Relacje:KIRGISTAN 2017
Pamir - Peak Lenina 7134 m n.p.m.
10 07 - 03 08 2017 r
Uczestnik: Olek Kufel
Tegorocznym celem wyjazdu wakacyjnego został Peak Lenina 7134 m n.p.m. Góra jest uznawana jest za jeden z łatwiejszych siedmiotysięczników do zdobycia. Drugi co do wysokości szczyt Pamiru, na granicy Kirgistanu i Tadżykistanu. Jego wierzchołek góruje nad doliną Ałajską czterotysięcznym przewyższeniem, a widok z grani szczytowej, oferujący z jednej strony morze szczytów i lodowców Pamiru, z drugiej stepy Ałaju i jak niewiele innych daje poczuć smak ,,wielkiej góry". Jednak na miejscu okazało sie, że nie ma łatwych siedmiotysięczników. Wysokość, lodowiec i pogoda zawsze stanowowią czynniki zagrożenia i nie należy ich lekceważyć. Przelot z Pragi via Stambuł, Biszkek do Osz a następnie przejazd busem do Polany Ługowej przebiegł bez problemu. Jest nas w sumie 10 osób. Lokujemy sie w ostatniej najmniejszej jurcie bazy Fortuna. Baza na P. Ługowej (3800 m n.p.m.) to rozległa łąka o długości kilku kilometrów. Podczas sezonu rozbijają tu swoje bazy liczne kirgiskie firmy turystyczne oferujące swoje usługi. Kolejnego dnia rozpoczynamy aklimatyzację wchodząc nie do końca na pobliski Pik Pietrowskiej. Wieczorem przepak część rzeczy pojedzie jutro na koniach. Rano pogoda niezbyt zachęcająca ale łoszady czekają więc nie ma wyboru trzeba ruszać. W drodze do obozu I przekraczamy Przełęcz Podróżników (4140 m n.p.m.) oferującą wspaniały widok na całą północną ścianę Lenina. Następuje ostre zejście z przełęczy, później niebezpieczny trawers kamiennego zbocza i zejście w dolinę lodowcowej rzeki, którą przekraczamy bez problemu. Po ok. 6 godz. docieramy do I obozu. Namiot rozbijam na morenie bocznej lodowca najwyżej jak się da. W C - I spotykamy grupę naszych ziomków, którzy schodzili już z góry max. docierając do obozu III. Kolejny dzień to ładna pogoda i wspaniały widok na szczyt pokryty lodem i śniegiem. Aby wejść na szczyt nie wystarczy dobre przygotowanie i aklimatyzacja. Pamir słynie z niestabilnej pogody. Trzeba dysponować zapasem czasu aby przeczekać załamanie pogody. To, co jest piękne na tej górze, stanowi również o jej niebezpieczeństwie. Monumentalna grań szczytowa niemal na całej swojej długości wystawiona jest na działanie wiatru, a jej długość i rozległość nie daje szans na szybką ucieczkę i orientację podczas załamania pogody. W nocy wyruszamy grupą 6 osób do dwójki, droga prowadzi ostro w górę do wysokości pięciu tysięcy mijając po drodze kilka szczelin, a następnie długim trawersem po północnej ścianie. Będąc na trawersie słyszymy nagłe głośny huk, gdzieś w rejonie II obozu zeszła lawina, a w stacji słychać że ktoś może być pod śniegiem. Czwórka osób z naszego zespołu rezygnuje z dalszego wchodzenia i schodzi pośpiesznie do I obozu. Pozostaje jedynie Kamil z którym dochodzimy do II obozu. Na miejscu okazuje się, że oberwał się serak ale na szczęście nikt poważnie nie ucierpiał. W dwójce spędzamy dwa dni na aklimatyzacji i schodzimy do jedynki. Na miejscu okazało się, że reszta naszej ekipy zakończyła już wyprawę i zeszła na dół. W bazie spędzam trzy dni resetując się. W międzyczasie z góry napływają nieciekawe wieści. Polka pozostała na noc na szczycie i nie ma sił zejść. Po dwóch dniach ratownicy z Ak-sai zwieźli ją do jedynki. Niestety większość palców u rąk wyglądała fatalnie. Do tego z uwagi na brak gotówki u pani trzeba zapłacić lekarzowi oraz łoszadom aby zwieźli ją na Ługową. Prognozy pogody na kolejny tydzień są optymistyczne więc ładuję plecak i z poznanymi w obozie Piotrem i Damianem wychodzimy o trzeciej do dwójki. Kamila niestety dopadła choroba i pozostał w I. W dwójce spędzam kolejne dwa dni i wychodzę samotnie do obozu trzeciego. Pozostała dwójka nie czuje się najlepiej i zostaje dalej w dwójce. Najpierw godzinne wejście na grań. Następnie przejście łagodnie wspinającym się zboczem a na koniec ekstremalne podejście na niższy z wierzchołków Piku Razdzielnej (6150 m n.p.m.). Pogoda super, słońce grzeje, zero chmur i bezwietrznie czuję się jak skwarek na patelni. Po wejściu na szczyt docieram do C-3 i rozbijam namiot. Noc dobrze przespana dlatego decyduję się na wejście na szczyt o poranku. Pierwsza próba o 4 nieudana, wieje potwornie zimny wiatr i niemal wpycha mnie z powrotem do namiotu. Drugie podejście godzinę później już skuteczne. Co prawda wieje tak samo ale pierwsze promyki słońca i czyste niebo pozwalają ruszyć na górę. Siedmiokilometrowa grań prowadząca na szczyt jest nie lada wyzwaniem. Wysokość i silny mroźny boczny wiatr daje nieźle w kość. Na dodatek czeka po drodze tzw. Nóż czyli śnieżna 60 metrowa ściana o nachyleniu około 70 stopni. Na szczęście pokonuję ją gładko jak i dalszy ciąg trasy. Na szczycie melduje sie o 15.30. Pogoda w dalszym ciągu idealna i nawet wiatr pomału ustaje. Obowiązkowa sesja zdjęciowa i zaczynam powolne schodzenie w dół. Do C-3 wracam o 20. Zrzucam tylko plecak, ściągam raki i od razu zasypiam. Kolejne trzy dni to schodzenie niżej i likwidacja obozów. Jeszcze uczta w kirgiskiej jurcie i powrót do cywilizacji. Sprawdziły się opinie, że góra ma bardziej charakter kondycyjno -wytrzymałościowy niż techniczny. Dobra pogoda, zdrowie i odpowiednia aklimatyzacja pozwoliły odnieść sukces na tej wyprawie.