<<
wróć do wypraw
USA
'99:
opis |
zdjęcia
USA
'99
(opis):
Od 20 lipca do 17 sierpnia 1999
roku przebywałem w Stanach Zjednoczonych. Celem wyjazdu było przejście
kilku amerykańskich jaskiń jak również zwiedzenie 3 parków
narodowych w zachodnich stanach. Podróżowałem po USA autobusami
linii Greyhound (bilet wykupiłem w Polsce - 360 dolarów, bilet ważny
jest miesiąc na nieograniczony dystans po całych Stanach i
Kanadzie)
Przed wyjazdem nawiązałem kontakt
z amerykańskim grotołazem z Wirginii - Waltem Pirie. Po przybyciu
do niego wziąłem udział w przejściach kilku ciekawych jaskiń o
zróżnicowanym charakterze. W Wirginii i Wirginii Zachodniej
znajduje się kilkaset jaskiń, które na ogół mają charakter
przepływowy, często z dużymi ciągami wodnymi. Zwiedziłem następujące
jaskinie:
1. Link Cave - jaskinia o rozwinięciu
poziomym z suchymi ciągami w postaci meandrów o zróżnicowanych
gabarytach.
2. Old Mill - przepiękna
horyzontalna jaskinia z podziemnym strumieniem. Przy przejściu
zaliczamy tzw. "kaczory" czyli krótkie nurkowania w
syfonach.
3. Newberry - jaskinia o
charakterze pionowym - przypominająca tatrzańską Marmurkę lub
Pod Wantą. Zjeżdżamy pionowymi studniami do ciasnych meandrów.
4. Hollow Scott Cave - bardzo
malownicza jaskinia z potężną rzeką Mistic River. Rzeka ta płynie
podziemnym kanionem o często niewidocznym stropie. Posiada kilka
dopływów. Ujście znajduje w dużym podziemnym jeziorze, którego
czarne wody stanowią kres naszej wędrówki (wg. Walta można
nurkować do dalszych zatopionych korytarzy)
5. Spruce Cave - sucha pozioma
jaskinia o cudownej wręcz szacie naciekowej.
Po tamtejszych jaskiniach chodziłem
z kilkoma miejscowymi grotołazami. Miałem więc więc okazję
poznać styl pokonywania jaskiniowych przeszkód. Oto kilka
refleksji.
Do oświetlenia używają światła
elekrycznego oraz karbidowego. Przy tym drugim nie używają fismy
lecz noszą małe pojemniki z karbidem zupełnie jak baterie, które
w razie konieczności wymieniają. Zamiast jaskiniowych worów używają
małych plecaków na sprzęt. Sprzęt to osobny temat. Oprócz
petzlowskiego jest tu na rynku wiele innych patentów ale nie
wytrzymujących konkurencji z Pezlem. Do zjazdów używają głównie
drabinek. W jaskiniach amerykańskich nie stosuje się przepinek
(tak zapewniało mnie kilku amerykańskich grotołazów). Zjazdy zakłada
się z naturalnych punktów a tam gdzie lina trze o skałę podkłada
się specjalne podkładki lub po prostu szmaty. Liny noszą zwinięte
jak lassa.
W USA nie ma organizaji na wzór
naszego KTJ. Jest tylko NSS (National Speleological Society), która
to organizacja zajmuje się raczej naukowymi aspektami działalności
jaskiniowej. Szkolenie poszczególnych adeptów odbywa się w każdym
klubie inaczej, nie ma jednolitego sposobu szkolenia. Zresztą w
amerykańskich jaskiniach jak dotąd zginął tylko jeden grotołaz,
Polak z pochodzenia. Inna sprawa, że w Stanach nie ma tak głębokich
jaskiń z pionowymi ciągami jak w Europie (nie licząc Hawjów).
Jednak środowisko grotołazów
jest chyba podobne na całym świecie. . Czułem się tam jak wśród
klubowych kolegów. Po akcjach chodziliśmy na piwo. Zawsze było dużo
śmiechu i opowiadań.
Z Wirginii pojechałem na zachód
do Nowego Meksyku i Arizony. Kilka dni włóczyłem się po Grand
Canyon. Potem pojechałem do Klifiorni gdzie tydzień czasu spędziłem
w Yosemite, gdzie pionowe urwiska robią chyba wrażenie na każdym
wspinaczu.
Ostatnim parkiem był Yellowstone.
W 2 dni objechałem park na rowerze. Jest to rzeczywiście bardzo
ciekawy zakątek pod względem przyrodniczym.
Z Montany wróciłem do Nowego
Jorku skąd wróciłem szczęśliwie do Polski.
Damian
Szołtysik
USA
'99
(zdjęcia):
|