Wyjazdy 2014: Różnice pomiędzy wersjami
Linia 1: | Linia 1: | ||
__NOTOC__ | __NOTOC__ | ||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - jaskinia Śnieżna - Partie Wrocławskie|Mateusz Golicz, Sebastian Podsiadło, Łukasz Majewicz, Michał Wyciślik, <u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas, Katarzyna Turzańska (STJ), Paweł Woźniak (STJ)|7 - 8 06 2014}} | ||
+ | |||
+ | Do otworu Śnieżnej trzeba przechodzić przez wykop w śniegu. Grupa kursowa (Mateusz z Łukaszem i Sebastianem) dociera do Suchego Biwaku. Reszta ekipy udaje się w Partie Wrocławskie gdzie pokonując Białe Kaskady osiągamy salkę pod Czarnym Kominem. Ciągi te to strome pochylnie i kominy kontynuujące się w górę powyżej otworu Śnieżnej, którymi spada woda (wiszą tu stare, często bardzo zniszczone liny). Z góry leje niezły wodospad więc z tego miejsca wracamy w dół a potem w górę w stronę otworu. W Wielkiej Studni dość dużo wody. Około drugiej w nocy wszyscy są na powierzchni. W nagrodę czekała piękna tatrzańska noc. | ||
+ | |||
+ | Może kursanci coś dopiszą... | ||
+ | |||
{{wyjazd|Tatry Zach. - Dolina Kościeliska - szkolenie z pracownikiem TPNu|Jan Krzeptowski (pracownik TPNu), Mateusz Golicz, <u>Tomasz Zięć</u>, Krzysztof Atamaniuk, Gosia Stolarek, Asia Przymus, Artur Szmatłoch|31 05 2014}} | {{wyjazd|Tatry Zach. - Dolina Kościeliska - szkolenie z pracownikiem TPNu|Jan Krzeptowski (pracownik TPNu), Mateusz Golicz, <u>Tomasz Zięć</u>, Krzysztof Atamaniuk, Gosia Stolarek, Asia Przymus, Artur Szmatłoch|31 05 2014}} | ||
Wersja z 13:50, 8 cze 2014
Tatry Zach. - jaskinia Śnieżna - Partie Wrocławskie
Do otworu Śnieżnej trzeba przechodzić przez wykop w śniegu. Grupa kursowa (Mateusz z Łukaszem i Sebastianem) dociera do Suchego Biwaku. Reszta ekipy udaje się w Partie Wrocławskie gdzie pokonując Białe Kaskady osiągamy salkę pod Czarnym Kominem. Ciągi te to strome pochylnie i kominy kontynuujące się w górę powyżej otworu Śnieżnej, którymi spada woda (wiszą tu stare, często bardzo zniszczone liny). Z góry leje niezły wodospad więc z tego miejsca wracamy w dół a potem w górę w stronę otworu. W Wielkiej Studni dość dużo wody. Około drugiej w nocy wszyscy są na powierzchni. W nagrodę czekała piękna tatrzańska noc.
Może kursanci coś dopiszą...
Tatry Zach. - Dolina Kościeliska - szkolenie z pracownikiem TPNu
Odbyło się szkolenie z pracownikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego Jaśkiem, kóry poopowiadał nam trochę o historii, działaniu i planach TPNu oraz o otaczającej nas przyrodzie. Szkolenie to jest obowiązkowe dla każdego adepta przystępującego do egzaminu na kartę taternika jaskiniowego.
Kilka zdjęć z "wycieczki" Doliną Kościeliską: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FSzkolenie+TPN
Jura - 38-lecie klubu w Piasecznie
Kolejne fajne spotkanie z całym przekrojem klubowej historii. Oprócz gawęd przy ognisku były wspinaczki na Cydzowniku, tyrolka, wchodzenie po drabince. Odwiedziliśmy również jaskinie Piaskowa i Wielkanocna.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FLecie
Okolice Jaworzna - Sadowa Góra na rowerze
Ciekawa wycieczka rowerowa do starych kamieniołomów dolomitowych na Sadowej Górze oraz zbiornika wodnego (też w starym kamieniołomie).
CZECHY: XXV Spotkanie Weteranów Taternictwa Jaskiniowego
Jak zwykle co roku Jurek Ganszer z SBB zorganizował spotkanie tzw. weteranów taternictwa jaskiniowego. Tym razem w ramach tego spotkania poszliśmy do bardzo ciekawej jaskini Knehyńskiej w Beskidzie Śląsko - Morawskim. Wg naszych czeskich kolegów jaskinia ma 70 m głębokości i 300 m długości. Najpierw schodziliśmy po drabinkach a potem zjazd około 10 metrową studnią do niższych partii. Do góry wracaliśmy inną drogą. Jaskinia bardzo obszerna. Czesi prowadzą tu badania naukowe (mierzą ruchy skał w jaskini na przestrzeni lat). Po południu gro ekipy udało się do schroniska pod Baranią Górą na huczną zabawę a ja z Teresą do Szczyrku gdzie wieczór spędziliśmy ciekawie przy ognisku w fajnej kompanii też na wesoło.
Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FWeterani
Wspinaczki w Mirowie
Wspinaczki głównie na "wędkę" na drogach raczej kursowych. Nie obyło się bez lotu wyżej podpisanego. Celem wyjazdu było zapoznanie młodzieży z sprzętem oraz wspinaczką w prawdziwej skale. Pogoda dobra.
Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FUKSMirow
AUSTRIA: Taury Wysokie - Skitury
W ciągu czterech dni pokonaliśmy ok. 6000 m pionu, z czego około 1000 m piechotą (dojścia do schronisk i betony). W czwartek z samochodu wyszliśmy na Hocharn (3254; krzyż na szczycie zasypany po ramiona). Drugi dzień to najlepsza z całego wyjazdu wycieczka na Hoher Sonnblick (3106). Ze szczytu zjechaliśmy tzw. Scheißhäuslrinne na północnej ścianie. Był to jeden z najlepszych zjazdów jakie mi się w życiu trafiły - kuluar o różnicy poziomów 1100 m, nachylony przez pierwsze 300 m pod kątem ok. 50 stopni. Na ten zjazd nie zdecydowalibyśmy się gdyby nie koledzy z Czech, którzy podeszli trasą zjazdu i ocenili śnieg (pozdrawiamy!). Ponadto, jeden z Czechów rozpoczął z przytupem tj. skokiem na wspomniane 50-stopniowe zbocze z około czterometrowej wysokości nawisu. Zniósł to całkiem dobrze, co upewniło nas o stabilności lawinowej zastanych tego dnia okoliczności przyrody. My, amatorzy, zeszliśmy jednak piechotą z czekanami. Duży stres, prawdę mówiąc preferowałem skok, ale wiązania TLT lubią się wypinać w takich sytuacjach - i szukaj potem narty 1 km niżej... Po pysznym zjeździe i posileniu się kanapkami z pstrągiem z Aldiego w roli głównej, tego samego dnia przemieściliśmy się o 100 km i podeszliśmy piechotą do Johannishutte (2121). To miejsce, stanowiące bazę wypadową na szczyt Grossvenediger, jest dużo bardziej zatłoczone niż dolina Rauris. Z piątku na sobotę nie było nawet tak źle, ale w kolejną noc nastąpił najazd Germanów i gospodyni umieściła nas w kanciapie ok. 4 m2 (Germanie mieli rezerwację, a my nie). Mimo wszystko, wyszło nam to na dobre, bo w ten sposób znaleźliśmy się w najspokojniejszym miejscu w całej chacie. W sobotę w terenie spędziliśmy zaledwie pół dnia. Potrzebowaliśmy nieco odpoczynku, a ponadto na zewnątrz dokuczało zimno i silny wiatr. Podeszliśmy tylko do Defreggerhausu (2964, w zimie zamknięty) i zjechaliśmy stamtąd przyjemnie z powrotem do bazy. Długie popołudnie upłynęło na lekturze nowego "Regulaminu postępowania dyscyplinarnego" oraz beletrystyki. Zregenerowani, w niedzielne przedpołudnie w pełnym słońcu weszliśmy na szczyt Kreuzspitze (3164) i zjechaliśmy stamtąd ok. 600 m w lekko zsiadłym puchu (niżej, niestety, betony). Katowice osiągnęliśmy o 22:30. Choć pogoda była bardzo zmienna i kapryśna, z wyjątkiem soboty, każdego dnia zażyliśmy sporo słońca. Dobrego śniegu w Taurach jest jeszcze co najmniej na dwa tygodnie.
Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2Fskitury-taury
Majówkowy spacer na Błatnią
W założeniu wyjazd był tym z gatunku "kaj dojdymy tam bydymy", choć szczyt zawsze kusi to przy takim skoncentrowaniu dzieciowym jasne było, że to nie my dyktujemy warunki ;) Gotowi więc na wszystkie możliwości (no, za wyjątkiem noclegu w lesie, ale kocher mieliśmy ze sobą!) ruszamy na pierwszy tegoroczny podbój gór.
Startujemy z Jaworza Nałęże. Malowniczą Doliną Jasionki, pilnując Szklanego Szlaku kierujemy się na Błatnią. Szlak teoretycznie wyprowadza na szczyt, jednakże w labiryncie rozjeżdżonych dróg leśnych jakoś sam się gubi, więc dalej na czuja pniemy się w górę. Momentami jest dość stromo, ale na tym etapie już nie mamy wątpliwości, że uda nam się zdobyć górę. Stromizna momentami uprzykrza nam także zastosowany środek dzieciotransportu - swoją drogą fenomenalny, przypominający coś na pograniczu wózka, rikszy i promu kosmicznego. Wielofunkcyjna przyczepka rowerowa! Dlatego też trzeba było wprowadzić w życie metody zastępcze: na piechotę, w chuście, na barana. Ale... dało się. Przynajmniej Staśko bezproblemowo spędził całą drogę przywiązany do mnie.
Pod schroniskiem robimy dłuższy popas, a na powrót wybieramy bardziej widokowy czerwony szlak przez Wielki i Mały Cisowy i Czupel, mając nadzieję, że ominiemy trochę wybojów i stromych zjazdów. Po części się to udało, a przynajmniej szło się dużo przyjemniej. Dzieci spały więc można było pogalopować myślami. Generalnie bardzo udany wyjazd, cel osiągnięty, pogoda dopisała... czego chcieć więcej! (może ciut mniejszych zakwasów ;).
RUMUNIA: w górach i jaskiniach Apuseni
Po nocnej 12-godzinnej podróży docieramy na polanę Grajduli w górach Apuseni. Tu zakładamy obozowisko a następnie udajemy się do jaskini Negra. Do dna jaskini prowadzi szereg kaskad, które pokonujemy zjazdami na linie jednak spadająca woda swoimi rozbryzgami nieźle nas moczy. Zjazdami wyrabiamy się co do ostatniej plakietki. Dalszy meander jest pięknie myty i wkrótce doprowadza nas do syfonu łączącego Negrę z jaskinią Zapodie. Wracając zwiedzamy fantastycznie myte boczne ciągi jaskini. Mokrzy wychodzimy już w nocy na powierzchnię. Następnego dnia grupa Damian, Teresa, Łukasz P., Alicja i Agnieszka udają się do wąwozu Galbenei a grupa Michał, Łukasz M., Ksawery i Asia idą do wodnych partii jaskini Twierdza Ponoru. Stan wody nie pozwala im osiągnąć syfonu. W zawiązku z zawiłościami formalnymi z strony parku narodowego Apuseni musimy zrezygnować z dalszej działalności jaskiniowej. W ostatni dzień wszyscy udajemy się na fajną wycieczkę do wąwozu Somesului Cald zwiedzając po drodze dwie niewielkie jak na rumuńskie warunki jaskinie. W ostatni dzień leje od rana i wczesnym popołudniem zbieramy się do odwrotu. Znów 12 godzin w aucie ale myślę, że było warto. Może ktoś jeszcze coś dopisze...
Tu zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FRumunia
Tatry Wysokie - zjazd Rysą
W sobotę podchodzimy do Morskiego Oka. Nocleg w schronisku pozwala nam wystartować w niedzielę w miarę wczesną porą. Sensowny śnieg jest od Czarnego Stawu. Na fokach idziemy tylko kawałek; praktycznie od dolnej części Długiego Piargu, aż do końca Rysy niesiemy narty na plecach. Ślad jest niby dobrze wybity, ale zapadamy się na głębokość 40 - 70 cm. Sam wierzchołek osiągamy już bez nart, we mgle. Zjazd przyjemny, ale z duszą na ramieniu (lawiny). Słońca wprawdzie brak, ale zmokliśmy dopiero czekając na dziewczyny na Buli pod Rysami.
Jura - wspin na Olkuskich Igłach
Robimy 4 drogi na Olkuskich Igłach. Skałki były niestety bardzo mokre po nocnych deszczach. Dwie drogi na własnej protekcji. Jedna "czwórka" ze względu na omszałą, mokrą skałę i "czarnoziemy" długo zapamiętam zwłaszcza jak wyskoczyła mi ze szczeliny kluczowa kostka. Było również krucho. Komin Borsuka choć mokry nie nastręczył problemów. Potem była nieobita "Suka z Hamburga (VI)" na wędkę i na deser "Ciociolina" VI.1+ (ale z 2 restami). Do auta doszliśmy w sam raz przed rzęsistym deszczem.
Tu kilka zdęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FPazurek
CZECHY: Beskid Śląsko-Morawski - jaskinie Ondrasza
W masywie Lukszinca (boczne ramię Lysej Hory) znajduje się bardzo ciekawy pod względem geologicznym teren, w którym istnieją pseudokrasowe jaskinie. Największe to Wielka Ondraszowa (217 m dł. i 37 gł.) oraz Studena. Jest tu zapewne dużo więcej jaskiń a teren pozwala na dobre rokowania pod kątem eksploracji. Z Malenovic podeszliśmy szlakiem i po krótkim czasie odnaleźliśmy interesujące nas obiekty. Odnraszowa zaraz za otworem zablokowana jest metalowym dwuteownikiem uniemożliwiającym dalsze przejście. Ciekawa jest Studena. Statycznie zimna jaskinia o ścianach pokrytych warstewką lodu. Wchodzę jeszcze do 3 innych dziur ale te zwężają się choć jak sądzę po usunięciu kilku kamieni można by posunąć się dalej. W drodze powrotnej schodzimy jeszcze do swego rodzaju kanionu rzeczki Satina. Tworzy tu ona malownicze kaskady.
Lepiej oddają to zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FOndrasze
Tatry Wysokie - skitoury
Pierwszy wyjazd Mileny na skitury. Wypożyczyliśmy sprzęt w Kuźnicach i skorzystaliśmy z kolejki na Kasprowy, żeby jednak ograniczyć trochę przewyższenie do pokonania. Podchodzimy granią na Skrajną Turnię (brak ludzi!) i przemieszczamy się do Doliny Cichej. Zaczynamy od przyjemnego zjazdu, kończymy zaś efektownym zejściem potokiem. W międzyczasie dopada nas ulewa i mokniemy konkretnie. Dalsza droga prowadzi przez Gładką Przełęcz do Doliny Pięciu Stawów. Nocleg w schronisku (szok! brak ludzi! mieszkamy w czworo w 10-osobowym pokoju). W niedzielę wyruszamy o 6 rano. Pogodę mamy już znacznie lepszą, w wędrówce na Zawrat towarzyszy nam słońce. Wieczorem i w nocy spadło trochę śniegu, więc zjazd do Zmarzłego Stawu mamy pierwszorzędny. Co ciekawe, występuje kompletny brak ludzi. Pierwszych spotkaliśmy dopiero nad Czarnym Stawem. Około 10:00 docieramy do Murowańca. Tam posilamy się, a następnie, znowu korzystając z kolejki (czas goni...) przemieszczamy się na Kasprowy i zjeżdżamy/znosimy narty do Kuźnic. Na nartostradzie zima się stanowczo kończy.
CHINY - Rekonesans w prowincjach: Chongqing, Guangxi i Hubei
Pobyt w Chinach rozpoczęliśmy od przelotu wewnętrznymi liniami do Guilin w prowincji Guangxi. Tam spotkaliśmy się z Zhang Yuanhaiem z państwowego Instytutu Krasu w celu omówienia perspektyw współpracy na jesień 2014 oraz kolejne lata. Dwa następne dni zajeła wycieczka do rezerwatu przyrody Mulun, położonego na zachód od Guilin (ok. 370 km po drogach). Być może to właśnie tam pojedziemy jesienią. Po powrocie do Chongqingu udaliśmy się szybką koleją do miasta Lichuan w prowincji Hubei. Od czasu naszej wyprawy w listopadzie wybudowano nową linię i czas podróży skrócił się dwukrotnie. W Lichuan spotkaliśmy się z He Duanyongiem, jedynym (sic!) chińskim grotołazem-amatorem, który potrafi kartować jaskinie. Korzystając z samochodu jego przyjaciela Guo, przez kolejne siedem dni podróżowaliśmy w piątkę po zachodniej części prowincji Hubei, momentami wjeżdżając w prowincję Chongqing. Oglądaliśmy masywy otaczające rzekę Qingjiang (na wysokości ok. połowy drogi między Enshi a Lichuanem), część gór Daba Shan znajdującą się w pobliżu miasta Wuxi (tam właśnie był Damian Szołtysik), a także masywy wapienne w hrabstwie Pengshui (na południe od Lichuanu) i dwa inne, leżące po drodze.
Mieliśmy bardzo mało ruchu, a jednak był to męczący wyjazd. W przeciwieństwie do poprzedniego rekonesansu, tym razem przez większość dni spędzaliśmy po 6 - 10 godzin w samochodzie. Drogi na ogół nie nadawały się do czytania. Przyjemne na tym wyjeździe było głównie jedzenie... i nocne spacery językowe! Zebraliśmy jednak bardzo dużo obserwacji geologicznych i przepytaliśmy wielu miejscowych. Cóż, nie ma wyjścia, przygotowanie wyprawy w tak odległy rejon wymaga po prostu zainwestowania czasu (i pieniędzy...) w tego typu "wycieczki"...
Kilka zdjęć na stronie Adama: http://rokwchinach.net/ (bardzo dziękujemy za pomoc!)
Tatry Zach. - jaskinia Wlk. Litworowa - Partie Bielskie
W dość wilgotnych warunkach (pół godziny dość obfitego deszczu a potem mgła) podeszliśmy w mokrych śniegach do otworu Litworki. W godzinę, po zaporęczowanych studniach docieramy do Starego Dna gdzie spotykamy kursową grupę z SBB idącą dalej do Magla. Ja z Jurkiem podchodzimy po linie do Partii Bielskich. Partie te to rozległe ciągi ponad Starym Dnem dochodzące aż do II Pięćdziesiątki. Wiele miejsc niezbyt obszernych. Kruszyzna na niektórych pochylniach. Generalnie bardzo ciekawy fragment tej dużej jaskini. Docieramy do tzw. Hydrozagadki oraz progów wiodących do Eldorado (Jurek dobrze znał te ciągi). Po 4 godzinach wracamy spowrotem do Starego Dna gdzie ponownie spotykamy się z kursantami SBB wracającym na powierzchnię. W trakcie naszej wycieczki ponieśliśmy pewne starty w sprzęcie. My biwakujemy na Starym Dnie i dopiero "rano" wracamy na powierzchnię wychodząc z dziury przed popołudniem. Warunki na dworze nie uległy zmianie. W mgle i dość nieprzyjemnym wietrze osiągamy Szary Żleb. Niżej już jest lepiej i bez przeszkód docieramy do auta na Gronik.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FLitworka
Jura: Szklary - wspinanie
Wspinamy się na Krętej – całkiem sympatycznej skałce położonej niedaleko Szklar. Istotną wadą wspinania w tym rejonie jest całkiem długie podejście (koło 10-15min), zaletą wynikającą z tej wady jest oczywiście mała popularność wśród wspinaczy. Niestety pogoda dała nam mocno w kość, a miało być słonecznie i ciepło (nie ma już chyba wiarygodnych prognoz pogody). Mimo starań nic ciekawego nieudało się zrobić choć patenty zostały zebrane, więc nie pozostaje nic innego jak niedługo w ten rejon powrócić.
Jura - wspin w Rzędkowicach
Piękny słoneczny dzień. W sam raz do wspinaczki. Robimy różne drogi. Młodzież łoiła ambitniejsze cele (6.3). Starsi zadowolili się "szóstkami" na wędkę. Potem ongisko i do domu. Sezon rozpoczęty (ale czy my go kiedyś kończymy?).
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FRzedkowice
Szkolenie Kartograficzne – Kraków
Według planu początkowo dwóch członków Nocka, w efekcie trzech (Łukasz zdecydował się na ostatnią chwilę również uczestniczyć w szkoleniu, czym zaskoczył nas parę minut przed rozpoczęciem), miało okazję uczestniczyć w dniach 29 i 30.03 w szkoleniu z kartowania jaskiń. Kurs odbywał się w Krakowie w siedzibie Klubu Wysokogórskiego.
Szkolenie rozpoczęło się w sobotę rano od wykładu omawiającego podstawowe pojęcia dotyczące kartowania jaskiń, po co w ogóle kartować jaskinie, oraz przyrządów służących do pomiarów - zarówno tych starszych jak i najnowocześniejszych. W dalszej części wykładu zostały omówione podstawy kartowania jaskiń, które mieliśmy wykorzystać tego samego dnia w praktyce.
Po wykładzie nastąpiła krótka chwila przerwy na ogrzanie się ( sala z projektorem w piwnicy to dość zimna opcja), poczym podzieliliśmy się na kilka grup samochodowych i pojechaliśmy do jednej z dzielnic Krakowa w której znajdują kawerny Fortu Bodzów (wykute przez żołnierzy na początku I wojny światowej).
Nockowicze zostali rozdzieleni i przyporządkowani do nowych kolegów, z którymi mieli wykonywać pomiary. Pary zostały podzielone po różnych komorach kawerny, a ich zadaniem było pomierzenie pustek (wyznaczanie punktów pomiarowych, oraz pomiary odległości między nimi, kątów upadu oraz azymutów), równocześnie mieli prowadzić tabelę wyników i wykonywać roboczy szkic obiektu w którym się znajdowali. Wszystkie pomiary były wykonywane za pomocą prostych przyrządów takich jak taśma miernicza, busola i klinometr, dlatego też pomiary były obarczone sporym błędem wynikającym z naszej niedokładności i brakiem doświadczenia w posługiwaniu się tymi przyrządami, również szkice wykonywane ręcznie pozostawiały sporo do życzenia. Po pewnym czasie (zbyt zaangażowana w pracę, nawet nie spojrzałam na zegarek i nie wiem ile czasu zajęły nam ćwiczenia w kawernach) prowadzący ogłosili koniec pomiarów i udaliśmy się na wspólny obiad.
Wieczorem przeszliśmy do kolejnej części kursu – opracowanie wyników pomiaru kawern. W pierwszej kolejności wykonaliśmy proste przeliczenia w arkuszu kalkulacyjnym. Na ich podstawie mogliśmy na papierze milimetrowym rozrysować ciąg pomiarowy, a dzięki dodatkowym pomiarom wykonanym w kawernach dorysowaliśmy przebieg korytarzy i komór. Niestety niektórzy z nas przekonali się jak ważna jest komunikacja między partnerami i czytelne szkicowanie planów – oboje z Bulim wieczorem pracowaliśmy w uszczuplonych składach i oboje mieliśmy problemy z rozszyfrowaniem ,,co autor miał na myśli”. Na zakończenie prace zostały nam odebrane i wzięte do zeskanowania, aby mogły posłużyć jako podkłady do obróbki komputerowej następnego dnia.
I w końcu przyszedł czas na chwilę wytchnienia, w tym celu wybraliśmy się całą grupą ,,na miasto”, czas spędzony bardzo miło, aczkolwiek ze względu na późną porę powrotu, oraz zmianę czasu uszczuplającą naszą dobę o godzinę, rano posypało się dużo kawy.
Drugi dzień również rozpoczął się wykładem, tym razem dotyczącym programów, służących do obróbki komputerowej planów jaskiń. Z dość szerokiej gamy programów, zostały nam pokrótce przedstawione tylko te, którymi mieliśmy się posługiwać na szkoleniu, tj. program obliczeniowy Survex i program do obróbki graficznej Inkscape.
Po przeliczeniu wyników przez program i nałożeniu ich na skan odręcznego rysunku z poprzedniego dnia okazało się, że i on mimo, że wykonywany ze sporym zaangażowaniem, nie jest zbyt dokładny i nie pokrywa się stuprocentowo z wyznaczoną przez komputer ścieżką pomiarową. Dalsza część była dość przyjemna – należało, narysować obrys ścian kawerny, ddać symbole i opisy. Niestety nie wszyscy zdążyli dokończyć plan, kiedy nastąpił kolejny wykład, na którym zapoznaliśmy się z nowoczesnymi sposobami pomiarów jaskini- czyli zestawem distoX ( dalmierz Leica) pozwalający na pomiary azymutów i upadów, oraz posiadający bluetooth do przesyłania tych danych do palmtopa z oprogramowaniem PockeTopo. Palmtop służy do wykonywania szkicu jaskini na miejscu, rejestruje też punkty pomiarowe i domiary.
Po wykładzie udaliśmy się na ćwiczenia terenowe do Jaskini Twardowskiego (jest to niewielka jaskinia znajdująca się w krakowskiej dzielnicy Podgórze w obrębie Parku ,,Skały Twardowskiego”). Pomiary wykonywaliśmy w nowych parach, sama praca była bardzo przyjemna, pomiary były dużo łatwiejsze, szkicowanie również – ze względu na natychmiastową komunikację urządzeń. Pomiary przesyłane przez dalmierz były widoczne na ekranie palmtopa, kształty obrysów korytarz i sal przez nas wykonywane, dzięki temu były znacznie dokładniejsze niż w przypadku ręcznych szkiców.
Osobiście uważam, że taki sposób wykonywania pomiarów jest znacznie efektywniejszy – zdołaliśmy wykonać więcej pomiarów i skartować większy obszar niż dnia poprzedniego, pomiary nie były obarczone naszą niedokładnością, czy błędnym odczytem pomiarów z przyrządów, a wszystko to pozwoliło nam się skupić na szczegółach wnętrza jaskini. Również tego dnia czas pomiarów minął mi zbyt szybko i ledwo zaczęłam, a już nastąpił koniec, prawdopodobnie nie tylko mi, gdyż pozostałe pary również ociągały się z wyjściem z jaskini. Końcowa mowa prowadzących była dość optymistyczna – zero rannych podczas kursu, spędziliśmy miło czas, a przy nakładzie pracy i zaangażowania mamy szansę stać się w przyszłości kartografami.
Po tej przemowie uczestnicy rozjechali się w różnych kierunkach, a członkowie z RKG korzystając z dnia, wybrali się jeszcze na obiad i krótki spacer po Krakowskim rynku.
Zdjęcia http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FSzkolenie%20Kartograficzne%20-%20Krak%F3w
SŁOWACJA: Tatry Wys. - Łomnica
Łomnica (2634), drugi co do wysokości szczyt Tatr był naszym celem narciarsko - wspinaczkowym. Z Tatrzańskiej Łomnicy (900) podchodzimy najpierw na nogach a po osiągnięciu nartostrady (tu spotykamy naszych kolegów i koleżankę z SBB) podchodzimy już razem na Łomnicką Przełęcz (2196). Teresa stąd zjechała do Skalnatego Plesa (jest tam "schronisko") a pozostała piątka szturmuje Łomnicę. Ile się da podchodzimy na nartach. Deski zostawiamy pod skałami wieńczącymi szczyt. Grzegorz zabiera narty do góry gdyż planował zjazd z samego wierzchołka. Korzystając z łańcuchów i innych sztucznych ułatwień docieramy do dość stromego żlebu gdzie bardzo czynnie używamy raków i czekana. Na szczyt można dostać się też wagonikiem z Skalnatego Plesa więc zaplecze dla "turystów" jest dość wygodne. Bar a w nim piwo i inne przysmaki. Po balustradach spacerują damy w kozaczkach. My po odpoczynku w kulturalnych warunkach schodzimy czujnie tą samą drogą. Grzegorz jako narciarz ekstremalny usiłuje zjechać na nartach a ponieważ żleb był poprzetykany skałami i lodem musiał w kilku miejscach narty zdjąć. Szczęśliwie docieramy do nart a dalej już na nich (ja z Jurkeim zaczynam niżej) po twardych śniegach (śnieg momentalnie stężał jak góra znalazła się w cieniu) zjeżdżamy do przełęczy. Przy Skalantym Plesie spotykam Teresę i dalej jedziemy razem. Trzeba przyznać, że miękki w słońcu śnieg po zachodzie zmroził się w lodowe bryły i nawet na nartostradzie zjazd był męczący. Szczęśliwie wszyscy docieramy do Tarzańskiej Łomnicy w momencie gdy zapadał zmierzch. Od auta do szczytu zrobiłem 1732 m deniwelacji. Podziękowania dla ekipy SBB za pomysł i wspaniałe towarzystwo.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FLomnica
AUSTRIA: Totes Gebirge - skitury
Z powodu słabego sezonu skiturowego w Polsce, postanawiamy nadrobić straty w Alpach. Za cel wybieramy najbliżej leżące pasmo – Totes Gebirge. Wyjeżdżając około 22:00 z Rudy, na miejsce docieramy o 4:00. Krótka drzemka na parkingu i z samego rana ruszamy do schroniska Prielschutzhaus leżącego na wysokości około 1400 m. Wcześniej dowiadujemy się, że 2 minuty drogi powyżej schroniska zaczyna się śnieg. Podejście do schroniska prowadzi malowniczym szlakiem obok niewielkiego kanionu, w którym dostrzegamy potencjał canioningowy. Pogoda pierwszego dnia wiosenno-letnia. Braki kondycyjne dają się we znaki dopiero gdy zakładamy narty i udajemy się do sąsiedniej dolinki, którą docieramy do zboczy Temlberg, z których zjeżdżamy w idealnych warunkach z powrotem do schroniska. Znając prognozę pogody na następne dni, resztę dnia spędzamy leżakując na tarasie schroniska aż do zmroku, korzystając z przyjemnego smagania ciepłymi promieniami słońca. W nocy zaczyna padać śnieg i nie przestaje aż do wyjazdu dnia następnego. Drugiego dnia decydujemy się na zmianę pierwotnych planów i rezygnujemy z dojścia do następnego schroniska, w wyniku czego udajemy się w kierunku przełęczy Schotzhole. Mgła i padający obficie śnieg nie pozwalają w pełni rozkoszować się wycieczką. Ola zalicza długi zjazd na tyłku, który przypłaca jedynie ponownym pokonaniem ok. 50 metrowej deniwelacji. Podczas zjazdu we mgle błędniki szleją – do końca nie wiemy kiedy zjeżdżamy, kiedy już stoimy w miejscu, a kiedy, nie wiadomo jak, podjeżdżamy pod górkę. Ostatni dzień postanawiamy spędzić na krótkiej wycieczce w górę oraz zejściu do samochodu i powrót do domu. Oczywiście cały czas pada śnieg i w miejscu gdzie pierwszego dnia rosły krokusy, zalega duża ilość śniegu wystarczająca na zjazd do pewnej wysokości. Resztę trasy pokonujemy już z nartami na plecach. Docierając do samochodu zaczyna się rozpogadzać, lecz pomimo moich nacisków żeby zostać jeszcze na jeden dzień, reszta ekipy zarządza powrót do domu. Schronisko, w którym spaliśmy oferuje bardzo dogodne warunki socjalne – miękkie legowisko na max 10 osób, kominek z dostępnym drewnem z możliwością gotowania oraz wodę z pobliskiego ujęcia – pełen komfort. Wyjazd zaliczamy do bardzo udanych lecz zbyt krótkich.
SŁOWACJA: Tatry Wys. - Skrajne Solisko
Upał. Z Strebskiego Plesa podchodzimy (przeważnie na fokach) do doliny Furkotnej a następnie na Skrajne Solisko (2093). W partiach szczytowych śnieg mocno wytopiony. Zjazd między wystającymi kamieniami do górnej stacji wyciągu. Dalej nartostradą do Stebskiego Plesa.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FSkrajneSolisko
Tatry Zach. - Kondracka Przełęcz
W Tatrach sypnęło. W świeżym ale mokrym śniegu najpierw docieramy do schroniska na hali Kondratowej a potem podążamy na Kondracką przełęcz (1725). Warunki trudne. Przedzieramy się na przełęcz zdejmując narty na ostatnich metrach. Bardzo lawiniasto. Mnóstwo zwianego śniegu na zalodzonym podłożu. Na grani wieje mocno, ciężko zachować równowagę. To wszystko co możemy zrobić w tych warunkach. Zjazd ze względu na wyjeżdżający spod nart śnieg i walące po twarzy drobinki lodu - trudny. Dopiero w dolinie spokojniej. Zjeżdżamy niemal do ronda lecz deszcz w Zakopanem już mocno zredukował powłokę.
Tak mniej więcej to wyglądało: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FKondracka
Tatry Zach. - trawers Jaskini Czarnej
Po zaledwie półrocznym okresie kursowej latencji z powodu rekonwalescencji przyszło mi jechać na moją drugą z kolei akcję nie gdzie indziej jak znów do Jaskini Czarnej. Ty razem był to jednak trawers. Z Kirów wyszliśmy o 7 rano. Przy dobrej pogodzie w niecałe 2 godziny dotarliśmy do Otworu Głównego. Sebastian zaporęczował wlotówkę i po krótkiej chwili wszyscy znaleźliśmy się pod trawersem Herkulesa, który też poszedł gładko. Nikt się nie obijał, wszelkie dalsze trudności pokonywaliśmy szybko i sprawnie aż do chwili, w której podjąłem się wspinaczki na Próg Latających Want. Na ostatnich metrach pomyliłem drogę, przez co cały Próg zajął łącznie 2 godziny. Kilka minut przed 18:00 wyszliśmy na powierzchnię. Wycofywanie się spod Otworu Północnego przyszło nam pokonywać po ciemku przy sporych ilościach śniegu i w zamieci na zamarzniętych linach. Trochę nerwowo, w pośpiechu i z drżącymi od mrozu rękoma. Nic przyjemnego. Zaliczyliśmy też kilka szalonych dupozjazdów. W nieplanowanym konkursie na rekord prędkości w zjeździe swobodnym wygrała Joanna. Mimo krzepkiego dopingu Sebek zajął ostatnie miejsce. Na Polanie Upłaz odnaleźliśmy szlak czerwony i już bez dodatkowych atrakcji pomaszerowaliśmy do bazy w Kirach.
Beskid Mały - wypad pieszo - skiturowy na Łamaną Skałę
Szybka decyzja i jeszcze szybszy wyjazd. Z Pracic doliną Wieprzówki podchodzimy na Łamaną Skałę (929). Jest tu rezerwat przyrody. Skałki ukryte w lesie. Przy jednej z nich robimy przerwę. Potem zjazd naśnieżoną nartostradą Czarnego Gronia do doliny i auta. W górach pusto. Pogoda rewelacyjna.
Tu kilka obrazków: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FCzarnyGron
Tatry Zach. - jaskinia Miętusia - Wielkie Kominy
W ramach kursowej akcji odwiedzamy jaskinię Miętusią. Docieramy do syfonu w Wielkich Kominach. Całość prowadzili kursanci. W Tatrach mało śniegu a dolny regiel zdewastowany przez halny. Może coś więcej napisze ktoś z kursu...
Wyjechaliśmy tradycyjnie w piątek popołudniu. Nad ranem, akurat na śniadanie dołączyli do nas Damian, Tadek i Artur, którzy w nocy zwiedzali jaskinie u południowych sąsiadów. O godz. 7.30, w czasie gdy Ksawery jeszcze sobie spał w swoim śpiworze z planami na późniejszy trekking w rejonie Czerwonych Wierchów, wszyscy wyruszyliśmy ku Dolinie Miętusiej. W 1,5 godz. byliśmy przy otworze jaskini. Ruszyłem przodem z Łukaszem i z potrzebnymi linami. Za nami podążał Tadek, który za Salą Bez Stropu pomógł w ominięciu „Syfonu Sebastiana”, który okazał się dość ładnie wklejoną kałużą na zakręcie korytarza. Wielkimi Kominami, które były naszym celem, zajęła się Asia i niebawem stanęliśmy na ich dnie przy syfonie z niesamowicie przeźroczystą wodą. Na początku odwrotu życie utrudniał deszcz jaskiniowy, który nie dał się aż tak bardzo we znaki przy zjeździe. Deporęczowaniem całości zająłem się ja z Łukaszem. W samym Ciasnym Korytarzyku niemal każdy z 118 metrów dał trochę popalić przy wychodzeniu. Można było wtedy zrozumieć określenie jaskini Miętusiej jako pokutnej, które przytoczył nam Tomek w podróży do Zakopanego. Na ostatnich metrach minęliśmy się jeszcze z ekipą z Warszawy, która udawała się na biwak. Było ciasno, ale dało rady. Na powierzchni znaleźliśmy nawet szybciej niż planowaliśmy. Po dojściu na kwaterę okazało się, że w czasie naszej nieobecności Ksawery zorganizował sobie ostatecznie wycieczkę na Ciemniak, a pogoda mu dopisała.
Tu kilka zdjęć (razem z Brestową): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FMietusia_i_Brestowa
SŁOWACJA: Tatry Zach. - jaskinia Brestowa
W jaskini zwiedzamy niemal wszystkie ciągi dostępne bez nurkowania. Zaopatrzeni w OP1 poruszamy się przez głębsze fragmenty podziemnej rzeki przepływającej przez tą uroczą jaskinię. Jest to zresztą jedna z największych jaskiń w tym rejonie Tatr. Noc spędzamy na estradzie na polanie Brestowej.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FMietusia_i_Brestowa
Islamska Republika Iranu - szkolenie kartograficzne
Na zaproszenie oraz na koszt komisji jaskiniowej irańskiego odpowiednika PZA (Iranian Mountaineering and Sports Climbing Fedration), w zastępstwie Marcina Gali, który nie mógł przyjechać, poprowadziłem trzydniowe warsztaty kartograficzne dla zaawansowanych.
Zajęcia odbywały się w języku perskim. Baza szkolenia zlokalizowana była w prowincji Zanjan, nieopodal jaskini Katalekhor, w której zresztą miały miejsce dwie sesje terenowe (szkicowanie i DistoX+PDA). Pięcioro spośród dziesięciu kursantów (kandydaci do stopnia instruktora kartowania) reprezentowało dosyć wysoki poziom. Mimo to, nieskromnie wydaje mi się, że udało mi się ich nauczyć, przynajmniej w zakresie posługiwania się zestawem DistoX+PDA oraz komputerowej obróbki danych. Co ważne, na naszej bazie panowała bardzo ciepła i przyjazna atmosfera, charakterystyczna dla społeczności grotołazów w wielu miejscach na świecie.
Przy okazji warsztatów, przed samym kursem wziąłem udział w I Międzynarodowym Kongresie Nauk o Ziemi zorganizowanym przez Geological Survey of Iran. W ramach kongresu miała miejsce sesja ogólna w Tehranie (mało dla mnie zrozumiała), a następnie sesja jaskiniowa na uniwersytecie Buali Sina w mieście Hamedan (tu już lepiej; ponadto wystawa planów, fotografii plus okazja do porozmawiania z osobistościami z międzynarodowego środowiska jaskiniowego). Trzeciego dnia kongresu odbyła się wycieczka do jaskini turystycznej Ghar Alisadr.
Ponadto, w ramach relaksu po szkoleniu, ostatniego dnia pobytu jeździłem na nartach zjazdowych w kurorcie Dizin.
Beskid Śl. - skitura na Czantorię
Kolejny szybki wyjazd na skitury choć śniegu w zasadzie brak. Tym razem Czantoria ale podchodzimy doliną Suchego Potoku. Za wyjątkiem belgijskiego bikera, który się tu pogubił nie spotykamy nikogo. Samo podejście od tej strony jest strome a zarazem bardzo ciekawe. Brniemy w liściach lub po osuwających kamieniach. Na samej górze nędzne płaty śniegu. Z szczytu gdzie sporo ludzi (np. damy w kozaczkach) spaceruje od wyciągu w górę schodzimy do górnej stacji a potem zjazd sztucznie śnieżoną nartostradą w dół. Generalnie z śniegiem katastrofa.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FCzantoria
Beskid Śl. - skitura na Skrzyczeńską Kopę
Szybki wypad skiturowy po zapoznaniu się z sytuacją śniegową w Beskidach a właściwie jej braku. Z Soliska idziemy doliną potoku Malinów. Potem generalnie na przełaj przez las i tereny po wyrębie lasów wychodzimy na Kopę Skrzyczeńską (1189). Śniegu mało, fok nie zakładamy. Bardzo fajny i na swój sposób dziki teren. Jedyny sensowny zjazd to nartostradami do Soliska. Z Mł. Skrzycznego nieczynną nartostradą zjeżdżamy na Polanę Skrzeczyńską a dalej już naśnieżaną i pełną narciarzy trasą mkniemy aż na dół do Soliska zaliczając w sumie fajny zjazd.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FKopa-Skrzyczenska
Jura - rowerami po okolicach Smolenia
OD razu przyznam, że był to falstart. Rowerami po prostu nie dało się jechać. Albo grzęzło się w błocie, albo ślizgało po lodzie. Po n-tej już wywrotce, decydujemy się skrócić trasę o jakieś 80% i odbyć po drodze kilka pieszych wycieczek. Zwiedzamy ruiny zamku w Smoleniu oraz dawne Grodzisko, okoliczne skałki - Zegarowe, Biśnik oraz odwiedzamy jaskinię Psią. Do domu wracamy wcześnie bo trzeba wziąć jeszcze porządną kąpiel aby zmyć z siebie i rowerów całe błoto.
Tatry Zach. - kursowa akcja w jaskini Zimnej
Wyjechaliśmy wieczorem, dzień przed akcją. Nie ominęły nas standardowe punkty podróży jak korek na autostradę, sklep ( bo trzeba było dokupić zapomniane piwo i szprota) i ciekawostki serwowane przez Łukasza, który po drodze uczył się na egzamin z ginekologii. Na miejscu okazało się, że jednak śnieg gdzieś jest ! - tym radosnym akcentem i rozmowami do poduchy zakończyliśmy dzień.
W sobotę wstaliśmy wcześnie, żeby zdążyć do dziury przed pozostałymi ekipami. Wejście do jaskini odnaleźliśmy bezbłędnie, nie musieliśmy nawet korzystać z żadnych pomocy ( które tym razem były w plecaku). Po wejściu skąpa (ponoć jak na tą jaskinię) szata lodowa. Dość szybko doszliśmy do Salki z Przepływem, gdzie było tylko trochę błota, dalej w Korytarzu z Jeziorkami też było w miarę sucho ( kałuże, a nie jeziorka, wody po kolana). Błotny Próg i Próg Wantowy wywspinał Łukasz, Czarny Komin to było nasze dzieło wspólne ( w końcu razem mamy 3,5m, to prawie tyle co od punktu do punktu ). Odmówiłam zrobienia trawersu Beczki, bo nie chciałam skończyć w wodzie ( ani skończyć przez to wycieczki), za to przypadł mi w udziale Biały Komin i trawersozjazd do Chatki, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę, a dochodzące nas głosy przypomniały, że nie jesteśmy w jaskini sami. Z Chatki do góry pierwsza poszłam ja, za Widłami, nastąpiła chwila konsternacji ( to tu ?), ale to było tu. Trawers w szczelinie do Sali Złomisk zaporęczowany przez Łukasza wprawił mnie w przerażenie ( wolałabym, żeby ściany były bliżej siebie), dalej było już przyjemniej. Nie protestowaliśmy z Łukaszem kiedy Tadek zaporęczował kolejną studnię, ostatnia była już moja. Tym sposobem w 6,5h doszliśmy na dno ( Zamulone Studnie). Jaskinia kończy się gliną ( i trochę piaskiem), która przysporzyła nam (mi) sporej radości, służąc jako zjeżdżalnia :) . Odwrót był bardzo szybki - zajął nam 3h, głównie dlatego, że wspomogliśmy się trochę linami kolegów, którzy wchodzili do jaskini po nas, a trochę dlatego, że ci koledzy byli tuż za nami. Wyszliśmy o 18, było już ciemnio ( w końcu to zima) przy przebieraniu pogadaliśmy trochę z wspomnianymi już kolegami z Krakowa i zeszliśmy na dół, załapaliśmy się na skoki i drugie tego dnia złoto olimpijskie.
Droga do domu obeszła się bez korków, sklepów, brakujących piw, ale z nadzieją na szprota ( tego co Łukasz zapomniał z domu) i w sennym klimacie. Zarówno stara kadra, jak i narybek uznali wypad za udany i dziękując sobie nawzajem za wyjazd rozjechaliśmy się do domów.
SŁOWACJA: Tatry Zach. - skitura w dol. Rohackiej
...może będzie opis...
Tatry Wys. - kurs taternictwa zimowego
Przez tydzień brałem udział w I etapie zimowego kursu taternictwa zimowego. Wspinaliśmy się w otoczeniu Hali Gąsienicowej, czyli rejonu najlepszego dla żółtodziobów. Kluczowym słowem na kursie jak i w całym wspinaniu zimowym jest ,,warun’’. Na własnej skórze odczułem, że zrobienie drogi nawet stosunkowo trudnej w dobrych warunkach jest nie do porównania do pokonania typowego rzęchu w trakcie porządnej zimy tatrzańskiej. Pogoda niestety najczęściej decydowała o wyborze celu na dany dzień. Z początku (sobota, niedziela) warunki były promocyjne (określenie Janka), więc bez trudu robimy Klisia (IV), Drogę Niemca(V-) oraz Środkowe Żeberko na Granatach (IV). Następnie moja choroba (przez 2 dni byłem unieruchomiony w łóżku) oraz totalna odwilż uniemożliwiają akcje górskie. W środę ciągle sypie mokry śnieg, oraz zagrożenie lawinowe powodują, że decydujemy się jedynie na trening drytoolowy w rejonie laboratorium. W czwartek robimy całkowicie przysypane świeżym śniegiem Prawe Żeberko na Granatach (IV), warunki jakie zastaliśmy na drodze Janek określił jako niepromocyjne (czytaj przeje…..). W ostatni dzień po raz kolejny nasze plany spalają na panewce, gdyż pogoda chce nam pokazać, na co ją stać. Tak, więc jest wszystko, co zima może nam zaoferować(silna zamiecio-zawieja) no może poza dwudziesto stopniowym mrozem. Warunki w skali Jankowej –,,bojowe’’ (czytaj strach się bać). Ostatecznie robimy jakąś dwuwyciągową drogę, która daje nam niezły wycisk.
Foty: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FTatry%20Wys.%20-%20wspinanie
Jura - wspin w okolicach Podlesic
Środek lutego a tu słoneczko i nie zła pogoda do wspinu. Robimy drogi na Głowie Cukru. Zacięcie na własnej protekcji (w cieniu na skale trochę marzną opuszki palców) oraz jedną "piątkę". Łukasz poprowadził 6.1+ w centralnej części ściany. Skałki puste, pogoda piękna, cisza i spokój. Nic tylko się wspinać. Przed parkingiem spotykamy Kamila z Kasią.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FPodlesice
SŁOWACJA: Tatry Zach. - skitura na Zabraty + jaskinia Brestowa
"...w Tatrach halny dochodzący do 100 km/h...", to słyszeliśmy w komunikatach meteo dzień wcześniej. Z Zverowki podchodzimy doliną Łataną. Mizerna warstewka śniegu pokrywa asfalt. Wiało lecz bardzo znośnie. Prawdziwe piekło rozpętało się powyżej granicy lasu. Żleb wyprowadzający na przełęcz Zabrat (1656) był wypolerowany przez wiatr. Śnieg miał strukturę betonu graniczącego z lodem. Kilka kroków na nartach i już obsuwam się w dół gdyż krawędzie w ogóle nie chwytały stoku. Nie mieliśmy harszli ani raków. Janusz po chwili decyduje się zawrócić. My z Tadkiem idziemy dalej tyle tylko, że równolegle do żlebu po miększych płatach śniegu i trawie. Szalejący wiatr co chwila ciska nami o glebę, wytrąca z równowagi i gdyby nie kijki to wchodzenie na czworakach było by chyba jedyną opcją. Poniewierani przez wiatr, smagani lodową krupą w końcu wydostajemy się na Zadni Zabrat (1693). Odrywając nartę od podłoża wiatr krzyżuje mi ją a ja walczę by nie dać się wtłoczyć w śnieg. Kijki ma wyrwać z dłoni. Tadek walczy podobnie. Brakuje oddechu, mamy odczucie duszenia. Kilka sekund ściszenia wiatru pozwala nam błyskawicznie zerwać foki bo chwilę później znów to samo. Zjeżdżamy w stronę Przedniego Zabratu. Cóż to była za jazda. Wichura robi z nami co chce.
...Lato roku 2011. Wraz z 3 laskami przemierzam ten sam szlak bez zbędnego trudu. Wokół szmaragdowa zieleń, lazurowe niebo. Sielankowa atmosfera górskiej wycieczki. Ciepełko pozwala na opalanie. Teren wręcz banalny. Zwykła turystyczna ścieżka nie zmuszająca do żadnego myślenia...
Okazuje się jednak, że w określonych warunkach i takie zbocza mogą zmuszać do myślenia i wysiłku.
Szybko więc trawersujemy do drogi podejścia i początkowo między kosówkami a potem po twardych płatach zjeżdżamy w dół zatrzymując się co chwilę by przetrzymać podmuchy i nie dać się zwalić z nóg. Na jednym z twardych płatów krawędzie nie "chwyciły" lodu i poleciałem w kosówkę na której się zatrzymałem. Dalej po trawiasto - śnieżnym terenie skośnie docieramy do żlebu poniżej jego połowy. Trochę emocji przy wjeździe w żleb i już charakterystyczne zgrzytanie nart o twardą nawierzchnię. Kilka skrętów i jakoś poszło. Tadkowi objechała narta i musiał trochę powalczyć. W końcu jednak osiągamy granicę lasu i wiatr przestał być dokuczliwy a my jedynie musimy wyszukiwać dogodnych śniegów do zjazdu co nawet się udaje. Trzymając się ciągle śnieżnego duktu docieramy do Latanej chaty (o dziwo nie ma jej na mapach). Nikogo tu nie ma. Pod wiatą robimy sobie posiłek a potem już tylko zjazd doliną w dół po tej mizernej warstwie śniegu, którą halny od rana jeszcze bardziej zjadł. Wkrótce spotykamy się z Januszem przy aucie. W dolinie Rohackiej zwiedzamy jeszcze wstępne partie jaskini Brestowej. Potem już tylko jazda do domu. Żeby nie było wieczorem idę jeszcze na halę pograć w sportowego badmintona (choć z miernym skutkiem).
Póki co w obecnych warunkach śnieżnych w górach skiturowanie jest mocno ograniczone.
Bytom: drytooling w kamieniołomie
Bytom nie Zakopane, a wyrobiska byłego kamieniołomu odbiegają trochę od ścian tatrzańskich, ale są przynajmniej blisko domu:) Zresztą i tak brak czasu zmusza nas do takiego wyboru. Były to moje pierwsze kroki we wspinaczce zimowej więc moje wrażenia nie są zbyt obiektywne, ale mi się podobało. Po wspinaczce byłem dość zmachany, natomiast Karol nie bardzo poczuł trudności dróg. Wybieramy drogi nie zarezerwowane do wspinaczki letniej, na których zawieszamy wędkę. Mimo to, przez cały czas panowało uczucie niebezpieczeństwa, że coś na głowę spadnie - kto wspinał się kiedyś w DSD, wie o czym mowa. Kolejna dziedzina, która potwierdza, że Dolomity to rzeczywiście Sportowa Dolina.
FRANCJA: na nartach w Zachodnich Alpach
1750 km jest do pokonania do zacisznego La Joue du Loup w Zachodnich Alpach francuskich w masywie Devuloy. Jest tu fajny kompleks narciarski z bardzo zróżnicowanymi trasami. Pogoda też była różna, od deszczu, śnieżycy do przepięknej słonecznej pogody. Po opadach śniegu w okolicy obowiązywał IV stopień zagrożenia lawinowego. Świeży puch wykorzystywaliśmy do ciekawych zjazdów poza trasowych. Z Tadkiem wybrałem się również na wycieczkę skiturową w stronę szczytu Tete de la Cluse (2683). W dniu wycieczki warunki pogodowe były dość fatalne więc najpierw po stromej wyratrakowanej (jak ten ratrak tu wyjechał?) ale nie używanej nartostradzie (narty trzeba było nie źle kantować by wdrapać się do góry) udało nam się dojść tylko na skalną przełęcz (ostatni odcinek w głębokim śniegu) z której skalną granią prowadziła swego rodzaju "ferrata" a na drugą stronę teren ograniczony był urwiskiem. Bez raków i lonży w panujących warunkach nie decydujemy się iść dalej i z przełęczy zjeżdżamy w totalnym "mleku" stromiznami w dół. Trzeba przyznać, że nasze błędniki wystawione były na ostrą próbę. "Ciekawa" przygoda spotkała mnie również na wyciągu krzesełkowym. Spędziłem tu bowiem dobrą godzinę w większości w bezruchu (jakaś awaria). Akurat stałem w cieniu a doliną wiał mroźny wiaterek. Robiłem wszystko by nie zamarznąć, siedziałem sam na kanapie a na całym wyciągu było zaledwie kilka osób. W końcu jednak wyciąg powolutku ruszył gdy zamieniałem się już w lodowy sopel. Generalnie bardzo fajny teren i cały wyjazd. Podziękowania dla Agi i Piotrka za zorganizowanie imprezy.
Tu zdjęcia (może będzie więcej): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FFrancja-narty
Tatry Wys. - Kościelec
Kolejna wycieczka w Tatry z powodu niskiego zagrożenia lawinowego, tym razem z Sebastianem i moim przyjacielem Michałem. Za cel obraliśmy sobie Kościelec. Zależało nam jednak nie tyle na zdobyciu szczytu a na trudniejszej trasie która biegnie żlebem Zaruskiego. Sam żleb bardzo fajny, stromy z pięknymi widokami i ekspozycją. Problem jednak zaczyna się przy trawersie z niego na główną płytę ciosową Kościelca. Faktycznie przy małej ilości śniegu jest to bardzo trudne lub niemożliwe. Warunki były średnie, zwłaszcza na jeden czekan i brak liny… .Na szczęście nie sprawdzaliśmy i podjęliśmy decyzję od odwrocie [na jednym ze zdjęć narysowałem pokonaną trasę]. Podczas schodzenia zauważyliśmy już śmigło które leciało tego dnia 4 razy. Bardzo pechowy dzień. Jedna osoba spadła z Rysów a dwie z drogi między Świnicą z Zawratem. Całe szczęście że głos rozsądku przemówił.
Zdjęcia http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FTatry+Wys.+-+Ko%9Ccielec
Film tu: http://youtu.be/MDjHnRU-7pM
SŁOWACJA: Beskid Żyw. - biwak zimowy
Zima jest taka jaka jest więc przymiotnik zimowy bardziej zgodny z kalendarzem niż aurą. Po słowackiej stronie granicy na górze Vysoka Magura (1111) Jurek Ganszer z Speleoklubu Bielsko Biała zorganizował bodajże 20 już biwak zimowy. Na miejsce doszliśmy bez szlaku z Soblówki. Tak w ogóle to teren jest dość ciekawy. W końcówce jest strome podejście. Sama Vysoka Magura jest położona kilkaset metrów na południe od głównego grzbietu Beskidu Równego za małym obniżeniem. Na miejsce dotarliśmy jeszcze za dnia i dość długo w nielicznym gronie będących już tam kolegów walczyliśmy z rozpaleniem ogniska. Udało się. Potem przybyło jeszcze sporo osób. Ja z Teresą jeszcze nocą schodzę do Soblówki gdyż nazajutrz umówieni byliśmy do Heńka Tomanka na rodzinną uroczystość. Do domu wróciliśmy po północy.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FBiwak
Beskid Śląski - jaskinia Pod Balkonem
Z powodu wolnej soboty i kiepskiej pogody lądujemy u podnóży Skrzycznego od strony Żywca. Za cel wybieramy Jaskinie Rezerwatu Kuźnie - Jaskinia Chłodna i Pod Balkonem. Sam rezerwat znajdujemy bez problemów, ale przeglądnięcie każdego potencjalnego otworu zajmuje nam sporo czasu i w efekcie odnajdujemy jedynie Jaskinię Pod Balkonem oraz jeszcze jakieś mniejsze nory. Jaskinie nie oszałamia ani wielkością ok. 45m, ani urodą. Szybko wychodzimy z jaskini i udajemy się dalej szlakiem w kierunku Skrzycznego - na szczyt nie wchodzimy. Do samochodu docieramy o zachodzie słońca. Jaskinia nie powaliła nas na kolana, ale sam rezerwat warty odwiedzenia.
Jura - jaskinie Rysa i Spełnionych Marzeń
Odwiedzamy dwie nie dawno odkryte jaskinie jurajskie. Jaskinia Rysia to jak dla mnie numer jeden na Jurze. Jaskinia rozmyta na imponującej szczelinie może z wyjątkiem szaty naciekowej oferuje „tatrzańskie” atrakcje no czasem może się sypać o czym mogłem się przekonać. Głębokość 51 m i 570 m korytarzy to już całkiem przyzwoita dziura jak na ten teren. Penetrujemy niemal wszystkie zakamarki dziury. Po dobrych 4 godzinach wydostajemy się do góry i po posiłku idziemy jeszcze do pobliskiej jaskini Spełnionych Marzeń. Niemal 40 m szczelina sprowadza na dół i kończy się zwężającym się korytarzem. W drodze do góry, gdzieś w połowie szczeliny odbija się zjazdem do przestrzennych partii, które kontynuują się w dwóch kierunkach generalnie w górę. Wpychamy się niemal w każdą szczelinę. Po 3 godzinach wychodzimy na dwór już w ciemnościach . Te 3 jaskinie (jeszcze jest Józefa o podobnym charakterze, którą już odwiedzaliśmy) stanowią niewątpliwie ewenement na skalę jurajską i warto do nich zajrzeć.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FRysia-JSM
Tatry Wys. - wejście na Rysy
Nuda jak zwykle sprawia że do głowy przychodzą najciekawsze pomysły. Mając aż 6 dni wolnego po sylwestrze przed zajęciami stwierdziłem że nie dam rady jeszcze zasiąść do książek. Tęsknota za śniegiem w zimie i Tatrami, które ostatnio oglądamy od spodu sprawiła że wybór padł na Rysy. Namówiłem na szybko współlokatora Piotrka i Sebastiana bo warunki pogodowe zapowiadały się idealnie. Wyruszyliśmy o 4 rano. Start z Palenicy dopiero o 7.30 i szybkim tempem do schroniska. Pierwszy śnieg na trasie zaczął się dopiero przy obejściu MOka. Słońce już oświetlało szczyty i dało nam złudną nadzieję że je szybko zobaczymy. Warunki do turystyki perfekcyjne, ciepło, słaby wiatr i śnieg bardzo twardy i dobrze związany z podłożem. Szło się naprawdę cudownie. Trasę poprowadziliśmy rysą i po 6h bez pośpiechu stanęliśmy na szczycie. Widok doskonały, tym bardziej że ośnieżone góry pięknie kontrastowały z jesiennym krajobrazem dookoła. W końcu udało się nam zobaczyć słońce i to przez jakieś 15 sekund zza chmur. Na górze para chłopaków urządziła sobie biwak. Krótka rozmowa, trochę zdjęć i nadszedł czas wracać. Byliśmy ostatnimi schodzącymi tego dnia ze szlaku. Piękny, przyjemny dzień dobiegł końca i pozostała podróż do domu. Niecała doba a tyle wrażeń. Film świetnie oddaje warunki, polecam!
link do filmu: http://youtu.be/bEHj7IKSS94