Henryk Rajd "Dugi": Różnice pomiędzy wersjami
(Utworzono nową stronę "thumb|left|Henryk Rajda "Dugi" Henryk Rajda "Dugi" (1961 – 2022). Do klubu zawitał w 1978 roku razem z klasowym kolegą Adamem Wilkoszyński...") |
|||
Linia 9: | Linia 9: | ||
Tak więc, żegnaj Dugi i wiedz, że każdy z starych druhów będzie miał Cię w sercu... | Tak więc, żegnaj Dugi i wiedz, że każdy z starych druhów będzie miał Cię w sercu... | ||
− | |||
− |
Aktualna wersja na dzień 13:08, 26 cze 2022
Henryk Rajda "Dugi" (1961 – 2022). Do klubu zawitał w 1978 roku razem z klasowym kolegą Adamem Wilkoszyńskim mając niespełna 18 lat. Podobnie jak większość młodych ludzi w tamtych czasach, pragnął przeżyć coś ciekawego i innego. Klub stwarzał takie możliwości. "Dugi" brał udział niemal we wszystkich wyjazdach klubowych w skałki Jury i Tatry. Był wysokim, postawnym i silnym facetem co przekładało się na jego sprawność fizyczną, którą potrafił wykorzystywać w trakcie różnych akcji. Drugą jego pasją była gitara. W tamtym okresie klub posiadał kameralne pomieszczenia przy ul. 1 Maja w Wirku. Dziennie popołudniami gościliśmy w klubie ćwicząc wychodzenie "na węzełkach" po linie przez bloczek. Potem jednak Dugi brał swój zaczarowany instrument i wystawiał koncert piosenek głównie o górach i wędrówce. Wtórował mu jego i nasz dobry kolega Paweł Pietryga. Z gitarą nie rozstawał się również podczas wyjazdów w skałki. Wtedy jeździło się na wyjazdy pociągami a dalej PKSami więc podróż trwała dość długo a gra na gitarze była świetnym urozmaiceniem tej podróży. Niezależnie od pory roku i niezależnie od pogody odbywały się wyjazdy jurajskie realizowane przez ekipę klubowych przyjaciół (głównie Tadek Szmatłoch, Adam Wilkoszyński "Wili", Aman, Janusz Proksza, Ziga Zbirenda, Paweł Pietryga, Ryszard Widuch, Krzysiek Nowok, Basia Paluch i kilka innych dziewczyn oraz czasem niżej podpisany). W trakcie tych wypadów eksplorowaliśmy jaskinie, wspinaliśmy się klasycznie i podciągowo, ćwiczyliśmy techniki jaskiniowe (wtedy królowały "dżipsy"). Udało nam się pogłębić jaskinię Suchą w skałkach mirowskich (w jednej z akcji przy udziale wielu osób w jaskini zaczęło brakować tlenu. Chłopcy w przodku mieli hiper przyśpieszony oddech, a świeczki porozstawiane po trasie wyciągania urobku gasły). W 1980 r "Dugi" zorganizował obóz zimowy na Jurze w Podlesicach. Kwaterę mieliśmy u strażaka Mańka. Dziennie prowadziliśmy pomiary w jaskiniach. Badaliśmy skład powietrza, wilgotność oraz robiliśmy opisy. Była to jaskinia Głęboka, Studnia Szpatowców, Mł. Kopalnia Kalcytu, Żabia, Sucha i kilka innych. W kilku otworach prowadziliśmy eksplorację wykuwając czy też rozkopując rokujące obiekty choć bez większych efektów. "Dugi" prowadził te prace i wskazywał cele. Wieczory spędzaliśmy przy piwku w kultowym "Ostańcu". W miarę beztroskie życie upływało na klubowych spotkaniach, wyjazdach wspinaczkowych i jaskiniowych lecz na wszystko jest swój czas. Ludzie do klubu przychodzili i odchodzi na ogół z prywatnych powodów. Swego czasu (bodajże był to rok 1983) "Dugi" poznał dziewczynę i związał się z nią na całe swoje życie. Tylko z okazji jakiegoś lecia widywaliśmy przez krótki czas. Wiódł tzw. ustabilizowane życie. Niestety, śmierć nagle je przerwała.
Każdy, kto wspólnie z Dugim chodził po dziurach lub się wspinał mógłby pewno coś ciekawego powiedzieć lub napisać. Akurat moja przygoda z klubem właśnie zaczęła się od wyjazdu z Dugim, Pawłem Pietrygą i Krzyśkiem Nowokiem.
Pewnego lutowego popołudnia 1980 roku wyszliśmy na Wygodzie (okolice Rzędkowic) z zakurzonego autobusu relacji Zawiercie - Dobrogoszczyce (nie wiem czemu wciąż pamiętam ten rzadko kursujący PKS). 4 km pieszo, pustą szosą maszerowaliśmy do Podlesic a widok wieńczyły białe skały góry Zborów. Szliśmy całą szerokością pustej drogi a Dugi przez ten cały czas katował gitarę. Teksty jego piosenek były tak adekwatne do sytuacji, w której maszerowaliśmy ku ekscytującym przygodom. Tak się zaczęło. Potem odbyłem wiele wypadów z Dugim. W pamięci utkwił mi na swój sposób dramatyczny wyjazd klubowy w Tatry. Był to początek maja 1981 roku. Prawie cały klub siedział w zasypanej śniegiem Dolinie Pięciu Stawów. Przez kilka dni robiliśmy wypady na poszczególne szczyty czy przełęcze. Z Dugim, przez Zawrat przedarliśmy się do Murowańca by wrócić do Stawów przez Krzyżne. Przy Czerwonym Stawku spotkaliśmy płaczącą dziewczynę i siedzącego na śniegu chłopaka, może w naszym wieku. Wg dziewczyny chłopak był skrajnie wyczerpany bo podobno miał jakąś wadę serca. Wraz z Dugim wzięliśmy go pod ramiona i brodząc w dość głębokim śniegu zanieśliśmy go (bo tak to można nazwać) do goprówki w Murowańcu (wtedy jeszcze to nie był TOPR). Straciliśmy mnóstwo czasu a i późniejsze podejście na Krzyżne kosztowało sporo wysiłku. Jeszcze ze szlaku widzieliśmy nadlatujący helikopter do schroniska Murowaniec. (Jak się później okazało chłopak zmarł w szpitalu). Dzień miał się ku końcowi a zejście do doliny Buczynowej uznaliśmy w tamtych warunkach za samobójcze (lawiny). Postanowiliśmy zejść doliną Koszystą i później Roztoką wrócić do Stawów. Pamiętam, że długo walczyliśmy w głębokich śniegach aż do szlaku gdzie na szczęście wiosna już zrobiła swoje. Jeszcze poszliśmy do schroniska w Roztoce by ci zawiadomili telefonicznie naszych kolegów w Stawach, że jesteśmy cali i wrócimy późno (nikt wtedy nawet nie fantazjował o telefonach komórkowych). Koniec końców do schroniska w Stawach wróciliśmy w środku nocy. Nikt nikogo nie powiadomił a Tadek z ekipą zorganizował już akcję poszukiwawczą przeczesując dolinę oczywiście bez efektów. Wrócili zaraz po nas. Wszystko szczęśliwie się skończyło.
Tak więc, żegnaj Dugi i wiedz, że każdy z starych druhów będzie miał Cię w sercu...