie Teresa z Pawłem schodzą w dół tym samym szlakiem a
ja z Kamilem zjeżdżam początkowo zgodnie z szlakiem a później
na przełaj tam gdzie leży jeszcze śnieg. Zjazd jest bardzo
ciekawy z uwagi na slalom między drzewami i wystającymi z lichej
już warstwy śniegu przeszkodami w postaci kamieni, korzeni itp.
Wkrótce osiągamy głęboko wciętą dolinę, której dnem płynął
potok. Niebawem śnieg się kończy i dalej idziemy już z sprzętem
na plecach. Szybko też dochodzimy do zielonego szlaku schodzącego
z przełęczy Przysłop i nim dochodzimy do auta zostawionego na rozgałęzieniu
szlaków. Tu spotykamy się z resztą i wracamy w ustawicznym
deszczu do domu (zdjęcia)
Wyjazd
narciarski na Cyl
Uczestnicy:
Damian
(z nartami), Paweł i Teresa Szołtysik
4
04 2004 r.
Auto
zostawiamy w Markowej. Zielonym szlakiem podchodzimy do Markowych
Szczawin. Śnieg leży dopiero poniżej schroniska. Teresa z Pawłem
zostają w schronisku po czym schodzą w dół. Ja natomiast idę
wypróbować skitury. Na fokach podchodzę w 15 minut na przełęcz
Brona (spotykam tu kilku starszych gości, którzy robili to
samo). Następnie idę łagodnie na Cyl (Mała Babia Góra -
1515). Trzeba przyznać, że podchodzenie na skiturach w fokach
jest skokiem jakościowym. Rewelacyjna sprawa, choć ciężar na
nogach jest znaczny. Na szczycie zrywam foki i po krótkim
odpoczynku (wspaniałe widoki) ruszam w dół. Śnieg jest nośny
więc szybkość też znaczna. W kilka chwil jestem przy
schronisku. Dalsza jazda jest już kombinacją po większych lub
mniejszych płatach śniegu. W dolnym odcinku zielonego szlaku więcej
idę niż jadę (wykorzystuję każdy płat powyżej 20 m).
Wszyscy spotykamy na parkingu w Markowej i wracamy do domu.
Wyjazd
do Trzebniowa na Jurę
Uczestnicy:
Janusz
Rudol oraz członkowie innych klubów
3
04 2004 r.
Najpierw
była dyskusja na temat ochrony jaskiń jurajskich a następnie
zwiedzono jaskinię Brzozową wraz z członkami speleoklubu z
Brzeszcza.
Wyjazd
na zawody wspinaczkowe „Puchar Polski Juniorów” do Andrychowa
Uczestnicy:
Krzysztof
Kubocz, Marcin Duczek
2-4.04.2004
W
piątek po obiedzie ok. 15:30 klupie do mnie Marcin, znaczy że już
trzeba się dopakować i wyruszyć do Katowic na pociąg najpierw
do Bielska a później do Andrychowa. W Bielsku okazuje się
że do odjazdu pociągu w kierunku Andrychowa mamy dosłownie
minutę i szybko przebiegamy na dobry peron i jedziemy na swoje
miejsce. Około 18:00 znajdujemy szkołę w której będziemy spać
i widzimy że jesteśmy pierwsi, lecz w ciągu kilku godzin zjeżdżają
się inni zawodnicy z Warszawy, Gdańska, Lublina czy Tarnowa.
Rano szybkie śniadanie i idziemy już na ściankę w celu
dokonania zapisu. Zapisy okazuje się, iż nie są takie proste
ponieważ na licencji potrzebna jest zgoda od rodziców, jednakże
kilka telefonów załatwia sprawę i Marcin może spokojnie się
już przygotowywać do swojego startu, który zaplanowano na godz.
12:00. Na pierwszy ogień idą najmłodsi juniorzy, których jest
aż 25 a w nich nasz reprezentant. Sędziowie wymyślają
ogranicznik na drodze, który eliminuje kilku zawodników, jednak
większość dochodzi do TOPa. Marcin tę drogę potraktował
lightowo i bez problemów przybija TOP i jest w finale. Zawodnicy
których sędziwie zdyskwalifikowali dostali jeszcze szansę po
interwencjach swoich trenerów i tak do finału przeszło 16
zawodników. Po zakończeniu całych eliminacji na trudność w
tym samym dniu rozegrano jeszcze czasówki. Organizatorzy
zaopatrzyli się w czujniki dotyku po których na ostatnim chwycie
wyłączany jest automatycznie czas. W grupie od Marcina również
wystartowało 25 zawodników i 16 z nich z najlepszymi czasami
przechodziło do finałów. Marcin przebieg obie drogi z przystępnym
czasem i znalazł się wśród finalistów. Finały były
rozgrywane już systemem pucharowym, czyli przegrany odpada.
Marcin startował z zawodnikiem który w eliminacjach miał o
kilka sekund lepszy czas co zapowiadało ładną walkę, jednakże
na 1szej drodze Marcin początkowo zostawał w tyle ale przed
TOPEM dogonił rywala i strzelił 1szy do TOPA, ale niestety nie
trafił w niego. Na drugiej drodze Marcin już odpuścił i
pożegnał się z czasówkami, które zakończyły się późnym
wieczorem. Niedziela godzina 9:30 wstajemy następnie śniadanie
pakowanie i kroczymy z plecakami na wspaniałą halę z bardzo
wysoką ścianką niecałe 13 metrów. Finały odbywały się z
strefami i zawodnicy musieli pozostawać w szatni. Początek
zaplanowano również na 12:00 a rozpoczęły dziewczęta na czas,
później chłopcy na czas i około godziny 13:30 rozpoczęła się
rywalizacja na trudność. Równolegle wystartowali najmłodsi z
średniakami na drogach super trudnych. W grupie od Marcina
organizatorzy na 7-8metrze nie dali expresa i stało się to trochę
niebezpieczne ponieważ zawodnicy odpalali pod wpinką i zaliczali
konkretny lot. Marcin staruje jako 10, a przed nim tylko jeden
zawodnik zrobił tę wpinkę i przeżył J. Do tego miejsca Marcin
dzielnie walczy lecz strzela do chwyta z którego łatwiej będzie
mu wpiąć linę i niestety nie utrzymuje się na nim, ale jak na
razie jest drugi a pozostało 6 zawodników. Z pozostałych
rywali 2wóch dochodzi do TOPA, ale reszta również odpada chwyt
powyżej tego co Marcin i są oni wyżej sklasyfikowani. Ostatni
zawodnik jednak odpada poniżej co Marcinowi daje 7 pozycje –
nieźle. Wyniki tej grupy poniżej w tabelce. O 16:30 niestety
musimy spadać na pociąg i zostajemy do końca. W Katowicach
jesteśmy o 19:15. Następne zawody Pucharu Polski Juniorów odbędą
się w Gdańsku 22 maja, a nam jeszcze pozostaje ostatnia edycja
Pucharu Śląska w której Marcin jest bardzo wysoko bo na 3
miejscu z odbędzie się ona na Katowickim AWFie pod koniec
kwietnia. Pełne wyniki (tabela)
na stronie http://kws.pza.org.pl/news.acs?id=15820
http://www.redpoint.pdi.pl/
zdjęcia: http://www.murki.pl/galeria.acs?area=PPJ%202004,%20Andrychów&rows=20
Wyjazd
do jaskini Januszkowa Szczelina
Uczestnicy:
Adam
Szmatłoch, Ania Nahorniak
25
03 2004 r.
Tym
razem pogoda nie okazała się dla nas łaskawa, dzień przywitał
nas pochmurną aurą. Padający deszcz przeistaczał się w grad,
śnieg z deszczem a na koniec w sam śnieg. Zwiedziliśmy
zamek w Rabsztynie, a następnie zaczęliśmy poszukiwania
jaskini. Znalezienie otworu nie sprawiło nam na szczęście żadnych
problemów, gdyż znajduje się on na samym środku szlaku.
Zjechaliśmy na dno dużą szczeliną, dalsze partie jaskini
są zasypane na amen. Generalnie jaskinia bardzo nam się podobała,
jest to chyba największa szczelina na jurze (moim zdaniem). Mimo
fatalnej pogody wyjazd był bardzo udany.
Kubalonka
- narty biegowe
Uczestnicy:
Damian
Szołtysik i Henryk Tatarczyk (os. tow.)
20
03 2004 r.
Przez
ostatni tydzień śnieg "wyparował". Na przełęczy
Kubalonka biegamy po tamtejszych trasach biegowych, które są
jeszcze jako tako ośnieżone lecz śnieg jest mokry i ciężki.
Przelotnie padał deszcz.
Wyjazd
skałkowy do Rzędkowic
Uczestnicy:
Adam
Szmatłoch, Ania Nahorniak
18
03 2004 r.
Dwa
tygodnie temu było tu śniegu po kolana, pomyśleliśmy stojąc w
bluzkach z krótkimi rękawami w ciepłych promieniach słońca…
Sezon wspinaczkowy możemy uznać za otwarty pomyślałem odrywając
nogę od ziemi, rękoma dotykając chłodnego jeszcze wapienia.
Tego dnia zrobiłem dwie drogi z „dołem”, natomiast Ania
walczyła dzielnie „na wedkę” i ćwiczyła asekurację. Na
skałkach było stosunkowo dużo ludzi jak na środek tygodnia i tę
porę roku, zajęte były drogi w okolicach „Komina Lechwora”,
„Garażu” i „Słonecznej Turni”
Wyjazd
narciarski na Romankę.
Uczestnicy:
Henryk
Tomanek, Damian i Teresa Szołtysik, Tadek i Tomek Szmatłoch.
14
03 2004 r.
Startujemy
z Żabnicy czarnym szlakiem, słabo przetartym. Z wyjątkiem Heńka
(posiadał już skitoury) wszyscy niosą tradycyjne narty
zjazdowe. Z Słowianki dalej podążamy szlakiem niebieskim. Było
ciepło więc grupa często zapada się głęboko w śniegu.
Jedynie Haniek idzie sobie lekko na skitourach. Szlak jest
wprawdzie jako tako przetarty lecz i tak podejście zajmuje nam
sporo czasu. Heniek omija długi trawers i wchodzi prosto na
szczyt Romanki (1366) gdzie spotyka dwóch gości z KW Bielsko Biała
(też na skitourach). Ponieważ powoli nadciągał zmrok
rezygnujemy z wejścia na wierzchołek (brakło jakieś pół
godziny). Heniek dojeżdża z góry do nas i razem już na przełaj
przez las zjeżdżamy w dół do Żabnicy. Raz między drzewami,
raz przez rozległe polany zsuwamy się w dół. Zjazd jest bardzo
ciekawy i każdy zyskuje na nowych doświadczeniach. Zielony szlak
i drogę w Żabnicy osiągamy już w zupełnych ciemnościach. Do
domu wracamy dość późno. Była to bardzo fajna przygoda.
Wyjazd
w Tatry do jaskini Miętusiej
Uczestnicy:
Adam
Szmatłoch, Ania Nahorniak, Gosia Rysiecka, Mateusz Golicz, Maciek Dziurka, Jan
Kieczka, Janusz Rudol, Damian Żmuda, Kasia Żmuda.
13
- 14 03 2004 r.
W sobotę, troszkę po ósmej wyjeżdżamy z Maćkiem spod mojego domu i kierujemy się w stronę
Kłodnicy, żeby zabrać Adama i Anię. Towarzystwo nieco rozespane i małomówne, ale sytuacja
zmienia się kompletnie w momencie, kiedy w Pszczynie dołącza do nas Jasiu. Do Zakopanego
droga długa, także dowiadujemy się o całkiem sporej ilości miejsc, w pobliżu których
Jasiu spał lub też po prostu swoim Fiatem się kiedyś zatrzymywał...
Z pozostałą częścią ekipy (Rudi, Gosia, Kasia i Damian Żmuda) spotykamy się u Galicowej -
rozdzielamy wory i ruszamy Kościeliską. Pogoda taka sobie - dużo chmur, ale dość ciepło. Trasa
okazuje się być przetorowana do Miętusiej Wyżniej, pod Wantulami musimy zejść ze śladów w głęboki
śnieg, sięgający przy zwalonych drzewach dosłownie po szyję. Około 16:30 podchodzimy pod otwór i
o 17:00 rozpoczynamy atak meandru na początku jaskini. Pierwsze kilkadziesiąt metrów jest
ośnieżone i kompletnie oblodzone, więc idzie całkiem ciekawie, bo poruszanie się przypomina
nieco zjazd na zjeżdżalni w Aqua-Parku (meander jest pochylony w dół). Ci, którym ta zabawa
się nie podobała (cóż, dość ciasno) zmieniają zdanie po wejściu do Sali Bez Stropu; chociażby
dla tego miejsca warto było się pchać... Oczywiście to dopiero początek jaskini, a w naszych
planach jest dojście co najmniej do Syfonu Marwoju. Dość sprawnie pokonujemy Kaskady, okazuje się,
że zespół jest całkiem nieźle zorganizowany i nikt nie wisi zbyt długo na przepinkach, chociaż i tak
nie uniknęliśmy charakterystycznego ,,tramwaju''... Za Błotnymi Zamkami zatrzymujemy się na
dłuższą chwilkę, puszczając przodem Jasia i Adama na Próg Męczenników. Ku rozpaczy ,,psów
jaskiniowych'' próg jest zaporęczowany, pozostaje im tylko założyć sznurki na Progu Klasycznym
i Korkociągu. Gdzieś po drodze przypadkowo zmieniam stopień trudności drogi, strącając kawałek
skały wielkości przyzwoitej piłki lekarskiej. Naprawdę dobrze, że szedłem jako ostatni...
Marwoj całkiem solidnie zalany, Rudolf ,,wbija się'' w swoje OP1 i po krótkiej
wycieczce stwierdza, że niestety, dalsze partie nie tym razem. Wycofujemy się, początkowo
mając w zamiarze odwiedzenie Wielkich Kominów. Pod Progiem Męczenników jednak Jasiu unosi
się ambicją i postanawia sam wywspinać tę drogę. Przed akcją kilka osób w klubie zapewniało nas,
że nie damy rady przejść tej trudności (32 metry, VI klasycznie, A1 hakowo), jeden tylko Maciek
miał odwagę głośno twierdzić: ,,Jasiu jest szalony, on to zrobi.'' Oczywiście zrobił, bodajże
bez jednego odpadnięcia, zupełnie nie pozostawiając Adamowi wyboru i zmuszając go do
powtórzenia tego wyczynu. Adam, dopingowany przez Anię także wchodzi bez problemu... cóż...
,,damy rady'', bo jak nie my to kto? ;)
Tymczasem Rudi, Damian i Kasia są już w drodze do otworu. Maciek, wspólnie z Gosią
i ze mną robi jeszcze kilka zdjęć (specjalnie targaliśmy statyw), po czym przyłączamy
się wszyscy do wycofu. W meandrze tworzy się całkiem spory korek, ostatecznie
opuszczamy ,,dziurę'' około 02:30. Razem daje to dziewięć i pół godziny - a miało
być pod dwadzieścia. Cóż, trudno, i tak na pewno było warto!
Część ekipy (Gosia, Rudi, Kasia, Damian) zostaje na nocleg u Galicowej, a my -
pakujemy się i o 05:00 wyjeżdżamy z Zakopanego. Prowadzi Adam, starając się
opanować sen (,,Chciałbym zginąć jak mój dziadek, podczas snu. Nie w panice,
tak jak jego pasażerowie.'' ;-)... Ale pasażerowie śpią jak gdyby nigdy nic,
tylko jeden Jasiu znowu nie zawodzi i rozmawia z Adamem, albo raczej opowiada mu
rozmaite historie o rozmaitych sikpauzach. Dzięki temu bezpiecznie dojeżdżamy
na Śląsk i odwozimy wszystkich pasażerów pod sam dom...(zdjęcia
z wyjazdu)
Chorzów
- zawody wspinaczkowe
Uczestnicy:
Arek
Piegza, Krzysztof Kubocz, Damian Szołtysik (RKG) Marcin Duczek,
Paweł Szołtysik, Adam Pluszczok, Angelika Krzyk (UKS Gimnazjum
7)
13
03 2004 r.
Była
to kolejna runda wspinaczkowego pucharu Śląska UKSów. Arek
filmował, pozostali kibicowali. Tym razem poszło nieco gorzej.
Marcin był 4, Angelika i Paweł 9, Adam był 13. Następne zawody
na AWF Katowice.
Wyjazd
narciarski w Beskid Śląski
Uczestnicy:
Henryk Tomanek
7
03 2004 r.
Na
skitourach pokonano trasę Ustroń - Czantoria - Soszów - Wisła.
Testowanie nart skitourowych.
Wyjazd
narciarski na Magurę.
Uczestnicy:
Damian, Kamil i Paweł Szołtysik
7
03 2004 r.
Jeszcze
dobrze nie odespałem akcji w Tatrach a już jedziemy w Beskidy.
Auto zostawiamy w Bystrej i z nartami (Kamil jak zwykle z
snowboardem) na plecakach podchodzimy czerwonym a potem niebieskim
szlakiem na Klimczok. Z uwagi na ilość śniegu i słabe
przetarcie szlaku podejście daje nam trochę popalić. Z
schroniska pod Klimczokiem podchodzimy już zupełnie nie
przetartym szlakiem na szczyt Magury. W tych warunkach narty mają
znaczną przewagę nad snowboardem już chociażby z uwagi na
poruszanie się po poziomych odcinkach. Czerwonym szlakiem zjeżdżamy
w dół z powrotem do Bystrej. Na łagodniejszych zboczach musimy
czekać na Kamila, który musiał kopać się w głębokim śniegu.
Jednak potem już wszyscy na sprzęcie osiągamy parking w
Bystrej.
Wyjazd
do jaskini Czarnej w Tatrach
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Adam Szmatłoch, Mateusz Golicz, Ola
Skowron, Ania Nahorniak, Maciek Dziurka, Michał Maksalon,
Grzegorz i Bartek Konieczny, Tomek Panas, Krzysiek
5
- 6 03 2004 r.
Jedziemy
wieczorem (prosto po zajęciach na ściance) trzema autami w
Tatry. Przed północą jesteśmy u Galicowej gdzie tylko
zostawiamy auta i od razu idziemy do jaskini. Mróz jest znaczny
(jak później powiedziała Glizdowa było -23 st.). Szybki marsz
do Pisanej trochę nas rozgrzał. Na szczęście podejście do
Czarnej było przetarte ale i tak długo podchodzimy. Jak zwykle
przebieranie się w takich okolicznościach nie należy do
ciekawych wrażeń. Maciek poręczuje Zlotówkę a potem prowadzi
Max i Koń. Chłopcy (dziewczyny zresztą również) radzili sobie
znakomicie. Akcję kończymy na kominie Smoluchowskiego. Powrót
przebiega bez problemów. Największą niespodzianką po wyjściu
na powierzchnię jest cudowna pogoda a co się z tym łączy
przepiękne widoki na Zachodnie Tatry. Częściowa schodząc, częściowo
zjeżdżając osiągamy dno Kościeliskiej. Powrót do domu
przynajmniej do mnie jako kierowcy nie był zbyt ciekawy. W
Makowie zdarzyło mi się pierwszy raz zanąć na ułamek sekundy.
Jechałem już po poboczu i gdyby nie chłopcy pewno wylądowalibyśmy
gdzieś w rowie. Wydzielona jednak po tym wydarzeniu adrenalina
pozwoliła mi zajechać już bezpiecznie do domu.
Zdjęcia
z wyjazdu
Wyjazd
do jaskini Ks Borka
Uczestnicy:
Adam Szmatłoch, Ania Nahorniak
4
03 2004 r.
Ania
wyciągnęła mnie n kolejny wyjazd na Jurę, tym razem w okolice
Mirowa do jaskini Księdza Borka. Jaskinia ta nie stwarza takich
trudności sama w sobie jak jej znalezienie. Miałem nadzieję, że
znalezienie jej nie będzie dla mnie tym razem trudne w końcu udało
mi się to już dwa razy. Jednak było inaczej, dwie godziny
szukania i brodzenia w śniegu końcu przyniosło efekt znaleźliśmy
ją…kamień z serca, myślałem już, że się nie uda. I znowu
rytuał grotołazów pod „dziurą”- czyli przebieramy się w
kombinezony, zakładamy szpej. Ania zjeżdża pierwsza. Na dole
spotykamy się. Udało mi się znaleźć szczelinke, do której
nie udało mi się wejść poprzedniego razu, teraz też mi się
nie powiodło, Ania jednak się tam zmieściła i wtedy powstało
nowe przysłowie „Gdzie Adam nie może, tam Anie pośle”
Zwiedzamy korytarze, uczę Anię jeszcze zjazdu w „Kluczu” i
ewakuujemy się z jaskini. Drogę powrotną do autka znajdujemy już
na szczęście bez problemu.
Wyjazd
na zawody wspinaczkowe do Opola
Uczestnicy: Krzysztof
Kubocz (Cyklista), Marcin Duczek (sympatyk klubu)
28
02 2004 r.
W
Opolu odbywały się zawody wspinaczkowe (Puchar Śląska Uczniowskich Klubów
Sportowych). Marcin zajął pierwsze miejsce (przy duchowym i merytorycznym
wsparciu Cyklisty).
Wyjazd
do jaskini Studnia Szpatowców
Uczestnicy: Adam
Szmatłoch, Ania Nahorniak
28
02 2004 r.
Rankiem
wyjechaliśmy w kierunku Jury, z zamiarem zwiedzenia jaskini zwanej Studnią
Szpatowców, lub jak kto woli Kopalnią Kalcytu. Na jurze przywitała nas sroga
zima drogi białe- drogowcy chyba jeszcze tej zimy tu nie dotarli…pierwszy
problem gdzie zostawić auto wszędzie zaspy śnieżne nie postało nam nic
innego jak tylko wykopać coś w rodzaju półki pod auto. 20 minut grzebania w
śniegu tekturowym kartonem (oczywiście nie mieliśmy łopaty) i powstał piękny
„parking”, którego pozazdrościć mógłby nam nie jeden supermarket
Ok. na autko mamy już miejsce, czas zająć się zwiedzaniem „dziury”, a więc
przebieramy się w kombinezony i ruszany w jej kierunku. Maszerujemy po
kolana w śniegu i w końcu jest nasza jaskinia. Obszerny otwór, dalej znajduje
się około 30 metrowa pochylnia kończąca się mostem, z, którego na dno
prowadzi 20 metrowa studnia. Jaskinię postanowiła zaporęczować Ania, co wyszło
jej bardzo dobrze. Było to zresztą jej pierwsze poręczowanie podziemne. Po
zdobyciu dna postanowiliśmy poćwiczyć auto- ratownictwo, co zajęło nam
trochę czasu. Po wyjściu z dziury spotkaliśmy ludzi z Tarnowskich Gór-zrobiliśmy
sobie zdjęcia i ruszyliśmy w kierunku auta. Godzina jeszcze młoda; pomyślałem
sobie-szkoda już wracać do domu więc zaproponowałem spacer po Górze Zborów…
Wyjazd
narciarski na Czantorię
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Henryk Tomanek, Kamil Szołtysik (na snowboardzie)
28
02 2004 r.
Ruszamy
późno. W Skoczowie, natknęliśmy się na "korek" samochodowy ale za
skrzyżowaniem ruch się rozrzedził i na szczęście nie straciliśmy dużo
czasu. Na miejscu samochód zostawiliśmy nieopodal stacji wyciągu na Czantorię.
Postanowiliśmy że trasę na szczyt pokonamy w dwóch etapach, najpierw wyciągiem,
a później, po 20 minutowym marszu dojdziemy na szczyt. Z góry planowaliśmy
zjazd niebieskim szlakiem turystycznym. Na
Czantorię wyjeżdżamy wyciągiem (fe - tysiące ludzi, najbardziej przykre
chwile wycieczki). Następnie podchodzimy na szczyt i zjeżdżamy do czeskiego
schroniska. Stąd przez nieskazitelną biel zjeżdżamy niebieskim szlakiem do
Ustronia. Drzewa oklejone kiściami sadzi wyglądają cudownie. Pędzimy jednak
łagodnie w dół w poprzek stromego zbocza. Nie zjeżdżamy całkiem w dół do
Poniwca lecz trawersujemy zbocze dołem a następnie pięknym zjazdem przez las
osiągamy Ustroń Polanę akurat w miejscu gdzie zostawiliśmy auto.
Wyjazd
do jaskini Zimnej w Tatrach
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Ryszard Widuch, Michał Maksalon, Grzegorz Konieczny, Ola
Skowron, Mateusz Golicz, Dawid Mosionek, Gosia Rysiecka, Maciek Dziurka.
20
- 22 02 2004 r.
W
Tatrach byliśmy już w piątkowy wieczór, i przed snem zaplanowaliśmy tylko
jak ma wyglądać sobotnia akcja i po małej kolacji, poszliśmy spać. Noc minęła
pod znakiem destrukcji mojego łóżka !!! ale o tym lepiej nie wspominać J. W
sobotę rano przywitała nas śliczna słoneczna pogoda, która zachęcała do
akcji. Rano, Rysiek, Damian i ja wyskoczyliśmy po zezwolenie na wejście do
Zimnej i o dziwo po powrocie zastaliśmy wszystkich już na nogach (8,20). Około
10 wyruszyliśmy autami do „Galicowej” gdzie zostawiliśmy auta i dalej
piechotką do Doliny Kościeliskiej. Bardzo przydały mi się ciemne okulary które
wziąłem , bo refleksy słoneczne odbijane od czystej bieli tatrzańskiego śniegu,
siały spustoszenie w zdolnościach postrzegania hehe. 11,15 jesteśmy pod
otworem jaskini Mroźnej gdzie dochodzi do transformacji ze zwykłych śmiertelników
w „grotołazów malowanych”. Ostatnie spojrzenie na dolinę zalaną
promieniami słońca i zanurzamy się w mroczną oblodzoną czeluść jaskini
Zimnej. Jako kierownik akcji byłem w pierwszej grupie z Damianem i Olą, i całkiem
sprawnie nam szło pokonywanie kolejnych metrów w takim składzie. Po dojściu
do Błotnego Prożka, okazało się że jest on zaporęczowany, więc mieliśmy
z głowy łojenie i narzuciliśmy tępo które okazało się zbyt duże dla
pozostałych i w rezultacie czekaliśmy prawie 30 minut w „Sali z chatką”,
aż cała ekipa dołączy do nas. Po krótkim pikniku (mmm żółty ser z dżemem
wiśniowym – specjalność kangura), ruszamy dalej. Mijamy „widły” prożek
i Burcharda, wąski przełaz prowadzący do „korkociągu” , jest zalany pod
sam strop. Pomimo usilnych prób pozbycia się wody, nie udało się to nawet
takim wzorowym hydraulikom jak my;). Wygląda na to że ktoś celowo zablokował
odpływ, bo pomiędzy kamieniami i gliną znaleźliśmy kawałki folii. Zgodnie
zarządzamy odwrót i po drodze zahaczamy jeszcze o „Sale złomisk” i
wracamy. Znowu rozciągnęliśmy się na znacznej długości w jaskini ale
wszyscy szczęśliwie i bez większych (i mniejszych też) trudności,
„wydobyli się” o własnych siłach na powierzchnię, gdzie przywitał nas
mróz i śliczne gwieździste niebo. Przebraliśmy się i zadowoleni z przejścia
kolejnej jaskini, wróciliśmy do bazy. Po przepakowaniu sprzętu część z nas
od razu wsiadła w auto i pojechała do domu a część została na kolejną
noc. Jako że byłem w pierwszej grupie to ominęła mnie noc pełna połamanych
łóżek i dziwnych zdjęć. Podsumowując, wyjazd był udany, pomimo że nie
przeszliśmy poza korkociąg, to akcja odbywała się szybko i sprawnie ze względu
na oporęczowanie pozostawione przez kogoś na odcinku od błotnego prożka do
sali z chatką. I tak ominęła mnie przyjemność łojenia Czarnego Komina L !!
(zdjęcia z
wyjazdu)
Wyjazd
narciarski
do Szczyrku
Uczestnicy:
Damian Szołtysik oraz osoby towarzyszące
16
- 19 02 2004 r.
W
trakcie pobytu warunki narciarskie były znakomite. Mimo ambitnych planów wędrówek
górskich skończyło się na zjazdach nartostradami z Skrzycznego. Zrobiliśmy
też wypad na Pilsko. Nawet na czarnych nartostradach był wspaniały śnieg więc
można się było wyszaleć.
Wyjazd
do sztolni tarnogórskich
Uczestnicy:
Damian Szołtysik, Michał Maksalon, Maciek Dziurka
31
01 2004 r.
Tym
razem odwiedzamy drugi kamieniołom w pobliżu Suchej Góry (na wschód od
Segietu). Max zaprowadził nas do sztolni, rzadziej odwiedzanej. Penetrujemy
podtopione w niektórych miejscach wyrobiska. Jest to nie zły labirynt. W końcu
wracamy w pobliże otworu i idąc częściowo zalanym chodnikiem dochodzimy do
nie znanego nam szybu wiodącego w górę. Nasze światła nie sięgają jednak
stropu. Kilka metrów wyżej kontynuuje się jakiś chodnik. Są tu fragmenty
obudowy murowej. Badamy jeszcze inny chodnik lecz dochodzimy do sali, z której
stropu zwisały niebezpiecznie potężne bloki a część sali była zawalona.
Wracamy w stronę szybu penetrując jeszcze jeden boczny chodnik. Bez woderów
więcej nie zwiedzimy. Bezpiecznie więc i w miarę sucho wracamy na powierzchnię.
Wyjazd
narciarski na Słoną Górę.
Uczestnicy:
Damian i Teresa Szołtysik
25
01 2004 r.
Auto
zostawiamy w Bystrej. Trochę zielonym szlakiem trochę na przełaj w głębokim
śniegu wychodzimy na Słoną Górę (Kołowrót)(798) niosąc narty na
plecakach. Z kulminacji szczytowej zjeżdżamy w dół zielonym szlakiem
narciarskim w kopnym śniegu. Jest to piękna sprawa. W Bystrej wyjeżdżamy
jeszcze kilka razy wyciągiem na zboczu Magury i wracamy do domu.
Wyjazd
do jaskiń gór Sokolich
Uczestnicy:
Adam Szmatłoch, Anna Nahorniak, Ola Skowron, Daniel Bula, Mateusz Golicz,
Wojtek Wyciślik, Maciek Dziurka i Peter.
24
01 2004 r.
Było
nas ośmiu. Czterech doświadczonych taterników i czterech niedoświadczonych
kursantów. Sobotnim rankiem wyruszyliśmy dwoma samochodami na podbój Gór
Sokolich. Po dotarciu na miejsce tzn. do Olsztyna zostawiliśmy auta i ruszyliśmy
w szukać jaskini Studnisko. Po rozległym zapoznaniu się z terenem Gór
Sokolich znaleźliśmy otwór. Pod dziurą byliśmy dopiero w południe.
Przebraliśmy się w kombinezony i zaczęliśmy poręczowanie studni. Do tego
zajęcia wyznaczony został Mateusza (zrobił to „bosko”). Wszyscy szczęśliwie
zjechaliśmy na dno studni po czym ruszyliśmy w kierunku najniższego punktu
jaskini. Przeciskając się opadającym dość ciasnym korytarzem osiągnęliśmy
upragnione dno J Z jaskini wyszliśmy ok. 16. Nie przebierając się udaliśmy
się w kierunku jaskini Olsztyńskiej i Wszystkich Świętych. Nie obyło się
bez zwiedzania okolicy i pewnie to zniechęciło niektórych do walki z
zaciskami. Na zwiedzanie Baku, czyli ciasnego połączenia pomiędzy Olsztyńską
a Wszystkich Św., skusiło się tylko czterech: Adam, Mateusz, Maciek i Ja.
Podczas pokonywania takich zacisków można poznać prawdziwą naturę człowieka
szczególnie jeśli chodzi o elokwencje w wulgaryzmachJ ku mojemu zadowoleniu ze
względu na moje gabaryty zaciski te nie sprawiły mi większych trudnościJ. Po
wszystkim przebraliśmy się w czyste ubrania i ruszyliśmy w kierunku domu.
Biwak
zimowy w Gorcach
Uczestnicy:
Damian i Kamil Szołtysik, Henryk Tomanek, Tadek i Tomek Szmatłoch
17
- 18 01 2004 r.
Kolega
Jurek Ganszer z Speleoklubu Bielsko Biała zorganizował kolejny zimowy biwak na
górze Lubań (1211) w Gorcach. Auto zostawiamy w Kluszkowcach i po 2 godzinach
podejścia (z nartami na plecakach) docieramy już po ciemku na rozległą polanę
pod szczytem Lubania. Było już tu rozbitych sporo namiotów. Po utwardzeniu śniegu
rozbijamy nasze namioty. Potem idziemy na ognisko, które już płonęło w
pobliżu. Spotykamy tu kilku znajomych (w ogóle było ponad 80 ludzi z klubów
całej Polski). Po dziesiątej (czyli po "mowie" Ganszera) kładziemy
się spać. Noc nie jest zbyt mroźna więc spokojnie dotrwaliśmy rana. O
dziewiątej Jurek robi "grupowe zdjęcie pozowane". Pada śnieg. Do południa
większość ludzi opuszcza biwak. My robimy to wczesnym popołudniem. Zjeżdżamy
w dół na nartach. Zjazd z uwagi na kopny śnieg, wąską ścieżkę w lesie,
czy też kamieniste rynny nie należał do łatwych. Wszyscy jednak szczęśliwie
zjeżdżają do auta co należy zaliczyć do sukcesu. Do domu również
docieramy szczęśliwie (zdjęcia
z wyjazdu)
Wyjazd
narciarski na Błatnią
Uczestnicy:
Damian i Kamil Szołtysik
11
01 2004 r.
Z
Brennej czarnym a potem zielonym szlakiem podchodzimy na Błatnią (913). Najpiękniejsze
z tego wszystkiego to brak ludzi, wspaniała sceneria przyrody uśpionej w
śnieżnym całunie a potem jazda gdzie fantazja pozwoli. W schronisku, przerwa
na herbatę a potem wychodzimy na sam wierzchołek gdzie zapinamy narty (Kamil
snowboard). U góry zadymka śnieżna. Zjeżdżamy więc wzdłuż szlaku podejścia.
Mozolnie uzyskaną wysokość tracimy w kilkanaście minut. Idziemy więc
jeszcze na wyciąg na Stary Groń gdzie kilka razy zjeżdżamy po czym
zadowoleni wracamy do domu.
Wyjazd
na narty do Soszowa.
9
01 2003 r.
Uczestnicy;
Anna Nahorniak, Adam Szmatloch, Jan Kieczka
Ania
wywęszyła, że od 15 wyciągi są za darmo, więc postanowiliśmy skorzystać
z okazji i pojechaliśmy pośmigać na nartach. Udało nam się jeszcze wyciągnąć
po drodze Jasia . I w trzech pojechaliśmy się poddać zimowemu szaleństwu
zupełnie za darmo. Warunki okazały się niezaspecjalne, wiec postanowiliśmy
pozwiedzać nieoświetlone trasy – niektórzy przypłacili za to bliskimi
spotkaniami z ośnieżonymi choinkami. Mimo mroźnej aury wyjazd był bardzo
udany.
Wyjazd
do
jaskini Zimnej w Tatrach
Uczestnicy:
Janusz Rudol, Damian Żmuda, Kasia Żmuda
6
- 7 01 2004 r.
No
cześć. Rudi kazał mi napisać relację z wyprawy, no to piszę. Mam mu przy
okazji nie zrobić obciachu, bo uszczerbku doznać może nie tylko jego
reputacja, ale i dobre imię „Nocka”. To trochę zalatuje jakąś propagandą
ideologiczną, jakby człowiek nie mógł publicznie przyznać się do własnej
nieudolności, strachu i wszystkich tych parszywych odczuć, jakich doznaje
schodząc pod ziemię, powodowany przecież niczym innym, jak bliżej niewyjaśnionym,
a szerzącym się wśród grotołazów, niczym zaraza, zjawiskiem „imperatywu
kategorycznego”. Nikt mnie k…. nie przekona, że to dla przyjemności.
Zatem
piszę pod presją. Jak to spartolę to chłopcy nigdzie mnie nigdy więcej nie
zabiorą. Podglądam waszą stronę. Acha… przeciętna relacja zaczyna się na
ogół od prezentacji członków wyprawy i określenia jej celu, czasu przejścia,
ilości taszczonego szpeju, metrów liny, itp. informacji przykładnie
rzetelnych i oficjalnych. Ok.! trzymajmy się konwencji.
W
nocy z 6-go na 7-go stycznia br. grupa grotołazów w składzie: Janusz Rudoll
(kierownik akcji i jedyny taternik jaskiniowy w ekipie, człowiek doświadczony
i poważny), Damian Żmuda (zwierzę raczej powierzchniowe o zapędach samobójczych,
osobnik generalnie zrównoważony) – kumpel Rudiego oraz żona kumpla
(gospodyni domowa w wydaniu standardowym), udała się do Zakopanego w celu
przeprowadzenia sprawnej akcji w Jaskini Zimnej i osiągnięcia Korytarza
Rubinowego. Przejście przebiegało bez większych sensacji i wpadek. Ponor
zastaliśmy w zasadzie „suchy” (woda powyżej kolan). Progi Błotny i
Wantowy poprowadził Damian, Czarny Komin i Beczkę – Rudi. Niestety nie mogę
przypisać sobie żadnej większej zasługi. Moja rola ograniczała się do
noszenia swojego wora (nie tylko z kanapkami niestety), klarowania i worowania
lin, asekurowania chłopaków, podtrzymywania ich na duchu w tych „extremalnych
sytuacjach”, no i wypinania liny z karabinków, bo reporęczowaniem to nazwać
tego nie można. Podobno „do tego właśnie nadają się żony w jaskini”
(cha, cha, bardzo, kurna, śmieszne). Mijamy jeszcze Salę z Chatką i Prożek
Burcharda, z których nic nie pozostało nam w pamięci (jak mówią chłopcy -
ot, dziura). Potem już tylko perwersyjna cioranka w Korkociągu i „aerobik z
elementami samoobrony” w Korytarzu Galeriowym. Tu przeżyłam mały kryzys.
Nieśmiało usiłowałam wyrazić swoje obawy i niechęć do pójścia dalej,
ale, jak zresztą można się było spodziewać, padł krótki i treściwy
komentarz na p..., po którym zaprzestałam protestów. Dalej jeszcze kilka małych prożków i
dotarliśmy do Korytarza Rubinowego (zajęło nam to jakieś 5 i pół godziny).
Tutaj, podczas przerwy degustacyjnej, byłam świadkiem inspirującego dialogu
znawców piękna podziemnego świata, wymiany głęboko uduchowionych myśli i
spostrzeżeń natury filozoficzno – estetycznej, które to Rudi skwitował
swoim tradycyjnym nooo…
Co
wyście chłopcy łykali? pomyślałam, po czym udaliśmy się w kierunku
powrotnym (do otworu ok. 4 godzin).
Na
zewnątrz piździało jak za cara Mikołaja. Zdjęty kombinezon i utytłane błotem
graty sztywniały w oka mgnieniu. Rudi, niczym struś pędziwiatr, błyskawicznie
zniknął z pola widzenia (na mrozie działa jak na speedach). W tempie uśrednionym
pozbieraliśmy manele z Damianem, po czym „kaczym krokiem fachowców w błocie”
udaliśmy się do samochodu, pozostawionego u wylotu Kościeliskiej, nad którą
unosiła się wielgachna NKWD–owska żarówa - księżyc. Pod butami siarczyście
skrzypiało – klimat jak z bajki.
Wszyscy
byliśmy już poważnie ziewający (ok. 7.00), a czekała nas jeszcze podróż
do Zabrza. Byłam na tyle przytomna, żeby prowadzić połowę drogi, ale pod
Krakowem asfalt zaczął mi się zwijać, więc zmienił mnie Damian. Zbliżała
się godzina alarmowa, wyznaczona na 10.00. Przed wyjazdem powiedzieliśmy
Fredowi (mojej siostrze), że jak do 10.00 nie damy znaku życia, to trzeba
zadzwonić po TOPR, powiedzieć, gdzie jesteśmy, itd. Moja siora to porządna
firma, wiedziałam, że punktualnie o 10.00 postawi na nogi pół Zakopca. Byliśmy
bez telefonu a zbliżał się wyznaczony czas. Gnaliśmy autobaną na zabicie,
byle dopaść jakiejś budki i odwołać akcję ratunkową. Próby dzwonienia z
kolejnych budek po drodze kończyły się fiaskiem. Rudi był bliski rozpaczy:
"Jak to się wyda w klubie, to jako kierownik wyprawy będę
skompromitowany!" Nie mogliśmy mu tego zrobić. Dorwaliśmy w końcu sprawny telefon pod Plazą w
Rudzie Śląskiej. Była 9:55. Siostra przystępowała właśnie do
odliczania….
Tym,
pełnym dramatyzmu i napięcia motywem zakończyła się nasza przygoda. Jak
wyleczę siniory pojadę na następną akcję. A na razie pranie i pierogi…
Ech, życie…
Baba
|
|