Wyjazdy 2012: Różnice pomiędzy wersjami
(→II kwartał) |
(→IV kwartał) |
||
(Nie pokazano 178 wersji utworzonych przez 8 użytkowników) | |||
Linia 1: | Linia 1: | ||
__NOTOC__ | __NOTOC__ | ||
+ | == IV kwartał == | ||
+ | {{wyjazd|AUSTRIA - Dachstein i Niskie Taury - poszukiwanie śniegu|Ola i <u>Mateusz</u> Golicz|26 - 29 12 2012}} | ||
+ | Dwa dni spędziliśmy w masywie Dachsteinu. Przy pomocy kolejek linowych dostaliśmy się z Obertraun na szczyt Hohe Krippenstein (2108), następnie zjechaliśmy trasą na ok. 1800 i w przyjemnej pogodzie (słońce) podeszliśmy do Simonyhütte (2200). Dachstein jest masywem wapiennym, droga z wyciągów do Simonyhuette przebiega przez typowe plateau krasowe. Dla narciarza skitourowego oznacza to dużo górek i dołków. Faktyczne przewyższenie jakie przebywa się w trakcie wycieczki jest istotnie większe niż wynika to z mapy. Przenocowaliśmy w chatce Simonyhütte, krótko otwieranej w sezonie zimowym na okres świąteczno-noworoczny. Może warto odnotować szczególną podłość jedzenia, które tam podają. Na szczęście zabraliśmy z domu nieco świątecznych zapasów. Przez noc intensywnie padał śnieg i następnego dnia pogoda pozwoliła tylko na zjazd do miasteczka. Był on dosyć męczący (foki na 2/3 trasy), chociaż duża ilość śniegu budziła naszą radość. Od wysokości 1800 korzystaliśmy już z nartostrady z Krippensteinu (za mało śniegu na zjazdy poza trasą). | ||
+ | |||
+ | Wieczorem przemieściliśmy się do miejscowości Obertauern (Radstädter Tauern). Jest to wielki kurort narciarski (100 km tras), w którym trudno o sklep spożywczy. Z punktu widzenia narciarstwa wysokogórskiego ma jednak istotną zaletę - jest położony wysoko. Zaparkowaliśmy na regularnym wyciągowym parkingu na wysokości ok. 1600 m, skąd podeszliśmy ok. 600 m na przełęcz pomiędzy szczytami Gamskarlspitz (2411) a Gurpitsch Eck (2526) - z początku trasą, a potem wspaniałym puchowym zboczem. Pogoda dopisała idealnie (doskonała widoczność i lekkie zachmurzenie, przyjemnie łagodzące ostre słońce). Z przełęczy mieliśmy piękny zjazd w lekko zsiadłym puchu. Aż żal, że taki krótki. Wycieczka nie zajęła nam nawet pół dnia, w południe byliśmy z powrotem przy aucie, ale przynajmniej zachowaliśmy podstawowe zasady sztuki unikania lawin... no i o rozsądnej porze wróciliśmy do domu! | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA - Mała Fatra - zimowe przejście Dier|Ola i <u>Mateusz</u> Golicz|25 12 2012}} | ||
+ | W mglistej i depresyjnej pogodzie, dokonaliśmy zimowego przejścia Dier. Stan zalodzenia był dosyć spory. Raki i czekan okazały się nieodzowne. Na koniec osiągnęliśmy także sukces gastronomiczny. Udało się znaleźć czynną restaurację (w Hotelu Diery), w której zaserwowano nam nawet | ||
+ | nienajgorszą czesnaczkę. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Żyw. - Babia Góra|<u>Tadeusz Szmatłoch</u> , Janusz Dolibog|18 12 2012}} | ||
+ | W kiepskich warunkach atmosferycznych dokonanano wyjścia na Diablaka. Trasa wiodła z Czartoży do schroniska, dalej Percią Akademicką (od łańcuchów w śniegu i braku widoczności). Brak ludzi. Zejście przez Brona do Markowej i łącznikiem do Czartoży. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - wypad skiturowy w pasmo Równicy|<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik|16 12 2012}} | ||
+ | W Rudzie +3 st. a im bliżej gór temperatura rośnie jak głupia. W Jaszowcu było już +7. Ruszamy bez szlaku dość fajną doliną w stronę głównego pasma Równicy. Wyżej śniegu jeszcze mniej. Odwilż zrobiła swoje. Ledwo można iść na nartach a i często zdejmować. Z Beskidka (700) trochę zjeżdżając trochę schodząc (chwila rozterek nawigacyjnych) osiągamy przełęcz i dalej na szczyt Palenicy (696). Tu do zjazdu wykorzystujemy sztucznie naśnieżoną nartostradę. Fajnym zjazdem docieramy do auta w dolinie. Do domu wracamy już w deszczu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Żywiecki - Pilsko przed sezonem|Ola i <u>Mateusz Golicz</u> |09 12 2012}} | ||
+ | Żółtym szlakiem podeszliśmy na Halę Miziową, a następnie prawie na wierzchołek Pilska. Trochę pieszo, trochę na nartach. Najmocniejszym punktem wyjazdu była pogoda. Było słonecznie, bezchmurnie i jakoś tak dużo bardziej optymistycznie niż na Śląsku. W plotce o tym, że Pilsko jest intensywnie naśnieżane aby rychło rozpocząć sezon narciarski było ziarno prawdy. Niestety tylko małe ziarenko. Naśnieżana jest trasa przy jednym, najniższym wyciągu. Reszta to totalne krzaki i kamienie. Nasze narty w poniedziałek zawiozłem do serwisu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Wysokie - Granaty|Asia Wasil,Ania,Sławek(os. tow.)<u>Karol Jagoda</u> |08-09 12 2012}} | ||
+ | Korzystają z bardzo korzystnych warunków śniegowych (około 20cm ), decydujemy się na odwiedzenie dawno nie widzianych Tatr. Mieliśmy mały problem z noclegiem w Murowańcu, gdyż okazało się ,że całe schronisko zostało zarezerwowane!!! Dopiero pod wieczór łaskawie poinformowano nas , że znajdą się jednak miejsca. Cały weekend był bardzo mroźny co dało nam nieźle w kość. W niedziele z powodu braku czucia w palcach u nóg zdecydowaliśmy się na odwrót na jakieś 30min przed szczytem Żadniego Granata. Pomimo nie osiągnięcia szczytu wycieczka całkiem udana, w Tatrach ludzi bardzo mało. Niestety już niedługo się to zmieni, gdy tylko spadnie trochę więcej śniegu, ruszą wyciągi i pojawią się tłumy narciarzy i innych skiturowców. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - wypad skiturowy na Soszów|<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik; koledzy z SBB spotkani na Soszowie - Jerzy Ganszer, Wanda Ganszer, Michał Ganszer, Beata Michalska-Kasperkiewicz, Paweł Kasperkiewicz oraz kilka osób tow)|09 12 2012}} | ||
+ | Piękna, mroźna i słoneczna pogoda towarzyszyła nam na pierwszym wypadzie skiturowym w góry. Z Jawornika częściowo na nogach, częściowo na nartach podeszliśmy do schroniska pod Soszowem. Tu spotykaliśmy sympatyczną grupkę kolegów z SBB (szczegóły na na stronie SBB: http://speleo.bielsko.pl/index.php?str=widokst&group=sprawozdania&wiersz=0). Podchodzili różnymi wariantami na szczyt. Wychodzimy jeszcze na wierzchołek Soszowa Wlk. (886) i stąd piękny zjazd w dużej części nartostradą do Jawornika (śniegu na zjazdy w terenie za mało a nartostrada jest naśnieżana i chodzi jeden wyciąg). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zachodnie - Śnieżna Studnia|Jacek Szczygieł (KKS), Tomasz Olczak (SŁ), <u>Mateusz Golicz</u> (RKG)|25 11 2012}} | ||
+ | Ponownie w ramach badań geologicznych prowadzonych za zgodą TPN przez Jacka Szczygła, odbywam niedzielny spacer do Śnieżnej Studni. Podejście udaje się nawet w niezłym czasie, ale pośpiech na tej akcji to konieczność a nie fanaberia, wszak celem naszym Syfon Drzemiący na -693. Dzięki uprzejmości Speleoklubu Tatrzańskiego nie musimy przynajmniej zajmować się poręczowaniem czy deporęczowaniem. Syfon osiągamy szybciutko (w nieco ponad 3h). Na wyjściu robimy pomiary i zdjęcia. Niestety pierwsze 150 m pionu jest bardzo wymyte, co wcale nie przeszkadza temu, że totalnie zabłocone. Zakładamy raptem kilka skromnych stanowisk pomiarowych. | ||
+ | |||
+ | Nasze wyjście na powierzchnię komplikuje się w Studni Wazeliniarzy - okazało się, że Tomek zgubił coś BARDZO ważnego. Mimo poszukiwań podjętych przez niego 200 m niżej, zguba nie odnajduje się. Wychodzimy z jaskini i wracamy na bazę w dosyć podłych nastrojach. Tyle przynajmniej, że zrobiliśmy dobre uczynki: podnieśliśmy trochę śmieci z biwaku, zabezpieczyliśmy jedno z przetarć na poręczówkach i przygotowaliśmy luz na linie do zabezpieczenia następnych. Ktokolwiek wybiera się do tej jaskini, powinien mieć świadomość, że zjazdy na niektórych odcinkach odbywają się przy dużej ufności w nieskończoną łaskę Pana lub ewentualnie (dla niewierzących) wg zasady "nie widzę zła, nie słyszę zła, nie mówię o źle". Doprowadzenie szczególnie Studni Wazeliniarzy do instruktorskich standardów wymaga jeszcze sporo pracy z wiertarką i dosyć szerokiego błogosławieństwa Dyrektora TPN na ingerencję w piękną tatrzańską przyrodę. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|"''LAWINY''" - kino Patria w Nowym Bytomiu|w trakcie tegorocznych prezentacji w "Patrii" pojawiali się - Karol Jagoda, <u>Damian </u>, Teresa, Paweł, Kamil Szołtysik, Tadek, Tomek, Basia, Aga, Adam, Ania Szmatłoch, Henryk i Monika Tomanek, Bianka i Jurek Fulde, Kasia Jasińska, Maciek Dziurka, Zygmunt Zbirenda, Janusz Dolibog z Jolą, Darek Rank, Ryszard i Maciej Widuch|23, 24, 25 11 2012}} | ||
+ | W piątek był ciekawy film o zjeździe na nartach Japończyka Miury z zobczy Everestu w 1970 roku. W sobotę kilka prelekcji m. in. o działalności Nocka w 2012 roku (autorstwa Agnieszki Szmatłoch) oraz z trekingu po Nepalu (Paweł Szołtysik). Była również Ola Dzik (opowiadała w wejściu na Gasherbrum). W niedzielę był pouczający film o losie Tybetańczyków. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śląski - Jaskinia Dująca|Aleksandra i <u>Mateusz</u> Golicz|18 11 2012}} | ||
+ | W wietrzną, jesienną pogodę wybraliśmy się nieopatrznie do Jaskini Dującej. Nieopatrznie, gdyż zastaliśmy w niej tłumy zimujących nietoperzy. Zwiedzenie chyba całej jaskini i znalezienie drogi powrotnej zajęło nam jakąś godzinę. Akcję kończymy bigosem (niezły) i czosnkową (trochę za słona) na Karkoszczonce. Udało się wrócić na tyle wcześnie, że wieczorem zdążyliśmy jeszcze pobiegać. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Ustroń - XV WZD PZA|z RKG: <u>Mateusz Golicz</u>|17 11 2012}} | ||
+ | Z racji pełnionej funkcji oraz oficjalnie reprezentując nasz klub, wziąłem udział w części XV Walnego Zgromadzenia Delegatów Polskiego Związku Alpinizmu. Zgromadzenie miało charakter sprawozdawczy (wybory będą dopiero w przyszłym roku) i zostało zdominowane przez dyskusję w sprawie Golden Lunacy. Nie doszło do bójki, ale było tego bardzo blisko. Poza tym, obradowały grupy robocze w sprawach tatrzańskich i eksploracji wysokogórskiej. Odbyły się także tzw. warsztaty dzielenia się dobrymi praktykami, które podobno traktowały o różnych ciekawych pomysłach do zrealizowania w klubach. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Chiny - centralna wyprawa KTJ PZA|KKTJ: Andrzej Ciszewski (kierownik wyprawy), Michał Ciszewski, Ewa Wójcik, Jan Wołek; Zbigniew Wiśniewski (Speleoklub Aven), Włodzimierz Porębski (SDG), <u>Mateusz Golicz</u> (RKG), Paweł Ramatowski (STJ KW Kraków, zastępca kierownika), Erin Lynch (Hong Meigui), J. R. Skok (HMG); Rita Frieske, Anna Iskra (tłumaczki); He Duanyong (Black Cave Exploration Adventure Club)| 21 10 2012 - 15 11 2012}} | ||
+ | Na przełomie października i listopada wziąłem udział w tzw. centralnej wyprawie KTJ PZA do południowo-zachodnich Chin. Tak dokładniej, działaliśmy w okręgu Wendou, stanowiącym część powiatu Lichuan, który znajduje się w autonomicznym regionie Enshi mniejszości etnicznych Tujia i Miao w prowincji Hubei. Okoliczne góry nazywają się, zdaniem miejscowych, Qi Yue Shan Mai, ale ta nazwa zupełnie nic nie mówi Google. W każdym razie, jest to rejon krasu "mogotowego". Chociaż praktycznie wszystkie otwory jaskiń są znane miejscowym, obszar ten nie był nigdy eksplorowany w zorganizowany sposób. | ||
+ | |||
+ | Naszą bazę zlokalizowaliśmy w wiosce Shizilu cun. Ponieważ dopiero zapoznawaliśmy się z rejonem, działalność jaskiniowa została w zasadzie ograniczona tylko do otworów osiągalnych z sieci dróg w czasie podejścia do ok. 30 min. Oznacza to, że zaledwie dotknęliśmy potencjału tego rejonu. Co ważne, nie jest to potencjał szczególnie "głębokościowy" - najwyższe szczyty sięgają wysokością do ok. 1 800 m n.p.m., zaś doliny wcinają się ok. 1 100 m niżej. | ||
+ | |||
+ | Opowieść o tej wyprawie to materiał na długą relację, którą mam nadzieję prędzej czy później napisać. Co najważniejsze, jaskinie puszczały, a na dodatek dopisał nam skład osobowy. Podczas trwania wyprawy skartowaliśmy ok. 8.7 km ciągów w 9 jaskiniach. Jedno z większych wyzwań wyprawy stanowiło zapanowanie nad danymi pomiarowymi oraz rysowanie planów na bieżąco, tym bardziej, że wzięliśmy ze sobą za mało komputerów, a jeden z nich i tak się popsuł. Mimo to, zasadniczą część dokumentacji stworzyliśmy na wyprawie. | ||
+ | |||
+ | Jednym z najciekawszych obiektów, które eksplorowaliśmy był Luo Xi Tian Keng (Wielka Studnia Spadającej Rzeki), będący studnią o głębokości ponad 300 m i wymiarach dna rzędu 120 x 150 m. Z jej dna odchodzi mohutny korytarz, którego... nie zdążyliśmy zbyt dobrze sprawdzić. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Mały - wędrówki|Zygmunt Zbirenda, Janusz Dolibog z Jolą, Basia Szmatłoch, Tadek Szmatłoch, Henryk Tomanek, Bianka Witman, <u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, os. tow - Piotr i Marcin|17 - 18 11 2012}} | ||
+ | Janusz obchodził swoje okrągłe urodziny i było to znakomitym powodem do spotkania klubowej starszyzny. W sobotę fajna, wesoła impreza. W niedzielę Damian, Bianka, Teresa, Heniek przechodzą trasę z Targanic przez Jawornicę, Potrójną (odpoczynek przy ognisku), Kocierską Przł. do Wielkiej Puszczy. Pozostali idą na Złotą Górę. Pogoda dopisała a humor jeszcze bardziej. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - MTB w okolicach Alwerni| <u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik|11 11 2012}} | ||
+ | Z Alwerni na rowerach jedziemy do zalewu Skowronek a dalej przez wzgórze Skałki (piękny widok na Tatry, Babią i Beskid Mały) do doliny Wisły. Na rzecznej skarpie krótki odpoczynek a potem kombinacją szlaków i leśnych dróg przez Kamień i Brodłę wracamy do Alwerni (opactwo bernardynów) gdzie docieramy do auta. Fajna trasa pod względem terenu i krajobrazu. Pogoda jak na listopad (16 st.) też super. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|HISZPANIA - wspinanie w okolicach Barcelony|Damian Żmuda, Paulina Piechowiak(WKTJ), Kasia(os.tow.) <u>Karol Jagoda</u>|30.10-10.11 2012}} | ||
+ | |||
+ | Relacja dostępna w dziale wyprawy. http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Hiszpania_2012 | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - Jaskinia "Rysia"|<u>Tomasz Zięć</u>, Krzysztof Atamaniuk, |10 11 2012}} | ||
+ | W związku z wolnym sobotnim przedpołudniem postanowiliśmy zrobić szybką akcję i skoczyć do Jaskini Rysia na Jurze, która to znajduję się tuż obok Jaskini Józefa, w której to byliśmy w sierpniu i której to otwór od razu sobie wyszukaliśmy przy okazji. | ||
+ | Wspomagani więc szczątkowym opisem i szkicem od Mirka z KKTJu ruszyliśmy wgłąb. Pierwsza studnia na początku trochę ciasna, ale później już robi się szeroko. Na dnie już w ogóle obszernie, szczególnie katedra. Tu jednak zaczęły się "schody", bo ponad godzinę naszukaliśmy się "komina", który to ponoć miał być zaporęczowany, ale my go nie mogliśmy odnaleźć. Miał on być za "Szczeliną NAJ", ale ona także nie była początkowo do namierzenia. W końcu udało nam się spenetrować ostatni korytarz na tyle że po lekkim zacisku naszym oczom okazała się wisząca lina. Ruszyliśmy więc w górę, gdzie na szczycie miała być druga obita studnia w tej jaskini. Tu jednak zmyliliśmy się poręczą sięgającą aż na szczyt i wyszliśmy na samą górę komina, gdzie znów naszukaliśmy się troszkę wspomnianej studni. Gdy już zdecydowaliśmy się na odwrót wtedy Krzysiak zlokalizował studnię, a wszystko przez fakt iż założona poręczówka szła wyżej niż przejście do 2 studni :) | ||
+ | Przy wyjściu z jaskini spotkaliśmy jeszcze sporą (6 czy 7 osób) z Krakowa, która zamierzała wejść po nas, ale po naszej krótkiej relacji stwierdzili że z taką liczbą osób "zaliczą" jednak Józefa (bez podtekstów :) | ||
+ | Akcja miała być szybka, ale w domu byliśmy dopiero po 7 godzinach od wyjścia rano. Tym niemniej jaskinia fajna i przyjemna, a gdyby nie wspomniane poszukiwania akcja byłaby jeszcze lepsza :) | ||
+ | |||
+ | Kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FJura-J.Rysia | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Dolomity- otwarcie sezonu skiturowego|<u>Ola Golicz</u>, Michał Wyciślik|31.10- 04 11 2012}} | ||
+ | |||
+ | Po zapakowaniu auta prawie po sam dach (...) w środę wieczorem ruszamy w podróż. Na miejscu jesteśmy w czwartek przed południem ze wzg. na fatalne warunki pogodowo-drogowe na granicy Austria/Włochy (intensywny nocny opad śniegu zmusił nas do 3 godzinnej przerwy na parkingu). Pogoda na miejscu nas nie rozpieszcza, za to grubość pokrywy śnieżnej nie pozostawia cienia wątpliwości- na tym wyjeździe królują narty (przygotowaliśmy się na różne opcje). Decydujemy się więc na łatwą trasę skiturową wzdłuż szlaku turystycznego prowadzącego do Rif. Croda da Lago [2046 npm.]. Śnieg jest głęboki, ciężki i mokry od padającego deszczu, a my po nocnej jeździe w nie-najlepszej formie. Po pokonaniu ok. połowy trasy – przemoczeni i zmęczeni torowaniem decydujemy się na odwrót. Pod koniec zjazdu czeka na nas niespodzianka: z dolnej części trasy pług ściągnął śnieg do... asfaltu, co zmusiło nas do pokonania tego odcinka pieszo. Korzystając z okazji schodzimy jeszcze do malowniczego, zamarzniętego jeziorka i nieczynnego jeszcze o tej porze roku schroniska. Na koniec dnia przenosimy się w okolice przełęczy Falzarego na 2100 npm., która okazuje się świetną bazą wypadową do dalszych narciarskich wycieczek.Piątkowa pogoda wynagradza nam poprzedni dzień i trudy podróży. Przy błękitnym niebie wychodzimy na grań Croda Negra, by zjechać wzdłuż wyciągów pustą nartostradą. Resztę widnego dnia spędzamy na pieszej już wycieczce wzdłuż „Sentiero Italia” prowadzącej na Zima de Faouzargo planując odpowiedni moment, by zrobić tą trasę na nartach.W sobotę słońce znów nas trochę zawodzi, więc przy pochmurnym niebie, a pod koniec w nieprzyjemnej mgle wychodzimy pod szczyt Averau [2649 npm.]. Zjeżdżamy zratrakowaną, acz nieczynną jeszcze nartostradą do stacji kolejki na Cinque Torii [2255 npm.]. Stamtąd kolejną nartostradą przemieszczamy się do schroniska Bain de Dones, by powtórnie założyć foki i dotrzeć do samochodu. Późne popołudnie spędzamy na pieszym zwiedzaniu okolicy. | ||
+ | Niedzielę poświęcamy w całości na powrót, co jest uzasadnione nie tylko potrzebą rozsądnego czasowo powrotu do domu, ale również warunkami pogodowymi. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - jaskinia Józefa|zespół jaskiniowy - <u>Damian Szołtysik</u>, Tadek Szmatłoch, Artur Szmatłoch oraz zespół turystyczny - Janusz Doligob z Jolą, Jan Kempny (os. tow.) |4 11 2012}} | ||
+ | Penetrujemy niemal wszystkie zakątki tej niesamowitej jak na Jurę jaskini. Grupa turystyczna obłowiła się w tym czasie grzybami. Wyjazd kończymy ogniskiem już w zapadających ciemnościach krótkiego listopadowego dnia. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - Jaskinia Marmurowa|<u>Tomasz Zięć</u>, Małgorzata Stolarek, Krzysztof Atamaniuk oraz kadra: Ryszard Widuch i Michał Wyciślik |19 - 20 10 2012}} | ||
+ | Kolejny kursowy wyjazd, który już wiele razy był przekładany zw. na pogodę lub sprawy prywatne kursantów czy kadry. Tym razem się udało i przy wspaniałej pogodzie ruszyliśmy do Zakopanego. Pogoda niestety przyciągnęła nie tylko nas, ale i setki innych, bo już na A4 staliśmy kilkukrotnie w korku. Potem korek na sam wjazd na zakopiankę i jeszcze na zakopiance kilka razy...po dwa razy. Ogólnie podróż zajęła nam ponad 5 godzin, a nie niecałe 3 jak to zwykle ma miejsce. | ||
+ | |||
+ | Rano wstaliśmy sporo przed świtem i jeszcze o zmroku wyszliśmy w góry. Nie omieszkał nas zaczepić TPN i spytać co robimy i gdzie idziemy. Na szczęście numer rejestracji pomógł w rozmowach i bez weryfikacji zostalismy puszczeni dalej ;) W tym dniu tą jaskinie co my, miały w planach jeszcze 2 ekipy, ale z jedną uzgodniliśmy że przyjdą 3h po nas, więc musieliśmy się pośpieszyć. Szlaki o tej godzinie jeszcze puste, to się fajnie szło. Pod jaskinią szybki przepak i do dziury. Studnie puszczały bez problemów i szybko znaleźliśmy się na dnie studni kandydata. Tu podzielismy się na dwa zespoły i ten w pełni męski zdecydował się osiągnąć samo dno bez obchodzenia prożków. Z pomocą zaporęczowanych lin udało się to zrobić dość sprawnie i po ok 45 min bylismy już ponownie pod największą studnią. W sali deszczu spotkaliśmy mieszaną ekipę KKTJu i ludzi z Bielska, którzy również chcieli dojść do piaskownicy. Sprawne minięcie się w jedynym zacisku i chwilę potem byliśmy na powierzchni, gdzie czekała już ekipa kursowa z KKTJu (którzy to właśnie mieli być 3h po nas). Akcja w pełni udana, trwająca ok 3h co jak na nasze tempo jest dobrym wynikiem :) | ||
+ | Jako że pogoda była wyśmienita i nikomu się do domu nie spieszyło, to jeszcze dwukrotnie zatrzymywaliśmy się na złapanie kilku promieni słonecznych (opalając się leżąc na plecakach). Przy aucie byliśmy o 17:00, a w domu przed 20:00. | ||
+ | |||
+ | Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FTatry-J.Marmurowa_%28kurs%29 | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tam na dole zostało, wszystko to co nas męczy.... czyli parę dni w Bieszczadzie|Ola, Zośka vel Czantoria,<u>Wojtek</u> Rymarczyki|18 - 21 10 2012}} | ||
+ | Z początkiem października zaczynamy uważnie studiować mapy długoterminowych prognoz pogody dla rejonu Ustrzyk Górnych i okolic. | ||
+ | Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że operacja „p***j wszystkim – jedź w Bieszczady” rozpocznie się 11 października br. Ale z uwagi na kolizję terminów i liczne, a prześliczne obowiązki towarzyskie, głównodowodzący sztabu przesuwają termin akcji na czwartek 18 października godz. 00.00 UTC+1. | ||
+ | |||
+ | Jednak dla zmylenia wroga, który już na nas czekał w chaszczach, podoficer dyżurny zarządza pobudkę na godz. 7.00 naznaczając czas operacyjny na 2,5 godziny. Z domu wyruszamy planowo o godz. 9.30. Po wielu latach decyduję się obrać inną niż dotychczas marszrutę i zamiast kierować się na lekko pośrednio południowy wschód (Kraków- Tarnów- Jasło-Krosno-Sanok) mkniemy na zdecydowanie południowy wschód (Kraków-Brzesko-Biecz-Jasło-Dukla). Decyzja bez wątpienia bardzo dobra – trasa pusta, urozmaicona (dużo zakrętów, skrzynia biegów używana w szerszym niż 4-5 zakresie), widokowa(!) no i szybka. | ||
+ | |||
+ | Na kwaterze jesteśmy o czasie i po zrzuceniu gratów oraz lekkim ogarnięciu idziemy spać o 19.23. | ||
+ | Ranek nas zaskakuje nieco i wstajemy dopiero po 9. Szybko się organizujemy i z zamiarem wyruszenia na Caryńską z Przełęczy Wyżniańskiej idziemy łapać busa. Znudzeni oczekiwaniem, aż łaskawy pan kierownik da znak do odjazdu wracam się po automobil i wraz z poznaną dopiero co parą, mkniemy serpentynami. Na parkingu rozstajemy się, tzn. my z samochodem, my z poznaną parą, my z 26 PLN. | ||
+ | |||
+ | Zaczynamy podejście. Jest pięknie – słońce świeci ale nie grzeje zbyt mocno, delikatny wiatr smaga nasze twarze, niebo niebieskie nad nami, a wokoło złoto buków, czerwień leszczyn, olszyn i innych chaszczy. Czantoria śpi. Tuż pod granią zjeżdżamy do Zośstopa, zmieniamy pieluchę i tankujemy głodomora. Aha, no i ubieramy się, bo jeszcze nie wleźliśmy na wierch, a już łby urywa. Granią szybko mkniemy w stronę Ustrzyk, by po jakiś 30 min. znaleźć zachęcająco wyglądające naturalne zagłębienie terenu, które zajmujemy na naszą bazę. Popas totalny – wylegujemy się, pijemy, jemy, turlamy się, szkubiemy trawę, huśtamy się i wiele wiele innych się. Gdy słońce zaczyna chylić się ku górom opuszczamy naszą dziurę i zaczynamy schodzić. Wszyscy, z Czantorią na czele, mamy już dość tego złażenia i gdyby nie przepiękne okoliczności przyrody (liście, światło, temperatura) zejście byłoby trudne do wytrzymania. Na dole trzeba się jeszcze wrócić po auto. Stara prawda – wszystko jest pożyczone, bo gdy tylko zaczynam łapać stopa zatrzymują się goście, których rano zabraliśmy na przełęcz. Po 20 minutach jestem już z powrotem. Szybkie kąpanie, jedzenie i spać, a w nocy.... jeszcze koncert. | ||
+ | |||
+ | Nazajutrz trochę niewyspani decydujemy się na Rawki od Ustrzyk. Panie wysadzam przy wejściu na szlak, auto zostawiam na Przełęczy Wyżniańskiej i stopem wracam na miejsce, gdzie się rozstaliśmy. Zaczynam pościg. Autostrady jak były, tak są, więc po 25 min. jesteśmy już w komplecie. Po przewiązaniu Zośki z brzucha na plecy wędruje się jakby lżej. Po niespełna 2 godz. jesteśmy na szczycie – pogoda dalej idealna; dużo ludzi więc uciekamy gdzieś na bok i znowu rozkładamy się z betami. Wygrzewamy się na słońcu i pozujemy do zdjęć. Czas mija szybko i przyjemnie, ale trza się powoli ewakuować. Bez większych problemów (poza małą histerią Czantorii, której niewymówiona tęsknota za mamą sprawiła, że w połowie zejścia zmieniamy jej środek transportu) docieramy najpierw do bacówki, a potem na parking na Przełęczy Wyżniańskiej. | ||
+ | Zmęczeni, acz uchachani wracamy na kwaterę i po celebracji codziennych rytuałów idziemy spać, z nieprzyjemną myślą, że jutro czeka nas powrót do domu. | ||
+ | Podróż spokojną, choć nużącą kończymy o 18. Pięknie było! | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w Górach Sokolich|<u>Łukasz Pawlas</u>, Paulina (WKTJ), Karol Jagoda, Damian Żmuda, Mateusz Górowski z rodziną|21 10 2012}} | ||
+ | Sezon wspinaczkowy zdaje się nie mieć końca. Wszyscy, jak w transie przechodzimy kolejne drogi, podnosząc lub zrównując poziom "życiówki". Jak muchy padają drogi od VI.1 do VI.3+. Pod koniec dnia, u niektórych czuć było lekki niepokój - a może jeszcze jedną drogę, bo kto wie kiedy skończy się dogodna, jesienna aura. | ||
+ | Postaram się wrzucić fotki, choć nie sądzę żeby oddały paletę kolorów otaczającego Nas lasu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskidy- spacer|<u>Dariusz Rank</u>|21 10 2012}} | ||
+ | Prawdziwa polska złota jesień. Przechodzę krótką ale ładną widokowo trasę z przełęczy Salmopolskiej, przez Malinowska Skałę na Skrzyczne. Ze Skrzycznego zejście wzdłuż wyciągu do Szczyrku. Pogoda idealna, błękitne niebo i przygrzewające jesienne słońce. Z trasy widok praktycznie 360stopni z Tatrami na horyzoncie. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w Piasecznie|<u>Damian</u>, Teresa Szołtysik, Tadeusz, Basia, Artur, Adam, Ania, Wojtek Szmatłoch, Janusz Dolibog z Jolą, Ryszard I Marzena Widuch (z mamą)|21 10 2012}} | ||
+ | Fajny jesienny dzień. Trochę wspinu (od V do VI.2), ognisko, generalnie miłe spotkanie. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Wys. - Gerlach i Kostolik|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Tadeusz Szmatłoch|20 10 2012}} | ||
+ | Tym razem wszystko na piechotę. Z Tatrzańskiej Polanki szlakiem do Batyżowieckiego Stawu, następnie doliną i Batyżowieckim żlebem (czasem śnieg po ostatnich opadach) na szczyt Gerlacha (2654). Bezwietrznie, ciepło, pogoda wręcz idealna więc nie za bardzo chce nam się schodzić ze szczytu. Zejście drogą podejścia. W dolinie Batyżowieckiej udajemy się jeszcze na krótką wspinaczkę (III) na Kostolik (2262). Z wierzchołka zjeżdżamy na linie. Idąc już w dół natykamy się na fragment kadłuba samolotu, który rozbił się na Zadnim Gerlachu w 1944 roku. Już o zmroku docieramy do auta zadowoleni z tak pięknej wycieczki. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FGerlach2 | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Góry Sowie - Wielka Sowa |Alina i <u>Tomasz</u> Zięć + os. tow.|13 - 14 10 2012}} | ||
+ | W ramach zdobywania Korony Gór Polskich wybieramy się na zorganizowany dwudniowy wypad w Sudety Środkowe na Wielką Sowę. Autobus dowozi nas do Walimia skąd przez Małą Sowę dochodzimy do najwyższego szczytu Gór Sowich. Na szczycie znajduje się 25 metrowa wieża widokowa z początku XX wieku. Nie omieszkaliśmy jej zwiedzić i porobić zdjęcia z jej murow. Tego dnia dotarliśmy do Przełęczy Sokolej, gdzie wieczorem mieliśmy ognisko z kiełbaskami (nie ma jak zorganizowane wyjazdy :) | ||
+ | Następnego dnia zwiedziliśmy Kompleks Osówka, gdzie znajduje się "Podziemne Miasto". To ogromny system betonowych korytarzy, umocnień i hal, który był budowany przez Hitlera i najprawdopodobniej miał być tajną kwatera Adolfa Hitlera bądź halami produkcyjnymi. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Sokoliki - wspinanie|Mateusz Górowski,<u>Karol Jagoda</u>|13-14 10 2012}} | ||
+ | Tradycyjnie wyjazd w sokoliki rozpoczynam od wstawienia się do pewnej drogi na Krzywej (po raz n-ty), ponownie bez pozytywnego rezultatu. Mateusz natomiast patentował drogę Pod Zjazdem (VI.2+) niestety również bez powodzenia. Po kilku wstawkach w powyżej wspomniane drogi (obie przewieszone) wspólnie stwierdziliśmy, że jesteśmy jednak wspinaczami technicznymi (tam gdzie kończy się buła zaczyna się technika:) i wybraliśmy płytową drogę H/2 (VI.2+), która nieco poprawiła nam humor. W niedziele wyspani (prawie 12h snu) wspinamy się na Tępej, gdzie udaje się poprowadzić Śmietankę(VI.2), Małe Obciąganie (VI.2+) - genialna droga!!!, oraz na Ptaku bulderową drogę Coś z niczego (VI.3) oraz nie prostą Direttissimę (VI.1). Przez cały weekend pogoda i warunki wspinaczkowe idealne!!! | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - Podlesice - unifikacja instruktorów taternictwa jaskiniowego|<u>Ryszard Widuch</u>, Tomasz Jaworski oraz instruktorzy z innych klubów|13 10 2012}} | ||
+ | W Podlesicach na Bibliotece odbyła się kolejna unifikacja instruktorów taternictwa jaskiniowego. Były zajęcia praktyczne i teoria. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|WŁOCHY - Belluno - Dolomity po sezonie|Ola i <u>Mateusz Golicz</u>|06 - 08 10 2012}} | ||
+ | W ramach profilaktyki jesiennej depresji, pojechaliśmy na trzy dni do słonecznej Italii. Celem były spacery, choć sądząc po tym, że zabraliśmy ze sobą stosowny sprzęt, wspinaczka chyba też nie była wykluczona. Podczas całego wyjazdu trochę nie dopisywała nam forma (z różnych przyczyn jakoś dawno nie biegaliśmy), za to bardzo dopisywała pogoda. | ||
+ | |||
+ | W sobotę rano, po krótkim odespaniu podróży ruszyliśmy w masyw Le Tofane od zachodu, szlakiem w kierunku Bivacco Baracca degli Alpini. Bardzo podobała się nam pustka. O tej porze roku ruch turystyczny jest tu naprawdę ograniczony, co czyni nieczynne wyciągi narciarskie niezwykle upiornymi. Dzięki wycieczkom z Małym zaobserwowaliśmy nieco geologicznych kuriozów, jakieś fałdy, pionowe uławicenie i takie tam. Po porzuceniu gratów w biwaku, będącym zaadaptowanym schronem z I wojny światowej, z naprawdę dużym wysiłkiem dokulaliśmy się na wierzchołek Tofany di Dentro (3 238). Następnie zeszliśmy z powrotem do schronu (na 2 922), gdzie spędziliśmy dosyć szybko zapadłą dla nas noc. Przez cały dzień spotkaliśmy dwójkę ludzi. | ||
+ | |||
+ | W niedzielę miało trochę popadać, zwłaszcza po południu. Zaplanowaliśmy więc zejście na dół, przebieżkę po mieście, relaks, a następnie przemieszczenie się w rejon, w którym mieliśmy odbywać dalsze wycieczki. Kurort jakim w zimie jest Cortina d'Ampezzo na początku października praktycznie jest wymarły. Parkowanie jest gratis nawet w centrum miasta. Popełniliśmy typowy chyba błąd ludzi północy tzn. założyliśmy, że o godzinie 16:00 dostaniemy coś do jedzenia. W typowych lokalach nie było o tym mowy - najkrótsza przerwa na sjestę kończyła się o 18:30. Na szczęście znalazła się jakaś budka z pizzą na kawałki, swoją drogą całkiem niezłą. | ||
+ | |||
+ | Noc z niedzieli na poniedziałek była przygodą sama w sobie. Znaleźliśmy bardzo przyjemne miejsce na namiot: niedaleko drogi, ale schowane, przy rzeczce, a przy tym poza granicami parku narodowego. Rzeczywiście, trochę popadało, nawet trochę zmokliśmy przy rozbijaniu się. W końcu jednak opad ustał, a my udaliśmy się na wygodny spoczynek. Sen nie trwał długo. Wkrótce zaczęliśmy być ze wszystkich stron głośno obwąchiwani. Na nic zdały się głośne krzyki i światło. Mieliśmy nadzieję, że agresor zadowoli się porwaną śmietanką UHT oraz resztkami sera gorgonzola (pozostałości po kolacji - brokuł z makaronem w sosie serowym). Niestety wkrótce wrócił, w świetle naszych czołówek wsadził szarą mordę do przedsionka, chwycił za mój plecak i ... zaczął z nim zwiewać do swojej kwatery! Wybiegłem z namiotu w samych skarpetkach (kluczyki i dokumenty z samochodu!) i zacząłem obrzucać obelgami to piękne acz bezczelne stworzenie o puszystym, białym ogonie. Co zupełnie nie zrobiło na nim wrażenia. Ostatecznie udało mi się jakoś wyrwać mu plecak. Stwierdziliśmy zgodnie, że z takim bezczelnym lisem (czy kim?) po prostu nie wygramy i upokorzeni poszliśmy spać do auta... które powiedzmy sobie szczerze, wcale się do tego nie nadaje. | ||
+ | |||
+ | Połamani i zmarznięci w poniedziałkowy poranek byliśmy już o włos od depresji, której udało się uniknąć tylko dzięki pięknej pogodzie i pięknym widokom. Z szosy kierującej na przełęcz Falzarego ruszyliśmy ukośnym trawersem w stronę osobliwych Cinque Torri, mając za plecami Tofanę de Rozes. Zaplanowaliśmy pętlę wokół szczytu Averau, z krótkimi, ubezpieczonymi odcinkami (via ferrata). Jej najwyższym punktem był szczyt Nuvolau (2 574), z którego widać było w oddali, w stronę Austrii mocno zaśnieżone piki - jak sądzę, jakieś Wysokie Taury. Generalnie okolice Cortiny są dosyć zagospodarowane, ale podczas tej wycieczki udało się nam nawet momentami widzieć krajobraz, w którym nie było śladów działalności człowieka. Ludzi na szlaku spotkaliśmy za to sporo, co być może było zasługą pracowicie zasuwającej kolejki "Seggovia 5 Torri". Ostatnim punktem programu był pobyt nad malowniczym stawkiem Lago di Limides. Na włoską Pizzę w Cortinie zjawiliśmy się znowu o godzinie skrajnie nieodpowiedniej. Poświęciliśmy nawet 5 minut na objechanie części miasta w której do tej pory nie byliśmy, ale widząc przez okna w lokalach krzesła do góry nogami, karnie wróciliśmy do budki z pizzą na kawałki. Trzeba przyznać, że ciasto nawet z takiego "podłego fastfoodu" smakowało doskonale. Takiego ciasta na pizzę u nas po prostu nie robią! | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Żyw. - rezerwat Oszus i Beskid Równy|<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik oraz os.tow - Jan Kempny, Małgorzata Kozera|07 10 2012}} | ||
+ | Niemal w permanentnym deszczu przechodzimy interesującą trasę z Soblówki doliną Urwiska a dalej na przełaj w stronę Kaniówki (grzyby po drodze). Potem ciekawa góra Oszus (1155) wokół której powstał rezerwat puszczy karpackiej. Następnie przechodzimy istotnie równy Beskid Równy by z przełęczy pod Pańskim Kamieniem zejść znów na przełaj dość głęboko wciętą dolinką jakiegoś potoku do Urwiska. Stad już w totalnej zlewie do Soblówki. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Wys. - Gerlach|<u>Damian Szołtysik</u>, Jan Kieczka|06 10 2012}} | ||
+ | Na rowerach z Tatrzańskiej Polanki (985) w godzinę docieramy do Śląskiego Domu (1667). Dalej już na nogach przez Wielicką Próbę i Wielickim Żlebem na grań. Na trawersie ścian Mł. Gerlacha trochę błądzimy pakując się w "ciekawy" skrót (III, ekspozycja, kruchość). W 3,5 godz. jesteśmy na szczycie Gerlacha. Pogoda wspaniała, przepiękne widoki. Zejście Batyżowieckim Żlebem do doliny o tej samej nazwie a dalej do rowerów przy Śląskim Domu w 2,5 godz. Zjazd (cóż za upojna szybkość) do auta trochę ponad 10 minut. Kolejny szybki wyjazd za nami (z domu wyjechałem o 3.00 wróciłem o 21.00, 10 godzin jazdy autem, 8 godzin pobytu w górach). Było warto. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FGerlach . Jeszcze kilka uwag: na trasie nie ma żadnych kopczyków, większość stałych zabezpieczeń została rozmontowana, spotkaliśmy kilka grupek "przewodnickich". Na grani mocno wiało. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w Tyńcu|<u>Łukasz Pawlas</u>, Karol Jagoda, Halina(os. tow.)|06 10 2012}} | ||
+ | Sezon wspinaczkowy przeciągamy o kolejny tydzień - czy ostatni? Na propozycję wyjazdu do Tyńca, Karol zareagował jak małe dziecko, więc nie mamy problemów z wyborem lokalizacji. Dzień dzielimy na 2 części: na początku męczymy się na drogach w grocie (Karol prowadzi projekt z dawnych lat-"Skurwysyn"*, potem już tylko relaksacyjne wspinanie na Winnicy. Cały dzień pogoda letnia więc można było wspinać się bez koszulki i wzbudzić zachwyt turystów:) | ||
+ | *-nazwa drogi | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - rowery w dol. podkrakowskich|<u>Łukasz Pawlas</u>, Mateusz(os. tow.)|05 10 2012}} | ||
+ | Pomimo burzowej pogody w noc wcześniej decydujemy się na wycieczkę rowerową po dolinkach podkrakowskich. Przed wyjazdem, zapobiegawczo zaproponowałem Mateuszowi żeby zabrał ze sobą uprząż bo została mi do zrobienia droga na Łabajowej. Mój chytry plan wypala, gdyż samochód zostawiamy pod Łabajową w dol. Będkowskiej. Szybka wstawka w Obladi-oblada - puszcza za I razem. Dzięki temu z czystym sumieniem wsiadamy na rowery i ruszamy w dół dolinką. Kolejne padają: Kobylańska, Kluczwody, Prądnika i górna część Kluczwody. Wszystkie "terenowe" odcinki przysparzają nam niemałych problemów z powodu kiepskiego stanu bieżnika w oponach i nocnych opadów. W sumie nasza pętla wynosi ok. 50km długości. Na następny raz zostawiamy pozostałe dolinki. | ||
+ | |||
+ | == III kwartał == | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w dol. Bolechowickiej|<u>Łukasz Pawlas</u>, Karol Jagoda, Pacyfa, Marcin i Sebastian(os. tow.)|30 09 2012}} | ||
+ | Kolejny wyjazd wspinaczkowy i znów pod Krakowem (w dolinkach jesienią jest naprawdę pięknie). Tym razem wybieramy dol. Bolechowicką. Tu wspinanie skupia się przede wszystkim na dwóch skałach – Filarze Abazego i Filarze Pokutników. Zaczynamy od bardzo rozgrzewkowej 6-tki i przenosimy się na wybrane przez siebie projekty (Karol-Sinusoida, Ja-Brzytwa Ockhama). Po chwili dojeżdża reszta ekipy i pokonujemy kolejne drogi. Wyjazd potwierdzający wcześniej już postawioną tezę, jakoby najlepszą porą do wspinania była jesień. Pochłonięty tą myślą, zapraszam wszystkich Nockowiczów na wspólne, nieformalne zakończenie sezonu, gdzieś na Jurze (szczegóły prześlę na forum). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w okolicach Niegowej|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik|30 09 2012}} | ||
+ | Bawiąc się w wspinaczkową eksplorację Jury zapędziliśmy się w skałki góry Bukowiec na południe od Niegowej. Widoczna z dala skała okazała się nadzwyczaj trudno dostępna już na etapie dojścia. Sporo determinacji kosztowało nas przedarcie się przez na ogół kolczastą roślinność do jej podnóża. Sama skała raczej niezbyt wysoka (ok. 10 m) pokryta mchami i chaszczami. W środku skały znajduje się coś w rodzaju komina (może IV+ nie licząc utrudnień związanych z oczyszczaniem drogi). Wspinaczka na własnej protekcji znów okazała się dość ciekawą w tej wydawać by się mogło nietkniętej skale. Teresa ma dość kującej flory więc przenosimy się jeszcze na krótki wspin do Łutowca. Co za ulga. Spotykamy tu byłego czł. klubu Michała Trytki z żoną i kolegą, którzy łoili tu od rana. Kilka fotek: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLutowiec | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|CZECHY: Hranicki Kras - Hranicka Propast|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik|29 09 2012}} | ||
+ | Hranicki Kras słynie przede wszystkim z udostępnionej turystom Zbraszowskiej Aragonitowej jaskini (wstęp 100 Kc – można płacić tylko gotówką której nie posiadaliśmy a kartą płacić nie można więc nie poszliśmy) a przede wszystkim z Hranickiej Propasti, która była celem naszego wypadu. W krasowym leju na głębokości 70 m znajduje się lustro wody pokryte zielonym nalotem. Woda ma temp. 15 stopni gdyż jaskinia zasilana jest wodami termalnymi. Od 50 lat odbywają się nurkowania w tej tajemniczej wodnej czeluści. Jak dotąd udało się osiągnąć 217 m (Krzysztof Starnawski w bieżącym roku). Jaskinia rokuje dalsze możliwości z racji miąższości tutejszego wapienia. Szacuje się iż można by w niej osiągnąć –400. W dół prowadzi śliska ścieżka z wykutymi stopniami (możliwość oporęczowania). Stalowa linka pozwala opuszczać sprzęt do nurkowania na drewniane platformy tuż nad wodą. Wokół całego leja jest ścieżka i metalowy płotek. Miejsce niesamowicie ciekawe. W drodze powrotnej zahaczamy o Beskid Śląsko–Morawski wychodząc na górę Radhost (1129). Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FHranicka . Tu filmik przedstawiający zatopione partie jaskini (Starnawski): https://vimeo.com/44709652 | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - okolice doliny Jesionki|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Jan Kempny (os. tow.)|23 09 2012}} | ||
+ | Z Jesionki przy pięknej pogodzie przez Łazek, Czupel, Wielki Cisownik docieramy do Błatniej. Przy schronisku rest i dalej na przełaj do leśnej drogi, którą schodzimy do uroczej dość głęboko wciętej doliny Jesionki. Nią dochodzimy do auta. Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Jesionka | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w dol. Będkowskiej|<u>Łukasz Pawlas</u>, Pacyfa, Marcin, Ania i Sebastian(os. tow.)|23 09 2012}} | ||
+ | W końcu przyszła pora na idealne warunki wspinaczkowe – optymalna temperatura, mała liczba wspinaczy, przepiękne kolory i pogoda jakby pewniejsza, niestety dzień dużo krótszy. Tym razem ładujemy na Łabajowej w dolinie Będkowskiej. Ogródek skalny wart jest polecenia zarówno początkującym, jak i tym bardziej wprawionym wspinaczom. Jeśli ktoś będzie reflektował wyjazd w to miejsce jeszcze w tym sezonie to chętnie tam wrócę. Cyfr zdobytych dróg nie podam, bo nie pamiętam, a może po prostu lepiej nie pamiętać, choć czasami było blisko (dlatego chętnie tam wrócę). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - jaskinia Czarna, partie III Komina|<u>Damian Szołtysik</u>, Tadeusz Szmatłoch, Artur Szmatłoch|22 09 2012}} | ||
+ | Wchodzimy głównym otworem. W jaskini penetrujemy ciągi III Komina. Schodzimy do Sali Węgierskiej (po drodze ciekawy zjazd z małego mailona). Zataczamy pętle i wychodzimy nad III Komin. Z jaskini wydostajemy się II otworem. Otwór ten wyprowadza w środku pionowej ściany. Malownicze miejsce jak i widok rozlegający się na dol. Kościeliską. Stąd około 35 metrów zjazdu w ścianie. Krótka lajtowa akcja ale pierwszy raz wychodzimy z Czarnej w ten sposób. Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Czarna | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry wspinanie|<u>Dariusz Rank</u> i inni towarzysze niedoli|22 09 2012}} | ||
+ | Sierpień – wrzesień | ||
+ | |||
+ | Dziwny dzień. Godzina 15:09 w sobotę a ja siedzę przed kompem. Obudziłem się dziś sam, a nie jak zwykle w soboty przy pomocy budzika. Wszystkiemu winny śnieg, który spadł dwa dni temu w Tatrach. Z powodu braku warunków wspinaczkowych trzeba było zrezygnować z wyjazdu . Może chociaż skałki jutro wypalą, bo na razie za oknem błękitne niebo. Korzystając z wolnego dnia postanowiłem napisać jakąś krótką relacje z Tatrzańskich wspinaczek. Tylko o czym tu pisać. Sporo tego było. Wiele szczytowań, wiele łatwych dróg mieszczących się w piątkowych trudnościach, wiele wycofów, wspinaczek w deszczu, ucieczek przed burzą, przeczekiwań w kolebie na przejście gradobicia. Ale wiele było też pięknych dróg zrobionych w ładnym słońcu z zapierającymi dech widokami za plecami (i w lufie pod nogami również :P) | ||
+ | |||
+ | Obok mnie leży przewodnik. Ten sam, który trzymałem w ręku w 1997 roku, kiedy jako jedenastoletni chłopiec pierwszy raz miałem jechać w Tatry. Podekscytowany siedziałem nad nim planując trasy i to, co chciałbym zobaczyć. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia o wspinaniu, ale pamiętam, jak moją uwagę przykuło zamieszczone w tymże przewodniku kolorowe zdjęcie wspinacza na Trawersie Zamarłej. Tak, od tamtej chwili cały czas zacząłem się zastanawiać – „jak oni to robią…?”, „czy to w ogóle możliwe?” | ||
+ | |||
+ | W tym roku dane było mi stanąć dokładnie w tym samym miejscu co postać ze zdjęcia z przewodnika. Teraz powyższe pytania zostały nieznacznie zmodyfikowane na: „jak ja to zrobię…?”, „czy to w ogóle możliwe?” :P | ||
+ | |||
+ | Fragment Trawersu Zamarłej przyszło mi zrobić podczas wspinania Festiwalem Granitu. Piękna kombinacja łącząca jedne z ciekawszych wyciągów różnych dróg na Zamarłej. Jeden wyciąg prowadzi właśnie najtrudniejszym, piątkowym fragmentem trawersu. Wyciąg idący trawersem przypadł do poprowadzenia Bartkowi. Idę na drugiego, ale w przypadku trawersu i tak nie ma to większego znaczenia. Tym bardziej, że trawers obity jest hakami, więc prowadzącemu odpada konieczność wyszukiwania miejsc pod asekurację. Nie mniej jednak, widząc walkę Bartka z trawersem i obserwując dziwne pozycje które przyjmował widać było, że coś jest na rzeczy. W ferworze walki ominął nawet jeden hak, który miał na wysokości oczu, więc potencjalne wahadełko stało się jeszcze większe. Po chwili prowadzący zatrzymuje się, coś tam majstruje i słyszę: „Auutoo…” No tak, to nieuchronny znak, że teraz moja kolej. „Nie asekuruję”, „Możesz iść”, „Idę”. No to idę….? | ||
+ | |||
+ | Trawersik bardzo ciekawy, lufa pod nogami naprawdę robi wrażenie. Żadnej większej półki, tylko niemalże pion aż do podstawy ściany. Dobre chwyty na ręce, nogi po mniejszych krawądkach lub na tarcie. Dobrze, że tatrzański granit nie jest tak wyślizgany jak nasza Jura. Jeszcze tylko kilka emocjonujących kroków i stanowisko. Trawers może i specjalnie trudny nie był, ale małe stopnie, ekspozycja i prawie 100m pionu -może i nie absolutnego :p ale jednak – robią wrażenie. Potem jeszcze małe zaciatko i delektujemy się widokami na szczycie Turni. Orla prawie pusta, cisza i spokój. Pięknie :) | ||
+ | |||
+ | Poza festiwalem granitu w tym sezonie padło jeszcze sporo innych dróg. Wśród nich min. Lewi Wrześniacy (ucieczka trawersem Zamarłej na Zmarzłą Przełecz), Południowy Filar Koziego Wierchu (z wejściem w ścianę trawersem za piątkowym gzymsem), Środkowe i Prawe Żeberko na Granatach, brakujący mi odcinek Grani Kościelców z Kościelcowej Przełęczy na szczyt Kościelca, Patrzykont i Gąsiecki na Kościelcu, Klasyczna na Mnichu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|AUSTRIA - Salzburg - Hoher Göll|RKG: <u>Mateusz Golicz</u> (kierownik wyprawy), Michał Wyciślik; WKTJ: Michał Macioszczyk, Piotr Graczyk, Dorota Drzewiecka, Paulina Piechowiak, Norbert Skowroński, Aleksandra Skowrońska; ponadto: Emilia Skowrońska, Miłosz Dryjański, Benedykt Dryjański |1 - 20 09 2012}} | ||
+ | |||
+ | Celem naszego wyjazdu była dalsza eksploracja jaskiń w rejonie wschodniego ramienia masywu Hoher Göll (Salzburskie Alpy Wapienne). W szczególności mieliśmy zajmować się Parszywym Meandrem. Jest to położona na głębokości ok. -700 m, najbardziej wysunięta na zachód część Hochschartehöhlensystem, bedącego obecnie trzecim co do głębokości systemem jaskiniowym w Austrii. | ||
+ | |||
+ | W przeciwieństwie do ubiegłego roku (22 osoby), tym razem działaliśmy w kryzysowym, bardzo ograniczonym składzie. Czwórkę biwakową do Parszywego Meandra udało się skompletować praktycznie bez żadnej rezerwy, z ledwością pozostawiając skromną ekipę zabezpieczającą na powierzchni. Takie planowanie "na styk" zemściło się na nas. Biwak ostatecznie nie ruszył ze względu na różne okoliczności zdrowotne, które dotknęły zespół biwakowy, przy jednoczesnym braku możliwości zmobilizowania osób "na zastępstwo". Po prostu było nas zbyt mało. W efekcie straciliśmy dużo czasu na transport sprzętu do i z jaskini, który nie przyniósł żadnego efektu merytorycznego. | ||
+ | |||
+ | Po 10 dniach, skład naszej grupy został uszczuplony o trzy osoby, które zgodnie z planem musiały wrócić wcześniej do Polski. Wykluczyło to jakąkolwiek sensowną działalność w Hochschartehöhlensystemie. Poprzestaliśmy na poszukiwaniu nowych otworów, co zresztą miało sens ze względu na niski stan śniegu (we wcześniejszych latach zwykle przyjeżdżaliśmy w masyw w lipcu lub sierpniu). W czterech nowo zlokalizowanych otworach skartowaliśmy niecałe 196 metrów. Tylko jeden z nich rokuje niewielką nadzieję na kontynuację. | ||
+ | |||
+ | Bardzo budującym sukcesem, choć niejako na marginesie działalności, była poprawa naszych stosunków z lokalnym leśnictwem. Po latach trafiliśmy w końcu do właściwego człowieka, który m.in. zezwolił nam na swobodne korzystanie z drogi dojazdowej do chatki stanowiącej naszą dolną bazę. Dzięki temu mógł udać się zjazd północną ścianą masywu, na zachód od naszej bazy, wymagający długiego powrotu wspomaganego samochodem. U podstawy północnej ściany, na wysokości ok. 1 600 m zlokalizowaliśmy kolejne dwa obiecujące otwory. Nie wystarczyło już czasu na ich dalsze poznanie, ale cieszy sam fakt, że byliśmy w stanie prowadzić działalność powierzchniową tak daleko od naszej bazy. | ||
+ | |||
+ | W dwunastym dniu wyprawy zaczęło padać śniegiem. Padało przez trzy dni. Zostaliśmy praktycznie odcięci w bazie. Po stopieniu się śniegu (kolejne dwa dni), przy prognozach zapowiadających dalsze opady i spadek temperatury, podjęliśmy decyzję o przedwczesnym zakończeniu działalności. | ||
+ | |||
+ | Podsumowując, wyprawa WKTJ PZA Hoher Göll 2012 nie osiągnęła w tym roku znaczących wyników eksploracyjnych. Zostaliśmy zmuszeni przesunąć eksplorację "Parszywego Meandra" na kolejne wyprawy. Odnaleźliśmy siedem nowych otworów, z czego zinwentaryzowanych zostały tylko cztery. Najgłębsza spośród odnalezionych jaskiń osiągnęła 53,5 m deniwelacji. W ramach działalności powierzchniowej, kontynuowaliśmy także odnajdywanie i namierzanie otworów, które zostały odkryte w czasach przed upowszechnieniem się technologii GPS. Bazując głównie na zapale Miłosza i Benedykta do tego projektu, udało się potwierdzić pozycje kolejnych 20 znanych już otworów. | ||
+ | |||
+ | W wyprawie wzięli udział grotołazi z Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego: Michał Macioszczyk, Piotr Graczyk, Dorota Drzewiecka, Paulina Piechowiak, Norbert Skowroński, Aleksandra Skowrońska (z córką Emilią pod opieką); skromna delegacja z Rudzkiego Klubu Grotołazów "Nocek": Mateusz Golicz (kierownik wyprawy), Michał Wyciślik oraz Miłosz Dryjański z synem Benedyktem. Dziękujemy kolegom z Landesverein für Höhlenkunde in Salzburg za nieustającą pomoc organizacyjną. Dziękujemy także Komisji Taternictwa Jaskiniowego PZA za wsparcie finansowe naszego przedsięwzięcia, firmie FIXE za wyposażenie nas w tani i dobry sprzęt oraz wyprawie SGW/SKTJ w Hagengebirge pod kierownictwem Marka Wierzbowskiego za wypożyczenie nam dodatkowego sprzętu do ekipowania i kartowania jaskiń. Niestety nie mieliśmy zbyt wiele sposobności, żeby go użyć. | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śląski: Źródła rzeki Olzy|<u>Jan</u> i Bartek Kieczka|18 09 2012}} | ||
+ | Korzystając z wolnego dnia zabrałem syna na wycieczkę do źródeł Olzy. Oprócz źródeł Olzy zaliczyliśmy Gańczorkę i przeszliśmy na Tyniok. Część trasy biegła dzikimi Ścieszkami a cześć szlakami pogoda dopisała ok. godz. 16:00 byliśmy w domu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w Kobylanach|<u>Łukasz Pawlas</u>, Wojtek Sitko|16 09 2012}} | ||
+ | Całą niedzielę wspinamy w dolince Kobylańskiej, rejonie którego już dawno nie odwiedzałem. Wyjazd bez parcia na cyfrę więc rekordy nie padły. Wspinanie kończymy o zachodzie słońca i wracamy do domów. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w Ryczowie |<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik|16 09 2012}} | ||
+ | Wspinamy się w Straszykowych skałach na własnej protekcji. Nie lubię jak w newralgicznych miejscach wyskakują mi kostki z szczelin nawet jak jest to na słabej piątce a tak właśnie się działo. Celem było jednak przećwiczenie zakładania stanowisk w ścianie oraz wycof zjazdami na linie. Oprócz tego pobuszowaliśmy po okolicy "odkrywając" dwie ciekawe ściany do wspinaczki w ładnej dolince. Koniecznie trzeba tam wrócić. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Wspinanie w Sokolikach| Mateusz Górowski,<u>Karol Jagoda </u>, na miejscu: Asia Wasil,Marcin(os. tow.) |15-16 09 2012}} | ||
+ | Wyjazd w piątek, w sobotę rano spotykamy się w skałach z Asia i Marcinem, który są po raz pierwszy w Sokolikach. Zupełnie przypadkowo zaczynamy wspinanie od Krzywej, gdzie biegnie przypadkiem Nos Żubra(VI.4). Przy takim szczęśliwym zbiegu okoliczności nie mogłem już ominąć tej drogi:). Podczas, gdy ja męczyłem się (czytaj optymalizowałem ruchy) na Żubrze, popis wspinania dał Mateusz, prowadząc swoją życiówkę - konkretnie Kant Krzywej (VI.2) i to w jakim stylu !!!! no oczywiście w OS-ie. Dalej idąc za ciosem szybko prowadzi płytową VI.1, a na koniec dnia wciąga trudny i patenciarski Taniec Tygrysa(VI.1+), oczywiście w OS-ie!!! W tym czasie Asia i Marcin zapoznawali się ze specyfiką wspinania w granicie – myślę, że sami coś więcej napiszą:) Niestety przez cały dzień wiał nieprzyjemny zimny wiatr, ciężko było, uwierzyc, że wciąż mamy lato (kalendarzowe, ale jednak lato!!!). Niedziela na szczęście była zgoła inna, słoneczna i bezwietrzna, niestety mnie męczy silne przeziębienie. Wspinamy się w okolicach Sokolików, gdzie padają m.in. Kurtykówka (VI), Małpia Ścianka(VI.1), Wariant R (VI.1), Nachy w drachy (VI.2), Płyta Nowaczyka (VI.2). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|"Żeglarstwo" na jeziorze Dzierżno |<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik, osoby tow.: Adam i Helena Kempna |09 09 2012}} | ||
+ | Sielankowa pogoda, sielankowy koniec lata. Tak też wyglądało nasze pływanie ''omegą'' na Dzierżnie. Generalnie flauta przerywana łagodnymi bryzami. Dość przypadkowo przećwiczyliśmy manewr „człowieka za burtą”. Podjęcie z wody „słusznej wagi” osobnika wcale nie jest takie proste o czym miałem okazję się na poważnie przekonać (pisząc te słowa bolą mniej jeszcze plecy). By wrócić do naszej przystani musieliśmy się wspomóc pagajami. Imprezę kończymy lodami na gliwickim rynku. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FDzierzno2 | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Polsko-Czeski Kajakowy Maraton Odrzański |<u>Łukasz Pawlas</u> i Ala Kucharska, |09 09 2012}} | ||
+ | Podczas dwudniowego maratonu (w sumie ok. 70km rzeki), spływamy tylko I część rzeki od Bohumina do Raciborza. Odra na tym odcinku jest już dość szeroka ale miejscami bardzo płytka, choć to podobno z powodu lichych opadów. Rzeka spokojna z kilkoma mocniejszymi miejscami. Razem w maratonie wzięło udział ok. 80 załóg z Polski i Czech. Pogoda w sobotę może nie była idealna, ale chyba w takich warunkach wolę pływać kajakiem niż się wspinać lub włóczyć po górach. Zdjęcia dostępne są tu (niestety tylko z II dnia imprezy): http://gornaodra.eu/photogallery.php | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śląski-wędrówki piesze |<u>Ola Golicz</u> |08-09 09 2012}} | ||
+ | Dwudniowa piesza przebieżka po górach. Startuję z Wisły Uzdrowiska żółtym szlakiem na Przełęcz Salmopolską przez Trzy Kopce Wiślańskie i Smerekowiec. Następnie szlakiem czerwonym pędzę na Malionowską Skałę i zielonym schodzę do schroniska na Skrzycznym (noclegu w tym przybytku nie polecam...)Drugiego dnia schodzę niebieskim szlakiem na dół do wioski Lipowa, by nową trasą wrócić na już poznaną Malinowską Skałę (planowo miałam wybrać szlak żółty, ale dwójka górskich dziadków zaprosiła mnie na wędrówkę "tajnym skrótem"). Dalsza wędrówka [znów samotnie] biegła przez Gawlas, Cieńków Wyżni i Niżny oraz Groniczek (szlaki zielony, żółty i czarny)by zakończyć się na stacji PKP Wisła Głębce.Reszta dnia to już "niedzielna" turystyka górska w centrum Ustronia | ||
+ | (odpoczynek nad rzeką-przepiękna pogoda- i pstrąg na obiad). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Podzamcze - wspin| <u>Asia Wasil (Pacyfa)</u>, Karol Jagoda i osoby tow.: Marcin, Ania i Sebastian |02 09 2012}} | ||
+ | Karol nie odpuścił Kaszance; po tygodniu restu postanowił znów zawalczyć:)) Tym razem Adept również się bronił przed zdobywcami; długo, długo nie puszczał, próbował nawet deszczem w nas...(!!!) Ale pękł:) Raczej pękły: Karolowe "Ślady zębów na Kaszance(VI.3+/4), Marcinowy "Lufcik"(VI 1+) i wspólne: "wrr grr buu"(V), "zlew.com.pl"(V+) i "Sanktuarium Pękniętego Jeża"(VI+). | ||
+ | W połowie dnia mniej więcej, przenieśliśmy się na urokliwego Niedźwiedzia, stojącego dumnie przy pięknej Lalce i... szybko staliśmy się miejscową atrakcją turystyczną, konkurującą nawet z turniejem rycerskim i festynem na zamku:)) | ||
+ | W świetle fleszów i wśród okrzyków "och" "ach" i "o, Boże!", padły: "Oszołomiony oszołom"(V), "Martwica mózgu"(VI.2), "Członek z marmuru"(VI.1), "Kaszka z mleczkiem"(VI+), "Pieszczoty Gołoty" (VI.1+). | ||
+ | Zdjęcia na stronie RKG na facebooku, zapraszamy!!! | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Pogórze Cieszyńskie – Lutnia Bike Marathon| <u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Jerzy Ganszer (Speleoklub Bielsko Biała), Michał Ganszer (Speleoklub Bielsko Biała), Wanda Ganszer i osoby tow. |02 09 2012}} | ||
+ | |||
+ | W okolicach miejscowości Zamarski (powiat Hażlach) odbył się kolejny maraton MTB. Dystans dla kobiet 15 km dla mężczyzn 30 km (2 pętle). Trasa dość trudna, wymagająca technicznie i bardzo ciekawa wiodąca przez podmokłe tereny, łąki i lasy o może niezbyt dużych deniwelacjach za to bardzo urozmaiconych i stromych. Mimo oznaczenia trasy zdarzyło mi się jakimś zbiegiem okoliczności zabłądzić co skutkowało w moim wypadku dyskwalifikacją. Teresa natomiast w swojej kategorii wiekowej zajęła I miejsce. Do ciekawych przygód mogę zaliczyć lot przez kierownicę i koziołkowane w powietrzu na jednym z ostrych zakrętów (chwila nieuwagi). Na szczęście lądowanie w pokrzywach w tym wypadku nie było takie przykre (tylko trochę pokiereszowałem nogę). Krótko mówiąc super trasa i fajna impreza mimo połowicznego sukcesu. I tak dobrze, że wszyscy zawodnicy naszej grupki szczęśliwe ukończyli dystans. Szczegóły i wyniki ukażą się tu: http://www.mtb.zamarski.pl/wyniki.html . Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLutniaMTB | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Mała Fatra - Rozsutec| <u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Helena Kempna (os. tow.) |29 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | Z Białego Potoku wychodzimy najciekawszym (niebieskim) szlakiem przez Diery na Rozsutec (1609). Schodzimy przez Stafanową. Fajna pogoda choć może zbyt dużo ludzi na szlakach jak na środek tygodnia. Tu kilka migawek: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRozsutec | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - Szara i Niebieska Studnia oraz Jaskinia Kozia| <u>Ola</u> i Mateusz Golicz; KKS: Jacek Szczygieł, Mateusz Kaźmierczak |25 - 26 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | Przy okazji prowadzonych przez Jacka badań naukowych, odwiedziliśmy w ten weekend trzy dotąd nieznane nam jaskinie. W sobotę (w trójkę- ja, Mateusz i Jacek) najpierw zwiedzamy i badamy położoną w Czerwonym Grzbiecie Niebieską Studnię (tuż obok szlaku na Małołączniak), a następnie podczas powrotu dokonujemy przeglądu Szarej Studni-położonej w Kobylarzowym Żlebie (gapie przyglądający się ze szlaku przebierającym się grotołazom- gratis). | ||
+ | W niedzielę już w czteroosobowym składzie przeciskamy się przez ciasnoty, zaciski i meandry Jaskini Koziej. Do jaskini wchodzimy otworem I i docieramy do biwakowej Sali Cichy Kącik. Stamtąd robimy pętlę do dna na poziomie -263m. Wychodzimy z jaskini otworem II po 8 godzinach akcji. http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2Fkozia-itp | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w Podzamczu|Mateusz Górowski,<u>Karol Jagoda</u>|25 08 2012}} | ||
+ | Wyjazd z cyklu ,,wszystko nie wychodzi ’’. Wspinaliśmy się,to za dużo powiedziane… próbowaliśmy się powspinać na Adepcie. Po rozgrzewce Mateusz uderza na swój projekt –piękną przewieszoną 998(VI.2), niestety mimo wielokrotnego zmieniania patentów droga nie puściła, nie pomogło nawet haczenie pięty :P. Ja wstawiłem się natomiast w Ślady zębów na Kasztance (VI.3+/4)mimo początkowego entuzjazmu - wszystkie ruchy na drodze okazały się w miarę proste, a zebranie patentów przebiegało niezwykle szybko, bo nie trwało dłużej niż 1h:), droga także nie póściła. W ramach otarcia łez wybraliśmy się na Cimę, gdzie próbowaliśmy przewalczyć jej Filar (VI.2+). Niestety zmęczenie dało znać o sobie i po raz kolejny musieliśmy przełknąć gorycz porażki. W trakcie wspinania mogliśmy słuchać niejako przy okazji największych przebojów disco polo granych na scenie usytuowanej na zamku, co więcej gwiazdą wieczoru miał być sam Krzysztof Krawczyk!!!, niestety Mateusz nie dał się namówić na jego koncert . Aby zrobić do końca choćby 1 drogę tego dnia przenieśliśmy się na plecy Cimy. Tam wybraliśmy jedną z VI.1, która miała nam poprawić humor. Stało się coś wręcz odwrotnego, Mateuszowi udało się jedynie powiesić 5 ekspresów na drodze po czym musiał spasować, ja nie byłem wstanie nawet dojść do piątego, więc musiałem resztę drogi o nachyleniu pastwiska ordynarnie przyhaczyć. Po tych ,,dokonaniach’’ oboje doszliśmy do jedynego słusznego wniosku, że przerzucamy się na szachy. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Łaziska Górne - turniej badmintona "Pożegnanie wakacji"| <u>Damian Szołtysik</u>, Mirosław Noga (os. tow.)|25 08 2012}} | ||
+ | Niezbyt pewna pogoda skłoniła nas do wzięcia udziału w halowym turnieju badmintona "amatorów" (czyt. byłych zawodników). W kat. >40 lat zająłem V miejsce. W każdym razie z hali wyszedłem wykończony jak po akcji w dziurze. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry | <u>Jan Kieczka</u>, Marzena, Bartłomiej (os. tow.)|21 - 23 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | Po przyjeździe z poprzedniej wycieczki tego samego dnia wyruszamy wieczorem w Tatry śpimy w Bukowinie u znajomych podczas wyjazdu zaliczamy Gęsią Szyje i Nosal oraz spędzamy rodzinnie czas. Pogoda dopisała widoki też. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śląski - wycieczka od Koczego zamku do Trójstyku| <u>Jan Kieczka</u>, Marzena, Bartłomiej (os. tow.)|20 - 21 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | W poniedziałek ok. godz 17:00 ruszamy z Koczego zamku w kierunku Trojaków dalej wzdłuż granicy Polski i Słowacji w kierunku Trójstyku. Po drodze zaliczamy biwak na Szerokim Wierchu z pięknym zachodem słońca. Ok. godz.12:00 dnia następnego docieramy na Trójstyk skąd autobusem udajemy się do Istebnej. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd| Beskid Żywiecki - Rycerzowa| <u>Ola</u>, Wojtek i Zosia eR|19 08 2012}} | ||
+ | Nie da się ukryć, że do Rycerzowej mam pewną słabość. I nie ja tylko :) Dlatego bardzo chętnie tam wracam za każdym razem. Korzystając zaś z pięknej słonecznej pogody mieliśmy w planie możliwie jak największą część dnia przeznaczyć na... wylegiwanie się w cieple właśnie na Hali Rycerzowej! | ||
+ | |||
+ | Początek jest niezły: udaje się wyjechać trochę po 8.00, w Rajczy jesteśmy punkt 10.30 (gdzie "załatwiamy" jeszcze fory u Najwyższego) i już o 12 (ekhm) zwarci i gotowi ruszamy na szlak. Podchodzimy z Soblówki prawie najkrótszą trasą (najkrótszą - czarną zostawiamy na zejście), czyli zielonym do przełęczy pod Przysłopem, a stamtąd żółtym (to już wyszło "w praniu", bo miał być niebieski) na Halę R – też dobrze, bo żółtym jeszcze nie szliśmy. Z założeń wyjazdowych wynikało, że z palcem w nosie o 14 dotrzemy do miejsca przeznaczenia, gdzie posiedzimy do.... ja wiem? 17? tak, żeby na 18 zejść i na kąpanie o 20 być w domu ;) | ||
+ | |||
+ | Ehh życie. Po 3-ciej godzinie i n-tym postoju prawie zarządziliśmy odwrót. Nastąpiła jednak mobilizacja w zespole i ruszyliśmy dalej pełni szczerego optymizmu. Gdy jednak przed 17 doszliśmy na upragnioną łąkę można już było z pełną odpowiedzialnością postawić diagnozę: Zosia tego dnia była całkowicie niechustowa. Pozwoliliśmy sobie jednak na luksus poleżenia na kocu i poskubania trawy.. i widoki.. i cisza (już o tej porze). Było warto. Droga powrotna okazała się jednak jak przez mękę i ta piesza i ta samochodowa. ("fory" zatem okazały się średnie, ale tylko nam wiedzieć czemu.) Niestety wpisujemy się w nurt stojących tego dnia godzinami w korkach. Jakoś nie przyszło nam wcześniej do głowy, że kończy się jakiś długi łikęd. Najmłodsza uczestniczka zniosła to jednak nadzwyczaj dobrze (uff), o czym najlepiej zaświadczył poniedziałkowy poranny uśmiech. :) | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry - wspin na Kościelcu| Paulina, Dorota, Michał(WKTJ),<u>Karol Jagoda</u>|18-19 08 2012}} | ||
+ | Prognoza pogody optymistyczna, więc trzeba uderzać w Tatry. Po szybkiej analizie możliwości wybór pada na Kościelec, jak łatwo się domyślić przeważył argument najkrótszego podejścia. Z piątku na sobotę szybka drzemka przy aucie i ranne podejście. W Kuźnicach spotykamy Melona z Anią, którzy także wybierają się na wspin. Pomimo obaw, że straszny tłok na podejściu może wróżyć podobne warunki w ścianie kolejek nie ma, wyjątek stanowiły Lobby Instruktorskie oraz Stanisławski. Paulina i ja wbijamy się w efektowną Sprężynę (VI+), reszta ekipy uderza na słynnego Dziędzielewicza (VI). Po zrobieniu drogi dwa przyjemne zjazdy i po niecałych trzech godzinach jesteśmy znów pod ścianą, szybka narada i wybieramy prostowanie drogi Kajki (VII-). Trzeci kluczowy wyciąg drogi to estetyczna, lekko przewieszona rysa, całkowicie wolna od żelastwa (w przeciwieństwie do Sprężyny) kończąca się czujnym wyjściem z przewieszki. Niestety powrót pod ścianę okazał się bardzo kłopotliwy, gdyż na pierwszym zjeździe kompletnie zacipiła się nam lina. To spowodowało, że zamiast spokojnie delektować się smakiem upragnionego schabowego spożywanego w schronisku, sporo czasu spędziliśmy na prusikowaniu przewieszonego wyciągu Lobby Instruktorskiego w świetle czołówki. W niedzielę przy pięknej pogodzie wspinamy Byczkowskiego (V+), natomiast Michał z Dorotą robią Sprężynę oraz Stanisławkiego. W drodze powrotnej trafiamy na olbrzymi korek na zakopiance, który znacznie wydłużył czas powrotu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Wys. - Rysy|<u>Damian</u>, Teresa, Paweł Szołtysik, Henryk Tomanek, Justyna (os. tow.)|19 08 2012}} | ||
+ | Wchodzimy na Rysy od słowackiej strony. W planie była Wysoka lecz spotkanie z słowackimi filancami na początku grani uniemożliwiło zrealizowanie zamierzenia. Poza tym wspaniała pogoda, niebywałe zaludnienie gór. Powrót do domu horrorem (5,5 h). Tu foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRysy | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Bolesławiec - Dvur Kralove nad Labem, wycieczka rowerowa|<u>Kasia J.</u> Jacek (os.tow.)|13-19 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | Postanowiłam podjąć minimum wysiłku w celu wzbogacenia nikłej (przyznaje z zażenowaniem) znajomości geografii naszego pięknego kraju. Sprzęt stał w garażu, towarzysz nie zawiódł, mocy po Alpach nie brakowało, a pogoda bajeczna, więc pojechaliśmy. Przypomniałam sobie, że pokonanie 60km jednego dnia w górskim terenie i z sakwą to wszak nie problem, ale przejechanie podobnej odległości przez kilka dni z rzędu to już nie takie siup. Na szczęście zadek po 3 dniach przestał boleć i muszę przyznać, że pedałowanie nawet wobec braku szczególnych atrakcji na trasie stało się ujmująco sympatyczne. No.. może poza odcinkami specjalnymi , gdzie ani zawziętością, ani najmniejszym przełożeniem nie mogliśmy sprostać potędze przewyższeń. Pchaliśmy rowery jednak niezmordowanie w przekonaniu, że wszelkie trudy podjazdów wynagrodzą nam zjazdy i nie pomyliliśmy się. Trasa zajęła 5dni i zgodnie z planem pokonaliśmy ok.300 km. Podróż z uwagi na kontuzję kolana kolegi zakończyliśmy w Dvur Kralove nad Labem, skąd pozbierał nas wracający z Austrii Maciek. Bardzo udana eskapada, zwłaszcza, że pojawia się coraz więcej tras rowerowych, naprawdę malowniczych, choć miejscami fatalnie oznakowanych (stąd duże straty czasu i niepotrzebne kilometry). Pól namiotowych wszak niewiele, ale to przecież żaden kłopot :) Fajnie tak pojechać gdzieś z kimś, kto serwuje prawdziwki do chińszczyzny z tytki i borówki na podwieczorek. Człowiek ma pewność, że z głodu nie zginie a to w pewnych okolicznościach może mieć priorytetowe znaczenie. Trasę polecam gorąco :), zwłaszcza rodzinnie. | ||
+ | Po drodze można sobie pozwiedzać: | ||
+ | |||
+ | Brunów – bardzo ładny pałacyk i park. Pole namiotowe w pobliżu. | ||
+ | |||
+ | Lwówek Śląski – najbrzydsze miasto jakie kiedykolwiek dane mi było oglądać. | ||
+ | |||
+ | Pilchowice – tama siuuuperowa:). | ||
+ | |||
+ | Szklarska Poręba – wiele atrakcji m.in. Krucze Skały, Wodospad Kamieńczyka. | ||
+ | |||
+ | Sobieszów – Zamek Chojnik. | ||
+ | |||
+ | Karpacz – Świątynia Wang (camp za 14zł na wylocie z miasta). | ||
+ | |||
+ | Kowary – Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska, kapitalne miejsce, w zasadzie od tego należałoby zacząć:) . | ||
+ | |||
+ | Bukowiec – Świątynia Ateny, Krąg Druidów. | ||
+ | |||
+ | Adrśpach – Skalne Miasto – tylu skał to w całych Tatrach nie ma:) Liczne campingi. | ||
+ | |||
+ | Trutnov – piękne miasto, tętniące życiem koncertowym. | ||
+ | |||
+ | Dvur Kralove nad labem – najsłynniejsze w Europie Zoo Safari. | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Wys. - Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem |Alina i <u>Tomasz</u> Zięć, Rysiek (os. tow.), Martyna (os. tow.), Piotrek (os. tow.)|18 08 2012}} | ||
+ | Za namową żony jedziemy wczesnym rankiem (bo przed 5 rano) w Tatry by wejść na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Zabieramy ze sobą 3 osoby towarzyszące. Dwie z nich odwiedzają piątki, a my w trójkę brniemy w górę. Trasę z moka robimy o 1,5h szybciej niż czasówka, także już bez pośpiechu wracamy asfaltem :( na parking po auto. Droga powrotna spokojna i bez korków (pewnie dopiero w niedziele zakopianka będzie zapchana do granic możliwości) i w niecałe 3h jesteśmy w domu. | ||
+ | Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Pod_Chlopkiem | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zachodnie|Ola i <u>Mateusz</u> Golicz|15 08 2012}} | ||
+ | Szybki, jednodniowy wyjazd. Fotorelacja w Galerii. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Wzdłuż polskiego wybrzeża|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik|1 - 11 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | Tym razem zwiedzamy polskie wybrzeże Bałtyku. Zaczynamy spływem kajakowym rzeką Piaśnicą od jeziora Żarnowieckiego do morza. 7 km rzeka płynie bagnistym terenem wśród szuwarów, czasem lasem. Swe płytkie wody wlewa do Bałtyku na wysokości Dębków. Wśród opalających się plażowiczów wypływamy kajakiem na trochę rozbujane wody Bałtyku (tak jeszcze z morzem się nie witałem). Ostatnie metry prąd jest dość znaczny więc musimy trochę powalczyć by wbić się z powrotem w koryto rzeki pod prąd aby zdać kajak. Następnie korzystając z rowerów dojeżdżamy szlakami do przylądka Rozewie. Dalej jedziemy samochodem i zatrzymujemy się w ciekawszych naszym zdaniem miejscach naszego wybrzeża. I tak z Kopalina jedziemy do latarni Stilo i dalej mierzeją Sarbską do Łeby. Wracamy trochę błądząc szlakiem rowerowym do punktu wyjścia (dopadły nas tam deszcze a komary miały żywcem zjeść). Najważniejszym punktem wyjazdu był Słowiński Park Narodowy. Bazę założyliśmy na uroczym polu namiotowym w Smołdzińskim Lesie (Spokojne Ranczo). Tu przez kilka dni odbyliśmy wycieczki na górę Rowokół i latarni Czołpino, dookoła jeziora Łebsko (polecam każdemu – najpierw kilkanaście kilometrów jazdy rowerem pustą zupełnie plażą miedzy morzem i jeziorem, dalej słynne wydmy Łącka i Biała Góra, powrót przez bagna południowych brzegów jeziora należy do ciekawych przygód, kąpiel w borowinach zupełnie darmowa zwłaszcza po ulewnych deszczach a na koniec ciekawa wieś Kluki, razem 62 km), dookoła jeziora Gardno. Posuwając się dalej na zachód odwiedzamy m. in. Trzęsacz z resztkami kościoła pochłoniętego przez morze. Wyspa Wolin z wspaniałymi klifami. Na koniec zapędzamy się na wyspę Uznam. Na rowerach pojechaliśmy fajną ścieżką rowerową do niemieckiej części wyspy. Wyjazd kończymy kąpielą w morzu dokładnie na granicy polsko – niemieckiej. Reasumując: fajna wycieczka krajoznawcza. Poruszając się rowerem, kajakiem czy pieszo można zobaczyć wiele interesujących miejsc i nawet zaznać sporego wysiłku. Ale czy to obali stereotypy o naszym morzu? | ||
+ | |||
+ | Tu fotorelacja: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FWybrzeze | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|NORWEGIA: Nordland - Norwesko-Szwedzki oboz jaskiniowy oraz wedrowki|Ola i <u>Mateusz Golicz</u> oraz 30 grotołazów ze Skandynawii|23 07 - 07 08 2012}} | ||
+ | Szeroka relacja [[Relacje:Setsaa_2012|dostępna w sekcji Wyprawy]] | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry – wspin na Wołowej Turni|Paulina Piechowiak(WKTJ), <u>Karol Jagoda</u>|3-5 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | Wyjazd późnym wieczorem w czwartek, na parkingu przy Popradzkim Plesie byliśmy około trzeciej, więc śpimy jedynie kilka godzin przy aucie pod chmurką. Nim zdążyliśmy się obudzić zrobiło się upalnie, co jak widomo nie pomaga przy podchodzeniu z nieszczególnie lekkim plecakiem. Na szczęście Paulina wpada na pomysł, żeby złapać stopa do schroniska co udaje się zrobić w pierwszej próbie (prawdziwy OS). Następnie godziny upływają na mozolnym podejściu wśród tłumu turystów w nieznośnym upale. Po wybraniu najlepszej naszym zdaniem koleby, szybki (tylko z nazwy) przepak i podchodzimy pod ścianę. Niestety pogoda krzyżuje nam plany, groźne pomruki burzy i przelotny deszcz przekonują nas, że dziś trzeba odpuścić wspinanie. W sobotę na pełnym sprężu uderzamy z samego rana. Wybieramy ładną i popularną Staflova (V-), pierwszy i jak się okazało najtrudniejszy wyciąg poprowadziła Paulina, kolejne wyciągi oferowały ciekawe wspinanie w dobrej jakości skale. Niestety podobnie jak w piątek pogoda po południu znacząco się pogarsza, prognozy niesprzyjające, burza wisi w powietrzu, wszyscy wspinacze poza nami potulnie zbierają zabawki i zaczynają zejście. My nie mogliśmy odpuścić drugi raz z rzędu. Wbijamy się w we wspaniale wyglądającą drogę Estok- Janiga (VI+), robimy ją w miarę sprawnie (3h) ciągle dopingowani przez odgłosy zbliżającej się burzy. Podczas zjazdów pogoda się niespodziewanie poprawia na tyle, że na pełnym luzie możemy zjeść coś pod samą skałą podziwiając przy tym zachodzące słońce. W niedziele pobudka o 4.50, wyglądam ze śpiwora na niebie żadnej chmury, więc szybko wstaję, niestety optymizm mój zmalał gdy wyszedłem z koleby. Zło zbliżało się szybko, już po 10 min. po niebieskim niebie pozostało jedynie wspomnienie. Sprawdzamy prognozy, tym razem nie dają szans na wspin, wiec zarządzam odwrót taktyczny do śpiworów. Długo niestety nie pospaliśmy, bo deszcz zalał nam naszą piękną kolebę ( z tarasem, ogródkiem i miejscem do leżakowania). Nie pozostało nam nic innego jak szybko się przepakować i schować się w pobliskiej szczelnej kolebie. Po namowach Pauliny zwiedzamy jeszcze Chatę pod Rysami, a zasadzie to przepiękny WC który jest główną i niestety jedyną atrakcją schroniska. Podczas zejścia pogoda nie odpuszcza i Tatry żegnają nas burzą z gradem. Foty http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Wolowa%20Turnia | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - Jaskinia "Józefa"|<u>Małgorzata Stolarek</u>, Krzysztof Atamaniuk, Tomasz Zięć|4 08 2012}} | ||
+ | |||
+ | Letnim, słonecznym przedpołudniem wyruszamy w stronę Jury. Naszym celem jest Jaskinia Józefa w Rodakach. Bez większych problemów, najpierw przez pola, potem leśnymi ścieżkami, docieramy do otworu, który przysypany kamieniami ma nie kusić przypadkowych turystów. Zamiana krótkich spodenek i koszulek na ramiączkach, na bieliznę termalną, polarowe wkładki i kombinezony staje się chyba jedynym ekstremum tego dnia. Z szybkością zawrotną każdy z nas chciałby się już znaleźć w bardziej sprzyjających warunkach temperaturowych. Poręczujemy bez większych problemów Studnię ASa i osiągamy dno jaskini. W trakcie eksploracji bocznych korytarzy, odkrywamy bardzo ciekawe nacieki i formacje skalne - jest czym oko nacieszyć. Szczególne wrażenie robią pokryte mleczkiem wapiennym ściany jaskini w Białym Korytarzyku. To niewątpliwie jedno z ładniejszych miejsc w Jaskini Józefa. Jak na jurajską jaskinkę, można się w niej poruszać bez zbytniego schylania i wciągania brzuszków, szczególnie w Sali Daniela, tutaj największej, jej maksymalna szerokość to 3,5 metra, a wysokość około 10-15 metrów, z dnem pokrytym głazami i gruzem. Po fotograficznej dokumentacji tej krótkiej akcji, wracamy z powrotem do otworu. Temperatura na zewnątrz niestety nie zmalała. Szybko zatem przebieramy się i do auta. Na pewno wizytę w tej Jaskini można polecić na miłe, niemęczące popołudnie. | ||
+ | Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FJura-J.Jozefa | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Dolina Będkowska - Łabajowa|Król Julian ze swoją świtą – <s>Mortem i Mauricem</s> Sarą i Mateuszem, Karol Jagoda (jako nadworny łojant), Damian Żmuda (nadworny łojany po L4), Ola, <u>Wojtek</u> i Zośka Rymarczyki (kronikarze Ogoniastego)|29 07 2012}} | ||
+ | Wstajemy o godz. 7.00; pełną gotowość osiągamy już po 2,5 h :) Pogoda średnia ale wystarcza jeden telefon do Prezesa, by świat nabrał barw, a deszczowe chmury zapowiadające ulewny deszcz zamieniły się w puchate obłoczki chroniące przez lejącym się z nieba skwarem. | ||
+ | |||
+ | Jak zawsze miejscówka bez zarzutu – jest polana, są drzewa no i skały. Na miejscu przodownicy w osobach Karola i Damiana łoją już ostro (pewnie od 6 rano). Po założeniu obozu, my również powoli przystawiamy się do skały. W międzyczasie zjawia się Najjaśniejszy Juuuliannnnnn:) | ||
+ | Parę szczegółów technicznych – robimy szereg raczej trudnych dróg, których wyceny nie podajemy bo urągałoby to godności JKMości, bo On wspina się w ekipach, dla których cyfra poniżej VI.6 to gańba. | ||
+ | Zdjęć z wyjazdu niestety nie ma, bo jak się okazało po przyjeździe blask, jaki bił od Króla Juliana napełnił matrycę takim lśnieniem, że zdjęcia powychodziły prześwietlone. | ||
+ | |||
+ | Ciekawostka – pod koniec dnia rozpadało się, a Karola z Damianem deszcz zastał na drodze (jakiejś trudniejszej). Karol się wycofał ale cały sprzęt został na ścianie. Jak ta historia się skończyła i czy Karol drogę skończył nie wiemy, bo w strugach deszczu porażeni napięciem całej tej sytuacji pomknęliśmy do samochodu. | ||
+ | Może ktoś z zainteresowanych dokończy historię? | ||
+ | |||
+ | A tak na serio to bardzo miły dzień, w doborowym gronie i w pięknych okolicznościach przyrody:))) | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry – wspinanie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich|<u>Dariusz Rank</u>,Gosia(os.tow.) + osoby ze speleoklubu Dąbrowa Górnicza (na miejscu) |28-29 07 2012}} | ||
+ | |||
+ | W sobotę podchodzimy pod ścianę Koziego Wierchu mając za plecami kłębiącą się ciemną chmurę. W planach mamy Południowy Filar Koziego. Na podejściu spotykamy ekipę ze speleoklubu DG. Oni wybierają się na Zamarłą, my odbijamy w kierunku Koziego. Spoglądając za siebie decydujemy się chwilę odczekać i zobaczyć, czy się przejaśni czy zacznie burza. Przez dłuższa chwilę nic się w pogodzie nie zmienia, więc decydujemy się zaatakować drogę. Pogoda niepewna, więc decydujemy się ominąć pierwsze wyciągi trawkowym trawersem i zaoszczędzić trochę czasu. Gdy jesteśmy już w linii oryginalnej drogi czekamy jeszcze parę min i obserwujemy niebo. Mamy mieszane odczucia, ale gdy tylko na chwilę wychodzi słońce ruszamy w górę, chociaż od strony MOka kłębią się nadal nieciekawe chmury. Robimy jeszcze jeden, może dwa wyciągi i w oddali odzywają się grzmoty. Teraz jednak trudno już się wycofać. Zostaje szybki sprint w górę. Odzywające się co jakiś czas grzmoty skutecznie dopingują nas do szybkiego pokonywania wysokości, ale na szczęście burza przechodzi bokiem. Na koniec, trawersując już zbocza Koziego łatwą ścieżką w kierunku czarnego szlaku zejściowego, wrażenia wynagradza nam piękna, podwójna tęcza, która utworzyła się nad D5SP. | ||
+ | Niedziela wita nas krótkim deszczem i silnym wiatrem. Koleżanki i koledzy (a właściwie koleżanki i kolega :p) z Dąbrowy Górniczej zostają jeszcze w schronisku, my tradycyjnie decydujemy się podejść pod ścianę i wtedy zadecydować co robimy, a że w drodze pod ścianę całkowicie się wypogodziło, to robimy zaplanowanych Lewych Wrześniaków na Zamarłej na ostatnim wyciągu odbijając trawersem na Zmarzłą Przełęcz. Nad Słowacją znowu się ściemnia. Schodzimy szlakiem z Koziej Przełęczy do Dolinki Pustej, widząc zjeżdżających z Motyki znajomych z Dąbrowy Spotykamy się pod ścianą i rozpoczynamy ucieczkę w dół doliny przed rozpoczynającym się właśnie gradobiciem i burzą. Największą nawałnicę przeczekujemy w jednej z mini koleb w Dolince Pustej, po czym już w słońcu schodzimy do Piątki, szybkie przepakowanie i ruszamy do domu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Mały - Kościelec i Jaworzyna|<u>Damian</u>, Teresa, Paweł Szołtysik, Jan Kempny (os. tow.) |29 07 2012}} | ||
+ | |||
+ | Z Tresnej ładnym szlakiem wychodzimy na Kościelec (792), trzeci szczyt o tej nazwie w polskich górach (jest jeszcze w Tatrach i Beskidzie Śląskim, może gdzieś jeszcze). Potem jeszcze idziemy na Jaworzynę (862). Następnie schodzimy nad jezioro Żywieckie. W momencie gdy już mieliśmy wchodzić na omegę w Zarzeczu by pożeglować trochę nadeszła czarna chmura i ściana wody zakryła świat (rozświetlany przez błyskawice). Tym razem nawet dobrze, że wszystkie plany nie zostały zrealizowane. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|ALPY 2012|<u>Kasia J.</u> Maciej Dziurka |2-26 07 2012}} | ||
+ | |||
+ | No jestem:) W telegraficznym skrócie: | ||
+ | |||
+ | • 04.07 Masyw Hagengebirge, Austria – wycieczka krajoznawcza, farma do kitu -o rany! co to będzie? Na podjeździe rowerkami do chatki wyplułam płuca, zjazd przywraca nadzieję. A potem już poleciało… | ||
+ | |||
+ | • 05.07 Hoher Dachstein 2995m, Alpy Salzburskie, Austria, F | ||
+ | |||
+ | • 07.07 Glosglockner 3797m, Grupa Glocknera, Austria –klasyk w 1 dzień (15h). PD+ przewodnikowo raczej grubo przesadzone. | ||
+ | |||
+ | • 08.07 Lody w Val di Non, Włochy | ||
+ | |||
+ | • 09.07 przełęcz Nufenenpass 2478m, Szwajcaria | ||
+ | |||
+ | • 11.07 Grunegghorn 3787m , Alpy Berneńskie, Szwajcaria– przedwierzchołek, nie dotarliśmy na szczyt Gross Grunhorn (4044m), awaryjny nocleg w schr. Konkordia (2850m) – akcja 3-dniowa, wyczerpujące przejście lodowcem Gruneggfirn. | ||
+ | |||
+ | • 15.07 Piramide Vincent 4215m PD, Wsch. Alpy Walijskie, Grupa Monte Rosa, Włochy – po zejściu ze szczytu nocujemy w schronie Balmenhorn 4167m PD, klasyfikowanym jako samodzielny wierzchołek. | ||
+ | |||
+ | • 16.07 w temp.odczuwalnej ok.-20 i bardzo silnym wietrze wchodzimy tego dnia na: | ||
+ | |||
+ | - Punta Gnifetti 4554m PD | ||
+ | |||
+ | - Zumsteinspitze 4563m F- | ||
+ | |||
+ | - Parrotspitze 4032m PD- | ||
+ | |||
+ | - Ludwigshohe 4341m PD | ||
+ | |||
+ | - Schwarzhorn (Corno Nero) 4322m PD | ||
+ | |||
+ | • 17. 07 – Matterhorn … nie dał nam najmniejszych szans …. | ||
+ | |||
+ | • 19.07 Dent d’Herens 4171m, Zach.Alpy Walijskie, Włochy – przepiękny i wymagający sąsiad Matta, 3 dni walki, spory wysiłek PD+ III, Przejście przypłacone odwodnieniem. | ||
+ | |||
+ | • 20-22 Resetujemy w Chamonix, Francja | ||
+ | |||
+ | • 24.07 Dufourspitze 4634m i Nordend 4609m , Wsch. Alpy Walijskie, Grupa Monte Rosa, Szwajcaria – obydwa wierzchołki w 1 dzień wyczerpującej, 21h akcji. Dufourspitze pokonujemy mikstowym kuluarem przez z przełęczy Silbersattel i przez grań szczytową AD III. Nordend klasycznie PD+ w fatalnych warunkach pogodowych… | ||
+ | |||
+ | • 25.07 Powrót do domu. | ||
+ | O detalach z przyjemnością opowiemy:) | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspinanie w Mirowie|<u>Dariusz Rank</u> + osoby tow. |22 07 2012}} | ||
+ | |||
+ | W piątek jadąc na imprezę do Krakowa piszę smsa do koleżanki, czy nie chciałaby się wybrać w niedzielę w skały. Propozycja zostaje podchwycona, termin zaklepany, jedziemy. W sobotę lecząc kaca po piątkowej imprezie mój optymizm nie jest już tak wielki, przez moment skały miała nawet zastąpić ścianka, ale po głębszej analizie górę wzięła jedyna słuszna prawda – nie ma co kisić się na ścianie, skoro jest pogoda i jest wolne :D Najwyżej jak forma nie dopisze, to połazimy turystycznie albo pobyczymy się pod skałami :P | ||
+ | No i nastała niedziela, dzień wyjazdu do Mirowa. Zaczynamy na rozgrzewkę od lewego wariantu Filaru Skrzypiec (V), trudności właściwie tylko na pierwszych metrach. Potem przenosimy się na Studnisko Przy Zamku. Jako, że Studnisko jest (jak nazwa wskazuje) przy zamku, towarzyszy nam niestety dość spora, niewspinaczkowa publiczność. W takim towarzystwie robimy Białą Depresję od lewej strony (VI) a potem przenosimy się na drugą stronę skały, gdzie schowani przed wzrokiem przypadkowych gapiów robimy Re Re osiem (VI.1) Jako, że padło OS, wstawiam się też w sąsiednią Ty Rano Żarłeś Rex, ale niestety odpadam z kluczowej przewieszki. Droga musi trochę poczekać. | ||
+ | Jak na wcześniejsze obawy o formę i chęci do wspinu dzień i tak dość owocny :) | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - rowerami do skalnej bramy|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik|22 07 2012}} | ||
+ | Wyjeżdżamy z Ostrego rowerami w górę doliny Zimnika w stronę góry Gawlas. Dzięki namiarom GPS bez pudła (jak się nie wie trudno trafić) docieramy do tego dość ciekawego ewenementu przyrody nieożywionej. Kilkumetrowy łuk skalny chyba jedyny taki w Beskidzie Śl. Płynie tu potok, miejsce dość urokliwe. Podążając (rowery zostawiliśmy ukryte w lesie) w górę doliny o charakterze wąwozu docieramy spowrotem do drogi zrywkowej i nią do rowerów. Zjazd do auta błyskawiczny. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Sokoliki - wspin|Łukasz Pawlas,<u>Karol Jagoda</u> |14-15 07 2012}} | ||
+ | Wreszcie udało się nam wybrać w Sokoliki. Nocowaliśmy w sprawdzonym i jakże wesołym miejscu ,głównie dzięki ekipie wspinaczy za naszej południowej granicy. Jako rozgrzewkową drogę wybraliśmy Kurtykówkę (VI+) na Krzywej, linia piękna ,ale podobnie jak na pobliskich Trzech Okapach można się zdziwić jej,, rozgrzwkowym’’ charakterem. Głównym celem wyjazdu był Nos Żubra( VI.4), niestety udało nam się jedynie pozbierać patenty, do poprowadzenia tej drogi brakuje nam jeszcze nieco mocy. Pod wieczór przenieśliśmy się na Jastrzębią Turnię, gdzie znajduje się kolejny piękny choć płytowy klasyk Sokołów - Mandala Życia (VI.2). W niedziele wspinamy się nieco krócej za to intensywnie, padają min. Hokej (VI.3), Pod Zjazdem (VI.2+), Zającówka(VI.1+). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - Jaskinia "Józefa"|Ola i <u>Mateusz</u> Golicz|15 07 2012}} | ||
+ | Ten pogodowo niepewny weekend spędzamy na spokojnym szwendaniu się po Jurze na rowerach. W niedzielę dla urozmaicenia odwiedziliśmy także jaskinię "Józefa", położoną niedaleko miejscowości Rodaki (gmina Klucze). Trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawy obiekt. Od otworu w dół prowadzi ponad 30 metrów zjazdu, miejscami dosyć obszerną studnią. Na dole galerie, choć krótkie, to jednak jak na jurajskie warunki iście przestrzenne. Z całą pewnością wizytę w tej jaskini można polecić. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspin w dolinie Kobylańskiej|<u>Damian Szołtysik</u>, Paweł Szołtysik, Piotr (os. tow.)|15 07 2012}} | ||
+ | Przechodzimy kilka dróg od VI do VI.2 na Wroniej Baszcie (nazw nie znamy bo nie mieliśmy topo), które kosztowały trochę wysiłku. Cały dzień idealna pogoda do wspinu. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - próba dojścia do Koprowej Studni + turystyka|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Paweł Szołtysik, Jan Kempny (os. tow.)|8 07 2012}} | ||
+ | Podejście Koprowym żlebem od Przechodu w Małej Łące. Szukam dość długo Koprowej Studni w domniemanym miejscu lecz sprawa okazuje się nie taka prosta (nawet konsultuję się z kolegami telefonicznie). W końcu nadciąga burza a totalna zlewa pozbawia mnie resztek motywacji chodzenia po osuwających się mokrych trawkach. Muszę dać za wygraną tym razem. Słońce wychodzi jak jestem na szlaku w Małej Łące. Pozostała grupa przeszła trasę: Gronik – Kondracka Przeł. – Kopa Kondracka – Małołączniak (tu mieli apogeum burzy) – Kobylarz – Przysłop M. – Gronik. Spotkaliśmy się w Mł. Łace. W drodze do domu zaglądamy na Polane Rogoźniczańską gdzie spotykamy Andrzeja Porębskiego z kursantami z SDG. Tak po za tym to lipiec taki jak obecny jest fatalny co do burz i komplikuje czasem górskie plany. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - Śnieżna Studnia|<u>Mateusz Golicz</u> (RKG), Filip Filar z Joanną (ST), Ewa Wójcik (KKTJ), Michał Ciszewski (KKTJ), Jacek Szczygieł (KKS)|7 07 2012}} | ||
+ | W ramach badań naukowych prowadzonych przez Jacka Szczygła, odwiedziliśmy tzw. Dziki Zachód. Mierzyliśmy upady warstw, uskoki i pęknięcia, a przy okazji przemieściliśmy w jaskini trochę sprzętu - w szczególności wynieśliśmy trochę zabytkowych lin na powierzchnię (i do śmieci). Tym razem bez burzy. Razem z podejściem i powrotem wyszło ok. 16h. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - Wielka Śnieżna|<u>Mateusz Golicz</u> (RKG), Jacek Szczygieł (KKS), Marek Wierzbowski (UKA), Tomasz Olczak (SŁ)|6 07 2012}} | ||
+ | Przejście od otworu Jaskini Wilczej do Salki z Fortepianem (zezwolenie naukowe). Dokonano pomiaru struktur geologicznych oraz wymiany oporęczowania. Akcja bardzo szybka i sprawna - od auta do auta ok. 10h. Na powrocie trochę nas zmoczyło, ale obyło się bez piorunów. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Wspinanie|Ola i <u>Mateusz</u> Golicz|29 06 - 01 07 2012}} | ||
+ | Docieramy na kemping w Starej Leśnej w piątek wieczorem. W nocy szalała masywna burza i rano mieliśmy dylemat, czy warto ruszać w Tatry, które mogą być potencjalnie mokre... ostatecznie zdecydowaliśmy się na Dolinę Demanowską. W Machnato wspinamy kilka dróg sportowych o trudności nie większej niż VI. | ||
+ | |||
+ | Następnego dnia ruszyliśmy w dolinę Młynicką. Nieopodal wodospadu Skok, na ścianie ''pod Limbou'' robimy drogę ''Deň Svišťa (IV)'' a następnie na znajdującej się nieopodal ''Vežy pod Skokom'' wspinamy ''Veterný kút (V-)''. Dzien upłynął nam bardzo przyjemnie, poza tym, że było nieznośnie gorąco. Tłumów w ścianie na szczęście brak. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - wspinanie na Ostrężniku|<u>Łukasz Pawlas</u>, Karol Jagoda|1 07 2012}} | ||
+ | Wyjeżdżamy już o 7:00 rano, żeby mieć coś z tego dnia i zdążyć na finał Euro. Muszę pochwalić Karola za logistykę akcji:) gdyż wybrał rejon idealnie nadający się na upalny dzień. Cała dolina Wiercicy oferuje wspinanie w bukowym lesie, który przypomina ogromny parasol chroniący przed słońcem, dodatkowo między wstawkami można było ochłodzić się w grocie (jaskini Ostrężnickiej), tam też chłodziliśmy napoje. To potwierdza tylko, iż wspinać można się zawsze, niezależnie od panujących warunków atmosferycznych:). W takich warunkach prowadzimy całkiem długie i, jak dla mnie bardzo ciekawe drogi. Wyjeżdżamy ok 17 (tak wcześnie jeszcze nigdy nie wracałem ze skałek), po drodze zabieramy przygłuchą parę autostopowiczów i typujemy zwycięzcę finału - | ||
+ | Orły do boju! | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Pod żaglami na jeziorze Dzierżno|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Jan Kempny (os. tow.)|1 07 2012}} | ||
+ | Jako relaks po akcji w tatrzańskiej dziurze wybieramy się na żagle na jezioro Dzierźno. Upał a na jeziorze przyjemna bryza w sam raz na rekreacyjne żeglowanie. Potem kąpiel w jeziorze Pławniowickim. Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FWoda | ||
+ | |||
== II kwartał == | == II kwartał == | ||
− | {{wyjazd| | + | {{wyjazd|Tatry Zachodnie – dolinospacery: Mała Łąka, Kościeliska, Tomanowa i wzgórza Pogórza (Skoruszyńskiego – jak mówi Wikipedia)|Wojtek i <u>Ola Rymarczyk</u> z Zosią|25 - 30 06 2012}} |
− | + | ||
+ | Od pewnego czasu chodziło za mną, by pojechać w Tatry. Tak choć na chwilę, chociażby tylko je z dołu zobaczyć. Posiedzieć, pooglądać. Wojtek szybko podchwycił pomysł :) | ||
+ | Odbyliśmy parę półdniowych wycieczek, zarówno po Parku jak i poza nim. | ||
+ | Przeszliśmy się Doliną Małej Łąki, gdzie na polanie na Wyżnich (Wyżniej?) zafundowaliśmy sobie dłuższy popas. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Przysłop Miętusi, gdzie uraczyliśmy mapą jednego turystę. Zaś podczas zejścia lasem napotykamy z Zosią na grupę górskich wiewiórek. Ona frajdy nie miała (przespała całą drogę powrotną), ale ja tak. Po dniu kondycyjnym, poszliśmy do Doliny Kościeliskiej. Zapewne to skrzywienie, że tyle razy się tam było i wciąż chce się wracać. Co by nie mówić, to Kościeliska ma swój klimat i urok. Po śniadaniu na Hali Ornak poszliśmy więc w stronę Tomanowej Przełęczy z zamiarem powylegiwania się gdzieś w miarę możliwości na polanie. Doszliśmy nieco nad Niżnią Tomanową Polanę, po czym wróciliśmy kawałek na wcześniej upatrzone miejsce. Ciężar Zośkowy plus temperatura i słońce zrobiły już ze mną tego dnia swoje, dlatego postanowiliśmy zostać na Niżniej Tomanowej. Ruch na tym szlaku zauważalnie większy niż w MŁ, ale i tak miło :) | ||
+ | |||
+ | Dla mnie największym odkryciem była jednak pierwsza wycieczka. Wałęsaliśmy się po wschodnich zboczach Witowskiego Przysłopu, odwiedzając tamtejsze polany. Z Roztok, gdzie nocowaliśmy, wyruszyliśmy asfaltem w stronę Witowa po czym którąś z pierwszych napotkanych ścieżek skręciliśmy w lewo w las. Odnajdując odpowiednią drogę przeszliśmy kolejno hale: Krzystkówka, Zdychałówka, Polana Cicha i Kosarzyska. Piękny świerkowy las, ciekawa roślinność łąkowa i nieznane mi wcześniej spojrzenie na Tatry Zachodnie, z Kominiarskim i Czerwonymi na pierwszym planie (szczególnie z najwyżej położonej polany Kosarzyska), to główne zalety tego spaceru. Ach! I jeszcze brak ludzi. Chyba nie trudno się domyślić, że mało kto tam się zapuszcza, a jeśli już to raczej miejscowi. Wracaliśmy natomiast przez Morgasówkę (właściwie niechcący) do Długoszówki. Dla umilenia życia wstąpiliśmy jeszcze do bacówki po sery i podreptaliśmy (asfaltem niestety) do Roztok. Także bardzo udana wycieczka, jak i cały wyjazd :) | ||
+ | Zdjęcia w galerii. | ||
+ | |||
+ | P.S. | ||
+ | Dawniej z pewną dezaprobatą spoglądałam na rodziców wytrwale i z mozołem pchających wózki z dziećmi przez zatłoczoną dolinę Kościeliską. No bo po co ONI się tam w ogóle wybrali?! Po co z dzieckiem, takim małym, nie lepiej poczekać aż podrośnie? Żeby samo mogło pójść? I czemu tą drogę tak szeroką zrobili – gdyby była tylko ścieżka to ludzi byłoby mniej... itp. itd. Och, jak wiele się zmienia... jak to zależy gdzie się leży. A z wózkiem po prostu jest wygodnie (dla obu stron) i tyle. Teraz ich bardziej rozumiem. Chwała spacerującym, że w ogóle CHCĄ spacerować. Choć równocześnie cieszę się, że nie musieliśmy tej wózkowej granicy (bardziej wewnętrznej) przekraczać. Chusta to jednak cud mobilności. | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - jaskinia Lodowa Litworowa|<u>Damian Szołtysik</u>, Michał Wyciślik|30 06 2012}} | ||
+ | Jak na 2 osoby dość wymagające zadanie. Przechodzimy jaskinię Lodową Litworową do Starego Dna w jaskini Ptasiej. Dla zainteresowanych kilka szczegółów: pobudka o 3.00, wyjazd autem z Rudy do Kir o 4.00. Start z Kir - 6.30. Otwór jaskini - 10.00. Akcja w dziurze 10.30 - 16.30. W trakcie akcji w Meandrze musieliśmy się przebijać przez lód (wyrąbać przejście w lodowych stalagmitach, blok spadającego lodu trochę poturbował moją nogę) także nieco szukaliśmy drogi do Bazyliki (dolna część studni Taty). W Bazylice spotykamy zakopiańczyków, którzy zjeżdżali od Ptasiej. Generalnie cała akcja na deficycie płynów (w jaskini mało wody a tempo dość żwawe). Po akcji do auta dotarliśmy o 20.00. W domu 23.00. Nieźle jak na jeden dzień. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLodowaLitworowa | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Dąbrowa Górnicza Pogoria - zawody triathlonowe|<u>Damian Szołtysik</u> (startował), Teresa Szołtysik (wsparcie techniczne), Celina Pietrowska (os. tow. startowała), Marek Pietrowski (os. tow. wsparcie techniczne) |24 06 2012}} | ||
+ | Pierwszy raz wystartowałem w triathlonie ale takim skróconym: 500 m pływania, 18 km na rowerze, 5 km biegu. W mojej kategorii wiekowej (50 - 59) zająłem I miejsce. Moja siostra Celina również I (kat. >40). Tak więc dla mnie sukces klubowy i rodzinny. W wszystkich kategoriach wiekowych wystartowało ponad 150 zawodników. Pokonanie całej trasy zajęło mi 1 godz. i 18 min. Pływanie mi poszło miernie (zakwasy w rękach po kajakach), jazda na rowerze rewelacyjnie a bieg średnio. Decyzja o starcie była w moim wypadku spontaniczna i podjęta w ostatniej chwili. Warto jednak przed takimi zawodami trochę potrenować. Chwała organizatorom za perfekcyjne przeprowadzenie imprezy. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FTriathlon | ||
− | + | {{wyjazd|Jura, Sokole Góry - wspinanie|<u>Karol Jagoda</u>, Piotr(os.tow.), Maria(os.tow.)|23 06 2012}} | |
− | W | + | |
+ | Drugi wyjazd z cyklu restowych, po Tatrach, gdzie oszczędzałem nadwyrężony palec, teraz musiałem dać odpocząć zamęczonym tydzień temu nogom. Zaczynamy o bardzo nietypowej porze, bo już o 12.30:). Z tego też powodu wspinamy się nieomal bez przerwy aż do zmierzchu . Niewątpliwym plusem tego rozwiązania jest długi sen, a minusem brak możliwości obejrzenia ćwierćfinału euro 2012. Kilka uwag technicznych : wspinaliśmy się na Bońku – jest to spora skałka znajdująca się blisko jaskini Studnisko, jest na niej sporo fajnych dróg w przedziale od VI do VI.2. Udało się poprowadzić m.in. Nie Potrzebne Zwycięstwo (VI.2) oraz Blizny (VI.3). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Wys. - mała pętla |<u>Michał Wyciślik</u> (najdłuższe nogi Holdingu), Andrzej Kapuściok (os. tow.- najstarszy przodowy), Józek (os. tow. chłop po AWF) |23 06 2012}} | ||
+ | Krótki wyjazd na jeden dzień. Czas przejścia 9:07, przerwa 2:25, podróż samochodem 4:30 i Cesnakova polievka. Start Jaworzyna Spiska, dalej Doliną Jaworową przez Lodową Przełęcz, na Czerwoną Ławkę do Zbójnickiej Chaty na rzeczona czosnkową. Kolejna przełęcz Rohatka, i Doliną Białej Wody do Łysej Polany na drogę nr 67 w kierunku auta. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FMalaPetla | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - Jaskinia Pod Wantą|<u>Krzysztof Atamaniuk</u>, Małgorzata Stolarek, Tomasz Zięć, Mateusz Golicz, Jerzy Krzyżanowski|22 - 23 06 2012}} | ||
+ | Udało nam się zebrać około 18 i ruszamy . Jedziemy i zastanawiamy się (no | ||
+ | może nie wszyscy) czy na miejscu jest TV przecież dziś pierwszy | ||
+ | ćwierćfinał Grecja – Niemcy. Drogi dość zatłoczone ale udaje nam się | ||
+ | dojechać jeszcze przed meczem (telewizor nieduży ale na szczęście był) | ||
+ | Meczyk i idziemy spać bo zaplanowaliśmy wstać o 5:30. | ||
+ | Rano piękna pogoda, bezchmurne niebo, aż chce się iść w góry. Udaje nam się | ||
+ | wejść na szlak o 7 wiec czas mamy dobry a pogoda w dalszym ciągu | ||
+ | rewelacyjna. | ||
+ | |||
+ | Po drodze mijamy ekipę z sosnowca, która wracała z nieudanej akcji, gdyż po | ||
+ | drodze kolega się poślizgnął i miał dość nieprzyjemny upadek. Z tego co | ||
+ | zrozumieliśmy to musieli przenocować na szlaku. | ||
+ | |||
+ | Schodzimy ze szlaku i powoli zabieramy się za szukanie otworu, a tu nagle | ||
+ | przychodzi potworna mgła, która zasłania dosłownie wszystko skutecznie | ||
+ | utrudniając poszukiwania. | ||
+ | |||
+ | Mateusz jak zwykle nic nie pomaga i brnie z nami przez kosowke. Po około 45 | ||
+ | minutach troszkę się lituje i przynajmniej mówi, w która stronę mamy iść. | ||
+ | Po chwili mgła znika i udaje nam się znaleźć otwór . | ||
+ | |||
+ | Z mojej strony mogę powiedzieć ze jaskinia była super już sama wlotowa | ||
+ | zrobiła na mnie ogromne wrażenie nie mówiąc już o dzwonie. Do jaskini | ||
+ | pierwsza sztuka weszła około 12 i na dno dotarliśmy przed 15 Chyba nie ma | ||
+ | za dużo co opisywać z samego przejścia, gdyż o dziwo poszło nam nawet | ||
+ | sprawnie i o 17 wszyscy byli już na powierzchni. Pogoda w dalszym ciągu | ||
+ | idealna . Szybki przepak i ruszamy w drogę powrotna | ||
+ | |||
+ | W drodze słuchamy radiowej relacji z meczu Francja Hiszpania i jesteśmy pod | ||
+ | wielkim wrażeniem komentatora, który chyba cała polowe komentował na jednym | ||
+ | wdechu Mecz kończy się 2:0 dla Hiszpanii, (a jakby ktoś nie wiedział to Niemcy | ||
+ | wpakowali Grekom 4:2) a my powoli docieramy do domu. | ||
+ | Czekamy na kolejny wyjazd | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Klubowy spływ kajakowy rzeką Ruda|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Tadek Szmatłoch, Basia Szmatłoch, Agnieszka Szmatłoch, Daniel Bula, Tomek Szmatłoch, Janusz Dolibog, Bianka Witman, Henryk Tomanek, Artur Szmatłoch, Hołek (os. tow.), Janusz Rudoll (Rudi), Adam Tomanek, na starcie przyszli nas odprowadzić - Wojtek Orszulik i Ewa Orszulik |23 06 2012}} | ||
+ | Kolejny już tradycyjny klubowy spływ kajakowy tym razem rzeką Ruda (prawy dopływ Odry) od zbiornika Rybnickiego do Kuźni Raciborskiej. Odcinek od zapory do Rud Raciborskich niezbyt trudny. Potem dość wymagający. Zwalone drzewa, czasem przenoski, lawirowanie między płyciznami. Niektórzy zaliczyli nieprzewidzianą kąpiel w rzece. Rzeka wije się przez kompleksy leśne w ciekawym terenie. Spływ kończymy oficjalnie w kapitalnym miejscu ogniskiem. Cały dzień rewelacyjna pogoda. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRuda | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Pieszy rajd po Jurze|kadra - <u>Damian Szołtysik</u>, Rafał Florczyk G7), Bożena Obrzut (G7) oraz młodzież (10 osób) z UKS "Gimnazjum 7" |18 - 20 06 2012}} | ||
+ | W ramach aktywacji sportowo-krajoznawczej młodzieży organizujemy rajd po północnej Jurze w celu zapoznania młodzieży z terenami krasowymi oraz zasadami biwakowania w terenie bez namiotu a także podstawami topografii. Trasa wiodła z Kusięt gdzie zwiedzamy jaskinię w Zielonej Górze a następnie przez góry Towarne (zwiedzamy jaskinię Towarną-Dzwonnica i Cabanową). Z Olsztyna przemarsz w Góry Sokole i zwiedzenie jaskini Olsztyńskiej. W pobliżu jaskini biwak pod gołym niebem. Dalej przemarsz do Złotego Potoku (kąpiel w stawie Amerykan) i dalej na Ostrężnik gdzie przeczołgujemy się niemal wszystkimi korytarzami jaskini Ostrężnickiej w różnych wariantach. W dalszej kolejności marsz przez Trzebniów do Łutowca gdzie pod skałkami kolejny biwak na powietrzu (etap 35 km). W ostatnim dniu przez Wielką Górę docieramy do Mirowa gdzie kończymy rajd. Grupa dość wytrzymała i chyba dla każdego była to niezła przygoda. Całość przebytej trasy to niemal 60 km. Tu niektóre zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRajd-Jura | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Wys. - przejście przez Polski Grzebień|<u>Henryk Tomanek</u>, Monika (os. tow.), Justyna (os. tow.) |17 06 2012}} | ||
+ | Przejście z Łysej Polany doliną Białej Wody (spotkano kolegów z Nocka w okolicach taboriska pod Wysoką) na Polski Grzebień i zejście do Starego Smokowca. Powrót autobusem do auta. Pogoda piękna, trochę śniegu pod przełęczą. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Wys. - Wspinanie|Ola i <u>Mateusz Golicz</u>, Mateusz Górowski, Karol Jagoda|16 - 17 06 2012}} | ||
+ | W sobotę wspinamy się na Gankowej Strażnicy. Zeszło nam do wieczora. Po takich krzakach chyba nikt z nas się jeszcze nie wspinał. Nocleg na polanie pod Wysoką był najlepszą częścią wyjazdu. Ognisko, kiełbaski, spanie w Tatrach pod namiotem - a wszystko to legalnie. Następnego dnia Mateusz i Karol wspinają dwie drogi nad Białką, a Ola i ja podchodzimy pod ścianę Małego Młynarza. Różne czynniki obiektywne (chmury i prognoza pogody) i subiektywne (wyczerpanie poprzednim dniem) przyczyniły się jednak do tego, że nie podjęliśmy wspinaczki. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Zach. - Siwy Wierch i dolina Jałowiecka|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Jan Kempny (os. tow.), Ewa Kempna (os. tow.) |17 06 2012}} | ||
+ | Przy przepięknej letniej pogodzie pokonujemy trasę: Wapenica - Babky - Ostra - Siwy Wierch (1805) - przeł. Palenica - dolina Jałowiecka - Wapenica. Bardzo piękna i ciekawa wycieczka. Na uwagę zasługuje dolina Jałowiecka, malownicza, dzika i rzadko uczęszczana. Tu niektóre zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FSiwyWierch | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Świętochłowice-Chropaczów - ślub Buliego i Magdy|<u>Ryszard Widuch</u>, Tadek Smzatłoch, Basia Szmatłoch, Agnieszka Szmatłoch, Teresa Szołtysik, Damian Szołtysik, Asia Jaworska, Tomek Jaworski, Ola Rymarczyk, Wojtek Rymarczyk (dwie ostatnie pary z pociechami) |16 06 2012}} | ||
+ | Chyba ci na mózg padło żeby w polarze iść na ślub, to moja żona zajrzała do pokoju i tu dwie dygresje ślubne: pierwsza, nigdy nie wiem czy jestem zaproszony na ślub czy wesele, chociaż po powrocie do domu stwierdziłem że jestem głodny a to by znaczyło że nie byłem na przyjęciu weselnym. Druga dygresja łączy się z komentarzem Marzeny na temat mojego ubioru, po co ludzie się łączą w pary? I tu mam odpowiedź: żeby w kościele wyglądać jak bywały osobnik a nie jak menel. Albo na przykład taka typowa sytuacja prosto z życia, jesteśmy na Saharze lub na Antarktydzie ( chodzi o brak patyka) i nagle zaczynają nas swędzić plecy w miejscu gdzie nie sięgniemy ręką i tu ciśnie się odpowiedź dla Buliego który zadał mi pytanie: ” po co ten ślub”. Buli swędziały cię kiedyś plecy? Niestety Marzena nie przeczytała wiadomości z Nockowej strony, o której jest ten ślub w związku dlatego wpadłem do kościoła o 13.05 już uroczystość trwała, nie znam nikogo ale to nic w końcu młodzi nigdy nie zapraszali mnie na żadne uroczystości rodzinne. Patrzę przy ołtarzu siedzi jakiś łysy facet pewno to Buli, niestety wiek robi swoje a wzrok zawsze miałem słaby ale słuch nie i słyszę Mateuszu i Dominiko i tu lekka zagwozdka, kurcze jak Buli ma na imię bo słuch mam dobry ale pamięć to nie. Jako życiowy cwaniaczek wpadam na myśl że w kruchcie musi być tablica ogłoszeń, jest i coś na niej pisze ale ja nie mam przy sobie okularów do czytania co pokazało że jestem tylko drobnym cwaniaczkiem. Wpadam na pomysł: pani co tukej pisze bo nie mom breli do czytanio (scenka dzieje się w Lipinach) a pani czyta: czternasto Daniel i Magdalena Bula nabożeństwo ślubne. I już jestem w domu nawet jak bym bywał na uroczystościach rodzinnych u Bulów to i tak bym tych ludzi nie znał czyli w sumie mała strata że mnie nie zapraszają. No to mam 40 minut czasu auto stoi naprzeciw kościoła to sobie usiądę i jako pierwszy (i tu staje mi Biblia przed oczami bo na ślub Mateusza i Dominiki przyszedłem ostatni a u Bulów będę pierwszy) pooglądam przyjeżdżających gości ( laski w mini i na szpilkach). W końcu przyjeżdżają Nockowe ludzie, cało kupa Rymarczyków jeszcze większa kupa Jaworskich i Szmatłochów na szczęście z Agą. Szołtysiki na rowerach (patrz pierwsze zdanie) i Buli który bryluje między nami jak jakiś starosta albo wodzirej, na szczęście Basia nieświadomie cytując moją żonę stwierdziła: „Buli chyba ci na mózg padło kaj mosz swoja baba” czym spowodowała lekki popłoch u pana młodego. Goście weszli do kościoła a młoda para przed drzwiami oczekuje na jakiś sygnał na wejście ale sygnału brak a minuty mijają, nie wiem czemu ale Magda robi się nerwowa, muszę ratować sytuację i zabawiam ich rozmową typu, że ksiądz daje szansę Danielowi na podjęcie szybkiej decyzji a ja mam kluczyk z auta w ręku. Niestety Magda nie chwyciła aluzji i dalej jest pochmurna no to ja zasłoniłem Daniela swoją osobą i wtedy się uśmiechnęła, pewno pomyślała że to ja mógłbym być panem młodym ale opatrzność nad nią czuwała i wybrała Daniela. W końcu organista i para skrzypków intonuje Hallelujah ze shreka nie muszę wam pisać jakie sceny przemykały przez moją głowę ( najlepsze były ślepe świnie) W kuluarach usłyszałem że opóźnienie wzięło się stąd bo w kancelarii oczekiwano aż przyjdzie przelew internetowy za uroczystość ślubną ale myślę że to złośliwa plotka. Po uroczystościach udało się nam naciągnąć młodych n półtora litra czystej (Asia pamiętaj że alkohol szkodzi twojemu nienarodzonemu) Jako że na dalsze uroczystości nie zostaliśmy zaproszeni zrobiliśmy imprezę pod płotem kościoła obgadując tych których z nami nie było. Jako że moje poprzednie sprawozdanie znalazło uznanie tylko u profesjonalistów postanowiłem swój wyjazd na ślub opisać w normalny i prosty sposób. Myślę że to sprawozdanie powinno się znaleźć w wyprawach bo samotny wyjazd do Lipin to nie jest jakaś tam Afryka tym bardziej że z powodu EURO policja pilnuje kibiców a pod kościołem stał tylko jeden bus z ośmioma policjantami. | ||
+ | |||
+ | Ps. | ||
+ | |||
+ | Po przeczytaniu tego sprawozdania mój syn zapytał: tata co ty bierzesz?. To pytanie jest zasadne ze względu na mój ból pleców a co za tym idzie biorę lek o nazwie Myolastan którego ulotka ostrzega że niekiedy lek powoduje zaburzenia pamięci, spowolnienie reakcji psychicznych, uczucie upojenia alkoholowego, zmniejszenie czujności lub senność. A niekiedy powoduje reakcje paradoksalne (fajne określenie) jak pobudzenie, agresje stan splatania, omamy, zaburzenie osobowości i świadomości a niekiedy obniżenie libido (ale to nie) | ||
+ | |||
+ | NA KONIEC MŁODEJ PARZE ŻYCZE ABY SIĘ SZANOWALI | ||
+ | |||
+ | RW | ||
+ | |||
+ | ''Jak widać "klubowy" ślub stał się kanwą wspaniałego monologu Ryśka, który z charakterystyczną dla siebie swadą relacjonuje przebieg wdawało by się klasycznej imprezy. Jak na razie dla mnie "spit roku" za opis. Wcale nie trzeba jechać na drugi koniec świata, czy zdobywać Everestu. Tak po za tym to była przepiękna pogoda, śląskie klimaty i spotkanie przy płocie. Lata tak szybko śmigają a takie okazje tylko to uzmysławiają. Chwalimy się stażem: Tadek z Basią - 30 lat, Damian z Teresą - 27, Tomek z Asią - już 6. A przy tak pięknej pogodzie "laski" wciąż na miejscu. Młodej parze natomiast życzymy wszystkiego dobrego'' | ||
+ | |||
+ | D. Sz. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - Góry Sokole i obok|<u>Damian Szołtysik</u>|15 06 2012}} | ||
+ | Na rowerze górskim objeżdżam różne zakątki Gór Sokolich a potem tereny położone bardziej na południe. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Spływ rzeką Dobrzyca i Piławą|<u>Krzysztof Atamaniuk</u>, Gosia Stolarek + 19 os.|6 - 10 06 2012}} | ||
+ | Nie opisze całego spływu bo bym musiał mała książkę wydać z tego wszystkiego | ||
+ | co tam się dzieje :) )wiec opisze tak na szybko jak to tam wygląda. | ||
+ | Spływ ma swoja oficjalna nazwę (spływ wyjątkowo w czwartek). Bo zawsze | ||
+ | zaczyna się w Boże Ciało, a w tym roku te święto wypadło znów „wyjątkowo” w | ||
+ | czwartek. | ||
+ | |||
+ | Jest to już 7 spływ organizowany przez tą ekipę . My jesteśmy po raz trzeci. | ||
+ | Wszyscy powoli zbierają się w punkcie zbornym w środę wieczorkiem. Ludziki | ||
+ | przyjeżdżają dosłownie z rożnych części polski. Kolega Pączas jak zwykle nie | ||
+ | zawodzi – jest przedstawicielem Linda i przywozi dwa kartony rożnych | ||
+ | czekolad i czekoladek co starcza nam na cały spływ. | ||
+ | |||
+ | Jak to zwykle jest rozbijamy się gdzie popadnie. W czasie spływu zawsze | ||
+ | mijamy 2-3 km pole namiotowe i szukamy dogodnej polanki na biwak. Jest to | ||
+ | tez spowodowane tym, iż nie jesteśmy cichym spływem, gdyż wieczorami przy | ||
+ | ognisku gitarze wtórują 3 wielkie djembe i dwa małe bębenki co naprawdę robi | ||
+ | wrażenie a hałasuje jeszcze bardziej :) ) Wiec można powiedzieć ze rozbijamy | ||
+ | się dalej z troski o innych. | ||
+ | |||
+ | Do przepłynięcia mamy 52 km Dobrzyca i około 10 Piławą. Widoki i dzicz | ||
+ | otaczająca nas w czasie spływu przepiękna. Jedyne sama rzeka okazuje się | ||
+ | troszkę za spokojna, a co za tym idzie czasem nudnawa. Lecz dla niektórych | ||
+ | osób, które są pierwszy raz i tak okazuje się dość wymagająca. | ||
+ | Z wszystkich spływów jaki mijaliśmy i nas mijały tylko nasz naszym zdaniem | ||
+ | okazał się prawdziwy i uczciwy, gdyż my cały swój majdam w tym namioty, masa | ||
+ | jedzenia i oczywiście piwa plus inne trunki, nie zapominając o wymienionych | ||
+ | wcześniej instrumentach : )) targamy ze sobą w kajaku, a nie jak innym | ||
+ | dowożą samochodami. | ||
+ | |||
+ | 7 spływ i pierwsze odstępstwo od reguły, a mianowicie rozbijamy się na polu | ||
+ | namiotowym, gdyż nasz 7 calowy TV jednak nie ruszył. | ||
+ | Oglądamy meczyk polaków w przygotowanej na polu strefie kibica | ||
+ | |||
+ | Co tu dużo pisać. Wszyscy dopłynęli zdrowi i w całości. Pogoda przez wszystkie dni była idealna. | ||
+ | Czekamy na kolejne Boże Ciało ciekawe czy znów wypadnie w czwartek : )))) | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Magura Orawska - Mincol|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Jan K. (os. tow.)|10 06 2012}} | ||
+ | Przy chimerycznej pogodzie z Zabavy wychodzimy na Mincol (1392). W górach totalne pustki. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Wysokie - spacery|Ola i <u>Mateusz Golicz</u>|07 - 10 06 2012}} | ||
+ | Mimo niefortunnych prognoz pogody, postanowiliśmy wybrać się w Tatry na dłuższą wycieczkę. Na starcie było cały czas pod górkę - najpierw trudności z zebraniem się, potem korki, procesje bożociałowe, problemy z parkowaniem na Łysej Polanie i konieczność wrócenia się do auta po Karty Taternika celem uniknięcia mandatu. Ostatecznie, po wylegitymowaniu się, ruszyliśmy z leśniczówki w Dolinie Białej Wody w czwartek o godzinie 16:00. | ||
+ | |||
+ | Udało się nam przejść następującą trasę: Dolina Białej Wody - Żabia Dolina Białczańska - Młynarz - Młynarzowa Przełęcz - Dolina Ciężka - Dolina Kacza - Zmarzły Kocioł - Rohatka - Zbójnicka Chata - Dolina Staroleśna - Hrebienok i na hulajnogach (super!) do Starego Smokovca. Na dworzec autobusowy w Starym Smokovcu dotarliśmy w sobotę ok. 12:30, a o 13:00 zaczęła się totalna zlewa. Pozostałą część soboty przeznaczamy na odzyskanie samochodu i delektowanie się specjałami kuchni regionalnej. Ola zabrała mnie na kemping w Starej Leśnej, z którego korzystała przed rokiem. Jeśli o mnie chodzi, to doskonały, bo z darmowym WiFi i vyprážaným syrem s hranolkami a tatárskou omáčkou w cenie 2,90 EUR (!). | ||
+ | |||
+ | W niedzielę odbyliśmy krótką wycieczkę do Doliny Zadnich Koperszadów. Pertraktacje z leśnikiem tym razem były dosyć łatwe, ale cóż z tego, skoro po dwóch godzinach zaczęło rzęsiście lać. Obiad kończący długi weekend musieliśmy przenieść do Chudowa. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|JURA: Grochowiec Wielki - wspinanie|<u>Łukasz Pawlas</u>, Ala, Marta, Mateusz, Karol Jagoda, Damian Żmuda|07 06 2012}} | ||
+ | Mimo długiego weekendu udaje nam się wyrwać tylko na 1 dzień. Ja z ekipą łoimy na licznie obleganym Słoniu i co nieco slakujemy. Karol z Damianem zamiast się wspinać skaczą po skałach i skręcają sobie nogi - ot tak dla hecy. Wyjazd oczywiście udany:) | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Łutowiec - szkolenie centralne PZA z kartowania jaskiń|RKG: Ola i <u>Mateusz Golicz</u>, Tomasz Snopkiewicz (KKTJ, kierownik szkolenia), Filip Filar (ST) + ok. 15 kursantów|01 - 03 06 2012}} | ||
+ | W charakterze kadry, wziąłem udział w centralnym szkoleniu PZA z zakresu kartowania jaskiń. | ||
+ | |||
+ | W ramach szkolenia odbyły się wykłady z zakresu podstaw kartowania (Tomek), prezentacja filmu o obsłudze przyrządu distoX (ja), terenowe ćwiczenia praktyczne w jaskiniach Księdza Borka i Piętrowa Szczelina (cała kadra), ćwiczenia z obróbki danych pomiarowych (ja), prezentacja możliwości programów Walls i Survex (ja), krótkie wykłady o problemie rozkładania błędu na pętlach pomiarowych i systemie GPS (Tomek). | ||
+ | |||
+ | Specjalne podziękowania dla Michała Wyciślika (za najlepszą rolę pierwszoplanową w filmie) oraz dla Oli (za dbanie o to, żebym miał co jeść). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SŁOWACJA: Tatry Wys. - rowerowo-skiturowy wypad na Litworowy Szczyt|<u>Damian Szołtysik</u>, Jan Kieczka|02 06 2012}} | ||
+ | Z Tatrzańskiej Polanki (1005) na rowerach MTB z przytroczonymi nartami jedziemy drogą (samochody mogą tu jeździć tylko za zezwoleniem, opłatą), którą wiedzie najwyżej legalnie dostępny szlak rowerowy w Tatrach. Prawie 7 km i niemal 700 m deniwelacji. Dobrą godzinę zajmuje nam wywindowanie się do Śląskiego Domu (1700), schroniska-hotelu gdzie zostawiamy rowery i dalej już z buta w górne partie doliny Wielickiej. Śniegi zaczynają się już ponad Wielickim Stawem. Dość rozległe płaty. Ponad Długim Stawem zakładamy narty i na fokach podchodzimy do stromizn opadających z głównej grani Wielickiego i Litworowego szczytu. Stromy odcinek pokonujemy w rakach aż na Litworową przełęcz (2385). Skalista grań na szczyt Litowrowego szczytu (2425) pozbawiona jest śniegu. Sprzęt zostawiamy na przełęczy i na lekko wychodzimy na szczyt skąd rozlegają się bardzo ciekawe widoczki. W nocy musiało przyprószyć świeżym śniegiem. Na wierzchołku temperatura około zera, mocny wiatr. Zbiegamy na przełęcz i dalej już na nartach po cudownych firnach śmigamy jak szaleni do Długiego Stawu. Potem kilka razy musimy zdjąć narty ale i tak ilość śniegu przeszła moje oczekiwania. Od schroniska znów zmieniamy środek lokomocji kontynuując szaloną jazdę w dół na rowerach osiągając w kilka minut Tatrzańską Polankę. Kolejna przefajna przygoda za nami. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLitworowy , tu filmik: https://vimeo.com/43589355 | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jaskinia Wielka Litworowa|<u>Mateusz Golicz</u>, Marek Wierzbowski (UKA)|27 05 2012}} | ||
+ | Przejście Wielkiej Litworowej do Sali pod Płytowcem. Śnieg w Zachodnich w zasadzie już się stopił. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - 36-lecie klubu w Trzebniowe|sobota: <u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Tomek Jaworski, Asia Jaworska z Karolkiem, dłużej zostali: Janusz Rudoll (Rudi), Łukasz Pawlas z dziewczyną, Ania Bill, Damian Żmuda z dziewczyną, Kasia Jasińska, Maciek Dziurka, Ryszard Widuch, Wojtek Sitko, Tadek Szmatłoch, Basia Szmatłoch, Aga Szmatłoch,Ola i Wojtek Rymarczykowie z Zosią, Janusz Dolibog,Karol Jagoda|26 - 27 05 2012}} | ||
+ | |||
+ | Na skraju Trzebniowa pod skałą zakładamy "bazę" obchodów kolejnego już lecia klubu. Wszyscy zjeżdżają się o różnych porach. Trójka: Damian, Teresa, Rudi robią wycieczkę rowerową na trasie Trzebniów - Siedlec - Zrębice - rezerwat Zielona Góra - Góry Sokole - Złoty Potok - Trzebniów. Reszta wspina trudne drogi (opisze zapewne Karol). Wieczorem ognisko z wręczeniem "spitów roku" (szczegóły w AKTUALNOŚCIACH). Pogoda fajna. Tu kilka zdjęć (może ktoś jeszcze dorzuci): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLecie | ||
+ | |||
+ | W ramach uzupełnienia: Przez dwa dni wspinaliśmy się na Kaczej skałe oraz na skałkach na wzgórzu. Z poprowadzonych dróg z pewnością można polecić: Dzieci Boga (VI.2) za klamiastość :), Zasady Norberta (VI.1+) za fajny no-hand rest, Słomiany Zapał (VI.3) za startowy bulder, Meteor (VI.3) za ciekawe ruchy oraz Łeb Na Karku (VI.1+) za siłowe wyjście z przewiechy. Pogoda dopisała, choć w niedzielę z rana przelotny deszcz nieco nas wystraszył i zmobilizował większość uczestników lecia do wyruszenia w poszukiwaniu pobliskiej jaskini niestety otwór nie zostało odnaleziony. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - wieczorna wycieczka do źródeł Wisły|<u>Jan Kieczka</u>, Marzena Kieczka|21 05 2012}} | ||
+ | W poniedziałek ok. godz 18:00 ruszamy z Przygłupia w kierunku Baraniej Góry naszym celem było zwiedzenie źródeł Białej Wisełki i wykapów Czarnej Wisełki. Obydwa cele zostały osiągnięte całość wycieczki trwała ok. 3h pogoda dopisała. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jaskinia Pod Wantą|<u>Mateusz Golicz</u>, Marek Wierzbowski (UKA)|20 05 2012}} | ||
+ | Akcja na dno Pod Wantą. Otworu chwilę szukaliśmy. Od auta do auta zajęło nam to ok. 6.5h. Przy okazji nawet udało się zrobić parę zdjęć. Warunki do uprawiania w Tatrach turystyki trudne - powyżej granicy lasu płaty mokrego śniegu, z którymi można zjechać w przepaść. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Okiennik Wielki - wspinanie|<u>Wojtek Sitko</u>,Karol Jagoda|20 05 2012}} | ||
+ | Tym razem podróż trwała zaledwie 1 godzinę i jak to zwykle bywa byliśmy tego | ||
+ | dnia pierwszymi wspinaczami na skałce. Po naszej rozgrzewce na dwóch drogach | ||
+ | VI+ (w tym szczególnie ładnej Drodze Jungera) Karol rozpoczął oddolne | ||
+ | skanowanie Niebieskich karimat (VI.3+) - drogi od lat rozumianej przez nas | ||
+ | jako synonim niewykonalności. Droga okazała się w większej części płytówką o | ||
+ | prawie niewidocznych stopniach, a jak powszechnie wiadomo praca nóg Karola | ||
+ | (tak jak i moja) nie zalicza się do Siedmiu Cudów Świata, a tym samym | ||
+ | Niebieskie karimaty nadal czekają na swojego pierwszego nockowego zdobywcę. | ||
+ | W dalszej części Karol powetował sobie na Drodze Bodhistawy (VI.2+), kolejno | ||
+ | "machnął sobie na szybko" dwa warianty Framugi (VI.1+ i VI.2), a pod koniec | ||
+ | wykonał kilka masywnych ruchów za VI.3 (Plecy widowni). Ja w między czasie | ||
+ | powspinałem sporo krajobrazowych dróg o wycenach od V do VI+. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Ogrodzieniec - wspinaczki|Ola i <u>Mateusz</u> Golicz|19 05 2012}} | ||
+ | W sobotę spędziliśmy kilka godzin na skałach w Podlesicach. Tym wyjazdem nasz sezon wspinaczkowy dopiero się zaczął, także ograniczyliśmy się do dróg piątkowych na Niedźwiedziu i Lalce. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Żyw. - Pilsko|<u>Damian Szołtysik</u>, Janusz Rudoll (Rudi), Teresa Szołtysik, Helena Kempna (os. tow.) |19 05 2012}} | ||
+ | |||
+ | Wyjście na Pilsko od Sopotni Wielkiej. Przepiękna majowa pogoda. Mało ludzi. | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zachodnie|<u>Asia Wasil</u>, |17-19 05 2012}} | ||
+ | Wiosenny wyjazd w Tatry w poszukiwaniu krokusów okazał się codziennym, kilkunastogodzinnym przedzieraniem się przez wielkie śniegi:) A tak serio, pogoda naprawdę troszkę zaskoczyła..Wszelkie prognozy diabli wzięli w noc przed moim przyjazdem:) | ||
+ | W Kościeliskiej chlapa i hordy nieznośnych dzieciaków; musiałam na chwilę uciec do Wąwozu Kraków, by ostudzić mordercze żądze...;) | ||
+ | Następnego dnia wycieczka na Ornak i Siwą Przełęcz, gdzie skusiły mnie jarzące się na słońcu sylwetki Błyszcza i Bystrej (moja pierwsza wizyta na tych szczytach; polecam, widoki przecudne) i powrót do schroniska. Rano ucieczka z "wstrętnej" doliny na Czerwone Wierchy przez Dolinę Tomanową (zawsze zapominam kiedy to otwierają ten szlak...:) i zejście do Hali Kondratowej. Stamtąd Kuźnice i nocny powrót do domu:)) | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tyniec - wspinanie|Wojtek Sitko,<u>Karol Jagoda</u>, |13 05 2012}} | ||
+ | |||
+ | Po krajoznawczej ,ekstremalnie szybkiej (2h) podróży pt. ,,Jak szybko dojechać do Tyńca nie płacąc za autostradę A4’’ dotarliśmy wreszcie pod skały. Tam nie przez przypadek wybraliśmy skałkę Skurwysyn(znanej z pięknych połogich, płytowych dróg:), gdzie męczyliśmy 2 drogi : Skurwysyn (VI.3+/4) oraz Mały Pikuś (VI.2) niestety bez powodzenia. Na pierwszej z nich znalezienie optymalnego patentu zabrało mi wiele godzin, (naprawdę pierwszy taki przypadek!!!) Niestety zabrakło już sił , aby tą idealną sekwencję ruchów wykonać (nastąpiło tzw. Totalne przebudowanie). Okazało się ,że w tym przypadku ,,know-how’’ nie wystarczyło. Nie pozostało nic innego jak odłożyć prowadzenie tej drogi do kolejnej wizyty w Tyńcu, która mam nadzieje nastąpi niebawem. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - Zjazd weteranów taternictwa jaskiniowego w dol. Będkowskiej|trochę starsi grotołazi z różnych klubów (szczegóły na stronie SBB), z RKG - <u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, Janusz Rudoll (Rudi) |12 - 13 05 2012}} | ||
+ | |||
+ | W dolinie Będkowskiej na Jurze odbył się kolejny już (23) zjazd weteranów taternictwa jaskiniowego zorganizowany przez Speleoklub Bielsko Biała a głównie przez Jerzego Ganszera. W zjeździe wzięło udział ok. 25 osób z różnych klubów. Szanowni weterani zwiedzili turystyczną jaskinię Nietoperzową a potem jaskinie: Łabajową z zjazdem na linie z górnego otworu, jaskinię Dziewiczą oraz zjechano do jaskini Małotowej. Wieczorem w Brandysówce odbyły się „obrady” a potem było ognisko. W niedzielę przeprowadzono akcję zjazdu z Sokolicy ‘przez dziurę”. Zjazd urozmaicony w wrażenia. Miło było popatrzeć na pełne wigoru i energii twarze weteranów. Młodzież powinna się dużo uczyć. | ||
+ | Więcej informacji i zdjęć na stronie SBB. Tu część zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Weterani-2012 | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Niski - wycieczki po Magurze Wątkowskiej|Wojtek, <u>Ola</u> i Zosia Rymarczyk |01 - 05 05 2012}} | ||
+ | Kilka majowych dni spędzamy w malowniczo położonej miejscowości Świątkowa Wielka, podczas których udaje nam się odbyć z Zosią pierwszą górską wycieczkę... Ze Świątkowej idziemy najpierw polami, a następnie żółtym szlakiem trawersującym górę Ostrysz, gdzie łapiemy szlak czerwony (Główny Szlak Beskidzki), którym podążamy dalej na Świerzową (801) i Magurę (822). Grzbiety obu wzniesień porośnięte są przepięknym bukowym lasem, który doskonale chroni i przed spiekotą i przelotnym deszczem, o czym mieliśmy okazję się przekonać. Niemal cały szlak prowadzi przez Magurski Park Narodowy. Nie znajdzie się tam jednak budek bileterów, szlabanów i tym podobnych wynalazków. Ludzi też jak na lekarstwo, spotkaliśmy może z 4 osoby w ciągu całego dnia. Z Magury schodzimy do przełęczy Majdan i stamtąd ścieżką (już bez oznaczeń) biegnącą doliną potoku Świerzówka wracamy do Świątkowej, po drodze mijając kilka przydrożnych krzyży (niektóre sięgające 3 metrów wysokości) i kapliczek, które poza walorami przyrodniczymi niesamowicie wpływają na klimat tych okolic. | ||
+ | Cała wycieczka zajęła nam około 7,5 godziny razem z przerwami technicznymi. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu Zosia nie była zbytnio znużona długością trasy, co niewątpliwie było też zasługą wynalazku naszych babć - czyli noszenia dziecięcia w chuście! szczerze polecam :) | ||
+ | |||
+ | Kilka zdjęć w galerii | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - majówkowe wspinanie| piątek: Damian Żmuda, Łukasz Pawlas, Sobota: Mateusz Górowski, Kasia, Robert (os.tow.)<u>Karol Jagoda</u>, |04 - 05 05 2012}} | ||
+ | Mimo niepewnych prognoz ruszamy w skały w piątek. Po długich debatach wybieramy cel Suchy Połeć, który pozostał suchy jednie w nazwie. Na skałce oprócz nas nikogo nie ma, nie zastanowiło nas to ani na chwilę ,a powód tego stanu poznaliśmy już niedługo. Po zrobieniu rozgrzewkowej drogi walczymy z Modrzewiowymi lotami (VI.2+), niestety walkę przerywa zlewa. Czekając na okno pogodowe rozpalamy grilla i obserwujemy cierpliwie jak z okapu tworzy się wodospad. Mimo, to jakimś cudem udaje się wreszcie poprowadzić drogę choć w dwóch miejscach była kompletnie zalana. Potwierdziła się stara prawda, że nie ma złej pogody jest tylko słaba psycha:) | ||
+ | W sobotę natomiast jedziemy do Doliny Będkowskiej, gdzie trzeba było także walczyć z nieprzyjazną wspinaczom pogodą – tym razem z upałem. Na początek wspinamy się w cieniu na Wielkiej Niewiadomej (VI.1) oraz na Płycie Sasa (VI.1). Niestety z biegiem dnia słońce nas dopada, dlatego patentowanie Okapiku 22lipca ( VI.3+) staje się wyjątkowo męczące, drogę puszcza dopiero, gdy na skale wieczorem znów pojawia się cień. Na zakończenie dnia udaje się wyrównać zeszłoroczne porachunki z Kakofonią (VI.2+). | ||
{{wyjazd|NIEMCY: Góry Harz - rowerami na Brocken|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, os. tow.: Krzysztof Hilus, Eryka Hilus|04 - 05 05 2012}} | {{wyjazd|NIEMCY: Góry Harz - rowerami na Brocken|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, os. tow.: Krzysztof Hilus, Eryka Hilus|04 - 05 05 2012}} | ||
Linia 65: | Linia 697: | ||
Mapka z trasą naszej wędrówki: http://nocek.pl/wiki/images/Silvretta_2012_Trasa.png | Mapka z trasą naszej wędrówki: http://nocek.pl/wiki/images/Silvretta_2012_Trasa.png | ||
− | {{wyjazd|Tatry Wys. - na nartach przez 4 przełęcze|<u>Damian | + | {{wyjazd|Tatry Wys. - na nartach przez 4 przełęcze|<u>Damian Szołtysik</u>, Teresa Szołtysik, SBB: Jerzy Ganszer, Michał Ganszer, Zosia Chruściel, Jakub Krajewski, Kazimierz Ślęk|1 05 2012}} |
− | Cały dzień upalnie. Z bielszczanami spotykamy się w Kuźnicach i w zasadniczej grupie pokonujemy na nartach skiturowych trasę do Murowańca a dalej na przeł. Karb (Teresa poszła na Kasprowy i zjechała oraz zeszła tą samą drogą). Potem zjazd do Czarnego Stawu Gąsienicowego – podejście na Zawrat (2156), krótki zjazd do dol. 5 Stawów i króciutkie podejście na przeł. Schodki (2065) na której sterczał duży nawis, który pokonujemy bokiem z czekanami. Następnie fajny zjazd do Pustej Dolinki i stromo na Kozią przeł. (2137). Dalej część ekipy zjeżdża z samej przełęczy a część schodzi nieco niżej i wszyscy zjeżdżamy aż do Murowańca (po drodze Zosia ma przygodę z nartą). Z hali „krzesełkiem” wyjeżdżamy na Kasprowy. Bielszczanie jeszcze zostają a ja zjeżdżam przez Goryczkową do Kuźnic (10 minut muszę już nieść narty bo śnieg topniał w oczach). Zdążyłem tuż przed burzą. Była to dość zdrowa wyrypa (1682 m przewyższenia). Tu zdjęcia z nart i jaskini: http://foto.nocek.pl/index.php?showall=&path=.%2F2012%2F4-przelecze&startat= | + | Cały dzień upalnie. Z bielszczanami spotykamy się w Kuźnicach i w zasadniczej grupie pokonujemy na nartach skiturowych trasę do Murowańca a dalej na przeł. Karb (Teresa poszła na Kasprowy i zjechała oraz zeszła tą samą drogą). Potem zjazd do Czarnego Stawu Gąsienicowego – podejście na Zawrat (2156), krótki zjazd do dol. 5 Stawów i króciutkie podejście na przeł. Schodki (2065) na której sterczał duży nawis, który pokonujemy bokiem z czekanami. Następnie fajny zjazd do Pustej Dolinki i stromo na Kozią przeł. (2137). Dalej część ekipy zjeżdża z samej przełęczy a część schodzi nieco niżej i wszyscy zjeżdżamy aż do Murowańca (po drodze Zosia ma przygodę z nartą). Z hali „krzesełkiem” wyjeżdżamy na Kasprowy. Bielszczanie jeszcze zostają a ja zjeżdżam przez Goryczkową do Kuźnic (10 minut muszę już nieść narty bo śnieg topniał w oczach). Zdążyłem tuż przed burzą. Była to dość zdrowa wyrypa (1682 m przewyższenia). Tu zdjęcia z nart i jaskini:http://foto.nocek.pl/index.php?showall=&path=.%2F2012%2F4-przelecze&startat=1 |
{{wyjazd|Tatry Zach. - jaskinia Goryczkowa|<u>Damian Szołtysiki</u>, Teresa Szołtysik|30 04 2012}} | {{wyjazd|Tatry Zach. - jaskinia Goryczkowa|<u>Damian Szołtysiki</u>, Teresa Szołtysik|30 04 2012}} | ||
Linia 323: | Linia 955: | ||
'''Zdjęcia do obejrzenia w Galerii''' : http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FSardynia | '''Zdjęcia do obejrzenia w Galerii''' : http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FSardynia | ||
− | |||
{{wyjazd|Tatry Wys. - Zadni Granat i inne - wyjazd skiturowy|<u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas, Tomek Pawlas|22 04 2012}} | {{wyjazd|Tatry Wys. - Zadni Granat i inne - wyjazd skiturowy|<u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas, Tomek Pawlas|22 04 2012}} |
Aktualna wersja na dzień 09:15, 1 sty 2013
IV kwartał
AUSTRIA - Dachstein i Niskie Taury - poszukiwanie śniegu
Dwa dni spędziliśmy w masywie Dachsteinu. Przy pomocy kolejek linowych dostaliśmy się z Obertraun na szczyt Hohe Krippenstein (2108), następnie zjechaliśmy trasą na ok. 1800 i w przyjemnej pogodzie (słońce) podeszliśmy do Simonyhütte (2200). Dachstein jest masywem wapiennym, droga z wyciągów do Simonyhuette przebiega przez typowe plateau krasowe. Dla narciarza skitourowego oznacza to dużo górek i dołków. Faktyczne przewyższenie jakie przebywa się w trakcie wycieczki jest istotnie większe niż wynika to z mapy. Przenocowaliśmy w chatce Simonyhütte, krótko otwieranej w sezonie zimowym na okres świąteczno-noworoczny. Może warto odnotować szczególną podłość jedzenia, które tam podają. Na szczęście zabraliśmy z domu nieco świątecznych zapasów. Przez noc intensywnie padał śnieg i następnego dnia pogoda pozwoliła tylko na zjazd do miasteczka. Był on dosyć męczący (foki na 2/3 trasy), chociaż duża ilość śniegu budziła naszą radość. Od wysokości 1800 korzystaliśmy już z nartostrady z Krippensteinu (za mało śniegu na zjazdy poza trasą).
Wieczorem przemieściliśmy się do miejscowości Obertauern (Radstädter Tauern). Jest to wielki kurort narciarski (100 km tras), w którym trudno o sklep spożywczy. Z punktu widzenia narciarstwa wysokogórskiego ma jednak istotną zaletę - jest położony wysoko. Zaparkowaliśmy na regularnym wyciągowym parkingu na wysokości ok. 1600 m, skąd podeszliśmy ok. 600 m na przełęcz pomiędzy szczytami Gamskarlspitz (2411) a Gurpitsch Eck (2526) - z początku trasą, a potem wspaniałym puchowym zboczem. Pogoda dopisała idealnie (doskonała widoczność i lekkie zachmurzenie, przyjemnie łagodzące ostre słońce). Z przełęczy mieliśmy piękny zjazd w lekko zsiadłym puchu. Aż żal, że taki krótki. Wycieczka nie zajęła nam nawet pół dnia, w południe byliśmy z powrotem przy aucie, ale przynajmniej zachowaliśmy podstawowe zasady sztuki unikania lawin... no i o rozsądnej porze wróciliśmy do domu!
SŁOWACJA - Mała Fatra - zimowe przejście Dier
W mglistej i depresyjnej pogodzie, dokonaliśmy zimowego przejścia Dier. Stan zalodzenia był dosyć spory. Raki i czekan okazały się nieodzowne. Na koniec osiągnęliśmy także sukces gastronomiczny. Udało się znaleźć czynną restaurację (w Hotelu Diery), w której zaserwowano nam nawet nienajgorszą czesnaczkę.
Beskid Żyw. - Babia Góra
W kiepskich warunkach atmosferycznych dokonanano wyjścia na Diablaka. Trasa wiodła z Czartoży do schroniska, dalej Percią Akademicką (od łańcuchów w śniegu i braku widoczności). Brak ludzi. Zejście przez Brona do Markowej i łącznikiem do Czartoży.
Beskid Śl. - wypad skiturowy w pasmo Równicy
W Rudzie +3 st. a im bliżej gór temperatura rośnie jak głupia. W Jaszowcu było już +7. Ruszamy bez szlaku dość fajną doliną w stronę głównego pasma Równicy. Wyżej śniegu jeszcze mniej. Odwilż zrobiła swoje. Ledwo można iść na nartach a i często zdejmować. Z Beskidka (700) trochę zjeżdżając trochę schodząc (chwila rozterek nawigacyjnych) osiągamy przełęcz i dalej na szczyt Palenicy (696). Tu do zjazdu wykorzystujemy sztucznie naśnieżoną nartostradę. Fajnym zjazdem docieramy do auta w dolinie. Do domu wracamy już w deszczu.
Beskid Żywiecki - Pilsko przed sezonem
Żółtym szlakiem podeszliśmy na Halę Miziową, a następnie prawie na wierzchołek Pilska. Trochę pieszo, trochę na nartach. Najmocniejszym punktem wyjazdu była pogoda. Było słonecznie, bezchmurnie i jakoś tak dużo bardziej optymistycznie niż na Śląsku. W plotce o tym, że Pilsko jest intensywnie naśnieżane aby rychło rozpocząć sezon narciarski było ziarno prawdy. Niestety tylko małe ziarenko. Naśnieżana jest trasa przy jednym, najniższym wyciągu. Reszta to totalne krzaki i kamienie. Nasze narty w poniedziałek zawiozłem do serwisu.
Tatry Wysokie - Granaty
Korzystają z bardzo korzystnych warunków śniegowych (około 20cm ), decydujemy się na odwiedzenie dawno nie widzianych Tatr. Mieliśmy mały problem z noclegiem w Murowańcu, gdyż okazało się ,że całe schronisko zostało zarezerwowane!!! Dopiero pod wieczór łaskawie poinformowano nas , że znajdą się jednak miejsca. Cały weekend był bardzo mroźny co dało nam nieźle w kość. W niedziele z powodu braku czucia w palcach u nóg zdecydowaliśmy się na odwrót na jakieś 30min przed szczytem Żadniego Granata. Pomimo nie osiągnięcia szczytu wycieczka całkiem udana, w Tatrach ludzi bardzo mało. Niestety już niedługo się to zmieni, gdy tylko spadnie trochę więcej śniegu, ruszą wyciągi i pojawią się tłumy narciarzy i innych skiturowców.
Beskid Śl. - wypad skiturowy na Soszów
Piękna, mroźna i słoneczna pogoda towarzyszyła nam na pierwszym wypadzie skiturowym w góry. Z Jawornika częściowo na nogach, częściowo na nartach podeszliśmy do schroniska pod Soszowem. Tu spotykaliśmy sympatyczną grupkę kolegów z SBB (szczegóły na na stronie SBB: http://speleo.bielsko.pl/index.php?str=widokst&group=sprawozdania&wiersz=0). Podchodzili różnymi wariantami na szczyt. Wychodzimy jeszcze na wierzchołek Soszowa Wlk. (886) i stąd piękny zjazd w dużej części nartostradą do Jawornika (śniegu na zjazdy w terenie za mało a nartostrada jest naśnieżana i chodzi jeden wyciąg).
Tatry Zachodnie - Śnieżna Studnia
Ponownie w ramach badań geologicznych prowadzonych za zgodą TPN przez Jacka Szczygła, odbywam niedzielny spacer do Śnieżnej Studni. Podejście udaje się nawet w niezłym czasie, ale pośpiech na tej akcji to konieczność a nie fanaberia, wszak celem naszym Syfon Drzemiący na -693. Dzięki uprzejmości Speleoklubu Tatrzańskiego nie musimy przynajmniej zajmować się poręczowaniem czy deporęczowaniem. Syfon osiągamy szybciutko (w nieco ponad 3h). Na wyjściu robimy pomiary i zdjęcia. Niestety pierwsze 150 m pionu jest bardzo wymyte, co wcale nie przeszkadza temu, że totalnie zabłocone. Zakładamy raptem kilka skromnych stanowisk pomiarowych.
Nasze wyjście na powierzchnię komplikuje się w Studni Wazeliniarzy - okazało się, że Tomek zgubił coś BARDZO ważnego. Mimo poszukiwań podjętych przez niego 200 m niżej, zguba nie odnajduje się. Wychodzimy z jaskini i wracamy na bazę w dosyć podłych nastrojach. Tyle przynajmniej, że zrobiliśmy dobre uczynki: podnieśliśmy trochę śmieci z biwaku, zabezpieczyliśmy jedno z przetarć na poręczówkach i przygotowaliśmy luz na linie do zabezpieczenia następnych. Ktokolwiek wybiera się do tej jaskini, powinien mieć świadomość, że zjazdy na niektórych odcinkach odbywają się przy dużej ufności w nieskończoną łaskę Pana lub ewentualnie (dla niewierzących) wg zasady "nie widzę zła, nie słyszę zła, nie mówię o źle". Doprowadzenie szczególnie Studni Wazeliniarzy do instruktorskich standardów wymaga jeszcze sporo pracy z wiertarką i dosyć szerokiego błogosławieństwa Dyrektora TPN na ingerencję w piękną tatrzańską przyrodę.
"LAWINY" - kino Patria w Nowym Bytomiu
W piątek był ciekawy film o zjeździe na nartach Japończyka Miury z zobczy Everestu w 1970 roku. W sobotę kilka prelekcji m. in. o działalności Nocka w 2012 roku (autorstwa Agnieszki Szmatłoch) oraz z trekingu po Nepalu (Paweł Szołtysik). Była również Ola Dzik (opowiadała w wejściu na Gasherbrum). W niedzielę był pouczający film o losie Tybetańczyków.
Beskid Śląski - Jaskinia Dująca
W wietrzną, jesienną pogodę wybraliśmy się nieopatrznie do Jaskini Dującej. Nieopatrznie, gdyż zastaliśmy w niej tłumy zimujących nietoperzy. Zwiedzenie chyba całej jaskini i znalezienie drogi powrotnej zajęło nam jakąś godzinę. Akcję kończymy bigosem (niezły) i czosnkową (trochę za słona) na Karkoszczonce. Udało się wrócić na tyle wcześnie, że wieczorem zdążyliśmy jeszcze pobiegać.
Ustroń - XV WZD PZA
Z racji pełnionej funkcji oraz oficjalnie reprezentując nasz klub, wziąłem udział w części XV Walnego Zgromadzenia Delegatów Polskiego Związku Alpinizmu. Zgromadzenie miało charakter sprawozdawczy (wybory będą dopiero w przyszłym roku) i zostało zdominowane przez dyskusję w sprawie Golden Lunacy. Nie doszło do bójki, ale było tego bardzo blisko. Poza tym, obradowały grupy robocze w sprawach tatrzańskich i eksploracji wysokogórskiej. Odbyły się także tzw. warsztaty dzielenia się dobrymi praktykami, które podobno traktowały o różnych ciekawych pomysłach do zrealizowania w klubach.
Chiny - centralna wyprawa KTJ PZA
Na przełomie października i listopada wziąłem udział w tzw. centralnej wyprawie KTJ PZA do południowo-zachodnich Chin. Tak dokładniej, działaliśmy w okręgu Wendou, stanowiącym część powiatu Lichuan, który znajduje się w autonomicznym regionie Enshi mniejszości etnicznych Tujia i Miao w prowincji Hubei. Okoliczne góry nazywają się, zdaniem miejscowych, Qi Yue Shan Mai, ale ta nazwa zupełnie nic nie mówi Google. W każdym razie, jest to rejon krasu "mogotowego". Chociaż praktycznie wszystkie otwory jaskiń są znane miejscowym, obszar ten nie był nigdy eksplorowany w zorganizowany sposób.
Naszą bazę zlokalizowaliśmy w wiosce Shizilu cun. Ponieważ dopiero zapoznawaliśmy się z rejonem, działalność jaskiniowa została w zasadzie ograniczona tylko do otworów osiągalnych z sieci dróg w czasie podejścia do ok. 30 min. Oznacza to, że zaledwie dotknęliśmy potencjału tego rejonu. Co ważne, nie jest to potencjał szczególnie "głębokościowy" - najwyższe szczyty sięgają wysokością do ok. 1 800 m n.p.m., zaś doliny wcinają się ok. 1 100 m niżej.
Opowieść o tej wyprawie to materiał na długą relację, którą mam nadzieję prędzej czy później napisać. Co najważniejsze, jaskinie puszczały, a na dodatek dopisał nam skład osobowy. Podczas trwania wyprawy skartowaliśmy ok. 8.7 km ciągów w 9 jaskiniach. Jedno z większych wyzwań wyprawy stanowiło zapanowanie nad danymi pomiarowymi oraz rysowanie planów na bieżąco, tym bardziej, że wzięliśmy ze sobą za mało komputerów, a jeden z nich i tak się popsuł. Mimo to, zasadniczą część dokumentacji stworzyliśmy na wyprawie.
Jednym z najciekawszych obiektów, które eksplorowaliśmy był Luo Xi Tian Keng (Wielka Studnia Spadającej Rzeki), będący studnią o głębokości ponad 300 m i wymiarach dna rzędu 120 x 150 m. Z jej dna odchodzi mohutny korytarz, którego... nie zdążyliśmy zbyt dobrze sprawdzić.
Beskid Mały - wędrówki
Janusz obchodził swoje okrągłe urodziny i było to znakomitym powodem do spotkania klubowej starszyzny. W sobotę fajna, wesoła impreza. W niedzielę Damian, Bianka, Teresa, Heniek przechodzą trasę z Targanic przez Jawornicę, Potrójną (odpoczynek przy ognisku), Kocierską Przł. do Wielkiej Puszczy. Pozostali idą na Złotą Górę. Pogoda dopisała a humor jeszcze bardziej.
Jura - MTB w okolicach Alwerni
Z Alwerni na rowerach jedziemy do zalewu Skowronek a dalej przez wzgórze Skałki (piękny widok na Tatry, Babią i Beskid Mały) do doliny Wisły. Na rzecznej skarpie krótki odpoczynek a potem kombinacją szlaków i leśnych dróg przez Kamień i Brodłę wracamy do Alwerni (opactwo bernardynów) gdzie docieramy do auta. Fajna trasa pod względem terenu i krajobrazu. Pogoda jak na listopad (16 st.) też super.
HISZPANIA - wspinanie w okolicach Barcelony
Relacja dostępna w dziale wyprawy. http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Hiszpania_2012
Jura - Jaskinia "Rysia"
W związku z wolnym sobotnim przedpołudniem postanowiliśmy zrobić szybką akcję i skoczyć do Jaskini Rysia na Jurze, która to znajduję się tuż obok Jaskini Józefa, w której to byliśmy w sierpniu i której to otwór od razu sobie wyszukaliśmy przy okazji. Wspomagani więc szczątkowym opisem i szkicem od Mirka z KKTJu ruszyliśmy wgłąb. Pierwsza studnia na początku trochę ciasna, ale później już robi się szeroko. Na dnie już w ogóle obszernie, szczególnie katedra. Tu jednak zaczęły się "schody", bo ponad godzinę naszukaliśmy się "komina", który to ponoć miał być zaporęczowany, ale my go nie mogliśmy odnaleźć. Miał on być za "Szczeliną NAJ", ale ona także nie była początkowo do namierzenia. W końcu udało nam się spenetrować ostatni korytarz na tyle że po lekkim zacisku naszym oczom okazała się wisząca lina. Ruszyliśmy więc w górę, gdzie na szczycie miała być druga obita studnia w tej jaskini. Tu jednak zmyliliśmy się poręczą sięgającą aż na szczyt i wyszliśmy na samą górę komina, gdzie znów naszukaliśmy się troszkę wspomnianej studni. Gdy już zdecydowaliśmy się na odwrót wtedy Krzysiak zlokalizował studnię, a wszystko przez fakt iż założona poręczówka szła wyżej niż przejście do 2 studni :) Przy wyjściu z jaskini spotkaliśmy jeszcze sporą (6 czy 7 osób) z Krakowa, która zamierzała wejść po nas, ale po naszej krótkiej relacji stwierdzili że z taką liczbą osób "zaliczą" jednak Józefa (bez podtekstów :) Akcja miała być szybka, ale w domu byliśmy dopiero po 7 godzinach od wyjścia rano. Tym niemniej jaskinia fajna i przyjemna, a gdyby nie wspomniane poszukiwania akcja byłaby jeszcze lepsza :)
Kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FJura-J.Rysia
Dolomity- otwarcie sezonu skiturowego
Po zapakowaniu auta prawie po sam dach (...) w środę wieczorem ruszamy w podróż. Na miejscu jesteśmy w czwartek przed południem ze wzg. na fatalne warunki pogodowo-drogowe na granicy Austria/Włochy (intensywny nocny opad śniegu zmusił nas do 3 godzinnej przerwy na parkingu). Pogoda na miejscu nas nie rozpieszcza, za to grubość pokrywy śnieżnej nie pozostawia cienia wątpliwości- na tym wyjeździe królują narty (przygotowaliśmy się na różne opcje). Decydujemy się więc na łatwą trasę skiturową wzdłuż szlaku turystycznego prowadzącego do Rif. Croda da Lago [2046 npm.]. Śnieg jest głęboki, ciężki i mokry od padającego deszczu, a my po nocnej jeździe w nie-najlepszej formie. Po pokonaniu ok. połowy trasy – przemoczeni i zmęczeni torowaniem decydujemy się na odwrót. Pod koniec zjazdu czeka na nas niespodzianka: z dolnej części trasy pług ściągnął śnieg do... asfaltu, co zmusiło nas do pokonania tego odcinka pieszo. Korzystając z okazji schodzimy jeszcze do malowniczego, zamarzniętego jeziorka i nieczynnego jeszcze o tej porze roku schroniska. Na koniec dnia przenosimy się w okolice przełęczy Falzarego na 2100 npm., która okazuje się świetną bazą wypadową do dalszych narciarskich wycieczek.Piątkowa pogoda wynagradza nam poprzedni dzień i trudy podróży. Przy błękitnym niebie wychodzimy na grań Croda Negra, by zjechać wzdłuż wyciągów pustą nartostradą. Resztę widnego dnia spędzamy na pieszej już wycieczce wzdłuż „Sentiero Italia” prowadzącej na Zima de Faouzargo planując odpowiedni moment, by zrobić tą trasę na nartach.W sobotę słońce znów nas trochę zawodzi, więc przy pochmurnym niebie, a pod koniec w nieprzyjemnej mgle wychodzimy pod szczyt Averau [2649 npm.]. Zjeżdżamy zratrakowaną, acz nieczynną jeszcze nartostradą do stacji kolejki na Cinque Torii [2255 npm.]. Stamtąd kolejną nartostradą przemieszczamy się do schroniska Bain de Dones, by powtórnie założyć foki i dotrzeć do samochodu. Późne popołudnie spędzamy na pieszym zwiedzaniu okolicy. Niedzielę poświęcamy w całości na powrót, co jest uzasadnione nie tylko potrzebą rozsądnego czasowo powrotu do domu, ale również warunkami pogodowymi.
Jura - jaskinia Józefa
Penetrujemy niemal wszystkie zakątki tej niesamowitej jak na Jurę jaskini. Grupa turystyczna obłowiła się w tym czasie grzybami. Wyjazd kończymy ogniskiem już w zapadających ciemnościach krótkiego listopadowego dnia.
Tatry Zach. - Jaskinia Marmurowa
Kolejny kursowy wyjazd, który już wiele razy był przekładany zw. na pogodę lub sprawy prywatne kursantów czy kadry. Tym razem się udało i przy wspaniałej pogodzie ruszyliśmy do Zakopanego. Pogoda niestety przyciągnęła nie tylko nas, ale i setki innych, bo już na A4 staliśmy kilkukrotnie w korku. Potem korek na sam wjazd na zakopiankę i jeszcze na zakopiance kilka razy...po dwa razy. Ogólnie podróż zajęła nam ponad 5 godzin, a nie niecałe 3 jak to zwykle ma miejsce.
Rano wstaliśmy sporo przed świtem i jeszcze o zmroku wyszliśmy w góry. Nie omieszkał nas zaczepić TPN i spytać co robimy i gdzie idziemy. Na szczęście numer rejestracji pomógł w rozmowach i bez weryfikacji zostalismy puszczeni dalej ;) W tym dniu tą jaskinie co my, miały w planach jeszcze 2 ekipy, ale z jedną uzgodniliśmy że przyjdą 3h po nas, więc musieliśmy się pośpieszyć. Szlaki o tej godzinie jeszcze puste, to się fajnie szło. Pod jaskinią szybki przepak i do dziury. Studnie puszczały bez problemów i szybko znaleźliśmy się na dnie studni kandydata. Tu podzielismy się na dwa zespoły i ten w pełni męski zdecydował się osiągnąć samo dno bez obchodzenia prożków. Z pomocą zaporęczowanych lin udało się to zrobić dość sprawnie i po ok 45 min bylismy już ponownie pod największą studnią. W sali deszczu spotkaliśmy mieszaną ekipę KKTJu i ludzi z Bielska, którzy również chcieli dojść do piaskownicy. Sprawne minięcie się w jedynym zacisku i chwilę potem byliśmy na powierzchni, gdzie czekała już ekipa kursowa z KKTJu (którzy to właśnie mieli być 3h po nas). Akcja w pełni udana, trwająca ok 3h co jak na nasze tempo jest dobrym wynikiem :) Jako że pogoda była wyśmienita i nikomu się do domu nie spieszyło, to jeszcze dwukrotnie zatrzymywaliśmy się na złapanie kilku promieni słonecznych (opalając się leżąc na plecakach). Przy aucie byliśmy o 17:00, a w domu przed 20:00.
Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FTatry-J.Marmurowa_%28kurs%29
Tam na dole zostało, wszystko to co nas męczy.... czyli parę dni w Bieszczadzie
Z początkiem października zaczynamy uważnie studiować mapy długoterminowych prognoz pogody dla rejonu Ustrzyk Górnych i okolic. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że operacja „p***j wszystkim – jedź w Bieszczady” rozpocznie się 11 października br. Ale z uwagi na kolizję terminów i liczne, a prześliczne obowiązki towarzyskie, głównodowodzący sztabu przesuwają termin akcji na czwartek 18 października godz. 00.00 UTC+1.
Jednak dla zmylenia wroga, który już na nas czekał w chaszczach, podoficer dyżurny zarządza pobudkę na godz. 7.00 naznaczając czas operacyjny na 2,5 godziny. Z domu wyruszamy planowo o godz. 9.30. Po wielu latach decyduję się obrać inną niż dotychczas marszrutę i zamiast kierować się na lekko pośrednio południowy wschód (Kraków- Tarnów- Jasło-Krosno-Sanok) mkniemy na zdecydowanie południowy wschód (Kraków-Brzesko-Biecz-Jasło-Dukla). Decyzja bez wątpienia bardzo dobra – trasa pusta, urozmaicona (dużo zakrętów, skrzynia biegów używana w szerszym niż 4-5 zakresie), widokowa(!) no i szybka.
Na kwaterze jesteśmy o czasie i po zrzuceniu gratów oraz lekkim ogarnięciu idziemy spać o 19.23. Ranek nas zaskakuje nieco i wstajemy dopiero po 9. Szybko się organizujemy i z zamiarem wyruszenia na Caryńską z Przełęczy Wyżniańskiej idziemy łapać busa. Znudzeni oczekiwaniem, aż łaskawy pan kierownik da znak do odjazdu wracam się po automobil i wraz z poznaną dopiero co parą, mkniemy serpentynami. Na parkingu rozstajemy się, tzn. my z samochodem, my z poznaną parą, my z 26 PLN.
Zaczynamy podejście. Jest pięknie – słońce świeci ale nie grzeje zbyt mocno, delikatny wiatr smaga nasze twarze, niebo niebieskie nad nami, a wokoło złoto buków, czerwień leszczyn, olszyn i innych chaszczy. Czantoria śpi. Tuż pod granią zjeżdżamy do Zośstopa, zmieniamy pieluchę i tankujemy głodomora. Aha, no i ubieramy się, bo jeszcze nie wleźliśmy na wierch, a już łby urywa. Granią szybko mkniemy w stronę Ustrzyk, by po jakiś 30 min. znaleźć zachęcająco wyglądające naturalne zagłębienie terenu, które zajmujemy na naszą bazę. Popas totalny – wylegujemy się, pijemy, jemy, turlamy się, szkubiemy trawę, huśtamy się i wiele wiele innych się. Gdy słońce zaczyna chylić się ku górom opuszczamy naszą dziurę i zaczynamy schodzić. Wszyscy, z Czantorią na czele, mamy już dość tego złażenia i gdyby nie przepiękne okoliczności przyrody (liście, światło, temperatura) zejście byłoby trudne do wytrzymania. Na dole trzeba się jeszcze wrócić po auto. Stara prawda – wszystko jest pożyczone, bo gdy tylko zaczynam łapać stopa zatrzymują się goście, których rano zabraliśmy na przełęcz. Po 20 minutach jestem już z powrotem. Szybkie kąpanie, jedzenie i spać, a w nocy.... jeszcze koncert.
Nazajutrz trochę niewyspani decydujemy się na Rawki od Ustrzyk. Panie wysadzam przy wejściu na szlak, auto zostawiam na Przełęczy Wyżniańskiej i stopem wracam na miejsce, gdzie się rozstaliśmy. Zaczynam pościg. Autostrady jak były, tak są, więc po 25 min. jesteśmy już w komplecie. Po przewiązaniu Zośki z brzucha na plecy wędruje się jakby lżej. Po niespełna 2 godz. jesteśmy na szczycie – pogoda dalej idealna; dużo ludzi więc uciekamy gdzieś na bok i znowu rozkładamy się z betami. Wygrzewamy się na słońcu i pozujemy do zdjęć. Czas mija szybko i przyjemnie, ale trza się powoli ewakuować. Bez większych problemów (poza małą histerią Czantorii, której niewymówiona tęsknota za mamą sprawiła, że w połowie zejścia zmieniamy jej środek transportu) docieramy najpierw do bacówki, a potem na parking na Przełęczy Wyżniańskiej. Zmęczeni, acz uchachani wracamy na kwaterę i po celebracji codziennych rytuałów idziemy spać, z nieprzyjemną myślą, że jutro czeka nas powrót do domu. Podróż spokojną, choć nużącą kończymy o 18. Pięknie było!
Jura - wspin w Górach Sokolich
Sezon wspinaczkowy zdaje się nie mieć końca. Wszyscy, jak w transie przechodzimy kolejne drogi, podnosząc lub zrównując poziom "życiówki". Jak muchy padają drogi od VI.1 do VI.3+. Pod koniec dnia, u niektórych czuć było lekki niepokój - a może jeszcze jedną drogę, bo kto wie kiedy skończy się dogodna, jesienna aura. Postaram się wrzucić fotki, choć nie sądzę żeby oddały paletę kolorów otaczającego Nas lasu.
Beskidy- spacer
Prawdziwa polska złota jesień. Przechodzę krótką ale ładną widokowo trasę z przełęczy Salmopolskiej, przez Malinowska Skałę na Skrzyczne. Ze Skrzycznego zejście wzdłuż wyciągu do Szczyrku. Pogoda idealna, błękitne niebo i przygrzewające jesienne słońce. Z trasy widok praktycznie 360stopni z Tatrami na horyzoncie.
Jura - wspin w Piasecznie
Fajny jesienny dzień. Trochę wspinu (od V do VI.2), ognisko, generalnie miłe spotkanie.
SŁOWACJA: Tatry Wys. - Gerlach i Kostolik
Tym razem wszystko na piechotę. Z Tatrzańskiej Polanki szlakiem do Batyżowieckiego Stawu, następnie doliną i Batyżowieckim żlebem (czasem śnieg po ostatnich opadach) na szczyt Gerlacha (2654). Bezwietrznie, ciepło, pogoda wręcz idealna więc nie za bardzo chce nam się schodzić ze szczytu. Zejście drogą podejścia. W dolinie Batyżowieckiej udajemy się jeszcze na krótką wspinaczkę (III) na Kostolik (2262). Z wierzchołka zjeżdżamy na linie. Idąc już w dół natykamy się na fragment kadłuba samolotu, który rozbił się na Zadnim Gerlachu w 1944 roku. Już o zmroku docieramy do auta zadowoleni z tak pięknej wycieczki. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FGerlach2
Góry Sowie - Wielka Sowa
W ramach zdobywania Korony Gór Polskich wybieramy się na zorganizowany dwudniowy wypad w Sudety Środkowe na Wielką Sowę. Autobus dowozi nas do Walimia skąd przez Małą Sowę dochodzimy do najwyższego szczytu Gór Sowich. Na szczycie znajduje się 25 metrowa wieża widokowa z początku XX wieku. Nie omieszkaliśmy jej zwiedzić i porobić zdjęcia z jej murow. Tego dnia dotarliśmy do Przełęczy Sokolej, gdzie wieczorem mieliśmy ognisko z kiełbaskami (nie ma jak zorganizowane wyjazdy :) Następnego dnia zwiedziliśmy Kompleks Osówka, gdzie znajduje się "Podziemne Miasto". To ogromny system betonowych korytarzy, umocnień i hal, który był budowany przez Hitlera i najprawdopodobniej miał być tajną kwatera Adolfa Hitlera bądź halami produkcyjnymi.
Sokoliki - wspinanie
Tradycyjnie wyjazd w sokoliki rozpoczynam od wstawienia się do pewnej drogi na Krzywej (po raz n-ty), ponownie bez pozytywnego rezultatu. Mateusz natomiast patentował drogę Pod Zjazdem (VI.2+) niestety również bez powodzenia. Po kilku wstawkach w powyżej wspomniane drogi (obie przewieszone) wspólnie stwierdziliśmy, że jesteśmy jednak wspinaczami technicznymi (tam gdzie kończy się buła zaczyna się technika:) i wybraliśmy płytową drogę H/2 (VI.2+), która nieco poprawiła nam humor. W niedziele wyspani (prawie 12h snu) wspinamy się na Tępej, gdzie udaje się poprowadzić Śmietankę(VI.2), Małe Obciąganie (VI.2+) - genialna droga!!!, oraz na Ptaku bulderową drogę Coś z niczego (VI.3) oraz nie prostą Direttissimę (VI.1). Przez cały weekend pogoda i warunki wspinaczkowe idealne!!!
Jura - Podlesice - unifikacja instruktorów taternictwa jaskiniowego
W Podlesicach na Bibliotece odbyła się kolejna unifikacja instruktorów taternictwa jaskiniowego. Były zajęcia praktyczne i teoria.
WŁOCHY - Belluno - Dolomity po sezonie
W ramach profilaktyki jesiennej depresji, pojechaliśmy na trzy dni do słonecznej Italii. Celem były spacery, choć sądząc po tym, że zabraliśmy ze sobą stosowny sprzęt, wspinaczka chyba też nie była wykluczona. Podczas całego wyjazdu trochę nie dopisywała nam forma (z różnych przyczyn jakoś dawno nie biegaliśmy), za to bardzo dopisywała pogoda.
W sobotę rano, po krótkim odespaniu podróży ruszyliśmy w masyw Le Tofane od zachodu, szlakiem w kierunku Bivacco Baracca degli Alpini. Bardzo podobała się nam pustka. O tej porze roku ruch turystyczny jest tu naprawdę ograniczony, co czyni nieczynne wyciągi narciarskie niezwykle upiornymi. Dzięki wycieczkom z Małym zaobserwowaliśmy nieco geologicznych kuriozów, jakieś fałdy, pionowe uławicenie i takie tam. Po porzuceniu gratów w biwaku, będącym zaadaptowanym schronem z I wojny światowej, z naprawdę dużym wysiłkiem dokulaliśmy się na wierzchołek Tofany di Dentro (3 238). Następnie zeszliśmy z powrotem do schronu (na 2 922), gdzie spędziliśmy dosyć szybko zapadłą dla nas noc. Przez cały dzień spotkaliśmy dwójkę ludzi.
W niedzielę miało trochę popadać, zwłaszcza po południu. Zaplanowaliśmy więc zejście na dół, przebieżkę po mieście, relaks, a następnie przemieszczenie się w rejon, w którym mieliśmy odbywać dalsze wycieczki. Kurort jakim w zimie jest Cortina d'Ampezzo na początku października praktycznie jest wymarły. Parkowanie jest gratis nawet w centrum miasta. Popełniliśmy typowy chyba błąd ludzi północy tzn. założyliśmy, że o godzinie 16:00 dostaniemy coś do jedzenia. W typowych lokalach nie było o tym mowy - najkrótsza przerwa na sjestę kończyła się o 18:30. Na szczęście znalazła się jakaś budka z pizzą na kawałki, swoją drogą całkiem niezłą.
Noc z niedzieli na poniedziałek była przygodą sama w sobie. Znaleźliśmy bardzo przyjemne miejsce na namiot: niedaleko drogi, ale schowane, przy rzeczce, a przy tym poza granicami parku narodowego. Rzeczywiście, trochę popadało, nawet trochę zmokliśmy przy rozbijaniu się. W końcu jednak opad ustał, a my udaliśmy się na wygodny spoczynek. Sen nie trwał długo. Wkrótce zaczęliśmy być ze wszystkich stron głośno obwąchiwani. Na nic zdały się głośne krzyki i światło. Mieliśmy nadzieję, że agresor zadowoli się porwaną śmietanką UHT oraz resztkami sera gorgonzola (pozostałości po kolacji - brokuł z makaronem w sosie serowym). Niestety wkrótce wrócił, w świetle naszych czołówek wsadził szarą mordę do przedsionka, chwycił za mój plecak i ... zaczął z nim zwiewać do swojej kwatery! Wybiegłem z namiotu w samych skarpetkach (kluczyki i dokumenty z samochodu!) i zacząłem obrzucać obelgami to piękne acz bezczelne stworzenie o puszystym, białym ogonie. Co zupełnie nie zrobiło na nim wrażenia. Ostatecznie udało mi się jakoś wyrwać mu plecak. Stwierdziliśmy zgodnie, że z takim bezczelnym lisem (czy kim?) po prostu nie wygramy i upokorzeni poszliśmy spać do auta... które powiedzmy sobie szczerze, wcale się do tego nie nadaje.
Połamani i zmarznięci w poniedziałkowy poranek byliśmy już o włos od depresji, której udało się uniknąć tylko dzięki pięknej pogodzie i pięknym widokom. Z szosy kierującej na przełęcz Falzarego ruszyliśmy ukośnym trawersem w stronę osobliwych Cinque Torri, mając za plecami Tofanę de Rozes. Zaplanowaliśmy pętlę wokół szczytu Averau, z krótkimi, ubezpieczonymi odcinkami (via ferrata). Jej najwyższym punktem był szczyt Nuvolau (2 574), z którego widać było w oddali, w stronę Austrii mocno zaśnieżone piki - jak sądzę, jakieś Wysokie Taury. Generalnie okolice Cortiny są dosyć zagospodarowane, ale podczas tej wycieczki udało się nam nawet momentami widzieć krajobraz, w którym nie było śladów działalności człowieka. Ludzi na szlaku spotkaliśmy za to sporo, co być może było zasługą pracowicie zasuwającej kolejki "Seggovia 5 Torri". Ostatnim punktem programu był pobyt nad malowniczym stawkiem Lago di Limides. Na włoską Pizzę w Cortinie zjawiliśmy się znowu o godzinie skrajnie nieodpowiedniej. Poświęciliśmy nawet 5 minut na objechanie części miasta w której do tej pory nie byliśmy, ale widząc przez okna w lokalach krzesła do góry nogami, karnie wróciliśmy do budki z pizzą na kawałki. Trzeba przyznać, że ciasto nawet z takiego "podłego fastfoodu" smakowało doskonale. Takiego ciasta na pizzę u nas po prostu nie robią!
Beskid Żyw. - rezerwat Oszus i Beskid Równy
Niemal w permanentnym deszczu przechodzimy interesującą trasę z Soblówki doliną Urwiska a dalej na przełaj w stronę Kaniówki (grzyby po drodze). Potem ciekawa góra Oszus (1155) wokół której powstał rezerwat puszczy karpackiej. Następnie przechodzimy istotnie równy Beskid Równy by z przełęczy pod Pańskim Kamieniem zejść znów na przełaj dość głęboko wciętą dolinką jakiegoś potoku do Urwiska. Stad już w totalnej zlewie do Soblówki.
SŁOWACJA: Tatry Wys. - Gerlach
Na rowerach z Tatrzańskiej Polanki (985) w godzinę docieramy do Śląskiego Domu (1667). Dalej już na nogach przez Wielicką Próbę i Wielickim Żlebem na grań. Na trawersie ścian Mł. Gerlacha trochę błądzimy pakując się w "ciekawy" skrót (III, ekspozycja, kruchość). W 3,5 godz. jesteśmy na szczycie Gerlacha. Pogoda wspaniała, przepiękne widoki. Zejście Batyżowieckim Żlebem do doliny o tej samej nazwie a dalej do rowerów przy Śląskim Domu w 2,5 godz. Zjazd (cóż za upojna szybkość) do auta trochę ponad 10 minut. Kolejny szybki wyjazd za nami (z domu wyjechałem o 3.00 wróciłem o 21.00, 10 godzin jazdy autem, 8 godzin pobytu w górach). Było warto. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FGerlach . Jeszcze kilka uwag: na trasie nie ma żadnych kopczyków, większość stałych zabezpieczeń została rozmontowana, spotkaliśmy kilka grupek "przewodnickich". Na grani mocno wiało.
Jura - wspin w Tyńcu
Sezon wspinaczkowy przeciągamy o kolejny tydzień - czy ostatni? Na propozycję wyjazdu do Tyńca, Karol zareagował jak małe dziecko, więc nie mamy problemów z wyborem lokalizacji. Dzień dzielimy na 2 części: na początku męczymy się na drogach w grocie (Karol prowadzi projekt z dawnych lat-"Skurwysyn"*, potem już tylko relaksacyjne wspinanie na Winnicy. Cały dzień pogoda letnia więc można było wspinać się bez koszulki i wzbudzić zachwyt turystów:)
- -nazwa drogi
Jura - rowery w dol. podkrakowskich
Pomimo burzowej pogody w noc wcześniej decydujemy się na wycieczkę rowerową po dolinkach podkrakowskich. Przed wyjazdem, zapobiegawczo zaproponowałem Mateuszowi żeby zabrał ze sobą uprząż bo została mi do zrobienia droga na Łabajowej. Mój chytry plan wypala, gdyż samochód zostawiamy pod Łabajową w dol. Będkowskiej. Szybka wstawka w Obladi-oblada - puszcza za I razem. Dzięki temu z czystym sumieniem wsiadamy na rowery i ruszamy w dół dolinką. Kolejne padają: Kobylańska, Kluczwody, Prądnika i górna część Kluczwody. Wszystkie "terenowe" odcinki przysparzają nam niemałych problemów z powodu kiepskiego stanu bieżnika w oponach i nocnych opadów. W sumie nasza pętla wynosi ok. 50km długości. Na następny raz zostawiamy pozostałe dolinki.
III kwartał
Jura - wspin w dol. Bolechowickiej
Kolejny wyjazd wspinaczkowy i znów pod Krakowem (w dolinkach jesienią jest naprawdę pięknie). Tym razem wybieramy dol. Bolechowicką. Tu wspinanie skupia się przede wszystkim na dwóch skałach – Filarze Abazego i Filarze Pokutników. Zaczynamy od bardzo rozgrzewkowej 6-tki i przenosimy się na wybrane przez siebie projekty (Karol-Sinusoida, Ja-Brzytwa Ockhama). Po chwili dojeżdża reszta ekipy i pokonujemy kolejne drogi. Wyjazd potwierdzający wcześniej już postawioną tezę, jakoby najlepszą porą do wspinania była jesień. Pochłonięty tą myślą, zapraszam wszystkich Nockowiczów na wspólne, nieformalne zakończenie sezonu, gdzieś na Jurze (szczegóły prześlę na forum).
Jura - wspin w okolicach Niegowej
Bawiąc się w wspinaczkową eksplorację Jury zapędziliśmy się w skałki góry Bukowiec na południe od Niegowej. Widoczna z dala skała okazała się nadzwyczaj trudno dostępna już na etapie dojścia. Sporo determinacji kosztowało nas przedarcie się przez na ogół kolczastą roślinność do jej podnóża. Sama skała raczej niezbyt wysoka (ok. 10 m) pokryta mchami i chaszczami. W środku skały znajduje się coś w rodzaju komina (może IV+ nie licząc utrudnień związanych z oczyszczaniem drogi). Wspinaczka na własnej protekcji znów okazała się dość ciekawą w tej wydawać by się mogło nietkniętej skale. Teresa ma dość kującej flory więc przenosimy się jeszcze na krótki wspin do Łutowca. Co za ulga. Spotykamy tu byłego czł. klubu Michała Trytki z żoną i kolegą, którzy łoili tu od rana. Kilka fotek: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLutowiec
CZECHY: Hranicki Kras - Hranicka Propast
Hranicki Kras słynie przede wszystkim z udostępnionej turystom Zbraszowskiej Aragonitowej jaskini (wstęp 100 Kc – można płacić tylko gotówką której nie posiadaliśmy a kartą płacić nie można więc nie poszliśmy) a przede wszystkim z Hranickiej Propasti, która była celem naszego wypadu. W krasowym leju na głębokości 70 m znajduje się lustro wody pokryte zielonym nalotem. Woda ma temp. 15 stopni gdyż jaskinia zasilana jest wodami termalnymi. Od 50 lat odbywają się nurkowania w tej tajemniczej wodnej czeluści. Jak dotąd udało się osiągnąć 217 m (Krzysztof Starnawski w bieżącym roku). Jaskinia rokuje dalsze możliwości z racji miąższości tutejszego wapienia. Szacuje się iż można by w niej osiągnąć –400. W dół prowadzi śliska ścieżka z wykutymi stopniami (możliwość oporęczowania). Stalowa linka pozwala opuszczać sprzęt do nurkowania na drewniane platformy tuż nad wodą. Wokół całego leja jest ścieżka i metalowy płotek. Miejsce niesamowicie ciekawe. W drodze powrotnej zahaczamy o Beskid Śląsko–Morawski wychodząc na górę Radhost (1129). Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FHranicka . Tu filmik przedstawiający zatopione partie jaskini (Starnawski): https://vimeo.com/44709652
Beskid Śl. - okolice doliny Jesionki
Z Jesionki przy pięknej pogodzie przez Łazek, Czupel, Wielki Cisownik docieramy do Błatniej. Przy schronisku rest i dalej na przełaj do leśnej drogi, którą schodzimy do uroczej dość głęboko wciętej doliny Jesionki. Nią dochodzimy do auta. Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Jesionka
Jura - wspin w dol. Będkowskiej
W końcu przyszła pora na idealne warunki wspinaczkowe – optymalna temperatura, mała liczba wspinaczy, przepiękne kolory i pogoda jakby pewniejsza, niestety dzień dużo krótszy. Tym razem ładujemy na Łabajowej w dolinie Będkowskiej. Ogródek skalny wart jest polecenia zarówno początkującym, jak i tym bardziej wprawionym wspinaczom. Jeśli ktoś będzie reflektował wyjazd w to miejsce jeszcze w tym sezonie to chętnie tam wrócę. Cyfr zdobytych dróg nie podam, bo nie pamiętam, a może po prostu lepiej nie pamiętać, choć czasami było blisko (dlatego chętnie tam wrócę).
Tatry Zach. - jaskinia Czarna, partie III Komina
Wchodzimy głównym otworem. W jaskini penetrujemy ciągi III Komina. Schodzimy do Sali Węgierskiej (po drodze ciekawy zjazd z małego mailona). Zataczamy pętle i wychodzimy nad III Komin. Z jaskini wydostajemy się II otworem. Otwór ten wyprowadza w środku pionowej ściany. Malownicze miejsce jak i widok rozlegający się na dol. Kościeliską. Stąd około 35 metrów zjazdu w ścianie. Krótka lajtowa akcja ale pierwszy raz wychodzimy z Czarnej w ten sposób. Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Czarna
Tatry wspinanie
Sierpień – wrzesień
Dziwny dzień. Godzina 15:09 w sobotę a ja siedzę przed kompem. Obudziłem się dziś sam, a nie jak zwykle w soboty przy pomocy budzika. Wszystkiemu winny śnieg, który spadł dwa dni temu w Tatrach. Z powodu braku warunków wspinaczkowych trzeba było zrezygnować z wyjazdu . Może chociaż skałki jutro wypalą, bo na razie za oknem błękitne niebo. Korzystając z wolnego dnia postanowiłem napisać jakąś krótką relacje z Tatrzańskich wspinaczek. Tylko o czym tu pisać. Sporo tego było. Wiele szczytowań, wiele łatwych dróg mieszczących się w piątkowych trudnościach, wiele wycofów, wspinaczek w deszczu, ucieczek przed burzą, przeczekiwań w kolebie na przejście gradobicia. Ale wiele było też pięknych dróg zrobionych w ładnym słońcu z zapierającymi dech widokami za plecami (i w lufie pod nogami również :P)
Obok mnie leży przewodnik. Ten sam, który trzymałem w ręku w 1997 roku, kiedy jako jedenastoletni chłopiec pierwszy raz miałem jechać w Tatry. Podekscytowany siedziałem nad nim planując trasy i to, co chciałbym zobaczyć. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia o wspinaniu, ale pamiętam, jak moją uwagę przykuło zamieszczone w tymże przewodniku kolorowe zdjęcie wspinacza na Trawersie Zamarłej. Tak, od tamtej chwili cały czas zacząłem się zastanawiać – „jak oni to robią…?”, „czy to w ogóle możliwe?”
W tym roku dane było mi stanąć dokładnie w tym samym miejscu co postać ze zdjęcia z przewodnika. Teraz powyższe pytania zostały nieznacznie zmodyfikowane na: „jak ja to zrobię…?”, „czy to w ogóle możliwe?” :P
Fragment Trawersu Zamarłej przyszło mi zrobić podczas wspinania Festiwalem Granitu. Piękna kombinacja łącząca jedne z ciekawszych wyciągów różnych dróg na Zamarłej. Jeden wyciąg prowadzi właśnie najtrudniejszym, piątkowym fragmentem trawersu. Wyciąg idący trawersem przypadł do poprowadzenia Bartkowi. Idę na drugiego, ale w przypadku trawersu i tak nie ma to większego znaczenia. Tym bardziej, że trawers obity jest hakami, więc prowadzącemu odpada konieczność wyszukiwania miejsc pod asekurację. Nie mniej jednak, widząc walkę Bartka z trawersem i obserwując dziwne pozycje które przyjmował widać było, że coś jest na rzeczy. W ferworze walki ominął nawet jeden hak, który miał na wysokości oczu, więc potencjalne wahadełko stało się jeszcze większe. Po chwili prowadzący zatrzymuje się, coś tam majstruje i słyszę: „Auutoo…” No tak, to nieuchronny znak, że teraz moja kolej. „Nie asekuruję”, „Możesz iść”, „Idę”. No to idę….?
Trawersik bardzo ciekawy, lufa pod nogami naprawdę robi wrażenie. Żadnej większej półki, tylko niemalże pion aż do podstawy ściany. Dobre chwyty na ręce, nogi po mniejszych krawądkach lub na tarcie. Dobrze, że tatrzański granit nie jest tak wyślizgany jak nasza Jura. Jeszcze tylko kilka emocjonujących kroków i stanowisko. Trawers może i specjalnie trudny nie był, ale małe stopnie, ekspozycja i prawie 100m pionu -może i nie absolutnego :p ale jednak – robią wrażenie. Potem jeszcze małe zaciatko i delektujemy się widokami na szczycie Turni. Orla prawie pusta, cisza i spokój. Pięknie :)
Poza festiwalem granitu w tym sezonie padło jeszcze sporo innych dróg. Wśród nich min. Lewi Wrześniacy (ucieczka trawersem Zamarłej na Zmarzłą Przełecz), Południowy Filar Koziego Wierchu (z wejściem w ścianę trawersem za piątkowym gzymsem), Środkowe i Prawe Żeberko na Granatach, brakujący mi odcinek Grani Kościelców z Kościelcowej Przełęczy na szczyt Kościelca, Patrzykont i Gąsiecki na Kościelcu, Klasyczna na Mnichu.
AUSTRIA - Salzburg - Hoher Göll
Celem naszego wyjazdu była dalsza eksploracja jaskiń w rejonie wschodniego ramienia masywu Hoher Göll (Salzburskie Alpy Wapienne). W szczególności mieliśmy zajmować się Parszywym Meandrem. Jest to położona na głębokości ok. -700 m, najbardziej wysunięta na zachód część Hochschartehöhlensystem, bedącego obecnie trzecim co do głębokości systemem jaskiniowym w Austrii.
W przeciwieństwie do ubiegłego roku (22 osoby), tym razem działaliśmy w kryzysowym, bardzo ograniczonym składzie. Czwórkę biwakową do Parszywego Meandra udało się skompletować praktycznie bez żadnej rezerwy, z ledwością pozostawiając skromną ekipę zabezpieczającą na powierzchni. Takie planowanie "na styk" zemściło się na nas. Biwak ostatecznie nie ruszył ze względu na różne okoliczności zdrowotne, które dotknęły zespół biwakowy, przy jednoczesnym braku możliwości zmobilizowania osób "na zastępstwo". Po prostu było nas zbyt mało. W efekcie straciliśmy dużo czasu na transport sprzętu do i z jaskini, który nie przyniósł żadnego efektu merytorycznego.
Po 10 dniach, skład naszej grupy został uszczuplony o trzy osoby, które zgodnie z planem musiały wrócić wcześniej do Polski. Wykluczyło to jakąkolwiek sensowną działalność w Hochschartehöhlensystemie. Poprzestaliśmy na poszukiwaniu nowych otworów, co zresztą miało sens ze względu na niski stan śniegu (we wcześniejszych latach zwykle przyjeżdżaliśmy w masyw w lipcu lub sierpniu). W czterech nowo zlokalizowanych otworach skartowaliśmy niecałe 196 metrów. Tylko jeden z nich rokuje niewielką nadzieję na kontynuację.
Bardzo budującym sukcesem, choć niejako na marginesie działalności, była poprawa naszych stosunków z lokalnym leśnictwem. Po latach trafiliśmy w końcu do właściwego człowieka, który m.in. zezwolił nam na swobodne korzystanie z drogi dojazdowej do chatki stanowiącej naszą dolną bazę. Dzięki temu mógł udać się zjazd północną ścianą masywu, na zachód od naszej bazy, wymagający długiego powrotu wspomaganego samochodem. U podstawy północnej ściany, na wysokości ok. 1 600 m zlokalizowaliśmy kolejne dwa obiecujące otwory. Nie wystarczyło już czasu na ich dalsze poznanie, ale cieszy sam fakt, że byliśmy w stanie prowadzić działalność powierzchniową tak daleko od naszej bazy.
W dwunastym dniu wyprawy zaczęło padać śniegiem. Padało przez trzy dni. Zostaliśmy praktycznie odcięci w bazie. Po stopieniu się śniegu (kolejne dwa dni), przy prognozach zapowiadających dalsze opady i spadek temperatury, podjęliśmy decyzję o przedwczesnym zakończeniu działalności.
Podsumowując, wyprawa WKTJ PZA Hoher Göll 2012 nie osiągnęła w tym roku znaczących wyników eksploracyjnych. Zostaliśmy zmuszeni przesunąć eksplorację "Parszywego Meandra" na kolejne wyprawy. Odnaleźliśmy siedem nowych otworów, z czego zinwentaryzowanych zostały tylko cztery. Najgłębsza spośród odnalezionych jaskiń osiągnęła 53,5 m deniwelacji. W ramach działalności powierzchniowej, kontynuowaliśmy także odnajdywanie i namierzanie otworów, które zostały odkryte w czasach przed upowszechnieniem się technologii GPS. Bazując głównie na zapale Miłosza i Benedykta do tego projektu, udało się potwierdzić pozycje kolejnych 20 znanych już otworów.
W wyprawie wzięli udział grotołazi z Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego: Michał Macioszczyk, Piotr Graczyk, Dorota Drzewiecka, Paulina Piechowiak, Norbert Skowroński, Aleksandra Skowrońska (z córką Emilią pod opieką); skromna delegacja z Rudzkiego Klubu Grotołazów "Nocek": Mateusz Golicz (kierownik wyprawy), Michał Wyciślik oraz Miłosz Dryjański z synem Benedyktem. Dziękujemy kolegom z Landesverein für Höhlenkunde in Salzburg za nieustającą pomoc organizacyjną. Dziękujemy także Komisji Taternictwa Jaskiniowego PZA za wsparcie finansowe naszego przedsięwzięcia, firmie FIXE za wyposażenie nas w tani i dobry sprzęt oraz wyprawie SGW/SKTJ w Hagengebirge pod kierownictwem Marka Wierzbowskiego za wypożyczenie nam dodatkowego sprzętu do ekipowania i kartowania jaskiń. Niestety nie mieliśmy zbyt wiele sposobności, żeby go użyć.
Beskid Śląski: Źródła rzeki Olzy
Korzystając z wolnego dnia zabrałem syna na wycieczkę do źródeł Olzy. Oprócz źródeł Olzy zaliczyliśmy Gańczorkę i przeszliśmy na Tyniok. Część trasy biegła dzikimi Ścieszkami a cześć szlakami pogoda dopisała ok. godz. 16:00 byliśmy w domu.
Jura - wspin w Kobylanach
Całą niedzielę wspinamy w dolince Kobylańskiej, rejonie którego już dawno nie odwiedzałem. Wyjazd bez parcia na cyfrę więc rekordy nie padły. Wspinanie kończymy o zachodzie słońca i wracamy do domów.
Jura - wspin w Ryczowie
Wspinamy się w Straszykowych skałach na własnej protekcji. Nie lubię jak w newralgicznych miejscach wyskakują mi kostki z szczelin nawet jak jest to na słabej piątce a tak właśnie się działo. Celem było jednak przećwiczenie zakładania stanowisk w ścianie oraz wycof zjazdami na linie. Oprócz tego pobuszowaliśmy po okolicy "odkrywając" dwie ciekawe ściany do wspinaczki w ładnej dolince. Koniecznie trzeba tam wrócić.
Wspinanie w Sokolikach
Wyjazd w piątek, w sobotę rano spotykamy się w skałach z Asia i Marcinem, który są po raz pierwszy w Sokolikach. Zupełnie przypadkowo zaczynamy wspinanie od Krzywej, gdzie biegnie przypadkiem Nos Żubra(VI.4). Przy takim szczęśliwym zbiegu okoliczności nie mogłem już ominąć tej drogi:). Podczas, gdy ja męczyłem się (czytaj optymalizowałem ruchy) na Żubrze, popis wspinania dał Mateusz, prowadząc swoją życiówkę - konkretnie Kant Krzywej (VI.2) i to w jakim stylu !!!! no oczywiście w OS-ie. Dalej idąc za ciosem szybko prowadzi płytową VI.1, a na koniec dnia wciąga trudny i patenciarski Taniec Tygrysa(VI.1+), oczywiście w OS-ie!!! W tym czasie Asia i Marcin zapoznawali się ze specyfiką wspinania w granicie – myślę, że sami coś więcej napiszą:) Niestety przez cały dzień wiał nieprzyjemny zimny wiatr, ciężko było, uwierzyc, że wciąż mamy lato (kalendarzowe, ale jednak lato!!!). Niedziela na szczęście była zgoła inna, słoneczna i bezwietrzna, niestety mnie męczy silne przeziębienie. Wspinamy się w okolicach Sokolików, gdzie padają m.in. Kurtykówka (VI), Małpia Ścianka(VI.1), Wariant R (VI.1), Nachy w drachy (VI.2), Płyta Nowaczyka (VI.2).
"Żeglarstwo" na jeziorze Dzierżno
Sielankowa pogoda, sielankowy koniec lata. Tak też wyglądało nasze pływanie omegą na Dzierżnie. Generalnie flauta przerywana łagodnymi bryzami. Dość przypadkowo przećwiczyliśmy manewr „człowieka za burtą”. Podjęcie z wody „słusznej wagi” osobnika wcale nie jest takie proste o czym miałem okazję się na poważnie przekonać (pisząc te słowa bolą mniej jeszcze plecy). By wrócić do naszej przystani musieliśmy się wspomóc pagajami. Imprezę kończymy lodami na gliwickim rynku. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FDzierzno2
Polsko-Czeski Kajakowy Maraton Odrzański
Podczas dwudniowego maratonu (w sumie ok. 70km rzeki), spływamy tylko I część rzeki od Bohumina do Raciborza. Odra na tym odcinku jest już dość szeroka ale miejscami bardzo płytka, choć to podobno z powodu lichych opadów. Rzeka spokojna z kilkoma mocniejszymi miejscami. Razem w maratonie wzięło udział ok. 80 załóg z Polski i Czech. Pogoda w sobotę może nie była idealna, ale chyba w takich warunkach wolę pływać kajakiem niż się wspinać lub włóczyć po górach. Zdjęcia dostępne są tu (niestety tylko z II dnia imprezy): http://gornaodra.eu/photogallery.php
Beskid Śląski-wędrówki piesze
Dwudniowa piesza przebieżka po górach. Startuję z Wisły Uzdrowiska żółtym szlakiem na Przełęcz Salmopolską przez Trzy Kopce Wiślańskie i Smerekowiec. Następnie szlakiem czerwonym pędzę na Malionowską Skałę i zielonym schodzę do schroniska na Skrzycznym (noclegu w tym przybytku nie polecam...)Drugiego dnia schodzę niebieskim szlakiem na dół do wioski Lipowa, by nową trasą wrócić na już poznaną Malinowską Skałę (planowo miałam wybrać szlak żółty, ale dwójka górskich dziadków zaprosiła mnie na wędrówkę "tajnym skrótem"). Dalsza wędrówka [znów samotnie] biegła przez Gawlas, Cieńków Wyżni i Niżny oraz Groniczek (szlaki zielony, żółty i czarny)by zakończyć się na stacji PKP Wisła Głębce.Reszta dnia to już "niedzielna" turystyka górska w centrum Ustronia (odpoczynek nad rzeką-przepiękna pogoda- i pstrąg na obiad).
Podzamcze - wspin
Karol nie odpuścił Kaszance; po tygodniu restu postanowił znów zawalczyć:)) Tym razem Adept również się bronił przed zdobywcami; długo, długo nie puszczał, próbował nawet deszczem w nas...(!!!) Ale pękł:) Raczej pękły: Karolowe "Ślady zębów na Kaszance(VI.3+/4), Marcinowy "Lufcik"(VI 1+) i wspólne: "wrr grr buu"(V), "zlew.com.pl"(V+) i "Sanktuarium Pękniętego Jeża"(VI+). W połowie dnia mniej więcej, przenieśliśmy się na urokliwego Niedźwiedzia, stojącego dumnie przy pięknej Lalce i... szybko staliśmy się miejscową atrakcją turystyczną, konkurującą nawet z turniejem rycerskim i festynem na zamku:)) W świetle fleszów i wśród okrzyków "och" "ach" i "o, Boże!", padły: "Oszołomiony oszołom"(V), "Martwica mózgu"(VI.2), "Członek z marmuru"(VI.1), "Kaszka z mleczkiem"(VI+), "Pieszczoty Gołoty" (VI.1+). Zdjęcia na stronie RKG na facebooku, zapraszamy!!!
Pogórze Cieszyńskie – Lutnia Bike Marathon
W okolicach miejscowości Zamarski (powiat Hażlach) odbył się kolejny maraton MTB. Dystans dla kobiet 15 km dla mężczyzn 30 km (2 pętle). Trasa dość trudna, wymagająca technicznie i bardzo ciekawa wiodąca przez podmokłe tereny, łąki i lasy o może niezbyt dużych deniwelacjach za to bardzo urozmaiconych i stromych. Mimo oznaczenia trasy zdarzyło mi się jakimś zbiegiem okoliczności zabłądzić co skutkowało w moim wypadku dyskwalifikacją. Teresa natomiast w swojej kategorii wiekowej zajęła I miejsce. Do ciekawych przygód mogę zaliczyć lot przez kierownicę i koziołkowane w powietrzu na jednym z ostrych zakrętów (chwila nieuwagi). Na szczęście lądowanie w pokrzywach w tym wypadku nie było takie przykre (tylko trochę pokiereszowałem nogę). Krótko mówiąc super trasa i fajna impreza mimo połowicznego sukcesu. I tak dobrze, że wszyscy zawodnicy naszej grupki szczęśliwe ukończyli dystans. Szczegóły i wyniki ukażą się tu: http://www.mtb.zamarski.pl/wyniki.html . Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLutniaMTB
SŁOWACJA: Mała Fatra - Rozsutec
Z Białego Potoku wychodzimy najciekawszym (niebieskim) szlakiem przez Diery na Rozsutec (1609). Schodzimy przez Stafanową. Fajna pogoda choć może zbyt dużo ludzi na szlakach jak na środek tygodnia. Tu kilka migawek: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRozsutec
Tatry Zach. - Szara i Niebieska Studnia oraz Jaskinia Kozia
Przy okazji prowadzonych przez Jacka badań naukowych, odwiedziliśmy w ten weekend trzy dotąd nieznane nam jaskinie. W sobotę (w trójkę- ja, Mateusz i Jacek) najpierw zwiedzamy i badamy położoną w Czerwonym Grzbiecie Niebieską Studnię (tuż obok szlaku na Małołączniak), a następnie podczas powrotu dokonujemy przeglądu Szarej Studni-położonej w Kobylarzowym Żlebie (gapie przyglądający się ze szlaku przebierającym się grotołazom- gratis). W niedzielę już w czteroosobowym składzie przeciskamy się przez ciasnoty, zaciski i meandry Jaskini Koziej. Do jaskini wchodzimy otworem I i docieramy do biwakowej Sali Cichy Kącik. Stamtąd robimy pętlę do dna na poziomie -263m. Wychodzimy z jaskini otworem II po 8 godzinach akcji. http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2Fkozia-itp
Jura - wspin w Podzamczu
Wyjazd z cyklu ,,wszystko nie wychodzi ’’. Wspinaliśmy się,to za dużo powiedziane… próbowaliśmy się powspinać na Adepcie. Po rozgrzewce Mateusz uderza na swój projekt –piękną przewieszoną 998(VI.2), niestety mimo wielokrotnego zmieniania patentów droga nie puściła, nie pomogło nawet haczenie pięty :P. Ja wstawiłem się natomiast w Ślady zębów na Kasztance (VI.3+/4)mimo początkowego entuzjazmu - wszystkie ruchy na drodze okazały się w miarę proste, a zebranie patentów przebiegało niezwykle szybko, bo nie trwało dłużej niż 1h:), droga także nie póściła. W ramach otarcia łez wybraliśmy się na Cimę, gdzie próbowaliśmy przewalczyć jej Filar (VI.2+). Niestety zmęczenie dało znać o sobie i po raz kolejny musieliśmy przełknąć gorycz porażki. W trakcie wspinania mogliśmy słuchać niejako przy okazji największych przebojów disco polo granych na scenie usytuowanej na zamku, co więcej gwiazdą wieczoru miał być sam Krzysztof Krawczyk!!!, niestety Mateusz nie dał się namówić na jego koncert . Aby zrobić do końca choćby 1 drogę tego dnia przenieśliśmy się na plecy Cimy. Tam wybraliśmy jedną z VI.1, która miała nam poprawić humor. Stało się coś wręcz odwrotnego, Mateuszowi udało się jedynie powiesić 5 ekspresów na drodze po czym musiał spasować, ja nie byłem wstanie nawet dojść do piątego, więc musiałem resztę drogi o nachyleniu pastwiska ordynarnie przyhaczyć. Po tych ,,dokonaniach’’ oboje doszliśmy do jedynego słusznego wniosku, że przerzucamy się na szachy.
Łaziska Górne - turniej badmintona "Pożegnanie wakacji"
Niezbyt pewna pogoda skłoniła nas do wzięcia udziału w halowym turnieju badmintona "amatorów" (czyt. byłych zawodników). W kat. >40 lat zająłem V miejsce. W każdym razie z hali wyszedłem wykończony jak po akcji w dziurze.
Tatry
Po przyjeździe z poprzedniej wycieczki tego samego dnia wyruszamy wieczorem w Tatry śpimy w Bukowinie u znajomych podczas wyjazdu zaliczamy Gęsią Szyje i Nosal oraz spędzamy rodzinnie czas. Pogoda dopisała widoki też.
Beskid Śląski - wycieczka od Koczego zamku do Trójstyku
W poniedziałek ok. godz 17:00 ruszamy z Koczego zamku w kierunku Trojaków dalej wzdłuż granicy Polski i Słowacji w kierunku Trójstyku. Po drodze zaliczamy biwak na Szerokim Wierchu z pięknym zachodem słońca. Ok. godz.12:00 dnia następnego docieramy na Trójstyk skąd autobusem udajemy się do Istebnej.
Beskid Żywiecki - Rycerzowa
Nie da się ukryć, że do Rycerzowej mam pewną słabość. I nie ja tylko :) Dlatego bardzo chętnie tam wracam za każdym razem. Korzystając zaś z pięknej słonecznej pogody mieliśmy w planie możliwie jak największą część dnia przeznaczyć na... wylegiwanie się w cieple właśnie na Hali Rycerzowej!
Początek jest niezły: udaje się wyjechać trochę po 8.00, w Rajczy jesteśmy punkt 10.30 (gdzie "załatwiamy" jeszcze fory u Najwyższego) i już o 12 (ekhm) zwarci i gotowi ruszamy na szlak. Podchodzimy z Soblówki prawie najkrótszą trasą (najkrótszą - czarną zostawiamy na zejście), czyli zielonym do przełęczy pod Przysłopem, a stamtąd żółtym (to już wyszło "w praniu", bo miał być niebieski) na Halę R – też dobrze, bo żółtym jeszcze nie szliśmy. Z założeń wyjazdowych wynikało, że z palcem w nosie o 14 dotrzemy do miejsca przeznaczenia, gdzie posiedzimy do.... ja wiem? 17? tak, żeby na 18 zejść i na kąpanie o 20 być w domu ;)
Ehh życie. Po 3-ciej godzinie i n-tym postoju prawie zarządziliśmy odwrót. Nastąpiła jednak mobilizacja w zespole i ruszyliśmy dalej pełni szczerego optymizmu. Gdy jednak przed 17 doszliśmy na upragnioną łąkę można już było z pełną odpowiedzialnością postawić diagnozę: Zosia tego dnia była całkowicie niechustowa. Pozwoliliśmy sobie jednak na luksus poleżenia na kocu i poskubania trawy.. i widoki.. i cisza (już o tej porze). Było warto. Droga powrotna okazała się jednak jak przez mękę i ta piesza i ta samochodowa. ("fory" zatem okazały się średnie, ale tylko nam wiedzieć czemu.) Niestety wpisujemy się w nurt stojących tego dnia godzinami w korkach. Jakoś nie przyszło nam wcześniej do głowy, że kończy się jakiś długi łikęd. Najmłodsza uczestniczka zniosła to jednak nadzwyczaj dobrze (uff), o czym najlepiej zaświadczył poniedziałkowy poranny uśmiech. :)
Tatry - wspin na Kościelcu
Prognoza pogody optymistyczna, więc trzeba uderzać w Tatry. Po szybkiej analizie możliwości wybór pada na Kościelec, jak łatwo się domyślić przeważył argument najkrótszego podejścia. Z piątku na sobotę szybka drzemka przy aucie i ranne podejście. W Kuźnicach spotykamy Melona z Anią, którzy także wybierają się na wspin. Pomimo obaw, że straszny tłok na podejściu może wróżyć podobne warunki w ścianie kolejek nie ma, wyjątek stanowiły Lobby Instruktorskie oraz Stanisławski. Paulina i ja wbijamy się w efektowną Sprężynę (VI+), reszta ekipy uderza na słynnego Dziędzielewicza (VI). Po zrobieniu drogi dwa przyjemne zjazdy i po niecałych trzech godzinach jesteśmy znów pod ścianą, szybka narada i wybieramy prostowanie drogi Kajki (VII-). Trzeci kluczowy wyciąg drogi to estetyczna, lekko przewieszona rysa, całkowicie wolna od żelastwa (w przeciwieństwie do Sprężyny) kończąca się czujnym wyjściem z przewieszki. Niestety powrót pod ścianę okazał się bardzo kłopotliwy, gdyż na pierwszym zjeździe kompletnie zacipiła się nam lina. To spowodowało, że zamiast spokojnie delektować się smakiem upragnionego schabowego spożywanego w schronisku, sporo czasu spędziliśmy na prusikowaniu przewieszonego wyciągu Lobby Instruktorskiego w świetle czołówki. W niedzielę przy pięknej pogodzie wspinamy Byczkowskiego (V+), natomiast Michał z Dorotą robią Sprężynę oraz Stanisławkiego. W drodze powrotnej trafiamy na olbrzymi korek na zakopiance, który znacznie wydłużył czas powrotu.
SŁOWACJA: Tatry Wys. - Rysy
Wchodzimy na Rysy od słowackiej strony. W planie była Wysoka lecz spotkanie z słowackimi filancami na początku grani uniemożliwiło zrealizowanie zamierzenia. Poza tym wspaniała pogoda, niebywałe zaludnienie gór. Powrót do domu horrorem (5,5 h). Tu foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRysy
Bolesławiec - Dvur Kralove nad Labem, wycieczka rowerowa
Postanowiłam podjąć minimum wysiłku w celu wzbogacenia nikłej (przyznaje z zażenowaniem) znajomości geografii naszego pięknego kraju. Sprzęt stał w garażu, towarzysz nie zawiódł, mocy po Alpach nie brakowało, a pogoda bajeczna, więc pojechaliśmy. Przypomniałam sobie, że pokonanie 60km jednego dnia w górskim terenie i z sakwą to wszak nie problem, ale przejechanie podobnej odległości przez kilka dni z rzędu to już nie takie siup. Na szczęście zadek po 3 dniach przestał boleć i muszę przyznać, że pedałowanie nawet wobec braku szczególnych atrakcji na trasie stało się ujmująco sympatyczne. No.. może poza odcinkami specjalnymi , gdzie ani zawziętością, ani najmniejszym przełożeniem nie mogliśmy sprostać potędze przewyższeń. Pchaliśmy rowery jednak niezmordowanie w przekonaniu, że wszelkie trudy podjazdów wynagrodzą nam zjazdy i nie pomyliliśmy się. Trasa zajęła 5dni i zgodnie z planem pokonaliśmy ok.300 km. Podróż z uwagi na kontuzję kolana kolegi zakończyliśmy w Dvur Kralove nad Labem, skąd pozbierał nas wracający z Austrii Maciek. Bardzo udana eskapada, zwłaszcza, że pojawia się coraz więcej tras rowerowych, naprawdę malowniczych, choć miejscami fatalnie oznakowanych (stąd duże straty czasu i niepotrzebne kilometry). Pól namiotowych wszak niewiele, ale to przecież żaden kłopot :) Fajnie tak pojechać gdzieś z kimś, kto serwuje prawdziwki do chińszczyzny z tytki i borówki na podwieczorek. Człowiek ma pewność, że z głodu nie zginie a to w pewnych okolicznościach może mieć priorytetowe znaczenie. Trasę polecam gorąco :), zwłaszcza rodzinnie. Po drodze można sobie pozwiedzać:
Brunów – bardzo ładny pałacyk i park. Pole namiotowe w pobliżu.
Lwówek Śląski – najbrzydsze miasto jakie kiedykolwiek dane mi było oglądać.
Pilchowice – tama siuuuperowa:).
Szklarska Poręba – wiele atrakcji m.in. Krucze Skały, Wodospad Kamieńczyka.
Sobieszów – Zamek Chojnik.
Karpacz – Świątynia Wang (camp za 14zł na wylocie z miasta).
Kowary – Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska, kapitalne miejsce, w zasadzie od tego należałoby zacząć:) .
Bukowiec – Świątynia Ateny, Krąg Druidów.
Adrśpach – Skalne Miasto – tylu skał to w całych Tatrach nie ma:) Liczne campingi.
Trutnov – piękne miasto, tętniące życiem koncertowym.
Dvur Kralove nad labem – najsłynniejsze w Europie Zoo Safari.
Tatry Wys. - Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem
Za namową żony jedziemy wczesnym rankiem (bo przed 5 rano) w Tatry by wejść na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Zabieramy ze sobą 3 osoby towarzyszące. Dwie z nich odwiedzają piątki, a my w trójkę brniemy w górę. Trasę z moka robimy o 1,5h szybciej niż czasówka, także już bez pośpiechu wracamy asfaltem :( na parking po auto. Droga powrotna spokojna i bez korków (pewnie dopiero w niedziele zakopianka będzie zapchana do granic możliwości) i w niecałe 3h jesteśmy w domu. Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Pod_Chlopkiem
Tatry Zachodnie
Szybki, jednodniowy wyjazd. Fotorelacja w Galerii.
Wzdłuż polskiego wybrzeża
Tym razem zwiedzamy polskie wybrzeże Bałtyku. Zaczynamy spływem kajakowym rzeką Piaśnicą od jeziora Żarnowieckiego do morza. 7 km rzeka płynie bagnistym terenem wśród szuwarów, czasem lasem. Swe płytkie wody wlewa do Bałtyku na wysokości Dębków. Wśród opalających się plażowiczów wypływamy kajakiem na trochę rozbujane wody Bałtyku (tak jeszcze z morzem się nie witałem). Ostatnie metry prąd jest dość znaczny więc musimy trochę powalczyć by wbić się z powrotem w koryto rzeki pod prąd aby zdać kajak. Następnie korzystając z rowerów dojeżdżamy szlakami do przylądka Rozewie. Dalej jedziemy samochodem i zatrzymujemy się w ciekawszych naszym zdaniem miejscach naszego wybrzeża. I tak z Kopalina jedziemy do latarni Stilo i dalej mierzeją Sarbską do Łeby. Wracamy trochę błądząc szlakiem rowerowym do punktu wyjścia (dopadły nas tam deszcze a komary miały żywcem zjeść). Najważniejszym punktem wyjazdu był Słowiński Park Narodowy. Bazę założyliśmy na uroczym polu namiotowym w Smołdzińskim Lesie (Spokojne Ranczo). Tu przez kilka dni odbyliśmy wycieczki na górę Rowokół i latarni Czołpino, dookoła jeziora Łebsko (polecam każdemu – najpierw kilkanaście kilometrów jazdy rowerem pustą zupełnie plażą miedzy morzem i jeziorem, dalej słynne wydmy Łącka i Biała Góra, powrót przez bagna południowych brzegów jeziora należy do ciekawych przygód, kąpiel w borowinach zupełnie darmowa zwłaszcza po ulewnych deszczach a na koniec ciekawa wieś Kluki, razem 62 km), dookoła jeziora Gardno. Posuwając się dalej na zachód odwiedzamy m. in. Trzęsacz z resztkami kościoła pochłoniętego przez morze. Wyspa Wolin z wspaniałymi klifami. Na koniec zapędzamy się na wyspę Uznam. Na rowerach pojechaliśmy fajną ścieżką rowerową do niemieckiej części wyspy. Wyjazd kończymy kąpielą w morzu dokładnie na granicy polsko – niemieckiej. Reasumując: fajna wycieczka krajoznawcza. Poruszając się rowerem, kajakiem czy pieszo można zobaczyć wiele interesujących miejsc i nawet zaznać sporego wysiłku. Ale czy to obali stereotypy o naszym morzu?
Tu fotorelacja: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FWybrzeze
NORWEGIA: Nordland - Norwesko-Szwedzki oboz jaskiniowy oraz wedrowki
Szeroka relacja dostępna w sekcji Wyprawy
Tatry – wspin na Wołowej Turni
Wyjazd późnym wieczorem w czwartek, na parkingu przy Popradzkim Plesie byliśmy około trzeciej, więc śpimy jedynie kilka godzin przy aucie pod chmurką. Nim zdążyliśmy się obudzić zrobiło się upalnie, co jak widomo nie pomaga przy podchodzeniu z nieszczególnie lekkim plecakiem. Na szczęście Paulina wpada na pomysł, żeby złapać stopa do schroniska co udaje się zrobić w pierwszej próbie (prawdziwy OS). Następnie godziny upływają na mozolnym podejściu wśród tłumu turystów w nieznośnym upale. Po wybraniu najlepszej naszym zdaniem koleby, szybki (tylko z nazwy) przepak i podchodzimy pod ścianę. Niestety pogoda krzyżuje nam plany, groźne pomruki burzy i przelotny deszcz przekonują nas, że dziś trzeba odpuścić wspinanie. W sobotę na pełnym sprężu uderzamy z samego rana. Wybieramy ładną i popularną Staflova (V-), pierwszy i jak się okazało najtrudniejszy wyciąg poprowadziła Paulina, kolejne wyciągi oferowały ciekawe wspinanie w dobrej jakości skale. Niestety podobnie jak w piątek pogoda po południu znacząco się pogarsza, prognozy niesprzyjające, burza wisi w powietrzu, wszyscy wspinacze poza nami potulnie zbierają zabawki i zaczynają zejście. My nie mogliśmy odpuścić drugi raz z rzędu. Wbijamy się w we wspaniale wyglądającą drogę Estok- Janiga (VI+), robimy ją w miarę sprawnie (3h) ciągle dopingowani przez odgłosy zbliżającej się burzy. Podczas zjazdów pogoda się niespodziewanie poprawia na tyle, że na pełnym luzie możemy zjeść coś pod samą skałą podziwiając przy tym zachodzące słońce. W niedziele pobudka o 4.50, wyglądam ze śpiwora na niebie żadnej chmury, więc szybko wstaję, niestety optymizm mój zmalał gdy wyszedłem z koleby. Zło zbliżało się szybko, już po 10 min. po niebieskim niebie pozostało jedynie wspomnienie. Sprawdzamy prognozy, tym razem nie dają szans na wspin, wiec zarządzam odwrót taktyczny do śpiworów. Długo niestety nie pospaliśmy, bo deszcz zalał nam naszą piękną kolebę ( z tarasem, ogródkiem i miejscem do leżakowania). Nie pozostało nam nic innego jak szybko się przepakować i schować się w pobliskiej szczelnej kolebie. Po namowach Pauliny zwiedzamy jeszcze Chatę pod Rysami, a zasadzie to przepiękny WC który jest główną i niestety jedyną atrakcją schroniska. Podczas zejścia pogoda nie odpuszcza i Tatry żegnają nas burzą z gradem. Foty http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Wolowa%20Turnia
Jura - Jaskinia "Józefa"
Letnim, słonecznym przedpołudniem wyruszamy w stronę Jury. Naszym celem jest Jaskinia Józefa w Rodakach. Bez większych problemów, najpierw przez pola, potem leśnymi ścieżkami, docieramy do otworu, który przysypany kamieniami ma nie kusić przypadkowych turystów. Zamiana krótkich spodenek i koszulek na ramiączkach, na bieliznę termalną, polarowe wkładki i kombinezony staje się chyba jedynym ekstremum tego dnia. Z szybkością zawrotną każdy z nas chciałby się już znaleźć w bardziej sprzyjających warunkach temperaturowych. Poręczujemy bez większych problemów Studnię ASa i osiągamy dno jaskini. W trakcie eksploracji bocznych korytarzy, odkrywamy bardzo ciekawe nacieki i formacje skalne - jest czym oko nacieszyć. Szczególne wrażenie robią pokryte mleczkiem wapiennym ściany jaskini w Białym Korytarzyku. To niewątpliwie jedno z ładniejszych miejsc w Jaskini Józefa. Jak na jurajską jaskinkę, można się w niej poruszać bez zbytniego schylania i wciągania brzuszków, szczególnie w Sali Daniela, tutaj największej, jej maksymalna szerokość to 3,5 metra, a wysokość około 10-15 metrów, z dnem pokrytym głazami i gruzem. Po fotograficznej dokumentacji tej krótkiej akcji, wracamy z powrotem do otworu. Temperatura na zewnątrz niestety nie zmalała. Szybko zatem przebieramy się i do auta. Na pewno wizytę w tej Jaskini można polecić na miłe, niemęczące popołudnie. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FJura-J.Jozefa
Dolina Będkowska - Łabajowa
Wstajemy o godz. 7.00; pełną gotowość osiągamy już po 2,5 h :) Pogoda średnia ale wystarcza jeden telefon do Prezesa, by świat nabrał barw, a deszczowe chmury zapowiadające ulewny deszcz zamieniły się w puchate obłoczki chroniące przez lejącym się z nieba skwarem.
Jak zawsze miejscówka bez zarzutu – jest polana, są drzewa no i skały. Na miejscu przodownicy w osobach Karola i Damiana łoją już ostro (pewnie od 6 rano). Po założeniu obozu, my również powoli przystawiamy się do skały. W międzyczasie zjawia się Najjaśniejszy Juuuliannnnnn:) Parę szczegółów technicznych – robimy szereg raczej trudnych dróg, których wyceny nie podajemy bo urągałoby to godności JKMości, bo On wspina się w ekipach, dla których cyfra poniżej VI.6 to gańba. Zdjęć z wyjazdu niestety nie ma, bo jak się okazało po przyjeździe blask, jaki bił od Króla Juliana napełnił matrycę takim lśnieniem, że zdjęcia powychodziły prześwietlone.
Ciekawostka – pod koniec dnia rozpadało się, a Karola z Damianem deszcz zastał na drodze (jakiejś trudniejszej). Karol się wycofał ale cały sprzęt został na ścianie. Jak ta historia się skończyła i czy Karol drogę skończył nie wiemy, bo w strugach deszczu porażeni napięciem całej tej sytuacji pomknęliśmy do samochodu. Może ktoś z zainteresowanych dokończy historię?
A tak na serio to bardzo miły dzień, w doborowym gronie i w pięknych okolicznościach przyrody:)))
Tatry – wspinanie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
W sobotę podchodzimy pod ścianę Koziego Wierchu mając za plecami kłębiącą się ciemną chmurę. W planach mamy Południowy Filar Koziego. Na podejściu spotykamy ekipę ze speleoklubu DG. Oni wybierają się na Zamarłą, my odbijamy w kierunku Koziego. Spoglądając za siebie decydujemy się chwilę odczekać i zobaczyć, czy się przejaśni czy zacznie burza. Przez dłuższa chwilę nic się w pogodzie nie zmienia, więc decydujemy się zaatakować drogę. Pogoda niepewna, więc decydujemy się ominąć pierwsze wyciągi trawkowym trawersem i zaoszczędzić trochę czasu. Gdy jesteśmy już w linii oryginalnej drogi czekamy jeszcze parę min i obserwujemy niebo. Mamy mieszane odczucia, ale gdy tylko na chwilę wychodzi słońce ruszamy w górę, chociaż od strony MOka kłębią się nadal nieciekawe chmury. Robimy jeszcze jeden, może dwa wyciągi i w oddali odzywają się grzmoty. Teraz jednak trudno już się wycofać. Zostaje szybki sprint w górę. Odzywające się co jakiś czas grzmoty skutecznie dopingują nas do szybkiego pokonywania wysokości, ale na szczęście burza przechodzi bokiem. Na koniec, trawersując już zbocza Koziego łatwą ścieżką w kierunku czarnego szlaku zejściowego, wrażenia wynagradza nam piękna, podwójna tęcza, która utworzyła się nad D5SP. Niedziela wita nas krótkim deszczem i silnym wiatrem. Koleżanki i koledzy (a właściwie koleżanki i kolega :p) z Dąbrowy Górniczej zostają jeszcze w schronisku, my tradycyjnie decydujemy się podejść pod ścianę i wtedy zadecydować co robimy, a że w drodze pod ścianę całkowicie się wypogodziło, to robimy zaplanowanych Lewych Wrześniaków na Zamarłej na ostatnim wyciągu odbijając trawersem na Zmarzłą Przełęcz. Nad Słowacją znowu się ściemnia. Schodzimy szlakiem z Koziej Przełęczy do Dolinki Pustej, widząc zjeżdżających z Motyki znajomych z Dąbrowy Spotykamy się pod ścianą i rozpoczynamy ucieczkę w dół doliny przed rozpoczynającym się właśnie gradobiciem i burzą. Największą nawałnicę przeczekujemy w jednej z mini koleb w Dolince Pustej, po czym już w słońcu schodzimy do Piątki, szybkie przepakowanie i ruszamy do domu.
Beskid Mały - Kościelec i Jaworzyna
Z Tresnej ładnym szlakiem wychodzimy na Kościelec (792), trzeci szczyt o tej nazwie w polskich górach (jest jeszcze w Tatrach i Beskidzie Śląskim, może gdzieś jeszcze). Potem jeszcze idziemy na Jaworzynę (862). Następnie schodzimy nad jezioro Żywieckie. W momencie gdy już mieliśmy wchodzić na omegę w Zarzeczu by pożeglować trochę nadeszła czarna chmura i ściana wody zakryła świat (rozświetlany przez błyskawice). Tym razem nawet dobrze, że wszystkie plany nie zostały zrealizowane.
ALPY 2012
No jestem:) W telegraficznym skrócie:
• 04.07 Masyw Hagengebirge, Austria – wycieczka krajoznawcza, farma do kitu -o rany! co to będzie? Na podjeździe rowerkami do chatki wyplułam płuca, zjazd przywraca nadzieję. A potem już poleciało…
• 05.07 Hoher Dachstein 2995m, Alpy Salzburskie, Austria, F
• 07.07 Glosglockner 3797m, Grupa Glocknera, Austria –klasyk w 1 dzień (15h). PD+ przewodnikowo raczej grubo przesadzone.
• 08.07 Lody w Val di Non, Włochy
• 09.07 przełęcz Nufenenpass 2478m, Szwajcaria
• 11.07 Grunegghorn 3787m , Alpy Berneńskie, Szwajcaria– przedwierzchołek, nie dotarliśmy na szczyt Gross Grunhorn (4044m), awaryjny nocleg w schr. Konkordia (2850m) – akcja 3-dniowa, wyczerpujące przejście lodowcem Gruneggfirn.
• 15.07 Piramide Vincent 4215m PD, Wsch. Alpy Walijskie, Grupa Monte Rosa, Włochy – po zejściu ze szczytu nocujemy w schronie Balmenhorn 4167m PD, klasyfikowanym jako samodzielny wierzchołek.
• 16.07 w temp.odczuwalnej ok.-20 i bardzo silnym wietrze wchodzimy tego dnia na:
- Punta Gnifetti 4554m PD
- Zumsteinspitze 4563m F-
- Parrotspitze 4032m PD-
- Ludwigshohe 4341m PD
- Schwarzhorn (Corno Nero) 4322m PD
• 17. 07 – Matterhorn … nie dał nam najmniejszych szans ….
• 19.07 Dent d’Herens 4171m, Zach.Alpy Walijskie, Włochy – przepiękny i wymagający sąsiad Matta, 3 dni walki, spory wysiłek PD+ III, Przejście przypłacone odwodnieniem.
• 20-22 Resetujemy w Chamonix, Francja
• 24.07 Dufourspitze 4634m i Nordend 4609m , Wsch. Alpy Walijskie, Grupa Monte Rosa, Szwajcaria – obydwa wierzchołki w 1 dzień wyczerpującej, 21h akcji. Dufourspitze pokonujemy mikstowym kuluarem przez z przełęczy Silbersattel i przez grań szczytową AD III. Nordend klasycznie PD+ w fatalnych warunkach pogodowych…
• 25.07 Powrót do domu. O detalach z przyjemnością opowiemy:)
Jura - wspinanie w Mirowie
W piątek jadąc na imprezę do Krakowa piszę smsa do koleżanki, czy nie chciałaby się wybrać w niedzielę w skały. Propozycja zostaje podchwycona, termin zaklepany, jedziemy. W sobotę lecząc kaca po piątkowej imprezie mój optymizm nie jest już tak wielki, przez moment skały miała nawet zastąpić ścianka, ale po głębszej analizie górę wzięła jedyna słuszna prawda – nie ma co kisić się na ścianie, skoro jest pogoda i jest wolne :D Najwyżej jak forma nie dopisze, to połazimy turystycznie albo pobyczymy się pod skałami :P No i nastała niedziela, dzień wyjazdu do Mirowa. Zaczynamy na rozgrzewkę od lewego wariantu Filaru Skrzypiec (V), trudności właściwie tylko na pierwszych metrach. Potem przenosimy się na Studnisko Przy Zamku. Jako, że Studnisko jest (jak nazwa wskazuje) przy zamku, towarzyszy nam niestety dość spora, niewspinaczkowa publiczność. W takim towarzystwie robimy Białą Depresję od lewej strony (VI) a potem przenosimy się na drugą stronę skały, gdzie schowani przed wzrokiem przypadkowych gapiów robimy Re Re osiem (VI.1) Jako, że padło OS, wstawiam się też w sąsiednią Ty Rano Żarłeś Rex, ale niestety odpadam z kluczowej przewieszki. Droga musi trochę poczekać. Jak na wcześniejsze obawy o formę i chęci do wspinu dzień i tak dość owocny :)
Beskid Śl. - rowerami do skalnej bramy
Wyjeżdżamy z Ostrego rowerami w górę doliny Zimnika w stronę góry Gawlas. Dzięki namiarom GPS bez pudła (jak się nie wie trudno trafić) docieramy do tego dość ciekawego ewenementu przyrody nieożywionej. Kilkumetrowy łuk skalny chyba jedyny taki w Beskidzie Śl. Płynie tu potok, miejsce dość urokliwe. Podążając (rowery zostawiliśmy ukryte w lesie) w górę doliny o charakterze wąwozu docieramy spowrotem do drogi zrywkowej i nią do rowerów. Zjazd do auta błyskawiczny.
Sokoliki - wspin
Wreszcie udało się nam wybrać w Sokoliki. Nocowaliśmy w sprawdzonym i jakże wesołym miejscu ,głównie dzięki ekipie wspinaczy za naszej południowej granicy. Jako rozgrzewkową drogę wybraliśmy Kurtykówkę (VI+) na Krzywej, linia piękna ,ale podobnie jak na pobliskich Trzech Okapach można się zdziwić jej,, rozgrzwkowym’’ charakterem. Głównym celem wyjazdu był Nos Żubra( VI.4), niestety udało nam się jedynie pozbierać patenty, do poprowadzenia tej drogi brakuje nam jeszcze nieco mocy. Pod wieczór przenieśliśmy się na Jastrzębią Turnię, gdzie znajduje się kolejny piękny choć płytowy klasyk Sokołów - Mandala Życia (VI.2). W niedziele wspinamy się nieco krócej za to intensywnie, padają min. Hokej (VI.3), Pod Zjazdem (VI.2+), Zającówka(VI.1+).
Jura - Jaskinia "Józefa"
Ten pogodowo niepewny weekend spędzamy na spokojnym szwendaniu się po Jurze na rowerach. W niedzielę dla urozmaicenia odwiedziliśmy także jaskinię "Józefa", położoną niedaleko miejscowości Rodaki (gmina Klucze). Trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawy obiekt. Od otworu w dół prowadzi ponad 30 metrów zjazdu, miejscami dosyć obszerną studnią. Na dole galerie, choć krótkie, to jednak jak na jurajskie warunki iście przestrzenne. Z całą pewnością wizytę w tej jaskini można polecić.
Jura - wspin w dolinie Kobylańskiej
Przechodzimy kilka dróg od VI do VI.2 na Wroniej Baszcie (nazw nie znamy bo nie mieliśmy topo), które kosztowały trochę wysiłku. Cały dzień idealna pogoda do wspinu.
Tatry Zach. - próba dojścia do Koprowej Studni + turystyka
Podejście Koprowym żlebem od Przechodu w Małej Łące. Szukam dość długo Koprowej Studni w domniemanym miejscu lecz sprawa okazuje się nie taka prosta (nawet konsultuję się z kolegami telefonicznie). W końcu nadciąga burza a totalna zlewa pozbawia mnie resztek motywacji chodzenia po osuwających się mokrych trawkach. Muszę dać za wygraną tym razem. Słońce wychodzi jak jestem na szlaku w Małej Łące. Pozostała grupa przeszła trasę: Gronik – Kondracka Przeł. – Kopa Kondracka – Małołączniak (tu mieli apogeum burzy) – Kobylarz – Przysłop M. – Gronik. Spotkaliśmy się w Mł. Łace. W drodze do domu zaglądamy na Polane Rogoźniczańską gdzie spotykamy Andrzeja Porębskiego z kursantami z SDG. Tak po za tym to lipiec taki jak obecny jest fatalny co do burz i komplikuje czasem górskie plany.
Tatry Zach. - Śnieżna Studnia
W ramach badań naukowych prowadzonych przez Jacka Szczygła, odwiedziliśmy tzw. Dziki Zachód. Mierzyliśmy upady warstw, uskoki i pęknięcia, a przy okazji przemieściliśmy w jaskini trochę sprzętu - w szczególności wynieśliśmy trochę zabytkowych lin na powierzchnię (i do śmieci). Tym razem bez burzy. Razem z podejściem i powrotem wyszło ok. 16h.
Tatry Zach. - Wielka Śnieżna
Przejście od otworu Jaskini Wilczej do Salki z Fortepianem (zezwolenie naukowe). Dokonano pomiaru struktur geologicznych oraz wymiany oporęczowania. Akcja bardzo szybka i sprawna - od auta do auta ok. 10h. Na powrocie trochę nas zmoczyło, ale obyło się bez piorunów.
SŁOWACJA: Wspinanie
Docieramy na kemping w Starej Leśnej w piątek wieczorem. W nocy szalała masywna burza i rano mieliśmy dylemat, czy warto ruszać w Tatry, które mogą być potencjalnie mokre... ostatecznie zdecydowaliśmy się na Dolinę Demanowską. W Machnato wspinamy kilka dróg sportowych o trudności nie większej niż VI.
Następnego dnia ruszyliśmy w dolinę Młynicką. Nieopodal wodospadu Skok, na ścianie pod Limbou robimy drogę Deň Svišťa (IV) a następnie na znajdującej się nieopodal Vežy pod Skokom wspinamy Veterný kút (V-). Dzien upłynął nam bardzo przyjemnie, poza tym, że było nieznośnie gorąco. Tłumów w ścianie na szczęście brak.
Jura - wspinanie na Ostrężniku
Wyjeżdżamy już o 7:00 rano, żeby mieć coś z tego dnia i zdążyć na finał Euro. Muszę pochwalić Karola za logistykę akcji:) gdyż wybrał rejon idealnie nadający się na upalny dzień. Cała dolina Wiercicy oferuje wspinanie w bukowym lesie, który przypomina ogromny parasol chroniący przed słońcem, dodatkowo między wstawkami można było ochłodzić się w grocie (jaskini Ostrężnickiej), tam też chłodziliśmy napoje. To potwierdza tylko, iż wspinać można się zawsze, niezależnie od panujących warunków atmosferycznych:). W takich warunkach prowadzimy całkiem długie i, jak dla mnie bardzo ciekawe drogi. Wyjeżdżamy ok 17 (tak wcześnie jeszcze nigdy nie wracałem ze skałek), po drodze zabieramy przygłuchą parę autostopowiczów i typujemy zwycięzcę finału - Orły do boju!
Pod żaglami na jeziorze Dzierżno
Jako relaks po akcji w tatrzańskiej dziurze wybieramy się na żagle na jezioro Dzierźno. Upał a na jeziorze przyjemna bryza w sam raz na rekreacyjne żeglowanie. Potem kąpiel w jeziorze Pławniowickim. Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FWoda
II kwartał
Tatry Zachodnie – dolinospacery: Mała Łąka, Kościeliska, Tomanowa i wzgórza Pogórza (Skoruszyńskiego – jak mówi Wikipedia)
Od pewnego czasu chodziło za mną, by pojechać w Tatry. Tak choć na chwilę, chociażby tylko je z dołu zobaczyć. Posiedzieć, pooglądać. Wojtek szybko podchwycił pomysł :) Odbyliśmy parę półdniowych wycieczek, zarówno po Parku jak i poza nim. Przeszliśmy się Doliną Małej Łąki, gdzie na polanie na Wyżnich (Wyżniej?) zafundowaliśmy sobie dłuższy popas. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Przysłop Miętusi, gdzie uraczyliśmy mapą jednego turystę. Zaś podczas zejścia lasem napotykamy z Zosią na grupę górskich wiewiórek. Ona frajdy nie miała (przespała całą drogę powrotną), ale ja tak. Po dniu kondycyjnym, poszliśmy do Doliny Kościeliskiej. Zapewne to skrzywienie, że tyle razy się tam było i wciąż chce się wracać. Co by nie mówić, to Kościeliska ma swój klimat i urok. Po śniadaniu na Hali Ornak poszliśmy więc w stronę Tomanowej Przełęczy z zamiarem powylegiwania się gdzieś w miarę możliwości na polanie. Doszliśmy nieco nad Niżnią Tomanową Polanę, po czym wróciliśmy kawałek na wcześniej upatrzone miejsce. Ciężar Zośkowy plus temperatura i słońce zrobiły już ze mną tego dnia swoje, dlatego postanowiliśmy zostać na Niżniej Tomanowej. Ruch na tym szlaku zauważalnie większy niż w MŁ, ale i tak miło :)
Dla mnie największym odkryciem była jednak pierwsza wycieczka. Wałęsaliśmy się po wschodnich zboczach Witowskiego Przysłopu, odwiedzając tamtejsze polany. Z Roztok, gdzie nocowaliśmy, wyruszyliśmy asfaltem w stronę Witowa po czym którąś z pierwszych napotkanych ścieżek skręciliśmy w lewo w las. Odnajdując odpowiednią drogę przeszliśmy kolejno hale: Krzystkówka, Zdychałówka, Polana Cicha i Kosarzyska. Piękny świerkowy las, ciekawa roślinność łąkowa i nieznane mi wcześniej spojrzenie na Tatry Zachodnie, z Kominiarskim i Czerwonymi na pierwszym planie (szczególnie z najwyżej położonej polany Kosarzyska), to główne zalety tego spaceru. Ach! I jeszcze brak ludzi. Chyba nie trudno się domyślić, że mało kto tam się zapuszcza, a jeśli już to raczej miejscowi. Wracaliśmy natomiast przez Morgasówkę (właściwie niechcący) do Długoszówki. Dla umilenia życia wstąpiliśmy jeszcze do bacówki po sery i podreptaliśmy (asfaltem niestety) do Roztok. Także bardzo udana wycieczka, jak i cały wyjazd :) Zdjęcia w galerii.
P.S. Dawniej z pewną dezaprobatą spoglądałam na rodziców wytrwale i z mozołem pchających wózki z dziećmi przez zatłoczoną dolinę Kościeliską. No bo po co ONI się tam w ogóle wybrali?! Po co z dzieckiem, takim małym, nie lepiej poczekać aż podrośnie? Żeby samo mogło pójść? I czemu tą drogę tak szeroką zrobili – gdyby była tylko ścieżka to ludzi byłoby mniej... itp. itd. Och, jak wiele się zmienia... jak to zależy gdzie się leży. A z wózkiem po prostu jest wygodnie (dla obu stron) i tyle. Teraz ich bardziej rozumiem. Chwała spacerującym, że w ogóle CHCĄ spacerować. Choć równocześnie cieszę się, że nie musieliśmy tej wózkowej granicy (bardziej wewnętrznej) przekraczać. Chusta to jednak cud mobilności.
Tatry Zach. - jaskinia Lodowa Litworowa
Jak na 2 osoby dość wymagające zadanie. Przechodzimy jaskinię Lodową Litworową do Starego Dna w jaskini Ptasiej. Dla zainteresowanych kilka szczegółów: pobudka o 3.00, wyjazd autem z Rudy do Kir o 4.00. Start z Kir - 6.30. Otwór jaskini - 10.00. Akcja w dziurze 10.30 - 16.30. W trakcie akcji w Meandrze musieliśmy się przebijać przez lód (wyrąbać przejście w lodowych stalagmitach, blok spadającego lodu trochę poturbował moją nogę) także nieco szukaliśmy drogi do Bazyliki (dolna część studni Taty). W Bazylice spotykamy zakopiańczyków, którzy zjeżdżali od Ptasiej. Generalnie cała akcja na deficycie płynów (w jaskini mało wody a tempo dość żwawe). Po akcji do auta dotarliśmy o 20.00. W domu 23.00. Nieźle jak na jeden dzień. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLodowaLitworowa
Dąbrowa Górnicza Pogoria - zawody triathlonowe
Pierwszy raz wystartowałem w triathlonie ale takim skróconym: 500 m pływania, 18 km na rowerze, 5 km biegu. W mojej kategorii wiekowej (50 - 59) zająłem I miejsce. Moja siostra Celina również I (kat. >40). Tak więc dla mnie sukces klubowy i rodzinny. W wszystkich kategoriach wiekowych wystartowało ponad 150 zawodników. Pokonanie całej trasy zajęło mi 1 godz. i 18 min. Pływanie mi poszło miernie (zakwasy w rękach po kajakach), jazda na rowerze rewelacyjnie a bieg średnio. Decyzja o starcie była w moim wypadku spontaniczna i podjęta w ostatniej chwili. Warto jednak przed takimi zawodami trochę potrenować. Chwała organizatorom za perfekcyjne przeprowadzenie imprezy. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FTriathlon
Jura, Sokole Góry - wspinanie
Drugi wyjazd z cyklu restowych, po Tatrach, gdzie oszczędzałem nadwyrężony palec, teraz musiałem dać odpocząć zamęczonym tydzień temu nogom. Zaczynamy o bardzo nietypowej porze, bo już o 12.30:). Z tego też powodu wspinamy się nieomal bez przerwy aż do zmierzchu . Niewątpliwym plusem tego rozwiązania jest długi sen, a minusem brak możliwości obejrzenia ćwierćfinału euro 2012. Kilka uwag technicznych : wspinaliśmy się na Bońku – jest to spora skałka znajdująca się blisko jaskini Studnisko, jest na niej sporo fajnych dróg w przedziale od VI do VI.2. Udało się poprowadzić m.in. Nie Potrzebne Zwycięstwo (VI.2) oraz Blizny (VI.3).
SŁOWACJA: Tatry Wys. - mała pętla
Krótki wyjazd na jeden dzień. Czas przejścia 9:07, przerwa 2:25, podróż samochodem 4:30 i Cesnakova polievka. Start Jaworzyna Spiska, dalej Doliną Jaworową przez Lodową Przełęcz, na Czerwoną Ławkę do Zbójnickiej Chaty na rzeczona czosnkową. Kolejna przełęcz Rohatka, i Doliną Białej Wody do Łysej Polany na drogę nr 67 w kierunku auta. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FMalaPetla
Tatry Zach. - Jaskinia Pod Wantą
Udało nam się zebrać około 18 i ruszamy . Jedziemy i zastanawiamy się (no może nie wszyscy) czy na miejscu jest TV przecież dziś pierwszy ćwierćfinał Grecja – Niemcy. Drogi dość zatłoczone ale udaje nam się dojechać jeszcze przed meczem (telewizor nieduży ale na szczęście był) Meczyk i idziemy spać bo zaplanowaliśmy wstać o 5:30. Rano piękna pogoda, bezchmurne niebo, aż chce się iść w góry. Udaje nam się wejść na szlak o 7 wiec czas mamy dobry a pogoda w dalszym ciągu rewelacyjna.
Po drodze mijamy ekipę z sosnowca, która wracała z nieudanej akcji, gdyż po drodze kolega się poślizgnął i miał dość nieprzyjemny upadek. Z tego co zrozumieliśmy to musieli przenocować na szlaku.
Schodzimy ze szlaku i powoli zabieramy się za szukanie otworu, a tu nagle przychodzi potworna mgła, która zasłania dosłownie wszystko skutecznie utrudniając poszukiwania.
Mateusz jak zwykle nic nie pomaga i brnie z nami przez kosowke. Po około 45 minutach troszkę się lituje i przynajmniej mówi, w która stronę mamy iść. Po chwili mgła znika i udaje nam się znaleźć otwór .
Z mojej strony mogę powiedzieć ze jaskinia była super już sama wlotowa zrobiła na mnie ogromne wrażenie nie mówiąc już o dzwonie. Do jaskini pierwsza sztuka weszła około 12 i na dno dotarliśmy przed 15 Chyba nie ma za dużo co opisywać z samego przejścia, gdyż o dziwo poszło nam nawet sprawnie i o 17 wszyscy byli już na powierzchni. Pogoda w dalszym ciągu idealna . Szybki przepak i ruszamy w drogę powrotna
W drodze słuchamy radiowej relacji z meczu Francja Hiszpania i jesteśmy pod wielkim wrażeniem komentatora, który chyba cała polowe komentował na jednym wdechu Mecz kończy się 2:0 dla Hiszpanii, (a jakby ktoś nie wiedział to Niemcy wpakowali Grekom 4:2) a my powoli docieramy do domu. Czekamy na kolejny wyjazd
Klubowy spływ kajakowy rzeką Ruda
Kolejny już tradycyjny klubowy spływ kajakowy tym razem rzeką Ruda (prawy dopływ Odry) od zbiornika Rybnickiego do Kuźni Raciborskiej. Odcinek od zapory do Rud Raciborskich niezbyt trudny. Potem dość wymagający. Zwalone drzewa, czasem przenoski, lawirowanie między płyciznami. Niektórzy zaliczyli nieprzewidzianą kąpiel w rzece. Rzeka wije się przez kompleksy leśne w ciekawym terenie. Spływ kończymy oficjalnie w kapitalnym miejscu ogniskiem. Cały dzień rewelacyjna pogoda. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRuda
Pieszy rajd po Jurze
W ramach aktywacji sportowo-krajoznawczej młodzieży organizujemy rajd po północnej Jurze w celu zapoznania młodzieży z terenami krasowymi oraz zasadami biwakowania w terenie bez namiotu a także podstawami topografii. Trasa wiodła z Kusięt gdzie zwiedzamy jaskinię w Zielonej Górze a następnie przez góry Towarne (zwiedzamy jaskinię Towarną-Dzwonnica i Cabanową). Z Olsztyna przemarsz w Góry Sokole i zwiedzenie jaskini Olsztyńskiej. W pobliżu jaskini biwak pod gołym niebem. Dalej przemarsz do Złotego Potoku (kąpiel w stawie Amerykan) i dalej na Ostrężnik gdzie przeczołgujemy się niemal wszystkimi korytarzami jaskini Ostrężnickiej w różnych wariantach. W dalszej kolejności marsz przez Trzebniów do Łutowca gdzie pod skałkami kolejny biwak na powietrzu (etap 35 km). W ostatnim dniu przez Wielką Górę docieramy do Mirowa gdzie kończymy rajd. Grupa dość wytrzymała i chyba dla każdego była to niezła przygoda. Całość przebytej trasy to niemal 60 km. Tu niektóre zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FRajd-Jura
SŁOWACJA: Tatry Wys. - przejście przez Polski Grzebień
Przejście z Łysej Polany doliną Białej Wody (spotkano kolegów z Nocka w okolicach taboriska pod Wysoką) na Polski Grzebień i zejście do Starego Smokowca. Powrót autobusem do auta. Pogoda piękna, trochę śniegu pod przełęczą.
SŁOWACJA: Tatry Wys. - Wspinanie
W sobotę wspinamy się na Gankowej Strażnicy. Zeszło nam do wieczora. Po takich krzakach chyba nikt z nas się jeszcze nie wspinał. Nocleg na polanie pod Wysoką był najlepszą częścią wyjazdu. Ognisko, kiełbaski, spanie w Tatrach pod namiotem - a wszystko to legalnie. Następnego dnia Mateusz i Karol wspinają dwie drogi nad Białką, a Ola i ja podchodzimy pod ścianę Małego Młynarza. Różne czynniki obiektywne (chmury i prognoza pogody) i subiektywne (wyczerpanie poprzednim dniem) przyczyniły się jednak do tego, że nie podjęliśmy wspinaczki.
SŁOWACJA: Tatry Zach. - Siwy Wierch i dolina Jałowiecka
Przy przepięknej letniej pogodzie pokonujemy trasę: Wapenica - Babky - Ostra - Siwy Wierch (1805) - przeł. Palenica - dolina Jałowiecka - Wapenica. Bardzo piękna i ciekawa wycieczka. Na uwagę zasługuje dolina Jałowiecka, malownicza, dzika i rzadko uczęszczana. Tu niektóre zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FSiwyWierch
Świętochłowice-Chropaczów - ślub Buliego i Magdy
Chyba ci na mózg padło żeby w polarze iść na ślub, to moja żona zajrzała do pokoju i tu dwie dygresje ślubne: pierwsza, nigdy nie wiem czy jestem zaproszony na ślub czy wesele, chociaż po powrocie do domu stwierdziłem że jestem głodny a to by znaczyło że nie byłem na przyjęciu weselnym. Druga dygresja łączy się z komentarzem Marzeny na temat mojego ubioru, po co ludzie się łączą w pary? I tu mam odpowiedź: żeby w kościele wyglądać jak bywały osobnik a nie jak menel. Albo na przykład taka typowa sytuacja prosto z życia, jesteśmy na Saharze lub na Antarktydzie ( chodzi o brak patyka) i nagle zaczynają nas swędzić plecy w miejscu gdzie nie sięgniemy ręką i tu ciśnie się odpowiedź dla Buliego który zadał mi pytanie: ” po co ten ślub”. Buli swędziały cię kiedyś plecy? Niestety Marzena nie przeczytała wiadomości z Nockowej strony, o której jest ten ślub w związku dlatego wpadłem do kościoła o 13.05 już uroczystość trwała, nie znam nikogo ale to nic w końcu młodzi nigdy nie zapraszali mnie na żadne uroczystości rodzinne. Patrzę przy ołtarzu siedzi jakiś łysy facet pewno to Buli, niestety wiek robi swoje a wzrok zawsze miałem słaby ale słuch nie i słyszę Mateuszu i Dominiko i tu lekka zagwozdka, kurcze jak Buli ma na imię bo słuch mam dobry ale pamięć to nie. Jako życiowy cwaniaczek wpadam na myśl że w kruchcie musi być tablica ogłoszeń, jest i coś na niej pisze ale ja nie mam przy sobie okularów do czytania co pokazało że jestem tylko drobnym cwaniaczkiem. Wpadam na pomysł: pani co tukej pisze bo nie mom breli do czytanio (scenka dzieje się w Lipinach) a pani czyta: czternasto Daniel i Magdalena Bula nabożeństwo ślubne. I już jestem w domu nawet jak bym bywał na uroczystościach rodzinnych u Bulów to i tak bym tych ludzi nie znał czyli w sumie mała strata że mnie nie zapraszają. No to mam 40 minut czasu auto stoi naprzeciw kościoła to sobie usiądę i jako pierwszy (i tu staje mi Biblia przed oczami bo na ślub Mateusza i Dominiki przyszedłem ostatni a u Bulów będę pierwszy) pooglądam przyjeżdżających gości ( laski w mini i na szpilkach). W końcu przyjeżdżają Nockowe ludzie, cało kupa Rymarczyków jeszcze większa kupa Jaworskich i Szmatłochów na szczęście z Agą. Szołtysiki na rowerach (patrz pierwsze zdanie) i Buli który bryluje między nami jak jakiś starosta albo wodzirej, na szczęście Basia nieświadomie cytując moją żonę stwierdziła: „Buli chyba ci na mózg padło kaj mosz swoja baba” czym spowodowała lekki popłoch u pana młodego. Goście weszli do kościoła a młoda para przed drzwiami oczekuje na jakiś sygnał na wejście ale sygnału brak a minuty mijają, nie wiem czemu ale Magda robi się nerwowa, muszę ratować sytuację i zabawiam ich rozmową typu, że ksiądz daje szansę Danielowi na podjęcie szybkiej decyzji a ja mam kluczyk z auta w ręku. Niestety Magda nie chwyciła aluzji i dalej jest pochmurna no to ja zasłoniłem Daniela swoją osobą i wtedy się uśmiechnęła, pewno pomyślała że to ja mógłbym być panem młodym ale opatrzność nad nią czuwała i wybrała Daniela. W końcu organista i para skrzypków intonuje Hallelujah ze shreka nie muszę wam pisać jakie sceny przemykały przez moją głowę ( najlepsze były ślepe świnie) W kuluarach usłyszałem że opóźnienie wzięło się stąd bo w kancelarii oczekiwano aż przyjdzie przelew internetowy za uroczystość ślubną ale myślę że to złośliwa plotka. Po uroczystościach udało się nam naciągnąć młodych n półtora litra czystej (Asia pamiętaj że alkohol szkodzi twojemu nienarodzonemu) Jako że na dalsze uroczystości nie zostaliśmy zaproszeni zrobiliśmy imprezę pod płotem kościoła obgadując tych których z nami nie było. Jako że moje poprzednie sprawozdanie znalazło uznanie tylko u profesjonalistów postanowiłem swój wyjazd na ślub opisać w normalny i prosty sposób. Myślę że to sprawozdanie powinno się znaleźć w wyprawach bo samotny wyjazd do Lipin to nie jest jakaś tam Afryka tym bardziej że z powodu EURO policja pilnuje kibiców a pod kościołem stał tylko jeden bus z ośmioma policjantami.
Ps.
Po przeczytaniu tego sprawozdania mój syn zapytał: tata co ty bierzesz?. To pytanie jest zasadne ze względu na mój ból pleców a co za tym idzie biorę lek o nazwie Myolastan którego ulotka ostrzega że niekiedy lek powoduje zaburzenia pamięci, spowolnienie reakcji psychicznych, uczucie upojenia alkoholowego, zmniejszenie czujności lub senność. A niekiedy powoduje reakcje paradoksalne (fajne określenie) jak pobudzenie, agresje stan splatania, omamy, zaburzenie osobowości i świadomości a niekiedy obniżenie libido (ale to nie)
NA KONIEC MŁODEJ PARZE ŻYCZE ABY SIĘ SZANOWALI
RW
Jak widać "klubowy" ślub stał się kanwą wspaniałego monologu Ryśka, który z charakterystyczną dla siebie swadą relacjonuje przebieg wdawało by się klasycznej imprezy. Jak na razie dla mnie "spit roku" za opis. Wcale nie trzeba jechać na drugi koniec świata, czy zdobywać Everestu. Tak po za tym to była przepiękna pogoda, śląskie klimaty i spotkanie przy płocie. Lata tak szybko śmigają a takie okazje tylko to uzmysławiają. Chwalimy się stażem: Tadek z Basią - 30 lat, Damian z Teresą - 27, Tomek z Asią - już 6. A przy tak pięknej pogodzie "laski" wciąż na miejscu. Młodej parze natomiast życzymy wszystkiego dobrego
D. Sz.
Jura - Góry Sokole i obok
Na rowerze górskim objeżdżam różne zakątki Gór Sokolich a potem tereny położone bardziej na południe.
Spływ rzeką Dobrzyca i Piławą
Nie opisze całego spływu bo bym musiał mała książkę wydać z tego wszystkiego co tam się dzieje :) )wiec opisze tak na szybko jak to tam wygląda. Spływ ma swoja oficjalna nazwę (spływ wyjątkowo w czwartek). Bo zawsze zaczyna się w Boże Ciało, a w tym roku te święto wypadło znów „wyjątkowo” w czwartek.
Jest to już 7 spływ organizowany przez tą ekipę . My jesteśmy po raz trzeci. Wszyscy powoli zbierają się w punkcie zbornym w środę wieczorkiem. Ludziki przyjeżdżają dosłownie z rożnych części polski. Kolega Pączas jak zwykle nie zawodzi – jest przedstawicielem Linda i przywozi dwa kartony rożnych czekolad i czekoladek co starcza nam na cały spływ.
Jak to zwykle jest rozbijamy się gdzie popadnie. W czasie spływu zawsze mijamy 2-3 km pole namiotowe i szukamy dogodnej polanki na biwak. Jest to tez spowodowane tym, iż nie jesteśmy cichym spływem, gdyż wieczorami przy ognisku gitarze wtórują 3 wielkie djembe i dwa małe bębenki co naprawdę robi wrażenie a hałasuje jeszcze bardziej :) ) Wiec można powiedzieć ze rozbijamy się dalej z troski o innych.
Do przepłynięcia mamy 52 km Dobrzyca i około 10 Piławą. Widoki i dzicz otaczająca nas w czasie spływu przepiękna. Jedyne sama rzeka okazuje się troszkę za spokojna, a co za tym idzie czasem nudnawa. Lecz dla niektórych osób, które są pierwszy raz i tak okazuje się dość wymagająca. Z wszystkich spływów jaki mijaliśmy i nas mijały tylko nasz naszym zdaniem okazał się prawdziwy i uczciwy, gdyż my cały swój majdam w tym namioty, masa jedzenia i oczywiście piwa plus inne trunki, nie zapominając o wymienionych wcześniej instrumentach : )) targamy ze sobą w kajaku, a nie jak innym dowożą samochodami.
7 spływ i pierwsze odstępstwo od reguły, a mianowicie rozbijamy się na polu namiotowym, gdyż nasz 7 calowy TV jednak nie ruszył. Oglądamy meczyk polaków w przygotowanej na polu strefie kibica
Co tu dużo pisać. Wszyscy dopłynęli zdrowi i w całości. Pogoda przez wszystkie dni była idealna. Czekamy na kolejne Boże Ciało ciekawe czy znów wypadnie w czwartek : ))))
SŁOWACJA: Magura Orawska - Mincol
Przy chimerycznej pogodzie z Zabavy wychodzimy na Mincol (1392). W górach totalne pustki.
Tatry Wysokie - spacery
Mimo niefortunnych prognoz pogody, postanowiliśmy wybrać się w Tatry na dłuższą wycieczkę. Na starcie było cały czas pod górkę - najpierw trudności z zebraniem się, potem korki, procesje bożociałowe, problemy z parkowaniem na Łysej Polanie i konieczność wrócenia się do auta po Karty Taternika celem uniknięcia mandatu. Ostatecznie, po wylegitymowaniu się, ruszyliśmy z leśniczówki w Dolinie Białej Wody w czwartek o godzinie 16:00.
Udało się nam przejść następującą trasę: Dolina Białej Wody - Żabia Dolina Białczańska - Młynarz - Młynarzowa Przełęcz - Dolina Ciężka - Dolina Kacza - Zmarzły Kocioł - Rohatka - Zbójnicka Chata - Dolina Staroleśna - Hrebienok i na hulajnogach (super!) do Starego Smokovca. Na dworzec autobusowy w Starym Smokovcu dotarliśmy w sobotę ok. 12:30, a o 13:00 zaczęła się totalna zlewa. Pozostałą część soboty przeznaczamy na odzyskanie samochodu i delektowanie się specjałami kuchni regionalnej. Ola zabrała mnie na kemping w Starej Leśnej, z którego korzystała przed rokiem. Jeśli o mnie chodzi, to doskonały, bo z darmowym WiFi i vyprážaným syrem s hranolkami a tatárskou omáčkou w cenie 2,90 EUR (!).
W niedzielę odbyliśmy krótką wycieczkę do Doliny Zadnich Koperszadów. Pertraktacje z leśnikiem tym razem były dosyć łatwe, ale cóż z tego, skoro po dwóch godzinach zaczęło rzęsiście lać. Obiad kończący długi weekend musieliśmy przenieść do Chudowa.
JURA: Grochowiec Wielki - wspinanie
Mimo długiego weekendu udaje nam się wyrwać tylko na 1 dzień. Ja z ekipą łoimy na licznie obleganym Słoniu i co nieco slakujemy. Karol z Damianem zamiast się wspinać skaczą po skałach i skręcają sobie nogi - ot tak dla hecy. Wyjazd oczywiście udany:)
Łutowiec - szkolenie centralne PZA z kartowania jaskiń
W charakterze kadry, wziąłem udział w centralnym szkoleniu PZA z zakresu kartowania jaskiń.
W ramach szkolenia odbyły się wykłady z zakresu podstaw kartowania (Tomek), prezentacja filmu o obsłudze przyrządu distoX (ja), terenowe ćwiczenia praktyczne w jaskiniach Księdza Borka i Piętrowa Szczelina (cała kadra), ćwiczenia z obróbki danych pomiarowych (ja), prezentacja możliwości programów Walls i Survex (ja), krótkie wykłady o problemie rozkładania błędu na pętlach pomiarowych i systemie GPS (Tomek).
Specjalne podziękowania dla Michała Wyciślika (za najlepszą rolę pierwszoplanową w filmie) oraz dla Oli (za dbanie o to, żebym miał co jeść).
SŁOWACJA: Tatry Wys. - rowerowo-skiturowy wypad na Litworowy Szczyt
Z Tatrzańskiej Polanki (1005) na rowerach MTB z przytroczonymi nartami jedziemy drogą (samochody mogą tu jeździć tylko za zezwoleniem, opłatą), którą wiedzie najwyżej legalnie dostępny szlak rowerowy w Tatrach. Prawie 7 km i niemal 700 m deniwelacji. Dobrą godzinę zajmuje nam wywindowanie się do Śląskiego Domu (1700), schroniska-hotelu gdzie zostawiamy rowery i dalej już z buta w górne partie doliny Wielickiej. Śniegi zaczynają się już ponad Wielickim Stawem. Dość rozległe płaty. Ponad Długim Stawem zakładamy narty i na fokach podchodzimy do stromizn opadających z głównej grani Wielickiego i Litworowego szczytu. Stromy odcinek pokonujemy w rakach aż na Litworową przełęcz (2385). Skalista grań na szczyt Litowrowego szczytu (2425) pozbawiona jest śniegu. Sprzęt zostawiamy na przełęczy i na lekko wychodzimy na szczyt skąd rozlegają się bardzo ciekawe widoczki. W nocy musiało przyprószyć świeżym śniegiem. Na wierzchołku temperatura około zera, mocny wiatr. Zbiegamy na przełęcz i dalej już na nartach po cudownych firnach śmigamy jak szaleni do Długiego Stawu. Potem kilka razy musimy zdjąć narty ale i tak ilość śniegu przeszła moje oczekiwania. Od schroniska znów zmieniamy środek lokomocji kontynuując szaloną jazdę w dół na rowerach osiągając w kilka minut Tatrzańską Polankę. Kolejna przefajna przygoda za nami. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLitworowy , tu filmik: https://vimeo.com/43589355
Jaskinia Wielka Litworowa
Przejście Wielkiej Litworowej do Sali pod Płytowcem. Śnieg w Zachodnich w zasadzie już się stopił.
Jura - 36-lecie klubu w Trzebniowe
Na skraju Trzebniowa pod skałą zakładamy "bazę" obchodów kolejnego już lecia klubu. Wszyscy zjeżdżają się o różnych porach. Trójka: Damian, Teresa, Rudi robią wycieczkę rowerową na trasie Trzebniów - Siedlec - Zrębice - rezerwat Zielona Góra - Góry Sokole - Złoty Potok - Trzebniów. Reszta wspina trudne drogi (opisze zapewne Karol). Wieczorem ognisko z wręczeniem "spitów roku" (szczegóły w AKTUALNOŚCIACH). Pogoda fajna. Tu kilka zdjęć (może ktoś jeszcze dorzuci): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FLecie
W ramach uzupełnienia: Przez dwa dni wspinaliśmy się na Kaczej skałe oraz na skałkach na wzgórzu. Z poprowadzonych dróg z pewnością można polecić: Dzieci Boga (VI.2) za klamiastość :), Zasady Norberta (VI.1+) za fajny no-hand rest, Słomiany Zapał (VI.3) za startowy bulder, Meteor (VI.3) za ciekawe ruchy oraz Łeb Na Karku (VI.1+) za siłowe wyjście z przewiechy. Pogoda dopisała, choć w niedzielę z rana przelotny deszcz nieco nas wystraszył i zmobilizował większość uczestników lecia do wyruszenia w poszukiwaniu pobliskiej jaskini niestety otwór nie zostało odnaleziony.
Beskid Śl. - wieczorna wycieczka do źródeł Wisły
W poniedziałek ok. godz 18:00 ruszamy z Przygłupia w kierunku Baraniej Góry naszym celem było zwiedzenie źródeł Białej Wisełki i wykapów Czarnej Wisełki. Obydwa cele zostały osiągnięte całość wycieczki trwała ok. 3h pogoda dopisała.
Jaskinia Pod Wantą
Akcja na dno Pod Wantą. Otworu chwilę szukaliśmy. Od auta do auta zajęło nam to ok. 6.5h. Przy okazji nawet udało się zrobić parę zdjęć. Warunki do uprawiania w Tatrach turystyki trudne - powyżej granicy lasu płaty mokrego śniegu, z którymi można zjechać w przepaść.
Okiennik Wielki - wspinanie
Tym razem podróż trwała zaledwie 1 godzinę i jak to zwykle bywa byliśmy tego dnia pierwszymi wspinaczami na skałce. Po naszej rozgrzewce na dwóch drogach VI+ (w tym szczególnie ładnej Drodze Jungera) Karol rozpoczął oddolne skanowanie Niebieskich karimat (VI.3+) - drogi od lat rozumianej przez nas jako synonim niewykonalności. Droga okazała się w większej części płytówką o prawie niewidocznych stopniach, a jak powszechnie wiadomo praca nóg Karola (tak jak i moja) nie zalicza się do Siedmiu Cudów Świata, a tym samym Niebieskie karimaty nadal czekają na swojego pierwszego nockowego zdobywcę. W dalszej części Karol powetował sobie na Drodze Bodhistawy (VI.2+), kolejno "machnął sobie na szybko" dwa warianty Framugi (VI.1+ i VI.2), a pod koniec wykonał kilka masywnych ruchów za VI.3 (Plecy widowni). Ja w między czasie powspinałem sporo krajobrazowych dróg o wycenach od V do VI+.
Ogrodzieniec - wspinaczki
W sobotę spędziliśmy kilka godzin na skałach w Podlesicach. Tym wyjazdem nasz sezon wspinaczkowy dopiero się zaczął, także ograniczyliśmy się do dróg piątkowych na Niedźwiedziu i Lalce.
Beskid Żyw. - Pilsko
Wyjście na Pilsko od Sopotni Wielkiej. Przepiękna majowa pogoda. Mało ludzi.
Tatry Zachodnie
Wiosenny wyjazd w Tatry w poszukiwaniu krokusów okazał się codziennym, kilkunastogodzinnym przedzieraniem się przez wielkie śniegi:) A tak serio, pogoda naprawdę troszkę zaskoczyła..Wszelkie prognozy diabli wzięli w noc przed moim przyjazdem:) W Kościeliskiej chlapa i hordy nieznośnych dzieciaków; musiałam na chwilę uciec do Wąwozu Kraków, by ostudzić mordercze żądze...;) Następnego dnia wycieczka na Ornak i Siwą Przełęcz, gdzie skusiły mnie jarzące się na słońcu sylwetki Błyszcza i Bystrej (moja pierwsza wizyta na tych szczytach; polecam, widoki przecudne) i powrót do schroniska. Rano ucieczka z "wstrętnej" doliny na Czerwone Wierchy przez Dolinę Tomanową (zawsze zapominam kiedy to otwierają ten szlak...:) i zejście do Hali Kondratowej. Stamtąd Kuźnice i nocny powrót do domu:))
Tyniec - wspinanie
Po krajoznawczej ,ekstremalnie szybkiej (2h) podróży pt. ,,Jak szybko dojechać do Tyńca nie płacąc za autostradę A4’’ dotarliśmy wreszcie pod skały. Tam nie przez przypadek wybraliśmy skałkę Skurwysyn(znanej z pięknych połogich, płytowych dróg:), gdzie męczyliśmy 2 drogi : Skurwysyn (VI.3+/4) oraz Mały Pikuś (VI.2) niestety bez powodzenia. Na pierwszej z nich znalezienie optymalnego patentu zabrało mi wiele godzin, (naprawdę pierwszy taki przypadek!!!) Niestety zabrakło już sił , aby tą idealną sekwencję ruchów wykonać (nastąpiło tzw. Totalne przebudowanie). Okazało się ,że w tym przypadku ,,know-how’’ nie wystarczyło. Nie pozostało nic innego jak odłożyć prowadzenie tej drogi do kolejnej wizyty w Tyńcu, która mam nadzieje nastąpi niebawem.
Jura - Zjazd weteranów taternictwa jaskiniowego w dol. Będkowskiej
W dolinie Będkowskiej na Jurze odbył się kolejny już (23) zjazd weteranów taternictwa jaskiniowego zorganizowany przez Speleoklub Bielsko Biała a głównie przez Jerzego Ganszera. W zjeździe wzięło udział ok. 25 osób z różnych klubów. Szanowni weterani zwiedzili turystyczną jaskinię Nietoperzową a potem jaskinie: Łabajową z zjazdem na linie z górnego otworu, jaskinię Dziewiczą oraz zjechano do jaskini Małotowej. Wieczorem w Brandysówce odbyły się „obrady” a potem było ognisko. W niedzielę przeprowadzono akcję zjazdu z Sokolicy ‘przez dziurę”. Zjazd urozmaicony w wrażenia. Miło było popatrzeć na pełne wigoru i energii twarze weteranów. Młodzież powinna się dużo uczyć. Więcej informacji i zdjęć na stronie SBB. Tu część zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Weterani-2012
Beskid Niski - wycieczki po Magurze Wątkowskiej
Kilka majowych dni spędzamy w malowniczo położonej miejscowości Świątkowa Wielka, podczas których udaje nam się odbyć z Zosią pierwszą górską wycieczkę... Ze Świątkowej idziemy najpierw polami, a następnie żółtym szlakiem trawersującym górę Ostrysz, gdzie łapiemy szlak czerwony (Główny Szlak Beskidzki), którym podążamy dalej na Świerzową (801) i Magurę (822). Grzbiety obu wzniesień porośnięte są przepięknym bukowym lasem, który doskonale chroni i przed spiekotą i przelotnym deszczem, o czym mieliśmy okazję się przekonać. Niemal cały szlak prowadzi przez Magurski Park Narodowy. Nie znajdzie się tam jednak budek bileterów, szlabanów i tym podobnych wynalazków. Ludzi też jak na lekarstwo, spotkaliśmy może z 4 osoby w ciągu całego dnia. Z Magury schodzimy do przełęczy Majdan i stamtąd ścieżką (już bez oznaczeń) biegnącą doliną potoku Świerzówka wracamy do Świątkowej, po drodze mijając kilka przydrożnych krzyży (niektóre sięgające 3 metrów wysokości) i kapliczek, które poza walorami przyrodniczymi niesamowicie wpływają na klimat tych okolic. Cała wycieczka zajęła nam około 7,5 godziny razem z przerwami technicznymi. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu Zosia nie była zbytnio znużona długością trasy, co niewątpliwie było też zasługą wynalazku naszych babć - czyli noszenia dziecięcia w chuście! szczerze polecam :)
Kilka zdjęć w galerii
Jura - majówkowe wspinanie
Mimo niepewnych prognoz ruszamy w skały w piątek. Po długich debatach wybieramy cel Suchy Połeć, który pozostał suchy jednie w nazwie. Na skałce oprócz nas nikogo nie ma, nie zastanowiło nas to ani na chwilę ,a powód tego stanu poznaliśmy już niedługo. Po zrobieniu rozgrzewkowej drogi walczymy z Modrzewiowymi lotami (VI.2+), niestety walkę przerywa zlewa. Czekając na okno pogodowe rozpalamy grilla i obserwujemy cierpliwie jak z okapu tworzy się wodospad. Mimo, to jakimś cudem udaje się wreszcie poprowadzić drogę choć w dwóch miejscach była kompletnie zalana. Potwierdziła się stara prawda, że nie ma złej pogody jest tylko słaba psycha:)
W sobotę natomiast jedziemy do Doliny Będkowskiej, gdzie trzeba było także walczyć z nieprzyjazną wspinaczom pogodą – tym razem z upałem. Na początek wspinamy się w cieniu na Wielkiej Niewiadomej (VI.1) oraz na Płycie Sasa (VI.1). Niestety z biegiem dnia słońce nas dopada, dlatego patentowanie Okapiku 22lipca ( VI.3+) staje się wyjątkowo męczące, drogę puszcza dopiero, gdy na skale wieczorem znów pojawia się cień. Na zakończenie dnia udaje się wyrównać zeszłoroczne porachunki z Kakofonią (VI.2+).
NIEMCY: Góry Harz - rowerami na Brocken
Celem było wyjechanie rowerami górskimi na najwyższy szczyt gór Harz – Brocken (1149). Góry leżą niemal w geometrycznym środku Niemiec. Jeszcze nie tak dawno przebiegała tu granica dwóch państw niemieckich a zarazem wrogich bloków militarnych (na szczycie pozostała infrastruktura z tamtych czasów + nowe budowle). Inspiracją jednak był sam Brocken jako że od szczytu bierze się nazwa tzw. Widma Brockena. Podobno ponad 300 dni w roku jest tu fatalna pogoda ale my trafiamy widocznie na anomalię. Świeci słońce a z kopulastej góry rozlega się widok na dalekie niziny. Góra znana z sabatów czarownic i różnych legend. Może coś w tym jest bo piekielnie wieje. Zjeżdżamy inną drogą, bardzo piękną i dość atrakcyjną. Wycieczkę zaczęliśmy i skończyli w Wernigerode. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FNiemcy
NIEMCY: Szwajcaria Saksońska
W niespełna 2 dni zwiedzamy ciekawy obszar skałkowy (piaskowce) zwany Szwajcarią Saksońską. Skały do 200 m wysokości robią imponujące wrażenie, zwłaszcza w przełomie Łaby. Tysiące dróg wspinaczkowych czeka na swoich pogromców. Kombinacją szlaków (przeważnie tzw. Malerweg) obchodzimy południowy rejon, super ciekawy zwłaszcza pod względem wspinaczkowym ale i geologicznym. Spotykamy jednak tylko 2 wspinaczy łojących jedną z imponujących ścian. Drogi rzadko obite. Wszędzie dobre warunki do biwaku (okapy), brak wody. Cały rejon tonie obecnie w soczystej zieleni. Ludzi nie wiele.
AUSTRIA/SZWAJCARIA: Wycieczka narciarska w masywie Silvretty
Powoli kończąc sezon skitourowy, zasadniczą część majowego weekendu spędziliśmy w masywie Silvretty, położonym na granicy austriacko-szwajcarskiej. Trawers tego masywu z wschodu na zachód jest skitourowym klasykiem, w przewodnikach opisywanym jako stosunkowo łatwa trasa, przyjemna do pokonania wiosną. My w ciągu czterech dni przebyliśmy ok. połowę jego długości, mamy nadzieję, że tę lepszą.
Po nocnej podróży z Polski, naszą wycieczkę rozpoczęliśmy w gorące poniedziałkowe południe, w miejscowości Galtür, z parkingu w dolinie Jamtal. Po piętnastu minutach marszu pojawił się śnieg, choć mokry, to umożliwiający jednak podchodzenie na fokach. Droga do schroniska Jamtalhütte (2 162 m n.p.m.) upłynęła nam zaskakująco szybko - zajęła nam około trzech godzin. Dzięki temu mieliśmy sporo czasu na nadrobienie braków w śnie.
Schronisko Jamtalhütte, w zasadzie jak wszystkie w tym rejonie, zostało zbudowane z myślą o dziesiątkach gości. Podczas naszej wizyty, obłożenie miejsc było zresztą całkiem spore. Co ciekawe, średnia wieku gości, głównie niemieckojęzycznych, była na poziomie 40+. Przy kolacji ucięliśmy sobie dłuższą pogawędkę z Basią i Tomkiem, których poznaliśmy na parkingu i którzy mieli podobne do naszych plany (pozdrawiamy!).
Następnego poranka wyruszyliśmy w stronę kolejnej chatki. Warunki uległy znacznemu pogorszeniu. Podchodząc przez lodowiec Jamtalferner na przełęcz Obere Ochsenscharte (ok. 2 900) poruszaliśmy się przez cały czas w chmurze. Na szczęście na tej trasie odcinki pomiędzy schroniskami są dosyć krótkie i zanim zaczął padać deszcz, zjechaliśmy przez Vermuntgletscher do doliny Ochsental i znajdującej się w niej Wiesbadener Hutte (na wys. 2 443). Tam zastaliśmy międzynarodowe towarzystwo - czeską obsługę i gości z Austrii, Czech, Niemiec, Francji i Hiszpanii. Ze względu na padający deszcz, stoły w jadalni zapełniły się szybko, a po kolacji wino pobudziło wielu do śpiewów. Choć my poszliśmy spać wcześnie, nie sądzę, żeby wszyscy goście dostosowali się do ciszy nocnej.
Kolejny odcinek okazał się być esencją tego wyjazdu. Podejście na przełęcz Fuorcla dal Cunfim (3043) upłynęło nam w dosyć niepewnej i wietrznej pogodzie. Jednak kiedy przekroczyliśmy granicę szwajcarską, wiatr ustał a zza chmur wychyliło się słońce. To przejaśnienie wstrzeliło się w dokładnie ten moment, w którym go potrzebowaliśmy - zjazd lodowcem Silvrettagletscher. Było to fenomenalne przeżycie - długi, stosunkowo łagodny zjazd bez przeszkód terenowych, bez szczelin, po prostu wspaniała rzecz na koniec sezonu. Spodobało się nam na tyle, że po dotarciu do Silvrettahutte (2 341) postanowiliśmy przeżyć to jeszcze raz i podeszliśmy ponownie pod przełęcz Silvrettapass (3 003). Za drugim razem nie było już jednak tak samo.
W szwajcarskim schronisku Silvrettahutte dla odmiany było pusto. Oprócz nas, w chatce spali tylko dwaj Hiszpanie, z którymi nawiązaliśmy znajomość przy kolacji. Kto wie, może następnym razem Pireneje? Z powrotem do Austrii wracamy w czwartkowy ranek przez przełęcz Rote Furka (2 688). Zjazd na północ okazał się dosyć nieprzyjemny - z początku śnieg był zmrożony, aby po zjeździe do doliny Klostertal bez żadnych etapów pośrednich przejść w mokrą, hamującą breję. Aby poruszać się w niej w dół, i tak trzeba było się odpychać kijkami. Mimo sporego zachmurzenia, temperatura w dolinie sięgała kilkunastu stopni. Choć początkowo planowaliśmy przedostanie się do kolejnej chatki (Saarbrucker Hutte), podjęliśmy tu decyzję, że zjeżdżamy na dół. Co z tego, że leży pod nami dobre dwa metry śniegu, skoro pożytek z niego jest niewielki.
Na koniec długim, powolnym i męczącym niestety zjazdem osiągamy jezioro zaporowe Silvrettastausee (2 032), a następnie stamtąd przez Kleinvermunt zjeżdżamy do miejscowości Wirl (ok. 1 700). Po drodze spotykamy naszych hiszpańskich przyjaciół, którzy na koniec pomagają odzyskać nam samochód z doliny obok (dzięki!).
Trzeba przyznać, że był to wyjazd na którym nauczyliśmy się czegoś nowego o Alpach. Było to nasze pierwsze doświadczenie z taką ilością lodowców, do których tym razem podeszliśmy z należytą powagą. Trasa, którą przebyliśmy nie była wymagająca - raczej przeciwnie, byliśmy zaskoczeni krótkimi odcinkami pomiędzy schroniskami. Faktem jest, że zmienna pogoda, halny wiatr i ciężki, niebezpieczny popołudniami śnieg nie pozwalały na wiele więcej - chyba, że na zabranie ze sobą więcej książek :-)
Mapka z trasą naszej wędrówki: http://nocek.pl/wiki/images/Silvretta_2012_Trasa.png
Tatry Wys. - na nartach przez 4 przełęcze
Cały dzień upalnie. Z bielszczanami spotykamy się w Kuźnicach i w zasadniczej grupie pokonujemy na nartach skiturowych trasę do Murowańca a dalej na przeł. Karb (Teresa poszła na Kasprowy i zjechała oraz zeszła tą samą drogą). Potem zjazd do Czarnego Stawu Gąsienicowego – podejście na Zawrat (2156), krótki zjazd do dol. 5 Stawów i króciutkie podejście na przeł. Schodki (2065) na której sterczał duży nawis, który pokonujemy bokiem z czekanami. Następnie fajny zjazd do Pustej Dolinki i stromo na Kozią przeł. (2137). Dalej część ekipy zjeżdża z samej przełęczy a część schodzi nieco niżej i wszyscy zjeżdżamy aż do Murowańca (po drodze Zosia ma przygodę z nartą). Z hali „krzesełkiem” wyjeżdżamy na Kasprowy. Bielszczanie jeszcze zostają a ja zjeżdżam przez Goryczkową do Kuźnic (10 minut muszę już nieść narty bo śnieg topniał w oczach). Zdążyłem tuż przed burzą. Była to dość zdrowa wyrypa (1682 m przewyższenia). Tu zdjęcia z nart i jaskini:http://foto.nocek.pl/index.php?showall=&path=.%2F2012%2F4-przelecze&startat=1
Tatry Zach. - jaskinia Goryczkowa
Po dość żmudnych poszukiwaniach (fatalny opis dojścia) docieramy do otworu jaskini Goryczkowej (w sumie dojście banalne ale to wiemy teraz). Zwiedzamy jaskinię, która tworzy dość zagmatwany labirynt. Niespełna 2 godziny zajmuje nam obejrzenie jaskini. Wracamy na kamping pod Krokwią gdzie mieliśmy namiot.
Jura - wspin, rowery i spływ
Za miejscówkę obraliśmy zalew Poraj, co przy letniej pogodzie okazało się dobrym rozwiązaniem. Przez niecałe 4 dni na przemian wspinamy się w Suliszowicach i Mirowie oraz pokonujemy ciekawe wycieczki rowerowe oraz relaksacyjny spływ pontonowy rzeką Białką (okolice Lelowa). Po każdym dniu, co odważniejsi kąpią się w zalewie Porajskim o temperaturze wody już nie wiosennej, lecz jeszcze nie letniej.
Jura - wspinanie w Suliszowicach
W poszukiwaniu zacienionej skały, spokoju i terenu dobrego do leżakowania wyruszyliśmy do Suliszowic. Wybór skałki (Kazalnica Suliszowicka) nie był łatwy, ale myślę że pomysł się sprawdził. Wojtek i ja tradycyjnie byliśmy pierwsi pod skałami, ale z biegiem dnia nasza ekipa urosła do imponujących rozmiarów. Pierwszy wyjazd w skały mają już za sobą Zosia i Julian, z moich obserwacji wynika że obydwoje byli po prostu zachwyceni skałami:) przy czym Zosia przejawia także zainteresowanie speleologią (niedaleko pada jabłko...). Mimo młodego wieku już rozpoczęli solidny trening wspinaczkowy-póki co skoncentrowali się na wizualizowaniu przyszłych prowadzeń. Reszta ekipy mimo upału w pocie czoła walczyła z pięknymi, przewieszonymi drogami, padły m.in.: Osiedle Leśne VI.1, Dziecinny Trawers V, Osika VI.2, Drzewiec VI.3, Prawe Kazanie VI.2+.
Spotkanie w Rzędkowicach
Jak co roku ma majówkę byli członkowie klubu robią sobie spotkanie w uroczym miejscu za skałkami rzędkowickimi. Słoneczna pogoda napędziła wspinaczy więc skałki sobie odpuszczamy (z sportu uprawialiśmy łucznictwo) a wieczór przy ognisku upływa na wspomnieniach z dawnych lat (tzn z przed wieków). Wyjazd być może piknikowy ale jakże potrzebny.
Sardynia - wspinanie
MOMENTO MAGICO
- Ciągnie się?! – pyta lub może raczej stwierdza Paulina.
Nie wiedzieliśmy, że idzie za nami. Jej czołówka wyłania się z ciemności i oświetla kilka otworów przed nami. Damian zagląda do pierwszego z nich. Potem wspina się do następnego.
- Zatkane mułem! Trzeba by kopać!
Paulina skręca w lewo.
- Tutaj widać światło!
- To pewnie przejście do jaskini, którą mijaliśmy na zewnątrz – odpowiada Damian.
Paulina idzie tamtą drogą. Mu już mamy zawrócić, gdy światło czołówki wpada do otworu, którego dotychczas nie zauważyliśmy.
Meander zakręcił gwałtownie w prawo.
- Jest ciąg – mówi Damian.
- To chyba nie zawsze tak wygląda? – pytam.
Idziemy spokojnie przed siebie. Nie musimy się pochylać. Tylko nasze buty stają się coraz cięższe.
Dochodzimy do progu. Otwór ponad naszymi głowami byłby dostatecznie duży, by przejść przez niego ze sprzętem. Nie mamy go jednak. Nie przyjechaliśmy tu na eksplorowanie jaskini.
- O, prożek – mówi Paulina doganiając nas tutaj.
Zawracamy. Niezbyt chętnie.
- Czujecie jak tu ciepło? – pyta Paulina.
Rzeczywiście. Cieplej niż w południowym słońcu, które oślepia nas przy wyjściu. Pokonujemy krótki odcinek plaży i wchodzimy do morza, żeby opłukać buty z grubej warstwy gliny.
Damian idzie się wspinać. Drogi są obite na wejściach do jaskiń, ciągnących się wzdłuż wybrzeża.
Ja jeszcze długo opłukuje jasne sandałki i pończochy, które założyłam do letniej sukienki.
Sardynia...
*
- Cholera i co teraz zrobimy?
Odwracamy się wszyscy. Tuż za samochodem stoi osioł. Jedno z wielu zwierząt puszczonych samopas pośród gór. Stada krów, owiec i kóz włóczą się tu samotnie potrząsając wielkimi dzwonkami. Osła też słyszeliśmy na długo przed tym jak się pojawił. Wygląda jak wielka figurka ze sklepu z pamiątkami i najwyraźniej tak właśnie traktują go turyści. Zwierze udaje, że nie jest nami zainteresowane nawet, gdy próbujemy cofnąć wprost na niego.
Karol wysiada i odciąga osła od samochodu. Wyjeżdżamy z parkingu, gdy wielka maskotka znajduje nowy sposób, żeby nas zatrzymać.
Przez otwarte okno osioł wkłada łeb do środka. Cierpliwie czeka na zdjęcia. Nieco mniej cierpliwości ma Damian. Rusza powoli zmuszając sardyńską atrakcję do zmiany strategii. Osioł przytula łeb do samochodu jak ocierający się kot.
- Stój, stój! – krzyczą dziewczyny.
Przerośnięta figurka zrozumiała już jednak, że turyści próbują się wymknąć. Osioł staje dęba i uderza kopytami o drzwi samochodu.
- Jedź! Jedź!
*
- Poczekam na ciebie – mówi Ania.
- Nie, idź – odpowiada Damian wyraźnie zaskoczony tym pomysłem.
Ania zaczyna więc pierwsza. Drogi wiodą tuż obok siebie – 6b+ Ani i 7a Damiana. Asekurantów dzieli odległość kilku kroków.
Ania dociera do pierwszego resta i już tutaj dogania ją Damian.
- Przegonisz mnie – zauważa dziewczyna z zaskakującą obawą w głosie i chociaż jest to droga na granicy jej możliwości chce jak najszybciej podjąć pościg.
- Ania spokojnie! Wyrestuj do zera! – krzyczy Paulina.
Dobra rada asekuranta. Tym bardziej, że wkrótce Damian będzie restował i Ania znów wysunie się na prowadzenie. Od tej pory będą ich dzieliły tylko dwie minuty opóźnienia, z którym Damian zaczął swoją drogę. Te dwie minuty przełożą się na odległość, którą jest w stanie objąć aparat przy maksymalnym zbliżeniu. Ani razu nie oddalą się bardziej od siebie. Dopingowani przez przekrzykujących się asekurantów miną linię gór widocznych w oddali. Dla nas – stojących na dole – zmienią się w ciemne postacie na tle szarzejącego błękitu nieba.
Pierwszy okrzyk zwycięstwa będzie należał do Ani. Dwie minuty później swoją drogę skończy Damian.
Dwa rekordy padną obok siebie i chociaż do zachodu słońca zostanie niecała godzina jeszcze tego dnia Paulina zdąży poprowadzić 6b.
*
Na kolejnej fali ponton wylatuje w powietrze. Czy można opaść twardo na powierzchnię wody? Nie wydaje mi się, a jednak trudno nazwać nasze lądowanie miękkim.
Płyniemy na pełnym gazie. Mamy niewiele czasu, by dotrzeć do Cala Goloritzè. Wszyscy jednak wiemy, że nie o czas tutaj chodzi. Może być on, co najwyżej, wygodnym pretekstem, którego przecież tak bardzo nie potrzebujemy. W końcu dryfty nie przyśpieszą dotarcia do celu, a jeśli przewrócimy ponton z całym sprzętem, mogą go skutecznie uniemożliwić.
Nieważne. Nie potrzebujemy pretekstu ani logicznych argumentów. Wystarczy nam prędkość. Wystarczy nam adrenalina.
Cala Goloritzè – dwie groty, którym nie przyglądamy się nawet z bliska. To tylko granica. Po jej przekroczeniu możemy zawrócić z przekonaniem, że nic nas nie ominęło.
Mamy jeszcze godzinę, czyli dokładnie tyle, ile potrzeba na dopłynięcie do portu. Paulina zmienia Karola za sterem czy może raczej za kierownicą.
Morze jest tak niebieskie jak na widokówkach rozdawanych turystom w tutejszych hotelach. Paulina wpływa na pełnym gazie w stadko mew, które przysiadły na wodzie. Ptaki wzbijają się w powietrze szybko i bezgłośnie, jakby od początku były tylko fatamorganą.
Dziś udajemy turystów. Powinniśmy położyć się i rozkoszować bezchmurnym niebem. Zamiast tego obserwujemy skały wyznaczające linie wybrzeża.
- Spójrzcie jaka tam by była wielowyciągówka – Damian wskazuje górę, której jedno zbocze wydaje się pionowe i zupełnie gładkie. Skalna ściana sięga aż do szczytu. Nawet Karol przyznaje, że to musiałoby być ciekawe wspinanie.
- Tyle fajnych dróg i wszystkie nieobite – wzdycha prezes klubu grotołazów obserwując wejścia do jaskiń.
Karol kładzie się na przodzie.
- Czuje się zupełnie jak na wakacjach – mówi.
Śmiejemy się.
- Uważaj, bo następnym razem pojedziesz na wczasy all inclusive.
Zbywa nas milczeniem.
- Naprawdę bardzo fajny dzień restowy – dokańcza myśl, którą mu przerwaliśmy.
Rzeczywiście całkiem udany dzień restowy. Na Cala Lunie, gdzie mogliśmy się dostać tylko od strony morza, Karol pociągnął 7a RP. W rejonie, do którego pojedziemy, jak tylko oddamy ponton, zdąży poprowadzić nie więcej niż dwie drogi.
*
Zachód słońca nad Dorgali. Sardyńskie miasteczko, zatopione w górach. Żadnych wielkich zabytków, kilka ciekawych budynków, kilka spożywczych marketów.
- Wyobrażacie sobie, że są ludzie, którzy mieszkają tu tak po prostu? Wiecie o co mi chodzi? – pyta Ania.
Wiemy. Przyjeżdżamy tu jak turyści zachwycając się pięknymi widokami. Czy potrafimy wyobrazić sobie jak to jest codziennie budzić się i widzieć te góry przez okno? Zdobywać skaliste szczyty w ramach niedzielnego spaceru.
- Podoba mi się Sardynia, bo ma tożsamość – mówi Damian. – Tutaj czuć historię. Tutaj czujesz, że jesteś gdzieś.
Powoli zapada zmrok. Zaczyna grać muzyka na żywo. Przyjemne rockowe brzmienie dociera do nas bardzo wyraźnie.
- Może jak skończymy się wspinać pójdziemy na ten koncert – proponuje Ania zakładając buty wspinaczkowe.
Droga, na którą wchodzi nie jest dla niej trudna, więc spokojnie poradzi sobie bez światła. Paulina też jeszcze się wspina. Expressy ściąga już w świetle czołówki.
Po ciemku schodzimy ze skał nad Dorgali. Rockowe brzmienie wypełnia dolinę.
*
Siadam na skale. Z trzech stron otacza mnie gładka ściana, niezakłócona nawet srebrnym odblaskiem ringów. Doszłam tu jednak spokojnie jak po chodniku.
Wiatr szarpie ubranie. Pod skałami jest dzisiaj ciepło, ale tu – na górze – wieje nieustannie. Jeśli się odwrócę zobaczę w oddali rząd białych wiatraków. Z tej odległości wydają się nie większe niż drzewa. Ja jednak patrzę na skały.
Maleńka postać w oddali wydaje się być bardzo wysoko. Nie widzę kim jest ten człowiek. Myślę tylko, że to nikt od nas, bo to, co robi wydaje się niemożliwe. Droga najwyraźniej jest przewieszona. Kilkakrotnie odlatują mu nogi. Oczywiście nic mu nie grozi, ale z tej odległości nie widać lin. Widać tylko mężczyznę zawieszonego na samych rękach, wysoko na skale. Klasyczna scena z filmów akcji na żywo robi zupełnie inne wrażenie.
Wyciągam aparat i robię zdjęcie. Bez większego przekonania. To tak jak fotografowanie widoku ze szczytu góry. Nie da się utrwalić ani tego obrazu, ani tej emocji, którą wywołuje.
Postacią na skale był Karol. Zrobił wtedy 7b. Zdjęcie wyszło
zupełnie nieudane. Oczywiście.
*
Idziemy wzdłuż plaży w Cala Gonome. Trudno znaleźć to miejsce w podrasowanych photo shopem ulotkach dla turystów. Trudno też próbować je opisać. W innej sytuacji powiedziałabym, że piękno tego miejsca jest złamane. Tutaj jednak lepiej użyć słowa „pęknięte”.
Plaża jest pusta i czarno-biała. Biała nierówną powierzchnią wapienia wygładzonego przez morze. Czarna rozrzuconymi głazami lawy. W tym miejscu woda nie ma ładnego, lazurowego odcienia, a przejście spod skał do portu nie przypomina spaceru. Kamienna powierzchnią jest mocno spękana, wypełnione wodą niecki zdradliwe, a kawałki lawy ruchome.
O tej porze roku można tu spotkać tylko wspinaczy, a i tych jest niewielu. Docieramy do portu, pakujemy sprzęt do samochodu. Ania chce zrobić grupowe zdjęcie. Zdejmujemy więc kurtki, koszulki i udajemy, że jest nam ciepło. Jednocześnie musimy zerkać czy wiatr nie porywa naszych rzeczy.
Pogodę tego dnia mamy zresztą idealną. Idealną na wspin.
*
Nasz pierwszy dzień w Isili. Podchodzimy pod skały. Trudno tutaj o nieprzewieszoną drogę. Skala trudności zaczyna się od 6a, takich jednak nie ma zbyt wiele.
Nazwa każdej drogi jest wypisana na ścianie czarnym markerem. Cyfr nikt nie podaje, a w różnych topo będą się one różniły.
Drogi są ciekawe. Dużo klam i bardzo dużo dziur w skale. Przeważnie w jednym miejscu można wykorzystać kilka różnych patentów, a dwie osoby opracują zupełnie odmienne sekwencje.
Podchodzimy pod skały. Karol prowadzi nas do drogi, którą zdążył wybrać, gdy piliśmy kawę. Czarny napis na pomarańczowej ścianie brzmi: MOMENTO MAGICO.
- Od tego zaczniemy.
Zdjęcia do obejrzenia w Galerii : http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FSardynia
Tatry Wys. - Zadni Granat i inne - wyjazd skiturowy
Ładny słoneczny ranek w Kużnicach, brak ludzi. Młodzież rzuca propozycją wyjazdu kolejką na Kasprowy. Trochę rozterki ale w chwilę później zapinamy narty na rozhukanym Kasprowym. Wkrótce zostawiamy zgiełk Kasprowego i podążamy granią przez Beskid (2012), przeł. Liliowe (1976), Skrajną Trunię (2096) na Skrajną Przeł. (2071). Początkowo planowaliśmy zjazd z Świnickiej przełęczy lecz grupka skiturowców, która tam podchodziła ostrzegła nas przed dużym zalodzeniem. Zjeżdżamy przeto Skrajnym Żlebem aż do Zielonego Stawu. Zjazd piękny i ciekawy. Potem kawałek na Karb i kolejny zjazd do Czarnego Stawu Gąsienicowego pod ścianami Kościelca. Od Zmarzłego Stawu idziemy do Koziej Dolinki a potem na Zadni Granat (2240). Trzeba przyznać, że górna część podejścia w różnym gatunkowo śniegu była niezbyt przyjemna. Na szczycie długo nie bawimy. Zjazd szerokimi polami śnieżnymi był super (zwłaszcza dla Tomka na telemarkach). Czarny Staw pokonujemy po lodzie (trochę stresu bo były miejsca gdzie narty się topiły). Szczęśliwie jednak docieramy do Betlejemki. Na deser jest przełęcz Mechy (1682) i zjazd do Kasporwej Doliny. Po dziewiczych stromych śniegach śmigamy do żlebu opadającego z przełęczy a potem już w lesie po niesamowicie ciekawej pod względem terenu trasie docieramy do szlaku i nartostrady z Kasprowego, którą zjeżdżamy do Kuźnic. Mimo wjazdu na Kasprowy robimy jeszcze ponad 1100 m deniwelacji. Pod każdym względem bardzo ciekawy wyjazd.. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FZadniGranat
Tatry Zach. - Jaskinia Czarna
Na początku miała być Miętusia Wyżnia. Warunki pogodowe panujące w Tatrach korygują jednak nasze plany i w ramach rekompensaty, decydujemy się na trawers jaskini Czarnej. Wyruszamy późną piątkową porą. Droga w stronę Tatr upływa nam nadspodziewanie szybko, i dobrze, bo mamy sporo czasu, by móc przygotowac się logistycznie do czekającej nas akcji. Ten „mini” wykład co robić będziemy, jak to robić będziemy, i kiedy, uświadamia nam, że czeka nas „małe” wyzwanie – ale co tam, musimy dać radę.
W sobotę pobudka o nieludzkiej porze (kto w wolny dzień wstaje o 5.30...), szybkie śniadanko i w drogę. Pogoda dopisuje, mały deszczyk przestaje kapać dosłownie w momencie jak wsiadamy do auta, by z Witowa podjechać do wylotu doliny. Droga doliną Kościeliska już bez śniegu, za to w otoczeniu polan, na których skrzy się od fioletowych barw – tatrzańskie krokusy, obwieszczają wiosnę. Podejście do Czarnej, też już nie w zimowym krajobrazie, pozwala nam o godzinie 8,15 dotrzeć do otworu jaskini. Niedługo po nas pojawia się ekipa z Bielska. Nietracąc zatem czasu, wskakujemy w odświętne ubranka, zakładamy szpilki i kapelusze i zaczynamy zabawę. Wlotówka szybko za nami, choć bez drobnych problemów się nie obyło. Docieramy do prożku Rabka. Tutaj pierwsza wspinaczka, niewinna, w prównaniu z tym co czeka na nas potem. Ogrom i piękno Sali Francuskiej, jak zawsze robi wrażenie. Tuż za nią pierwszy trawersik – Herkulesa, który udaje nam się szybko pokonać, w porównaniu do Komina Węgierskiego, który zatrzymuje nas na dłuższy czas. Ta trójeczka, jest co dla niektórej, zdecydowanie w zaniżonej skali. Walka skończyć musiała się sukcesem, ale przeogromna ilość siniaków, jest wysoką ceną którą trzeba było za to zapłacić ..(o spódniczce trzeba zapomnieć na conajmniej dwa tygodnie)...
Nie tracąc czasu, szybko mkniemy, by przygotować się do zjazdu Studnią Smoluchowskiego. W Jeziorku Szmaragdowym zdecydowanie więcej wody, niż za ostatnim razem. Krótka sesja fotograficzna (choć ta akcja będzie chyba jedną z lepiej udokumentowanych, dzięki testowi, jaki musiała przejśc nowo zakupiona lampa błyskowa Matusza)....Trawersując jeziorko, niepotrafiłam sobie odmówić sprawdzenia jaką temperaturę ma woda w nim, przynajmniej jedną nóżką, ale trzeba było – stwierdzam zdecydowanie zimna, nawet dwie pary skarpet i kilka kolejnych warstw ubrania nie pozwalają czuć inaczej...Jak się później okazuje to niejedyna kąpiel tego dnia, ale o tym narazie cicho sza. Prożek Furkotny też kapie wodą, która mobilizuje do szybkiego wspinu po nim. Prewieszona Wanta zostaje trzema misternymi obrotami sromotnie pokonana przez Mateusza. Pod Kominem Furkotnym, znowu wodospadzik. To najlepsza zapowiedź tego co przed nami. Ślimakiem w dół, następnie trawersem mijamy Studnię Imieninowej, już planujemy szybki zjazd Brązowym Progiem, a tu niespodzianka.
Przed nami wody po kolana, której końca nie widać. Nie pozostaje nam nic innego jak zdjąć buty, podkasać nogawki i przed siebie. A tu znowu życie zaskakuje, za rożkiem, mała ciasnotka, którą trzeba pokonać na „kaczuszkę”...Cóż już nie tylko mokre stópki...Ale dajemy dalej do przodu, szybki zjad Brązowym Progiem, spacerkiem do Sali Św. Bernarda i stajemy przed Progiem Latających Want. Chłopaki wspaniale radzą sobie z tą ostatnią przeszkodą, a mnie ogarnia niespotykana słabość, fizycznie nie jestem zdolna do niczego. Tylko dzięki doświadczeniu, niesłychanej cierpliwości i motywacji Mateusza, udaje mi się pokonać ten ostatni odcinek, choć przez głowę nie raz nie dwa przemyka myśl, że ja tu zostanę, że nie dam rady.To wszystko powoduje,że z jaskini wychodzimy dobrze po godz. 23.
Zanim osiągniemy pod stopami w miarę równą płaszczyznę mija kolejna godzinka – tyle dobrze,że na zejściu z jaskni, ktoś rozwiesił już liny. Z tej strony jeszcze w miarę sporo śniegu, który też momentami ułatwia nam zejście. Na dowidzenia miły spacerek czerwonym szlakiem, gdyby nie tylko te mokre spodnie i butki. Z Kir na Śląsk, wyruszamy ok, godz. 2 w nocy, witając poranek w własnych łóżeczkach.
SŁOWACJA: Tatry Zach. - skitura na Brestową
Deszcz i kiepska widoczność to warunki jakie generalnie towarzyszyły nam w narciarskim wypadzie na Brestową (1934). Startujemy żółtym szlakiem z peryferii Zuberca z wys. 860. Na śnieg trafiamy na wys. ponad 1200 m. Po mokrym śniegu docieramy na Palenicką Przełęcz (1573) skąd szeroką granią dość długim odcinkiem na szczyt Brestowej. Jedynym dobrze widocznym obiektem był słupek z rozpiską szlaków i nazwą szczytu. Zjazd łatwy po rozmiękłych śniegach przeradzających się w firn. Szybko śmigamy w dół do granicy śniegu a potem z buta do auta. Mimo nie najlepszej pogody byliśmy zadowoleni z miło spędzonego dnia w licznej grupie skiturowych "nocków".
Jura - wspinaczki na Grochowcu
Masyw skalny Grochowiec między Żelazkiem a Ryczowem był naszym celem wspinaczkowym. Liczyliśmy na pustki bo niby dzień powszedni a tu niespodzianka - może z 10 wspinaczy. Robimy w sumie 10 dróg od IV do VI.1+ (Paweł). Generalnie fajne miejsce, dużo obitych dróg, pogoda dopisała (baliśmy się zimna) więc dzień można uznać za udany.
Beskid Żywiecki - skitura w okolicy Rysianki
Świąteczny wypad skikturowy tam gdzie jest śnieg. Z ostatniego parkingu w Złatnej po śniegu podchodzimy początkowo szlakiem a potem na przełaj na graniczny szlak w pobliżu przełęczy Szeroki Kamień (Munianske Sedlo) na wys. 922. Potem łagodnie ale długo na Trzy Kopce (1215). Dalej zjazd tzw. Kozim Grzbietm i podejście do schroniska na Rysiance (schronisko niemal puste). Zjazd czarnym szlakiem do auta w Złatnej. W trakcie wycieczki padał śnieg, było -5 st. Warunki dość dobre, na twardym podłożu warstwa świeżego puchu.
GRUZJA - Kaukaz - skitoury
Szersza relacja w sekcji Wyprawy.
I kwartał
Tarnowskie Góry - kopalnia zabytkowa
Po iluś tam w przeszłości wypadach do podziemi tarnogórskich przyszła kolej na zwiedzenie oficjalnej i turystycznej kopalni zabytkowej z przewodnikiem. W programie był więc zjazd szybem Anioł, przejście udostępnionymi fragmentami starych wyrobisk, następnie spływ łodziami chodnikiem odwadniającym i powrót inną drogą do szybu.
Tatry Zachodnie - Jaskinia Zimna
Skoro osoba, która pierwotnie miała napisać ten opis stwierdziła cyt. "że nie lubię pisać opisów a zresztą i tak nikt tego nie czyta" to mogę opisać z mojego punktu widzenia jak ten wyjazd wyglądał i nikt się nie mnie nie obrazi...bo ponoć i tak nikt tego nie czyta :)
Jak poprzednimi razami tak i teraz startujemy ze śląska w piątek popołudniu by wieczorem być na miejscu. I tu pierwsze zaskoczenie - w Zakopanym pada śnieg! Jak to śnieg? Przecież mamy już marzec! Prawie kwiecień! ;) Ale nie byłoby w tym nic strasznego, bo my się śniegu nie boimy, ale w samochodzie którym jechaliśmy ktoś (czyt. ja) już zmienił opony na letnie...co jak się okazało nie było najmądrzejszym pomysłem. Pierwsze problemy zaczęły się już przy parkowaniu pod domem. Tam gdzie normalnie manewrowanie nie nastręczało problemów tym razem nie obyło się bez pchania by stanąć w miejscu gdzie chcieliśmy zaparkować auto. A śniegu było może kilka cm.
Resztę wieczoru spędziliśmy nad rozmyślaniem gdzie idziemy. Czy do Miętusiej Wyżniej czy do Zimnej. Zdecydowaliśmy w końcu iż w związku że jest mokro pójdziemy do Zimnej, bo Miętusia może być za bardzo zalana. Zresztą zdawaliśmy sobie sprawę z tego iż Ponor w Zimnej również może być nie do przejścia, ale skoro już jesteśmy w Zakopanym to nie odpuszczamy i idziemy, chociaż byśmy mieli dojść do Ponora i się wrócić (instruktor zdecydowanie stwierdził iż on moczyć się nie chce...życie jednak zweryfikowało te plany, ale o tym niżej).
Rano okazuje się iż śniegu jest więcej niż poprzedniego wieczora, także podejście pod Zimną czasami kończy się zapadaniem po kolana w mokrym śniegu, ale nam to nie straszne. Pod otwór dochodzimy dosyć szybko. Przebieramy się za kratą (co okupiliśmy zjazdem na dupie, bo wejście było oblodzone bardzo) i w drogę. Ruszamy w stronę ponoru z duszą na ramieniu czy będzie się dało przejść czy nie. Droga ta nie obyła się bez nerwów, gdyż jeden uczestnik wyprawy nie mogąc się przecisnąć przez lekki zacisk stworzony z lodu po prostu zostawił wór i przeszedł bez niego - bo tak było prościej. Za to ja w tym momencie, gdyż byłem za tym uczestnikiem, stałem się automatycznie w posiadaniu dwóch worów. Po stonowanej reprymendzie słownej ruszyliśmy dalej. Patrząc dookoła wyglądało że jest sucho, co napawało nas optymizmem odnośnie Ponoru...ale myliliśmy się. Jak dotarliśmy pod Ponor wody było co najmniej po kolana i tu nastąpiła konsternacja co robimy dalej... Na szczęście Krzysiek i ja zdecydowaliśmy się organoleptycznie sprawdzić jak jest głęboko...i jak zimna jest woda :) Krzyśkowi to wyszło zdecydowanie lepiej, gdyż ja po rozebraniu się do slipek i kasku tak szybko jak wszedłem do wody tak szybko z niej wyszedłem, albo raczej wystrzeliłem :) Ból jaki przeszył moje stopy był niewyobrażalny...jakby mi je w imadle ktoś zgniatał. Także ja za daleko nie doszedłem, za to Krzysiek pokonał Ponor w całości w obie strony i stwierdził że nie zamoczył nawet bielizny, to może byśmy wszyscy przeszli. Tu wzrok został skierowany w kierunku Ryśka, który chyba pod wpływem błagalnego wzroku uczestników (nie wszystkich jak się po akcji okazało) ugiął się i powiedział że w takim razie idziemy...a raczej brodzimy przez wodę. Patenty na przejście były różne...na golasa, na worki do butów, na worki na kombinezon. Lepsze czy gorsze przeszliśmy wszyscy. Ja to nawet nie tyle co przeszedłem co przebiegłem...bo w wodzie może byłem tylko kilka sekund - aż tyle zajęło mi przebiegnięcie w wodzie Ponora na drugą stronę...ale udało się! Po wyjściu z wody było już tylko przyjemniej, bo wszystko było cieplejsze niż woda :)
Za ponorem Błotny Próg mieliśmy zaporęczowany, także wejście na niego to była tylko formalność. Próg Wantowy okazał się również nie najtrudniejszym zadaniem i tak doszliśmy do Czarnego Komina. Gdy ja do niego dotarłem (zamykałem stawkę) to największy "łojant" wyprawy był już wpięty do asekuracji i zaczynał mierzyć się z Kominem. Po niezliczonych próbach (i lotach) nasz "łojant" dotarł aż do pierwszego batinoxa, by po nastu minutach dać za wygraną i powiedzieć że to się nie da... Jako iż tego dnia ja jeszcze nic nie łoiłem, to ósemkę wwiązałem do siebie i zacząłem się wspinać. Okazało się że nie było tak źle jak szkice malują i mimo iż była to ponoć droga V to przy pomocy chwytów na batonach udało się komin pokonać. Czy szybko to nie wiem, bo czas pod ziemią wydaje się być względny...dla tego który się wspina wydaje się że zrobił to szybko...dla reszty to wieczność :) Ale najważniejsze iż byliśmy przed beczką czyli bliżej Korytarza Galeriowego, który miał być naszym celem. Niestety czas czy względny czy bezwzględny to płynął bez zmian i do NCP było coraz mniej godzin, także już po kominie zdecydowaliśmy iż dojdziemy tylko do Chatki. To jak się okazało chwilę później zweryfikowało życie albo raczej jeden z kursantów (celowo nie podaje tu imion, ale myślę że możemy dopasować owego bohatera do zdarzeń które opisuje), gdyż kursant ten wchodząc pod komin nie zabrał spod niego swojego worka z linami na dalszą część trasy co zostało skwitowane kilkoma mniej lub bardziej niedyplomatycznymi słowami przez resztę zespołu :)
Zważając na upływający czas, na nasze żółwie tempo i na częściowy brak sprzętu (kilka lin miałem w swoim worze jeszcze ja) Rysiek zdecydował się pójść przodem by nadgonić i dojść chociaż do Chatki (jak sprzęt pozwoli). Od tej chwili mogliśmy podziwiać ruchy wytrawnego taternika, który sprawnie zaporęczował Beczkę a potem Biały Komin. Przy beczce chyba niektórym (czyt. nasz bohater) brakowało już wody z Ponoru, bo znów zanurzył swe ciało w jeziorku podczas podchodzenia na linie (po jaskini zaniosło się kilka dźwięków "rzuconego mięsa") :)
Niestety do Chatki nie dotarliśmy, gdyż raz iż bohater po kąpieli nie chciał iść dalej i zdecydował się zaczekać pod beczką, to zbliżała się godzina alarmowa i instruktor zarządził odwrót. Droga powrotna przebiegła nam nad wyraz szybko, ale tu największą zasługę miał Rysiek, który to podjął się deporęczowania lin "na złodzieja" wspólnie ze mną, gdzie ja robiłem jako punkt asekuracyjny (używaliśmy opcji na złodzieja bez karabinka).
Do otworu dochodzimy jeszcze za dnia, przebiórka i w stronę samochodu. Na miejscu jeszcze szybki prysznic, gdyż okazujemy się bardziej brudni niż myśleliśmy i w drogę. Opisując powrót można by napisać drugie tyle tekstu jak przebiegała nasza podróż na oponach letnich, gdy podczas naszej akcji śnieg cały czas sypał i nie było go już tylko kilka, ale dobre kilkanaście cm. Drogi publiczne, w tym zakopianka były białe. Już po kilkuset metrach, jeszcze na drodze z Kościeliskiej w kierunku do Zakopanego mijamy jedno auto w rowie, po drodze na Śląsk było ich jeszcze kilka. Biorąc to pod uwagę i to że nie chcieliśmy do nich dołączyć nasza prędkość zmalała z zawrotnych 40 km/h do 30 km/h i byliśmy od tej pory tymi uczestnikami drogi, którzy nazywani są "zawalidrogami". Ale co tam nazwy i epitety wygłaszane pod naszym imieniem przez innych kierowców, myśmy chcieli tylko dojechać do domu. Czy dojedziemy zwątpiliśmy na zakopiance, gdy ilość opadów tak się nasiliła iż w światłach samochodu było widać tylko wielkie, hipnotyzująco wirujące płatki śniegu, za to nie było widać ani gdzie są pasy, ani gdzie jest krawędź drogi. Łatwiej jechało się na wyłączonych światłach, niż na włączony (przeciwmgłowe też nie pomagały). Tu jakby się dało zwolnilibyśmy jeszcze bardziej, ale to równie dobrze moglibyśmy się zatrzymać i przeczekać gdzieś w zaspie na poboczu. Ile wtedy dałbym za opony zimowe :) Na szczęście im bliżej śląska, tym cieplej i mniej opadów. Na Śląsk dotarliśmy ok. północy, gdzie po śniegu nie było śladu.
Mimo iż akcja nie do końca poszła po naszej myśli, bo nie dotarliśmy tam gdzie planowaliśmy, ale wróciliśmy szczęśliwi i zadowoleni. Szkoda tylko iż opis nie napisała ta osoba co powinna (która się zgodziła go nawet napisać, jako kolejna która jeszcze tego nie robiła), ale za to opisuje on szczegółowo całą akcję, bez pomijania wstydliwych momentów...których ponoć i tak nikt nie przeczyta, bo przecież nikt tu nie zagląda...
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FTatry-J.Zimna%20%28kurs%29
Jura - wspin w Mirowie
Niedzielny wspin zaczynamy od długich dróg na Turni Kukuczki, lecz z powodu cienia i porywistego wiatru przenosimy się na nasłonecznioną Szafę i Czwartą Grzędę. W promieniach słońca padają drogi jak muchy: Psychosomatyczny Spleen VI.1+,Mikołajek I Inni Chłopacy VI.3+, Szarpnięcie Z Póły VI.1+, Punk Rock VI.1, Rycerskie Szarpnięcie VI.1+ i przepiękna droga Podniebny Trawers VI.1+ (naprawdę warto ją zrobić!!!) Po tej rozgrzewce jesteśmy chyba już gotowi na uroczyste otwarcie sezonu:)
Tatry Zach. - Skitura na Starorobociański Szczyt
Ruszamy z Kir. W Kościeliskiej śnieg leży od początku doliny lecz z uwagi na koleiny i przetopy niesiemy narty na plecach. Zakładamy je dopiero na podejściu z schroniska Ornak na Iwaniacką Przełęcz. Z przełęczy podchodzimy na grań Ornaku. Zaczyna wiać. Spotykamy po drodze kilku turystów i skiturowców. Od Siwej Przełęczy (1812) przez Siwe Turnie na Starorobociański Szczyt (2176) podchodzimy w rakach. Po drodze upatrzyliśmy sobie linię zjazdu z szczytu. Pogoda słoneczna. Od północy silny wiatr walący drobinkami śniegu i lodu po twarzach ale na zwietrzanej południowej stronie patelnia i cisza. Pod wierzchołkiem przepinka i zjazd początkowo granią w stronę Kończystego lecz z pierwszej przełączki skręcamy w szeroki i dość stromy żleb opadający wprost na północ ograniczony z prawej strony skalistymi zerwami. Myśleliśmy początkowo, że śnieg będzie bardziej „puszczony” a tu klapa. Zaledwie 1 cm krawędzie chwytały śnieg. Pierwsze metry zjazdu nie pewne lecz potem już bosko. Mkniemy w zalaną słońcem dolinę Starorobociańską. Wkrótce też osiągamy dolinę Chochołowską i ciągle po mokrym śniegu, czasem wodzie zjeżdżamy do Siwej Polany i szlakiem do Kir gdzie zostawiliśmy auto. Najlepiej wszystko obrazują te zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Stararobota
Jura - Wspinanie w dol. Wiercicy
Chcąc uniknąć tłumów wybieramy mało znany rejon (otwarty dla wspinaczy w grudniu 2011) – Diabelskie Mosty w dolinie Wiercicy. Na parkingu jesteśmy pierwsi, po kilku minutach dojeżdża Ola i leniwie zaczynamy się wspinać. Lecz z każdą godziną ludzi pod skałami przybywa, dlatego też po pysznym obiedzie z grilla, który zaserwowała nam Ola uciekamy przed tłumem na położoną nieopodal Babę (nazwa skały). Na parkingu żegnamy Olę, która musiała wrócić wcześniej. Na Babie razem z nami wspinały się jeszcze tylko 2 osoby. Tam zostajemy już do końca dnia. W sumie padają drogi od VI+ do VI.2+, w tym piękna droga Powrót Piekieł. Skałki w dolinie Wiercicy są godne polecenia ze względu na zupełny brak wyślizganych dróg i mimo wszystko mniejszą liczbę ludu pod skałą w porównaniu do rejonów typu Rzędkowice czy dolinki podkrakowskie.
AUSTRIA - Wysokie Taury - Kitzsteinhorn 2012
Wspólnie z Damianem Żmudą wzięliśmy udział w kolejnej wyprawie Krakowskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego w masyw Kitzsteinhorn, stanowiący część Wysokich Taurów (Glockergruppe). Podobnie jak w zeszłym roku, wyprawa miała na celu eksplorację Feichtnerschacht. Wyjazd ten jest wyjątkowy z dwóch względów. Po pierwsze, baza wyprawy zlokalizowana jest w podziemiach stacji narciarskiej, gdzie dzięki uprzejmości przedsiębiorstwa Gletscherbahnen Kaprun A.G. do naszej dyspozycji są dwa pomieszczenia, bieżąca woda (ciepła), prysznic, energia elektryczna i dostęp do Internetu. Wyznacza to pewien (wysoki) standard socjalny, rzadko spotykany na innych wyprawach jaskiniowych. Drugim, istotnym wyróżnikiem jest skała, w której rozwinięte są tutejsze jaskinie - margiel mikowo-wapienny. Skała ta na Kitzsteinhornie generalnie słabo krasowieje, jest na ogół krucha i daje niezapomniane wrażenia wizualne widziana od środka, znacznie inne od wapienia.
W ramach tegorocznej działalności, prowadzonej z biwaku w Sali z Miśkiem (ok. -430 m), wspinaliśmy się w kominach zaczynających się w Kryształowej Galerii, nieopodal biwaku. W pierwszej czwórce działali Mariusz Mucha i Marcin Grych oraz Bartek Berdel i Damian Żmuda. Następnie zmieniliśmy ich my tj. ja i Michał Ciszewski oraz Ewa Wójcik z Robertem Matuszczakiem. Łącznie, podczas ośmiu "szycht" udało się nam wywspinać i zmierzyć 240 metrów pionu. Odkryty przez nas ciąg wyraźnie zmierzał do powierzchni, co ciekawe, będąc rozwinięty na innym pęknięciu niż cała pozostała część jaskini. Michał wziął do jaskini aparat i dwie lampy błyskowe, za pomocą których zrobił sporo ładnych zdjęć (część prezentuję w galerii za jego zgodą). Dzięki zastosowaniu kamizelek puchowych i ogrzewaczy chemicznych nie bolało to aż tak bardzo.
Jeśli chodzi o towarzyszącą wyprawie działalność narciarską, to poza standardowym wejściem na Grosser Schmiedingera (ok. 440 Hm) udało się mi zrobić dwie nowe, ciekawe rzeczy. Najpierw zjechaliśmy (wspólnie z Michałem Ciszewskim) z wierzchołka Kitzsteinhorn (3203 m, ale podchodzi się 200 m) nową dla nas, a bardzo stromą drogą. Później, korzystając ze świetnej pogody i oczekiwania na wyjście pierwszej czwórki z jaskini, razem z Filipem Filarem przeszedłem ciekawą trasę skiturową na pół dnia - z wysokości ok. 2 900 m (dostaliśmy się tam kolejką) pysznie zjechaliśmy północnymi zboczami Schmiedingera (czyli poza teren narciarski) aż do chatki na Schaunberg Mittelalm (1672 m). Następnie, na fokach podeszliśmy przez Lakaralm na przełęcz Lakarscharte (2488), przez którą wróciliśmy do bazy.
Z mojej perspektywy, wyjazd był bardzo przyjemny - sporo się działo i to w całkiem dobrym towarzystwie. Poza tym, dzięki dobremu połączeniu z Internetem mogłem trochę popracować, dzięki czemu nie narobiłem sobie dużo zaległości. Ze względu na sprawy zawodowe (Damian) i dalsze plany (ja), jako reprezentacja RKG musieliśmy opuścić wyprawę przed jej zakończeniem. Kiedy wyjeżdżałem, na dalszą wspinaczkę w Kryształowej Galerii szli Zakopiańczycy i Kaja z Staszkiem, zaś Bartek prowadził trzyosobową ekipę, która od powierzchni miała wspinać komin pozostawiony do rozpoznania w tzw. Zyklopengangu na -350 m. Nie znam jeszcze szczegółów (uzupełnię), ale wiem z plotek, że "puściło" okrutnie i wyprawa zakończyła się niezwykle udanie.
TATRY - Szkolenie zimowe instruktorów
Odbyłem obowiązkowe szkolenie zimowe dla instruktorów taternictwa jaskiniowego. Materiał był dosyć obszerny. Z jednej strony, obejmował wiedzę o lawinach, zasady poruszania się w terenie lawinowym oraz praktyczne wykorzystanie zestawów lawinowych. W tym zakresie głównie przypominaliśmy i systematyzowaliśmy juz wiedzę, którą prawie wszyscy z nas posiadali. Otrzymaliśmy też liczne wskazówki metodyczne, jak uczyć naszych kursantów. Drugą część materiału stanowiła wiedza o asekuracji w terenie śnieżnym i lodowym i posługiwanie się rakami, czekanem i liną w terenie zimowym. Tu niestety wyszło trochę braków i chaosu w naszych głowach - jak się okazało, żadnemu z nas nie przekazano tej wiedzy na kursie podstawowym i każdy właściwie wiedział tyle, ile w toku swojej górskiej działalności zdołał sam się nauczyć. Prowadzący cierpliwie prowadził z nami ćwiczenia (jak z kursantami) - myślę, że w toku szkolenia sporo się w tym obszarze podciągnęliśmy.
Szkolenie zostało zrealizowane jako wykłady w Betlejemce, oraz dwie wycieczki terenowe - jedna w rejon Czarnego Stawu Gąsienicowego i lodospadu, zaś druga przez przełęcz Karb ze wschodu na zachód. Prowadził je Marek Pokszan, legitymujący się dużym doświadczeniem powierzchniowym i przypominający nam co rusz o swoim zrozumieniu spraw jaskiniowych ze względu podziemne epizody w swojej "karierze". Merytorycznie i metodycznie, szkolenie wydawało się być przygotowane bardzo dobrze i pewnie z kilku obserwacji "warsztatu pracy" Marka skorzystamy prowadząc naszych kursantów. Jedyne, do czego moglibyśmy mieć zastrzeżenia to sama Betlejemka, panujący w niej ścisk i jednocześnie pewnego rodzaju atmosfera konfrontacji. Niestety, obiekt ten jest urządzony tak, że kiedy jedni instruktorzy (młodsi) ledwo mieszczą się tam w łóżkach i jedzą na korytarzu, u innych instruktorów (starszych) jest jeszcze miejsce i wygoda. W tym wszystkim oczywiście nie my jesteśmy najważniejsi, ale kursanci i "zwykli wspinacze", którzy też nie mają tam lekko. W naszym jaskiniowym środowisku chyba przyzwyczajeni jesteśmy do innych, bardziej egalitarnych (trudne słowo) standardów. No cóż. Na szczęście pogoda i towarzystwo dopisało.
SŁOWACJA: Babia Góra od południa na skiturach
Upalnie. Startujemy od schroniska w Slanej Vodzie (740) żółtym szlakiem aż na szczyt Babiej Góry (1724). Robimy 1000 m przewyższenia. Na szczycie musimy się jednak ubrać solidnie bo jak przystało na Daiblaka wiało nie źle. Zjazd mniej więcej wzdłuż drogi podejścia. Śnieg czasem o zmiennej strukturze (raczej przepadający) ale tak bajecznie. Do auta docieramy na nartach. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FBabia
Beskid Śl. - skitury
Około godziny 9:20 wyruszyłem z Koczego Zamku pod Ochodzitą w kierunku Wisły Czarne trasa biegła przez Gańczorkę, Przysłup, Pietroszonkę, Stecówkę, Szarculę Zadni Groń aż pod zaporę w Czarnym gdzie dotarłem ok 14:00. Pogoda dopisała warunki też.
Beskid Śl. - skitury
Około godziny 11:40 wyruszyłem z Krzysztówki pod Czantorią w kierunku Istebnej trasa biegła przez Soszów, Stożek, Kiczory, Młodą Górę, Suszki aż do Istebnej Centrum. Do domu dotarłem o 15.20 pogoda była kiepska mgła i mżawka ale przynajmniej śniegu nie brakowało.
Tatry - wspin
Z różnych przyczyn nie mogliśmy sobie pozwolić na dwudniowy wypad w tatry, więc wybraliśmy się na akcję typu Fast and Light. Wyjechaliśmy o 24.00 tak więc dzięki małemu ruchowi po niespełna 3 godzinach byliśmy w Kuźnicach. Po spacerku w lekkim deszczu w Murowańcu zatrzymaliśmy się na śniadanie, niestety jedliśmy je na schodach (podobnie jak kilka innych osób), gdyż na noc sala na dole jest zamykana(noc trwa co najmniej do 6.30!!!). Chwilę przed nami na Prawe Żebro wyrusza jeden zespół, którego spotykamy nad Czarnym Stawem w czasie wycofu z powodu zerowej widoczności. Po kilku minutach oczekiwania na tzw. Okno pogodowe dochodzimy do wniosku, że nie damy rady nawet wejść w Drogę Potoczka, więc postanawiamy wybrać coś krótszego i bardziej widocznego w czasie dupowy. Wybór pada na połączenie drogi Klisia (2 pierwsze wyciągi ) i drogi Kochańczyka (3wyciąg). Pogoda w czasie wspinu jest iście zimowa, padający śnieg, mgła, wiatr, zerowa widoczność i częste pyłówki. Powrót po zrobieniu drogi wygodny i szybki - jeden zjazd i krótkie zejście pobliskim żlebem. Po smacznym obiedzie w schronie, grzecznie wracamy do szarej rzeczywistości.
Beskid Śl. - skitura na Skrzyczne
"Odkryłem" najpiękniejszy zjazd z Skrzycznego. Miał być to spacerek a tura okazała się nie złym wyzwaniem.
Auto zostawiłem przy ostatnich chałupach w Godziszce. Padał deszcz z śniegiem. Doliną podążałem wg wskazań GPS aż pod stromizny opadające z Skrzycznego od NE. Forsowanie stromizn (nie myślałem, że może być tu aż tak stromo) zmusiło mnie do "tatrzańskiego" wysiłku. W 2 miejscach musiałem zdjąć narty i wykuwać stopnie na kilku metrach w zmarzniętym śniegu (przydały by się harszle). W końcu dotarłem do nartostrady i niebieskiego szlaku trawersującego Skrzyczne w pobliżu szczytu. Tu mocny wiatr rozgonił chmury i śnieg przybrał barwę srebra. Na przełaj dochodzę na wierzchołek. Potem krótki odpoczynek w schronisku i cudowny zjazd. Najpierw przez wiatrołomowisko (latem trudne do sforsowania) a potem przez owe stromizny a następnie rzadkim bukowym lasem w kilka chwil osiągam dolinę. Tu roztopy zrobiły trochę zamieszania ale i tak na nartach docieram do auta. Wg mnie ten zjazd to prawdziwy hit w Beskidach.
Tatry - spacery
Po ostatnim ociepleniu, opadach deszczu i mżawki wypogodziło się, obniżyła się temperatura, tak, że śnieg zamarzł, tworząc grubą warstwę lodoszreni. W dniu 27.02. o godz. 18-tej poinformowano TOPR, że podczas zjazdu z Grzesia wywróciła się i doznała kontuzji kolana narciarka skitourowa ... złamała nogę znana skialpinistka ... zjechał po zalodzonym stromym zboczu aż na dno ... z Przeł. Karb na taflę Czarnego Stawu zsunął się żlebem jakiś turysta ... zsunęła się po stromym zboczu kilkadziesiąt m ... przylot śmigłowca do narciarki, która złamała kość udową ... kontuzji nogi doznała 20-letnia narciarka skiturowa ... w wyniku upadku i uderzenia głową o lód straciła przytomność ... ze względu na duże zalodzenie szlaku miał problemy ... widział jak przed chwilą z Zadniego Granata do Koziej Dolinki spadł jakiś turysta ... spadł stromym żlebem ich kolega ...
I tak dalej i tak dalej. Po przeczytaniu kroniki TOPR z 5.03. zdecydowaliśmy, że to najwyraźniej nie jest czas na ambitne projekty. Postanowiliśmy wybrać się tam, gdzie po prostu przy innej okazji się nie pójdzie, bo będą pewnie inne cele. Zaczęliśmy od Cichej Doliny Liptowskiej. Decyzja żeby nie brać nart była słuszna - na drodze w dolinie wywijaliśmy orły, a po metrowej wysokości pokrywie śnieżnej w dolinie można było skakać do woli, nie zapadając się ani o centymetr. Mijając ostrzeżenia o zamknięciu szlaku do Tomanowej Przełęczy ze względu na niedźwiedzie (miejmy nadzieję, że one też to czytały), dotarliśmy do Polany Wierchcichej. Stamtąd próbowaliśmy kawałek przedrzeć się w stronę przełęczy Zawory. Niestety okazało się to niełatwe, bo tu już, zwłaszcza ze względu na późną porę dnia, zapadanie się dało się nam we znaki. Ostatecznie musieliśmy się wycofać. Dolinę ogólnie można polecić - choć jest baaaaardzo długa, oferuje niesamowite widoki na Czerwone Wierchy. Od tej strony to zupełnie małe górki, zwłaszcza Kasprowy Wierch robi wrażenie nieznaczącej kulminacji na grani. Dopiero Świnica to poważna góra. Poza tym, okazuje się, że od Przełęczy Tomanowej do Kasprowego Wierchu to właściwie jest rzut beretem. No, przynajmniej tak to od południa wygląda.
Następnego dnia (warunki dużo gorsze) przemieściliśmy się do Tatranskiej Kotliny i stamtąd przespacerowaliśmy się do Chaty Plesniviec. Tam uraczyliśmy się specjałami kuchni regionalnej. Menu chatki jest dosyć ubogie (Varena klobasa, Kapustova polevka, Cesnakova polevka) - ale dzięki temu wybór potrawy jest oczywisty. Jej smak jest tu specyficzny, z górnej półki - porównywalny z tym w Szyndłowcu (choć tu robią ją nieco bardziej tłustą).
Beskid Śl. - skitury
Około godziny 10:10 wyruszyłem z Salmopola w kierunku Wisły Obłaziec trasa biegła drogą stokową dalej krótki zjazd na Zieleńską Polane ponowne założenie fok i podejście w kierunku żółtego szlaku idącego z Salmopola przez Smrekowiec Trzy Kopce. Za Trzema Kopcami odbijam przez pola lasy w kierunku Bukowej. Niestety z Bukowej nie udało się zjechać ze względu na zbyt małą pokrywę śniegu. W Wiśle Obłaziec byłem ok. 14 pogoda dopisała.
SŁOWACJA: Tatry Zach. - Mała Kopa na skiturach
Rzadko odwiedzany zachodni zakątek Tatr na Słowacji był celem naszej wycieczki skiturowej. Okolice doliny Jałowieckiej stanowią wspaniały teren dla miłośników skialpinzmu, legalnie zresztą udostępniony. Podchodzimy od Bobrowieckiej Wapiennicy szlakiem. Większość podejścia narty niesiemy na plecach. Śnieg był twardy, zalodzony więc buty nie zapadały się nawet na milimetr. Kilku spotkanych skiturowców ostrzegało nas przed lodem pokrywającym zbocza gór powyżej lasu a jeden poinformaował o wczorajszych tragediach w Niżnych Tatrach. Przy chacie pod Narużim robimy krótki odpoczynek po czym wychodzimy na Małą Kopę (1637). Próbuję zjechać w stronę przełęczy Przedwrocie lecz łyżwy zostawiłem w aucie. „Betony” pokryte szkliwem wymusiły na nas respekt więc odpuszczamy sobie drapanie bez raków na Ostrą i zjeżdżamy z Kopy. Mimo obaw długi zjazd drogą podejścia jest wspaniały. Wspaniałe były również widoki i pogoda. Szczęśliwie więc docieramy do auta odwiedzając po drodze kryjówkę partyzantów z II wojny światowej. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FMalaKopa
Beskid Żywiecki - skitury na Pilsku
Wyjazd skiturowy w ramach akcji "30+" ;). Wychodzimy na szczyt Pilska żółtym szlakiem z Korbielowa, wracamy nartostradą. Zaczynamy i kończymy wycieczkę spacerem "z buta". Śniegu generalnie niezbyt dużo już zostało. Jak już jest to mocno zmrożony, twardy i przewiany. Mimo tego wycieczka bardzo udana.
Beskid Żywiecki - skitura na Wielką Rycerzową
Z Soblówki podejście trochę na przełaj oraz szlakiem do bacówki pod Wlk. Rycerzową. Przeczekujemy tu śnieżycę a potem wychodzimy na szczyt. Stąd granicą państwa zjeżdżamy na przełęcz Prislop. Warunki do zjazdu wręcz idealne (5 - 10 cm puchu na zsiadłym podłożu). Doliną zjeżdżamy spowrotem do Soblówki.
Tatry Zachodnie - Jaskinia Miętusia
Kolejny weekend to kolejny wyjazd kursowy. Zapakowani po sam dach (a nawet wyżej, bo aż pod box dachowy) wyjeżdżamy o 17:00 by przed 21:00 być na miejscu. Wieczór tym razem bez wykładu, ponieważ planowaliśmy wcześnie wstać, by jak najwcześniej być pod jaskinią - i jak najszybciej wrócić do domu (plan był by wracać jeszcze w sobotę). Przed snem pointegrowaliśmy się troszkę jeszcze z TKTJ'tem w jadalni :)
Następnego dnia planowo o 7:15 wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia (punktualność zaskoczyła niektóre osoby) i ruszyliśmy w stronę Doliny Miętusiej. Na ten dzień do miętusiej było zaplanowanych jeszcze co najmniej 4 zespoły, co dało się zauważyć już przy wejściu do doliny Kościeliskiej gdzie spotkaliśmy ekipę z KKTJ'u (planowali również iść w partie wielkich kominów).
Pod jaskinię dotarliśmy przed 10:00, szybka przebiórka i o pełnej weszliśmy do rury. Prowadziła Gosia, która dzielnie gnała rurą w głąb jaskini. Szybko zaporęczowaliśmy pierwszy worek i kolejnym poręczującym od Kaskad byłem ja. Do Błotnych Zamków dotarliśmy krótko po 12, a że byliśmy pierwsi Krzysiek ruszył na poręczowanie Wielkich Kominów a my mieliśmy czas na posiłek. Kominem na dół zjechaliśmy wszyscy by osiągnąć -213m w Syfonie w Wielkich Kominach. Szybka fotka i powrót. Na deporęczowanie zostałem wytypowany dziwnym trafem ja, także już wiedziałem że suchy nie wyjdę na powierzchnię tym bardziej że kominem wody lało się nie mało.
Na szczęście deporęcz poszła wg. mnie szybko (pewnie reszta była innego zdania gdy marzła w Błotych Zamkach). Gdy zrobiłem co trzeba, mój wór przejął Krzysiek i ruszył z Agnieszką do wyjścia, a ja zacząłem deporęczować resztę. Musieliśmy się spieszyć, gdyż reszta ekip (m.in. KKTJ) również zaczęła wracać. Szczęśliwie pod rurę dotarliśmy pierwsi, także nie było wymuszonych przestojów. Rura wszystkim nam poszła bez większych problemów (poza małą kaskadą po drodze) i o 18:00 byliśmy po akcji na powierzchni. Za nami wyszło jeszcze kilkanaście osób, co widać na fotkach. Stąd już tylko 1,5h do auta i powrót do Rudy. W domu byłem o 0:30, także zgodnie z tym co planowaliśmy :)
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FTatry-J.Mietusia%20%28kurs%29
Beskid Śląski - skitury
Około godziny 11:00 wyruszyłem z Salmopola w kierunku Wisły Czarne trasa biegła drogą stokową dalej przez Wyszni i Cieńków aż do nadleśnictwa gdzie dotarłem ok. godz. 14:00. Pogoda dopisała warunki też.
Kłodnica - Śledź z piratami
U Basi i Tadka Szmatłochów na Kłodnicy odbył się kolejny Śledż tym razem "Piraci z Karaibów". Przednia zabawa przy szantach, piękne stroje, groźni piraci i ich wspaniałe kobiety, tu można to zobaczyć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FPiraci. Gospodarze zadbali o przepiękny wystrój za co im bardzo dziękujemy. Tu "film" z imprezy: http://vimeo.com/37422216
Beskid Śląski - skitura przez Klimczok i Szyndzielnię
Nasi towarzysze zostają w Szczyrku ucząc się narciarskich przymiarek na wyciągu Kaimówka. Ja z Teresą idziemy szlakiem na Klimczok (w schronisku odpoczynek) a dalej na Szyndzielnię i zjeżdżamy "nartostradą" do Olszówki. Tu podjeżdżają po nas znajomi i wracamy razem do domu w momencie gdy zaczął padać deszcz.
Tatry - skitour i SPA
W sobotę podchodzimy na nartach na Ciemniak. Na parkingu pod Kościeliską samochód pokazywał -30, ale generalnie pogoda dopisała (słonecznie), w związku z czym ludzi na tej trasie było bardzo dużo. Zjazd granią do Chudej Turni bardzo nieprzyjemny (przewiany, twardy śnieg). Niewielką, acz znaczącą rekompensatą był za to puch na Gładkim Upłaziańskim. Adamicą pojechaliśmy ciekawym wariantem za miejscowymi. Dzień kończymy uroczystą kolacją. Następnego dnia Słowacja i Dolina Rohacska. Tu sytuacja zgoła inna, ostatnich skiturowców widzimy przy aucie, przy Pensjonacie Szyndłowiec. Dalej zupełnie sami idziemy w stronę Banikowskiej Przełęczy. Byliśmy już bliscy odwrotu ze względu na zimno (-20) i twardy śnieg, ale ostatecznie za śladami które zauważyliśmy (jedynymi w dolinie) udało się nam wdrapać na Spaloną (2083). Stamtąd odbyliśmy naprawdę rozkoszny zjazd do Rohackiej Siklawy i dalej do Szyndłowca, gdzie posililiśmy się specjałami kuchni regionalnej.
Tatry - lodospady
Wyjeżdżamy o 6.00, z Krupówek odbieramy Paulinę, szybki przepak i ruszamy na nad Zmarzły Staw. Pogoda prawie idealna, pełna lampa, bezwietrznie, może trochę za zimno w cieniu. W słońcu termometr przy Betlejce pokazywał 7 stopni, nic tylko wyciągnąć leżak. Niestety w Laboratorium cień i tłumy ludzi - głównie kursanci . Lodospady wylały się całkiem fajnie, ale były dosłownie zadziabane przez wspinaczy. Wspinamy się do zmroku, w schronisku jemy lekko opóźniony obiad i schodzimy/zjeżdżamy do Kuźnic . Śpimy w bazie w Kirach. W niedzielę wyruszamy z samego rana w poszukiwaniu znacznie bliżej położonych lodospadów. Po ponad godzinnym torowaniu w głębokim śniegu dochodzimy do celu, ale pojawił się mały problem – lodospad był całkowicie przysypany głębokim śniegiem. Pomimo prób nie udało się nam dokopać do lodu, nie pozostało nam nic innego jak zachowując pełen spokój i pogodę ducha wycofać się po własnych śladach i uznać tą drogę jako spacer kondycyjny z lekkim obciążeniem (raki, liny, śruby, czekany, uprzęże kaski itd.)
Beskid Śląski - skitura na Czantorię
Mroźna ale słoneczna pogoda jest okazją na krótki wypad skiturowy. Ruszamy niebieskim szlakiem z Poniwca na Czantorię. Z szczytu zjazd do czeskiego "schroniska" na ciepłe napoje. Potem pędzimy na Poniwiec i nartostradą zjeżdżamy w dół. Do auta poruszamy się poboczem drogi ryzykując uszkodzenie sprzętu. Przed zapadnięciem zmroku docieramy do celu. Tu jakieś zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FCzantoria
Beskid Śląski - skitury
Około godziny 11:10 wyruszyłem z Salmopola w kierunku Stecówki. Trasa biegła przez Malinowską Skałkę, Magurkę Wiślaną, Baranią Górę, Przysłup, doliną Czarnej Wisełki. O godzinie 15:00 doszedłem na Stecówkę gdzie miałem zostawiony wcześniej samochód. Pogoda dopisała warunki też.
Beskid Śląski - Niedzielny obiad
Wystartowaliśmy w samo południe z Ustronia Zdroju. Dzień dosyć ładny, choć mroźny. Łatwo nie było. Miasteczko zostało "po(p)sute hasiem" i naprawdę nie sposób poruszać się po nim na nartach mimo srogiej zimy. Poszliśmy czerwonym szlakiem w stronę Równicy... w lesie służby miejskie na szczęście odpuściły. Zagospodarowanie szczytu nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia (nigdy wcześniej tam nie byłem). Naszym celem w tamtym miejscu był obiad w Zbójnickiej Chacie. Zaczęliśmy od żurku (nieco inny niż śląski, mniej ostry, tłusty, ale dobry). Porcja jednak nie była zbyt duża, więc dalej schab po zbójnicku (schab, zwłaszcza po zbójnicku, kojarzy mi się raczej z czymś dosyć mocno obrobionym i podpieczonym, a tymczasem w tej wersji to bardzo delikatnie przyrządzone mięso). Na deser - jedna szarlotka i jeden murzynek - obdywa na ciepło z lodami (doskonałe). Podsumowując, obiad był pyszny i niedrogi. Podany bardzo szybko. Do wystroju przybytku też nie miałem zastrzeżeń... Zastanawiam się, gdzie tkwił haczyk (nie widzieliśmy kuchni). Żeby choć w części odparować przyjęte kalorie, przemieściliśmy się grzbietem w stronę przełęczy Beskidek. Stamtąd zjazd "na czuja" do Ustronia Jaszowca - dosyć trudny, ze względu na twardszą warstwę śniegu z wierzchu; skręty wymagały sporego wysiłku. Kiedy tylko na horyzoncie dostrzegliśmy pierwsze domy wczasowe, na trasie pojawił się żwir i trzeba było "kombinować". Zjeżdżamy sobie raz z wyciągu, a następnie bulwarem wzdłuż Wisły (na szczęście nieposypanym) wracamy do samochodu.
Spojrzeć śmierci prosto w oczy, czyli skiturem po Chechle
Niedziela – piękna mroźna i słoneczna. Dzwoni guru Heniu. Odbieram i pytam gdzie i kiedy? W odpowiedzi rechot w słuchawce. A zatem moja skiturowa inicjacja tej zimy odbędzie się w scenerii dość wyjątkowej, co zresztą cieszy mnie niezmiernie. Czasu nie mamy wiele, więc trzeba coś na szybciora wykombinować. I nie może być za długo bo cherlam jeszcze jak stary gruźlik. Śniegu na Śląsku tyle co kot napłakał, ale skoro Heniu twierdzi , że się da to dać się musi. I po godzinie już jedziemy w kierunku Tarnowskich Gór. Chechło to jezioro z taką ładną wyspą na środeczku, do której zawsze latem chciałam dopłynąć i nigdy nie przyszło mi do głowy, że tam po prostu dojadę na nartach. Początkowo próbujemy obchodzić jeziorko plażą wokół, ale pespektywa ślizgu gładką, przyprószoną śniegiem taflą jeziora jest zbyt kusząca. Najpierw ostrożnie i przy brzegu… Maciuś trzeszczy!!! Kto by się przejmował takimi detalami! W miarę wzrostu zaufania do wytrzymałości lodu wypuszczamy się na sam środek. No bajecznie. Niepokojące są jedynie ogromne pęknięcia przecinające połać jeziora i biegnące w rożnych kierunkach. Heniu konsultuje jeszcze sprawę naszego bezpieczeństwa z wędkarzem zakotwionym nad przeręblą - „ lodu jest ze 30 cm a ryba nie bierze”. Hmmm …w szkole nigdy nie mówili ile to wytrzymuje. Ale wytrzymało. Z radochą wbijamy w napotkane szuwary i czujemy się całkiem jak w jakimś odległym zakątku świata. Swoją drogą na łyżwach byłoby zapewne szybciej i wygodniej, ale nie udało mi się namówić do tego chłopców. Spotykamy jeszcze prawdziwego morsa, który namawia nas na kąpiel w przerębli. Heniu natychmiast podchwycił ideę, wiec obawiam się, że za tydzień czeka nas poważna przeprawa. Uchichani i trochę zziębnięci kończymy spacer przed zachodem słońca i udajemy się do domów na spóźniony obiadek. Tu obrazki: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FChechlo
Dzięki chłopaki;)
Tatry Zachodnie - Jaskinia Czarna
Piątek, późne popołudnie,plecaki spakowane, więc ruszamy w drogę, w stronę Zakopanego. Sobotni cel-Jaskinia Czarna. Droga do Kir upływa bardzo szybko, sprawnie przejeżdżamy zakopiankę. Z niepokojem obserwujemy malejącą wciąż temperaturę na wskaźniku w aucie.Minus 23 stopnie to na pewno nie jest mało. Ale damy radę. Ostatnio niepokonał nas w szalonych ilościach padający z nieba śnieg, to i i te kilkadziesiąt stopni na minus też nie powinno. Wieczorkiem jeszcze wykład na tematy przyjemne, tzn. gdzie, w Polsce i na świecie, najlepiej szukać jaskiń niebylejakich i już poranek nadchodzi szybko.
O 8 wyruszamy na szlak. Niebo lekko zachmurzone, mróz szczypie w policzki, szybciutko przemierzamy dolinę Kościeliska. Oczywiście przegapiamy właściwe wejście na żółty szlak, ale błąd szybo zostaje naprawiony. Dalsza droga do jaskini bardzo ładnie została wytyczona przez naszych poprzedników, więc nie mamy problemów z znalezieniem jaskini. Wspinamy się bardzo stromo w górę, początkowo przez las, a potem wzdłuż żlebu. Śniegu sporo,ale po ostatniej akcji to i tak raczej niewiele. Po około 2 godzinach od wyjścia jesteśmy u celu. Przed nami pierwsze„wyzwanie”, przygotowanie do wejścia do jaskini. Kombinezony sztywne, gumiaczki na pewno nie grzeją w stopy. Każdy pragnie jak najszybciej znaleźć się w jaskini, tam przynajmniej 4 stopnie powyżej zera, a nie minus 25. Niektórzy muszą trochę na to poczekać, a niestety zimno szybko sprawia, że przestaje się czuć palce u stóp i rąk. W głowie kołacze się tylko jedna myśl, po jakim czasie można nabawić się odmrożeń;-) Na szczęście każdemu udaje się jakoś dotrwać do swojego czasu i po pierwszym, krótkim zjeździe jesteśmy w środku. Szybko docieramy do prożku Rabka, a następnie do sporej Sali Francuskiej. Przestrzenność tej jaskini na pewno robi na nas wrażenie. Za chwilę przed nami do zaporęczowania Trawers Herkulesa, a po nim Komin Węgierski. Dajemy radę. Zastanawiamy się tylko czy starczy nam czasu,żeby zobaczyć jeziorko Szmaragdowe. Z decyzją wstrzymujemy się do momentu , aż dotrzemy do studni Smoluchowskiego. Oczywiście gdy tam już jesteśmy, nie jesteśmy w stanie odmówić sobie przyjemności zjazdu ponad 20 metrową studnią i zobaczenia szmaragdowego cudeńka. Z drugiej strony, kto wie, czy jeszcze kiedyś tam wrócimy.
Jeziorko faktycznie robi wrażenie, chociaż wody w nim niewiele. Na ścianach wyraźnie widać, dokąd woda zazwyczaj sięga i tym razem na pewno nie można w nim ponurkować ;-) Spoglądamy w górę studni i nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie,że drogę tą można pokonać też w przeciwną stronę. Szacun dla tych, którz tą studnią potrafią wspiąć się w górę. Pełni pozytywnych wrażeń wracamy, bo pora też na to już stosowna. Około godz. 22 wszyscy jesteśmy na powierzchni. Z zaskoczeniem odkrywamy,że nasze plecaczki przysypane zostały świeżą porcją śniegu. Temperatura niestety nie zmalała.Przebieramy się i w dół. Niektórzy czują się jak na torze bobslejowym. Droga doliną jakimś cudem od rana się wydłużyła i wydaje się nie mieć końca. Na szczęście uprzyjemniają ją wspomnienia tego co przeżyliśmy i myśli o tym, co fajnego, czeka na nas następnym razem....
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FTatry-J.Czarna%20%28kurs%29
Tatry Wys. - Żółta Turnia na nartach
Start z Kuźnic przez Boczań do Murowańca. Pada słaby śnieg, temperatura – kilkanaście stopni poniżej zera. W schronisku krótki odpoczynek (spotykam tu kolegę z Rudy) i podjęcie ostatecznej decyzji co do celu. Wybieramy Żółtą Turnię. Górne partie tej góry wywiane były z śniegu lecz można było zaryzykować. Minusem tego rejonu jest fakt, że od Murowańca trzeba stracić prawie 200 m na wysokości. Na podejściu w Dubrowiskach „niegrzeczne” są foki. Wkurzeni wrzucamy narty na plecaki i dajemy z buta bo ścieżka była przetarta. Na Żółtą Turnię (2087) podchodzimy pn - zach. ramieniem wzdłuż Pańszczyckiego Żlebu. W rakach osiągamy szczyt przy sypiącym śniegu i coraz bardziej ograniczonej widoczności. Trzeba przyznać, że ostatnie kilkadziesiąt metrów podejścia było przykre z uwagi na super zmienne warunki śniegowe (raz po pas a w chwilę później kamienie). Na szczycie jesteśmy dosłownie kilka sekund i uciekamy w dół. Schodzimy niżej do początku centralnego żlebu gdzie zakładamy narty i śmigamy w dół przez cudowne pola śniegu pisząc swoje ślady na dziewiczych połaciach. Jak zwykle dużo za szybko docieramy do szlaku i nim podążamy z powrotem do schroniska. Do auta przy rondzie w Zakopcu dojeżdżamy na nartach w sam raz przed zapadającymi ciemnościami. Zdjęć nie robiłem bo zamarzł mi aparat.
Tatry Zachodnie.
Króciutki wypadzik w tatery na odstresowanie:) Pierwszy dzionek zajęła nam podróż, dojście do Kondratowej i spacer po dolince, w drugim wdrapaliśmy się na Giewont (zawsze przeze mnie unikany, teraz byliśmy na szczycie sami; nie licząc grupki siedmiu kozic:) i stamtąd pomaszerowaliśmy na Kondracką Kopę, w sobotę trzeba było wracać. Pogoda przepiękna: niebo bezchmurne, słoneczko, niesamowita widoczność, śnieg-marzenie. Jeden szkopuł: przeokrutne zimno. W nocy i rano -25st, w dzień minus kilkanaście. Zamarzało wszystko po kolei: od nieopatrznie odsłoniętych części ciała, przez garderobę, po aparat:)
Skitury: Jaworze-Błatnia-Szyndzielnia-Jaworze
Zachęceni wspaniałą pogodą i warunkami śniegowymi zrobiliśmy z dziewczyną szybki wypad klasyczną trasą turową: Jaworze - Błatnia - Szyndzielnia - Jaworze. W górach pięknie i mroźno. Mimo niezmąconego niczym słońca i braku wiatru nie można było sobie pozwolić, jak w niedzielę, na wygrzewanie się na grani. Wypad krótki ale bardzo udany.
Spacer skiturowy koła emerytów i rencistów na Kotarz
Korzystając z uroków zimowej aury jak i podążając za modą na aktywny wypoczynek ostatniej niedzieli nasze koło emerytów i rencistów zorganizowało spacer skiturowy po beskidzkich wzgórzach. Chciałbym od razu dodać - niezwykle udany spacer. W miłej i bezstresowej atmosferze przeszuraliśmy z Brennej na Kotarz i w pysznym śniegu zjechaliśmy z powrotem. Zimowe słońce opalało nasze czerstwe twarze zaś lekki mróz zdrowo szczypał w policzki. Organizatorzy spisali się na medal, pozwalając nam przyjemnie i bezpiecznie spędzić dzień na świeżym górskim powietrzu i nacieszyć się pięknem natury, za co chciałbym im w tym miejscu serdecznie podziękować.
Beskid Śl. - skitury
Po niedzielnym śniadaniu ruszam autobusem z Istebnej Centrum na Koczy Zamek pod Ochodzitą. Około godziny 11:10 ruszam na skiturach z Koczego zamku w kierunku Trojaków dalej trasa biegnie wzdłuż granicy państwa w przez trójstyk aż do rzeki Olza. Po drodze zmuszony jestem pokonać kilka potoków ale dzięki silnemu mrozowi większości są one pozamarzane. Podczas wędrówki był silny mróz szczególnie w ostanie fazie drogi oraz piękna słoneczna pogoda. Zdarzyło mi się też skąpać buta w jednym z potoków. Ok. godz 18:20 dotarłem do domu.
Tatry - Dolina Małej Łąki i inne
W sobotę skorzystałem z bardzo dobrych warunków i ograniczonej ilości skitourowców w Tatrach (prawie wszyscy na zawodach ;-). Wystartowałem o godz. 8:40 z wylotu doliny Małej Łąki bez zbytniego przywiązywania się do konkretnych planów, ot "zobaczymy co się stanie". Miejsce odpoczynku na Wielkiej Polanie okazało się być przysypane do poziomu stołu. Do tego momentu nie miałem jeszcze nart na nogach - śnieg na szlaku był tak ubity, że spokojnie szło się piechotą. Sytuacja zmieniła się radykalnie za Ciekiem - zmuszony byłem torować, gdyż najwyraźniej po ostatnich opadach pojawiłem się tam jako pierwszy. Pod Wielką Turnią moją uwagę przykuły Świstówki i dosyć konkretnie zasypany Przechód. Za każdym razem, kiedy pokonuję ten próg na dojścu do Śnieżnej myślę sobie, że byłoby super któregoś dnia zjechać go na nartach. Doszedłem do wniosku, że to właśnie jest ten dzień. Szybciutko wbiegłem więc na Kopę Kondracką (godz. 11:45!) - na szczęście od Kondrackiej Przełęczy było już przetarte - i rozpocząłęm zjazd na zachód, szeroooką granią w kierunku Małołąckiej Przełęczy. Stamtąd skręciłem w dolinę, przez Wyżnią Świstówkę, okolice Wielkiej Śnieżnej i nad Przechód. Próg pokonałem skrajem, po orograficznej lewej. Trzeba przyznać, że jest tam kilka emocjonujących metrów, ale rzecz jest do zrobienia bez skakania. Dalej Niżnią Świstówką z powrotem pod ściany Wielkiej Turni. Co mnie zaskoczyło, do żółtego szlaku da się zjechać i nie trzeba zakładać fok - latem wcale tak to nie wygląda. Cały zjazd był po prostu przedni, dawno się tak dobrze nie bawiłem. Śnieg był bardzo dobrej klasy, tym bardziej, że zdążyłem zanim pojawiło się słońce. Całkiem poważnie zastanawiałem się, czy od razu nie powtórzyć tej trasy, z miejsca i tego samego dnia. Ostatecznie jednak wszedłem z powrotem pod Giewont i zjechałem do doliny Kondratowej (również przyjemnie, ale śnieg liźnięty już słońcem), a następnie do Kuźnic na zakończenie zawodów Pucharu Polski. Tam spotykam się z moimi znajomymi, a także Damianem i Pawłem. Po odzyskaniu samochodu (1.5h) i krótkiej regeneracji, dzień kończę wypadem z Markiem na nocne foki z Brzezin do Betlejemki.
W niedzielę rano nie wiedziałem jeszcze dokładnie co będę robił, ale na pewno miał być to jakiś ambitny zjazd. Pomyślałem sobie, że jestem pewnie trochę zmęczony, więc trzeba sobie nieco ułatwić. Zgodnie z tą linią, wjeżdżam na Kasprowy kolejką (co było możliwe tylko dzięki zmiane turnusów - ludzie zajęci pakowaniem/rozpakowywaniem...). Dalej idę piechotą w stronę Świnicy, przyglądając się bacznie Kościelcowi. Chciałem dotrzeć na Karb, więc jako miejsce zjazdu z grani wybrałem Świnicką Przełęcz, co okazało się niezbyt rozsądne. W związku z ładną pogodą, piechurzy rozchodzili ją poprzedniego dnia maksymalnie i pozostawili po sobie głębokie rynny po dupozjazdach. Zaliczyłem tam ciekawą glebę i podreptałem dalej w stronę Karbiu. Jak się okazało, śniegu na Kościelcu jest mimo wszystko dużo za mało na zjazd. Nawet gdyby było go dosyć, nie mogłoby mi się udać. Na zjeździe z Karbiu w stronę Czarnego Stawu okazało się bowiem, że ... wysiadły mi uda :) W samo południe znalazłem się więc w Murowańcu w bardzo przykrej sytuacji - słońce, brak wiatru, umiarkowany mróz, warunki narciarskie idealne - a ja po prostu już nie mogę. Poczekałem na Gośkę, która podchodziła z Kuźnic (z Moniką Strojny) i była w podobnym stanie co ja, choć wywołanym nieco innymi okolicznościami (zawodami). Spróbowaliśmy jeszcze ostatniej deski ratunku - wyciągu i trasy narciarskiej w Gąsienicowej. Tu również okazało się, że po prostu się nie da, na ten weekend to już koniec i nie pozostaje nic, jak tylko zjazd Goryczkową do Kuźnic. Przynajmniej wyjechałem z Zakopanego dosyć wcześnie i dzięki temu pewnie uniknąłem korków...
Tatry - IV puchar Budrem KW Zakopane w narciarstwie wysokogórskim
Pierwsze w tym roku zawody Pucharu Polski w narciarstwie wysokogórskim odbyły się w idealnych warunkach pogodowych i śnieżnych. Trasa wiodła szlakiem z Kuźnic (1032) na Nosalową Przłęcz (1103), następnie zjazd szlakiem narciarskim spowrotem do Kuźnic a dalej podejście na Halę Kondratową (1330) i do kotła Goryczkowego (1550) skąd już podejście zakosami na szczyt Kasprowego (1987). Tu przepinka i zjazd początkowo granią a dalej częściowo nartostradą do Goryczkowej. Stąd leśnymi duktami poza trasą do „esa” i dalej już nartostradą do Kuźnic. Zawody ukończyłem i tym razem było to dla mnie sukcesem.
Kilka refleksji: startowałem pierwszy raz na lżejszym sprzęcie. W butach F1 obtarłem sobie pięty do krwi, więc od Kondratowej głównie walczyłem z bólem przy każdym kroku. Na domiar złego zamarzł mi wężyk od pojemnika z płynem więc cały dystans pokonałem bez kropli płynu. W trakcie zjazdu przez las na dużej szybkości i to w wąskim miejscu nagle przede mną pojawił się leżący w poprzek zawodnik. Aby nie doszło do katastrofy desantowałem się w kosówki. Zgubiłem nartę. Zapięcie buta w niewygodnym miejscu kosztowało mnie sporo energii, czasu i jeszcze więcej przekleństw. W dodatku minęło mnie kilku rywali. W końcu zmęczony (do zawodów przystąpiłem „z marszu” bez specjalnego przygotowania) dotarłem do mety. Biuro zawodów mieściło się w małym Jurtabar w Kuźnicach i tam wydawane były posiłki. Przy setce zawodników był to mierny pomysł. Tam też spotkałem Mateusza Golicza, który zrobił ciekawy zjazd (na pewno opisze) oraz potem dołączył Paweł, który pokonał trasę zawodów poza konkursem. Do auta przy rondzie zjechaliśmy na nartach. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2Fppa-zakopane
Beskid Śląski - skitura na Szyndzilenię
Kondycyjna przebieżka na Szyndzielnię. Wyruszam z domu po 9 tej, wracam przed 15 tą. Warunki na czerwonym szlaku całkiem niezłe ( słońce i przechodzona trasa). Zjazd nartostradą do samochodu zaparkowanego pod Dębowcem.
Beskid Śląski - skitura na Skrzyczne
Wchodzimy na Skrzyczne (1257) niebieskim szlakiem od Ostrego (od wschodu). Początkowo w słońcu i lazurowym niebie. Od hali Jaskowej całkowita zmiana pogody. Zadymka śnieżna, ograniczona widoczność. Po 2 godzinach osiągamy szczyt a potem odpoczynek w schronisku. Zjazd mimo warunków był przepiękny. Po drodze spotkaliśmy 3 skiturowców i 3 ludzi bez nart. Generalnie dużo śniegu a zjazd na tą stronę Skrzycznego godny polecenia. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/Skrzyczne
Beskid Żywiecki - skitura w masyw Pilska
Dementując plotki o nie chceniu zrobienia opisu na temat wypadu który odbył się 22.01.2012 r. w Beskid Żywiecki – skitury w masywie Pilska, właśnie go tworzę… A tworzenie zajmuje mi trochę czasu gdyż właśnie dochodzę do siebie po tym że wypadzie… J Otóż jako osoba, która pierwszy raz w życiu miała styczność z tą odmianą sportu zimowego, jestem mile zaskoczona J Będąc totalnym laikiem, na pewniaka wybrałam się razem z Henrykiem, Maćkiem, Mateuszem, Łukaszem na skitury. Na pożyczonym sprzęcie od życzliwego kolegi, pewnie wyruszyliśmy z Korbielowa na Halę Miziową, wszystko pięknie i wspaniale do momentu gdy weszliśmy na szlak, tu zaczęły się schody. Jako, iż byłam jedyną dziewczyną w gronie, dzielnie próbowałam brnąć za kolegami, (co prawda ostatnia ale po wspaniale utorowanych śladach :D). Przyznam się, trochę odstawałam, ale to przez podziwianie pięknych widoków przez wysokie ośnieżone drzewa ;) Spotkaliśmy kilkoro „napaleńców”, którzy bez sprzętu skiturowego również podążali tym szlakiem. (Kiedy piechurzy nas doganiali tzn. mnie, musiałam szybko spiąć pośladki i dalej gonić kolegów). Gdy wyszliśmy na nartostradę i podążaliśmy do schroniska można było zauważyć dziwne spojrzenia ludzi którzy zjeżdżając, patrzyli na nas jak na dziwolągów. Gdy dotarliśmy do schroniska (w moim przypadku na ostatnim tchnieniu) mogliśmy zregenerować siły przy najlepszym trunku na świcie jakim wtedy wydawała się herbata z termosu (nie wnikam co koledzy mieli w termosach) ale jak później wystrzeli w górę przy podejściu na Kopiec pomyślałam, że w moim termosie zabrakło „prądu”. Niestety wiatr oraz śnieg nie pozwoliły nam na wejście na sam szczyt Pilska. Postanowiono, iż ściągamy foki i brniemy w dół zielonym a potem czarnym szlakiem. I tak było… do pierwszej polany, gdyż wewnętrzny GPS naszego kolegi został „zaśnieżony”… Potem były próby powrotu na właściwą drogę ale to oznaczało małe podejście w górę… Koledzy świetnie poradzili sobie bez fok, natomiast ja wpadłam na pomysł, iż zdejmę narty i podejdę w butach. Jak się okazało był to bardzo głupi pomysł gdyż tuż po uwolnieniu buta z „jakże wspaniałych zapięć” utopiłam się w śniegu po udo, szybko wróciłam do wyżej wspomnianych „jakże wspaniałych zapięć” próbując umieścić tam spowrotem uwolnionego wcześniej buta. Całe szczęcie, nadeszła pomoc Heńka oraz foki wróciły na narty :D. I tak pełna szczęśliwości, iż można swobodnie poruszać się w górę dołączyłam do kolegów. Później równie były ciekawe atrakcje ale nie będę tego opisywać bo wyszedł by esej… wspomnę tylko iż udało nam się pozostawić kilka śladów za sobą w postaci ogolonych choinek ze śniegu, czy to odbitych orłów w ścianie śniegu <Lol>. Co jak co ale zjazd w puchu był niesamowity. Końcówka również była interesująca ponieważ mimo zastanych ciemności Kolega Łukasz dzielnie oświetlał nam drogę „wspaniałą czołową latarnią” <Lol> (naszcze czołówki przy jego „reflektorze” wydawały się „zapalniczkami w tunelu”). Wszyscy cali w jednym kawału dotarliśmy bezpiecznie do Korbielowa.
Beskid Śląski - skitury
Około godziny 14:00 wyruszyłem z Istebnej Tokarzonka w kierunku Kiczor po drodze wykładam sól w dwóch lizawkach dla zwierzyny. Trasa początkowo biegnie szlakiem zrywkowym później dołącza do czerwonego szlaku biegnącego z Kubalonki. Po wejściu na wierzchołek Kiczor zjeżdżam na nartach wzdłuż granicy państwa w kierunku rzeki Olza przy moście granicznym zakładam ponownie foki i drogą biegnącą wzdłuż Olzy dochodzę ok. 19:00 do Istebnej Centrum pod same drzwi domu. Podczas patrolu w górnych partiach panowała silna mgła wiał wiatr i sypał śnieg a widoczność ograniczona była do kilkunastu metrów.
SŁOWACJA: W śniegach Małej Fatry
W górach zapanowała prawdziwa zima i natura gór udzieliła nam kolejnej lekcji pokory. Już na samym dojeździe do celu wyciągał nas traktor z przydrożnego zagłębienia. Celem w górach był Mały Kriwań (1671) od doliny Kur. Przejście na nartach doliną po w miarę przetartym szlaku było jeszcze znośne. Naiwni piesi turyści, którzy przed nami częściowo przetarli szlak wkrótce poszli po rozum do głowy a nam w udziale przypadło torowanie w półmetrowym puchu. Wyżej zaspy były znacznie większe. Po ciężkiej walce udało nam się osiągnąć lesisty wierzchołek Strazskiej Holi (1141). Powyżej granicy lasu w zupełnie odkrytym terenie szalała zamieć a widoczność ograniczona do kilkunastu metrów. Wiatr błyskawicznie zacierał nasze ślady podejścia. Dojście grzbietem w pobliże przełęczy Priehib na wys. ok. 1400 zajęło nam niemal 4 godziny. W takich okolicznościach pozostał nam jedynie zjazd w dół. To była nagroda za udrękę podejścia. Wspaniały puch i cudowny zjazd (jak zawsze za krótki) do wylotu doliny. Po drodze wchodzimy jeszcze do "sztolni" (jest tego tylko kilka metrów, niegodne uwagi). W Małej Fatrze ogłoszono IV stopień zagrożenia lawinowego. Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FMalaFatra
Tatry Zach. – jaskinia Kasprowa Niżna
No to się doczekaliśmy :) pierwszy wyjazd w Tatry.
Na Śląsku od południa już ostro sypie śnieg. My ruszamy o 17. Do Krakowa jakoś przeleciało bez komplikacji, ale później ukochana zakopianka :) śnieg sypie, korki…. wiadomo. W Rabce uciekamy na czarny Dunajec i wszystko wygląda już super, droga zaśnieżona ale pusta i przejezdna. Wszystko fajnie do czasu kiedy pomyliliśmy jakimś cudem drogi i wpadliśmy znów na zakopiankę. Masakra.
Ale tragedii nie ma zajechaliśmy na 21. Rano pobudka, patrzymy przez okno auto zniknęło pod 40 cm warstwą śniegu. Bo odkopaniu dojeżdżamy do Kuźnic. Wiec ruszamy w drogę. Szlak nie przetarty ale da rade iść – śnieg do kolan, po zejściu ze szlaku zaczynają się schody - śnieg do pasa (i człowiek wspomina rakiety które leżą w szafie na ostatniej półce). Zrzucamy plecaki i jakoś mozolnie torujemy sobie drogę do dziury. Po dotarciu ku zdziwieniu kursantów okazuje się ze w dziurze znajduje się piękna ”szatnia” do przebrania. Szybka przebiórka, przepak i ruszamy. Bardzo sucho, pierwszego jeziorka w ogóle nie ma. Przy Wielkim Kominie znajdujemy liny + worek, ale patrząc na drogę do jaskini dziś na pewno nikt do niej nie wchodził. Spokojnie bez pośpiechu idziemy dalej można powiedzieć ze suchą stopą przechodzimy jaskinie i zapałki. Na tym kończymy. Trzeba coś sobie zostawić na kolejny wypad.
W drodze powrotnej Rysiek przeprowadził wykład geologiczny o umieraniu i rodzeniu się jaskiń. Przejście jak na pierwszy raz chyba poszło dość sprawnie, po 5 godzinach już się przebieramy i zmienia nas następna ekipa (w sumie to nawet nie wiemy skąd). Dziękowali nam ze przetarliśmy im szlak, a my im że go jeszcze poprawili. Powrót mimo ciągłych opadów śniegu przeszedł sprawnie. Czekamy na kolejny wyjazd.
PS. Zgubiłem batona kit kata – jak ktoś znajdzie to na zdrowie :)
Beskid Śląski - wyprawa w ramach programu PHZ
Od paru dni prześladują nas słowa piosenki „uciekali, uciekali, uciekali na osiołku przez pustyni żar.....” więc stwierdzamy, że to musi być znak i my też postanawiamy uciec, może nie przez pustynię, może nie na osiołku ale z miasta, i to pociągiem (póki jeszcze możemy się ruszyć gdziekolwiek).
Jedziemy do Wisły i w wysiadamy w Głębcach, skąd ruszamy na Stożek. O ile przez prawie całą drogę lało, tak za Ustroniem szarobury krajobraz zamienia się całkowicie, czyli mróz po pas i śniegu 30°. Ostro ruszamy pod górę i...... po 10 min gubimy szlak. Ale jest busola, szybka orientacja w terenie i mkniemy na azymut 220 prosto na Stożek. Po zdobyciu stromego, bliżej nieokreślonego najwyższego punktu wypukłej formy terenu dochodzimy do wniosku, że zdobycie szczytu to nie wszystko. Dlatego też postanawiamy znaleźć jakąś miłą polanę i skonsumować wszystko co ze sobą mieliśmy. A mieliśmy dużo.
Po 500 m spaceru przełajowego docieramy do uroczego miejsca, gdzie urządzamy sobie popas. Pogoda piękna, nawet słońce czasem wychyla się zza chmur. Jest lekko na minusie. Kiedy Słońce chyli się ku górom - czas wracać. Stożek musi poczekać do następnego razu;) cóż każdy ma swoje priorytety....:)
Niestety powrót okazuje się najtrudniejszą częścią wyprawy. Trzeba torować w głębokim śniegu. A że mamy lekko z górki to wpadamy na pomysł, że ulepimy kulę i będziemy ją toczyć przed sobą i to ona będzie torowała nam szlak. Idzie całkiem nieźle do czasu kiedy kula jest już tak duuuuuuuża, że nie ma opcji by ją ruszyć. Dalej musimy sobie radzić już sami. Warunki ekstremalne....a w butlach kończy nam się już tlen (choć reduktory mamy ustawione na przepływ 1l/h). Na szczęście mniej więcej w tym samym czasie docieramy do asfaltu prowadzącego do drogi wojewódzkiej nr 941. Wyprawę kończymy w jakieś karczmie w Centrum smakując m. in. fusatych klusek. Jeszcze tylko fascynująca partia szachów (bułgarski atak + końcówka Fischera) i żegnamy Wisłę. W pociągu towarzyszą nam rozmowy o życiu i parę świńskich kawałów.
Ufni, że może uda nam się jeszcze gdzieś wyskoczyć na równie ekscytującą akcję przed godziną zero, zmęczeni acz szczęśliwi wracamy do domu.
Jaskinia Miętusia-prawie do końca
Umyty sprzęt już się suszy, siniaki na kolanach policzone, pora więc na napisanie sprawozdania. Od dawna planowany wyjazd do jaskini Miętusiej za syfon Zielonego Buta, w końcu został zrealizowany. Dzień wcześniej zgłaszam wyjście do Miętusiej, z internetowej Książki Wyjść wynika, że jesteśmy trzecim zespołem, który wybiera się do tej jaskini. Korzystając z 3-dniowego weekendu wyruszamy w piątek o 8:00 z Rudy. Pod otworem jesteśmy ok. 14:00. Rura puszcza szybko, lecz już pierwszy batinox jest tak zapchany linami, że musimy kombinować. Na kaskadach mijamy grotołazów z Olkusza i Poznania, którzy informują nas, że poziom wody w MarWoju pozwala na przejście. Na Progu Męczenników wspomagamy się wiszącymi linami, więc idzie nawet gładko. W końcu docieramy do owianego mitem hardcoru syfonu i zaczynamy zmysłowy striptiz niestety bez publiki. Dajemy nura i wychodzimy po drugiej stronie z okrzykami o znacznie podwyższonym tonie. Żeby się rozgrzać zwiększamy tempo marszu lecz nie na długo, bo zatrzymuje nas plątanina korytarzy. Nikt z nas nie był tu wcześniej więc Michał wyciąga kilku stronicowy opis dalszej części jaskini, dzięki któremu docieramy aż do Progu Odzyskanych Nadziei. Niestety nie przewidzieliśmy wcześniej tego, że dotrzemy aż tak daleko i nie wzięliśmy sprzętu potrzebnego na dalsze partie, zresztą czas też naglił więc musieliśmy wracać. Z powrotem jakoś już szybciej choć woda w syfonie jakby chłodniejsza. Z jaskini wychodzimy o 3:00 w nocy, co daje nam ok. 12 godzin akcji w jaskini. O 5 rano jesteśmy gotowi do powrotu, lecz zatrzymujemy się na godzinkę, żeby choć trochę się przespać. W Rudzie jesteśmy… nawet nie wiem o której. Wyjazd udany, choć mi osobiście pokazał gdzie jest miejsce niedoświadczonego grotołaza. Partie za Zielonym Butem robią kolosalne wrażenie, z moim niewielkim dorobkiem jaskiniowym uważam, że to najładniejsze partie ze wszystkich poprzednich jaskiń w których byłem. Szkoda tylko, że nie wzięliśmy aparatu. P.S. Zapomniałem napisać, że Zielony But był na szczęście zlewarowany:)
Beskid Mały - Wielka Puszcza
Spacery górskie, impreza sylwestrowa, wycieczka skitruowa. Tak można podsumować spotkanie „starych” klubowiczów z przełomu lat 2011 – 2012. Wszystko to miało miejsce tak jak rok wcześniej w Wielkiej Puszczy w Beskidzie Małym. Wspaniała, sympatyczna atmosfera i ciepła chatka to sprawa nieocenionego Zigi za co mu serdecznie dziękujemy. Sytuację dodatkowo uratował w ostatniej chwili opad śniegu. Dzięki informacjom Heńka zabieram skitury (zrobił poniższą trasę na nogach dzień wcześniej). Śniegu nie było dużo ale pozwolił mi zrobić pętlę skiturową (Terasa szła pieszo) na trasie Wielka Puszcza – Wielka Góra (879) – Beskid (759) – zjazd doliną Wielkiej Puszczy do wsi. Mimo, że często wystawały kamienie (mam takie narty na wyrzucenie) to udało mi się całą trasę pokonać narciarsko. Reszta ekipy eksplorowała bez szlaków północne stoki głównego grzbietu. Tu niektóre zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FWielka_Puszcza
WŁOCHY/AUSTRIA: Sylwester w Tyrolu
Kolejny wyjazd z kategorii: "Gdzie jest zima?". Pierwsze dni spędzamy we włoskiej miejscowości Mals (pogranicze Austrii i Włoch). Niestety na miejscu ze śniegiem dosyć słabo. Robimy trzy podejścia. Z każdym jest coraz lepiej. Gdy już znajdujemy śnieg, przenosimy się w rejon miejscowości Pfunds (Austria). Tam pozostawiamy samochód i już na nartach przemieszczamy się na resztę naszego urlopu do zimowej chatki przy schronisku Hohenzollernhaus (2.123 m.). Śnieg i jest i pada. Pada tak intensywnie, że unieruchamia nas na kolejny dzień w chatce...To co udaje nam się zrobić, to dość krótka wycieczka po okolicy pod szczytem Glockturm i całkiem niezły zjazd. Jednak groźnie osuwajacy się śnieg pod nartami i rozlegające się z każdej strony grzmoty schodzących lawin dość sprawnie przekonują nas by za daleko się nie wypuszczać. Tu zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2012/sylwester-tyrol