Strona główna | Aktualności | O klubie | Członkowie | Wyjazdy | Wyprawy | Kursy | Biblioteka | Materiały szkoleniowe | Galeria | Inne strony | Dla administratorów

Wyjazdy 2016

Wersja z dnia 18:32, 16 kwi 2016 autorstwa AsiaP (dyskusja | edycje) (I kwartał)

I kwartał

Jura - Piętrowa Szczelina - narybek w akcji

16 04 2016
Uczestnicy: starzy wyjadacze: Daniel Bula, Asia Przymus, Łukasz Piskorek; adepci sztuk jaskiniowych: Iwona Czaicka, Karol Pastuszka, Sylwester Siwiec

Opis będzie. Jak kursanci odsapną. Na razie do obejrzenia zdjęcia:http://foto.nocek.pl/index.php?showall=&path=.%2F2016%2Fpietrowa&startat=1

AUSTRIA - Alpy Sztubajskie, Alpy Zillertalskie - narty i chatki

8 - 11 04 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz (RKG), Marek Wierzbowski (UKA), Monika Strojny (TKN Tatra Team), Michał Ciszewski i Agata Klewar (KKTJ)

W sprawdzonej formule, nocując w samoobsługowych schroniskach należacych do Alpenverein, spędzamy cztery dni na skiturach w Austrii. Przez ten czas podchodzimy łącznie ponad 6150 m i zjeżdżamy niemal tyle samo, o dziwo całkiem sporo w świeżym śniegu.

Piątek: Po nocnym dojeździe docieramy do Nürnberger Hütte (2297 m). Po zainstalowaniu się w chatce, pozostawiwszy Agatę w śpiworze, wychodzimy jeszcze na krótką wycieczkę na nienazwaną przełęcz (2698 m). Widoczność jest słaba, a warunki narciarskie jeszcze gorsze. Mimo tego, że na ogół cały mój kijek (1,30 m) wchodzi w śnieg, wystaje wiele kamieni, a jeszcze więcej przykryte jest tylko cienką warstewką. Zupełnie jak po pierwszych, październikowych śniegach. Na zjeździe do schroniska nasze ślizgi zyskują kilka porządnych rys, a w narcie Marka pęka krawędź.

Sobota: Okazuje się, że w nocy spadło sporo śniegu. Przy pełnym zachmurzeniu i w umiarkowanej widoczności ruszamy ostrożnie w kierunku Freigerscharte. Po drodze dogania nas pewien (południowy) Tyrolczyk imieniem Andreas, który postanowił tego dnia kondycyjnie podejść z parkingu prosto na szczyt Wilder Freiger (3418 m). Z językami wywieszonymi do kolan idziemy śladem torowanym w puchu przez naszego nowego kolegę, który zapewnił nas, że trasę zna i że nie musimy obawiać się lodowca. Rzeczywiście, z wierzchołka zaliczyliśmy jeden z najlepszych puchowych zjazdów sezonu. Brak słońca działał tylko na naszą korzyść, bo jakiekolwiek podgrzanie mocno zaśnieżonych stoków niechybnie skończyłoby się lawiną. Po obiedzie zjeżdżamy na parking - traumatyczne przeżycie; z całą pewnością najgorszy zjazd sezonu z powodu zabójczych dla nart kamieni. Przemieszczamy się samochodem do doliny Ziller i w świetle czołówek podchodzimy do Berliner Hütte (2042 m). Do nowego miejsca zakwaterowania docieramy grubo po północy.

Niedziela: Wychodzimy na III. Hornspitze (Berliner Spitze). Tym razem, dla odmiany, przez całe popołudnie towarzyszyło nam palące słońce. Znowu spotykamy miejscowych, którzy niby robią podobne rzeczy jak my, tylko tyle, że podchodząc z samego podnóża gór. Z uwagi na późną porę, wierzchołek sobie odpuszczamy i rozpoczynamy pyszny, puchowy zjazd z przełeczy pod szczytem (3174 m). Tego wieczora mamy w chatce aż sześciu gości i nie musimy nigdzie się spieszyć. Udaje mi się nawet przeczytać kilka stron książki.

Poniedziałek: Austriacy budzą nas krzątaniną o czwartej trzydzieści nad ranem, a godzinę później dobudzają jeszcze dzwoniąc śrubami lodowymi (sypialnia jest najlepszym miejscem, żeby je przechowywać, czyż nie?). Przyznaję, że jestem pod dużym wrażeniem kultury górskiej tych dobrych ludzi (większość miała na kurtkach dumne naszywki "Przewodnik górski IVBV"). Koledzy zostawili śmieci, a jeden nawet specjalnie wrócił się, żeby dołożyć do nich jeszcze jedną puszkę po piwie. Cóż, być może zamierzali przez chatkę wracać. W każdym razie, bez Agaty, która skuteczniej niż my zakopała się w śpiworze, ledwo widocznym śladem ścigamy naszych oprawców na Schwarzenstein (3368 m). Choć dzień jest bardzo słoneczny i przyjemny, to jednak wczesna pora rozpoczęcia naszej wycieczki i dobór trasy pod kątem stabilności lawinowej oznaczają dla nas nieprzyjemności na zjeździe. Pierwsze 300 m to pyszny puch, ale dalej przychodzi nam zjeżdżać po lodoszreni i betonach. Po obiedzie w chatce zjeżdżamy/znosimy narty na parking i wracamy do Polski.

Jura - okolice Ogrodzieńca na rowerach

10 04 2016
Uczestnicy: Teresa i Damian Szołtysik

Ta niedziela była zaprzeczeniem poprzedniej gdzie w letnich strojach i warunkach uprawialiśmy wspinaczkę w skałkach Łutowca. Skitury w Tatrach nie były zbyt dobrym pomysłem więc koniec końców wyskoczyliśmy na rowery na równie zamgloną, mokrą i dość chłodną (6 st.) Jurę. Z Ogrodzieńca piaszczystymi traktami do ośrodka Krempa gdzie są akweny wodne. Dalej przez lasy do Śrubarni i Żelazka. Stąd pięknym do jazdy rowerem górskim szlakiem pomknęliśmy do Podzamcza. Okolice zamku Bonerów to obecnie jakiś cyrk (gabinety strachu, kramy, sklepiki, park linowy, itp.). Skały za zamkiem wydają się jeszcze odcięte od "atrakcji". Tym nie mniej jednak w tych warunkach było tu zupełnie pusto. Stąd jeszcze jedziemy w stronę Birowa i Bzowa i od północy wróciliśmy do punktu startu w Ogrodzieńcu. Nawet fajna wycieczka jak na tak ponury dzień.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FOgrodzieniec

Beskid Śląski - Klimczok

03.04.2016
Uczestnicy: Tomasz Zięć z rodziną i os.tow.

Na przywitanie wiosny trasa z Dębowca przez Szyndzielnie na Klimczok i z powrotem. Pogoda już prawie letnia (trasę pokonałem w krótkich spodenkach). Powyżej schroniska na Szyndzielni jeszcze w śniegu, choć mokrym i płynącym. Na szlakach masa rowerzystów, na których coraz bardziej trzeba uważać szczególnie idąc z dziećmi bo mkną w dół bez hamulców :)

Jura - wspin w Łutowcu

03 04 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Łukasz Piskorek, Joanna Przymus, Teresa Szołtysik, Karol Jagoda i Ania, Łukasz Pawlas, Damian Żmuda i Kasia, Ania Bil, Sławek Musiał i jeden pies

Wręcz upalny dzień wygnał z domu wszelkich wspinaczy a wielu z nich wybrało jako cel wiosennego przetarcia skałki Łutowca. Grupka z naszego klubu wspinała się głównie na Knurze i Zamkowej Turni przechodząc wiele dróg od IV do VI.3.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/Lutowiec

Tatry - trawers Czarnej

02.04.2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Asia Przymus, os.tow., w okolicy kręcił się również Ryszard Widuch z Marzeną

Zaczyna się wiosna. Jest to jedyne wytłumaczenie jakie znajduję dla faktu, że w końcu ktoś zdecydował się zrezygnować ze skiturów na rzecz jaskini.

Na początek sezonu poskiturowego padł trawers Czarnej. Zaklepywanie kto i co wspina zaczęliśmy już w samochodzie. Całe szczęście, że trafiłam na dżentelmenów, którzy ustąpili mi większość wspinaczek oraz jeden trawers. Dla urozmaicenia wybraliśmy drogę z obejściem Węgierskiego Komina. Mieliśmy również zjechać Brązowym Progiem, niestety okazało się to niemożliwe z powodu wysokiego poziomu wody. Wyszliśmy za dnia (pięknego, ciepłego i słonecznego). Ja zaczęłam doszukiwać się oznak wiosny - ptaszki, roztopy i krokusy, chłopcy natomiast uronili łezkę nad coraz bardziej uszczuplającymi się połaciami śniegu.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/Czarna

AUSTRIA - Karyntia - Wielkanoc na nartach

26 - 29 03 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz, Marek Wierzbowski i Małgorzata Czeczott (UKA) z dziećmi Julią i Stefanem

W związku z wysypaniem się moich planów narciarskich w Kaukazie, skorzystałem z zaproszenia Marka do spędzenia świąt wielkanocnych z jego rodziną. Naszą bazą wypadową było miasteczko Flattach, znajdujące się po południowej stronie grani głównej Wysokich Taurów. W ciągu czterech dni w Austrii udaje mi się wyjść na trzy wycieczki skiturowe w rejonie Goldberggruppe i spędzić jeden dzień na wyciągach.

Sobota: Wybieram się z Gogo na Stellkopf (2852 m, niecałe 900 m podejścia). Niewiele pamiętam, bo byłem po nocnym dojeździe.

Niedziela: Wspólnie z Markiem podchodzimy na Hoher Sonnblick (3106 m). Startujemy z wysokości 1530, więc dzień jest długi i schodzi nam dużo wody.

Poniedziałek: Całą grupą wybieramy się do ośrodka narciarskiego na lodowcu Mölltaler Gletscher. Przez pół dnia Gogo kondycyjnie podchodzi na fokach wzdłuż tras, a w tym samym czasie Marek jeździ po trasach ze mną i z dziećmi. Potem dzieci przechodzą pod opiekę matki, a my z Markiem możemy wyszaleć się poza trasą. Niestety, po niedzielnej wycieczce czuję bardzo duże zmęczenie w nogach i ogólnie rzecz biorąc, błagam dużo bardziej rozjeżdżonego ode mnie Marka o litość.

Wtorek: Ruszamy z Gogo spod gościńca Jamnighütte w gminie Mallnitz (uwaga, droga płatna 4 EUR, automat na monety!) z zamiarem wejścia na Vorderer Geisslkopf (2974). Od rana jest jednak bardzo ciepło i słonecznie, co wpływa w naszej ocenie niekorzystnie na stabilność pokrywy śnieżnej. Na przełęczy Feldseescharte (2714) widząc nachylenie żlebu prowadzącego na szczyt podejmujemy decyzję o odwrocie. Mimo wszystko, zrobiliśmy uczciwy tysiąc metrów podejścia, a i zjazd tego dnia był moim zdaniem najlepszy.

Poza poniedziałkowym przedpołudniem, widziałem sporo słońca. Nie musiałem ani przez moment nosić nart na plecach i codziennie choć kawałek zjeżdżałem w przyjemnym, miękkim śniegu. Wieczorami miałem zamiar trochę popracować, ale zmęczenie kompletnie mi na to nie pozwoliło i co najwyżej byłem w stanie pójść na spacer na plac zabaw z dziećmi. I właśnie o to chodziło.


Beskid Śląski - Czantoria na Czantorii

28 03 2016
Uczestnicy: Ola Rymarczyk, Wojtek, Czantoria & Czeremosz

Pierwszy weekend po jesienno-zimowym sezonie grypowym, kiedy to żaden z członków rodziny nie wykazywał oznak choroby, postanowiliśmy uczcić drobną wycieczką. Skorzystaliśmy z miejscowych udogodnień i atrakcji, także pierwszy odcinek pokonujemy ELKĄ, lecz z twardym postanowieniem, że tylko w jedną stronę;) Warto było jednak choć przez chwilę zaznać cudownego uczucia, kiedy słońce rozgrzewa kości, a ty możesz siedzieć w miejscu, bo dzieci są... przymocowane. Kolejny etap to dojście od kolejki na szczyt Czantorii. Muszę przyznać, że trochę wyszliśmy z wprawy w kwestii "ogarniania" i w dalszą drogę wyruszyliśmy po 14 (tłumacząc sobie, że to wina zmiany czasu). Po kolejnych nieudanych próbach zagonienia w jednym kierunku (ledwie) dwuosobowej dzieciarni przyjmujemy metodę na wielbłąda - kogo i co się da - na plecy i w drogę. I sukces! jest szyczyt! a ja prawie padam ze zmęczenia. Zastanawiamy się czy bilety w jedną stronę to było dobre rozwiązanie. Zosia i Staś bawią się w najlepsze na śniegu (nie mieli za bardzo okazji w tym roku), a ja próbuję wyrównać oddech. Do zejścia niebieskim szlakiem, doliną Potoku Gronik, Wojtek jest dość sceptycznie nastawiony, jest 15, a do auta będzie jeszcze kawałek dreptania. Na szczęście wyłączam racjonalizm i przekonuję go, że nie będzie tak źle. Uciekamy wreszcie od tłumów i od razu jakoś lepiej, lżej się idzie. Wreszcie wiatr, jakaś polana. Mijamy schronisko i w dół - ostatni śnieżny odcinek. Szlak bardzo przyjemny, żywego ducha, a strome zbocza doliny robią wrażenie. Kiedy dochodzimy do głównej drogi robimy mały przepak - chłopaki idą po auto, a ja i nasz własna mała Czantoria przeżywamy w opowiadaniach ten dzień raz jeszcze. /Czeremosz na odwiedzenie swojego imiennika będzie musiał zaczekać pewnie dłużej ;)/

Jura Pd. - wspina w Słonecznych Skałach

28 03 2016
Uczestnicy: Łukasz Pawlas, Ala Kucharska, Ania Bil, Sławek Musiał, Kasia Rupiewicz, Damian Żmuda i os. tow.

W wyniku tzw. "szumów komunikacyjnych" ja z Alą wspinamy się na Słonecznych Skałach (jak było ustalone dzień wcześniej), a reszta na sąsiednich Witkowych Skałach. W związku z dobranymi projektami na ten dzień, spotykamy się razem dopiero popołudniu robiąc razem tylko jedną drogę i składając sobie świąteczne życzenia. Z konkretów to ja nie urobiłem nic ciekawego, a reszta to nawet nie wiem:) choć znając Damiana zrobił "Speleologię dekoltu" i to nie raz:) Jak na taką pogodę i wybrane miejsce, to można powiedzieć, że ludzi BRAK!

Beskid Żyw. - skiturowy debiut na Pilsku

28 03 2016
Uczestnicy: Michał Wyciślik, Asia Przymus

Śniegu mało, narty za długie, buty dużo za duże i kijki za krótkie, a tak w ogóle to nigdy nie jeździłam na skiturach. Nadrabiałam zapałem, dobrymi radami Michała i energią czerpaną ze słońca.

Polana Strugi, z której mieliśmy wystartować, wyglądała tak jakby nie widziała Zimy tej zimy. W poszukiwaniu śniegu wjechaliśmy wyciągiem na Szczawiny. Stamtąd w słońcu i upale, slalomem między wyciągami i unikając zderzenia czołowego z narciarzami weszliśmy na szczyt. Potem zjechaliśmy do schroniska na Halę Miziową, poopalaliśmy się na ławce i jeszcze raz weszliśmy na szczyt. Zjechaliśmy z powrotem na Szczawiny, przejechaliśmy pod taśmą i dojechaliśmy nieczynną nartostradą ,,tam gdzie się da". Dalej pieszo w błocie i po kamieniach na sam dół.

Spodobały mi się te skitury, tylko następnym razem nie dam się podpuścić opowieściom Damiana o Teresie jeżdżącej w jego sprzęcie i nie będę pchała nóg w buty cztery rozmiary za duże...

Beskid Żyw. - z Rysianki na Krawców Wierch

28 03 2016
Uczestnicy: Henryk Tomanek, Sonia Tomanek (os. tow.)

Start z Złatnej Huty na Rysiankę. Wyżej idzie się w śniegu. Z Rysianki granicznym szlakiem na Krawców Wierch niemal ciągle po śniegu. Szlak pusty. Powrót do Złatnej i kilka kilometrów drogą do auta zostawionego w Hucie. Niżej śniegu brak. Cała trasa zrobiona z buta.

SŁOWACJA: Tatry Wys. - Świstowy Szczyt na skiturach

27 03 2016
Uczestnicy: Paweł, Teresa, Damian Szołtysik, przy Zbójnickiej Chacie spotkaliśmy ekipę z SBB - Beata i Paweł Kasperkiewicz, Jakub Krajewski oraz 3 inne osoby

Przepiękna trasa choć nie zbyt trudna na Świstowy Szczyt (2386) w słowackich Tatrach Wysokich. Najpierw w niepewnej pogodzie startujemy z Starego Smokoca na Hrebieniok (1282). Podejście z buta gdyż śniegu było za mało. Od Hrebienioka warunki bardzo dobre. Podchodzimy szlakiem rezerwując sobie późniejszy zjazd dnem doliny. W dolinie dość wielu skiturowców gdyż i warunki, i pogoda, i piękno tego zakątka Tatr działają magnetycznie. Im wyżej tym pogoda lepsza. Aby nie było jednak zbyt pięknie udaje mi się złamać kijek podczas zbijania śniegu przyklejonego do foki (zdartej zresztą do zera). Z Dzikiej Kotliny podchodzi się częściowo Świstową Granią wprost na szczyt należący do główniej grani Tatr. W moim przypadku jestem skasowany walką z zniszczonymi fokami (a właściwie przyklejającymi się tonami śniegu do jej spodu) i pracą złamanym kijkiem. Jako ostatni dowlekam się na szczyt. Nagle robi się cudownie. Chmury znikają gdzieś w dole i sąsiednimi graniami a my zostajemy w słońcu pod granatowym niebem otoczni granitowymi kolosami. Niemal idealny warun do zjazdu. W kilka chwil tracimy wysokość upajając się każdą sekundą zjazdu. Przy Zbójnickiej Chacie spotykamy przypadkowo grupkę naszych przyjaciół z Speleoklubu Bielsko Biała. Potem doliną pędzimy najpierw pośród kosówek a potem w lesie aż do Hrebienioka. Ostatni odcinek niestety z buta ale i tak było cudownie. Zrobiliśmy 1400 m deniwelacji i 20 km.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FSwistowySzczyt

Jura - Jaskinia Jasna w Strzegowej - Egzamin na Kartę Taternika

20 03 2016
Uczestnicy: Ryszard Widuch Jacek Szczygieł (KKS), Mateusz Golicz, Asia Przymus, Kaja Kałużyńska (SŁ), Piotr Strzelecki, Emil Stępniak, Bogdan Posłuszny, Łukasz Piskorek

Pytania nie trafiły, stres dopadł, zimno było, a Emil nas wszystkich zdołował. Piter zapomniał uprzęży, a Jackowi pomyliły się terminy egzaminów (ubrał się jak na swój, majowy). Po prostu to nie był dobry dzień. Zdarza się. Ja na prawo jazdy zdałem za trzecim razem...

Tatry - Dolina Goryczkowa

19 03 2016
Uczestnicy: Henryk Tomanek, Justyna (os. tow.)

Krótka wycieczka do kotła Goryczkowego nowym szlakiem skiturowym

SŁOWACJA: Tatry Wys. - Łomnicka Wieża na skiturach

19 03 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Tomasz Jaworski, Teresa Szołtysik

Z Tatrzańskiej Łomnicy podejście nartostradami w stronę Łomnickiej Przełęczy. Potem na wprost na Łomnicką Wieżę (2215). Pogoda znakomita, właściwie bezwietrznie. Z szczytu zjeżdżamy przez przełęcz w Łomnickim Grzebieniu a potem aż do auta nartostradami. Zrobiliśmy 1325 m przewyższenia. Tu zdjęcia (niezbyt udane): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FLomnickaVeza

Tatry - Jaskinia Kalacka i Nosal

13 03 2016
Uczestnicy: Joanna Przymus

Pod Kalacką Turnię doszłam od strony schroniska na Kalatówkach. Po wgłębieniu się w opis dojścia do jaskini Kalackiej wytypowałam dwie najbardziej prawdopodobne drogi odpowiadające wskazówce ,,podchodzimy wprost do góry". Ostateczną decyzję podjęła moja kobieca intuicja i ze zdziwieniem odkryłam, że ona naprawdę działa. Działa też moja bujna wyobraźnia, która podsunęła mi w jaskini wizję chrapiącego misia. Miś okazał się przebudzonym motylem, a każdy ruch jego przemrożonych skrzydełek był słyszalny w całej komorze wstępnej....

Jaskinia przyjemna, miejscami bardzo błotnista (szczególnie jeśli się postanowi wepchnąć w każdą szczelinę). Wycieczka zajęła mi godzinę. Udało mi się dojść do końca, mimo, że miejscami korytarz bardziej przypominał wyrobisko górnicze przed zawałem niż jaskinię... (ps. opis jaskini trochę nieaktualny - brak kraty na wejściu)

Po powrocie na szlak i szybkiej, telefonicznej konsultacji z grupą skitourową postanawiłam jeszcze marszobiegiem podejść na Kondratową Polanę, popodziwiać widoki. Widoki miałam podobne jak reszta ekipy - ,,mleko".

Dalej, zgodnie z planem, wróciłam do Kuźnic, zmieniłam szlak i weszłam na Nosal. Znowu podziwiałam ,,mleko". Na poziomie miasta udało mi się dwa razy zgubić, nim trafiłam do samochodu. Skitourowcy zjawili się 10 min później.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/kalacka

Tatry - Kasprowy na skiturach

13 03 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Tomasz Jaworski, Teresa Szołtysik, Joanna Przymus

Mleko, tak można określić pogodę panującą ostatnimi dniami w Tatrach. Podchodzimy na Halę Gąsienicową przez Boczań lecz narty zakładamy dopiero nad przełęczą gdyż dolne partie gór są tylko przylukrowane śniegiem. Krótki popas w Murowańcu a dalej szlakiem na Kasprowy Wierch gdyż w tych warunkach to jedyny sensowny cel. Z wietrznego i mglistego szczytu zjeżdżamy do Dol. Goryczkowej testując przy okazji nasze błędniki. Niżej jest lepiej więc jeszcze śmigamy na Kondratową a potem całkiem w nie złych warunkach niemal do Kuźnic. Asia w tym czasie zrobiła sobie też ciekawą wycieczkę o czym zapewne napisze. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/Kasprowy

Tatry - kurs lawinowy IIgo stopnia

11-13 03 2016
Uczestnicy: Dariusz Rank, + inne osoby z całej Polski

Od piątku do niedzieli miałem okazję brać udział w prowadzonym w Pięciu Stawach kursie lawinowym 2-go stopnia. Kurs miał za zadanie rozszerzenie podstawowej wiedzy lawinowej o tzw. "trudne scenariusze". W naszej niewielkiej - 6cio osobowej grupie pod okiem doświadczonego ratownika TOPRu - Marcina Józefowicza - szefa szkolenia TOPRowców specjalizującego się w temacie lawin, zdobywamy nową wiedzę i ćwiczymy ją w praktyce. Po krótkim podsumowaniu podstawowej wiedzy lawinowej mieliśmy okazję przećwiczyć sposoby poszukiwania wielu zasypanych w bliskiej odległości od siebie (metoda wąskich korytarzy i trzech kółek), poszukiwania w przypadku głębokich zasypań, poznać zasady szukania w trybie analogowym, zasady postępowania gdy wyświetlacz detektora zostanie uszkodzony lub gdy padnie nam bateria oraz zastanowić się nad logistyką akcji ratunkowej, poznać odwrotny triage i jego zastosowanie w wypadku lawinowym. W ostatni dzień szkolenia odgrywaliśmy scenki lawinowe przeprowadzając symulowane akcje poszukiwawczo ratunkowe na zasypanych manekinach z, i bez detektorów lawinowych. Nasze działania mogliśmy późnej przeanalizować na nagranych w trakcie naszych działań materiałach filmowych oraz poznać nasze słabe strony, nad którymi musimy jeszcze poćwiczyć. Okazało się, że wbrew pozorom największy nacisk powinniśmy położyć nie na ćwiczenie szukania zasypanych, a na ich odkopywanie, czego z doświadczenia wiem, że prawie nikt samodzielnie nie ćwiczy. Praktycznie każdy z nas popełniał też błędy w sondowaniu (sondowanie pionowo w dół a nie prostopadle do powierzchni śniegu) na czym traciliśmy kilka cennych sekund. Zapominaliśmy też o monitorowaniu stanu zdrowia już odkopanych osób (wg. zaleceń IKAR powinno się to robić co 2min) zostawiając odkopane osoby z funkcjami życiowymi na lawinisku same sobie, co powodowało, że część odkopanych "żywych" straciliśmy podczas odkopywania pozostałych. Generalnie bardzo interesujące i pouczające zajęcia, które na pewno wiele nas nauczyły i dały wskazówki nad czym pracować i co ćwiczyć z osobami, z którymi udajemy się później w zimowe góry.

Tatry, Beskid Żywiecki - Dynamicznie planowany weekend

05 - 07 03 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz i momentami Monika Strojny (TKN Tatra Team) i Marek Wierzbowski (UKA)

W sobotę rano jedziemy z Moniką na Słowację. Za 3,33 EUR / os. wjeżdżamy kolejką w Skrajną Salatyńską Dolinę. Świeże lawiniska na północnych zboczach przekonują nas do pierwszej zmiany planów i przyjęcia kursu na Brestovą. Druga zmiana planów została wymuszona przez halny, tuż pod granią Skrajnego Salatyna. Po drodze kilka razy tuliliśmy się do stoku w związku z przewracającym wiatrem, ale kiedy czas oczekiwania na możliwość dalszej wędrówki przekroczył pięć minut, doszliśmy do wniosku, że już nam wystarczy. Pierwszy raz przepinałem się do zjazdu na leżąco. Warto odnotować, że warunki w dół w tym rejonie są nawet przyjemne. Ponieważ zmęczyliśmy się dużo mniej, niż było w planie, wieczorem doprawiamy się wspólnie z Markiem przebieżką tam i z powrotem na Halę Gąsienicową.

W niedzielę z kolei widok za oknem doprowadził mnie do jedynie słusznego wniosku, że należy się spakować i pojechać na Pilsko. Przemieszczam się wobec tego przez Słowację i w okazyjnej cenie 35 PLN nabywam popołudniowy karnet, który pozwala mi dostać się kolejką linową na Halę Szczawiny. Poranna decyzja była dobra, bo już na wysokości Szczawin panowała w miarę sensowna zima, a na Hali Miziowej padał zupełnie poprawny śnieg. Korzystając z pustek, jeżdżę trochę w górę i w dół i trochę pracuję w schronisku, a po zamknięciu ośrodka przemieszczam się na fokach na Halę Lipowską (notka na przyszłość - zajmuje to 1h10m). Tam spędzam noc i w poniedziałek bladym świtem wracam na Halę Miziową (1h40m), zjeżdżam na Szczawiny i wypraszam darmowy przejazd kolejką w dół, do samochodu, żeby zdążyć do pracy na spotkanie w samo południe.

Beskid Żyw. - Pilsko na skiturach

06 03 2016
Uczestnicy: Henryk Tomanek, os. tow.: Justyna

Wyjście na Pilsko od przeł. Glinne. Śnieg dopiero od granicy lasu. Na szczycie mgła i zadymka. Zjazd/zejście tą samą drogą.

Beskid Śl. - okolice Brennej

06 03 2016
Uczestnicy: Łukasz Piskorek, os. tow.: Martyna, Kasia, Marta i Dominika

Moje założenie na ten weekend miało(tak tak miało) być proste odpoczynek od jakichkolwiek wyjazdów aby choć w minimalnym stopniu zregenerować siły. Miałem nawet nie czytać wiadomości, żeby mnie nie kusiło ale tym razem znowu uległem odbierając telefon w dodatku o 3 nad ranem(albo w nocy jak kto woli). "Może jutro wyskoczymy gdzieś w góry pohasać ale, żeby nie było jakoś specjalnie hardcorowo?"

No i się zgodziłem. Myśląc, że jedziemy sami napisałem nawet do reszty, że można się zabrać z nami a rano okazało się, że to ja jestem piąty w samochodzie. Trasa jak się okazało również była ustalona lecz nie zostałem do końca wyjazdu dopuszczony do tajemnicy jej poznania. Swoją drogą ciekawe dlaczego?

A wyglądała następująco z Brennej ruszamy niebieskim szlakiem na Kotarz dalej czerwonym na Przełęcz Salmopolską następnie na Trzy Kopce Wiślańskie(przez Smerekowiec) dalej niebieskim na Orłową, żółtym na Stary Groń i zielonym do Brennej. Trasa 25.9km w niecałe 6h30min Pogoda mogła by być lepsza jak na taki spacer ale przynajmniej nie padało non stop no i było o czym pogadać. Zaproszenie na kurs nadal aktualne!

SŁOWACJA: Mł. Fatra - ferrata i skitury na Velką Lukę

06 03 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Tomasz Jaworski, Teresa Szołtysik, WM

W strugach deszczu ruszamy z Stranego doliną Pivowarskego Potoku z nartami na plecach. Śniegu brak. Głęboko wcięta dolina przekształca się wyżej w skalisty wąwóz, którego ścianami poprowadzono Ferratę HZS. Może nie jest ona specjalnie trudna lecz w zimowych warunkach podchodzimy do niej z należytą powagą. W uprzężach wspinaczkowych z lonżami przechodzimy po stalowych linach, które czasem znikają pod śniegiem. Dodatkową atrakcją jest szumiący w dole potok, który pokonujemy często różnym wariantami bacząc by nie urozmaicić przypadkiem wycieczki o nie planowany kanioning. Przejście trudności w tych warunkach jest atrakcyjne, zwłaszcza, że nagle pojawia się mnóstwo śniegu. Po sforsowaniu wąwozu zakładamy narty i na fokach podążamy w gęstej mgle wprost na szczyt Velkiej Luki (1476). Biała mgła i biały śnieg zlewają się w jedno więc na szczyt docieramy posiłkując się wskazaniami GPSa. Stalowy maszt znajdujący się na szczycie dostrzegamy dopiero z kilku metrów. Na szczęście za ogrodzeniem jest osłonięte od wiatru miejsce więc dość wygodnie przepinamy się do zjazdu. Z uwagi na warunki zjazd ciekawy a śnieg całkiem dobry (jak na dole padał deszcz to tu sypał śnieg). Wkrótce dojeżdżamy do nartostrady i nią w dół a dalej szlakiem dokąd tylko pozwala śnieg. Później jednak narty ku naszej złości znów wędrują na plecy i z buta docieramy do auta już w znacznie lepszej pogodzie. Bardzo fajna i urozmaicona tura i tylko żal tych 3 km na butach w dół. Zrobiliśmy 952 m deniwelacji, czas: 6 h.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FVelkaLuka

ARGENTYNA: Andy - wyjście na Aconcagua (6963)

13 - 27 02 2016
Uczestnicy: Paweł Szołtysik, Piotr Klimczok (os. tow.)

Wyjście na najwyższy szczyt obu Ameryk drogą "normalną". Szczegóły w WYPRAWACH - http://nocek.pl//wiki/index.php?title=Relacje:Andy , tuz zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FAconcagua

Tatry Zach. - Smocza Jama

27 02 2016
Uczestnicy: Joanna Przymus

W czasie kiedy kursanci wesoło pląsali między syfonami w Miętusiej Wyżnej, ja musiałam po raz kolejny odpuścić wizytę w tej jaskini. Pogoda niesprzyjająca czytaniu książki na bazie, dlatego zdecydowałam się na krótki spacer - kolejny z cyklu ,,Tatry - podstawy i początki". Wybrałam Smoczą Jamę. Tłumy turystów napotkanych w Dolinie Kościeliskiej, na szczęście da mnie, nie odważyły się zapuścić za odstraszający znak ,,uwaga lawiny" znajdujący się na wejściu do Wąwozu Kraków. Owszem po drodze napotkałam małe lawiniątka, jednak zamiast wzbudzić moje przerażenie, raczej fascynowały, szczególnie ze względu na szkolenie lawinowe z dnia poprzedniego. Powyżej drabiny ślisko, a Jama kończy się szybciej niż zaczyna. Szlak schodzący do Wyżniej Pisanej Polany zaoferował ciekawszą niż zwykle perspektywę otoczenia Doliny Kościeliskiej, co zaowocowało kolejnym postojem ,,topograficznym".

SŁOWACJA: Tatry Niżne - granią na rakietach

25 - 28 02 2016
Uczestnicy: Tomasz Zięć, Krzysztof Atamaniuk, os. tow.: Agnieszka, Rafał, Krzysiek i Marek

Plan był by powtórzyć po części jesienną wyprawę w Tatry Niżne, ale tym razem w otoczeniu śniegu i przemierzyć trasę na rakietach śnieżnych. Mieliśmy 4 dni by dojechać w Tatry, przejść trasę i wrócić na Śląsk. W czwartek z samego rana wyjeżdżamy na dwa auta na Słowację. Zostawiamy auto Demanovskiej Dolinie i dwoma autobusami przenosimy się na start, tj. do Vysna Boca. Stamtąd idziemy niebieskim szlakiem w stronę głównej grani gdzie przebiega czerwony szlak i nim na wschód w stronę Ramzy, gdzie mamy zaplanowany pierwszy nocleg w szałasie oddalonym ok 50m od szlaku. W szałasie nocuję prócz nas jeszcze dwóch Czechów i jeden Słowak - wszyscy trzej na skiturach. Warunki śniegowe na grani wyśmienite, śniegu co najmniej 50 cm, choć w większości lekko zmrożony i tworzy się skorupa. Chodzenie w samych butach powoduje zapadanie się po kolana, także rakiety bądź skitury obowiązkowe. Rano przy bezchmurnej pogodzie czerwonym szlakiem idziemy na zachód, aż do schroniska Chata gen. Stefanika. Tu za 21€ od osoby dostajemy nocleg ze śniadaniem (dla zainteresowanych piwo jest po 2,5€ - co i tak moim zdaniem jest nie drogo zważając że cały towar w schronisku został wniesiony na plecach). Niestety w schronisku była awaria wody i prysznice były nieczynne, także zostały mokre chusteczki :) Trzeci dzień startujemy w gęstej mgle a musimy zaraz za schroniskiem wdrapać się na Dumbier (2043m). Niestety pogoda nie pozwala podziwiać widoków - widać do 10m. Na szczęście im dalej w stronę Chopoka tym pogoda się poprawia, mgła schodzi a niebo staje się praktycznie bezchmurne. Od schroniska do Chopoka mijają nas praktycznie sami skiturowcy. Ludzi na rakietach jak na lekarstwo, ludzi w samych butach można policzyć na placach jednej ręki. Ale nie dziwię się, sam przekonałem się że następny tego typu wyjazd to tylko skitury. To co ja musiałem schodzić i zajmowało mi to niewiele mniej nich wchodzenie, skiturowcy pokonywali w sekundach. Po schronisku również widać iż trend idzie w stronę skiturów, praktycznie 90% obecnych byli na nartach. W niższych partiach jak okolice Certovicy można spotkać jeszcze ludzi na biegówkach, ale gdy już idzie o podchodzenie powyżej 1700m to tylko skitury. Na koniec ostatni nocleg pod namiotem z ogniskiem w tle i w niedziele do domu. Trochę statystyk: Pokonaliśmy 86km z tego 30km na nogach. Na nogach podejść było 3409m, zejść 2344m. Po płaskim z tego było tylko 4,2km.

Zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/TatryNizne

Austria-skitury

11 02 -28 02 2016
Uczestnicy: Ola Golicz, Daniel W.

16 dni na nartach plus jeden dzień wspinaczkowy. Pomimo słabej zimy niezwykle udany wyjazd podczas którego skiturowo zwiedzamy rejon Höllengebirge, Dachstein oraz Alpy Berchtesgadeńskie, doskonalimy moje umiejętności narciarskie (nie ma to jak prywatny instruktor!), bawimy się w poszukiwanie pipsa oraz odwiedzamy austriackich znajomych. Przez kilka dni towarzyszy nam również Klaus. W ramach dnia restowego wspinamy się w St. Gilgen w rejonie Plombergstein (http://www.bergsteigen.com/klettergarten/salzburg/salzkammergut-berge/plombergstein), ćwiczymy techniki linowe, a nawet zwiedzamy okoliczną jaskinię!

Tatry Zach. - Jaskinia Miętusia Wyżnia - kurs

28 02 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz, Łukasz Piskorek, Bogdan Posłuszny, Emil Stępniak, Piotr Strzelecki, Kaja Kałużyńska (SŁ)

Od rana wszystko wydawało się jakby nie takie, jakim być powinno: obolała Asia trzeszcząc stawami oznajmiła, że rezygnuje z wyjścia do jaskini, Piter wyglądał jakby ktoś go zjadł i częściowo strawił, a ja po średnio przespanej nocy czułem, że zamiast zapału do odwiedzenia dziury – wypełnia mnie egzystencjalny ból i toczące mój organizm przeziębienie. Do tego kanapka, która miała zostać zabrana do jaskini, wyszła jakoś dziwnie. Bo i bułka krzywo się ukroiła i ser wyglądał jakoś tak mało zachęcająco. Tylko Łukasz i Bogdan bez względu na warunki i samopoczucie, od rana buchali z nozdrzy parą nie mogąc się doczekać jaskiniowych przeszkód. Ale u nich to normalne.

Kolejne oznaki nadchodzących ciężkich czasów, zaczęły się pojawiać po wyjściu z bazy: na starcie mieliśmy ponad 20 minut poślizgu, niebo wyglądało jakby miało zamiar zwymiotować na nas jednocześnie deszczem, śniegiem, żabami i ogniem piekielnym, a delikatny wiaterek starał się zedrzeć nam skórę z twarzy. Mimo to, ruszyliśmy w komplecie. Przyznam się bez bicia: szedłem bez większego przekonania i wiary, że uda mi się dotrzeć do jaskini. Jedno było pewne: idę na Wyżnią Miętusią Rówień, czyli do ostatniego miejsca z którego mogę wycofać się sam. Właśnie tam zdecyduję czy mam siłę i zapał, by iść dalej. Pech chciał, że jakoś wpadłem w głębokie zamyślenie i nim zorientowałem się co robimy – doszliśmy bez większych problemów do podnóża Małej Świstówki. Tak to bywa, gdy człowiek zamiast myśleć o bolączkach egzystencjalnych i słabościach ciała, skupia się na kamieniach pod nogami, próbując nie wybić sobie zębów podczas stawiania kolejnych kroków.

Przeprawa spod Świstówki do otworu jaskini idzie sprawniej niż dzień wcześniej podczas szkolenia lawinowo-rakowo-czekanowego: mokry śnieg daje stabilniejsze oparcie. Poza tym, lwia część drogi została przetarta, gdy gnaliśmy w górę odbyć taniec z czekanami. Szczęśliwie dochodzimy pod otwór Jaskini Miętusiej Wyżniej nawet nie mając stanu przedzawałowego. Nie pozostaje nic innego, jak wtarabanić się kilka metrów na linie w górę, skąd łypie na nas otwór jaskini.

Założenia dotyczące zaliczenia Jaskini Miętusiej były następujące: pracujemy głównie Piter i ja (bo podobno się obijamy, co wcale nie jest prawdą. To nie nasza wina, że ciężko nadążyć za pozostałymi speleopsychopatami z kursu). Zakładamy, że ja biorę na siebie część jaskini do syfonów, a jeśli uda się je pokonać – Piter przejmuje poręczowanie w niższych partiach. Tak czy inaczej – ku ogólnej rozpaczy - ja prowadzę. Nie da się ukryć – co skrzyżowanie następuje z mojej strony kontrola mapy i sprawdzenie czy idziemy w dobrą stronę; każdy prożek poddawany jest przeze mnie dogłębnej analizie. Oczywiście nawet godzinne gapienie się w strop nie gwarantuje wypatrzenia przeze mnie wszystkiego, co niezbędne: np. udaje mi się przegapić połowę batinoxów (tzn. jeden z dwóch).

Tak czy inaczej, brniemy do przodu. Powoli. Bardzo powoli. Mateusz tradycyjnie (jako instruktor) nie pogania, nie miesza się do tego co robimy, a jedynie pilnuje byśmy się nie pozabijali. W końcu docieramy do miejsca, które (po dokładnej analizie planu) określam jako punkt, w którym powinniśmy zacząć wędrówkę w dół, ku Syfonowi Błotnemu i Syfonowi Paszczaka. Niestety, daję sobie wmówić, że pomyliłem się i to srodze, a miejsce gdzie jesteśmy to dopiero studnia nad Suchym Dnem. Plując sobie w brodę brnę dalej do przodu, po chwili docierając do końca jaskini – jak się okazało – zarezerwowanego przez Warszawę. Nie wiedziałem, że jaskinie można rezerwować, widocznie ze speleoodkryciami jest jak z fragami – za ich podkradanie można dostać w dziób. Wycofujemy się z przodka bardzo uważając, by czasami czegoś przez przypadek nie odkryć. Moglibyśmy w ten sposób narazić się aktualnej Stolycy. Wracamy do punkty, który określiłem przejściem w stronę Syfonów i zdecydowanie kierujemy się w stronę najpaskudniejszego miejsca, w jakie udało mi się trafić podczas kursu.

Syfony Błotny i Syfonik Paszczaka okazują się czymś pomiędzy porankiem po ostrym kebabie, a rodzeniem jeża. Opróżnienie górnego syfonu (Błotnego) wymaga wyciągania wiader i worów z wodą ponad 10m w górę, aż do głównego ciągu jaskini. Inne atrakcje? Przeciskanie się przez Syfon Błotny gwarantuje borowanie pyskiem w błocie, a to, co jaskinia rzuca w oczy po przebrnięciu Błotnego, to cztery metry kwadratowe przestrzeni i kolejna studnia prowadząca do Syfonu Paszczaka.

Matka natura to złośliwa zołza: chcąc opróżnić Paszczaka, musimy zalać syfon Błotny. Oczywiście transportując wodę w górę za pomocą worów… Po półtorej godziny efekt pracy mającej na celu osuszenie Paszczaka, można zamknąć w 3 punktach:

  • Łukasz i Bogdan przeciskają się na drugą stronę mocząc sobie nawet te miejsca, do których normalnie woda nie dociera;
  • Ja na tyle się wyziębiam, że nawet przestaję drzeć się po wszystkich i trząść;
  • Łukasz z Bogdanem stwierdzają, że po drugiej stronie Syfonu Paszczaka nie ma miejsca, gdzie można zlewać wodę.

W związku z tym, że już nie mamy gdzie upychać wody (oraz faktem, że mój organizm zaczyna przybierać barwę sino-bladą) zapada decyzja o wyjściu z jaskini. A w zasadzie ja ją podejmuję. A w zasadzie zarządzam wyjście. A w zasadzie drę się na speleoprzodowników, by (tu padają krótkie żołnierskie słowa) odpuścili temat i zaczęli się zbierać w stronę wyjścia. Oczywiście za swe kwieciste motywatory słowne wszystkich zebranych serdecznie przepraszam.

Wyjście w górę i przejście przez Syfon Błotny wymaga jego zlewarowania. Tym razem wodę przenosimy w dół. Szczęśliwie zrzucenie wody na niższy poziom nie zabiera wiele czasu i dość sprawnie wydostajemy się poza rejon syfonów, gdzie mogę się ubrać w dodatkową warstwę ciuchów. A i przy okazji wmusić w siebie coś do jedzenia i picia.

Zbieramy się do wyjścia. Droga powrotna idzie jak krew z nosa, wybitnie opóźniam przemarsz. Domyślam się, że lwia część ekipy wolałaby przynajmniej odwiedzić Suche Dno zamiast od razu iść do wyjścia, jednak zdecydowanie pcham się ku powierzchni. Przemarsz w górę rozkosznie rozgrzewa, odzywa się zdrowy głód, a to najlepszy dowód, że będę żył. Czeka mnie jeszcze długie przepraszanie uczestników wyprawy za uwagi dotyczące ich powiązań genetycznych ze ślepymi zaułkami ludzkiej ewolucji.

Docieramy do otworu wyjściowego – z zadowoleniem stwierdzamy, że jeszcze jest jasno. Zjeżdżamy w ciuchach jaskiniowych z ostatniego progu, a następnie niczym dzieci na megaślizgawce, zsuwamy się radośnie w dół zbocza, zostawiając za sobą obrzydliwe, brązowe ślady. Taki ładny śnieg ubrudziliśmy…

Do bazy docieramy już po zmroku. Nie pozostaje nam nic innego, jak wziąć szybki prysznic, spakować wory do samochodu i ruszać w stronę domu. Po drodze odwiedzamy Zimową Stolicę Polski, doceniając jej największe skarby kultury i dziedzictwa. Znaczy się wpadamy do Maca i pochłaniamy stertę martwych krów. Dławiąc się kęsami paszy, ronimy łzy pełne żalu i smutku – w końcu to było nasze ostatnie kursowe zejście do jaskini…

zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FMietusia-Wyznia

Tatry Zach. - szkolenie zimowe

26 - 27 02 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz, Łukasz Pawlas, Damian Szołtysik, Ksawery Patryn, Joanna Przymus, Łukasz Piskorek, Emil Stępniak, Piotr Strzelecki, Bogdan Posłuszny, Teresa Szołtysik

Piękna słoneczna pogoda, niewielki mróz ale tez mało śniegu. Dzień wcześniej przypomnieliśmy sobie wiadomości o sprzęcie zimowym i specyfice poruszania się zimą po górach. W dolinie Miętusiej i w kotle MS ćwiczyliśmy hamowanie czekanem w różnych sytuacjach, poruszanie się w rakach, wykorzystanie czekana przy podchodzeniu i schodzeniu, wykonanie asekuracji i zjazdu z grzyba śnieżnego. Później na polanie odbyły się zajęcia z lawinoznawstwa (poszukiwanie zasypanego z pipsem, sondowanie metodą tradycyjną). Trzy osoby poruszały się na nartach z różnym skutkiem gdyż z śniegiem jest dość kiepsko.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FSzkolenie-zimowe

i tu (Emil): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FSzkolenie_zimowe-cd

Skitura - Beskid Śl.

22 02 2016
Uczestnicy: Joanna , Tomasz Jaworski

Nie wiem jakim cudem-bo śniegu jak na lekarstwo-ale udało się zorganizować wypad na skitury. Próbujemy trochę w Istebnej na stoku Zagroń (poza stokiem tylko trawa), następnie przenosimy się na Stożek, gdzie warunki zdecydowanie lepsze, na nartach można było dojść aż do schroniska... (wow!)W drodze powrotnej spotkaliśmy Jasia K wracającego z pracy w związku z czym spędziliśmy jeszcze godzinkę w domu nadleśnictwa :) na miłej pogawędce.

Dwa dni i 45km Tatr

19-21 02 2016
Uczestnicy: Joanna Przymus, Łukasz Piskorek

Pierwszego dnia naszych spacerów pogoda była sprzyjająca, mimo zachmurzenia i mgły towarzyszących nam podczas wędrówki Doliną Chochołowską, przez większą część dnia było słonecznie, dzięki czemu miałam odpowiednie widoki do nauki topografii.

Początkowo ze schroniska ruszamy zielonym szlakiem prowadzącym na grań. Bez problemów torujemy sobie szlak, jednak na wysokości ok 1400m n.p.m postanawiamy zmienić trasę i udać się na Trzydniowianski Wierch. Podchodzimy od strony Doliny Jarząbczej, po drodze mijamy jednego skituourowca, następni ludzie pojawiają się dopiero w okolicy szczytu. U góry nagle odzyskujemy zasięg (chyba przywiał go wiatr), nim kończymy rozmowy okazuje się, że już jesteśmy zbyt wyziębieni by patrzeć w mapę i na widoki dookoła. Schodzimy w dół Kulawcem. Gdzieś pomiędzy jego końcem i początkiem Krowiego Żlebu odkrywam szybszy, łatwiejszy i przede wszystkim zabawniejszy! sposób schodzenia (przydają się grube spodnie zimowe, bardziej zaawansowani mogą użyć sanek; uwaga na czekany wbijające się w nogi). Niestety ten sposób nie nadawał się do zastosowania w Dolinie Chochołowskiej przez co musieliśmy ją znowu całą przedeptać.

Plany na pierwszy dzień uległy zmianie, to te na drugi dzień też musiały zostać zmienione. Zaplanowaną trasę postanowiliśmy zrobić w odwrotnej kolejności niż początkowo zakładaliśmy. Wycieczka pod znakiem deszczu. Na wejściu na szlak prowadzący na Przysłop Miętusi przez Staników Żleb zamieniłam polar na kurtkę przeciwdeszczową. Przez plusowe temperatury ze śniegu zrobiła się ciapa, miejscami śliska ciapa, albo woda z ciapą, co zaowocowało całkowitym przemoczeniem gdzieś pomiędzy Przełęczą w Grzybowcu, a Strążyską Polaną. Idąc Ścieżką nad Reglami do Doliny Białego po drodze wstąpiliśmy jeszcze na Sarnią Skałę. W Dolinie Białego spotkaliśmy dużo ludzi - nie dziwię się, ponieważ jest to jak na razie najładniejsza dolina w Tatrach w jakiej byłam. Po drodze do wylotu robimy kilka przerw na zerknięcie w mapę i próbę zajrzenia głąb starej sztolni uranu. W drodze powrotnej weszliśmy jeszcze do Doliny ku Dziurze i do Dziury (jak na pilnych grotołazów przystało!) oraz do Doliny za Bramką. Wycieczkę zakończyliśmy wykręcaniem skarpetek pod bazą.

CHINY: Chongqing - Wyprawa noworoczna do jaskini Luo Shui Kong

30 01 - 15 02 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz (RKG Nocek), dr Jacek Szczygieł (KKS/Uniwersytet Śląski), Erin Lynch (Hong Meigui CES; kierownik wyprawy), Devra Heyer (Paamul Grotto), Annie Leonard (Cambridge University Caving Club)

Po raz drugi z rzędu miałem przyjemność uczestniczyć w cyklicznej, noworocznej wyprawie jaskiniowej, organizowanej przez Erin Lynch z klubu jaskiniowego Hong Meigui. Działaliśmy w bardzo okrojonym, ale za to bardzo dobrze zgranym amerykańsko-polskim zespole. Wyprawa była bardzo intensywna. Przez 11 dni pod rząd codziennie byliśmy pod ziemią, z czego przez dziesięć działaliśmy w Luo Shui Kong, jaskini rozpoczynającej się 210-metrową studnią. W skromnym gronie Polaków trochę liczyliśmy na piony i wspinaczki hakowe. Choć jednak tegoroczne odkrycia miały w dużej mierze charakter poziomy, i tak dały nam bardzo dużo satysfakcji. Najbardziej spektakularna była Casablanca, wielka sala o kształcie trójkąta o najdłuższym boku 100 m i "szerokości" 65 m. Salę nazwaliśmy tak od mnóstwa gipsowych kryształów, które formują w niej liczne, dwumetrowe wieże, gipsowe "krzaki" i inne ozdobniki. Spąg pokrywa gruz, będący połamanymi fragmentami krystalicznej gipsowej skorupy, odseparowanej od stropu. W sumie, w Luo Shui Kong skartowaliśmy ponad 4.8 hektara przy długości ciągów pomiarowych 2.5 km. Dla porównania, całkowita powierzchnia rzutu spągu jaskini Zimnej wynosi ok. 0.8 ha, zaś jaskini Miętusiej - ok. 1.9 ha. Dłuższa relacja zostanie opublikowana w "Jaskiniach". Zdjęcia dostępne są w Galerii: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FLSK2016

Tatry Zach. - Jaskinia Zimna - kurs

14 02 2016
Uczestnicy: Ryszard Widuch, Joanna Przymus, kursanci: Łukasz Piskorek, Emil Stępniak, Piotr Strzelecki

Jak na wzorowych kursantów przystało, ruszamy z bazy o ustalonej wcześniej godzinie. Przedzierając się przez półmroki poranka, docieramy Doliną Kościeliską pod największe wyzwanie podejściowe tego dnia: schody do Jaskini Mroźnej. Po ich pokonaniu wskakujemy w kombinezony, a następnie podchodzimy kilkanaście kolejnych metrów w górę i wchodzimy do Jaskini Zimnej.

Początkowo nic nie zapowiada dramatu, który ma się wydarzyć: trochę się czołgamy, trochę przeciskamy. Nagle, niczym grom z jasnego nieba, spada na nas wiadomość, że trzeba będzie się tego dnia solidnie zmoczyć. Jeszcze przez moment nie budzi to jakiejś szczególnej grozy – w końcu niekiedy po powrocie z jaskini człowiekowi zdarzy się wziąć prysznic…

Tym razem nie chodzi o pucowanie stref intymnych, lecz o przebrnięcie przez zalany Ponor. Rozlewisko zbadane wcześniej przez Asię i Łukasza, pokonujemy kolejno, prezentując swoje bogactwo językowe.

W dalszej części jaskini mamy okazję do zaprezentowania umiejętności wspinaczkowych. Jedno po drugim wspinamy się na progi, ściany i kominy. Asia wraz z Łukaszem znudzeni pokonywaniem standardowych przeszkód, przedzierają się obejściem wokół Czarnego Komina, co pozwala nam zaoszczędzić sporo czasu. Rzucona przez nich z góry lina sprawia, że nie muszę od dołu zdobywać całości Czarnego Komina, co zapewne trwałoby wieki. Finalnie docieramy za Prożek Burcharda, gdzie po zlewarowaniu syfonu otwiera się dla nas przejście w stronę Korytarza Galeriowego. Początkowo ruszamy doń we czwórkę: Asia, Piotr, Łukasz i ja. Niestety Korkociąg Krakowski pokonuje mnie oraz Pitera, w związku z czym wycofujemy się na Prożek. Asia z Łukaszem są nie do zatrzymania: docierają do Korytarza Galeriowego.

W drodze powrotnej mamy jeszcze raz okazję do sprawdzenia odporności na zimno: tym razem mało komu chce się rozbierać przed pokonaniem Ponoru. Wchodzimy doń praktycznie w kompletnym ubiorze. Nic tak nie motywuje do szybszego wydostania się z jaskini, jak klejący się do ciała mokry kombinezon, dzięki czemu ostatni odcinek pokonujemy szybko i sprawnie.

Na powierzchnię docieramy 10 minut przez wyznaczonym czasem. Do bazy wracamy już w kompletnych ciemnościach.

zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2Fzimna

Na nartach na Babią Górę

14 02 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Henryk Tomanek, Łukasz Pawlas, Tomasz Jaworski, Teresa Szołtysik

Wybór znów padł na Babią Górę i znów od południa. Po ostatnich opadach przybyło śniegu lecz bez rewelacji. Z Slanej Wody początkowo szlakiem a potem na przełaj na Jedlę i granicznym grzbietem na szczyt Babiej Góry (1725). Śnieg na podejście znośny lecz do zjazdu na pewno kiepski. Wystawały kamienie i kosówki. Pogoda w górnych partiach dość charakterystyczna dla tego szczytu. Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności na zjazd obieramy znany nam żółty szlak. Była to bardzo dobra decyzja. Do połowy góry zjazd wyśmienity choć śnieg tępy. Dalej uważnie (więcej kamieni) lecz ciągle na nartach śmigamy w dół aż do połączenia z drogą podejścia i dalej do auta w Slanej Wodzie. Zrobiliśmy niemal 1000 m deniwelacji.

Tu zdjęćia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/BabiaGora

Tu film: https://vimeo.com/156540639

Tatry Zach. - Grześ

13 02 2016
Uczestnicy: Joanna Przymus, Łukasz Piskorek

Mimo pierwszego dnia śląskich ferii udało nam się dojechać prawie bez korków. W Tatrach już czekał na nas śnieg i bałwany na każdym rogu. Dolinę Chochołowską udało nam się przejść w miarę szybko. Przed wejściem na szlak prowadzący na Grzesia zrobiliśmy przerwę śniadaniową w schronisku. Na szlaku sporo ludzi, dzięki temu był przedeptany. U góry przerwa na zdjęcia i telefon od Ryśka ,,tylko nie mów kursantom, że w Zimnej będzie kąpiel". Droga na dół, do schroniska bardzo przyjemna, od schroniska do parkingu raczej nudna.

Jura-Sokole Góry, Kamieniołom Kielniki

07 02 2016
Uczestnicy: Asia i Tomek Jaworski z dzieciakami

Planowaliśmy narty, ale wyszło inaczej. Odwiedziliśmy Olsztyn, gdzie wędrowaliśmy ścieżką geologiczną Kamieniołomu Kielniki. Zwiedziliśmy kamieniołom a także Jaskinię Magazyn w Kielnikach. Dalej szlakiem żółtym i czerwonym zawędrowaliśmy do rezerwatu Sokole Góry, gdzie odwiedziliśmy Jaskinię Olsztyńską. Starszy syn ewidentnie poczuł zew eksploratora. Dzień jeszcze jest zbyt krótki więc wróciliśmy do auta po zmroku.

Beskid Śl. - skitura na Cienkowie

07 02 2016
Uczestnicy: Teresa i Damian Szołtysik

Początek lutego, +8 stopni, słońce. Gdzie ta zima?! Jednak i tym razem w desperacji intuicja mnie nie zawiodła w zaplanowaniu skiturowego spacerku. W Stryczkowie zostawiamy auto i bez szlaku podchodzimy północnym skłonem pasma cienkowskiego. Ku naszemu zaskoczeniu po kilkuset metrach zakładamy narty i podchodzimy po nieskalanej bieli na szczyt Cienkowa Postrzedniego (867). Stąd łagodnym zjazdem w stronę Cienkowa. Na rozległym obniżeniu śnieg zalega już tylko płatami więc znów kilkaset metrów dajemy z buta podchodząc w efekcie na początek nartostrady. Tu mocno wieje. Z wierzchołka zjeżdżamy już błyskawicznie do doliny. Tu Esa klaruje sprzęt a ja już na lekko biegnę ponad 2 km w górę po zostawione w Stryczkowie auto. Wkrótce też wracamy do domu. Jeżeli nie dopada śniegu to chyba będzie czas definitywnie przerzucić się na rowery i wspinaczkę.

Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FCienkow

Beskid Żyw. - wycieczka na Rysiankę

07 02 2016
Uczestnicy: Sonia i Henryk Tomanek, Justyna (os. tow.)

Wyjście z Żabnicy zielonym szlakiem na Rysiankę. Powrót przez Boraczą. Śniegu mało.

Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FRysianka

Beskid Śl. - skitura na Malinów

06 02 2016
Uczestnicy: Ala Kucharska i Łukasz Pawlas

Desperacki wyjazd na ekspresowe skitury. Wyjeżdżamy ok. 16:30 do Szczyrku, gdzie trasą Golgoty podchodzimy w okolice Malinowa. Trasa narciarska oświetlona, wyżej trasę chwilowo oświetlają krążące ratraki, a potem już tylko w czołówkach. Piękna gwieździsta i bardzo wietrzna noc. Zjeżdżamy trasą podejścia. Stoki Skrzycznego jeszcze z niewielką warstwą białego, ale chyba już nie długo wytrzyma.

TATRY - wspinanie

01-05 02 2016
Uczestnicy: Łukasz Depta(instruktor), Artur,Karol Jagoda

W pierwszym tygodniu lutego miałem przyjemność uczestniczyć w kursie taternictwa zimowego. Podobnie jak dwa lata temu odbył się on na Hali Gąsienicowej. W poniedziałek wieczorem po deszczowym (!!!) podejściu spotykamy się w zatłoczonej jak zawsze Betlejemce. Niestety we wtorek odwilż nie odpuszcza, podobnie jak my :). Wybieramy drogę Potoczka (III) z wariatem prostującym na Czubie nad Karbem jako dobrą drogę na początek. Na własnej skórze przekonuje się, że dodatnia temperatura znacząco zwiększa trudności pokonywanej drogi. Ze względu na zagrożenie lawinowe wracamy dłuższą drogą przez pojezierze. W środę udaje się sprawnie zrobić klasyk Hali Gąsienicowej tj. filar Świnicy (IV), na kluczowych wyciągach wspinaczkę utrudniały zalane lodem rysy (patrz pogoda dwa dni wcześniej). Kolejnego dnia wyznaczony cel jest ambitny - Filar Staszla (V), jest to droga znacznie poważniejsza od dwóch poprzednich. Pogoda w tym dniu zadbała, żeby pokonanie tej drogi wryło się w pamięć. Pomimo zmęczenia i niepromocyjnych warunków drogę udaję się skończyć przed zmierzchem. W ostatnim dniu ze względu na brak sił (czytaj brak warunków m.in. 30cm świeżego śniegu) Łukasz szkoli nas jak powinno się wspinać w lodzie. Zaczynamy od pokonania lodospadu nad Zmarzłym Stawem z dwoma czekanami, potem z jednym a na końcu bez. Wniosek czekany są dla słabych :).

SŁOWACJA: Beskid Kysucki - skitura na Wielką Raczę

31 01 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Henryk Tomanek, Tomasz Jaworski, Teresa Szołtysik, Jacek Copik (os. tow.)

Zima tylko z nazwy, bardzo kiepska. Z Lalik podchodzimy nieczynną nartostradą (bo gdzie indziej brak śniegu) obok wyciągu na zachodni grzbiet Raczy. Dalej szlakiem o dziwo po twardym śniegu na szczyt Wielkiej Raczy (1236) zaglądając po drodze do Dier (niewielka jaskinia tektoniczna). Pogoda dobra. W schronisku robimy dłuższy odpoczynek po czym zjeżdżamy. Pod szczytem spotykamy zupełnie przypadkowo naszych przyjaciół z Speleoklubu Bielsko Biała: Beatę Michalską i Pawła Kasperkiewicza, którzy też na skiturach podchodzili do góry. Później zalodzonymi nartostradami zjeżdżamy aż do auta. Całkiem udany wyjazd i warunki wykorzystane w 100%.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/VelkaRacza

Tatry - spacer

31 01 2016
Uczestnicy: Łukasz Piskorek, Bogdan Posłuszny, Joanna Przymus

Zostajemy w Kirach po akcji w Miętusiej. W nocy padał deszcz, rano za oknem szaro, jednak w momencie w którym zdecydowaliśmy się na wysunięcie ze śpiworów zaczął padać śnieg. Po wyjściu z bazy było go już powyżej kostek. Zakrył lodowe placki z dnia wczorajszego, a tam gdzie nie było go na tyle żeby uniknąć poślizgu zapewniał w miarę miękkie lądowanie.

Przeszliśmy od Kir Drogą pod Reglami, aż do wlotu do Doliny Strążyskiej, którą doszliśmy do Siklawicy. Spod wodospadu wycofaliśmy się do połączenia ze Ścieżką Nad Reglami, którą poszliśmy dalej, przez Przełęcz Grzybowską i Przysłop Miętusi do Doliny Kościeliskiej. Po 4 godzinach marszu docieramy z powrotem na bazę , pakujemy się i jedziemy do domu.

zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2Ftatry_spacer

Tatry - Jaskinia Miętusia - kurs

30 01 2016
Uczestnicy: Ryszard Widuch, Joanna Przymus, kursanci: Łukasz Piskorek, Bogdan Posłuszny, Emil Stępniak, Piotr Strzelecki

Sobota, szósta rano. Jak to na wzorowych kursantów przystało, zwarci i gotowi czekamy przed Bazą na wymarsz. Kilka minut później ruszamy w komplecie do Jaskini Miętusiej. Droga bez większych problemów: śniegu praktycznie zero, jedynie leżące miejscami placki zdradliwego lodu starają się sprawić, że nasze kończyny wygną się w niecodzienny sposób.

Bez złamań i z kompletem zębów docieramy do jaskini. W sobotę ma być na dole dość tłoczno, więc z radością stwierdzamy brak śladów innych ekip.

Jesteśmy pierwsi.

Łukasz z Bogdanem nurkują w otworze, zanim reszta skończy przeżuwanie przedzejściowych kanapek. Asia gna za nimi (Bogdanem i Łukaszem, nie kanapkami) starając się dogonić rozbrykane speleostadko, zaś Rysiek, Piter i ja dostojnie schodzimy w dół, kolejno polerując zadami Ciasny Korytarzyk. Przodowników jaskiniowych doganiamy na Kaskadach, skąd razem ruszamy w dół ku Wielkim Kominom.

Po osiągnięciu dna, zaczynamy wspinaczkę do góry. Do zdeporęczowania zostaje całość lin, która czekała na nas od poprzedniej wizyty Nockowiczów w Miętusiej. Nawet w miarę sensownie i sprawnie idzie nam przekazywanie worów, jakimś sposobem nikt nie popada w hipotermię, chociaż Piter trzęsąc się ziewa na potęgę i zaczyna coś majaczyć. Na szczęście majaczy o piwie, więc nie jest z nim źle. Na Kaskadach mamy wielokrotną mijankę - trafiamy na pozostałe ekipy, które planowały dziś odwiedziny w Miętusiej. Po grzecznościowej wymianie uprzejmości i podzieleniu się prowiantem, ruszamy w górę gdzie czeka na nas Ciasny Korytarzyk.

Rysiek, Bogdan i Piter pokonują korytarz w oka mgnieniu, Asia znudzona moim ślimaczym przepychaniem gabarytów przez rurę wyprzedza nas obejściem, a ja celebrując tradycję, klinuję się każdym możliwym elementem w miejscu, gdzie podobno zaklinować się nie da. Nie wiedzieć jakim magicznym sposobem Łukasz nie umiera z wyziębienia czekając za mną aż łaskawie schudnę i przejdę przez Ciasny Korytarzyk. Po długiej walce w końcu przeciągam swe boskie ciało przez problematyczne miejsca i ruszamy ku górze. Udaje nam się zabłądzić (tak, da się zabłądzić w Ciasnym Korytarzyku) i zamiast na powierzchnię - trafiamy w jakiś komin, który zamiast wyjścia ma śpiącego nietoperza i stado komarów. Po wykonaniu odwrotu i powrocie do głównego ciągu, w ułamku sekundy trafiamy w odpowiednią dziurę i wyczłapujemy na powierzchnię, wyczekiwani przez resztę ekipy.

Powrót (pomimo występującego miejscami oblodzenia) to przyjemny spacerek, wracamy do bazy przed zapadnięciem zmierzchu.

Tego samego dnia Rysiek, Piter i ja decydujemy się na powrót do domu, Asia, Bogdan i Łukasz zostają by jeszcze w niedzielę pohasać po tatrzańskich szlakach.

zdjęcia:http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2Fmietusia_kurs

GRECJA: Kreta - wyjazd urodzinowy AD 2016

16 - 24 01 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz, Kaja Kałużyńska (SŁ)

Z okazji (moich okrągłych) urodzin wybraliśmy się na Kretę. Szerszy opis tutaj: Relacje:Kreta_2016

Beskid Śl. - skitura na Smerkowiec

24 01 2016
Uczestnicy: Henryk Tomanek, Teresa, Kamil, Damian Szołtysik

Pogoda tym razem zaprzeczeniem dnia poprzedniego. Padał śnieg a nawet deszcz, dość mglisto. Z Nowej Osady czarnym szlakiem podejście doliną Gościejowa na Smerkowiec (835). Warunki śnieżne lepsze niż w Tatrach lecz do ideału daleko. Potem przez Czupel (885) zjazd do Nowej Osady. W lesie na bardziej stromych zboczach haczyliśmy o kamienie lub korzenie. Końcówka tury to zjazd nartostradą i dalej wprost do auta na nartach. Bardzo fajna wycieczka, adekwatna do istniejących warunków.

Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FSmerkowiec

Tatry - Jaskinia Miętusia

23 01 2016
Uczestnicy: Tadeusz Szmatłoch, Damian Szołtysik, Joanna Przymus

Wyjechaliśmy wczas rano, z niepokojem obserwując termometr pokazujący coraz niższą temperaturę. W pewnej chwili na wyświetlaczu ukazało nam się nawet -26,5 st. jednak w momencie, w którym wyruszaliśmy na szlak było jedynie -20. Śniegu mało więc szybko dotarliśmy do Miętusiej. Pokonanie rury nie zajęło nam dużo czasu, Tadek nawet tak się rozpędził, że dopiero w połowie progu do Komory pod Matką Boską zorientował się, że jest mu potrzebna lina. Stamtąd pobiegliśmy dalej, szukając wora pozostawionego dla nas tydzień wcześniej przez dziewczyny. Znaleźliśmy go przed Kaskadami, które zaporęczowałam i nie czekając na chłopaków poszłam dalej poręczować zjazd do Błotnych Zamków. Drugi wór zostawiony został pod Progiem Męczenników, dlatego też musiałam pokonać Prożek Beatki, żeby je zdobyć. Naszym planem było wywspinanie Korytarza Trzech Króli i zjazd do Sali Bez Stropu. Pierwszy próg pokonał Damian, następne dwa ja. Doszliśmy do przedostatniego progu, wycenionego na V+. Z lektury wcześniejszych opisów dotyczących tego miejsca, Damian wysunął wniosek, że potrzeba nam do jego pokonania więcej asekuracji niż zapewniają batinoksy, dlatego wziął ze sobą cały zestaw kości i friendów. Niestety komin bardzo się bronił przed zdobyciem i nawet próby zdobycia go za pomocą lassa i heroiczna próba wspinania Tadka nie pomogły. Wreszcie po 2h odeszliśmy stamtąd z planem większej wyprawy idącej od dwóch końców Korytarza Trzech Króli. Miłą niespodzianką na koniec wycieczki było wyjście z dziury za dnia.

Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2Fmietusia

Beskid Żyw. - skitura na Rysiankę i Pilsko

23 01 2016
Uczestnicy: Tomasz Jaworski, Łukasz Majewicz, Teresa Szołtysik, 1 os.tow.

Mroźny ale słoneczny dzień. Trasa: Sopotnia Wielka - Rysianka - Pilsko - Hala Miziowa - Przeł. Przysłopy - Sopotnia Wielka. W lesie warunki do zjazdu trudne.

Pilsko po Czantorii i Skrzycznym było kolejnym testem mojego skiturowego sprzętu. Tym razem wycieczka miała być nieco dłuższa z „prawdziwymi” elementami turowania – długie podejścia, kilkakrotne przepinki, szczyt jako cel i zjazd w puchu w dziewiczym terenie. Plan realizowany był perfekcyjnie do pewnego momentu, no ale może po kolei. Wyjazd jak zwykle o 6.00 z mojej wsi, po 8.00 startujemy z Sopotni Wielkiej niebieskim szlakiem w stronę schroniska na Rysiance. Poranny mrozik mobilizuje nas do utrzymania stałego tempa i o 10.00 pijemy jako pierwsi skiturowcy herbatkę w schronisku. Krótkim zjazdem z dziką rozkoszą rozpoczynamy dalszą drogę w stronę Pilska szlakiem czerwonym. Ciepło było tylko w słońcu i podczas napierania pod górkę. Łukasz jako jedyny reprezentant w naszej ekipie ciężkiego stylu turowania (he, he reszta poszła w lekkość) na wysokości Tanecznika odbija na hale Miziową, a my wzdłuż granicy na Pilsko. Na szczycie który osiągamy o 14.00 ku mojemu zdziwieniu większość ludzi jest na nartach, tylko nieliczni pieszo. Od razu przypomniało mi się jak ze 15 lat temu byłem na walnym zebraniu PZA które procedowało o przyjęciu skialpinizmu w nasze struktury anegdotę jakoby tylko Polacy wchodzili na Mont Blanc zimą - reszta świata robiła to na nartach. Szybka przepinka, parę fotek i tniemy do schroniska na Mizowej. Od tego momentu założenia się posypały gdyż zjazd miał być wzdłuż potoku Cebulowego. Z hali Miziowej lasem podjęliśmy próbę tam się przedarcia ale ze względu na ogólną zespołową niechęć do podchodzenia i zbyt małej wysokości laso-polanowo-krzakowo zjechaliśmy do Korbielowa. Nie pozostało nic innego jak bonusowa przebieżka niebieskim i żółtym szlakiem do Sopotni po auto. Bonus kosztował nas jakieś dodatkowe 2 godziny w nieco niżej położonym terenie co wiązało się z wystającymi kamieniami spod śniegu, przyczyną efektownych choć bolesnych upadków. Mimo wszystko wyjazd bardzo udany sprzęt sprawdzony pod wszystkimi aspektami - teraz to już jestem gotów na Tatry tylko ta pogoda…

Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2016%2FPilsko

NIEMCY: Spitzingsee-Bawaria - skitury

22-24 01 2016
Uczestnicy: Ola Golicz, Patrick G.

Wyjazd skiturowy w nowy dla mnie rejon. Rejon specjalnie przeznaczony dla skiturowców-od tego sezonu narciarskiego postanowiono tam zamknąć wyciągi i oddać cały teren fanom foczenia pod górę. Dodatkowo uruchomiono program nocnych podejść do schronisk dla mieszkańców pobliskiego Monachium, by zachęcić ich do wizyt w tym terenie po ciężkim dniu pracy (dojazd w godzinę, ca. 60 km) - czekają na nich specjalnie przygotowane trasy i biorące w programie schroniska. Gdy skompletujesz 10 wejść do wszystkich - wygrywasz okazjonalną koszulkę :). Pogoda dopisuje mi idealnie. Zwiedzam spory kawałek okolicy oferujący różnorodne trudności podejść i zjazdów oraz sprawdzam lokalne schroniska. Moim zdaniem świetny teren dla wszystkich pragnących rozpocząć przygodę z ski-turingiem w Alpach.

Beskid Śl. - skitura na Mł. Skrzyczne

19 01 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik

Popołudniowy wypad na skitury do Szczyrku. Nie chciałem podchodzić nartostradami więc z Czyrnej na przełaj przez lasy kieruję się w stronę Mł. Skrzycznego. Na nartach pokonuję kilka stromych, poprzetykanych skałami zboczy. Śniegu wprawdzie około pół metra lecz był kopny, w ogóle nie związany z podłożem. Wdrapanie się w górne partie kosztowało mnie sporo wysiłku. Od obniżenia między Skrzycznem i Mł. Skrzycznem grzbietem podążam na szczyt tego drugiego. Stąd już nartostradami w dobrych warunkach w kilka minut śmigam do Czyrnej gdzie zostawiłem auto. Na całej trasie spotkałem tylko kilku skiturowców podczas zjazdu.

Beskid Śl. - skitura na Szkrzyczne

17 01 2016
Uczestnicy: Tomasz Jaworski + os.tow.

Nocne wyjście z Soliska nartostradami na Skrzyczne. Krótki pobyt w niemal pustym schronisku i zjazd mniej więcej drogą podejścia. Na nartostradach dobre warunki.

Kursanci w jaskiniach Mylnej i Kasprowej Niżniej

15 - 16 01 2016
Uczestnicy: Sobota:Piotr Strzelecki, Emil Stępniak, Niedziela: Ryszard Widuch, Łukasz Piskorek, Bogdan Posłuszny, Ksawery Patryn oraz znowu Piotr i Emil

Dzień zero (piątek)

Późnym wieczorem docieramy z Piotrem na Kiry. Mając wolną sobotę (zejście kursowe planowane jest na niedzielę), chcemy spożytkować dzień na odwiedzenie jaskini Mylnej. Mając na uwadze fakt, że ostatnimi czasy zostało odkopane przejście Raptawicka-Mylna, a i połączenie Mylnej z Obłazkową ma się dobrze, zaczyna nam się klarować w głowach projekt MROK: Mylna-Raptawicka-Obłazkowa-Kościelisko (Kościeliko pojawia się tam bez żadnego merytorycznego uzasadnienia i brzmi bez sensu, ale dzięki „K” na końcu, nazwa projektu brzmi bardziej złowieszczo i PRO).

Późnym wieczorem na wszelki wypadek kładziemy się spać, zanim wpadniemy na pomysł dodatkowego przekopania się z Mylnej do Jaskini Łokietka i tuneli Wielkiego Zderzacza Hadronów.

Dzień pierwszy (sobota)

Wcześnie rano zrywamy się z łóżek i już po godzinie dziewiątej stajemy u wejścia do Doliny Kościeliskiej. Krótki (40 minut) spacerek uprzyjemniamy sobie ogólnymi rozważaniami na temat ludzkiej egzystencji, wartości w życiu, pośladków mijanych niewiast i próbie rozwiązania zagadki, dlaczego teraz nikt nie wypasa owiec.

Po przejściu na szlak biegnący już w stronę jaskiń Raptawickiej i Mylnej, zostajemy sami. Droga jest praktycznie dziewicza, mamy przed sobą ślady tylko jednej osoby. Sytuacja zmienia się dopiero gdy czarny szlak rozstaje się z czerwonym – droga na Mylną tego dnia nie zaznała jeszcze ludzkiej obecności. Starając się nie powybijać sobie zębów, tuptamy czerwonym szlakiem.

Przed trafieniem do celu mijamy jeszcze Obłazkową, którą mamy w planie zaatakować od strony Mylnej.

Spacer po jaskini zaczynamy od otworu południowego, skąd (po wykonaniu kilku landszaftów przy oknach Pawlikowskiego), kierujemy się w stronę głównego korytarza, by po chwili ostro skręcić w stronę Chórów. Po drodze zahaczamy o „trzecie” okno (południowe), a po zwiedzeniu zakamarków chóralnych ruszamy Ulicą Pawlikowskiego w stronę Wielkiej Izby, gdzie (jak głoszą plany) znajduje się przekop do Jaskini Raptawickiej. Udaje nam się orientacyjnie zlokalizować miejsce przekopu, jednak dojście do niego w tym momencie przekracza nasze możliwości. O ile jeszcze istnieje szansa na wspięcie się w kierunku otworu, tak niestety z dołu nie widzimy jak dalej biegnie korytarz, zaś plan nie określa jednoznacznie, jak bardzo ciasno, parszywie i nieprzyjemnie może wyglądać przeciskanie się do Raptawickiej. Dochodzimy z Piotrem jednogłośnie do dwóch wniosków:

  • wniosek 1: Piskorek by to przelazł,
  • wniosek 2: trasa jest do zrobienia – jak najbardziej, ale z góry (od strony Raptawickiej) z górną asekuracją lub z normalnego stanowiska.

Zadowoleni z faktu, że nasz zdrowy rozsądek nie pozwolił nam się narażać i zabić, czy zrobić innych przykrych rzeczy, wpadamy z odwiedzinami do Skośnej Komory i po kilkunastu minutach ruszamy Białą Ulicą. Po rozczarowaniu przejściem do Raptawickiej, mijamy otwór prowadzący do Obłazkowej bez większych emocji – widocznie dziś MROK nie jest nam pisany. Po 2.5 godz. wychodzimy z jaskini zadowoleni z życia i schodzimy w stronę Doliny, próbując nie połamać sobie nóg na zasypanym śniegiem zejściu.

Wnioski co do jaskini Mylnej: przyjemna, rekreacyjna dziura idealna na pierwsze wizyty pod ziemią. Co do MROKu – temat jak najbardziej do zrealizowania, ale jako osobna wyprawa ukierunkowana ściśle na trawers.

Wieczorem przyjeżdża reszta kursu: Rysiek z Łukaszem i Bogdanem. Ku naszemu zdziwieniu przywożą ze sobą bonus: pojawia się także Ksawery. Tradycyjne wieczorne pogawędki przeciągają się do nocy.

Dzień drugi (niedziela)

Tym razem naprawdę wcześnie zrywamy się z łóżek i przed godziną 7 wszyscy jesteśmy gotowi przy samochodach. Ruszamy w stronę Zakopanego, by zostawić samochody przy rondzie (na ul. Czecha pod Kuźnicami), skąd – jak na prawdziwych grotołazów przystało – podjeżdżamy busikiem pod dolną stację kolejki na Kasprowy Wierch. Pogoda sprzyja, podejście do jaskini idzie sprawnie i przyjemnie. W mniej niż godzinę jesteśmy pod otworem i przebieramy się w niedzielne, wyjściowe (czy też wejściowe) ciuszki.

W planach mamy dojście do Zapałek, oraz (jeśli będzie taka konieczność) pomoc przy wynoszeniu sprzętu ekipie nurkującym dziś w jaskini (z STJ KW Kraków).

Zanurzamy się w otchłani… Droga przebiega bardzo sprawnie i przyjemnie. Nie wiadomo jakim sposobem w ułamku sekundy docieramy do Sali Rycerskiej, gdzie rozdzielamy się na dwa zespoły: Łukasz, Bogdan i Piotr ruszają w stronę Jeziorka z Zapałkami, a Rysiek, Ksawery i ja decydujemy się na dojście do Syfonu Danka.

Idąc w kierunku Danka mamy pierwszą okazję do bliższego kontaktu z wodą – maleńki syfonik daje okazję do sprawdzenia jej temperatury, oraz wyrzucenia z siebie kilku nie do końca cenzuralnych słów na tematy ogólnie związane z chodzeniem po jaskiniach. Finalnie docieramy do celu, robimy pamiątkowe zdjęcia i wracamy do Sali Rycerskiej. Po drodze mijamy się z Piotrem, Bogdanem i Łukaszem, którzy po odwiedzeniu Zapałek poszli za nami.

Ruszamy do Jeziorka z Zapałkami i my. Od Sali Rycerskiej droga równie krótka, co przyjemna i malownicza. Docieramy z Ksawerym do celu, skąd po chwili wycofujemy się nie mając nic innego do roboty. Po drodze znów mijamy Bogdana i Łukasza radośnie galopujących z linami w stronę studni za Zapałkami, z wyraźnym zamiarem jej pokonania. Rysiek jasno i jednoznacznie opiniuje ich pomysł, co skutkuje powrotem nas wszystkich do Sali Rycerskiej.

Z pozostałych atrakcji Kasprowej Niżniej: Bogdan decyduje się na kąpiel z kaczuszką, Rysiek próbuje nas utopić w Partiach Gąbczastych lewarując wodę w momencie, gdy ma pod sobą kursantów poupychanych w każdym dostępnym porze jaskiniowym, a ja prezentuję w jaki sposób nie należy przechodzić nad jeziorkiem, pokaz swój zwieńczając epickim zwaleniem się do wody.

Z jaskini wychodzimy w komplecie, zdrowiu, z dobrym samopoczuciem. Kasprowa Niżnia była pierwszą morką jaskinią odwiedzaną w ramach kursu, a jednocześnie pierwszą w której był tak duży ruch – kilkukrotnie mijaliśmy się z ekipami związanym z akcją nurkową trwającą w jaskini.

Szkolenie z obsługi programu Therion

15 - 17 01 2016
Uczestnicy: Asia Przymus

Tajemniczo brzmiący program z nagłówka, jest niczym innym jak kolejnym programem umożliwiającym tworzenie planów i przekrojów jaskiń. Każdy kto chciał, aby Martin Slouka wprowadził go w tajniki władania tym narzędziem, musiał stawić się w miniony weekend w Szkole w Łutowcu oraz znać angielski, ponieważ w tym języku szkolenie się odbywało. Ja, aby tego dokonać, musiałam wyjechać już w piątek. Dzięki temu, że jestem niezmotoryzowana zaliczyłam dość przyjemny, wieczorny spacer do Łutowca, tam już czekał na mnie rozpalony kominek i ciepła herbata. Całą sobotę (od 10 rano, do późnych godzin nocnych - w zależności, kto kiedy się poddał, ja byłam pierwsza, koło 22) spędziliśmy z zapoznawaniem się z możliwościami programu. Program trudny (jako laik mogę jedynie to co robiłam określić jako ,,programowanie jaskini" a nie typowe ,,rysowanie"), ale za to dający różne ciekawe możliwości. Niedziela upłynęła nam podobnie, choć tego dnia, mając już pewne podstawy, odważyliśmy się bawić samodzielnie, a Martin naprowadzał nas na właściwe rozwiązania.

Wspinaczka drytoolowa w Częstochowie

17 01 2016
Uczestnicy: Łukasz Pawlas, Karol Jagoda

Odkrywamy nowo obity rejon drytoolowy w częstochowskim kamieniołomie. Krótkie drogi na dość kruchej skale. Sporo wspinaczy jak na tak niewielki rejon. Wkoło trochę śmieci. Miła odskocznia od pozostałych dyscyplin zimowych, szczególnie gdy warunki śniegowe jeszcze nie są optymalne.

Skitury w Korbielowie

17 01 2016
Uczestnicy: Ola Golicz, Przemek M.(os.tow.)

W przepięknych okolicznościach przyrody (słońce i spory mróz) robimy trasę od parkingu przy wyciągach na Halę Miziową i dalej na Rysiankę, by wrócić tą samą drogą. W górach sporo skiturowców. Zjazdy możliwe nartostradą na sam parking.

narty/skitury w Ustroniu

16 01 2016
Uczestnicy: Łukasz Pawlas

Jeździmy na Poniwcu - bardzo mało ludzi i prawie dobre warunki, a na koniec podchodzę na szczyt Czantorii i zjeżdżam do Ustronia. Cały dzień spory opad śniegu.

Skitury w Szczyrku

16 01 2016
Uczestnicy: Ola Golicz

Nareszcie prawdziwa Zima-15 minut szukam odśnieżonego miejsca parkingowego w centrum Szczyrku!. Po osiągnięciu sukcesu już od parkingu z nartami na nogach idę zielonym szlakiem do schroniska. Na miejscu tłumy narciarzy-otwarte są wyciągi. Zjazd dokąd się da nartostradą-jeszcze nie działa na sam dół-reszta poza trasą-łąkami jak to uczynili inni przede mną :). Zmuszona jestem ściągnąć narty tylko na jakieś 100-200 m.

Tatry Zach. - Jaskinia Miętusia

16-17 01 2016
Uczestnicy: Asia Jaworska, Ola Rymarczyk, Kasia Jasińska i Gosia Borowiecka (WKTJ)

opis niebawem ;)

Ponieważ „niebawem” nastąpi jednak trochę później, pozwolę sobie na uzewnętrzenienie w kilku punktach.

1. Transport: 3-osobowa kanapa Kasiowego wehikułu ustanowiła nową jakość plotkowania, Yyyy podróżowania. Niestety jedyne procenty nam towarzyszące znajdowały się w płynie do spryskiwaczy.

2. Determinacja: Dopóki herbata w termosie, dopóty szukać otworu będziem. Około 1,5 h krążenia po lesie w poszukiwaniu otworu zakończone sukcesem dzięki grupie Krakusów (krążących 0,5 h dłużej). Ominęły mnie myśli i rozmowa nt. ewentualnego odwrotu, zdominowana zostałam dyskusją z Prince Polo XXL (tylko jednego gryza, no dobra wyrównam do 1/2, eh, po co zostawiać taki kawałek).

3. Podział obowiązków: Jak w każdym dobrym związku, tyle że bez spięć. Chodzące oazy cierpliwości, doświadczone codziennością się nie spinają, a ich preferencje wzajemnie uzupełniają. Są więc baby poręczujące, transportujące, deporęczujące, wspinające, zdroworozsądkowo-czasupilnujące i inne przydatne –ące.

4. Cel: Szkoda, że Marwoj nie zobaczył tak zacnego towarzystwa. Z uwagi jednak na cykora i brak czasu wycofałyśmy się z ostatnich 3-4 metrów Korkociągu (za śliskie progi na krótkie nogi). Decyzja była słuszna, czego rezultatem były uśmiechy na dziubach po wyjściu, uściski na pożegnanie i senny powrót z oczekiwaniem na zaś! dzięki:)

Beskid Śl. - skitury na Czantorii

10 01 2016
Uczestnicy: Damian Szołtysik, Tomasz Jaworski, Michał Wyciślik, Teresa Szołtysik

W akcie desperacji pojechaliśmy na nocną skiturową przebieżkę na Czantorię. Śniegu brak lecz korzystamy z naśnieżonej sztucznie nartostrady. Krzesło już nie kursowało więc stok tylko dla nas. Robimy dwie rundy góra-dół. Oprócz nas widzieliśmy jeszcze trzech innych desperatów. W sumie fajna narciarska zaprawa.

Beskid Śl. - nartyskitury w Wiśle

09 01 2016
Uczestnicy: Łukasz Pawlas, Ala Kucharska i osoby towarzyszące

Wyjeżdżamy z Katowic po 16:00 do Wisły na oświetlone stoki, żeby "wyczuć" nowy sprzęt i trochę się rozruszać. Kończymy późnym wieczorem - w domu jesteśmy około północy. Jakby ktoś chciał pojeździć na nartach na wyciągu to warunki są bardzo dobre ale ludzi też całkiem sporo, warunków skiturowych BRAK!

Tatry - w oczekiwaniu na prawdziwą zimę

09 - 10 01 2016
Uczestnicy: Mateusz Golicz, Marek Wierzbowski (UKA)

W sobotę wychodzimy na popołudniową wycieczkę do Miętusiej Wyżniej. Zwiedzamy Suche Dno i oglądamy sobie Błotny Syfon. W jaskini spędzamy w sumie ok. 2 godziny. W niedzielę trochę jeżdżę z całą rodziną Wierzbowskich na wyciągach, a potem wspólnie z Markiem i Moniką Strojny (TKN Tatra Team) odbywamy wieczorną przebieżkę na Przysłup Miętusi.

Tatry Zach. - Jaskinia Zimna - kurs

09 01 2016
Uczestnicy: Tomek Jaworski, Ksawery Patryn, Łukasz Piskorek, Bogdan Posłuszny, Asia Przymus

W sobotni poranek wyruszamy zgodnie z założonym przez Tomka planem. Szybko dostajemy się pod otwór Zimnej. Przebieramy się, konsumujemy ostatni posiłek i wskakujemy do dziury. Na pierwszych metrach w jaskini witają nas uroki zimy, czyli wspaniałe sople lodowe, które staramy się omijać, nie uszkadzając ich, ale oczywiście zawsze bywają wypadki (ale to nie Ja). Idziemy szybko, bo wszyscy chcą dotrzeć do słynnego Ponoru sprawdzić stan wody. Okazuje się jednak, że wody brak (tu następuje małe rozczarowanie), ale za to błota tu nie brakuje. Idąc dalej docieramy do pierwszej wspinaczki. Wypadło na mnie. Podnoszę prawą nogę i od razu łapie mnie bolesny skurcz. Ale nie ma co się szczypać, wyruszam w końcu zaporęczować Błotny Próg. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie było tam wspaniałego błota. Idąc dalej na Próg Wantowy, gdzie błoto nas nie opuszcza, znów zaczynam wspinać się. Tu błoto znów nie ułatwia mi sprawy. Przesuwając się małymi kroczkami do góry, wspierająca mnie grupa na dole określi mój styl wspinaczki jako tańczącej dżdżownicy. Pełzając nowym stylem udało się zdobyć Próg Wantowy. Ksawery z Asią deporęczują liny za nami. Docieramy do Czarnego Komina. Tu następuje zmiana prowadzącego. Łukasz rozpoczyna wspinaczkę, próbując naśladować mój styl tańczącej dżdżownicy, ale zapomniał, że Mistrz może być tylko jeden. Bez problemu pokonał ¾ komina, ale ktoś za wysoko podwiesił + , więc wyruszyłem z pomocą, żeby Łukasz mógł zaprzeć nogę o mnie. Dalej w kominie poleciało już bez niespodzianek. Beczkę też Łukasz rozpoczął poręczować. Tomek uświadamia nas, że woda jest tu ciepła, ale staramy się nie skorzystać z niej. Docierając do Chatki, robimy sobie chwilę przerwy, dalej we Widłach Tomek robi krótki wykład na temat możliwości wyboru dalszych tras. Wyruszamy zgodnie z planem do Sali Złomisk, znów następuje zmiana prowadzącego, tym razem Ksawery poręczuje drogę do Zamulonych Studni. Cel wyprawy osiągnięty, pamiątkowe zdjęcie i szykowanie się do drogi powrotnej. Asia i Ksawery idą przodem szykując liny do zjazdu na złodzieja, Łukasz jak zawsze w zamyka peleton i deporęczuje liny. Wszystko idzie jak po maśle do momentu dotarcia do Czarnego Komina. Tutaj złośliwy latający motyl kilkukrotnie skręcał nam liny, zmuszając Łukasza i mnie do powtórnego przejścia Szklanego Prożka. Motyl został zlikwidowany i dalej trasa powrotna poszła bez problemów , poza tym, że mnie łapały skurcze już w kilku miejscach. Odważę się powiedzieć w imieniu całej grupy (nie konsultując to z nimi), że wyjazd uznajemy za bardzo udany.

Zdjęcia: https://picasaweb.google.com/111038618410852186398/10012016JZimna?authkey=Gv1sRgCM_0wLeBuenhbA

Tatry Wys. - wspinanie

01-02 01 2016
Uczestnicy: Damian Żmuda, Kasia (os. tow.),Karol Jagoda

Wyjeżdżamy wieczorem w Nowym Roku. Śpimy w Zakopcu w aucie, pomimo -14 stopni nocleg wszyscy uznali za komfortowy:). Zdecydowanie największym problemem było wyjście ze śpiwora o 4.00 rano - reszta dnia była przy tym igraszką. Po mozolnym podejściu do Morskiego Oka, zatrzymujemy się w schronisku, które o dziwo okazuje się prawie puste o tej porze. Wybieramy krótką i łatwą drogę na Buli pod Bańdziochem: Żleb+droga Blondyna (III). Warunki w Tatrach dziwne, mróz jak na Syberii, a śniegu brak, gdyby było trochę cieplej całą drogę można by zrobić bez raków i dziabek. Kasia w czasie naszej wspinaczki wybrała się na spacer po mocno zalodzonym szlaku do doliny Pięciu Stawów. W powrotnej drodze mijamy chyba całą Warszawkę(co tu robić jak wyciągi nie działają???). O spotkanych turystach można by osobną książkę napisać...Do domów wracamy przez Zawoję, gdyż już w sobotę rozpoczął się wielki powrót po sylwestrowym weekendzie.

Jura - Jaskinia Rozpadlina

01 01 2016
Uczestnicy: Teresa, Paweł, Damian Szołtysik, Łukasz Piskorek

Nowy Rok w jaskini. Jak na grotołazów przystało. Zgodnie z wigilijnym planem penetrujemy jaskinię Rozpadlina na Cisowniku. Otwór duży. Po zjechaniu kilku metrów koniec. Jednak stara, lekko zmurszała drabina wyprowadza nas na pięterko gdzie zaczyna się prawdziwa jaskinia. Można stwierdzić, że przerosła nasze oczekiwania. Meander rozbudowany na szczelinie sprowadza nas dość głęboko (ok. 25 - 30 m względem otworu w dół). Nie jest tu zbyt przestrzennie lecz też nie ma punktowych zacisków choć ciasne miejsca są w bocznych ciągach. Przedzieramy się do wszystkich dostępnych naszym gabarytom zakamarków. Dolne partie obfitują w miejsca z naciekami i mlekiem wapiennym. Wstępne partie zamieszkują sobie sympatyczne pająki. Niżej hibernuje jeden nietoperz. Jaskinia warta odwiedzenia. Na dworze temperatura ok. -7 st. więc przed akcją rozpaliliśmy ognisko by w luksusie się przebrać a później się ogrzać po dziurze. Jednym słowem mroźny ale piękny słoneczny dzień spędzony w uroczym zakątku naszej kochanej Jury.

Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2016/Rozpadlina

https://picasaweb.google.com/111038618410852186398/01012016Rozpadlina?authkey=Gv1sRgCJ3t7tOOx_jHTw

zaloguj się