Relacje:USA/Kanada 2018
Na rowerach przez Alaskę i Kanadę
Uczestnicy: Krzysztof Hilus (b. czł. klubu), Paweł Szołtysik
05 06 2018 - 14 07 2018
Ogólnym celem wyjazdu było przejechanie rowerami z Anchorage na Alasce do Calgary w Kanadzie. Na poczatku mieliśmy jechać w 4 lub nawet 5 osób. Jednak na kilka tygodni przed wylotem z różnych powodów wykruszyło się kilka osób i zostaliśmy we dwójkę, ja i Krzysiek Hilus. Razem z Damianem jechaliśmy już 9 lat temu Great Divide, także nie był to nasz pierwszy wspólny wypad rowerowy.
Przylecieliśmy do Anchorage 5go czerwca. Choć w Niemczech na lotnisku nie obyło się bez problemów (musieliśmy rozpakowywać skrzynie z rowerami) to w Anchorage na szczęście sprawnie udało nam się wyruszyć. Małe zakupy na miejscu i już tegoż dnia jedziemy pod miasto Wasilla. Mieliśmy zalpanowane etapy na każdy dzień i mniej więcej tego planu chcieliśmy się trzymać ponieważ mielismy lot powrotny z Calgary na 13go lipca. Poczatek był męczący, do tego
pogoda w kratę. Mimo tego chyba trafiliśmy na dobrą anomalie pogodową bo już od 3go dnia zaczęło nas palić słońce. Do Fairbansks jechaliśmy spory kawał wzdłuż parku narodowego Denali. Mieliśmy okazję kilka razy widzieć masyw Denali , lecz pogoda w tym rejonie znowu zaczęła płatać figle. Od Fairbanks skierowaliśmy się na południowy zachód na Alaska Hoighway aż do miejscowości Tok. Według naszego planu odbiliśmy na Taylor Highway, który okazał się potem jednym z najciekwszych odcinków na całej trasie. To szutrowa trasa przez góry która prowadzi już do Kanady. Alaska ma swoje swoiste oblicze. Oprócz pięknych widoków, zwłaszcza niedaleko Denali, powala ogromna przestrzeń. Do tego bardzo przyjazna ludność i małe jej zagęszczenie. Ten stan USA napewno znacząco rózni się od pozozstałych. Po przekroczeniu granicy dotarliśmy do Dawson City, miasta pozostawionego na styl Dzikiego Zachodu. Tu miała miejsce jedna z największych gorączek złota w historii Kanady na rzecze Klondike. Tutaj też przeprawiliśmy się promem przez rzekę Jukon, kórą łącznie przekraczaliśmy kilkakrotnie na naszej trasie jak wiele innych dużych rzek np. Tananna. W terytorium Jukon ruch na drodze o wiele się zmniejszył, a my spotkaliśmy też pierwsze niedźwiedzie na naszej drodze ( łącznie do Calgary 14). W tej częsci Kanady była walka z ostrym słońcem i przeciwnymi wiatrami, szczególnie w okolicy miasta Carmacks. Tutaj też spotalismy najwięcej dzikiej zwirzyny. W Jukonie jak i potem w pólnocnej częsci Kolumbii Brytyjskiej musieliśmy logistycznie planować zakupy gdyż sklepy były czasami oddalone od siebie 200 lub 300 km. W zasadzie jedyne większe miasto na trasie od Fairbanks aż do okilic Prince George to Whitehorse - tam udalo mi się zmienić oponę na nową. Od Prince George to już cywilizacja. Duży ruch turystyczny zaczyna się przed Jasper National Park i Banff. Przez te oba parki przejechaliśmy zatrzymując się dłużej w kilku miejscach i odwiedzając kilka sztandarowych jezior w Kanadzie. W miasteczku Banff doatrliśmy do miejsca gdzie 9 lat wcześniej zaczynalismy Grat Divide łączac w ten sposób obydwie trasy ( w sumie od Anchorage do Lordsburg nie daleko granicy z Meksykiem). Po 34 dniach jazdy i 4200 km dojechaliśmy do Calgary do naszego znajomego Polaka – Stana Majcherkiewcza, który mieszka tu już od blisko 40 lat. U niego spędzilismy ostatnie 3 dni do wylotu odpoczywając i zwiedzając to jedno z największych miast Kanady.
Bardzo udany wyjazd, rowery się spisały mimo kilku drobnych usterek. Spotkaliśmy masę ciekawych i dobrych ludzi, z wieloma nawiązaliśmy kontakt. Często byli to też rowerzyści. Widoki i uroki trasy pozostaną z nami na zawsze.
Tu niektóre zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2018%2FAlaska (reszta wkrótce)