Relacje:Wyprawa rowerowa WISŁA'2022
Wyprawa rowerowa WISŁA'2022
Wyprawa rowerowa WISŁA’2022
Szlak Wisły to poniekąd gotowa ścieżka rowerowa, wiodąca głównie po wałach przeciwpowodziowych a poniekąd drogi gruntowe oraz lokalne szosy wiodące blisko koryta rzeki. W roku 1977 wraz z kolegą Frankiem Niesłonym spłynąłem Wisłą od Oświęcimia do Warszawy a w rok później kajakiem składanym z Warszawy do Włocławka. Rzeka jest częściowo uregulowana ale w środkowym biegu jest dość szeroko rozlana, pełna starorzeczy. „Wisła nam przez serca płynie” – taki jest fragment jednej z patriotycznych piosenek, które śpiewaliśmy w podstawówce. Ale nie tylko z tego powodu zawsze miałem sympatię (o ile można tak to określić) do tej właśnie rzeki. Po 45 latach postanowiłem przejechać się rowerem przez jej dolinę. Do ujścia Wisły do morza jak dotąd nie dopłynąłem wodą gdyż wydało mi się to zbyt monotonne. Rowerem można natomiast pokonać szybciej mniej ciekawy teren. W ostatniej chwili doskoczył do mnie Jasiu Kieczka. Poniżej ogólne sprawozdanie z wyjazdu:
27 czerwca 2022
Do Wisły Czarne z domu dowozi mnie kuzyn Stasiu. Przy nadleśnictwie spotykamy się z Jasiem. Stąd już we dwójkę drapiemy się na Baranią Górę (1220) bo tu znajdują się źródła. Jest upał i wyjście po kamienistej ścieżce z rowerami już trochę wysiłku kosztuje. Ponieważ Jasku miał tylko tydzień urlopu więc siłą rzeczy od samego początku musimy pilnować tempa. Nastawiliśmy się więc na bardziej sportowy wyjazd. Z szczytu Baraniej ścieżkami schodzimy/zjeżdżamy wzdłuż ciurkającej tu Białej Wisełki. Niżej leśnymi stokówkami znanymi dobrze Jasiowi zjeżdżamy szybko pod nadleśnictwo Wisła i tu na kilkanaście godzin się rozstajemy. Jasiu musi załatwić swoje sprawy a ja sam jadę do Oświęcimia. Szlak w postaci dobrej ścieżki rowerowej wiedzie jednym bądź drugim brzegiem rzeki, w górnym odcinku dobrze mi znany. Nawigację opierałem na Mapach.cz. Tak więc z każdym kilometrem góry się oddalają a przede mną 1000 km w miarę równej trasy. Motywacją jest jednak fakt iż dolina tej rzeki łączy nasze góry z naszym morzem i zależało mi by ten trakt zrobić jednym rowerowym skokiem. Upał jest jak dla mnie morderczy. Co pewien czas opróżniam kolejną butelkę wody mineralnej kupowanej w przydrożnych sklepach. Tak na marginesie Polska to pod tym względem ( z resztą nie tylko pod tym) cudowny kraj. Byle gdzie sklepy czy bary nie pozwolą umrzeć z głodu czy pragnienia. Generalnie przez Skoczów, południowe obrzeża jeziora Goczałkowickiego i Brzeszcze docieram wykończony (brały mnie skurcze mięśni nóg) głównie upałem do Oświęcimia. Tu byłem umówiony z Kamilem, który zabiera mnie autem do domu gdyż nazajutrz rano chciałem wziąć udział w pogrzebie naszego klubowego kolegi Dugiego. Tak więc pierwszy nocleg spędzam wygodnie w domu i robię przy okazji lekką korektę sprzętu. Dziś zrobiłem 102 km łącznie z odcinkiem górskim oraz 1600 m podjazdu i 1800 zjazdu.
28 czerwiec 2022
Zaraz po pogrzebie Kamil odwozi mnie z powrotem do Oświęcimia gdzie na umówionym miejscu spotykam się z Jasiem, który dotarł tu wcześniej. Było parno i burza wisiała w powietrzu. W południe raźno jednak ruszamy dobrym rowerowym szlakiem wzdłuż brzegu nie szerokiej jeszcze tu Wisły. Asfaltowa ścieżka pozwala na szybką jazdę. Szybciej jednak nadchodzi przeczuwana burza. Leje, grzmi i wieje. Jedziemy jednak nie zważając na warunki. Po godzinie już tylko mżawka. Już na Jurze w okolicach Podłęża szlak wyprowadził nas na piaszczyste drogi i ścieżki wzgórz dochodzących do samej Wisły. Piasek przykleja się do zębatek i łańcucha i katuje sprzęt. Cały czas brzegami podążamy w stronę Krakowa mijając po drodze Tyniec. Już na przedmieściach Krakowa, na pierwszej napotkanej myjni myjemy dokładnie rowery z piasku i brudu. Kraków był pochmurny lecz już suchy. Ścieżkami rowerowymi i nadwiślańskim bulwarem przecinamy to szacowne miasto podążając dalej Wiślańską Trasą Rowerową w stronę Niepołomic. Asfaltowa ścieżka stanowi również dobry trakt dla rolkarzy. Minęliśmy dwie panie jadące na rolkach. Jakie było nasze zdziwienie gdy może z 10 km dalej te panie nas dogoniły gdy zatrzymaliśmy się na sikanie. Oczywiście później je prześcignęliśmy lecz z trwogą spoglądaliśmy za siebie czy aby się nie zbliżają. Później wygodna ścieżka się kończy i wjeżdżamy na wał porośnięty trawą do pasa a ścieżka jest ledwo widoczna. Zaliczam tu nawet spektakularny upadek zaznamiając się z stromizną wału. Później jedziemy bocznymi wiejskimi drogami. Pogoda się poprawia, na niebo wraca słońce. W Ujściu Solnym przekraczamy Rabę, która poszerza Wisłę. Choć w to nie wierzyłem (wyruszyliśmy bardzo późno) to udaje nam się jeszcze tego dnia dojechać do Górki gdzie biwak rozkładamy w ogródku bardzo sympatycznej i gościnnej pani. Jedyną uciążliwością były 3 młode koty, które za wszelką cenę chciały coś podwędzić. Tak na marginesie to ja spałem w namiocie „jedynce” a Jasiu w płachcie biwakowej. Dzisiejszy etap to 136 km z tego sporo po nieutwardzonym terenie.
29 czerwca 2022
Wstawaliśmy o szóstej by o siódmej wyruszać na szlak. Już rano panował skwar. Po miłym pożegnaniu ruszamy w drogę ciekawym traktem po wysokim brzegu z fajnymi widokami na rzekę. Poruszamy się prawym brzegiem. Po drodze Wisła przyjmuje Uszwicę i Kisielinę. Natomiast na Dunajcu nie ma w tych okolicach mostu tylko promy. W Wierzychowicach prom jest remontowany więc musimy nadłożyć kilka kilometrów drogi do Otfinowa gdzie przeprawiamy się na prawy brzeg Dunajca i jedziemy do Ujścia Jezuickiego aż do miejsca gdzie Dunajec łączy się z Wisła. Po drugiej stronie Wisły jest Opatowiec. Prom w tym miejscu również nie kursuje. Tym razem dobrą ścieżką WTR jedziemy do Szczucina. Upał z każdą chwilą się wzmacniał. WTR ma to do siebie, że pojawia się i znika. Dalej więc jedziemy lokalnymi drogami do Baranowa Sandomierskiego a następnie Tarnobrzegu. Tu upał ma swoje apogeum lecz na szczęście jest tu jezioro Tarnobrzeskie. Spory akwen. W fajnym miejscu robimy sobie kąpiel ochładzając się nie co gdyż woda wcale nie jest za zimna. Dalsza droga wiedzie do Sandomierza. Wisła jest tu już dość szeroka. Po moście wracamy na lewy brzeg i jedziemy do Zawichostu gdzie promem znów chcemy wrócić na brzeg prawy. Dość stromy zjazdem przyjeżdżamy do przystani gdzie miejscowi informują iż prom z uwagi na niski stan wody w rzece nie kursuje. Takie to są niespodzianki. Wracamy pod górę do Zawichostu i jeszcze tego dnia docieramy do wsi Trójca gdzie przy ogrodnictwie rozkładamy się na biwak. I znów sympatyczni i bardzo zapracowani gospodarze. Dla nich to już prawdziwa tragedia. Od maja nie spadła ani jedna kropla deszczu. Dziś padło 165 km w potwornym upale. Spożyliśmy kilkanaście litrów płynów.
30 czerwca 2022
Z Trójcy jedziemy spokojną szosą do Annopolu by tam po moście wrócić na prawy brzeg. Dzień znów zapowiadał się nad wyraz upalnie. Z Annopolu jedziemy do Józefowa nad Wisłą. Tu przy sklepie spotykamy lokalnego barda, który nam w kilka minut chciał streścić historię tego zapyziałego miasteczka. Dalsza jazda to zmaganie się z fizjologią. Gdy się jedzie to jeszcze pół biedy bo jaki taki wiaterek muska twarz. Każde zatrzymanie to zdwojony żar. Ostatni raz takie katusze przeżywałem w Brazylii. Gdzieś przy sklepie termometr w cieniu wskazywał 39 stopni a ekspedientki bały się wychodzić na zewnątrz. Z Józefowa dalsza trasa prowadzi pofałdowanym terenem przez Wrzelowiecki Park Krajobrazowy. Dużo lasów, ładny teren. Później przez senne wioski, lokalnymi drogami zmierzamy ku północy. Tu Wisła odchyla się najbardziej na wschód przyjmując m. in. rzekę Wieprz. Przed Kazimerzem Dolnym teren staje się znacznie pofałdowany i musimy zmagać się z znacznymi podjazdami ale zjazdy też są przyjemne. Takim właśnie długim zjazdem osiągamy zabytkowy Kazimierz Dolny. Mimo upału, turystów sporo wałęsało się po rynku. Pamiętam jak w 1977 zwiedzaliśmy to miasteczko podczas spływu pontonowego to Cyganki narzucały się z swoimi wróżbami. Nic się nie zmieniło przez niemal pół wieku. Wciąż Cyganki tu oferują swe usługi. To drogą to ścieżką jedziemy do Puław gdzie zjadamy obiad w knajpie. Potem znów rozpalonymi drogami posuwamy się do Dęblina, który tylko przejeżdżamy. Stawiamy sobie ambitny (a przy tym upale superambitny) cel dotarcia dzisiaj do Otwocka gdzie mieszkają nasi klubowi przyjaciele – Agnieszka i Piotrek. Tu rzeka zmienia kierunek na NW. Może po 2 godzinach na północy pojawiły się ciemne chmury. Wrażenie gorąca się spotęgowało. Jadąc rowerem bardziej odczuwa się różne zmiany aury niż siedząc w klimatyzowanym samochodzie. Jakież było nasze zadowolenie gdy pierwsze krople deszczu zraszały rozgrzany organizm. Niebawem jednak szczęście przeradza się w przerażenie. Było to w okolicach miejscowości Skurcza. Wjechaliśmy do lasu gdy w ciągu sekundy przeszedł potężny podmuch wiatru, który szarpnął całym lasem nie mówiąc już o nas. Zaczęła się straszna nawałnica. Wysokie sosny chwiały się pod naporem huraganu, wkrótce zaczęły się łamać, a potężne konary spadały na drogę. Uciekaliśmy slalomem między gałęziami spadającymi na jezdnię szukając panicznie miejsca schronienia. Ciężko było utrzymać kierownicę. Strach, że kolejne łamiące się drzewo skończy nasz żywot dopingował nas do szybszej jazdy, byle do jakiegoś młodnika bądź innej osłony. I cud się zdarzył. Przy leśnej bocznej drodze stało kilka domostw. Tam się kierujemy lecz w tej samej chwili z nieba posypał się grad wielkości golfowych piłek. Chronimy się pod rachitycznym drzewkiem którego liście koszone są przez grad. Ręce trzymamy na głowie bo kasków nie mieliśmy. Jasiu zaintonował „Pod twoją obronę”. Temperatura obniżyła się o dwadzieścia kilka stopni (Jasiu miał termometr w zegarku) a my mokrzy od stóp do głów trzęśliśmy się z zimna czekając na chwilkę przerwy w ataku. Gdy grad przyjął standardowe rozmiary wskakujemy na otwarty przy domu plac i chronimy się pod ogrodowym zadaszeniem. Tak mija blisko godzina. Podwórka zamieniło się w jezioro a deszcz z wodospadu stał się tylko ulewą. Przychodzi gospodarz domu i zaprasza nas na herbatkę oferując zarazem nocleg gdyż wolnych pomieszczeń miał sporo. Wg niego a mieszkał tam już 20 lat nie było nigdy takiej nawałnicy. Jako sadownik już liczył straty. Do Otwocka zostało nam 45 km i mimo późnej godziny (była może 19-ta) postanawiamy jeszcze dziś tam dotrzeć. Serdecznie dziękujemy wybawicielom za pomoc, wskakujemy na rowery i przy dokuczliwiej mżawce pędzimy na północ dopingowani celem. Mija nas wiele wozów strażackich i pogotowie. Nie zważamy już na nic i na granicach naszej wydolności fizycznej docieramy już po zmroku do Agi i Piotrka. Możemy się wykąpać, wyprać ciuchy i zjeść (serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy). Dzisiaj zrobiliśmy 170 km i przeżyliśmy nie złą huśtawkę pogodową.
1 lipca 2022
Wczorajsza ulewa skasowała telefon Jasia. Próby reanimacji się nie powiodły. Wyjeżdżamy przed południem. Ścieżkami rowerowymi śmigamy lewobrzeżną Warszawą a potem na północ szutrów- kami brzegiem Wisły. Za Nowym Dworem Mazowieckim po długim moście przecinamy Narew. Wisła jest tu już szeroką rzeką lecz z wieloma łachami piasku gdyż wody obecnie niesie nie wiele. Przez Zakroczym, Czerwińsk n. Wisłą i Wyszogród jedziemy ścieżkami rowerowymi po prawym brzegu Wisły. Pogodowo powtórka dnia poprzedniego. Upał doskwierał i znów wieczorem nadeszły chmury. Akurat zatrzymaliśmy się przy sklepie w Słupnie (przed Płockiem) jak pociemniało niebo. Deszcz wprawdzie nie był tak gwałtowny jak wczoraj lecz nie zdecydowaliśmy się jechać dalej. Śpimy obok drewnianego kościółka pod dębem. W nocy lało i błyskało. Jasiu z płachtą schronił się częściowo pod przedsionkiem mojego namiotu.
2 lipca 2022
Ranek pochmurny. W przeciwnym wietrze i upierdliwej mżawce jedziemy do Płocka a potem dalej szosą na Włocławek. Trasa wiedzie cały czas tuż obok brzegu Wisły. W Włocławku wjeżdżamy na zaporę a potem dalej lewym brzegiem w stronę Torunia. Pogoda się poprawia, tym razem temperatura znośna. W Toruniu przejeżdżamy na prawy brzeg i kontynuujemy jazdę po prawej stronie. m. in. ciekawą i fajną ścieżką rowerową wiodącą po starym nasypie kolejowym. Pod koniec dnia docieramy do pięknego i zabytkowego Chełmna. Tu spotykamy pierwszych zawodników ultra maratonu rowerowego Wisła’1200. W tym roku jadą z Gdańska do Wisły niejako pod prąd. Bokiem mijamy Świecie i tuż przed zmrokiem zatrzymujemy się w Polskim Stwolnie na biwak przy jednym z domostw. Za wałem płynie Wisła. Dystans: 190 km.
3 lipca 2022
Ostatni etap był przepiękny. Pogoda dobra i teren piękny, urozmaicony pod względem terenu, deniwelacji i zabytków. Ale nim wyruszyliśmy w słoneczny ranek do domu wrócił syn gospodarza trochę wstawiony bo po strażackim festynie. Niesamowicie gościnny. Zrobił nam kawę, przyniósł ciasto i trochę dyskutowaliśmy. Więc trochę później niż zwykle wskoczyliśmy na rowery i pognali do Grudziąca na mszę św. Potem jechaliśmy lewym brzegiem spotykając jeszcze zawodników maratonu. Jednemu z nich nawet Jasiu naprawił rower. Szlak wiódł później przez mocno pofałdowany i zalesiony teren co bardzo przypominało górską jazdę. W końcu docieramy do pięknego Gniewu. Tu obiadek i dalej w stronę Tczewa to wałem to polnymi drogami. Co chwila oczom ukazuje się Wisła płynąca tu w bardzo szerokiej dolinie. Ścieżkami rowerowy przejeżdżamy przez ładny Tczew i śmigamy dalej na północ. Zaczynają się Żuławy Wiślane. Rozległy, niski i podmokły teren wykorzystany do uprawy zbóż ale też obfitujący w inną zieleń. Ostatni odcinek do Miklaszewa wiedzie dobrą, asfaltową ścieżką rowerową. Po moście na Martwej Wiśle wjeżdżamy na Wyspę Sobieszowską. Ostatni odcinek z Miklaszewa na Mewią Łachę to prowadzenie rowerów gdyż ścieżynka wiodła po piaskach. W końcu docieramy do miejsca gdzie rzeka wtłacza swe wody do Bałtyku. Ludzi spotykamy tu niewielu, którzy zresztą wracali do swych kwater. W końcu zostaliśmy sami. Przed nami już tylko modre morze. Statki stały na redzie, gdzieś w dali majaczyły budynki Gdyni i Sopotu. Na jednej z wydm biwakujemy z widokiem na morze. Noc jest gwiaździsta ale na północy ciągle jaśniała poświata polarnego dnia. Dziś zrobiliśmy 125 km bardzo atrakcyjnym terenem.
4 lipca 2022
Dziś kończymy naszą eskapadę. Popołudniu wracamy pociągiem do domu. Nieśpiesznie więc zbieramy się w drogę. Plaża wciąż całkowicie pusta. Zaliczam kąpiel a potem wracamy na ścieżkę rowerową, którą jedziemy do Gdańska odbijając jeszcze po drodze do rezerwatu Ptasi Raj przy ujściu Wisły Śmiałej w Górkach Zachodnich. Gdańsk jest piękny. Jeździmy po wspaniałych zakątkach wpadając po drodze na pizzę. Jak jesteśmy na dworcu zaczyna się ulewa ale wkrótce siadamy do pociągu i wracamy na południe Polski. Wprawdzie planowałem (już bez Jasia) dłuższą podróż wzdłuż wybrzeża a dalej Odry do jej źródła lecz monotonność równin oraz ograniczone czucie w dwóch palcach ręki (nacisk na kierownicę) spowodowały, że zaniechałem tego planu. Ponadto dublował bym trasę już kiedyś zrobioną rowerem z niewielkimi wyjątkami.
Tu kilka danych. Dystans: trochę ponad 1100 km, czas samej jazdy netto – 54 h, brutto: 152 h czyli gdzieś 7,5 dnia.