Wyjazdy 2015: Różnice pomiędzy wersjami
Linia 3: | Linia 3: | ||
Rowerowy weekend. Pierwszego dnia z pełną premedytacją błądzę na rowerze po łąkach, polach i lasach Podzamcza. Pięknie, letnio i stosunkowo pusto. W niedzielę po wizycie w Śląskim Centrum Rehabilitacji i Prewencji, robię trasę-Ustroń Zawodzie-Równica-Orłowa-Trzy Kopce Wiślane- powrót żółtym szlakiem do Wisły Centrum,a dalej trasą rowerową wzdłuż Wisły do Ustronia. Trasa stosunkowo kamienista na trasie Równica-Trzy Kopce Wiślane (na tyle, by skutecznie przekonała mnie wreszcie do zakupu rowerowych... spodenek :)) | Rowerowy weekend. Pierwszego dnia z pełną premedytacją błądzę na rowerze po łąkach, polach i lasach Podzamcza. Pięknie, letnio i stosunkowo pusto. W niedzielę po wizycie w Śląskim Centrum Rehabilitacji i Prewencji, robię trasę-Ustroń Zawodzie-Równica-Orłowa-Trzy Kopce Wiślane- powrót żółtym szlakiem do Wisły Centrum,a dalej trasą rowerową wzdłuż Wisły do Ustronia. Trasa stosunkowo kamienista na trasie Równica-Trzy Kopce Wiślane (na tyle, by skutecznie przekonała mnie wreszcie do zakupu rowerowych... spodenek :)) | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Nocek na Motosercu|Ola Rymarczyk, <u>Joanna Przymus</u>, Łukasz Piskorek|13 06 2015}} | ||
+ | |||
+ | Tym razem RKG ,,Nocek” wystąpił jako partner Motoserca, czyli akcji zbiórki krwi prowadzonej przez klub motocyklowy Invaders z Rudy Śląskiej. Impreza miała miejsce na terenach przylegających do Aquadromu na Halembie. Początkowo planowaliśmy zbudować mały park linowy, jednak z powodu niedomówień z gospodarzem terenu musieliśmy powstrzymać wyobraźnię i zejść na ziemię (dosłownie). | ||
+ | |||
+ | W czasie kiedy na głównym placu odbywały się koncerty i pokazy (różne dziecięce zespoły, wystawa motocykli, starych samochodów itp.) oraz zbiórka krwi, na trawie nieopodal, w cieniu drzew działaliśmy my. Atrakcje jakie zafundował Nocek dzieciom można zobaczyć na zdjęciach: http://foto.nocek.pl/index.php?showall=&path=.%2F2015%2Fmotoserce&startat=1 Zbudowaliśmy z Łukaszem i Olą, która dołączyła do nas później (całe szczęście, bo miała wenę do plątania lin), ogromną pajęczynę, pomiędzy którą dzieciaki musiały przechodzić i zbierać taśmy z karabinkami. Druga konkurencja była bardziej związana z działalnością jaskiniową – trzeba było wciągnąć wór jaskiniowy (ciężki wór jaskiniowy) parę metrów nad ziemię. Wszystkie dzieciaki radziły sobie wspaniale, podobało im się na tyle, że część z nich wracała parę razy. Ja jednak nadal czuję niedosyt związany z brakiem trudnych przepraw nadziemnych, jednak mądrzejsza o zaistniałą sytuację jestem pewna, że nadrobimy następnym razem. | ||
{{wyjazd|Beskid Śląski - MTB|<u>Damian Szołtysik</u>|12 06 2015}} | {{wyjazd|Beskid Śląski - MTB|<u>Damian Szołtysik</u>|12 06 2015}} |
Wersja z 18:45, 15 cze 2015
MTB- Jura/Beskid Śląski
Rowerowy weekend. Pierwszego dnia z pełną premedytacją błądzę na rowerze po łąkach, polach i lasach Podzamcza. Pięknie, letnio i stosunkowo pusto. W niedzielę po wizycie w Śląskim Centrum Rehabilitacji i Prewencji, robię trasę-Ustroń Zawodzie-Równica-Orłowa-Trzy Kopce Wiślane- powrót żółtym szlakiem do Wisły Centrum,a dalej trasą rowerową wzdłuż Wisły do Ustronia. Trasa stosunkowo kamienista na trasie Równica-Trzy Kopce Wiślane (na tyle, by skutecznie przekonała mnie wreszcie do zakupu rowerowych... spodenek :))
Nocek na Motosercu
Tym razem RKG ,,Nocek” wystąpił jako partner Motoserca, czyli akcji zbiórki krwi prowadzonej przez klub motocyklowy Invaders z Rudy Śląskiej. Impreza miała miejsce na terenach przylegających do Aquadromu na Halembie. Początkowo planowaliśmy zbudować mały park linowy, jednak z powodu niedomówień z gospodarzem terenu musieliśmy powstrzymać wyobraźnię i zejść na ziemię (dosłownie).
W czasie kiedy na głównym placu odbywały się koncerty i pokazy (różne dziecięce zespoły, wystawa motocykli, starych samochodów itp.) oraz zbiórka krwi, na trawie nieopodal, w cieniu drzew działaliśmy my. Atrakcje jakie zafundował Nocek dzieciom można zobaczyć na zdjęciach: http://foto.nocek.pl/index.php?showall=&path=.%2F2015%2Fmotoserce&startat=1 Zbudowaliśmy z Łukaszem i Olą, która dołączyła do nas później (całe szczęście, bo miała wenę do plątania lin), ogromną pajęczynę, pomiędzy którą dzieciaki musiały przechodzić i zbierać taśmy z karabinkami. Druga konkurencja była bardziej związana z działalnością jaskiniową – trzeba było wciągnąć wór jaskiniowy (ciężki wór jaskiniowy) parę metrów nad ziemię. Wszystkie dzieciaki radziły sobie wspaniale, podobało im się na tyle, że część z nich wracała parę razy. Ja jednak nadal czuję niedosyt związany z brakiem trudnych przepraw nadziemnych, jednak mądrzejsza o zaistniałą sytuację jestem pewna, że nadrobimy następnym razem.
Beskid Śląski - MTB
Korzystając z pobytu w Szczyrku robię pętlę górską na trasie: Szczyrk - Meszna - Bystra - szlak ziel. na przeł. Kołowrót a dalej zboczami Szyndzielni na Klimczok - zjazd ziel. szlakiem do Szczyrku. Nie łatwy był podjazd na przeł. Kołowrót gdzie na szlaku zalegało sporo gałęzi, ściętych konarów drzew a także duże kamienie. Zjazd z Klimoczka natomiast boski. Powstała tam nawet jakaś nowa leśna droga.
Beskid Śląski – gdy nie ma dzieci
Jeden dzień urlopu od domowych obowiązków udaje nam się poświęcić na bardzo przyjemną pętlę: z Wisły Czarne przez Cieńków, Zielony Kopieniec, Malinów na Salmopol i dalej przez Jaworzynę, Smerekowiec i Czupel z powrotem do Wisły. Ponieważ na trasę wyruszamy dopiero przed 13, upał dość mocno daje nam się we znaki. Na szczęście za Cieńkowem Wyżnim, kawałek poza szlakiem przygarnia nas bardzo sympatyczna ławeczka. Dzięki nowej znajomości opalam sobie jedną nogę, a kilka najgorętszych godzin mija niepostrzeżenie w milczącym towarzystwie Baraniej. Na Malinowskiej Skale wymarzona pustka i przestrzeń i ruszamy się stąd dopiero koło 19, licząc jeszcze na to, że uda się zejść przed całkowitym zmrokiem (szukaliśmy czołówek, ale chyba zostały wmontowane w któryś stosik z zabawkami). Podchodząc na Smerekowiec mam już dość. Na Czuplu żałujemy, że nie znaleźliśmy się na nim godzinę wcześniej – niezły byłby stąd zachód słońca. Niestety rzeczywisty szlak zielony prowadzi nieco inaczej niż na mapach, przez co zamiast do Wisły Malinki sprowadza nas przez Grapę do Nowej Osady. O 23 wsiadamy do auta i nic już więcej nie pamiętam.
AUSTRIA: alpejskie kaniony
Opis już niebawem.
SZWAJCARIA: Alpy Penninskie - próba wejścia na Dom
Być może to wstyd ale nie wyszliśmy na Dom (4545). Pokrótce: 24 godziny w aucie przez Niemcy gdzie musieliśmy nadrobić niemal 300 km by zabrać 2 osoby (z Marsbergu). Już w Szwajcarii do doliny Matter przedostajemy się tunelem (autami wjeżdża się na specjalne wagony i pociągiem przejeżdżamy na druga stronę masywu) i docelowo nocujemy na kampingu w Randzie. W następny dzień podeszliśmy dość ciekawym szlakiem (w górnej części po swego rodzaju ferattcie) do schroniska Domhutte (2940). Schronisko jest nieczynne lecz otwarte. Tu spotykamy trójkę wspinaczy z KW Katowice, którzy siedzieli tu już od dnia poprzedniego i wybierali się na Dom przez Festigrat. Jak się okazało mieliśmy otwierać sezon pod Domem. Po miłej pogawędce oni ruszyli w górne partie lodowca a my rozbiliśmy namioty na morenie powyżej (jest tu kilka platform osłoniętych kamieniami – wys. 3120). Trochę padał deszcz. Nazajutrz wstajemy o drugiej by przed czwartą ruszyć na lodowiec Festi przy przepięknej pogodzie. Filip zrezygnował z dalszego podejścia i wcześniej zszedł do Randy. Po śladach kolegów z KW docieramy wkrótce do ich obozu. Akurat szykowali się do dalszej drogi. Jeszcze w nocy kilka godzin szukali przejścia w skalnych ścianach nim natrafili na batinoksy w skałach nad miejscem, z którego zjechała lawina. Razem z katowiczanami wspinamy się na grań (niemal 3800 m). Nie będąc pewni czy idziemy właściwą drogą tracimy sporo czasu (2 godz) na kombinowaniu. Oni idą dalej na grań Festigrat a my analizujemy sytuację. W międzyczasie z grani wiodącej od Graben obrywają się potężne seraki bombardując Festi. „Normalna” droga wiedzie lodowcem Hobärg okrążając górę. Lodowiec jednak jest nieskalany. Aby się przez niego przedostać trzeba by kluczyć między szczelinami, które w czerwcu jeszcze są dobrze zamaskowane. Nie mając śladów musielibyśmy szukać drogi co łączyło by się z dalszymi stratami. Szacunek planowanego czasu do straconego jest na tyle niekorzystny (musieliśmy dzisiaj wracać do Niemiec), że podejmuję decyzję o odwrocie. Schodzimy tą samą drogą likwidując po drodze biwak. Randę opuszczamy późnym popołudniem i znów 24 godziny (tym razem z małą przerwą na sen w Marsbergu) docieramy do domu. Choć nie wyszliśmy na górę to wycieczkę uważam za ciekawą. Rozterki oczywiście mam. Cel ciekawy choć nie koniecznie w 24 godziny.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2015%2FFesti
AUSTRIA: Kaisergebirge - MTB i via ferraty
W Tyrolu już prawie lato. W ciągu dnia bardzo ciepło i słonecznie, wieczorami "letnie" burze. Spędzamy 3 dni na rowerach-odwiedzając tereny znane mi z zimowych wypadów na narty. W niedzielę łączymy wypad rowerowy z via ferratą na Kitzbüheler Horn.
Beskid Śląski- wyjazd kursowy
Pierwszy, dłuższy wyjazd w ramach kursu. Do odwiedzenia cztery jaskinie: Trzy Kopce, Dującą, Salmopolska i Malinowska.
Sobota.
Bez większych problemów docieramy do schroniska. Skromny stan przedzawałowy i łza rozpaczy tocząca się po policzku w trakcie podejścia do schroniska, wyraźnie sygnalizują, że zaczyna się zabawa z przeprawą przez tereny, które nie mają wiele wspólnego z wygodnym, płaskim chodnikiem i budkami z kebabem rozstawionymi co kilkaset metrów. Po zrzuceniu części bagażu do schroniska i delikatnej redukcji zawartości plecaków ze sprzętem, ruszamy w stronę Trzech Kopców. Pogoda sprzyja. Docieramy pod Trzy Kopce bez większych niespodzianek. Żaden zwierz leśny ni gadzina pełzająca nie stają na naszej drodze. Mijamy jedynie kilka grupek turystów, sympatycznie pozdrawiających nas w drodze do jaskini. Jest gorąco… Po szybkim posiłku wchłoniętym przed wejściem do Trzech Kopców, przebieramy się w wyjściowe ciuszki i kolejne wskakujemy do przyjemnie chłodnej dziury. Trzy Kopce witają nas licznymi szczelinami, zawaliskami, oraz stadem odstających, twardych krawędzi idealnych do tego, by przypomnieć sobie o konieczności uważania na łokcie, kolana, czy inne wystające elementy organizmu. Zwiedzanie jaskini przebiega bez większych problemów: jest okazja do przeciśnięcia się przez kilka ciaśniejszych miejsc, znajdujemy lokalizację idealną do rozprostowania nóg w pozycji leżącej, dającą jednocześnie możliwość wygodnej obserwacji umordowanych osób wypełzających z dojścia do końcowych partii jaskini. Tradycyjne poszukiwania wyjścia przez kursantów kończą się fiaskiem. Na szczęście Buli orientuje się z grubsza którędy do góry, więc nie grozi nam śmierć głodowa. Po zwiedzeniu sporej części Trzech Kopców, gramolimy się na powierzchnię, gdzie wita nas deszcz przechodzący po chwili w burzę. Gdy myślimy, że nie może być gorzej, pojawia się grad. Na szczęście znajdujemy minimalne schronienie pod pobliskimi drzewami. Kilkanaście minut (i kanapek) później ruszamy w stronę Dującej.
Rozpogadza się.
Niedaleko celu naszej podróży znów rzucamy się na szybki posiłek. Po kilkunastu minutach naciągnąwszy na grzbiety nieco wilgotne kombinezony, idziemy szukać wejścia. Niewielki otwór z przerzuconą przezeń kłodą, nie zapowiada wrażeń, które czekają nas na dole. Kolejno wskakujemy w ciemność, uprzednio żegnając się z jakimś sympatycznym pytongiem górskim, który urządził sobie legowisko na kamieniu obok wejścia. Dująca wyraźniej daje się nam we znaki. O ile jeszcze Smukła Szczelina w drodze na dół nie wydaje się wielkim wyzwaniem, tak posiadacze dłuższego organizmu, już na Ciągu Twardzieli mogą mieć problemy ze złamaniem swego cielska w taki sposób, by dostać się do dalszych partii jaskini. Podobnie jak w przypadku Trzech Kopców, zwiedzamy Dującą bez większych niespodzianek. Problem pojawia się dopiero przy wyjściu, gdy to mój skromny organizm nijak nie daje rady przepchnąć się w górę przez Smukłą Szczelinę. Łukasz i Asia dzielnie ciągną mnie za fraki do góry, co przy jednoczesnym wypychaniu mnie od spodu przez Buliego sprawia, że jakimś sposobem udaje się mnie wypchnąć z otworu, z którym nijak nie jestem kompatybilny gabarytowo. Wychodząc na powierzchnię, jesteśmy tradycyjnie witani… deszczem. Tym razem bez burzy i gradu. Droga powrotna przebiega bez większych komplikacji. Nikomu nie udaje się poważniej zgubić, nikt nie zostaje pożarty przez zwierzynę leśną, bezpiecznie docieramy do schroniska, skąd po doprowadzeniu swoich powłok cielesnych do stanu, w którym nie powodujemy ataków paniki postronnych osób, ruszamy w stronę cywilizacji, by zjeść ciepłą kolację. Jak się okazuje, znalezienie wieczorową porą otwartej knajpy w Szczyrku jest trudniejsze, niż znalezienie Dującej. Na szczęście udaje nam się trafić do miejsca, gdzie zostajemy nakarmieni i napojeni. Kolacja kończy się pożegnaniem – opuszczają nas Bogdan, Asia i Łukasz, zmuszeni obowiązkami do powrotu. Reszta rusza w stronę schroniska, gdzie ku chwale Morfeusza zwala się na materace, chwile później pochrapując radośnie.
Niedziela.
Po wciągnięciu solidnego śniadania, opuszczamy schronisko i przemieszczamy się w stronę Jaskini Salmopolskiej. Pogoda jak najbardziej sprzyja. Być może tym razem uda się nie zmoknąć… Po przebyciu niedługiego odcinka drogi, prowadzącego od parkingu do okolic otworu wejściowego, wskakujemy w kombinezony, których stan jednoznacznie wskazuje na to, co przeszły poprzedniego dnia. Chwilę później kolejno zanurzamy się przyjemnie chłodną jaskinię. Zwiedzanie Salmopolskiej nie zabiera wiele czasu: sprawnie docieramy do północnej części jaskini, następnie po nawrocie kierujemy się ku studni końcowej. Tam czeka nas niespodzianka: nad studnią objawia się okienko prawdopodobnie prowadzące do dalszych partii, których nie mamy oznaczonych na mapie. Część z nas decyduje się na szybki rzut okiem w stronę otworu. Chwilę później zawracamy, kierując się już w stronę wyjścia. Wydostajemy się na powierzchnię – szok. Nie pada! Mało tego – słońce świeci! Ruszamy raźno do ostatniej jaskini, którą mamy zamiar zwiedzić. Naszym celem jest Malinowska.
Bez większych problemów znajdujemy jaskinię. Przy pomocy znajdującej się w środku drabiny, kolejno schodzimy w dół. Malinowska ze względu na swoje rozmiary, nie zabiera nam wiele czasu. Krótki podziemny przemarsz można w zasadzie potraktować bardziej jak niedzielny spacerek. Po zwiedzeniu całości jaskini wdrapujemy się na powierzchnię, gdzie w końcu można wyłączyć czołówki na dłuższy czas. Idealnym zakończeniem weekendu jest postój na tradycyjnej szarlotce w miejscu, gdzie nie da się skończyć konsumpcji na jednym ciastku. Po wchłonięciu kalorii w ilości mogącej zasilić średniej wielkości miasteczko, pakujemy się do samochodów i ruszamy w stronę domów…
Zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2015%2Fbeskid
Jura - pontonem po Białce Lelowskiej
Białka Lelowska to rzeczka biorąca swój początek na Jurze a uchodząca do Pilicy w okolicach Koniecpola. Na odcinku od Lelowa do Białej Wielkiej rzeczka została przystosowana do spływów pontonowych. Jednak na wielu odcinkach rzeka posiada mielizny, zatopione pnie i gałęzie. Najpierw nurt jest znośny, później zwalnia. Na jednej z zatopionych gałęzi rozerwaliśmy dno pontonu i po chwili szybko nabieraliśmy wody. Odwracamy więc ponton dnem do góry zamieniając go w swoistą tratwę. Siedząc na dnie (dziura była nad wodą) docieramy po 2 godz. do celu w Białej Wielkiej. Trochę nas postraszyło deszczem ale generalnie pogoda OK. W sam raz wycieczka na sobotnie popołudnie.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2015%2FBialkaLelowska
Katowice - Szopienice
Tym razem trochę oderwane od gór i skał ale pogoda miała być nie najlepsza więc za namową Augusta Jakubika (ultramaratończyk z naszego miasta i prezes TKKF "Jastrząb" Ruda Śląska) wziąłem udział w turnieju badmintona w ramach Wojewódzkich Zawodów Klubów TKKF. Po dość zaciętych bojach udało mi się wywalczyć II miejsce. Zawody odbywały się również w wielu innych dyscyplinach. W każdym razie w punktacji ogólnej wywalczyliśmy I miejsce.
Jura: Pazurek - Warsztaty z kanioningowych technik linowych KK PZA
W trakcie weekendu od piątku do niedzielnego popołudnia byliśmy uczestnik