Wyjazdy 2016
I kwartał
Beskid Śl. - skitury na Czantorii
W akcie desperacji pojechaliśmy na nocną skiturową przebieżkę na Czantorię. Śniegu brak lecz korzystamy z naśnieżonej sztucznie nartostrady. Krzesło już nie kursowało więc stok tylko dla nas. Robimy dwie rundy góra-dół. Oprócz nas widzieliśmy jeszcze trzech innych desperatów. W sumie fajna narciarska zaprawa.
Beskid Śl. - nartyskitury w Wiśle
Wyjeżdżamy z Katowic po 16:00 do Wisły na oświetlone stoki, żeby "wyczuć" nowy sprzęt i trochę się rozruszać. Kończymy późnym wieczorem - w domu jesteśmy około północy. Jakby ktoś chciał pojeździć na nartach na wyciągu to warunki są bardzo dobre ale ludzi też całkiem sporo, warunków skiturowych BRAK!
TATRY - w oczekiwaniu na prawdziwą zimę
W sobotę wychodzimy na popołudniową wycieczkę do Miętusiej Wyżniej. Zwiedzamy Suche Dno i oglądamy sobie Błotny Syfon. W jaskini spędzamy w sumie ok. 2 godziny. W niedzielę trochę jeżdżę z całą rodziną Wierzbowskich na wyciągach, a potem wspólnie z Markiem i Moniką Strojny (TKN Tatra Team) odbywamy wieczorną przebieżkę na Przysłup Miętusi.
TATRY - Jaskinia Zimna - kurs
W sobotni poranek wyruszamy zgodnie z założonym przez Tomka planem. Szybko dostajemy się pod otwór Zimnej. Przebieramy się, konsumujemy ostatni posiłek i wskakujemy do dziury. Na pierwszych metrach w jaskini witają nas uroki zimy, czyli wspaniałe sople lodowe, które staramy się omijać, nie uszkadzając ich, ale oczywiście zawsze bywają wypadki (ale to nie Ja). Idziemy szybko, bo wszyscy chcą dotrzeć do słynnego Ponoru sprawdzić stan wody. Okazuje się jednak, że wody brak (tu następuje małe rozczarowanie), ale za to błota tu nie brakuje. Idąc dalej docieramy do pierwszej wspinaczki. Wypadło na mnie. Podnoszę prawą nogę i od razu łapie mnie bolesny skurcz. Ale nie ma co się szczypać, wyruszam w końcu zaporęczować Błotny Próg. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie było tam wspaniałego błota. Idąc dalej na Próg Wantowy, gdzie błoto nas nie opuszcza, znów zaczynam wspinać się. Tu błoto znów nie ułatwia mi sprawy. Przesuwając się małymi kroczkami do góry, wspierająca mnie grupa na dole określi mój styl wspinaczki jako tańczącej dżdżownicy. Pełzając nowym stylem udało się zdobyć Próg Wantowy. Ksawery z Asią deporęczują liny za nami. Docieramy do Czarnego Komina. Tu następuje zmiana prowadzącego. Łukasz rozpoczyna wspinaczkę, próbując naśladować mój styl tańczącej dżdżownicy, ale zapomniał, że Mistrz może być tylko jeden. Bez problemu pokonał ¾ komina, ale ktoś za wysoko podwiesił + , więc wyruszyłem z pomocą, żeby Łukasz mógł zaprzeć nogę o mnie. Dalej w kominie poleciało już bez niespodzianek. Beczkę też Łukasz rozpoczął poręczować. Tomek uświadamia nas, że woda jest tu ciepła, ale staramy się nie skorzystać z niej. Docierając do Chatki, robimy sobie chwilę przerwy, dalej we Widłach Tomek robi krótki wykład na temat możliwości wyboru dalszych tras. Wyruszamy zgodnie z planem do Sali Złomisk, znów następuje zmiana prowadzącego, tym razem Ksawery poręczuje drogę do Zamulonych Studni. Cel wyprawy osiągnięty, pamiątkowe zdjęcie i szykowanie się do drogi powrotnej. Asia i Ksawery idą przodem szykując liny do zjazdu na złodzieja, Łukasz jak zawsze w zamyka peleton i deporęczuje liny. Wszystko idzie jak po maśle do momentu dotarcia do Czarnego Komina. Tutaj złośliwy latający motyl kilkukrotnie skręcał nam liny, zmuszając Łukasza i mnie do powtórnego przejścia Szklanego Prożka. Motyl został zlikwidowany i dalej trasa powrotna poszła bez problemów , poza tym, że mnie łapały skurcze już w kilku miejscach. Odważę się powiedzieć w imieniu całej grupy (nie konsultując to z nimi), że wyjazd uznajemy za bardzo udany.
TATRY - wspinanie
Wyjeżdżamy wieczorem w Nowym Roku. Śpimy w Zakopcu w aucie, pomimo -14 stopni nocleg wszyscy uznali za komfortowy:). Zdecydowanie największym problemem było wyjście ze śpiwora o 4.00 rano - reszta dnia była przy tym igraszką. Po mozolnym podejściu do Morskiego Oka, zatrzymujemy się w schronisku, które o dziwo okazuje się prawie puste o tej porze. Wybieramy krótką i łatwą drogę na Buli pod Bańdziochem: Żleb+droga Blondyna (III). Warunki w Tatrach dziwne, mróz jak na Syberii, a śniegu brak, gdyby było trochę cieplej całą drogę można by zrobić bez raków i dziabek. Kasia w czasie naszej wspinaczki wybrała się na spacer po mocno zalodzonym szlaku do doliny Pięciu Stawów. W powrotnej drodze mijamy chyba całą Warszawkę(co tu robić jak wyciągi nie działają???). O spotkanych turystach można by osobną książkę napisać...Do domów wracamy przez Zawoję, gdyż już w sobotę rozpoczął się wielki powrót po sylwestrowym weekendzie.
Jura - Jaskinia Rozpadlina
Nowy Rok w jaskini. Jak na grotołazów przystało. Zgodnie z wigilijnym planem penetrujemy jaskinię Rozpadlina na Cisowniku. Otwór duży. Po zjechaniu kilku metrów koniec. Jednak stara, lekko zmurszała drabina wyprowadza nas na pięterko gdzie zaczyna się prawdziwa jaskinia. Można stwierdzić, że przerosła nasze oczekiwania. Meander rozbudowany na szczelinie sprowadza nas dość głęboko (ok. 25 - 30 m względem otworu w dół). Nie jest tu zbyt przestrzennie lecz też nie ma punktowych zacisków choć ciasne miejsca są w bocznych ciągach. Przedzieramy się do wszystkich dostępnych naszym gabarytom zakamarków. Dolne partie obfitują w miejsca z naciekami i mlekiem wapiennym. Wstępne partie zamieszkują sobie sympatyczne pająki. Niżej hibernuje jeden nietoperz. Jaskinia warta odwiedzenia. Na dworze temperatura ok. -7 st. więc przed akcją rozpaliliśmy ognisko by w luksusie się przebrać a później się ogrzać po dziurze. Jednym słowem mroźny ale piękny słoneczny dzień spędzony w uroczym zakątku naszej kochanej Jury.
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/Rozpadlina
https://picasaweb.google.com/111038618410852186398/01012016Rozpadlina?authkey=Gv1sRgCJ3t7tOOx_jHTw