Wyjazdy 2011
Wjazd do jaskini Trzy Kopce
W sobotę o 16 spotykamy się przy Plazie i wyruszamy "panterką" Buliego w stronę Szczyrku. Przed dotarciem na miejsce, zatrzymujemy się jeszcze na pyszną (ponoć) szarlotkę na ciepło i herbatę w Bagateli, by ostatecznie do Chaty Wuja Toma dojść ok. 19. Tu raczymy się zimnym piwkiem (oczywiście bezalkoholowym) i idziemy spać, aby na drugi dzień być wypoczętym na akcję w jaskini. Pobudka, z uwagi na fakt iż jaskinia jest o "rzut beretem" nie była skoro świt, związku z tym ze schroniska wychodzimy dopiero ok. 9. Dnia poprzedniego spadło 20cm świeżego śniegu, także w stronę Klimczoka przecieraliśmy szlak brodząc po kostki w białym puchu. Pod wejście do jaskini dotarliśmy po 30 min, gdzie nastąpiła krótka przebierka i byliśmy gotowi do wejścia. Dla niektórych z nas była to pierwsza poważna (poważna jak na nasze umiejętności) jaskinia w życiu, także na pewno adrenalina pojawiła się w naszej krwi. Zejście do jaskini (4 metrową studnię) pokonaliśmy bez problemów, a dzięki przewodnikowi w roli Buliego bez kłopotów pokonywaliśmy kolejne sale, by ostatecznie dotrzeć do sali Smoczej, gdzie znaleźliśmy kartkę z informacją iż księga wpisów znajduje się na stronie Speleoklubu Bielsko-Biała. W drodze powrotnej Buli zrobił nam test i kazał nam prowadzić do wyjścia, niestety wstyd się przyznać ale nie mogliśmy znaleźć poprawnej drogi już przy pierwszym rozwidleniu. Jednak z małą pomocą naszego przewodnika, ostatecznie trafiliśmy do wyjścia, zwiedzając po drodze jeszcze Komnatę Chrystusa i Salę Ewy. Akcja nie trwała długo, bo troszkę ponad 2h, także pod Plazą byliśmy już przed 16, skąd rozjechaliśmy się do domów.
Beskid Śląski - nocny wypad pieszo z Ustronia do Bielska
Do celu udajemy się pociągiem z Katowic i jesteśmy o 20.40 na stacji Ustroń Polana. Wysiadając widzimy, że śniegu na peronie jest ponad kostki, to już nam zwiastuje co nas będzie czekać w nocy. Na początku udajemy się w stronę Równicy, dochodząc w okolicę schroniska spotyka nas pierwsza niespodzianka – mgła. Po drodze mijamy biesiadników z knajpek przy schronisku, którzy oczywiście ewakuowali się do domów samochodami. Z Równicy kierujemy się zielonym szlakiem do Brennej, momentami ściegu jest około 30 cm. Oczywiście mgła też nie dawała za wygraną, czasem się nasilała i próbowała dać nam w kość. Na szczęście mieliśmy gpsa, co usprawniło poruszanie się w tych warunkach. W Brennej jesteśmy około północy, później dalej kierujemy nasze kroki zielonym szlakiem na Błatnią, a stamtąd na Szyndzielnię. W tym czasie zaczął przez chmury przebijać się księżyc, który był tej nocy w pełni (oprócz saren i zająca żadnego wilkołaka nie spotkaliśmy), pozwoliło nam to w każdym razie trochę dojrzeć sąsiadujące góry. W drodze na Szyndzielnię mogliśmy też przyjrzeć się rozświetlonemu Bielsku. Po zejściu z góry ok. 5.15 okazuje się, że za 5 minut mamy autobus na dworzec pkp, więc szybko pakujemy niepotrzebne rzeczy i po przyjeździe busa kończymy naszą nocną wędrówkę.
SŁOWACJA-CHOPOK - Skitury i spacery po okolicy
Pomimo niesprzyjającym warunkom pogodowym za oknem wybraliśmy się na - jak się okazało - bardzo przyjemną wycieczkę. Na rozgrzewkę zrobiliśmy krótką turę na nartach- spod dolnych wyciągów na Chopok na wysokość około 1600m. Początek trasy robimy lewą odnogą nartostrady (sztucznie naśnieżona), a następnie idziemy poza trasą wzdłuż nieczynnego wyciągu narciarskiego już na naturalnym śniegu, którego wraz z wysokością systematycznie przybywa. Odnajdujemy tam świetny teren do zjazdu. Niestety wraz z wysokością robi się coraz bardziej mglisto, a do tego wynik testu lawinowego, którego dokonuje Mateusz jednoznacznie wskazuje, iż trzeba wracać (przy drugim wykonaniu płyta śniegu wyjeżdża już po wbiciu łopaty…). Kolejną atrakcją jest więc eksploracja skądinąd znanego nam już nieco sporego terenu wspinaczkowego (Machnato) w tej samej dolinie. A potem to już tylko spokojny powrót do domów, przerywany zakupami słowackich „towarów eksportowych” :)
TATRY ZACHODNIE - Dolina Jarząbcza - skitury
Debiut Michała na nartach. Postanowiliśmy od razu uczyć go na skiturach, żeby nie wchodziły mu w krew złe nawyki. W Chochołowskiej próbujemy trochę iść na nartach, ale sens miało to średni - totalnie zamoczyliśmy foki od spodu. Pierwotny plan - Kończysty - szybko musiał ulec modyfikacji, gdy gołym okiem ujrzeliśmy, że na stokach tego szczytu nie możemy liczyć nawet na niewielkie płaty śniegu. Ostatecznie poszliśmy za śladami wzdłuż potoku, prowadzącymi do Doliny Jarząbczej. Stoki Łopaty i Czerwonego Wierchu okazały się bardzo ciekawym terenem narciarskim, na którym śnieg dosyć dobrze się trzyma. Na wysokości ok. 1 700 m, nie docierając do żadnego specyficznego punktu, zdecydowaliśmy się na odwrót z uwagi na bardzo silny wiatr. Nasz kursant zmęczył się jak... kursant, ale dzielnie przyjął na zjeździe wiedzę z zakresu wpinania i wypinania nart, trawersowania zbocz i zsuwania się. Kiedy zaczęły się drzewa, natychmiast zapięliśmy mu kask, bo polegaliśmy na nim jeśli chodzi o transport do domu. Niestety ze względu na późną porę i zmęczenie materiału, zakręcanie będziemy musieli poćwiczyć na następnym wyjeździe. Doliną Chochołowską dało się zjechać do Polany Huciska, ale to może być już nieaktualne.
TATRY WYSOKIE - Niżnie Rysy
Przebieżka skitourowa na Niżnie Rysy (2430). Do Morskiego Oka idziemy z buta - wprawdzie dało się na nartach, ale uznaliśmy, że nie mamy na to czasu (piechotą zajęło nam to 1.5h). Morskie Oko, Czarny Próg i Czarny Staw pod Rysami tj. ok. 200 metrów przewyższenia przechodzimy na fokach; kolejne 800 m pionu to już tylko raki. Pod Bulą pod Rysami wykonujemy wykop, który potwierdza, że sytuacja śniegowa jest nieciekawa - górna warstwa śniegu jest zupełnie niezwiązana z podłożem. Na szczęście grubość tej pokrywy wynosiła na ogół kilka cm. Jesteśmy jedynymi skiturowcami w okolicy (czyżby wszyscy na zawodach?), poza nami widzimy tylko piechurów drapiących się na Rysy i wspinaczy działających na Kazalnicy. Wierzchołek osiągamy przed 16:00 - najtrudniejsze było ostatnie 200 m, nie da się ukryć że trochę zmęczyło nas te 1446 metrów podejścia. Zjazd jest pierwszorzędny, stromy (początkowo 42 stopnie) ale na ogół szeroki. Pod wierzchnią warstwą, która natychmiast się osuwała, śnieg był dosyć twardy, lecz nie zlodzony. Przed przemierzeniem Morskiego Oka musieliśmy przystanąć na dłużej na płotku, bo nogi zaczynały już odmawiać nam posłuszeństwa. Na szczęście sporą część stawu udało się pokonać bezwysiłkowo dzięki silnemu wiatrowi. W schronisku dłuższy postój; zjazd do Palenicy odbywamy już po zmroku. Piechotą idziemy ostatnie 20 minut, nie chcąc katować szlachetnych nart, które mieliśmy na tym wyjeździe na nogach (mieliśmy dokładnie ten sam model). Za ten dzień przyszło mi zapłacić okrutnymi odciskami na nogach od moich nowych butów - superlekkich i superniewygodnych (tanio sprzedam!).
BABIA GÓRA - na wschód słońca
Spontaniczny pomysł zainspirowany wiosennym już prawie słońcem wpadającym przez okno. -Jutro w góry! Babia. Dzwonię do Pacyfy, bo wiem, że ma wolne. Zastanawia się nie dłużej niż sekundę – Jadę! Ale może pojedźmy na wschód słońca. Czyli wyjazd już dziś. Do 22:00 wspinam się jeszcze na ściance w Bytomiu a o 23:30 wyjazd. Perfekcyjnie. Drogi puste. Podejście do Markowych Szczawin w 1h mimo oblodzonego szlaku, czyli z kondycją nie jest tak źle. Ja wprawdzie jak zwykle idę na dopingu, czyli z słuchawkami i odpowiednią muzyką na uszach. Pacyfka bez wspomagaczy twardo dorównuje mi kroku. Na perci akademików śniegu niewiele, ale przewiany i twardy. Spod nóg wydobywają się odgłosy mrożące krew w żyłach – głuche dudnienie, skrzypienie i trzaski łamiących się śnieżnych płyt. Na szczęście śniegu jest zbyt mało na jakiekolwiek zagrożenie lawinowe, ale zdecydowanie nie chciałbym usłyszeć tego gdzieś, gdzie wyjeżdżająca śnieżna deska mogłaby zabrać mnie ze sobą w daleką podróż. Na szczycie nagroda w postaci legendarnego wschódu słońca na "babci". Pięknie. Widok na Tatry dosłownie miażdżący. Robimy zdjęcia, chłoniemy słońce i schodzimy, bo jednak mróz. Powrót przez Bronę do samochodu i walcząc z narastającą sennością do domu, pod pierzynę.
Komunikat skiturowy: Podejście i zjazd z Babiej do Markowych przez Bronę możliwy, śniegu wystarczająco, ale jest bardzo twardy. Poniżej Markowych już raczej narty na plecach.
Jaskinia tatrzańska
Udana akcja w jednej z jaskiń tatrzańskich.
BESKID ŻYWIECKI - skitourowy biwaczek na Pilsku
W sobotę o 19:30 startujemy z parkingu pod ośrodkiem narciarskim. Z braku innych opcji, podchodzimy trasami, omijając najpierw narciarzy (nocne jeżdżenie) a potem ratraki. Mieliśmy spać w okolicach Hali Miziowej, ale dobrze się szło i zatrzymaliśmy się w sumie na Pilsku o 21:40. W nocy silny wiatr, temperatura w namiocie -7.5 st. Rano, wobec niekorzystnych warunków narciarskich zjeżdżamy po prostu na dół i wracamy do domu.
SUŁTANAT OMANU - Wspinaczki, jaskinie, off-road
Szersza relacja w sekcji Wyprawy.
Beskid Żywiecki - Ski tur Pilsko - Mechy - Rezerwat Pilsko - Las Suchowarski
Z szczytu Pilska rzadkim lasem zjeżdżamy na szczyt Mechy. Sam szczyt jest płaski otoczony niskimi świerkami. Pogoda idealna,bez chmur. Wyraźnie widać Tatry i Babią Górę. Śnieg momentami lepi się do nart, nawet nie trzeba zakładać fok. Od Pilska żadnych turowców. Cisze jednak przerywają jeżdżące i smrodzące skutery śnieżne które jeżdżą jak szalone obok nas. Trawersujemy Pilsko od wschodu. Dają nam popalić kosówki, które zapadają się pod nami. Wjeżdżamy między drzewa Rezerwatu Pilska, a następie Lasu Suchowarskiego. Teren zupełnie dziki. Adam wjeżdża w drzewo a Maciek znika pod kosówką , ale zjazd jest rewelacyjny. Jedziemy tak długo dopóki był śnieg. Gdy go brakło narty na plecy i za pół godziny jesteśmy na parkingu. Tam czekają już na nas Sonia i Gabi, które piechotą były na Hali Miziowej.
TATRY - Skitury w okolicach Kasprowego
W pięknych okolicznościach przyrody ( w Tatrach ciepło i słonecznie) robimy w dosyć "emeryckiej" wersji trasę Kuźnice-Schronisko na Kondratowej-Kasprowy-Kuźnice. Główny szlak naszego przejścia to różne odgałęzienia nartostrady Goryczkowej.
TATRY - jaskinia Zimna
Dokonano przejścia jaskini Zimnej od dolnego do górnego otworu. Wspinaczka nie sprawiała większych trudności, każda z nas znalazła "coś dla siebie". Czas akcji 8 godzin. Trochę czasu zeszło nam na szukanie prawidłowej drogi w partiach przy górnym otworze. Szerszy opis z zabarwieniem emocjonalnym wkrótce:)
BESKID ŻYWIECKI - spacerowo na Krawców Wierch
Spokojny spacerek do Bacówki na Krawców Wierch, pogoda zdecydowanie wiosenna. Bacówka bardzo przyjemna i w dobrej lokalizacji gdyby chcieć robić przejście np. narciarskie od Zwardonia do Babiej (może w przyszłym sezonie ;)). W niedzielę szybki spacer granią na Grubą Buczynę, skąd rozpościera się piękny widok na Tatry i Pilsko. Wracając zatrzymujemy się jeszcze w Rajczy na boulderze :). Warunki na tury nieciekawe, granią niby się da, ale tylko szlakiem i to nie wszędzie.
Beskid Żywiecki - Ski tur Pilsko - Rysianka - Sopotnia.
Na Pilsko wjeżdżamy wyciągami. Na szczycie jesteśmy o 12:00.Zjeżdżamy przez Munczolik-Trzy Kopce na Rysianke. Warunki śniegowe rewelacyjne, pogoda mglista. Na Rysiance jesteśmy o 16:00. Wchodzimy na herbatę do schroniska. Zjazd do Sopotni zaczynamy gdy robi się ciemnawo. Nie umiemy trafić na szlak dlatego mamy wspaniały zjazd poza szlakiem. Na dole jesteśmy gdy jest już całkiem ciemno. Po godzinie przyjeżdżają po nas znajomi, którzy jezdzili na wyciągach. Adamowi tak spodobał sie wyjazd że pojechał w następną niedziele.
TATRY - Skitury w okolicach Kasprowego
O 6:40 autobusem dojeżdżamy z Zabrza na BP-Wirek, gdzie podjeżdża po Nas Ola. Szybkie śniadanko na stacji i wyruszamy o 7 ze sporym hakiem. Na szczęście przespałem większość drogi i nie musiałem się stresować z powodu dość ciężkiej nogi Oli, bo już przed 10:00 jesteśmy w Kuźnicach pod kolejką na Kasprowy. Dzielimy się na 2 grupy: pierwsza-Mateusz i Ola foczą nartostradą; druga - Pawlasy dają z buta przez Boczań. Spotykamy się w Murowańcu w samo południe. W chwili gdy wiatr rozwiewa chmurzyska na kilka sekund dostrzegamy, że początkowe plany muszą ulec zmianie bo na Żółtej Turni ani grama śniegu. Szybko podejmujemy decyzje o objęciu kierunku na Kasprowy i zjedzie z Liliowego lub Beskidu. Po paru minutach Tomek orientuje się, że coś mu lekko na plecach i w takim bądź razie chyba zgubił po drodze raki. Nie pozostaje mu nic innego jak resztę dnia spędzić na przebieżkach po Tatrach w poszukiwaniu zagubionego sprzętu. Bardziej rozważna i mniej roztrzepana część wycieczki zmierza ku Beskidowi skąd zjeżdża do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego. Wjeżdżamy na górę i spotykamy Tomka i jego zgubę. Krótką przerwę przeznaczamy na narzekanie na panujące warunki narciarskie i zjeżdżamy przez Goryczkową do samego ronda. Tuż pod szczytem Kasprowego postanawiam jeszcze trochę poszaleć i oram głową przez poletko rozrzuconych skałek – ot taka sobie rozrywka. Zjeżdżamy pod auto jeszcze przed zmrokiem i powrót na Śląsk. Generalnie choć śniegu sporo to warunki fatalne (mgła, szreń, lód). Ewidentnie daje się zauważyć wzrost zainteresowania skiturami, gdyż połowa spotkanych narciarzy (w pobliżu Kasprowego) była wyposażona w sprzęt turowy.
P.S. Zaczynając ten opis chciałem napisać coś co pretendowałoby do nagrody na najlepszy opis roku, ale chyba poczekam z weną na jakiś bardziej treściwy wyjazd.
P.S. 2. Wiem, że uzgodniliśmy, że to Tomek zrobi opis, ale jaki jest sens czytania relacji z wyjazdu po kilku miesiącach:)
TATRY - Dolina Gąsienicowa
Po dwóch falstartach, ruszamy z Katowic o 08:35. Z uwagi na późną porę, postanawiamy tym razem wykorzystać ogólnonarodowe dobro, kolejkę linową na Kasprowy Wierch. Kosztowało nas to trochę nerwów w ogonku i 64 zł, ale dzięki tej decyzji, w samo południe stajemy na szczycie Kasprowego. Przebijamy się przez tłumy na Beskid i dalej, na Liliowe. Foki nie były konieczne, gdyż ten szlak jest wydeptany jak Krupówki. Z Liliowego zjeżdżamy trzymając kierunek na stawy. Przez pierwsze 150 metrów śnieg typu beton. Ola nabiła sobie kilka siniaków, a ja efektownie wylądowałem głową w dół wprost na podchodzącym do góry skitourowcu ("trudne mamy dziś warunki, prawda?"). Potem znacznie się poprawiło i zrobiliśmy ładnych parę zakrętów w pysznej, ok. 20-centymetrowej warstwie świeżego puchu. Po dotarciu niemalże pod dolną stację wyciągu, zakładamy foki i ruszamy w kierunku przełęczy Karb. Po zachodniej stronie śnieg dosyć przyjemny, ale jak będzie na stronę Czarnego Stawu? Otóż całkiem nieźle - udało się nam odbyć ten klasyczny zjazd w rzadko chyba o tej porze roku spotykanych warunkach śniegowych. Zwłaszcza w jego górnej części jechaliśmy po miękkim i wiele wybaczającym śniegu. Ze Stawu zjechaliśmy następnie do Murowańca, gdzie po szybkiej decyzji ubraliśmy na powrót foki i weszliśmy z powrotem na Kasprowy, załapując się na zachód słońca. Cała pętla zajęła nam dokładnie cztery godziny. Z Kasprowego zjechaliśmy trasą w dol. Goryczkowej, w sporej części znowu po puchu. Po raz pierwszy w tym sezonie udało się nam wrócić do auta przed zmrokiem.
Przez cały dzień mieliśmy bardzo dobrą pogodę i widoczność; było wprawdzie zimno, ale słonecznie. Warunki narciarskie szczerze nas zaskoczyły, z perspektywy Katowic nie spodziewaliśmy się, że może być tak dobrze. Nartostrada w Goryczkowej jest przejezdna aż do Kuźnic, a nawet dalej. Co również było miłe, mimo ferii, bez problemu znalazł się dla nas stolik w restauracji.
Jura - Omszała Studnia
W ramach zwiedzania jaskiń jurajskich w Cisowej Skale zjeżdżam do Omszałej Studni (-10), w dziurze wysokie ale ciasne korytarze. Następnie przechodzimy ciekawym szlakiem wokół rezerwatu Pazurek. Bardzo ciekawe okazały się Zubowe skały. Teren lekko przyprószony śniegiem.
TATRY - Miętusia Wyżnia
W sobotę rano dojeżdżam do Krakowa, gdzie czekają już na mnie Kaja z Damianem. Po krakowskiej imprezie dnia poprzedniego szybko zamieniamy się z Damianem za kierownicą. Do bazy docieramy nawet szybko choć drogi poza zakopianką białe. Na bazie witamy się z krakusami i szybki przepak . Gdy ruszamy w góry chmury po prostu się rozmywają i pod sam otwór towarzyszy nam cudowna pogoda. Po męczącym pokonaniu stromego żlebu docieramy pod otwór. Dojście do Błotnego Syfonu schodzi błyskawicznie. Tutaj trochę latania z worem pełnym wody (3-osobowy zespół) ale jakoś poszło. Syfon Paszczaka też puszcza chociaż woda dostaje się w różne zakamarki kombinezonów. Syfon Salome to generalnie mała kałuża więc szybko docieramy na dno i wracamy. W drugą stronę lewarowanie idzie nam znacznie już łatwiej. Ale jeszcze przed syfonami dostaje powoli trzęsawek. Na powierzchni wita nas rozgwieżdżone niebo i temperatura grubo poniżej -10. W kombinezonach zjeżdżamy żlebem i przebieramy się w suche ciuchy. Do bazy docieramy ok. 23 i zastajemy krakusów w trakcie imprezy. Niestety nie dotrzymujemy do końca i idziemy spać. Powrót następnego dnia. Choć nie byliśmy wysoko w górach, warunki narciarskie oceniam jako dobre.
Łukasz ubiegł mnie z opisem, więc dopiszę tylko kilka zdań od siebie. Kolejna z akcji "dla koneserów" - niekoniecznie przyjemna, ale jak kiedyś inteligentnie skonstatował Mateusz Golicz - bez odrobiny upodlenia ten sport traci sens :) Za to powrót... dawno nie byłem w górach w tak piękną noc, aż nie chciało się iść na bazę.
ps. Relację z akcji "mufinki" zgłaszam do konkursu na "Opis roku 2011". Genialna.
Damian
TATRY - Jaskinia Zimna
Nowy Prezes klubu zaszczycił swoja obecnością naszą skromną, szybką akcje do Zimnej. W ciągu równo czterech godzin przeszliśmy od dolnego do górnego otworu. Przy kracie było sporo plecaków, także nic dziwnego że przy Ponorze spotkaliśmy Staszka Wasyluka z KKTJ-u z małą ekipą kursową (dzięki za puszczenie nas!). Potem jeszcze nawiązaliśmy łączność głosową z ekipą wracającą zza syfonu KKTJ-u. Każdy z nas coś tam sobie powspinał. Większość oszukiwała, jedynie Karol świecił przykładem i tylko raz chwycił się Bat'inoxa na Czarnym Kominie. Może warto też odnotować, że najważniejszą kością tego wyjazdu była kość ogonowa - najpierw Michał zjechał od kraty po lodzie, potem wszyscy przewracaliśmy się na śniegu i walczyliśmy o życie na zejściu z górnego otworu. Ogólnie, nie zmęczyliśmy się zbyt bardzo, ale przynajmniej ruszyliśmy się z miasta. Nawet Tomek J. żałował, że z nami nie pojechał. Wyszliśmy na tyle wcześnie, że przez chwilę nawet na poważnie planowaliśmy pójść do kina na Sanctum. Znaleźliśmy jednak niepomyślne recenzje w Internecie, więc podarowaliśmy sobie.
Pogoda w Tatrach zniechęcająca. Roztopy, momentami mżawka, halny, mgły. W Zachodnich żadnych szans na wycieczki narciarskie.
Muffinki bananowe
Banany miksujemy z cukrem i jajkami. Potem dodajemy mąkę, proszek, sodę i olej. Gotową masę przelewamy do papierków muffinkowych i pieczemy w formie do muffinek. Pieczemy ok. 20 minut w temperaturze 200 stopni.
TATRY - Jaskinia Zimna od dolnego do górnego otworu oraz Korytarz Rubinowy
W ramach niedzielnego spaceru w identycznym składzie powtórka akcji sprzed roku z wariantem do Rubinowego. Ekipa Nockowa (Mateusz, Ola, Michał i Prezes) przebiegają jaskinię jakieś dwie godzinki przed nami. My natomiast spotykamy w dziurze kurs KKTJ prowadzony przez Staszka Wasyluka – męża Kai. Fajnie tak spotkać małżonka w jaskini:) chwilę im towarzyszymy, po czym puszczają nas przodem przed Beczką (dzięki!). Odwrotnie niż w tamtym roku, każdy robi to czego nie lubi – czyli Kaja wspina, a ja targam wora. Przyznam, że wycieczka była jednak trochę dłuższa i bardziej męcząca niż zakładaliśmy na "dzień restowy". Ale co tam, odpocznę w pracy :) Integrujemy się na bazie jeszcze długo w noc, a rano pobudka o 6:00, bo koleżanka musi się stawić na rano do pracy w Krakowie.
TATRY - Jaskinia Miętusia, Ciasne Kominy
Dziura. Nareszcie znowu dziura. Już prawie zapomniałem jak to wciąga. Na szczęście rzucenie tego nałogu skutecznie utrudniają współuzależnieni. Zaczepny mail od Kajaka i znowu wiem, że Kundera miał rację – „Prawdziwe życie jest gdzie indziej”. Widok osobniczki we wnętrzu jaskiniowym, z worem i rogalem na twarzy działa jak pierwszy kieliszek na alkoholika:)
Kolejny raz udowadniamy, że idea integracji międzyklubowej ma przyszłość – czteroosobowa ekipa, trzy kluby. Statystyczną większość stanowią członkowie Nocka. Duma.
Zgodnie z opowieściami miało być erotycznie – czyli mokro i ciasno. Aż tak ciasno ani mokro wcale nie było – było miło. Akcja poszła sprawnie i bez przygód. Syfon na dnie urokliwy – głęboka, przejrzysta woda, pomościk zbudowany do magazynowania butli nurkowych – jak nad morzem. Powrót w coraz lepszych nastrojach, Wojtek rozkręca się towarzysko, wszyscy chyba czujemy, że jest dobrze, tu i teraz. Z Kir Michał i Wojtek wracają do domów (Michał ma cokolwiek bliżej), a ja z Kają dołączamy na bazie do krakusów (obóz zimowy KKTJ) i przy piwku wymyślamy akcję na jutro. Nałóg działa.
SUDETY - skitour na Śnieżkę
Mimo pobudki o 5:30am, startujemy z miasteczka Pec pod Sněžkou dopiero o 11:20. W Karkonoszach panuje zima na całego, ośrodki narciarskie pracują pełną parą. Atmosferę kurortu podtrzymuje charakterystyczna woń... spalin, która towarzyszy nam właściwie przez cały dzień, nawet na grani. Co chwilę mijają nas skutery śnieżne, najwyraźniej nieodłączny element krajobrazu tutejszego Parku Narodowego. Na pocieszenie mamy przepiękne widoki i świeży, nietknięty nartą skitourową śnieg. Popularne są za to biegówki. Nad Výrovką robi się gęsto od biegaczy i przekonujemy się jak niebezpieczny jest to sport. Biegacze na jak najbardziej cienkich nartach zjeżdżają granią i co chwilę któryś spektakularnie wywraca się, wzbijając w powietrze masę śniegu i czasem uszkadzając swój sprzęt. Przy któreś z kolei kraksie tego samego zawodnika odnotowuję w myślach, że naród czeski w pogardzie ma śmierć i jeśli poddaje się bez jednego wystrzału, to z czystego wyrachowania, w żadnym razie z tchórzostwa.
Po wyjściu na grań tj. na wys. ok. 1400, kierujemy się w stronę najwyższego szczytu Sudetów - Śnieżki (1602). Czterdziestominutowy spacer prawie płaską równiną uświadamia nam, jak bardzo te góry różnią się od innych pasm, tak bliskich naszym sercom. Z wyglądu drzew wnioskujemy, że trafiliśmy na wyjątkowo dobrą pogodę (bez wiatru). Wreszcie docieramy do granicy polskiej i Śląskiego Domu - schroniska położonego bezpośrednio pod kopułą Śnieżki. Widzimy już stąd, że zjazd będzie problematyczny - wiatr odsłonił kamienie. W tłumach podchodzimy ostatnie 200 m przewyższenia i kiedy dzień chyli się już ku końcowi, rozpoczynamy zjazd na południe (wzdłuż kolejki linowej). Początkowo dewastujemy trochę sprzęt, ale potem mamy 10 minut zjazdu w świeżym puchu, dla których warto było tu przyjechać. Dalej szlakiem przez las aż do górnych stacji ośrodka narciarskiego w Velkej Úpie. Już zamknięte, cała trasa dla nas, choć śnieg już twardy i nie jedzie się przyjemnie. Dzień kończymy obiadem bazującym na specjałach kuchni regionalnej. W domu jesteśmy po 22:00.
Beskid Żywiecki - PPA w narciarstwie wysokogórskim na Pilsku
Ostateczną decyzję o starcie podjąłem przed północą, 4.15 pobudka, przejazd do Korbielowa, wyjazd ratrakiem z grupą pozostałym maruderów do schroniska na hali Miziowej. Zawody odbywały się w parach. Przydzielono mi Szymona (startował pierwszy raz w zawodach). Trasa składała się z trzech częściowo różnych pętli. Od schroniska na Kopiec, potem zjazd przez las i długą rynną do czerwonej nartostrady, dalej do góry bardzo stromy odcinek w rakach po poręczówkach i lasem na Pilsko z dwoma stromymi podejściami w zakosach. Zjazd wzdłuż granicy (tu wyglebiłem niefortunnie przebijając w plecaku worek z drogocennym napojem) Druga pętla podobna ale bez raków. Szymon miał ciągłe problemy z sprzętem no i chyba braki kondycyjne. Zajęliśmy więc jedno z ostatnich miejsc ale przy tak wspaniałej pogodzie potraktowałem to raczej jako wycieczkę skiturową w cudownej scenerii beskidzkich i tatrzańskich szczytów (widoczność była idealna). Po za tym był to mój pierwszy start w tym sezonie. Po obiedzie w schronisku zjeżdżam do auta. Dzień kończę na zabawie studnówkowej.
Beskid Śl. - skiturowanie na Świniorce
Wyjazd treningowy do doliny Leśnicy w Brennej. W Beskidach wciąż mało śniegu na skitury. W okolicach wyciągów lepiej. Przeszliśmy 2 pętle trasy na zawody PPA w celu zapoznania się z terenem. Czas jednej pętli - 25 min. Póki co nie warto chyba niszczyć nart na kamieniach w lesie.
Mała Fatra - biwak
W brzydkiej pogodzie (mgła, wiatry) piechotą podążamy z Terchovej śladami Juraja Janosika. Potem mieliśmy pójść na Velký Kriváň, aby spać tam gdzieś w terenie, ale przenikliwe zimno w połączeniu z brakiem sprzętu do gotowania wybiło nam ten pomysł z głowy. Ostatecznie przespaliśmy się w pozostałościach po nieczynnym wyciągu na Gruniu. Następnego dnia schodzimy do Stefanowej, aby pozostawić tam zamarznięte butelki z wodą. Stamtąd dreptamy na Veľký Rozsutec, co miało sens właściwie jedynie kondycyjny. Na koniec wyjazdu zrobiliśmy zimowe przejście Hornych Dier (bez raków!) i po powrocie autobusem do punktu wyjścia, zakończyliśmy dzień obiadem bazującym na specjałach kuchni regionalnej.
AUSTRIA - narciarstwo przywyciągowe w dolinie Zillertal
Dolina posiada ogromne kompleksy narciarskie (dziennie byliśmy gdzie indziej). Przez 3 dni pogoda wspaniała z widokami na najwyższe alpejskie szczyty w Austrii. Później trochę gorzej. Trasy typu "dla każdego coś miłego". Widzieliśmy sporo skiturowców podchodzących nartostradami co chyba jest miernym pomysłem. Najwyższym osiągniętym kolejką punktem był Gletcher w Hintertuks (3250).
Tatry - Jaskinia Zimna
W sobotę rano jedziemy do Ski Bachledovej (Magura Spiska) na narty zjazdowe. Warunki dosyć trudne - roztopy, twardo, wiatr, widoczność taka sobie, nieco gości zza wschodniej granicy. Jeździmy do ok. 14. Po przerwie obiadowo-regeneracyjnej przebiegamy się do Zimnej dolnym otworem. Cel tym razem wypadł nam w Sali Złomisk, czas pobytu wyszedł 3h 20min. W niedzielę rano Marek deklaruje się jako niezdatny do wyjścia na świeże powietrze (gorączka itd.), jadę więc z Gośką znowu do Bachledovej. Tym razem jest pusto, chociaż warunki nadal późnowiosenne. W Katowicach jesteśmy z powrotem ok. 20:00.
Beskid Mały - Złota Góra na skiturach
Spotykamy się w sylwestrowy wieczór w domku u Zigi w Wielkiej Puszczy. Bardzo fajna zabawa w przemiłej atmosferze. W pierwsze minuty nowego roku przewozimy dziewczyny na saneczkach zamieniając się w chyba w renifery.
1 stycznia w trójkę (Damian, Heniek, Teresa) idziemy na skiturach na Targanicką Przełęcz a dalej na Złotą Górę (794). Legenda powiada, że bodaj w osiemnastym wieku zbójnicy ukryli w jakiejś pieczarze złoto. Obchodzę wierzchołek wkoło lecz jakoś nic nie znajduję i tylko wiatr huczał w knieji. Północne zbocza opadają dość stromo w dół. Stąd po różnych śniegach (generalnie śniegu mniej niż u nas i często zawadzaliśmy o różne przeszkody) zjeżdżamy do Wielkiej Puszczy. Trasa też była ciekawa. Najpierw leśnymi duktami, potem wspaniała jazda przez rozległą polanę a dalej kluczenie między drzewami a niżej chatami. Trafiamy jednak do celu wraz z zapadającym zmrokiem. Pozostała grupa zrobiła sobie pieszy spacer. Wieczór upływa tym razem na wspomnieniach (ach jak ten czas szybko upływa).
W niedzielę Tadek z ekipą jedzie jeszcze do Szczyrku a my z Zigą do domu. Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2011%2FNowyRok
Wielkie dzięki Ziga za zorganizowanie imprezy.