Wyjazdy 2022
Znikające rzeki Jury
Terenowa przejażdżka przez środkową Jurę. Rzeki Sztoła, Biała i Baba w zasadzie przestały istnieć. Przez szereg lat zasilane były wodami pompowanymi z kop. Pomorzany. Obecnie kopalnia kończy działalność więc i zasilanie w wodę uległo przerwaniu. Naturalne źródła tych rzek przez lata również uległy znacznemu zniszczeniu przez działalność człowieka.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2022%2FJura-rzeki
Beskid Śl. - Czantoria na skiturach
W okolicy warun do bani. Zostaje więc jedynie skituring przystokowy. Umawiamy się z dziewczynami na 18.00 pod Czantorią. Jak to zwykle bywa najpierw krótkie porównanie sprzętu, macanko dech i wiązań i czas ruszać. Ja (nie wiem czym sobie zasłużyłem) mam pozwolenie od Pana z ochrony na jedno wejście i zjazd. Cała reszta, która tego dnia chciała wejść na stok ma problem. No, ale jako, że jestem z dziewczynami więc zostajemy całą trójką wpuszczeni. Reszta chętnych musiała jeszcze trochę powalczyć :) Zapinamy sprzęt i w górę. Śnieg jak to sztuczny - tragedia. Foki nie trzymają i samo podejście (zwłaszcza na buli) sprawia trochę problemów - no dobra to było moje najgorsze podejście na Czantorię. Bula totalnie wylodzona. Poważnie rozważałem założenie harszli. W połowie wynika mały problem... Jedna z koleżanek ma totalnie przestawione wiązania bez szans na wpięcie, czy chociażby skorzystanie z podpórek. Niestety, tym czym tego dnia dysponujemy (a były to super nożyczki z mojej apteczki) nie jesteśmy w stanie zmienić zakresu. Nikt też z napotkanych podchodzących, ani zjeżdżających nie dysponuje śrubokrętem (no bo i kto normalny na taką śmieszną turę po stoku zabiera ze sobą zestaw serwisowy...). No nic jakoś będziemy musieli dać radę. W najgorszym wypadku będzie zjazd na fokach. Docieramy do górnej stacji wyciągu i tu z odsieczą przychodzi kolejny Pan z ochrony (jakoś tego dnia mieliśmy do nich szczęście), który częstuje nas śrubokrętem. Szybki serwis (no może nie aż taki szybki bo trzeba było przestawić pełny zakres wiązania), przepinka i można zjeżdżać. Niestety wyjście powyżej trasy jest niemożliwe. Pogoda tego wieczoru wyśmienita. Przejrzystość powietrza ukazuje piękna panoramę okolicy, którą raczymy się podczas zjazdu. W dodatku dobra wiadomość zaczął padać śnieg. Zjazd całkiem przyjemny. Dolna część wyratrakowana. Stok mocno ubity i nie rozjeżdżony. Ja muszę kilak razy stanąć, bo buty, które są w trakcie rozbijania dają mi nieźle popalić. Cała akcja typowo towarzyska. Wszystko zajęło nam około 1,5h. Tura króciutka ale bardzo przyjemna i w fajnym towarzystwie. No i pierwsze podejście na Czantorię w tym roku odhaczone. Może jak do sypie uda się zrobić trawers obu Czantorii.
Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2022%2FCzantoria
AUSTRIA - Tennengebirge - Bierloch
Akcja badawcza do Bierlocha, jednego z otworów legendarnego systemu Berger-Platteneck. Choć byłem już w kilku jaskiniach, w których można się nieźle spocić nie używając sprzętu, to znowu zostałem zaskoczony. Może zmyliła mnie opowieść o 350 metrowej długości Drei-Nationen-Gangu o szerokości dochodzącej do 12 m. Rzeczywiście wielki gang był, ale co się musieliśmy naczołgać żeby do niego dotrzeć, to nasze. Zresztą - nie wpatrując się szczególnie w plan - człowiek wyobraża sobie, że takim korytarzem to przecież się pobiegnie jak po chodniku. A tymczasem jeśli duży gang - to i duże góry osadów... trzeba się na nie wdrapywać, trawersować, czujnie z nich schodzić. W tej części jaskini (wschodniej) dotarliśmy na dno do ok. 25 m studni pod zawaliskiem kończącym Drei-Nationen-Gang. Wcześniej byliśmy też na zachodzie, ale tam zawróciliśmy w Ciasnym Meandrze. Błoto, ciasnoty, woda - z każdym z tych jaskiniowych żywiołów da się żyć. Ale kiedy wszystkie się spotykają, trzeba zazwyczaj okazywać wysoki poziom poświęcenia dla sprawy. Zardzewiałe spity nie pomagały nam go w sobie odnaleźć, a zresztą z perspektywy celu naszej akcji partie wadyczne nie były aż tak interesujące.
AUSTRIA - Untersberg - Oberer Winzling
Poprzez swoje nowe kontakty w Austrii, Jacek wkręcił nas w projekt eksploracyjny na Untersbergu. Niedawno znaleziona jaskinia Oberer Winzling znajduje się 15 minut drogi od małego parkingu na zakręcie i ma szanse być dolnym otworem jednego z wielkich systemów Untersbergu. Do Riesendingu lub Kolowrata wprawdzie daleka jeszcze droga, ale położenie, przewiew i ogólne wrażenie skali zachodzących zjawisk krasowych pozwalają mieć nadzieję na połączenie.
Po krótkim zjeździe i tradycyjnej, początkowej ciasnocie, jaskinia przywitała nas ciągiem drabin i sztyftów. Wielu grotołazom w Polsce wydaje się, że tego typu sprzęt należy do technik archiwalnych, ale tymczasem na Zachodzie eksploratorzy wychodzą z założenia, że należy sobie ułatwiać życie. Plan, którym dysponowaliśmy (zresztą skądinąd bardzo dobrze opracowany) doprowadził nas do sali, ze stropu której zwisała kilkumetrowej długości lina. Dalej pomiary nie zostały jeszcze wykonane. Naszym zadaniem było wejście "kawałek po linach", a następnie wspinaczka na najbardziej perspektywicznym przodku, w najwyższej części jaskini. Okazało się, że nieskartowanych partii jest znacznie więcej, niż sobie wyobrażaliśmy i upociliśmy się jak dzicy, jak to już chyba bywa w jaskiniach biegnących "pod górę". Ostatnie ślady bytności ludzi (w postaci stanowiska z dwóch HSA) znaleźliśmy na kruchej platformie na około +70 (... a tak przynajmniej twierdził mój zegarek). Z początku trochę ubolewaliśmy nad brakiem naszego ulubionego ekwipunku ułatwiającego haczenie - tzw. pały - ale wkrótce okazało się, że w górę puszcza klasycznie i zapieraczką, a parę metrów przecież zawsze można wyhaczyć na stópce i taśmach.
W dwóch akcjach (w czwartek z Olą, w piątek już tylko we dwóch) wspięliśmy najpierw mały próg, potem meander, a potem założyliśmy trawers do kolejnej wygodnej półki. Stamtąd następny próg doprowadził nas do krótkiego poziomego korytarza, skąd następnie wspięliśmy komin, a dalej jeszcze przeszliśmy piechotą w meandrze ze 30 metrów. W sumie według altimetru przebyliśmy w pionie kolejne 70 metrów. Po wspinaczkach wszystko zostało oczywiście metodycznie zaporęczowane po Marbachu, z trawersami i odciągami uciekającymi od wody.
Warunki naszego udziału były, tak się nam wydawało, bardzo korzystne dla nas. Mogliśmy do woli używać sprzętu zdeponowanego w jaskini - ok. 400 m liny, całe beczki kotew HSA, plakietki, maillony - wnieść trzeba było właściwie tylko młotek i wiertarkę. Obowiązywał nas całkowity zakaz kartowania czegokolwiek. Wydawało się, że to gospodarze robią nam uprzejmość, a nie na odwrót. Tym bardziej trochę zdziwiły nas wylewne podziękowania kierowniczki projektu - Pezi - która w sobotni wieczór zaprosiła nas do swojego mieszkania w Hallein na kolację. Podano pyszną, pieczoną karkówkę z pieczonymi warzywami, Knödlem i kawałkami kalafiora panierowanymi w cieście naleśnikowym. Dla gospodyni nie było to niczym nadzwyczajnym, ale my rozglądaliśmy się z ciekawością po jej lokum, urządzonym w budynku dawnego rynku solnego. Ma się rozumieć, że po posiłku uruchomiony został komputer z planami jaskini, mapami geologicznymi i nastąpiły długie dyskusje o tym, w którą stronę i jak Oberer Wizling potencjalnie może "puszczać". Syte akcje i miła atmosfera wokół projektu sprawiły, że szybko nabraliśmy trochę emocjonalnego przywiązania do tej jaskini i mamy wszyscy nadzieję, że jeszcze będziemy mogli tam wrócić.
Bieszczady - wędrówki skiturowe i piesze
Na początku tygodnia Łukasz M. rzucił propozycję wyjazdu skiturowego w Bieszczady, niestety panująca pogoda i spływający ze wszystkich pasm śnieg, skutecznie zraził klubowiczów do wyjazdu. Łukasz M. w poszukiwaniu warunu zaczął już sprawdzać sytuację śniegową w Rumuni. Nagle w środowe popołudnie telefon. Dzwoni Asia. "To jak jedziesz w te Bieszczady? Bo my byśmy się też wybrali". Krótkie pytanie o warun (Łukasz M. dostał w poniedziałek zdjęcia od znajomych z okolic Rawek - tam było z 1,5m śniegu. Nie możliwe, że przez 3 dni wszystko spłynęło. Prognozy są optymistyczne. Szybka decyzja - jedziemy sprawdzić stare chińskie przysłowie narciarskie - "jak nic innego nie daje rady - jedź w Bieszczady".
06.01.2022
Wyjeżdżamy z Rudy w czwartkowe popołudnie. Jedziemy, a nasze nastroje są coraz słabsze.... Jesteśmy już 80km od celu a tu ani śladu śniegu. W końcu wjeżdżamy w Bieszczady i jest! Pierwszy śnieg leżący na poboczach. Z każdym kilometrem śniegu przybywa. W końcu wjeżdżamy w naprawdę zimowy klimat - i totalnie ośnieżoną drogą docieramy do naszej bazy na ten wyjazd - limatycznej, typowo bieszczadzkiej miejscówki - Przystanek Smerek. W bazie dostajemy niepocieszające info... "Śniegu mało, foczyć się nie da, to co spadło to efekt opadu, który miał tu miejscę przed godziną". Jakoś nie chcemy się z tym pogodzić i postanawiamy zaryzykować. Wieczorem przeglądamy przewodnik Wojtka Szatkowskiego - Skiturowa Polska, ustalamy cele wycieczek i robimy odział na podgrupy. Łukasze idą zrobić skiturowy zwiad śniegowy, Asia z Rufusem idą na pieszą wycieczkę poza teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
07.01.2022
Podgrupa 1 Łukasz P. i Łukasz M. Paportna (1199)
Startujemy z Wetliny. Niestety morale szybko spada. Nie ma szans na foczenie od samego dołu. Wprawdzie świeżego śniegu leży dobre 20cm, ale podkładu 0... Narty na plecy i bez większego entuzjazmu w górę. Decyzja jest prosta. Idziemy na Jawornik (1021). Jest źle... najpierw 700m npm, później 800m npm a po podkładzie ani śladu... Nie poddajemy się idziemy dalej w górę. Łukasz M. zauważa, że powyżej 800m npm warun zdecydowanie się poprawia. W końcu jest podkład. Na 900m npm Łukasz M. zakłada narty. Łukasz P. na szczy dociera "z buta". Na polanie podszczytowej Jawornika, z pięknym widokiem na Połoninę Wetlińską, krótka narada. Łukasz P. chce wracać, Łukasz M. który ma już założone narty oferuje, że zjedzie na przełączkę i sprawdzi jak sytuacja wygląda dalej. Jest zgoda na taką opcję. Łukasz M. zjeżdża kilka set metrów. A tu dopiero zaczyna się warun. Szybka informacja do Łukasz P. , który chyba nie do końca wierzy w to co słyszy i dalej chce wracać. A więc Łukasz M. podchodzi na Jawornik. Łukasz P. wychodzi mu na przeciwko i jest nowa decyzja. Idziemy dalej w stronę pasa granicznego czyli Rabiej Skały i zobaczymy co da się zrobić. Wiemy, że po drodze mamy Paportną i jeden z najlepszych Bieszczadzkich zjazdów. Oby tylko warun dopisał również i tam... I dopisuje. Niezbyt stromymi zakosami docieramy na Paportną. Na podszczytowej polanie z pięknym widokiem na Tatry i Połoninę Welińską. Pogoda rozpieszcza. Słonko mocno grzeje. Postanawiamy sobie urządzić popas i zastanowić się co dalej. Z jednej strony chciało by się iść dalej... Z drugiej po podejściu obaj mamy świadomość - jaki to będzie piękny zjazd. Tego dnia jeszcze nietknięty nartą. A przecież o to właśnie chodzi w narciarstwie pozatrasowym... Wiemy również, że Asia z Rufusem dotarli na Fereczatą i będą powoli wracać. A więc podejmujemy decyzję - zjeżdżamy. Pod dość sporą warstwą świeżego śniegu gruba, niestety mocno zmrożona warstwa podkładu. Zjazd najpierw polaną, następnie bardzo rzadkim bukowym lasem zachwyca! Już wiemy czemu ludzie tak zachwycają się tymi bieszczadzkimi zjazdami! Po chwili meldujemy się na przełęczy pod Paportną. Zakładamy foki i dalej w stronę Jawornika. Pierwszych turystów spotykamy dopiero pod Jawornikiem. Z Jawornika zjeżdżamy jeszcze około 1km na fokach miej więcej do wysokości 800m npm. Tu niestety trzeba odpiąć narty i do samochodu pociągnąć z buta. Wracamy do bazy, gdzie czeka już na nas Asia z Rufusem.
Podgrupa 2 Asia i Rufus Fereczata (1102)
Po powrocie obiadek, następnie sjesta. A wieczorem idziemy zabieszczadować i ustalić plan na następny dzień.
08.01.2022 Asia i Łukasz M. - trawers Rawek
Niestety noc nie przyniosła ani milimetra śnieżnego opadu. Jednak po wczorajszym dniu wiemy już, że się da. Tym razem decydujemy się na trawers Rawek. Ruszamy z parkingu przy niebieski szlaku. Tu miłe zaskoczenie. Da się foczyć od samego parkingu. Niestety już po kilku metrach trzeba odpiąć narty i podejść kilka metrów po schodach z buta. Dalej idzie już gładko. Powoli zdobywamy metry. Czasem musimy wykonywać zakosy. Czasem w dość trudnym mocno wymrożonym terenie. Jednak cały czas idziemy w górę. Tuż przed górną granicą lasu urządzamy sobie mały postój. Wiemy, że wyżej może nieźle wiać. Pogoda nie jest tak ładna jak dzień wcześniej. Po chwili meldujemy się na ostatniej polanie przed szczytem Wielkiej Rawki. Tu naszym oczom ukazują się potężne nawisy wiszące na grani Wielkiej rawki i pozostałości wielkiego obrywu, jaki całkiem niedawno tamtędy zszedł. Uzbrojeni w lawinowe ABC wkraczamy w teren zagrożenia lawinowego. Pniemy się powoli do góry zakosami, najpierw po głębokim puchu, następnie po mocno wymrożonych polach. W końcu zarośla robią się tak gęste, że nie ma gdzie robić zakosów. Narty lądują na plecach, a my z buta wchodzimy na podszczytową polanę. Tu ponownie zakładamy narty i wchodzimy na szczyt. Wiatr jest bardzo silny. Jest mroźno. Lepiej nie zdejmować rękawic. Szybko robimy kilka zdjęć i dalej w drogę. Na fokach zjeżdżamy mocno wymrożoną i wywianą granią, uważając, żeby nie najechać na nawisy, na przełęcz między Rawkami. Teraz jeszcze chwila podejścia i jesteśmy na szczycie Małej Rawki. Teraz przed nami legendarny zjazd pod drzwi Bacówki pod Małą Rawką. ze szczytu udaje nam się zjechać do rynny. Niestety, ta jest mocno wymrożona i wydeptana. Poza tym ogromny ruch turystyczny uniemożliwia zjazd rynną. Nie ma też szans na objechanie tej przeszkody. Odpinamy narty i schodzimy około 100m na granicę bukowego lasku. Ponownie zapinamy narty i długimi skrętami przemykamy pomiędzy bukami. Górna część bardzo przyjemna, miętka, niestety od połowy zaczyna się teren mocno mieszany. Z puchu wpadamy na śnieg mocno wymrożony, by po chwili znowu wpaść w głęboki puch. Dolna część bardzo mocno zmrożona. Docieramy pod bacówkę, gdzie robimy sobie chwilę przerwy. Zgodnie stwierdzamy, że zjazd całkiem dłuższy to jeszcze byłby tego dnia dużo przyjemniejszą opcją. Teraz jeszcze kilka minut zjazdu i meldujemy się na parkingu na Przełęczy Wyżniańskiej gdzie czeka na nas już Łukasz z Rufusem.
Jeszcze tylko powrót na Śląsk.
No cóż trzeba tam wrócić, jest jeszcze tyle zjazdów do zrobienia, tyle szlaków do turowania. Zdecydowanie to była dobra opcja. No i potwierdziliśmy przysłowie! Bieszczady nie zawiodły.
Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2022%2FBieszczady
Tatry Zachodnie - J. Czarna
Udało mi się nawiązać kontakt z Darkiem z KKS z którym miałem nie jedną przyjemność wspólnie eksplorować na naszych gollowskich wyprawach. Dał mi znać, że klubowo idą na trawers j. Czarnej. Nie mając nic do stracenia dołączyłem do nich. O 7 rano odebrałem chłopaków od Truchanowej, a o 9 zjechaliśmy zlotówkę. Dalej szło gładko i w okolicach 17 byliśmy po drugiej stronie. Po drodze mijaliśmy kursantów z KKS, którzy od północnego otworu, szli do Szmaragdu. To co zauważyłem nowego w Czarnej, to w kilku miejscach dobito nowe punkty asekuracyjne. Wspólny wyjazd dał okazję do zawarcia nowych znajomości, mam nadzieję, że w przyszłości zaowocuje to kolejnymi pomysłami na wspólne akcję, bo chłopaki mają chęć na więcej :)
Beskid Śl - Mł. Skrzyczne
Trzy dni deszczu i temperatury w okolicach + 10 skutecznie pozbawiły śniegu Beskidy a nawet Tatry. Skoro jednak wstałem wcześniej, a plecak od 2 dni jest spakowany.... Trzeba jechać, przecież buty się same nie rozchodzą. Dodatkowo motywuje fakt, że żaden wyciąg w stronę Małego Skrzycznego dziś nie pojedzie - jest szansa uniknąć tłumów. Prognozy pierwszy raz od kilku dni nie przewidują deszczu. Jedyna szansa, na kilka km podejścia i zjazdu to Szczyrkowski Lodowiec - Małe Skrzyczne. Jadę. Pod gondolą melduję się kilak minut po 8. Parking pusty. Szybki rekonesans, zbrojenie i rekreacyjnym tempem w górę. Pogoda - wyśmienita. Nawet nie wieje aż tak mocno jak zapowiadali. Po około 30 minutach docieram na Halę Skrzyczyńską. Po nieco ponad godzince melduję się na szczycie Małego Skrzycznego. Tu szybki batonik i na spokojnie przepinam się do zjazdu. Szczyrkowski lodowiec ledwo daje radę... Ale jeszcze się da. Słonko dobrze operuje na stoku. Temperatura +8. Zapowiada się całkiem przyjemny zjazd. Tak też jest. Tyko kilka zmrożonych miejsc. Cała reszta przyjemny firn. Cieszę się, że chociaż tyle śniegu udało się złapać w ten długi weekend. Mam nadzieję, że następny będzie dużo lepszy i cele ambitniejsze.
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2022%2FMS
Beskid Śl - Błatnia
Sylwestrowo-noworoczny rajd na Błatnią. Warunki bardzo kiepskie, deszcz, mżawka. Na szczycie ognisko, które jednak potem zgasło w deszczu. Po pobycie w schronisku zejście i kolejna impreza w wiacie przy parkingu. Śpimy w aucie i dopiero w środku dnia wracamy do domu.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2022%2FBlatnia