Wyjazdy 2018
Tatry - Beskid – Skitury
Przechodzimy trasę: Boczań z buta (brak śniegu), Murowaniec, Czarny Staw Gąsienicowy, Przełęcz Karb, zjazd do stawków gąsienicowych, Przełęcz Liliowe, Beskid, Kasprowy Wierch, zjazd kotłem Goryczkowym ( dystans tury ok. 18,5 km, deniwelacja 1450 m). Pierwszy stopień lawinowy gwarantował w miarę bezpieczne warunki do poruszania się w górach (od połączenia szlaku niebieskiego z żółtym na Boczaniu przyzwoite ilości śniegu). Jedynym utrudnieniem na trasie była skorupa lodowa przy podejściu na Liliowe i częściowa mgła przy zjeździe z Kasprowego. Zjazd do samego auta przy rondzie w Kuźnicach.
Tatry - Jaskinia Kasprowa Niżnia
Wyjechaliśmy rano, z małą nadzieją na powodzenie akcji, dodatnia temperatura na termometrze jakby mówiła: ,,nie wejdziecie, nie wejdziecie". Po drodze omówiliśmy plan awaryjny. Dwie poprzednie zimy podczas których nie miałam szczęścia trafić w Kasprowej dalej niż do Kaczki, też nie napawały nadzieją...
W Kuźnicach już od parkingu wykonywaliśmy piruety na lodzie, ale dopiero przy bramkach do parku zdecydowaliśmy się uzbroić buty. Trzy pary raków i jedna raczków spisały się doskonale, dzięki czemu zdobyliśmy przewagę nad resztą turystów idących o gołym bucie.
Weszliśmy do jaskini.
Do Kaczki szliśmy z zapartym tchem, bojąc się odezwać, żeby przypadkiem złośliwie nie zaczęła się zalewać kiedy nas usłyszy. Łukasz zjechał do Gniazda Złotej Kaczki pierwszy i usłyszeliśmy triumfalny okrzyk ,,jest! da się przejść". Co nie zupełnie oddawało sposób w jaki faktycznie przemieściliśmy się później na drugą stronę.
W ramach przygotowań zbudowaliśmy w piasku kilka poziomów zbiorników, do których odlewaliśmy breję z przejścia oraz tamę, która miała na chwilę zatrzymać strumyczek, który dopływał do Kaczki. Bogdan dla sprawy poświęcił swoje kalosze, których używaliśmy jak wiader, sam stojąc w skarpetkach. Kiedy już przeszliśmy dalej, popędziliśmy jak burza, nie zatrzymując się nawet, żeby się rozebrać w Wielkim Korytarzu. Woda po kolana była nam nie straszna, kiedy wcześniej nabraliśmy przez kołnierze brei z Kaczki. Krótki postój nastąpił w Sali Rycerskiej. Toż to gumowa kaczuszka zaklinowała się między skałami! Trzeba ją było uratować oraz zadbać żeby miała gdzie pływać. Dodatkowymi atrakcjami jakie jej zapewniliśmy był dopływ zlewarowanej wody z górnego jeziorka, oraz sztormowe przelewanie wody worami. Trochę przeholowaliśmy i kaczuszka wykorzystała okazję, żeby zwiać z Wiszącego Jeziorka. Zniecierpliwiony Bogdan przeszedł w kombinezonie, nim cokolwiek wody zdążyło ubyć. Nie pozostało nam nic innego jak ruszyć za nim (i pomoczyć kombinezony nawet do ,,jajec").
Za salą gwieździstą usłyszeliśmy szum, którego się nie spodziewaliśmy - to fragment strumienia, płynącego przez jaskinię. Jeśli zakończenie strumienia w ścianie może zaskakiwać to co dopiero jego początek, który wyglądał tak jakby strumień wylewał się ze spągu. Woda była na tyle spokojna, że można było się przypatrzyć skałom w głębi... Bardzo mi się to spodobało i trafiło na pierwsze miejsce w rankingu ulubionych wywierzysk. Kiedy ja czekałam na Bogdana wspinającego się z naszą ostatnią liną na uskoku w Szczelinie, Łukasz z Karolem poszli penetrować dalej. Zatrzymał ich Okresowy Syfon. Z ich relacji, był niecałkowicie zalany, ale wymagał takiego zanurzenia, że cała ekipa, której mokre i zimne kombinezony już dały się we znaki zdecydowała, że trzeba zostawić trochę tajemnic na następne odwiedziny.
W drodze powrotnej spotkaliśmy drugą ekipę. Zawróciliśmy kaczuszkę do Wiszącego Jeziorka i zażyliśmy kąpieli błotnej w Gnieździe Kaczki. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że inżynierem jestem marnym skoro moja tama puściła, a zbiorniki retencyjne nie zatrzymały wody, nie uratowało mnie nawet tłumaczenie, że badania gruntów zostały przez nich zignorowane.
Kaczka jest dla nas coraz przychylniejsza, może następnym razem pozwoli nam przejść o suchym brzuchu....