Wyjazdy 2014: Różnice pomiędzy wersjami
Linia 5: | Linia 5: | ||
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FKopa-Skrzyczenska | Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FKopa-Skrzyczenska | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Wys. - kurs taternictwa zimowego|instruktor: Jan Kuczera,<u>Karol Jagoda</u>, Szymon |08-14 02 2014}} | ||
+ | |||
+ | Przez tydzień brałem udział w I etapie zimowego kursu taternictwa zimowego. Wspinaliśmy się w otoczeniu Hali Gąsienicowej, czyli rejonu najlepszego dla żółtodziobów. Kluczowym słowem na kursie jak i w całym wspinaniu zimowym jest ,,warun’’. Na własnej skórze odczułem, że zrobienie drogi nawet stosunkowo trudnej w dobrych warunkach jest nie do porównania do pokonania typowego rzęchu w trakcie porządnej zimy tatrzańskiej. Pogoda niestety najczęściej decydowała o wyborze celu na dany dzień. Z początku (sobota, niedziela) warunki były promocyjne (określenie Janka), więc bez trudu robimy Klisia (IV), Drogę Niemca(V-) oraz Środkowe Żeberko na Granatach (IV). Następnie moja choroba (przez 2 dni byłem unieruchomiony w łóżku) oraz totalna odwilż uniemożliwiają akcje górskie. W środę ciągle sypie mokry śnieg, oraz zagrożenie lawinowe powodują, że decydujemy się jedynie na trening drytoolowy w rejonie laboratorium. W czwartek robimy całkowicie przysypane świeżym śniegiem Prawe Żeberko na Granatach (IV), warunki jakie zastaliśmy na drodze Janek określił jako niepromocyjne (czytaj przeje…..). W ostatni dzień po raz kolejny nasze plany spalają na panewce, gdyż pogoda chce nam pokazać, na co ją stać. Tak, więc jest wszystko, co zima może nam zaoferować(silna zamiecio-zawieja) no może poza dwudziesto stopniowym mrozem. Warunki w skali Jankowej –,,bojowe’’ (czytaj strach się bać). Ostatecznie robimy jakąś dwuwyciągową drogę, która daje nam niezły wycisk. | ||
{{wyjazd|Jura - wspin w okolicach Podlesic|<u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas|08 02 2014}} | {{wyjazd|Jura - wspin w okolicach Podlesic|<u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas|08 02 2014}} |
Wersja z 21:11, 16 lut 2014
Beskid Śl. - skitura na Skrzyczeńską Kopę
Szybki wypad skiturowy po zapoznaniu się z sytuacją śniegową w Beskidach a właściwie jej braku. Z Soliska idziemy doliną potoku Malinów. Potem generalnie na przełaj przez las i tereny po wyrębie lasów wychodzimy na Kopę Skrzyczeńską (1189). Śniegu mało, fok nie zakładamy. Bardzo fajny i na swój sposób dziki teren. Jedyny sensowny zjazd to nartostradami do Soliska. Z Mł. Skrzycznego nieczynną nartostradą zjeżdżamy na Polanę Skrzeczyńską a dalej już naśnieżaną i pełną narciarzy trasą mkniemy aż na dół do Soliska zaliczając w sumie fajny zjazd.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FKopa-Skrzyczenska
Tatry Wys. - kurs taternictwa zimowego
Przez tydzień brałem udział w I etapie zimowego kursu taternictwa zimowego. Wspinaliśmy się w otoczeniu Hali Gąsienicowej, czyli rejonu najlepszego dla żółtodziobów. Kluczowym słowem na kursie jak i w całym wspinaniu zimowym jest ,,warun’’. Na własnej skórze odczułem, że zrobienie drogi nawet stosunkowo trudnej w dobrych warunkach jest nie do porównania do pokonania typowego rzęchu w trakcie porządnej zimy tatrzańskiej. Pogoda niestety najczęściej decydowała o wyborze celu na dany dzień. Z początku (sobota, niedziela) warunki były promocyjne (określenie Janka), więc bez trudu robimy Klisia (IV), Drogę Niemca(V-) oraz Środkowe Żeberko na Granatach (IV). Następnie moja choroba (przez 2 dni byłem unieruchomiony w łóżku) oraz totalna odwilż uniemożliwiają akcje górskie. W środę ciągle sypie mokry śnieg, oraz zagrożenie lawinowe powodują, że decydujemy się jedynie na trening drytoolowy w rejonie laboratorium. W czwartek robimy całkowicie przysypane świeżym śniegiem Prawe Żeberko na Granatach (IV), warunki jakie zastaliśmy na drodze Janek określił jako niepromocyjne (czytaj przeje…..). W ostatni dzień po raz kolejny nasze plany spalają na panewce, gdyż pogoda chce nam pokazać, na co ją stać. Tak, więc jest wszystko, co zima może nam zaoferować(silna zamiecio-zawieja) no może poza dwudziesto stopniowym mrozem. Warunki w skali Jankowej –,,bojowe’’ (czytaj strach się bać). Ostatecznie robimy jakąś dwuwyciągową drogę, która daje nam niezły wycisk.
Jura - wspin w okolicach Podlesic
Środek lutego a tu słoneczko i nie zła pogoda do wspinu. Robimy drogi na Głowie Cukru. Zacięcie na własnej protekcji (w cieniu na skale trochę marzną opuszki palców) oraz jedną "piątkę". Łukasz poprowadził 6.1+ w centralnej części ściany. Skałki puste, pogoda piękna, cisza i spokój. Nic tylko się wspinać. Przed parkingiem spotykamy Kamila z Kasią.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FPodlesice
SŁOWACJA: Tatry Zach. - skitura na Zabraty + jaskinia Brestowa
"...w Tatrach halny dochodzący do 100 km/h...", to słyszeliśmy w komunikatach meteo dzień wcześniej. Z Zverowki podchodzimy doliną Łataną. Mizerna warstewka śniegu pokrywa asfalt. Wiało lecz bardzo znośnie. Prawdziwe piekło rozpętało się powyżej granicy lasu. Żleb wyprowadzający na przełęcz Zabrat (1656) był wypolerowany przez wiatr. Śnieg miał strukturę betonu graniczącego z lodem. Kilka kroków na nartach i już obsuwam się w dół gdyż krawędzie w ogóle nie chwytały stoku. Nie mieliśmy harszli ani raków. Janusz po chwili decyduje się zawrócić. My z Tadkiem idziemy dalej tyle tylko, że równolegle do żlebu po miększych płatach śniegu i trawie. Szalejący wiatr co chwila ciska nami o glebę, wytrąca z równowagi i gdyby nie kijki to wchodzenie na czworakach było by chyba jedyną opcją. Poniewierani przez wiatr, smagani lodową krupą w końcu wydostajemy się na Zadni Zabrat (1693). Odrywając nartę od podłoża wiatr krzyżuje mi ją a ja walczę by nie dać się wtłoczyć w śnieg. Kijki ma wyrwać z dłoni. Tadek walczy podobnie. Brakuje oddechu, mamy odczucie duszenia. Kilka sekund ściszenia wiatru pozwala nam błyskawicznie zerwać foki bo chwilę później znów to samo. Zjeżdżamy w stronę Przedniego Zabratu. Cóż to była za jazda. Wichura robi z nami co chce.
...Lato roku 2011. Wraz z 3 laskami przemierzam ten sam szlak bez zbędnego trudu. Wokół szmaragdowa zieleń, lazurowe niebo. Sielankowa atmosfera górskiej wycieczki. Ciepełko pozwala na opalanie. Teren wręcz banalny. Zwykła turystyczna ścieżka nie zmuszająca do żadnego myślenia...
Okazuje się jednak, że w określonych warunkach i takie zbocza mogą zmuszać do myślenia i wysiłku.
Szybko więc trawersujemy do drogi podejścia i początkowo między kosówkami a potem po twardych płatach zjeżdżamy w dół zatrzymując się co chwilę by przetrzymać podmuchy i nie dać się zwalić z nóg. Na jednym z twardych płatów krawędzie nie "chwyciły" lodu i poleciałem w kosówkę na której się zatrzymałem. Dalej po trawiasto - śnieżnym terenie skośnie docieramy do żlebu poniżej jego połowy. Trochę emocji przy wjeździe w żleb i już charakterystyczne zgrzytanie nart o twardą nawierzchnię. Kilka skrętów i jakoś poszło. Tadkowi objechała narta i musiał trochę powalczyć. W końcu jednak osiągamy granicę lasu i wiatr przestał być dokuczliwy a my jedynie musimy wyszukiwać dogodnych śniegów do zjazdu co nawet się udaje. Trzymając się ciągle śnieżnego duktu docieramy do Latanej chaty (o dziwo nie ma jej na mapach). Nikogo tu nie ma. Pod wiatą robimy sobie posiłek a potem już tylko zjazd doliną w dół po tej mizernej warstwie śniegu, którą halny od rana jeszcze bardziej zjadł. Wkrótce spotykamy się z Januszem przy aucie. W dolinie Rohackiej zwiedzamy jeszcze wstępne partie jaskini Brestowej. Potem już tylko jazda do domu. Żeby nie było wieczorem idę jeszcze na halę pograć w sportowego badmintona (choć z miernym skutkiem).
Póki co w obecnych warunkach śnieżnych w górach skiturowanie jest mocno ograniczone.
Bytom: drytooling w kamieniołomie
Bytom nie Zakopane, a wyrobiska byłego kamieniołomu odbiegają trochę od ścian tatrzańskich, ale są przynajmniej blisko domu:) Zresztą i tak brak czasu zmusza nas do takiego wyboru. Były to moje pierwsze kroki we wspinaczce zimowej więc moje wrażenia nie są zbyt obiektywne, ale mi się podobało. Po wspinaczce byłem dość zmachany, natomiast Karol nie bardzo poczuł trudności dróg. Wybieramy drogi nie zarezerwowane do wspinaczki letniej, na których zawieszamy wędkę. Mimo to, przez cały czas panowało uczucie niebezpieczeństwa, że coś na głowę spadnie - kto wspinał się kiedyś w DSD, wie o czym mowa. Kolejna dziedzina, która potwierdza, że Dolomity to rzeczywiście Sportowa Dolina.
FRANCJA: na nartach w Zachodnich Alpach
1750 km jest do pokonania do zacisznego La Joue du Loup w Zachodnich Alpach francuskich w masywie Devuloy. Jest tu fajny kompleks narciarski z bardzo zróżnicowanymi trasami. Pogoda też była różna, od deszczu, śnieżycy do przepięknej słonecznej pogody. Po opadach śniegu w okolicy obowiązywał IV stopień zagrożenia lawinowego. Świeży puch wykorzystywaliśmy do ciekawych zjazdów poza trasowych. Z Tadkiem wybrałem się również na wycieczkę skiturową w stronę szczytu Tete de la Cluse (2683). W dniu wycieczki warunki pogodowe były dość fatalne więc najpierw po stromej wyratrakowanej (jak ten ratrak tu wyjechał?) ale nie używanej nartostradzie (narty trzeba było nie źle kantować by wdrapać się do góry) udało nam się dojść tylko na skalną przełęcz (ostatni odcinek w głębokim śniegu) z której skalną granią prowadziła swego rodzaju "ferrata" a na drugą stronę teren ograniczony był urwiskiem. Bez raków i lonży w panujących warunkach nie decydujemy się iść dalej i z przełęczy zjeżdżamy w totalnym "mleku" stromiznami w dół. Trzeba przyznać, że nasze błędniki wystawione były na ostrą próbę. "Ciekawa" przygoda spotkała mnie również na wyciągu krzesełkowym. Spędziłem tu bowiem dobrą godzinę w większości w bezruchu (jakaś awaria). Akurat stałem w cieniu a doliną wiał mroźny wiaterek. Robiłem wszystko by nie zamarznąć, siedziałem sam na kanapie a na całym wyciągu było zaledwie kilka osób. W końcu jednak wyciąg powolutku ruszył gdy zamieniałem się już w lodowy sopel. Generalnie bardzo fajny teren i cały wyjazd. Podziękowania dla Agi i Piotrka za zorganizowanie imprezy.
Tu zdjęcia (może będzie więcej): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FFrancja-narty
Tatry Wys. - Kościelec
Kolejna wycieczka w Tatry z powodu niskiego zagrożenia lawinowego, tym razem z Sebastianem i moim przyjacielem Michałem. Za cel obraliśmy sobie Kościelec. Zależało nam jednak nie tyle na zdobyciu szczytu a na trudniejszej trasie która biegnie żlebem Zaruskiego. Sam żleb bardzo fajny, stromy z pięknymi widokami i ekspozycją. Problem jednak zaczyna się przy trawersie z niego na główną płytę ciosową Kościelca. Faktycznie przy małej ilości śniegu jest to bardzo trudne lub niemożliwe. Warunki były średnie, zwłaszcza na jeden czekan i brak liny… .Na szczęście nie sprawdzaliśmy i podjęliśmy decyzję od odwrocie [na jednym ze zdjęć narysowałem pokonaną trasę]. Podczas schodzenia zauważyliśmy już śmigło które leciało tego dnia 4 razy. Bardzo pechowy dzień. Jedna osoba spadła z Rysów a dwie z drogi między Świnicą z Zawratem. Całe szczęście że głos rozsądku przemówił.
Zdjęcia http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FTatry+Wys.+-+Ko%9Ccielec
Film tu: http://youtu.be/MDjHnRU-7pM
SŁOWACJA: Beskid Żyw. - biwak zimowy
Zima jest taka jaka jest więc przymiotnik zimowy bardziej zgodny z kalendarzem niż aurą. Po słowackiej stronie granicy na górze Vysoka Magura (1111) Jurek Ganszer z Speleoklubu Bielsko Biała zorganizował bodajże 20 już biwak zimowy. Na miejsce doszliśmy bez szlaku z Soblówki. Tak w ogóle to teren jest dość ciekawy. W końcówce jest strome podejście. Sama Vysoka Magura jest położona kilkaset metrów na południe od głównego grzbietu Beskidu Równego za małym obniżeniem. Na miejsce dotarliśmy jeszcze za dnia i dość długo w nielicznym gronie będących już tam kolegów walczyliśmy z rozpaleniem ogniska. Udało się. Potem przybyło jeszcze sporo osób. Ja z Teresą jeszcze nocą schodzę do Soblówki gdyż nazajutrz umówieni byliśmy do Heńka Tomanka na rodzinną uroczystość. Do domu wróciliśmy po północy.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FBiwak
Beskid Śląski - jaskinia Pod Balkonem
Z powodu wolnej soboty i kiepskiej pogody lądujemy u podnóży Skrzycznego od strony Żywca. Za cel wybieramy Jaskinie Rezerwatu Kuźnie - Jaskinia Chłodna i Pod Balkonem. Sam rezerwat znajdujemy bez problemów, ale przeglądnięcie każdego potencjalnego otworu zajmuje nam sporo czasu i w efekcie odnajdujemy jedynie Jaskinię Pod Balkonem oraz jeszcze jakieś mniejsze nory. Jaskinie nie oszałamia ani wielkością ok. 45m, ani urodą. Szybko wychodzimy z jaskini i udajemy się dalej szlakiem w kierunku Skrzycznego - na szczyt nie wchodzimy. Do samochodu docieramy o zachodzie słońca. Jaskinia nie powaliła nas na kolana, ale sam rezerwat warty odwiedzenia.
Jura - jaskinie Rysa i Spełnionych Marzeń
Odwiedzamy dwie nie dawno odkryte jaskinie jurajskie. Jaskinia Rysia to jak dla mnie numer jeden na Jurze. Jaskinia rozmyta na imponującej szczelinie może z wyjątkiem szaty naciekowej oferuje „tatrzańskie” atrakcje no czasem może się sypać o czym mogłem się przekonać. Głębokość 51 m i 570 m korytarzy to już całkiem przyzwoita dziura jak na ten teren. Penetrujemy niemal wszystkie zakamarki dziury. Po dobrych 4 godzinach wydostajemy się do góry i po posiłku idziemy jeszcze do pobliskiej jaskini Spełnionych Marzeń. Niemal 40 m szczelina sprowadza na dół i kończy się zwężającym się korytarzem. W drodze do góry, gdzieś w połowie szczeliny odbija się zjazdem do przestrzennych partii, które kontynuują się w dwóch kierunkach generalnie w górę. Wpychamy się niemal w każdą szczelinę. Po 3 godzinach wychodzimy na dwór już w ciemnościach . Te 3 jaskinie (jeszcze jest Józefa o podobnym charakterze, którą już odwiedzaliśmy) stanowią niewątpliwie ewenement na skalę jurajską i warto do nich zajrzeć.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2014%2FRysia-JSM
Tatry Wys. - wejście na Rysy
Nuda jak zwykle sprawia że do głowy przychodzą najciekawsze pomysły. Mając aż 6 dni wolnego po sylwestrze przed zajęciami stwierdziłem że nie dam rady jeszcze zasiąść do książek. Tęsknota za śniegiem w zimie i Tatrami, które ostatnio oglądamy od spodu sprawiła że wybór padł na Rysy. Namówiłem na szybko współlokatora Piotrka i Sebastiana bo warunki pogodowe zapowiadały się idealnie. Wyruszyliśmy o 4 rano. Start z Palenicy dopiero o 7.30 i szybkim tempem do schroniska. Pierwszy śnieg na trasie zaczął się dopiero przy obejściu MOka. Słońce już oświetlało szczyty i dało nam złudną nadzieję że je szybko zobaczymy. Warunki do turystyki perfekcyjne, ciepło, słaby wiatr i śnieg bardzo twardy i dobrze związany z podłożem. Szło się naprawdę cudownie. Trasę poprowadziliśmy rysą i po 6h bez pośpiechu stanęliśmy na szczycie. Widok doskonały, tym bardziej że ośnieżone góry pięknie kontrastowały z jesiennym krajobrazem dookoła. W końcu udało się nam zobaczyć słońce i to przez jakieś 15 sekund zza chmur. Na górze para chłopaków urządziła sobie biwak. Krótka rozmowa, trochę zdjęć i nadszedł czas wracać. Byliśmy ostatnimi schodzącymi tego dnia ze szlaku. Piękny, przyjemny dzień dobiegł końca i pozostała podróż do domu. Niecała doba a tyle wrażeń. Film świetnie oddaje warunki, polecam!
link do filmu: http://youtu.be/bEHj7IKSS94