Wyjazdy 2013: Różnice pomiędzy wersjami
m |
|||
(Nie pokazano 34 wersji utworzonych przez 6 użytkowników) | |||
Linia 1: | Linia 1: | ||
__NOTOC__ | __NOTOC__ | ||
+ | {{wyjazd|Kłodnica - "klubowy" Sylwester|Tadek, Basia, Aga Szmatłoch, Teresa i <u>Damian Szołtysik</u>, Janusz Dolibog z Jolą, Zygmunt Zbirenda|31 12 2013}} | ||
+ | Spontaniczna impreza w ostatniej chwili i w ostatnich chwilach 2013 u Basi i Tadka Szmatłochów. Przewspaniała zabawa z akcentem na ''Lambada''. Aga zrobiła mnóstwo zdjęć, tu niektóre z nich: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FSylwester | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskidy: Węgierska Górka – Barania – Skrzyczne – Łodygowice|<u>Grzegorz Szczurek</u>|29 12 2013}} | ||
+ | Wyjazd miał być rodzinny ale ostatecznie pojechałem sam. Autobusem na Ligotę i dalej pociągiem. Pierwsza niespodzianka – pociąg przyspieszony, nie zatrzymuje się w Cięcinie tylko w samej Węgierskiej Górce. Był w WG o 8:08 a w planie była Masza św. w Cięcinie o 8:30. Wg znaku niedaleko dworca do kościoła 2,5km. Wieś, czyli wszystkie auta na tej drodze o tej porze jechały w to samo miejsce. Złapać stopa… gdyby nie to że nikt nie pomyślał że gościu z w moro i z plecakiem może iść do kościoła… Wszyscy pokazywali że jadą blisko – ostatecznie podbiegłem. Było chyba trochę bliżej niż na znaku. Po Mszy i wysłuchaniu planu kolęd, z zaznaczeniem jakie rodziny, który ksiądz, jakiego dnia odwiedzi (20 minut), o 9:40 ruszyłem spod kościoła. Na dole zero śniegu i wietrzna pogoda z dużym zachmurzeniem. Powyżej 1000mnpm śniegu coraz więcej, szczególnie na ścieżce biegnącej w lekkim zagłębieniu. 11:40-12:00 drugie śniadanie na Hali Radziechowskiej. Wietrznie i mało widokowo choć jeszcze poniżej chmur. 12:12 Magurka Radziechowska, 12:30 Magurka Wiślańska. Tutaj już widoczność coraz słabsza. 13:10-13:20 Barania Góra. Wieżę widokową dostrzegłem będąc od niej około 30m. Szlak na Baranią w dużej części zaśnieżony, szczególnie końcówka, za to na samym szczycie śniegu mniej. Powrót na Magurkę Wiślańską o 13:50. Dalej, aż do Malinowskich Skał (14:40-14:50) cały czas mokry ale dość dobrze przedeptany śnieg. Po za jedną niespodzianką zaraz za Magurką – jedna sekunda i obie nogi powyżej kolan w śniegu, a raczej w kałuży która była pod śnieżną skorupą. Dalej już tylko wspomnienie suchych spodni i butów… Od Malinowskich Skał znacznie lepsza widoczność (chmury się podniosły) i śnieg już tylko na zagłębionej ścieżce, po bokach zero śniegu. Małe Skrzyczne 15:25, Skrzyczne 15:50 i dalej przy świetle czołówki, czerwonym szlakiem w kierunku Buczkowic i zejście na asfalt do osady Godziszka (17:10). Do dworca 7km i… niespodzianka. Na zadupiastej, ciemnej drodze spod domów ruszają dwa auta. Machnąłem ręką bez nadziei że ktoś zatrzyma się ubłoconemu „dzikusowi” z latarką na czole i nożem przy nodze (może lepiej że było ciemno bo nie było widać). Ku mojemu zdziwieniu jedno z aut zatrzymało się. Pani Kierowca (jadąca z Mężem) stwierdziła, że jedzie tylko pod kościół (jakieś 2km) ale dała się przekonać, że zawsze to coś. Przy kościele Mąż zdecydował że w ramach końcowo rocznego dobrego uczynku zawiozą mnie na sam dworzec. Znalazłem się tam 2 minuty przed pociągiem. Po drodze jeszcze zaprosili mnie na herbatę, jeśli znowu tam będę. Po porannym biegu do kościoła takiego zakończenia raczej się nie spodziewałem. Ludzi na szlaku mało. Trasa przyjemna, pewnie byłaby dość widokowa, ale tym razem oglądałem głównie chmury. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zachodnie - Pośrednia Salatyńska Przełęcz|<u>Mateusz Golicz</u>, Marek Wierzbowski (UKA)|22 12 2013}} | ||
+ | Podchodzimy wzdłuż wyciągów, a potem po twardym śniegu na Przełęcz. Na zjeździe jedna narta mi się wypina w momencie, kiedy zupełnie nie było to potrzebne. Krótko później, druga narta nie wypina mi się w momencie, kiedy było mi to bardzo potrzebne. Ot, lekkie wiązania TLT. No i "lekkie skręcenie" stawu skokowego, a także naciągnięte więzadło w kolanie. Zjechałem o własnych siłach. Stabilizacja obydwóch stawów na dwa tygodnie; ponadto, ortopeda zaleca przez jakiś czas nie przesadzać zbytnio z ich używaniem, np. - powiedzmy - z chodzeniem. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry - kurs w Kasprowej Niżniej|<u>Łukasz Majewicz</u>, Asia Przymus, Sebastian Podsiadło, Tadek Szmatłoch, Daniel Bula, Mateusz Golicz|21 12 2013}} | ||
+ | Kolejny dla kursu ale pierwszy zimowy wyjazd miał na celu jaskinię Kasprową Niżną. W ostatniej chwili okazało się że Rysiek miał mały wypadek w pracy i przejął nas Mateusz rezygnując z wycieczki skiturowej. Spotkaliśmy się w Kuźnicach by wyruszyć na rozgrzewającą 45minutową trasę do jaskini. | ||
+ | Chwila relaksu i zaczynamy… Jednak szybko okazało się że świąteczna atmosfera przesłoniła większości jasność umysłu. Mapę miał tylko Mateusz, szkic jaskini Tadek, liny i karabinki rozdzielaliśmy przy otworze, okazało się też że mało kto czytał opis, miał zegarek czy nożyk… Generalnie nasz instruktor udzielił należytych uwag słownych i ruszyliśmy do dziury. Jaskinia łatwa i przyjemna. Pierwszy próg i początek wielkiego komina zaporęczowałem ja, następnie resztę wywspinał Sebastian. Pierwsze moczenie spotkało nas w wielkim korytarzu. Woda była mniej więcej do kolan. Chwilę później znaleźliśmy się przy wiszącym jeziorku które miało maksymalny stan wody. Zaczęliśmy je lewarować i rozpoczęła się dyskusja co dalej. Nastroje na dalszą wycieczkę były złe. Mi osobiście nie chciało się nawet rozbierać bo myślami leżałem już pod świąteczną choinką. Reszta chyba niechętnie widziała się pół nago w tej kilkustopniowej wodzie. No ale wszystko zmienił Mateusz który wziął się spakował i zwyczajnie poszedł pierwszy. Kilka minut później już wszyscy gotowi po kolei zaliczyli rozbudzającą kąpiel. Przeżycie dramatyczne, nie polecam nikomu, zdecydowanie najlepszą opcją jest po prostu zrobić to przy wyłączonych czołówkach. Dalej poszliśmy w kierunku korytarza z zapałkami, jeszcze po drodze ja z Michałem pocisnęliśmy się w całkiem ciekawy wypełniony kałużami i błotem korytarzyk z mała studzienką ale zawróciliśmy po konsultacji. Korytarzyk bardzo ciekawy choć ja musiałem przejść pod jedną z zapałek. Następnie czekał nas zjazd nad jeziorkiem do którego na kursie wpadł Buli i jeszcze trochę wycieczki do mniej więcej partii Krakowskich i powrót. | ||
+ | Cała akcja około 6h, wykonanie pozostawiło wiele do życzenia, ale myślę ze do końca kursu się wszyscy ogarniemy a i ósemki też nam będą lepiej wychodzić! Po wszystkim jeszcze część z nas wybrała się na obiad, niestety okazało to wycieczkę na Krupówki no ale nikt nie mówił że będzie łatwo. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Wys. - Zawratowa Turnia + skitury|<u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas, Paweł Szołtysik (był na Kasprowym), Speleoklub Bielsko Biała - Jerzy Ganszer, Michał Ganszer, Zofia Gutek, Jerzy Pukowski (operował na dole)|21 12 2013}} | ||
+ | |||
+ | Odbyliśmy przepiękną skiturę po klasycznej trasie Kuźnice – Zawrat – 5 Stawów - Roztoka – Palenica w niemal wymarzonych (może mogło by być więcej śniegu ale i tak nie było źle) warunkach pogodowych. Wystartowaliśmy z Kuźnic (tu spotkaliśmy Mateusza Golicza wybierającego się z kursantami do jaskini Kasprowej Niżnej) niebieskim szlakiem przez Boczań początkowo na nartach. W lesie jednak sporo kamieni więc narty wędrują na plecy. Zakładamy je powyżej lasu. W Murowańcu mała przekąska (tu z kolei spotykamy naszą byłą kursantkę Małgosię Stolarek) a dalej na Zawrat a Paweł na Kasprowy Wierch skąd zjechał Goryczkową do Zakopca. Generalnie warunki w żlebie łagodnie mówiąc średnie, na pewno kiepskie do zjazdu. Dolina 5 Stawów zalana słońcem. Zosia oddaje się opalaniu a męska czwórka na lekko bez nart najpierw po stromych śniegach a potem skalistą grańką wychodzi na szczyt Zawratowej Turni (2247), która jest zwornikiem z granią Kościelców. Z Zawratu już na nartach pędzimy w dół po różnych śniegach lawirując pomiędzy kamieniami co czasem wymaga trochę zastanowienia. Niesamowitym przeżyciem jest pokonanie Wielkiego Stawu po wypolerowanym przez wiatr i przeźroczystym lodzie, twardym jak skała. Ciężko się odbić kijkami na szczęście wiejący w plecy wiatr ułatwiał sprawę. Chodzenie po tym lodzie to tak jak po szybie pod którą jest czarna głębia, doprawdy irracjonalny widok. Po krótkim odpoczynku w pustawym schronisku zjeżdżamy dość stromym żlebem „przez śmietnik” (tr.2) do doliny Roztoki. W dolinie są wyśmienite warunki. Szybko mykamy do Wodogrzmotów a dalej zaśnieżoną drogą ciągle na nartach do aut w Palenicy (Paweł i Jurek podjechali po nas z Zakopca). | ||
+ | |||
+ | Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FPrzezZawrat | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Wys. - wycieczka w okolicach Hali Gąsienicowej|<u>Gosia Stolarek</u>|21 12 2013}} | ||
+ | |||
+ | W ramach „terapii górami”, a jak się później okazało, również przy udziale „terapii słońcem”, korzystając z wolnego miejsca w panterce Bulego, zrealizowałam niewymagjącą traskę. Niebieskim szlaczkiem, przez Boczeń, trochę oblodzonym w początkowym leśnym odcinku, później już tylko pięknie wydeptaną ścieżynką w zalegającym śniegu, dostałam się do Murowańca. Tam krótka przerwa na kawę, z perspektywą, że za godzinę, może półtorej będę spowrotem, gdyż w planach tylko Czarny Staw i niewymagąjący spacer dolinką Gąsienicową. Oczywiście widoki jakie zostały mi zaserwowane tylko wzmogły ochotę na więcej i więcej i na Czarnym się nie skończyło....:D Piękny błękit nieba, słońce zalewające wszystko dookoła, dumne turnie oświetlone jego blaskiem, Kościelec przyozdobiony welonem z obłoków, brak tłumu i przyjemna dla ciała temperatura niezwykle skutecznie przekonują mnie, że godzinny spacer na Kasprowy nie jest lekkomyślny, a wręcz obowiązkowy. Podejście faktycznie trudne nie było - wydeptany szlak, nie ślisko. Tylko na górze, ta przeogromna ilość narciarzy i „turystów” szybko zmusza mnie do obrania drogi ewakuacyjnej i odwrotu – proszę jak najdalej od tłumów. Początkowo zamierzam wrócić przez Myślenickie Turnie i połączyć się z ekipą jaskiniową, ale zielony szlaczek z góry nie wygląda zbyt przyjaźnie. Szybka kalkulacja i postanawiam zjechać w dół kolejką (dla bezpieczeństwa), a czas spożytkować na kontemplację widoków, w ustronnym miejscu, które w tym dniu są niezwykle przemiłe dla oka. Szybko jednak i ten pomysł odrzucam – bo jak można zapłacić za zjazd kolejką w dół 45 zeta - cóż górale i te ich dutki. Nie zastanawiając się już dłużej, postanawiam wrócić tak jak przyszłam. Biegiem w dół,do Przełęczy Między Kopą, potem dla odmiany żółtym szlaczkiem, doliną Jaworzynki do Kuźnic. Tam przy pysznej kawusi wyczekuję przyjścia ekipy eskploracyjnej i niestety...powrót na Śląsk, który po powrocie jakoś mniej szary. Jak może być inaczej, gdy za mną dzień pełen słońca, błękitu i pięknej tatrzańskiej przyrody w zimowej scenerii, nawet kosztem pobudki o 3,45 i niewysprzątanego mieszkania na Święta. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zachodnie - Kondracka Przełęcz|<u>Mateusz Golicz</u>|15 12 2013}} | ||
+ | Wycieczka inspirowana Furkiem, który poprzedniego dnia wybrał się na Kopę Kondracką. Szybkie podejście i szybki zjazd. Warunki śniegowe, o dziwo, bardzo dobre (miękko!). Zima! | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Wysokie - Nocne foki|<u>Mateusz Golicz</u>, Marek Wierzbowski (UKA)|14 12 2013}} | ||
+ | Podejście na Kasprowy Wierch w świetle księżyca. Świetna widoczność, brak wiatru, dobry śnieg. Romantyka. Większość czasu bez użycia czołówek (również ok. 1/3 zjazdu!). | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Jura - jaskinia Racławicka|<u>Asia Przymus</u>, Tadek Szmatłoch, Artur Szmatłoch, Grzegorz Szczurek, Sebastian Podsiadło, Michał Chowaniec|14 12 2013}} | ||
+ | |||
+ | Przez konieczność dojechania do Chorzowa, gdzie spotkałam się z Sebastianem, dzień zaczął się dla mnie bardzo wcześnie. Z Tadkiem i resztą umówiliśmy się na stacji w Sławkowie, skąd do Racławic jechaliśmy już razem. Zaparkowaliśmy przy bocznej drodze, a po śniadaniu i szybkim przebraniu się ruszyliśmy pod otwór. Po około 15 min otwieraliśmy kratę na wejściu do jaskini. | ||
+ | |||
+ | Zjazd na dno był bardzo szybki. Już w pierwszej salce spotkaliśmy się z naciekami, zapewne wcale nie niezwykłymi dla większości grotołazów, jednak dla mnie i Sebastiana, były nowością, przynajmniej te, które się ostały. Druga sala o wiele większa i z pozoru mniej ciekawa, po dokładniejszych oględzinach odkryła przed nami jeszcze ciekawszą szatę naciekową. W pierwszym momencie można było zauważyć, że jest zawaliskowa, ale po wciśnięciu się w różne zakamarki można było natrafić przynajmniej na stalaktyty, - mity,- gnaty, ale też na różnego rodzaju rureczki, polewy, pola ryżowe a nawet małe kryształki ! i inne, których nazw jeszcze nie znam L. W czasie kiedy ja penetrowałam wszystkie kąty, chłopcy zaporęczowali wejście do Czeskiego Korytarza i mogliśmy zobaczyć salkę, która znajduje się na jego końcu – z pewnością najładniejszą w całej jaskini. Było w niej jeszcze więcej różnych form nacieków, większość wyglądała jak miniaturki, ciekawostką były połamane stalaktyty, które już zaczynały się odbudowywać. | ||
+ | |||
+ | Od tego momentu zaczęliśmy odwrót, pogoda po wyjściu słoneczna, a my rozgrzani po jaskini nawet nie czuliśmy chłodu, drugie śniadanie jedliśmy w koszulkach, mimo, że było w okolicy 0st C. Akcja odbyła się sprawnie i szybko, tak że zdążyliśmy na obiady do domów. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Łutowiec - szkolenie "kartowanie jaskiń"|Kadra: <u>Mateusz Golicz</u> (RKG), Jacek Szczygieł (KKS), Michał Ciszewski (KKTJ), Krzysztof Najdek (WKTJ), kierownik bazy: Małogrzata Borowiecka (WKTJ) oraz ponad 20 kursantów|07 - 08 12 2013}} | ||
+ | Druga grupa. Szkolenie o dokładnie takiej samej treści programowej, jak to, które miało miejsce tydzień wcześniej. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - wycieczka skiturowa pod Soszowy|<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik|08 12 2013}} | ||
+ | |||
+ | Tym razem z Jawornika podchodzimy pustą (sezon narciarski ma się tu zacząć 12 grudnia), dośnieżaną nartostradą pod Soszów Wlk.. Dalej fragmentem głównego szlaku beskidzkiego przez Soszów Mł. zjeżdżamy na przełęcz Beskidek. Stąd krótkie podejście w stronę Czantorii i na przełaj najpierw przez las a potem przez dużą polanę do stoku zjazdowego Kiczera. Stok "tylko dla nas" ponieważ i tu dopiero wszystko ruszy później. Mamy więc piękny zjazd niemal do auta. | ||
+ | |||
+ | Tu kilka zdjęć z trasy: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FSoszow | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - wycieczka skiturowa na Grabową|<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik|01 12 2013}} | ||
+ | |||
+ | Pierwszy w tym sezonie krótki wypad skiturowy. Z Szczyrku wychodzimy na przełaj po dość głębokim śniegu na Grabową (917), dalej przedeptanym szlakiem to jadąc to podchodząc na Salmopol. Potem zjazd stokiem narciarskim a dalej szlakiem do auta. Śniegu nawet dość dużo lecz brak podkładu sprawia, że w zjeździe można trafić na kamienie lub korzenie. | ||
+ | |||
+ | Tu kilka fotek: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FGrabowa | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Łutowiec - szkolenie "kartowanie jaskiń"|Kadra: <u>Mateusz Golicz</u> (RKG), Paweł Ramatowski (STJ KW Kraków), Darek Lubomski (SKTJ), kierownik bazy: Karolina Filipczak (STJ KW Kraków) oraz ponad 20 kursantów|30 11 - 1 12 2013}} | ||
+ | Z ramienia KTJ PZA zorganizowałem szkolenie z zakresu kartowania jaskiń. Przekazywane treści obejmowały podstawy kartowania, szkicowanie na papierze, obróbkę danych pomiarowych, wykorzystanie dedykowanych programów komputerowych do przetwarzania danych i rysowania gotowych planów oraz pomiary w systemie całkowicie elektroncznym tj. z wykorzystaniem dalmierza laserowego distoX oraz palmtopa. Bazą szkolenia była szkoła w Łutowcu, zaś zajęcia terenowe odbyły się w jaskiniach: Ostrężnickiej, Kryształowej, Trzebniowskiej oraz Ludwinowskiej. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Pilsko - spacer|<u>Mateusz Golicz</u>|23 11 2013}} | ||
+ | W dolinach mgła i szarości, a w górach - piękna pogoda. Przez Byka wchodzę na wierzchołek Pilska, a potem spędzam parę godzin w schronisku na Hali Miziowej na czytaniu książki. Powrót wzdłuż tras narciarskich (śniegu, póki co, kompletnie brak). Ludzi niewiele. | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Nowy Bytom - udział w LAWINACH'2013|przez MCK przewinęli się osoby z klubu bądź związane z naszym klubem - Ryszard Widuch, <u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas, Darek Rank, Karol Jagoda, Teresa Szołtysik, Tadek Szmatłoch, Basia Szmatłoch, Aga Szmatłoch, Tomek Szmatłoch, Tomasz Jaworski, Asia Jaworska, Pacyfa, Joanna Przymus, Janusz Dolibog z Jolą, Heniek Tomanek, Paweł Szołtysik, Kasia Jasińska, Maciek Dziurka, Wojtek Orszulik, Ewa Orszulik, Wojtek Wyciślik, Bianka Witman-Fulde, Zygmunt Zbirenda, Ola Rymarczyk, Wojciech Rymarczyk|22, 23, 24 11 2013}} | ||
+ | |||
+ | W MCK w Nowym Bytomiu odbyły się kolejne LAWINY a w nich szereg filmów i prezentacji związanych z wszelką działalnością górską. Jak zwykle wszystkie były bardzo ciekawe. Z naszego klubu Agnieszka Szmatłoch przygotowała film "Tam i nazod" o wypadzie do Rumunii, Damian Szołtysik "Przez góry i dziury trzech kontynentów" o górskich i jaskiniowych aspektach wyprawy dookoła świata oraz Kamil Szołtysik filmik o Nepalu. Punktem kulminacyjnym była ciekawa prelekcja Artura Małka o zimowym zdobyciu Broad Peak. W ostatnim dniu nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu fotograficznego, w którym pierwsze miejsce zdobyło zdjęcie Agnieszki Szmatłoch, z kolei Tadek Szmatłoch otrzymał nagrodę publiczności. Ponadto kilka osób z Nocka wylosowało nagrody rzeczowe. | ||
+ | |||
+ | Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FLawiny | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Wirek - warsztaty wspinaczkowe dla dzieci|obsługa z RKG - Ryszard Widuch, <u>Damian Szołtysik</u>, Łukasz Pawlas, Daniel Bula; Dariusz Rank, Karol Jagoda, Tadek Szmatłoch , Basia Szmatłoch, Agnieszka Szmatłoch z kolegą, Joanna Przymus, Łukasz, Sebastian, Artur Szmatłoch, Hołek, Tomasz Zięć, Krzysztof Atamianiuk, Pacyfa z Marcinem, UKS "Gimnazjum 7" - Adam Witkowski, Kamil Grządziel|23 11 2013}} | ||
+ | Na ściance wspinaczkowej w Gimnazjum nr 7 w Rudzie Ślaskiej Wirku w ramach "LAWIN" przeprowadziliśmy warsztaty wspinaczkowe dla dzieci szkół podstawowych. Zgłosiło się 25 dzieci, którzy przybyli z nauczycielami i rodzicami. Podzieleni na 4 zespoły ćwiczyły wspinaczkę "na wędkę", zapoznawali się z sprzętem jaskiniowo-alpinistycznym, uczyli się węzłów oraz bawili się pipsami (poszukiwanie "zaginionego" pipsa). Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy pomogli przy organizacji tej imprezy. | ||
+ | |||
+ | Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FWarsztaty-wspin | ||
+ | |||
+ | Tu relacja z TV Sfera: http://www.sferatv.pl/vod/sportowy-wywiad/audycje/14-sportowy-wywiad.html | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|SPELEOKONFRONTACJE w Podlesicach|z RKG byli: <u>Mateusz Golicz</u>, Agnieszka Szmatłoch, Daniel Bula; widziano także Macieja Dziurkę|16 - 17 11 2013}} | ||
+ | Konkurs wygrał Michał Ciszewski, filmem o Luo Xi Tiankeng - studni, którą eksplorowaliśmy na wyprawie do Chin. Picos 2013 dostało nagrodę publiczności. Co ważne, wyprawa Wałbrzycha do Turcji dostała po raz pierwszy wręczaną nagrodę za osiągnięcie eksploracyjne (niezależnie od zgłoszonej prezentacji). Jeśli chodzi o inne sprawy, wspaniałą atmosferę itd. to kto wie, może znajdzie się inny chętny do napisania czegoś więcej? | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Śl. - do jaskini Alibaby w Klimczoku|<u>Damian </u>, Teresa Szołtysik|17 11 2013}} | ||
+ | |||
+ | Korzystając z okazji pobytu w Szczyrku idziemy zobaczyć do jaskini Alibaby w Klimczoku. Otwór znajduje się nieopodal szczytu. Daleko jednak nie idę nie tylko ze względu na brak kasku czy kombinezonu. Po prostu jest wrażenie jakby za chwilę wszystko miało się zawalić. Staram się nie ruszać żadnych kamieni i zwiedzam tylko boczną salkę. Ciasno. Mimo krótkiego pobytu w dziurze wychodzę nie źle ubrudzony. Wycieczka jednak udana bo pogoda była boska. | ||
+ | |||
+ | Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FAlibaba | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Beskid Żywiecki - trekking|<u>Dariusz Rank</u>|16 11 2013}} | ||
+ | |||
+ | Koło godziny 8:15 wysiadam z pociągu na stacji Rycerka i kieruje się w stronę czarnego szlaku z Rycerki Dolnej na Przegibek. Po drodze muszę jeszcze znaleźć jakiś sklep, bo przygotowane przeze mnie na drogę kanapki zostały leżąc sobie w kuchni. Na szczęście w miarę szybko trafiam na otwarty spożywczy i uzupełniam zapasy. Wkrótce potem jestem na początku czarnego szlaku. Na kierunkowskazie widnieje napis: „PTTK Przygibek – 3h” Ruszam przed siebie. | ||
+ | Prognozy ICM zapowiadały na dzisiaj duże mgły w godzinach porannych i w nocy. Faktycznie, cały czas widoczność nie najlepsza. Zastanawiam się tylko, czy zalegają jedynie w dolinach, czy sięgają szczytów. Po cichu liczę, na jakąś inwersję i morze mgieł ze szczytu. | ||
+ | Początek czarnego szlaku prowadzi przez rozjeżdżone jakimiś maszynami rolniczymi tereny. Dochodzę do rozwidlenia dróg – jedna mniej wyraźna skręca w lewo, druga prowadzi prosto wzdłuż potoku „Zimna Woda” Idę na wprost, bardziej narzucającą się ścieżką, jednak gdy po 10 min nadal nie widać żadnego szlaku, wyciągam mapę. Okazuje się, ze powinienem jednak skręcić w lewo. Szybki nawrót i obieram właściwy kierunek. | ||
+ | Szlak pnie się dość stromo w górę szybko zdobywając wysokość. Mam wrażenie, że mgła staje się coraz gęstsza, a wkrótce dostrzegam prześwitującą przez nią kulę słońca. Endorfiny zaczynają buzować we krwi. Już wiem co mnie czeka, wiem, ze za moment wyjdę ponad morze mgieł. Jeszcze tego nie widzę, a już łza szczęścia kręci się gdzieś w oku. Taki widok, to jeden z piękniejszych momentów, które można zastać w górach, nawet w naszych niby niczym nie wyróżniających się Beskidach Tu, gdzieś na wysokości 800 m n.p.m. wyłaniam się ponad zalegające w dolinach białe mleko, teraz mam nad sobą już tylko błękitne niebo, a pod sobą białe morze szczelnie zalewające wszystkie leżące dookoła doliny. Mam mieszane uczucia, z jednej strony, to jeden z tych momentów, dla których warto chodzić w góry, z drugiej jednak wiem, że ta sama mgła wieczorem może znacznie uprzykrzyć mi życie. Zdaje sobie sprawę, że ostatni odcinek szlaku przyjdzie mi schodzić w świetle czołówki. Jeżeli jednak mgła będzie bardzo gęsta prawdopodobnie będę musiał zostać na noc w schronisku. | ||
+ | Po jakimś czasie osiągam szczyt Praszywki Wielkiej (1043 m. n.p.m.). Znowu ścieżka się rozwidla i znowu nie ma żadnych znaków. Logiczne wydaje się iść prawym wariantem, ale po paru krokach wracam się w lewo, bo z mapy wychodzi, że to jednak w tym kierunku powinienem iść. Ten wariant po paru krokach jednak sprawia wrażenie, jakby schodził całkiem w doliny, więc wracam z powrotem na prawe rozwidlenie. Idę szeroką polaną grzbietową. Wkrótce szeroka ścieżka rozwidla się na kilka węższych, a znaku jak nie było tak nie ma. Wychodzi na to, ze mapa chyba miała rację, i należało iść w lewo. Cóż, ponownie wracam na szczyt Praszywki. Oznakowanie nie najlepsze, i nie wróży to dobrze mojemu nocnemu zejściu z gór. Po drodze dostrzegam jeszcze jakiś krzyż na sąsiednim szczycie. Sprawdzam to na mapie – tak, to najprawdopodobniej Krzyż Jubileuszowy Ziemi Żywieckiej na Bendoszce Wielkiej. W dodatku kierunek by się zgadzał. Tylko takie strome zejście, a potem jeszcze bardziej strome podejście ? No cóż, próbujemy... | ||
+ | Schodzę ostro na przeł. Przysłop Potócki, gdzie na Studenckiej Bazie Namiotowej wpada mi w oko bardzo ciekawy okaz barometru w postaci gwoździa zwisającego na sznurku (zdjęcie: https://plus.google.com/photos/102775316560077977764/albums/5883036113561781489/5947313104044461906?banner=pwa&authkey=CLyp0quQ4CLyp0quQ44TmyAE&pid=5947313104044461906&oid=102775316560077977764). Chyba najtańszy, i najbardziej niezawodny barometr świata Teraz jeszcze tylko strome podejście na szczyt Bendoszki, które jednak okazało się mniej straszne niż wyglądało to z daleka. Na Bendoszcze jem drugie śniadanie z widokiem na Rozsutca i Małą Fatrę. Potem jeszcze rzut oka na panoramkę z pod krzyża na Bendoszcze i zejście do schroniska na Przegibku. Do schroniska nie zaglądam, idę od razu dalej w kierunku szlaku granicznego prowadzącego na Wielką Rycerzową, najwyższego punktu tej wycieczki (1226 m. n.p.m.). Sam szczyt u mnie na mapie zaznaczony jest jako punkt widokowy, ale poza widokiem na różne drzewa iglaste, innych widoków cieżko się doszukiwać. Piękny widok na Beskidy i zaśnieżone Tatry w tle pojawia się za to na zejściu ze szczytu do Bacówki na Rycerzowej. | ||
+ | W Bacówce zatrzymuję się by chwilę odpocząć. Temperatura trochę już spadła, ale mgieł na razie nie widać, ani tutaj ani niżej w dolinach, więc w promieniach zachodzącego słońca ruszam czerwonym szlakiem do Rycerki. Złocista kula słońca za moimi plecami zniża się już ku horyzontowi i przybiera coraz bardziej purpurowy odcień. Według szlakowskazu, zostało mi jeszcze 3h, czyli ok. 2h przyjdzie mi pokonać po zmierzchu. | ||
+ | Jednak zanim słońce uprzykrzyło mi życie chowając się całkiem za widnokręgiem postanowiło się godnie pożegnać. Za Jaworzynką wychodzę na odsłonięty grzbiet a mym oczom ukazuje się jeden z piękniejszych spektakli jakie do tej pory widziałem. Niebo nad górami mieni się tyloma kolorami i jest tak intensywne, że chyba dużo się nie pomylę, jeżeli napiszę, że to najpiękniejszy zachód słońca jaki do tej pory widziałem. | ||
+ | Idziemy teraz szeroką ścieżką, co chwilę przystając i oglądając się za siebie, w kierunku tego, co rysuje się właśnie na niebie. Jest pięknie, jak w bajce. Chciałoby się, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Wkrótce jednak kolory bledną, a ja wchodzę znowu w jakiś las, którym przedostaję się do przysiółka Młada Hora. Siadam na ławce pod jakąś starą, niezamieszkałą już chałupką żeby coś przekąsić, wyciągnąć czołówkę, zapasowe baterie, i przygotować się do dalszej drogi. | ||
+ | Teraz moje tempo trochę maleje. Ścieżka jest co prawda szeroka, (prowadzi tędy zresztą również szlak rowerowy) i na szczęście dobrze oznakowana, więc ciężko się zgubić nawet po ciemku. Drogę utrudnia jednak wszechobecne błoto. W słońcu dziennym czasem ciężko było je obejść. Teraz, gdy nie widać, czy to szare to błoto czy zwykła ścieżka, idzie się dużo wolniej i ostrożniej. Wkrótce widzę po lewej zarys wyciągu narciarskiego. On miał być pewnego rodzaju alternatywą w zejściu do „cywilizacji”, ale że warunki pogodowe mam idealne, postanawiam zejść do samej Rycerki czerwonym szlakiem. Zawsze to przyjemniejsze, niż strome zejście wzdłuż wyciągu i marsz z buta kilka kilometrów utwardzoną droga przez Rycerkę. Powolnym tempem o godzinie 19:15 docieram więc szlakiem do stacji PKP Rycerka. Jakieś 15 min po mnie schodzą z gór kolejni turyści. Pociąg powrotnym mam dopiero za godzinę. Tym samym w domu jestem dopiero koło 23:50 | ||
+ | Trochę statystyk z trasy: http://www.endomondo.com/workouts/269772989/12725873 | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd|CHINY - centralna wyprawa KTJ PZA do jaskiń w okręgu Wendou, prowincja Hubei|KKTJ: Andrzej Ciszewski (kierownik wyprawy), Michał Ciszewski, Ewa Wójcik, Bartosz Berdel; STJ KW Kraków: Tomasz Pawłowski, Paweł Ramatowski; SŁ: Tomasz Olczak; SC: Jerzy Zygmunt; RKG: <u>Mateusz Golicz</u> oraz niezrzeszeni: Natalia Brede i Kaja Kałużyńska w roli tłumaczek, He Duanyong, jego przyjaciel Guo, a także nasz ulubiony kierowca, Wang Shifu|11 10 - 10 11 2013}} | ||
+ | Krótko mówiąc, było świetnie. Szerszy opis na pewno powstanie, ale z czasem. | ||
+ | |||
+ | |||
+ | {{wyjazd| WŁOCHY: Ferentillo + Sperlonga - wspinanie|<u>Damian Żmuda</u>, Karol Jagoda |26 10 - 10 11 2013}} | ||
+ | |||
+ | Opis w trakcie realizacji | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zach. - trawers jaskini Czarnej przez partie Królewskie|<u>Damian Szołtysik</u>, Jan Kieczka, Robert Guzik (os. tow.) |10 11 2013}} | ||
+ | |||
+ | Tatry przyprószone śniegiem. Początkowo w deszczu a potem już w dobrej pogodzie osiągamy główny otwór. Niespodzianką jest brak kraty w otworze, po prostu gdzieś znikła. Wchodząc do dziury nadchodzi jeszcze za nami jakaś grupa kursowa. Jasiu nadal w świetnej formie tnie wszystkie progi i prożki jak przecinak. Niemiła niespodzianka to zalane "bajoro". Aby przejść trzeba by się było całkowicie zamoczyć. Wybieramy więc wariant przez zjazd studnią Imieninową. Po 6,5 godzinach wychodzimy północnym otworem jak krótki listopadowy dzień miał się ku końcowi. Fajnie się schodziło lecz Jasiu przypomniał sobie o zostawionym przy otworze krollu. Zalicza jeszcze bieg powrotny pod otwór (a byliśmy już w pobliżu dol. Miętusiej). Przed wyjazdem zostajemy jeszcze zaproszeni do państwa Galiców na kolację i spełnieni wracamy do domu. | ||
+ | |||
{{wyjazd|Beskid Makowski - przez Pasmo Jałowieckie na MTB|<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik|27 10 2013}} | {{wyjazd|Beskid Makowski - przez Pasmo Jałowieckie na MTB|<u>Damian</u> i Teresa Szołtysik|27 10 2013}} | ||
Linia 10: | Linia 118: | ||
Zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FBirow-2013.10.27 | Zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FBirow-2013.10.27 | ||
+ | |||
+ | {{wyjazd|Tatry Zachodnie - kursowa akcja do Jaskini Pod Wantą|kursanci - <u>Łukasz Majewicz</u>, Joanna Przymus, Sebastian Podsiadło, Ryszard Widuch (instruktor), Daniel Bula|25-26 10 2013}} | ||
+ | |||
+ | Kolejny, a dla mnie dopiero drugi wyjazd kursowy miał na celu jaskinię pod wantą. Standardowo nocleg w Kirach lecz tym razem z rozśpiewanymi i pijanymi studentkami w pokoju obok. Około godziny 00:30 czyli jakieś pięć minut po skończonych balladach na cześć solenizantki jedna z sąsiadek odwiedziła nas żeby oznajmić iż „ludzie już śpią więc powinniśmy być ciszej”. No cóż, załamani i zmieszani z błotem zasnęliśmy żeby wypocząć przed akcją. Start o 6 rano nie był zbyt uciążliwy. Pogoda dopisała, słońce i temperatura bardziej wakacyjne niż jesienne dodawały sił na ponad 4 godzinnym podejściu. Przed wejściem potrzeba oddalenia się na stronę ujawniła TOPRowską kamerę do monitoringu zwierząt skierowaną na sam otwór jaskini… Po krótkim odpoczynku ostatnie przygotowania i do dziury. Pierwszy zjechał Sebastian poręczując 2 odcinki linowe po ok 30 każdy. Mi przypadła studnia „dzwon” czyli moja pierwsza w życiu 50tka. Nie wiem czy wszyscy tak mieli ale dla mnie było to dość intensywne przeżycie, nie wspominając o powrocie. Ostatnią część zaporęczowała Asia. W okolicach dna biegnie jeden wysoki komin w którego stropie zobaczyliśmy… zaklinowany ponad 10m szerokości głaz. Robi wrażenie. Całość pokonaliśmy w czasie 3,5 godzin i korzystając nadal z dobrej pogody w szybkim tempie wróciliśmy do schroniska. | ||
+ | Długo jeszcze mógłbym gloryfikować naszego wspaniałego instruktora Ryśka i jakże pomocną asystę | ||
+ | Buliego ale nie wolno przesadzać… | ||
+ | |||
+ | http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2013/Pod-Wanta-10.2013 | ||
{{wyjazd|Tatry Zachodnie - spacer na Chudą Przełęcz|Asia Jaworska, <u>Ola Rymarczyk</u>|25-26 10 2013}} | {{wyjazd|Tatry Zachodnie - spacer na Chudą Przełęcz|Asia Jaworska, <u>Ola Rymarczyk</u>|25-26 10 2013}} |
Aktualna wersja na dzień 21:12, 15 paź 2014
Kłodnica - "klubowy" Sylwester
Spontaniczna impreza w ostatniej chwili i w ostatnich chwilach 2013 u Basi i Tadka Szmatłochów. Przewspaniała zabawa z akcentem na Lambada. Aga zrobiła mnóstwo zdjęć, tu niektóre z nich: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FSylwester
Beskidy: Węgierska Górka – Barania – Skrzyczne – Łodygowice
Wyjazd miał być rodzinny ale ostatecznie pojechałem sam. Autobusem na Ligotę i dalej pociągiem. Pierwsza niespodzianka – pociąg przyspieszony, nie zatrzymuje się w Cięcinie tylko w samej Węgierskiej Górce. Był w WG o 8:08 a w planie była Masza św. w Cięcinie o 8:30. Wg znaku niedaleko dworca do kościoła 2,5km. Wieś, czyli wszystkie auta na tej drodze o tej porze jechały w to samo miejsce. Złapać stopa… gdyby nie to że nikt nie pomyślał że gościu z w moro i z plecakiem może iść do kościoła… Wszyscy pokazywali że jadą blisko – ostatecznie podbiegłem. Było chyba trochę bliżej niż na znaku. Po Mszy i wysłuchaniu planu kolęd, z zaznaczeniem jakie rodziny, który ksiądz, jakiego dnia odwiedzi (20 minut), o 9:40 ruszyłem spod kościoła. Na dole zero śniegu i wietrzna pogoda z dużym zachmurzeniem. Powyżej 1000mnpm śniegu coraz więcej, szczególnie na ścieżce biegnącej w lekkim zagłębieniu. 11:40-12:00 drugie śniadanie na Hali Radziechowskiej. Wietrznie i mało widokowo choć jeszcze poniżej chmur. 12:12 Magurka Radziechowska, 12:30 Magurka Wiślańska. Tutaj już widoczność coraz słabsza. 13:10-13:20 Barania Góra. Wieżę widokową dostrzegłem będąc od niej około 30m. Szlak na Baranią w dużej części zaśnieżony, szczególnie końcówka, za to na samym szczycie śniegu mniej. Powrót na Magurkę Wiślańską o 13:50. Dalej, aż do Malinowskich Skał (14:40-14:50) cały czas mokry ale dość dobrze przedeptany śnieg. Po za jedną niespodzianką zaraz za Magurką – jedna sekunda i obie nogi powyżej kolan w śniegu, a raczej w kałuży która była pod śnieżną skorupą. Dalej już tylko wspomnienie suchych spodni i butów… Od Malinowskich Skał znacznie lepsza widoczność (chmury się podniosły) i śnieg już tylko na zagłębionej ścieżce, po bokach zero śniegu. Małe Skrzyczne 15:25, Skrzyczne 15:50 i dalej przy świetle czołówki, czerwonym szlakiem w kierunku Buczkowic i zejście na asfalt do osady Godziszka (17:10). Do dworca 7km i… niespodzianka. Na zadupiastej, ciemnej drodze spod domów ruszają dwa auta. Machnąłem ręką bez nadziei że ktoś zatrzyma się ubłoconemu „dzikusowi” z latarką na czole i nożem przy nodze (może lepiej że było ciemno bo nie było widać). Ku mojemu zdziwieniu jedno z aut zatrzymało się. Pani Kierowca (jadąca z Mężem) stwierdziła, że jedzie tylko pod kościół (jakieś 2km) ale dała się przekonać, że zawsze to coś. Przy kościele Mąż zdecydował że w ramach końcowo rocznego dobrego uczynku zawiozą mnie na sam dworzec. Znalazłem się tam 2 minuty przed pociągiem. Po drodze jeszcze zaprosili mnie na herbatę, jeśli znowu tam będę. Po porannym biegu do kościoła takiego zakończenia raczej się nie spodziewałem. Ludzi na szlaku mało. Trasa przyjemna, pewnie byłaby dość widokowa, ale tym razem oglądałem głównie chmury.
Tatry Zachodnie - Pośrednia Salatyńska Przełęcz
Podchodzimy wzdłuż wyciągów, a potem po twardym śniegu na Przełęcz. Na zjeździe jedna narta mi się wypina w momencie, kiedy zupełnie nie było to potrzebne. Krótko później, druga narta nie wypina mi się w momencie, kiedy było mi to bardzo potrzebne. Ot, lekkie wiązania TLT. No i "lekkie skręcenie" stawu skokowego, a także naciągnięte więzadło w kolanie. Zjechałem o własnych siłach. Stabilizacja obydwóch stawów na dwa tygodnie; ponadto, ortopeda zaleca przez jakiś czas nie przesadzać zbytnio z ich używaniem, np. - powiedzmy - z chodzeniem.
Tatry - kurs w Kasprowej Niżniej
Kolejny dla kursu ale pierwszy zimowy wyjazd miał na celu jaskinię Kasprową Niżną. W ostatniej chwili okazało się że Rysiek miał mały wypadek w pracy i przejął nas Mateusz rezygnując z wycieczki skiturowej. Spotkaliśmy się w Kuźnicach by wyruszyć na rozgrzewającą 45minutową trasę do jaskini. Chwila relaksu i zaczynamy… Jednak szybko okazało się że świąteczna atmosfera przesłoniła większości jasność umysłu. Mapę miał tylko Mateusz, szkic jaskini Tadek, liny i karabinki rozdzielaliśmy przy otworze, okazało się też że mało kto czytał opis, miał zegarek czy nożyk… Generalnie nasz instruktor udzielił należytych uwag słownych i ruszyliśmy do dziury. Jaskinia łatwa i przyjemna. Pierwszy próg i początek wielkiego komina zaporęczowałem ja, następnie resztę wywspinał Sebastian. Pierwsze moczenie spotkało nas w wielkim korytarzu. Woda była mniej więcej do kolan. Chwilę później znaleźliśmy się przy wiszącym jeziorku które miało maksymalny stan wody. Zaczęliśmy je lewarować i rozpoczęła się dyskusja co dalej. Nastroje na dalszą wycieczkę były złe. Mi osobiście nie chciało się nawet rozbierać bo myślami leżałem już pod świąteczną choinką. Reszta chyba niechętnie widziała się pół nago w tej kilkustopniowej wodzie. No ale wszystko zmienił Mateusz który wziął się spakował i zwyczajnie poszedł pierwszy. Kilka minut później już wszyscy gotowi po kolei zaliczyli rozbudzającą kąpiel. Przeżycie dramatyczne, nie polecam nikomu, zdecydowanie najlepszą opcją jest po prostu zrobić to przy wyłączonych czołówkach. Dalej poszliśmy w kierunku korytarza z zapałkami, jeszcze po drodze ja z Michałem pocisnęliśmy się w całkiem ciekawy wypełniony kałużami i błotem korytarzyk z mała studzienką ale zawróciliśmy po konsultacji. Korytarzyk bardzo ciekawy choć ja musiałem przejść pod jedną z zapałek. Następnie czekał nas zjazd nad jeziorkiem do którego na kursie wpadł Buli i jeszcze trochę wycieczki do mniej więcej partii Krakowskich i powrót. Cała akcja około 6h, wykonanie pozostawiło wiele do życzenia, ale myślę ze do końca kursu się wszyscy ogarniemy a i ósemki też nam będą lepiej wychodzić! Po wszystkim jeszcze część z nas wybrała się na obiad, niestety okazało to wycieczkę na Krupówki no ale nikt nie mówił że będzie łatwo.
Tatry Wys. - Zawratowa Turnia + skitury
Odbyliśmy przepiękną skiturę po klasycznej trasie Kuźnice – Zawrat – 5 Stawów - Roztoka – Palenica w niemal wymarzonych (może mogło by być więcej śniegu ale i tak nie było źle) warunkach pogodowych. Wystartowaliśmy z Kuźnic (tu spotkaliśmy Mateusza Golicza wybierającego się z kursantami do jaskini Kasprowej Niżnej) niebieskim szlakiem przez Boczań początkowo na nartach. W lesie jednak sporo kamieni więc narty wędrują na plecy. Zakładamy je powyżej lasu. W Murowańcu mała przekąska (tu z kolei spotykamy naszą byłą kursantkę Małgosię Stolarek) a dalej na Zawrat a Paweł na Kasprowy Wierch skąd zjechał Goryczkową do Zakopca. Generalnie warunki w żlebie łagodnie mówiąc średnie, na pewno kiepskie do zjazdu. Dolina 5 Stawów zalana słońcem. Zosia oddaje się opalaniu a męska czwórka na lekko bez nart najpierw po stromych śniegach a potem skalistą grańką wychodzi na szczyt Zawratowej Turni (2247), która jest zwornikiem z granią Kościelców. Z Zawratu już na nartach pędzimy w dół po różnych śniegach lawirując pomiędzy kamieniami co czasem wymaga trochę zastanowienia. Niesamowitym przeżyciem jest pokonanie Wielkiego Stawu po wypolerowanym przez wiatr i przeźroczystym lodzie, twardym jak skała. Ciężko się odbić kijkami na szczęście wiejący w plecy wiatr ułatwiał sprawę. Chodzenie po tym lodzie to tak jak po szybie pod którą jest czarna głębia, doprawdy irracjonalny widok. Po krótkim odpoczynku w pustawym schronisku zjeżdżamy dość stromym żlebem „przez śmietnik” (tr.2) do doliny Roztoki. W dolinie są wyśmienite warunki. Szybko mykamy do Wodogrzmotów a dalej zaśnieżoną drogą ciągle na nartach do aut w Palenicy (Paweł i Jurek podjechali po nas z Zakopca).
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FPrzezZawrat
Tatry Wys. - wycieczka w okolicach Hali Gąsienicowej
W ramach „terapii górami”, a jak się później okazało, również przy udziale „terapii słońcem”, korzystając z wolnego miejsca w panterce Bulego, zrealizowałam niewymagjącą traskę. Niebieskim szlaczkiem, przez Boczeń, trochę oblodzonym w początkowym leśnym odcinku, później już tylko pięknie wydeptaną ścieżynką w zalegającym śniegu, dostałam się do Murowańca. Tam krótka przerwa na kawę, z perspektywą, że za godzinę, może półtorej będę spowrotem, gdyż w planach tylko Czarny Staw i niewymagąjący spacer dolinką Gąsienicową. Oczywiście widoki jakie zostały mi zaserwowane tylko wzmogły ochotę na więcej i więcej i na Czarnym się nie skończyło....:D Piękny błękit nieba, słońce zalewające wszystko dookoła, dumne turnie oświetlone jego blaskiem, Kościelec przyozdobiony welonem z obłoków, brak tłumu i przyjemna dla ciała temperatura niezwykle skutecznie przekonują mnie, że godzinny spacer na Kasprowy nie jest lekkomyślny, a wręcz obowiązkowy. Podejście faktycznie trudne nie było - wydeptany szlak, nie ślisko. Tylko na górze, ta przeogromna ilość narciarzy i „turystów” szybko zmusza mnie do obrania drogi ewakuacyjnej i odwrotu – proszę jak najdalej od tłumów. Początkowo zamierzam wrócić przez Myślenickie Turnie i połączyć się z ekipą jaskiniową, ale zielony szlaczek z góry nie wygląda zbyt przyjaźnie. Szybka kalkulacja i postanawiam zjechać w dół kolejką (dla bezpieczeństwa), a czas spożytkować na kontemplację widoków, w ustronnym miejscu, które w tym dniu są niezwykle przemiłe dla oka. Szybko jednak i ten pomysł odrzucam – bo jak można zapłacić za zjazd kolejką w dół 45 zeta - cóż górale i te ich dutki. Nie zastanawiając się już dłużej, postanawiam wrócić tak jak przyszłam. Biegiem w dół,do Przełęczy Między Kopą, potem dla odmiany żółtym szlaczkiem, doliną Jaworzynki do Kuźnic. Tam przy pysznej kawusi wyczekuję przyjścia ekipy eskploracyjnej i niestety...powrót na Śląsk, który po powrocie jakoś mniej szary. Jak może być inaczej, gdy za mną dzień pełen słońca, błękitu i pięknej tatrzańskiej przyrody w zimowej scenerii, nawet kosztem pobudki o 3,45 i niewysprzątanego mieszkania na Święta.
Tatry Zachodnie - Kondracka Przełęcz
Wycieczka inspirowana Furkiem, który poprzedniego dnia wybrał się na Kopę Kondracką. Szybkie podejście i szybki zjazd. Warunki śniegowe, o dziwo, bardzo dobre (miękko!). Zima!
Tatry Wysokie - Nocne foki
Podejście na Kasprowy Wierch w świetle księżyca. Świetna widoczność, brak wiatru, dobry śnieg. Romantyka. Większość czasu bez użycia czołówek (również ok. 1/3 zjazdu!).
Jura - jaskinia Racławicka
Przez konieczność dojechania do Chorzowa, gdzie spotkałam się z Sebastianem, dzień zaczął się dla mnie bardzo wcześnie. Z Tadkiem i resztą umówiliśmy się na stacji w Sławkowie, skąd do Racławic jechaliśmy już razem. Zaparkowaliśmy przy bocznej drodze, a po śniadaniu i szybkim przebraniu się ruszyliśmy pod otwór. Po około 15 min otwieraliśmy kratę na wejściu do jaskini.
Zjazd na dno był bardzo szybki. Już w pierwszej salce spotkaliśmy się z naciekami, zapewne wcale nie niezwykłymi dla większości grotołazów, jednak dla mnie i Sebastiana, były nowością, przynajmniej te, które się ostały. Druga sala o wiele większa i z pozoru mniej ciekawa, po dokładniejszych oględzinach odkryła przed nami jeszcze ciekawszą szatę naciekową. W pierwszym momencie można było zauważyć, że jest zawaliskowa, ale po wciśnięciu się w różne zakamarki można było natrafić przynajmniej na stalaktyty, - mity,- gnaty, ale też na różnego rodzaju rureczki, polewy, pola ryżowe a nawet małe kryształki ! i inne, których nazw jeszcze nie znam L. W czasie kiedy ja penetrowałam wszystkie kąty, chłopcy zaporęczowali wejście do Czeskiego Korytarza i mogliśmy zobaczyć salkę, która znajduje się na jego końcu – z pewnością najładniejszą w całej jaskini. Było w niej jeszcze więcej różnych form nacieków, większość wyglądała jak miniaturki, ciekawostką były połamane stalaktyty, które już zaczynały się odbudowywać.
Od tego momentu zaczęliśmy odwrót, pogoda po wyjściu słoneczna, a my rozgrzani po jaskini nawet nie czuliśmy chłodu, drugie śniadanie jedliśmy w koszulkach, mimo, że było w okolicy 0st C. Akcja odbyła się sprawnie i szybko, tak że zdążyliśmy na obiady do domów.
Łutowiec - szkolenie "kartowanie jaskiń"
Druga grupa. Szkolenie o dokładnie takiej samej treści programowej, jak to, które miało miejsce tydzień wcześniej.
Beskid Śl. - wycieczka skiturowa pod Soszowy
Tym razem z Jawornika podchodzimy pustą (sezon narciarski ma się tu zacząć 12 grudnia), dośnieżaną nartostradą pod Soszów Wlk.. Dalej fragmentem głównego szlaku beskidzkiego przez Soszów Mł. zjeżdżamy na przełęcz Beskidek. Stąd krótkie podejście w stronę Czantorii i na przełaj najpierw przez las a potem przez dużą polanę do stoku zjazdowego Kiczera. Stok "tylko dla nas" ponieważ i tu dopiero wszystko ruszy później. Mamy więc piękny zjazd niemal do auta.
Tu kilka zdjęć z trasy: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FSoszow
Beskid Śl. - wycieczka skiturowa na Grabową
Pierwszy w tym sezonie krótki wypad skiturowy. Z Szczyrku wychodzimy na przełaj po dość głębokim śniegu na Grabową (917), dalej przedeptanym szlakiem to jadąc to podchodząc na Salmopol. Potem zjazd stokiem narciarskim a dalej szlakiem do auta. Śniegu nawet dość dużo lecz brak podkładu sprawia, że w zjeździe można trafić na kamienie lub korzenie.
Tu kilka fotek: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FGrabowa
Łutowiec - szkolenie "kartowanie jaskiń"
Z ramienia KTJ PZA zorganizowałem szkolenie z zakresu kartowania jaskiń. Przekazywane treści obejmowały podstawy kartowania, szkicowanie na papierze, obróbkę danych pomiarowych, wykorzystanie dedykowanych programów komputerowych do przetwarzania danych i rysowania gotowych planów oraz pomiary w systemie całkowicie elektroncznym tj. z wykorzystaniem dalmierza laserowego distoX oraz palmtopa. Bazą szkolenia była szkoła w Łutowcu, zaś zajęcia terenowe odbyły się w jaskiniach: Ostrężnickiej, Kryształowej, Trzebniowskiej oraz Ludwinowskiej.
Pilsko - spacer
W dolinach mgła i szarości, a w górach - piękna pogoda. Przez Byka wchodzę na wierzchołek Pilska, a potem spędzam parę godzin w schronisku na Hali Miziowej na czytaniu książki. Powrót wzdłuż tras narciarskich (śniegu, póki co, kompletnie brak). Ludzi niewiele.
Nowy Bytom - udział w LAWINACH'2013
W MCK w Nowym Bytomiu odbyły się kolejne LAWINY a w nich szereg filmów i prezentacji związanych z wszelką działalnością górską. Jak zwykle wszystkie były bardzo ciekawe. Z naszego klubu Agnieszka Szmatłoch przygotowała film "Tam i nazod" o wypadzie do Rumunii, Damian Szołtysik "Przez góry i dziury trzech kontynentów" o górskich i jaskiniowych aspektach wyprawy dookoła świata oraz Kamil Szołtysik filmik o Nepalu. Punktem kulminacyjnym była ciekawa prelekcja Artura Małka o zimowym zdobyciu Broad Peak. W ostatnim dniu nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu fotograficznego, w którym pierwsze miejsce zdobyło zdjęcie Agnieszki Szmatłoch, z kolei Tadek Szmatłoch otrzymał nagrodę publiczności. Ponadto kilka osób z Nocka wylosowało nagrody rzeczowe.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FLawiny
Wirek - warsztaty wspinaczkowe dla dzieci
Na ściance wspinaczkowej w Gimnazjum nr 7 w Rudzie Ślaskiej Wirku w ramach "LAWIN" przeprowadziliśmy warsztaty wspinaczkowe dla dzieci szkół podstawowych. Zgłosiło się 25 dzieci, którzy przybyli z nauczycielami i rodzicami. Podzieleni na 4 zespoły ćwiczyły wspinaczkę "na wędkę", zapoznawali się z sprzętem jaskiniowo-alpinistycznym, uczyli się węzłów oraz bawili się pipsami (poszukiwanie "zaginionego" pipsa). Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy pomogli przy organizacji tej imprezy.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FWarsztaty-wspin
Tu relacja z TV Sfera: http://www.sferatv.pl/vod/sportowy-wywiad/audycje/14-sportowy-wywiad.html
SPELEOKONFRONTACJE w Podlesicach
Konkurs wygrał Michał Ciszewski, filmem o Luo Xi Tiankeng - studni, którą eksplorowaliśmy na wyprawie do Chin. Picos 2013 dostało nagrodę publiczności. Co ważne, wyprawa Wałbrzycha do Turcji dostała po raz pierwszy wręczaną nagrodę za osiągnięcie eksploracyjne (niezależnie od zgłoszonej prezentacji). Jeśli chodzi o inne sprawy, wspaniałą atmosferę itd. to kto wie, może znajdzie się inny chętny do napisania czegoś więcej?
Beskid Śl. - do jaskini Alibaby w Klimczoku
Korzystając z okazji pobytu w Szczyrku idziemy zobaczyć do jaskini Alibaby w Klimczoku. Otwór znajduje się nieopodal szczytu. Daleko jednak nie idę nie tylko ze względu na brak kasku czy kombinezonu. Po prostu jest wrażenie jakby za chwilę wszystko miało się zawalić. Staram się nie ruszać żadnych kamieni i zwiedzam tylko boczną salkę. Ciasno. Mimo krótkiego pobytu w dziurze wychodzę nie źle ubrudzony. Wycieczka jednak udana bo pogoda była boska.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FAlibaba
Beskid Żywiecki - trekking
Koło godziny 8:15 wysiadam z pociągu na stacji Rycerka i kieruje się w stronę czarnego szlaku z Rycerki Dolnej na Przegibek. Po drodze muszę jeszcze znaleźć jakiś sklep, bo przygotowane przeze mnie na drogę kanapki zostały leżąc sobie w kuchni. Na szczęście w miarę szybko trafiam na otwarty spożywczy i uzupełniam zapasy. Wkrótce potem jestem na początku czarnego szlaku. Na kierunkowskazie widnieje napis: „PTTK Przygibek – 3h” Ruszam przed siebie. Prognozy ICM zapowiadały na dzisiaj duże mgły w godzinach porannych i w nocy. Faktycznie, cały czas widoczność nie najlepsza. Zastanawiam się tylko, czy zalegają jedynie w dolinach, czy sięgają szczytów. Po cichu liczę, na jakąś inwersję i morze mgieł ze szczytu. Początek czarnego szlaku prowadzi przez rozjeżdżone jakimiś maszynami rolniczymi tereny. Dochodzę do rozwidlenia dróg – jedna mniej wyraźna skręca w lewo, druga prowadzi prosto wzdłuż potoku „Zimna Woda” Idę na wprost, bardziej narzucającą się ścieżką, jednak gdy po 10 min nadal nie widać żadnego szlaku, wyciągam mapę. Okazuje się, ze powinienem jednak skręcić w lewo. Szybki nawrót i obieram właściwy kierunek. Szlak pnie się dość stromo w górę szybko zdobywając wysokość. Mam wrażenie, że mgła staje się coraz gęstsza, a wkrótce dostrzegam prześwitującą przez nią kulę słońca. Endorfiny zaczynają buzować we krwi. Już wiem co mnie czeka, wiem, ze za moment wyjdę ponad morze mgieł. Jeszcze tego nie widzę, a już łza szczęścia kręci się gdzieś w oku. Taki widok, to jeden z piękniejszych momentów, które można zastać w górach, nawet w naszych niby niczym nie wyróżniających się Beskidach Tu, gdzieś na wysokości 800 m n.p.m. wyłaniam się ponad zalegające w dolinach białe mleko, teraz mam nad sobą już tylko błękitne niebo, a pod sobą białe morze szczelnie zalewające wszystkie leżące dookoła doliny. Mam mieszane uczucia, z jednej strony, to jeden z tych momentów, dla których warto chodzić w góry, z drugiej jednak wiem, że ta sama mgła wieczorem może znacznie uprzykrzyć mi życie. Zdaje sobie sprawę, że ostatni odcinek szlaku przyjdzie mi schodzić w świetle czołówki. Jeżeli jednak mgła będzie bardzo gęsta prawdopodobnie będę musiał zostać na noc w schronisku. Po jakimś czasie osiągam szczyt Praszywki Wielkiej (1043 m. n.p.m.). Znowu ścieżka się rozwidla i znowu nie ma żadnych znaków. Logiczne wydaje się iść prawym wariantem, ale po paru krokach wracam się w lewo, bo z mapy wychodzi, że to jednak w tym kierunku powinienem iść. Ten wariant po paru krokach jednak sprawia wrażenie, jakby schodził całkiem w doliny, więc wracam z powrotem na prawe rozwidlenie. Idę szeroką polaną grzbietową. Wkrótce szeroka ścieżka rozwidla się na kilka węższych, a znaku jak nie było tak nie ma. Wychodzi na to, ze mapa chyba miała rację, i należało iść w lewo. Cóż, ponownie wracam na szczyt Praszywki. Oznakowanie nie najlepsze, i nie wróży to dobrze mojemu nocnemu zejściu z gór. Po drodze dostrzegam jeszcze jakiś krzyż na sąsiednim szczycie. Sprawdzam to na mapie – tak, to najprawdopodobniej Krzyż Jubileuszowy Ziemi Żywieckiej na Bendoszce Wielkiej. W dodatku kierunek by się zgadzał. Tylko takie strome zejście, a potem jeszcze bardziej strome podejście ? No cóż, próbujemy... Schodzę ostro na przeł. Przysłop Potócki, gdzie na Studenckiej Bazie Namiotowej wpada mi w oko bardzo ciekawy okaz barometru w postaci gwoździa zwisającego na sznurku (zdjęcie: https://plus.google.com/photos/102775316560077977764/albums/5883036113561781489/5947313104044461906?banner=pwa&authkey=CLyp0quQ4CLyp0quQ44TmyAE&pid=5947313104044461906&oid=102775316560077977764). Chyba najtańszy, i najbardziej niezawodny barometr świata Teraz jeszcze tylko strome podejście na szczyt Bendoszki, które jednak okazało się mniej straszne niż wyglądało to z daleka. Na Bendoszcze jem drugie śniadanie z widokiem na Rozsutca i Małą Fatrę. Potem jeszcze rzut oka na panoramkę z pod krzyża na Bendoszcze i zejście do schroniska na Przegibku. Do schroniska nie zaglądam, idę od razu dalej w kierunku szlaku granicznego prowadzącego na Wielką Rycerzową, najwyższego punktu tej wycieczki (1226 m. n.p.m.). Sam szczyt u mnie na mapie zaznaczony jest jako punkt widokowy, ale poza widokiem na różne drzewa iglaste, innych widoków cieżko się doszukiwać. Piękny widok na Beskidy i zaśnieżone Tatry w tle pojawia się za to na zejściu ze szczytu do Bacówki na Rycerzowej. W Bacówce zatrzymuję się by chwilę odpocząć. Temperatura trochę już spadła, ale mgieł na razie nie widać, ani tutaj ani niżej w dolinach, więc w promieniach zachodzącego słońca ruszam czerwonym szlakiem do Rycerki. Złocista kula słońca za moimi plecami zniża się już ku horyzontowi i przybiera coraz bardziej purpurowy odcień. Według szlakowskazu, zostało mi jeszcze 3h, czyli ok. 2h przyjdzie mi pokonać po zmierzchu. Jednak zanim słońce uprzykrzyło mi życie chowając się całkiem za widnokręgiem postanowiło się godnie pożegnać. Za Jaworzynką wychodzę na odsłonięty grzbiet a mym oczom ukazuje się jeden z piękniejszych spektakli jakie do tej pory widziałem. Niebo nad górami mieni się tyloma kolorami i jest tak intensywne, że chyba dużo się nie pomylę, jeżeli napiszę, że to najpiękniejszy zachód słońca jaki do tej pory widziałem. Idziemy teraz szeroką ścieżką, co chwilę przystając i oglądając się za siebie, w kierunku tego, co rysuje się właśnie na niebie. Jest pięknie, jak w bajce. Chciałoby się, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Wkrótce jednak kolory bledną, a ja wchodzę znowu w jakiś las, którym przedostaję się do przysiółka Młada Hora. Siadam na ławce pod jakąś starą, niezamieszkałą już chałupką żeby coś przekąsić, wyciągnąć czołówkę, zapasowe baterie, i przygotować się do dalszej drogi. Teraz moje tempo trochę maleje. Ścieżka jest co prawda szeroka, (prowadzi tędy zresztą również szlak rowerowy) i na szczęście dobrze oznakowana, więc ciężko się zgubić nawet po ciemku. Drogę utrudnia jednak wszechobecne błoto. W słońcu dziennym czasem ciężko było je obejść. Teraz, gdy nie widać, czy to szare to błoto czy zwykła ścieżka, idzie się dużo wolniej i ostrożniej. Wkrótce widzę po lewej zarys wyciągu narciarskiego. On miał być pewnego rodzaju alternatywą w zejściu do „cywilizacji”, ale że warunki pogodowe mam idealne, postanawiam zejść do samej Rycerki czerwonym szlakiem. Zawsze to przyjemniejsze, niż strome zejście wzdłuż wyciągu i marsz z buta kilka kilometrów utwardzoną droga przez Rycerkę. Powolnym tempem o godzinie 19:15 docieram więc szlakiem do stacji PKP Rycerka. Jakieś 15 min po mnie schodzą z gór kolejni turyści. Pociąg powrotnym mam dopiero za godzinę. Tym samym w domu jestem dopiero koło 23:50 Trochę statystyk z trasy: http://www.endomondo.com/workouts/269772989/12725873
CHINY - centralna wyprawa KTJ PZA do jaskiń w okręgu Wendou, prowincja Hubei
Krótko mówiąc, było świetnie. Szerszy opis na pewno powstanie, ale z czasem.
WŁOCHY: Ferentillo + Sperlonga - wspinanie
Opis w trakcie realizacji
Tatry Zach. - trawers jaskini Czarnej przez partie Królewskie
Tatry przyprószone śniegiem. Początkowo w deszczu a potem już w dobrej pogodzie osiągamy główny otwór. Niespodzianką jest brak kraty w otworze, po prostu gdzieś znikła. Wchodząc do dziury nadchodzi jeszcze za nami jakaś grupa kursowa. Jasiu nadal w świetnej formie tnie wszystkie progi i prożki jak przecinak. Niemiła niespodzianka to zalane "bajoro". Aby przejść trzeba by się było całkowicie zamoczyć. Wybieramy więc wariant przez zjazd studnią Imieninową. Po 6,5 godzinach wychodzimy północnym otworem jak krótki listopadowy dzień miał się ku końcowi. Fajnie się schodziło lecz Jasiu przypomniał sobie o zostawionym przy otworze krollu. Zalicza jeszcze bieg powrotny pod otwór (a byliśmy już w pobliżu dol. Miętusiej). Przed wyjazdem zostajemy jeszcze zaproszeni do państwa Galiców na kolację i spełnieni wracamy do domu.
Beskid Makowski - przez Pasmo Jałowieckie na MTB
Bardzo piękny teren na jazdę MTB. Jeżeli pogoda może być idealna to właśnie taka była. Z Koszarawy jedziemy na Cichą przełęcz, dalej trawersujemy Jałowiec by wydostać się na przełęcz Upaczne. Naprzeciw Babia a dalej Tatry. Grzbietowym szlakiem docieramy do przełęcy Kolędówka i dalej miejscami dość stromym zjazdem osiągamy Stryszawę Górną. Stąd bardzo strome podejście pod Opuśniok (809). Dalej znów stromy i techniczny zjazd do chatki studenckiej Adamy a następnie do Lachowic skąd drogą wracamy do Koszarawy z końcem krótkiego już jesiennego dnia. Byłem tu pierwszy raz i uważam, że są tu bardzo dobre tereny do MTB. Zadowoleni (tylko męska część ekipy) wracamy do domu. Z pochwałą dnia należy jednak zawsze czekać do samego końca właśnie w myśl przysłowia „nie chwal dnia przed zachodem słońca”. Nie dość, że jakoś nagle zaczęło lać to jadąc z garażu 50 metrów od domu zaliczam upadek (objechał łańcuch na zębatce a w rękach miałem drobne przedmioty i nie mogłem się zbytnio ratować), przeleciałem nad kierownicą a zębatka wbiła mi się w łydkę więc trochę krwi musiałem upuścić. W górach poradziłem sobie na trudnych zjazdach a przed domem na równej drodze zaliczyłem upadek. Daje to do myślenia.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2Fmtb
Jura - kursowy wyjazd wspinaczkowy
Druga część kursowego wyjazdu wspinaczkowego. Tomek przypomniał nam budowę różnych rodzajów stanowisk, które praktycznie realizowaliśmy w terenie wspinając drogi IV z własną protekcją. Zrealizowaliśmy także "drogę dwu wyciągową" ze stanowiskiem pośrednim. Pogoda (szczególnie z rana) super. Ciepło, jedynie wiatr po południu dawał się we znaki.
Zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FBirow-2013.10.27
Tatry Zachodnie - kursowa akcja do Jaskini Pod Wantą
Kolejny, a dla mnie dopiero drugi wyjazd kursowy miał na celu jaskinię pod wantą. Standardowo nocleg w Kirach lecz tym razem z rozśpiewanymi i pijanymi studentkami w pokoju obok. Około godziny 00:30 czyli jakieś pięć minut po skończonych balladach na cześć solenizantki jedna z sąsiadek odwiedziła nas żeby oznajmić iż „ludzie już śpią więc powinniśmy być ciszej”. No cóż, załamani i zmieszani z błotem zasnęliśmy żeby wypocząć przed akcją. Start o 6 rano nie był zbyt uciążliwy. Pogoda dopisała, słońce i temperatura bardziej wakacyjne niż jesienne dodawały sił na ponad 4 godzinnym podejściu. Przed wejściem potrzeba oddalenia się na stronę ujawniła TOPRowską kamerę do monitoringu zwierząt skierowaną na sam otwór jaskini… Po krótkim odpoczynku ostatnie przygotowania i do dziury. Pierwszy zjechał Sebastian poręczując 2 odcinki linowe po ok 30 każdy. Mi przypadła studnia „dzwon” czyli moja pierwsza w życiu 50tka. Nie wiem czy wszyscy tak mieli ale dla mnie było to dość intensywne przeżycie, nie wspominając o powrocie. Ostatnią część zaporęczowała Asia. W okolicach dna biegnie jeden wysoki komin w którego stropie zobaczyliśmy… zaklinowany ponad 10m szerokości głaz. Robi wrażenie. Całość pokonaliśmy w czasie 3,5 godzin i korzystając nadal z dobrej pogody w szybkim tempie wróciliśmy do schroniska. Długo jeszcze mógłbym gloryfikować naszego wspaniałego instruktora Ryśka i jakże pomocną asystę Buliego ale nie wolno przesadzać…
http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2013/Pod-Wanta-10.2013
Tatry Zachodnie - spacer na Chudą Przełęcz
Rewelacyjny spacer w przepięknych czerwonotrawiastych okolicznościach przyrody, mega słońce, głęboki lazur, zero zobowiązań (nawet związanych z tym, że przejdziemy całą założoną trasę ;) A trasa wyglądała tak: Kościeliska - Chuda Przełęcz pod Ciemniakiem - dol. Tomanowa - dol. Kościeliska, w dodatku zmieściłyśmy się w czasówkach co poczytuję jako taki tyci sukces :)
W tym miejscu chciałam szczególnie podziękować Kursowi, który odbył wyjazd w tym terminie, za genialne wstrzelenie się w pogodę i Bulemu, który przygarnął nas do swego automobila.
Zdjęcia tu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FCiemniak
Beskid Śląski - u źródeł Wisły i Olzy
Ciekawa wycieczka do źródeł naszej największej rzeki. Jasiu obeznany z tym terenem bezbłędnie doprowadził nas bardzo ciekawym terenem najpierw do wykapów Czarnej Wisełki a potem z drugiej strony Baraniej Góry do źródła Białej Wisełki. Następnie przenosimy się w rejon góry Gończorka gdzie już o zmierzchu dotarliśmy do źródła Olzy. Pogoda przepiękna. Wspaniałe widoki na odległe góry (Tatry w śniegu). Tu zdjęcia:
http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FZrodla
Tatry Zach. - jaskinia Czarna, manewry ratownictwa jaskiniowego
Manewry odbyły się w jaskini Czarnej. Podział na 3 grupy i transport "rannego" trawersem przez całą jaskinię.
Beskid Mały - Magurka Wilkowicka
Mała górka dla małych nóżek w pięknie jesiennej złotobukowej odsłonie. Wchodzimy od strony przełęczy Przegibek (czyli najkrótszą możliwą ;-) po to by parę następnych godzin pobyczyć się na słońcu. Całkiem fajny spacer :) i te kolory...
Jura - wspinanie w Dolinie Kobylańskiej
Wspinaliśmy się na dwóch skałkach Jastrzębia/ Szeroka Turnia oraz na Sępiej Baszcie. Pogoda idealna, ludzi mało (spotykaliśmy tylko 1 zespół) oraz wyśmienity piszinger (zakupiony w sklepie w ,,centrum’’ Będkowic – polecam!!!) wskazywały, że musi być to wyśmienity wspin. Niestety złego dobre początki. Wszystko co mogło się nie udać to się nie udało!!! Fatum, klątwa a może po prostu zmęczenie sezonem???(nieeee to jest niemożliwe:)) Efekt był taki że jedynie Damianowi udało się poprowadzić 2 drogi, ale za to jakie…… Prawa Szeroka(V) RP (strasznie hardy bulder startowy przekreślił szanse na wspaniały OS) oraz Jastrzębia (V-) w najszlachetniejszym stylu OS!!! Stach się bać co będzie dalej….
Tatry Zach. - jaskinia Marmuraowa, wyjazd kursowy
W piątek zajechaliśmy w Tatry, droga dość przyjemna, aczkolwiek nie bez korkowych przygód. Po przyjeździe chłopcy oglądali mecz, a ja zakumplowałam się z kociakiem, który tak jak ja nie fascynował się bandą facetów ganiającą za piłką. Po meczu dość szybko wybraliśmy się do łóżek, aby mieć siły na sobotnią akcję.
Wstawaliśmy jeszcze w ciemnościach, ale na szczęście zanim wyszliśmy zrobiło się już widno, co minimalnie złagodziło tęsknotę za łóżkiem. Doszliśmy do Doliny Kościeliskiej, a stamtąd już tylko kawałek pod górkę. Po około2,5 godzinie odbiliśmy ze szlaku w kierunku jaskini, niewiele później znaleźliśmy się pod otworem.
W samej jaskini poszło nam dość sprawnie. (Za)Szybko zjechaliśmy trzy studnie niżej i dlatego w czasie kiedy Rysiek z Arturem już zaczynali odwrót Ja, Tadek i Sebastian postanowiliśmy sobie zrobić wycieczkę obejściem pod prożek. Po dojściu na miejsce okazało się, że można iść dalej do piaskownicy po wiszącej tam linie. No tak…. Tylko, że ja i Tadek zostawiliśmy majtki ze sprzętem na dnie Studni Kandydata. Tylko Seba mógł wejść na prożek, a ja miałam poczekać z Tadkiem – miałam, bo usłyszałam tylko ,,zamknij oczy” i już go nie było. Kiedy panowie osiągali dno jaskini, ja przyglądałam się ścianom i kamieniom, więc czas oczekiwania zleciał szybko. W kolejne ,,szybko” poszło nam wyjście na powierzchnię, przebiernie się i biegiem na dół, kolacja i powrót do domów.
Tatry Wysokie - Dolina Złomisk
Z Wyżnich Hag szlakiem pod Batyżowiecki Staw, a następnie przez Stwolską Przełęcz dostajemy się do Doliny Złomisk. Byliśmy bliscy wyciągnięcia z plecaka liny, bo z przełęczy na północną stronę opada poważny lodospad. Ostatecznie jakoś zeszliśmy piechotą. W niedzielę powrót przez Popradzkie Pleso, tak, żeby wcześnie być w domu. Pogoda dopisała, a w nocy było bezwietrznie i ciepło (może -2). W obydwa dni spotykamy paru ludzi.
Jura - Jaskinia Buczynowa
Zwiedzamy jaskinię Buczynową (ma też nazwę Jaskinia w Cichym Wzgórzu) w pobliżu Trzebniowa. Nie zbyt duża jaskinia lecz przecina w poprzek pod ziemią nie wielki masyw skalny. Korytarz nie za wysoki ale też bez ciasnot. Ciekawy jest teren w pobliżu z dość ciekawymi ostańcami. Po jaskini idziemy jeszcze na skałki z krzyżem gdzie wspinamy 4 drogi od IV do V+.
Tu kilka zdjęć z jaskini i okolic: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FBuczynowa
Jura - Dolina Wiercicy i Łutowiec
Damian po długich namowach zgadza się znowu jechać na Białego Psa mimo, że pogoda (rano 0 stopni i słonecznie) ewidentnie wskazuje, że optymalnie byłoby dzisiaj wspinać się na nasłonecznionych skałach(poświęcenie godne podkreślenia!!!). Powyższa zgoda była jednak warunkowa …. jedna szybka wstawka i zmiana rejonu!!! W samochodzie ustaliliśmy że ,, szybka wstawka ‘’to około 2-3h. Na szczęście drogę miałem już starannie zapatentowaną:). Rozgrzewka na Serze(V), szybkie powieszenie ekspresów ze zjazdu i ….rest. W tym czasie , aby nie zamarznąć Damian i Kasia przechodzą wspomnianą piątkę. Czas na wstawkę, startuje i……… odpadam - przytłoczony presją otoczenia (,,teraz albo nigdy, ostatnia szansa w tym sezonie, zaraz zamarznę, długo jeszcze’’ itp. ) jeszcze przed pierwszym trudnym miejscem. Decyzja była oczywista, natychmiastowe ponowienie próby i……… SUKCES !!! Tym sposobem padł Hektor, moje pierwsze VI.5 !!! Nie miałem zbyt dużo czasu na radość bo napinka na zmianę rejonu była znaczna. Ponownie przez przypadek Damian wybiera Łutowiec gdzie wylegujemy się w słońcu ładując baterie. Potem już bez napinki wspinamy min. Minogi (V+), Drogę Wolfa(VI.3) , Łyk szczęścia(V), Warianty Jarosławskiego (VI).
Jura - kursowy wyjazd wspinaczkowy
W ramach zajęć kursowych Tomek pokazywał budowę stanowiska, przygotowanie do zjazdu, operacje ze sprzętem. Kursanci następnie wykonywali poszczególne elementy oraz wspinaczkę na własnej protekcji. Karol z Sławkiem przy okazji śmgili kilka dróg 6.2 a Damian z Teresą cztery drogi od 5 do 6+. Mimo chłodu cudowna pogoda, mało turystów, piękne pejzaże. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FBirow
Tatry Wysokie - Krywań
Rodzinne podejście na Krywań. Do samego wierzchołka nie dotarliśmy. Ludzi dużo. Pogoda niezła, ale trochę zimno.
Jura – wspinanie w Mirowie i Łutowcu
Pogoda typowo wspinaczkowa (czyt. Tak pizga, że wolisz się wspinać niż asekurować czy się obijać na karimacie :p) to i uderzamy na szybki wypad w skały. Na parkingu pod zamkiem w Mirowie parkujemy jako pierwsi tego dnia już koło godziny ósmej rano i ruszamy w kierunku skał. Michał na rozgrzewkę robi „Białą Depresję” (V) na Studnisku przy Zamku. Ja jako, że już ją kiedyś robiłem, oszczędzam siły na trudniejsze cele. Następnie meldujemy się pod Trzema Siostrami. Tutaj na rozgrzewkę robię krótką drogę o wdzięcznej nazwie „Misja” (V+). Moją misją nie była jednak ta droga sama w sobie, a dojście przy jej pomocy do stanowiska na drodze „Ludzi Silnej Woli” (VI.2). Tutaj zawieszam wędkę i zaczynam patentować drogę. Piękne wspinanie po różnej wielkości „dziurach”. Puszcza w drógiej próbie (niestety na wędkę). Z dołem nie próbowałem. Michał robi z dołem jej sąsiadkę – „Sztywny Pal Azji” VI- (OS). Ja natomiast wieszam kolejną wędkę po drógiej stronie skały na krótkiej, mocno przewieszonej drodze „Uwolnić Bąka”. Droga ta w Magazynie Górskim widniała pod wycena VI.2, w starszym wydaniu tego samego magazynu, dostępnym jako pdf w necie jest przedstawiona jako droga o wycenie VI +, natomiast na skale podpisana była jako VI.1 (o ile mnie pamięć nie myli). Mocno wywieszone drogi prowadzące czymś w rodzaju rysy bynajmniej nie sa moją silną stroną, więc dla mnie mogłoby to być i VI.3. W każdym bądź razie było to coś poza moim, nawet wędkowym zasięgiem. Michał w międzyczasie próbuje jeszcze swoich sił na drodze „Pozdrowienia z Podziemia” VI+. Potem przenosimy się dalej w głąb Grzędy Mirowskiej. Na Trzeciej Grzędzie wbijamy się w „Gibonowy Trawersik”(V), ale droga jakoś nie przekonała mnie do swojej urody. Powoli w skały zaczynają napływać kolejni łojanci, więc zbieramy szpej i zmieniamy lokalizację na Łutowiec. Tutaj pierwszy Pada OSem „Łyk Szczęścia” (V) na Knurze w wykonaniu Michała. Ja prowadzę ją Flashem. Zaczyna się lekka mżawka, więc decydujemy się na szybko przewiesić jeszcze tylko linę do stanowiska obok, i na wędkę spróbować sąsiedniej VI.1 o nazwie „Adrenalina Skoczyła”. No cóż....jakoś specjalnie adrenalina nam nie skoczyła, natomiast byliśmy świadkiem ciekawej scenki rodzajowej :p Po moim zjeździe z drogi, gdy Michał zakładał buty, obok skałki przechodziło dwoje turystów z dzieckiem. W pewnym momencie dzieciak ciągnięty przez mamę za rękę krzyczy: „Mamo, ja chcę zostać na spektakl !!!”. Matka pyta jaki spektakl, po czym chłopczyk nieśmiało pokazuje w naszym kieunku palcem :D No cóż, nie było wyjścia, Michał musiał skończyć drogę bo cóż to za spektakl bez Happy End’u I po tak szczęśliwym zakońćzeniu zebraliśmy szpej i udaliśmy się w drogę powrotną :)
Beskid Śl. - rowerowo
Kondycyjna ruta rowerem z centrum Wisły przez Kubalonkę na Czantorię i dalej do Ustronia Dobki.
Górska jazda na rowerze ma wiele wspólnego ze skituringiem..:)
Beskid Śl. - Skrzyczne
Kondycyjne wyjście na Skrzyczne z Dolnego Szczyrku szlakiem i nartostradą. Zejście niebieskim szlakiem. Jesień w natarciu.
Jura – wspinanie w Trzebniowie i Łutowcu
Pierwotnie mieliśmy się wspinać na Białym Psie w dolinie Wiercicy niestety okazało się, że cała skała jest kompletnie mokra. Tak więc zapadłą szybka decyzja o przeniesieniu się do Trzebniowa. Tam po przypomnieniu sobie przechwytów poprowadziłem Pieskie Życie (VI.4+). Jest to korony dowód na to że we wspinaniu od nóg się odchodzi:) Stłuczona stopa na Kazalnicy spowodowała że nie mogłem chodzić normalnie, ale wspinać się można!!! Ze względu na duży tłok pod skałą znowu zapadła decyzja o zmianie rejonu, przez kompletny przypadek:) Damian wybrał Łutowiec. Tam zgodnie z powszechną wiedzą cyfra nie stawia oporu dlatego w szybkim tempie padły: Rój(VI.2), Prostowanie Roju (VI.2+), Wielbiciel Orłów (VI.1+), Płyta Czyngis-Chana (VI.2), Poemat Jąkały (VI.2+), Różowa Pantera(VI.1+).
Pogórze Cieszyńskie - Lutnia Bike Marathon MTB
W Zamarskach odbył się wyścig MTB. Trasa dość wymagająca do pokonania, zwłaszcza po nocnych opadach deszczu. Zmienne profile, urozmaicona nawierzchnia, strumienie, kilka odcinków technicznych. Kilka miejsc śliskich, (ciężko było się wdrapać nawet prowadząc rower). Generalnie mężczyźni mieli 38 km do przejechania (2 pętle) a kobiety 19 km (1 pętla). Ja niestety startowałem już w najstarszej grupie wiekowej (55+) i zająłem II miejsce a Teresa (50+) była pierwsza ale też jedyna odważna w tej grupie. Wpasowaliśmy się w sam raz w pogodę bo po wyścigu zaczęło padać.
Tu część zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FLutniaMTB
JURA - Jaskinia Brzozowa
W ramach spotkania przedwyprawowego ćwiczyliśmy kartografię za pomocą DistoX i palmtopa. Podziękowania dla kolegów z Brzeszcz za udostępnienie jaskini.
Tatry Wysokie - Kazalnica:wspinanie
Pogoda idealna więc wreszcie nadszedł czas na Kazalincę. Droga Schody do Nieba (VI+) – prosta orientacyjnie, polecana jako jedna z najładniejszych szóstek w Tatrach, 15wyciągów, około 480m. Wszystko brzmi zachęcająco, ale rzeczywistość okazała się nieco inna. Do schroniska docieramy w piątek przed 23., dzikie tłumy ludzi, na podłodze nie ma miejsc!!!Śpimy na dworze. Paulina z Dorotą i Michałem pojawiają się o 3.30, tak wiec Paulina śpi tylko 1,5h, Dorota z Michałem nieco dłużej bo idą wspinać się na Mnicha (Międzymiastowa VI+). W drogę wbijamy się około 7 rano, dlatego jesteśmy pierwszym zespołem. Pierwsze 4 wyciągi przypadły mi, gdyż Paulinie było zimn, a Damian brzydzi się wspinania w trawach. Potem zmiana prowadzenia, Damian sprawnie pokonuje kolejne wyciągi, od czasu do czasu do czasu można na nich spotkać nawet kawałek skały:). Kluczowy wyciąg to wspinanie w połogiej płycie, dobrze asekurowany i wydawało się że najbardziej lity ze wszystkich wyciągów. Crux na drodze to bardzo jurajskie pełzanie po niczym, słownie 3m trudności. Wszystko do tego momentu szło sprawnie i logicznie, niestety tuż pod stanowiskiem w terenie III za bardzo obciążyłem odstrzeloną płytę wielkości 1mx1m grubości 20cm, która uderzyła w moją nogę i z impetem spadła do Czarnego Stawu. Turyści na szlaku mieli co oglądać!!!, wyglądało to zapewne efektownie. Na szczęście Damian i Paulina zdążyli się schować, a zespół pod nami najadł się jedynie strachu. Problem stanowiła jedynie moja stłuczona stopa, która ledwo mieściła mi się w butku wspinaczkowym. Do końca drogi zostało 4-5 wyciągów i jakieś 2h zejścia do schroniska. Szczęśliwie okazało się, że bez bólu mogę obciążać piętę wiec jakoś udało się dotrzeć do schroniska w miarę rozsądnym czasie. W schronisku spotkaliśmy Anię ze Sławiem i Wojtkiem, w niedziele ekipa podzieliła się na 3 pod grupy:
- turystyczna: Damian, Kasia, Paulina (dolina za Mnichem ) oraz Ania, Wojtek, Sławek(dolina za Mnichem + powrót przez piątkę)
- wspinaczkowa :Michał z Dorotą Kopa Spadowa – Pachniesz Brzoskwinką(VII-)
- plażowa : Ja
Pod pretekstem, że mnie nadal boli noga spełniłem swoje odwieczne marzenie:) i wreszcie pojechałem sobie bryczką z Morskiego Oka. (niezapomniane wrażenie i poczucie że jest się Panem Świata--- bezcenne, za wszystko inne zapłacisz…..) Dzień kończymy wizytą w zaprzyjaźnionym katowickim szpitalu na ostrym dyżurze – kości są całe, na szczęście to jedynie silne stłuczenie.
Tatry Wysokie - spacer
Z Szczyrbskiego Plesa przez Popradzkie Pleso, Doliną Mięguszowiecką na Koprowy Wierch. Następnie Pośrednim Wierszykiem gdzieś prawie na Niżnią Przybylińską Przełęcz, w dół do Doliny Hlińskiej, z powrotem na Wyżnią Koprową Przełęcz i znów Hińczową Doliną z powrotem do Popradzkiego Plesa. Tam czesnaczka (niedobra!). Powrót przez Żilinę, ok. 4h, ale nie żałujemy.
Tatry Zachodnie - Jaskinie Kasprowa Wyżnia i Średnia oraz Wielka Litworowa - kurs
Dzień 1 - opis Joanna Przymus
Przed 6:00 pojawił się u mnie Łukasz, gdzie razem czekaliśmy na przyjazd Tomka i Krzysia. Następny przystanek był na Ligocie, gdzie zabraliśmy jeszcze Mateusza, bagażnik jakoś się domknął i mogliśmy ruszać.
Po dojechaniu do Zakopanego przepakowaliśmy nasze plecaki, złapaliśmy busika i dojechaliśmy do Kuźnic. Po wykupieniu wstępu do parku ruszyliśmy najbliższym szlakiem. Niestety nie był to najlepszy pomysł :( i musieliśmy zawracać. Na szczęście, po dogłębnej analizie mapy, trafiliśmy na właściwy szlak już za drugim razem !!! Dalej poszło bez większych trudności i wspólnymi siłami trafiliśmy w okolice otworu jaskini Kasprowej Średniej.....tylko gdzie dokładnie ten otwór...? Nie zrażeni niewiedzą zostawiliśmy rzeczy i uzbrojeni w sprzęt osobisty poszliśmy do Kasprowej Wyżniej, gdzie Mateusz zrobił demonstrację - jak nie tracić sprzętu. Kiedy pobiegł odzyskać kask, my nasze poprzypinaliśmy i sprawdziliśmy czy na pewno wszystko leży bezpiecznie, żeby jego prezentacja nie poszła na marne. Trawers Kasprowej Wyżniej poszedł nam prawie sprawnie, a potem nastąpiło to na co najbardziej czekaliśmy - kilkudziesięciometrowy zjazd widokowy, następnie trawers do Średniej. Trochę czołgania, studnia, sala i powrót na górę.
I pojechaliśmy na bazę. Spędziliśmy miły i mroźny wieczór przyglądając się walce Krzysiu vs. Grill - ostatecznie zwyciężył Krzysiu i dość zmarznięci, ale najedzeni mogliśmy uznać ten dzień za zakończony.
Dzień 2 - opis Tomasz Zięć
Podczas wieczornego grilla Mateusza zrobił wpis o wejściu do jaskini. Niestety okazało się że to już trzeci wpis na jutro do Litworki. Krótkie telefony i Mateusz uzgodnił że wchodzimy jako drudzy po TKTJcie, tym samym godzina naszego wyjścia przesunęła się i mogliśmy pospać w sobotę do 6:30 :)
Rano (przynajmniej dla mnie) okazało się że nie wszyscy idą w góry, bo Łukasz stwierdził że ból biodra jest za duży i woli zostać w łóżku. W takim razie w uszczuplonym składzie ruszyliśmy z Gronika w kierunku Przysłopu Miętusiego, a dalej niebieskim prowadzącym na Małołączniak. Dla niektórych po raz kolejny pokonywać Skoruśniak, Kobylarz czy Żleb to nie lada obciążenie psychiczne i marudzenia było wiele :) Ale w końcu żółwim tempem dotarliśmy na Kobylarzowy Żleb gdzie nastąpiło rozluźnienie i prawie godzinne opalanie odzyskiwanie sił :) W międzyczasie dotarli do nas Ola Golicz i Michał Wyciślik i w powiększonym składzie ruszyliśmy pod otwór. Poszukiwań nie było za wiele, bo wyraźna ścieżka i kilka plecaków przy otworze jasno wskazywały gdzie jest nasz cel.
Pod otworem kolejne zaskoczenie, gdyż Krzysiek stwierdził że on woli zostać na powierzchni i tylko w 4 osoby (Mateusz, Michał, Asia i ja) zjechaliśmy do jaskini. Poręczowanie dziwnym trafem przypadło mi w zaszczyt...i dzięki sprawnemu działaniu zespołu (podawali mi tylko wory z linami) dotarliśmy do II Pięćdziesiątki gdzie zatrzymał nas wychodzący kurs z TKTJu. Jak się okazało wyszła dopiero pierwsza z 6 osób i czekania było na ok 2h. W związku z tym zapadła decyzja o odwrocie i deporęczu co dziwnym trafem znów przypadło mi. Powrót poszedł jeszcze sprawniej (bo za dużo wychodzenia to nie było i sprawnie minęliśmy się z trzecim tego dnia zespołem który szedł do magla) i w sumie po 150min byliśmy na powierzchni. Jak to stwierdził Michał, była to jedna z niewielu akcji która trwała mniej niż czyszczenie i pranie sprzętu po niej :)
W związku z tak krótkim przebywaniem w dziurze do auta doszliśmy jeszcze za dnia wobec czego kursanci zdecydowali się wracać jeszcze w sobotę do domu i tak około północy wszyscy byli już w domu...
Tatry Zach. - jaskinia Lodowa Litworowa i wędrówki górskie
Damian i Tadek idą do jaskini Lodowej Litworowej (po drodze spotkanie z Darkiem Sapieszko i kursem TKTJ). W jaskini Lodowej Litworowej docierają do Bazyliki i Studni z Rękawiczką (?). Zreporęczowanie dziury i ciężki transport szpeju w dół (najpierw niestety do góry). W tym czasie grupa: Rysiek, Marzenna, Teresa wychodzi na Ciemniak gdzie punktem kulminacyjnym jest ugotowanie kawy w nowym czajniczku Ryśka. W drugi dzień wycieczka do doliny Chochołowskiej i Grzesia (Damian, Teresa, Marzenna, Rysiek). W tym samym czasie działała jeszcze w Tatrach grupa kursantów z Mateuszem Goliczem oraz Artur Szmatłoch z kolegą w Tatrach Wys. (może będą opisy)
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FLL
SŁOWACJA: Magura Orawska - Magurka
Niestety w deszczu wycieczka z Namestowa na szczyt Magurki (1107) a potem zejście innym szlakiem do Slanickiej Osady nad jeziorem Orawskim. Powrót brzegiem jeziora do auta.
Tu kilka zdjęć (również z poprzedniego wyjazdu): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FMaguraOrawska
Łaziska Górne - turniej badmintona
Może nic wspólnego z jaskiniami lecz nie mogłem się oprzeć przed kolejnym startem w turnieju "Pożegnanie wakacji". Uplasowałem się w środku stawki grupy >40 lat (7 miejesce/17 startujących) co jak na grotołaza to myślę nie najgorszy wynik. Poziom zawodów wg mnie bardzo wysoki (startowali nawet byli "zawodowcy"). Więcej szans było chyba w "młodszej" grupie. Rozegrałem 6 meczy i tak jak przed rokiem z sali wyszedłem niemal "po czterech".
Jura – wspinanie w Piasecznie
Przy przepięknej pogodzie zmagaliśmy się z drogami od V+ do VI.1 na turni leśnej w pustych skałkach okolic Piaseczna. Część ekipy wspinała się w Rzędkowicach a reszta wypoczywała na Pogorii. Spotykamy się wieczorem u Zigi na urodzinach w niemal kompletnym składzie.
Jura – wspinanie w Dolinie Kobylańskiej
Wybór padł na dolinę Kobylańską, bo wreszcie jest porządne topo tego rejonu. Wspinaliśmy się na Wroniej Baszcie, gdzie oprócz nas wspinała się na własnej tylko grupa kursantów. Tak więc mogliśmy trochę poszaleć, padły: Filarek Urbanistów (V+), Filarek Bały(VI+), Fontanny Króla Salomona (VI.2) – droga Szalonego, ale nie kuta, fajne wspinanie, Płyta Szymona (VI.2) zróżnicowanie wspinanie, polecam!!!, Jazda po Bandzie (VI.2) – przewiecha po klamach, Nieznośna Zjadliwość Błękitu (VI.2) – jeden ruch, ale z gatunku tych wrednych. Kulminacją wyjazdu był uroczysty grill pod skałą…..
Tatry – wspinanie – Mały Młynarz
Plan na długi weekend był zależy od pogody: jeśli jest dobra to ruszamy w Tatry, jak jest niepewna to jakieś wyjazd na wspinanie skałkowe w Austrii bądź w Niemczech. Na szczęście pogoda dopisała, więc Tatry… pytanie tylko gdzie? Miałem od dłuższego czasu chęć zrobienia drogi na Kazalnicy, ale po przemyśleniu ilu ludzi będzie w tym czasie w rejonie Morskiego Oka (dzikie tłumy + tramwaje bryczek) bez żalu odpuściłem ten pomysł. Mały Młynarz okazał się strzałem w dziesiątkę, przez 2 dni nie spotkaliśmy żywego ducha. ,,Popularność ‘’ Małego Młynarza tak jak się domyślałem wynika z bardzo długiego i trudnego podejścia, które dostarcza więcej emocji niż sama wspinaczka!!! W piątek robimy Sprężynę(VI-), która mnie osobiście nieco rozczarowała. Niewątpliwą zaletą drogi jest to, że rozwiązuje środek niezwykle eksponowanej ściany w miarę łatwy sposób. Niestety efekt psują kruche i parchowate pierwsze i ostatnie wyciągi, prawdę mówiąc jedynie 2 może 3 wyciągi z 9 oferują ciekawe wspinanie w litej skale. Uwaga orientacyjna: na kluczowym wyciągu nie należy się za bardzo rozpędzać, przed przewieszką należy odbić w prawo na sporą półkę, której nie widać jak się idzie zacięciem. To pozwoli uniknąć zakładania wiszącego stanowiska nad przewieszką, której przejście dostarczyło mi sporo adrenaliny. Warto dodać, że poza nami nie było w ścianie innego zespołu !!!(dłuuugi weekend, pogoda idealna) W planach było także zrobienie Kurtykówki, ale ostatecznie zamiast wspinu w sobotę turystycznie weszliśmy na Wielkiego Młynarza. Niedziela to trudny powrót do cywilizacji, ale dzięki wczesnemu odwrotowi uniknęliśmy gigantycznych korków na zakopiance. Kilka zdjęć http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FM%B3ynarz
FRANCJA - Prealpy Delfinackie - masyw Vercors
Już na początku wakacji droga mailową Mateusz zaproponował wyjazd do wodnych jaskiń Francji. Bez wahania napisałem że pojadę i nim zorientowałem nadszedł sierpniowy długi weekend. Punkt zborny pod siedzibą klubu, upychanie bagaży pod sam sufit, błogosławieństwo od innych klubowiczów i wyruszamy w 1500km podróż. Na szczęście pięcioro kierowców z częstymi zmianami pozwoliło odczuć skutki sprawnej podróży jedynie na spłaszczonych i obolałych tyłkach.
Dzień 1 – Les Ecouges, dolne partie
Dojechaliśmy do kempingu w miejscowości Pątą-Roją [Pont-en-Royans]. Damian jako nasz tłumacz sprawnie i szybko załatwiał wszelkie sprawy. Chcąc wykorzystać dzień, sprawnie rozbiliśmy namioty i wyruszyliśmy w poszukiwaniu pierwszego celu wyprawy – kanionu Les Ecouges. Pomimo małych komplikacji w końcu odnaleźliśmy most nad 60m wodospadem od którego rozpoczęliśmy zejście. Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z Canyoningiem…
Kanion dzieli się na dwie partie. Górna z przeważającymi odcinkami linowymi i dolna [deniwelacja 570m] z większą ilością skoków… Tak! Skoków i to nawet 7 metrowych. Canyoning jest po prostu super! Zjazdy z wodospadów, piękne widoki, dość ciepła woda [na pewno cieplejsza niż w jaskiniach] oraz tobogany i skoki sprawiają że mamy do zabawy najpiękniejszy i całkowicie naturalny park wodny. Dawka adrenaliny ogromna, zdecydowanie polecam każdemu. Dwie i pół godziny szybko zleciało i wycieczka dobiegła końca.
Wieczorem z powodu niechęci zjedzenia spaghetti z tuńczykiem!?! [co i tak nas czekało, a jak każdy wie „pomidory w tuńczykiem to jak tuńczyk z pieczarkami” M.Golicz] wybraliśmy się do malowniczego miasteczka na obiad. Francuskie sknerusy dają od 2 - 4 oliwek na całą pizzę, żeby nie było że nie ostrzegałem.
Dzień 2 – Grotte de Gournier
Główna atrakcja wyjazdu czeka nas drugiego dnia. Dojazd łatwy, dojście 10min i naszym oczom ukazuję się piękna sala wejściowa z 40m jeziorem które mamy pokonać wpław. Przyznam że woda była zimna jak cholera zwłaszcza na „podobno 13 stopni” Ł. Pawlas, ale za to budzi lepiej niż najlepsza kawa. Jaskinia jest piękna i obszerna, górny suchy ciąg ma nieraz 20-30m? szerokości i znaczną wysokość. Ogromne nacieki, misy martwicowe Itp. Itp. obecne na każdym kroku zapierają dech w piersi. Dopiero po ok 600m można zejść do niższego wodnego ciągu co udało się nam po dość długich poszukiwaniach. Tam zaczyna się to po co przyjechaliśmy. Wszyscy w momencie odzyskali siły i humor. Rzeka ciągnie się kilometrami, a jej pokonywanie jest bardzo przyjemne. Progi, trawersy, niskie partie zapieraczkowe co chwilę urozmaicają naszą wędrówkę. Niestety po przejściu łącznie około 2km zawracamy żeby zdążyć do sklepu co i tak się nam nie udało. Nikt natomiast nie żałował i nawet spaghetti z tuńczykiem smakowało całkiem nieźle
Dzień 3 – Grotte Inferieure de Bury
Poranek po Francusku, czyli Croissanty czekoladowe, jabłkowe [ale bez rodzynek] i takie o smaku croissanta wyłącznie plus kawą dodały nam sił na drugą tym razem mniejszą akcję jaskiniową. Po leśnych poszukiwaniach odnaleźliśmy otwór jaskini, mały i ciasny jak zresztą cała jaskinia. Po kilku małych salkach rozpoczyna się meander szerokości 0,5-1m. Woda znacznie płytsza niż w Gournier. Pokonaliśmy ok 500m korytarza przedzielanego ciasnotami, zaciskami i wpinaczką sięgającą do ok 10m? nawet czołgając się i zanurzając po nos w wodzie by dojść do miejsca gdzie zmienia się trochę charakter jaskini. Bardzo wąski i jeszcze bardziej przewiewny ok 10m tunel po którym jest zjazd 30cm szczeliną pokonał mnie wychładzając znacznie i zdecydowałem się zawrócić w towarzystwie Mateusza. Jaskinia dla mnie osobiście trudna, podobno im dalej tym piękniej, szkoda że nie mogłem się o tym teraz przekonać, ale na pewno tam kiedyś wrócę.
Powrót na przyjazny kemping, wieczór w miłym towarzystwie Jean’a DonVinoble [3E za litr] oraz morderczo głodnych kaczek minął niestety bardzo szybko. Rano naturalnie croissanty i jazda do domu.
Przepiękny teren, mnóstwo jaskiń i kanionów pod ręką, wprost zakochałem się w tym rejonie i chcę tam wrócić, i to RYCHŁO!
Jura - wspinanie w Rzędkowicach
Wspinaczki starszych facetów w skałkach rzędkowickich. Pokonaliśmy kilka dróg V m. in. Słoneczny Trawers (zrobiliśmy ją w 3 krótkich wyciągach) i Filar Lechwora. My do dróg podchodzimy "od strzału" szacując nasze możliwości dlatego rzadko używamy topo.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2013/rzedkowice
Tatry Zach. - spacery polano-dolinne
Wyjazd pt. "ucieczka przed skwarem". Ochhh, jak ja miałam dość już tych upałów.. a tam? już w pierwszy wieczór musiałam założyć polar! bezcenne. Wyjścia układane raczej pod moje możliwości fizyczne. I tak udaje nam się odwiedzić: Dolinę Lejową z popasem na Niżniej Kominiarskiej Polanie (szkoda, że obecna wersja szlaku ją omija! wiele traci na atrakcyjności - jeśli można tak to nazwać - ten odcinek regli)i zejściem do doliny Kościeliskiej, skąd ku naszej radości zabiera nas gospodarz Pan Tadeusz i odwozi bryczką na bazę do Roztok ;-). Udajemy się też do Małej Łąki (po dojściu do polany ja ledwo zipię- gorszy dzień, a Zo się dopiero rozkręca..) i wracamy przez Przysłop Miętusi lekko widokowym szlakiem do Nędzówki. Odwiedzamy też bardzo ładnie widokowo położoną polanę - Ciepkówkę, gdzie "witają" nas 4 pasterskie psy, stado owiec i baca, który twardą ręką wytłumaczył tamtym czterem, że turystów zagryzać nie wolno - odtąd zostaliśmy częścią stada, aż trudno było się rozstawać.
Zdjęcia będą w galerii.
Jura - wspinanie
Niedzielne wspinaczki w dol. Wiercicy na północnej Jurze. Pogoda optymalna. Skała sucha. Na skałach "Biały Pies" i "Proxima Centauri" położonych w pięknym bukowym lesie każdy znajduje coś dla siebie. Padają drogi od V do VI.3.
Tatry Zachodnie - Wielka Śnieżna
Z jednodniowym przesunięciem (zw. na zapowiadane burze w górach) ruszamy na kursowy wyjazd do Wielkiej Śnieżnej. Ze śląska wyjeżdżamy w sobotę wieczorem, gdzie już po sobotnich deszczach nie było śladu, także dopiero po zmroku dojeżdżamy na bazę, tj. na Polanę Rogoźniczańską gdzie poznajemy elitę PZA i po małej kolacji idziemy spać. Ja niestety niedoszacowałem pogody (poprzednie 2 tyg. to 30~38 st upały) a tej nocy było nie więcej niż 10 st C i nad ranem zmarzłem.
Na akcję ruszamy z samego rana w niedziele by po ok 2,5h być pod otworem. Znalezienie samego otworu trwało może 10~15 min, także w porównaniu do poprzednich wyjazdów odbyło się to szybko :) Celem akcji był suchy biwak. Do poręczowania było nas dwóch (ja z Krzyśkiem) i poza małymi incydentami iż lina okazywała się np. o ~2m za krótka poszło nam gładko, choć zajęło nam to prawie 4h. W jaskini dosyć sucho (jedynie na płytowcach woda zmoczyła nam linę). Na Lodospadzie wg. bardziej doświadczonych kolegów lodu było mało, także przydały się taśmy do poręczowania. Dla potomnych napiszę, iż szkic techniczny z 1992 nie uwzględnia wielu batinoxów które są po drodze, także trzeba conajmniej 5~7 karabinków więcej niż to wynika ze szkicu. 54m lina na płytowcu I to także za krótki odcinek o jakieś 4~5m. Na Wielką Studnię zw. na 2 przepinki po drodze 80m to tak bardzo "na styk".
Powrót okazał się szybszy bo po ok 3,5 byliśmy już na powierzchni...a przynajmniej 3 z nas :) Osoba deporęczująca miała małe problemy z Lodospadem i Rurą, co przełożyło się na prawie godzinne czekanie na nią pod otworem. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie i krótko po 20:00 ruszyliśmy do auta. Próg pokonaliśmy jeszcze przy naturalnym świetle i czołówki wyciągnęliśmy dopiero przed Wielką Polaną. Do auta dotarliśmy o 22, a w domu byliśmy przed 1.
Zdjęcia z wyjazdu: http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2013/sniezna-kurs-08.2013
Jura - rowerami po dolinkach
Pogoda na sobotę zapowiadała się deszczowo, ale nie mogłem wysiedzieć kolejnego weekendu w domu więc mimo porannej mżawki ruszamy w stronę Krakowa. Całą drogę deszcz nie ustępuje. Wycieczkę rozpoczynamy w Krzeszowicach i kierujemy się w stronę dol. Racławki. Dalej w górę dnem doliny do Racławic - bardzo malowniczy odcinek. Rzeka tworzy ciekawe meandry i co chwilę drewnianymi mostkami ścieżka przecina rzekę. Z Racławic kierujemy się na północ, aby przedostać się do dol. Eliaszówki. Niestety ślepo zawierzamy mapie, która wyprowadza nas wprost w pola kukurydzy. Przez pola musimy przedostać się z buta co zajmuje nam dużo czasu. W końcu natrafiamy na pole golfowe po którym miałem już okazję błądzić podczas szukania jaskini Racławickiej. Całemu zamieszaniu winne jest przeklęte pole golfowe, a właściwie to jego projektanci, którzy widocznie olali sprawę poprowadzenia szlaków pieszych i rowerowych innymi wariantami. Po walce z bujną jurajską dżunglą udaje nam się dostać do dol. Eliaszówki. Teraz już tylko szybki zjazd asfaltem przez Czerną do Krzeszowic. Wracamy przemoczeni, ubłoceni i mimo wszystko zadowoleni do Zabrza. Takim to sposobem zaliczyłem wszystkie podkrakowskie dolinki. Choć pojawił się pomysł żeby zjechać je wszystkie za jednym razem...
Rejs po Wielkich Jeziorach Mazurskich
Być może to nic ekstremalnego ale odbyliśmy ciekawy rejs na jachcie „Perła” (klasa: Tango 780 S) z Rynu a potem od Węgorzewa na północy po Pisz na południu a dokładnie na trasie: jezioro Ryńskie (start z Rynu) – j. Tałty – Tałtowisko – Szymonieckie – Jagodne – Boczne – Niegocin – Tajty – Kisajno – Dargin – Mamry – rzeką i kanałem Węgorapy do Węgorzewa, dalej znów Mamry – (zwiedzanie bunkrów poniemieckich w okolicach kanału Mazurskiego) – Święcajty – Stręgiel (bardzo piękne jezioro, mało uczeszczane) – Święcajty – Mamry – Dargin – Łabap – Dobskie – Kisajno – Niegocin – Boczne – Jagodne dalej kanałami na Tałty – Mikołajskie – Śniardwy – Seksty – kanał Jegliński – Roś – powrót tą samą drogą na Mikołajskie – Bełdany (zmienne wiatry) – Mikołajskie – Tałty – Ryn.. W drugim dniu rejsu pomagaliśmy postawić maszt kobiecej załodze. W tym samym dniu przy pierwszym większym powiewie złamała się płetwa sterowa, którą naprawiliśmy (a właściwie kupiliśmy nową) w Giżycku. Pogoda dopisała nam idealnie. Przewaga korzystnych wiatrów pozwalała robić niezłe przebiegi. Na noc w większości przypadków zatrzymywaliśmy się w uroczych miejscach na brzegach i tylko kilka razy w marinach. Łódka spisała się bardzo dzielnie, podobnie załoga. Wieczory by nie powiedzieć noce Piotr urozmaicał szantami grając na gitarze. Dwa tygodnie mieliśmy okazje żeglować po wspaniałych akwenach i podziwiać piękną przyrodę. Szczególne podziękowania dla Piotra Górskiego za zorganizowanie całego rejsu. W klubie jest kilku żeglarzy więc dla zainteresowanych szerszy opis w WYPRAWACH - http://nocek.pl//wiki/index.php?title=Relacje:Rejs_-_Wielkie_Jeziora_Mazurskie
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FRejsWJM
Tu clip: https://vimeo.com/72249805
Tatry Zachodnie - I cóż, że ze Szwecji...
Przy okazji kongresu w Brnie odwiedzili nas znajomi ze Sveriges Speleologförbund, szwedzkiej federacji jaskiniowej. W piątek, przez Sztokholm i Kraków, do Katowic dotarł Per. Po długiej podróży, zaproponowaliśmy mu wyjście na kawę i wizytę na ściance wspinaczkowej na MOSiRze. W sobotę w trójkę wspinaliśmy się trochę na Górze Birów, aby następnie popływać chwilę na Pogorii i przejąć z dworca w Katowicach Emmę i Erika, którzy dotarli pociągiem z Brna. Pojechaliśmy do Zakopanego i zakwaterowaliśmy się na Polanie Rogoźniczańskiej, która zresztą pozytywnie zaskoczyła naszych gości wysokim standardem noclegu.
W niedzielę odwiedziliśmy Jaskinię Czarną, do jeziorka Szmaragdowego. Poniedziałek to Wielka Śnieżna i Suchy Biwak. We wtorek odespaliśmy i odpoczęliśmy w Zakopanem i nad Jeziorem Orawskim. W tym samym dniu, Ola z przyczyn zawodowych musiała wrócić do domu. Środa upłynęła pod znakiem przygody w Ptasiej Studni (do Kaskad) i zjazdu Progiem Mułowym. W czwartek przejechaliśmy do Krakowa i zwiedziliśmy trasę turystyczną w Wieliczce i Rynek Główny. Nasi goście zostali na noc w Krakowie, aby następnie w piątek rano wrócić przez Sztokholm do domu.
Przez cały pobyt w Tatrach towarzyszyła nam piękna pogoda, momentami trudna do wytrzymania. Choć ruch turystyczny na szlakach był duży, w jaskiniach nie spotkaliśmy nikogo. Przygotowaliśmy naszych gości zawczasu, ostrzegając ich, że podejścia są długie a jaskinie surowe. Rzeczywiście, pod górę męczyli się bardzo, ale doceniali też piękne widoki. Przy zjeździe do Ptasiej Erik stwierdził, że w sumie to jaskinia jest mu już obojętna, bo sceneria sama w sobie była warta tej wycieczki. Emmie, jako biologowi, szczególnie podobały się kwiatki na podejściach. W jaskiniach największe wrażenie zrobiła Wielka Studnia, Wodociąg i Studnia Wlotowa w Ptasiej. Najgorzej wypadł bodaj spacer na Krupówki. My, jako gospodarze, też bawiliśmy się dobrze. Miło było odwiedzić "klasyki" w dobrym towarzystwie. Problem tylko w tym, że po pięciu dniach mój angielski całkowicie się zużył i przełączyłem się chyba na sam tylko czas teraźniejszy prosty.
Jako suwenir z Polski, Szwedzi otrzymali Licencje TPN na uprawianie taternictwa jaskiniowego w Parku (podziękowania dla B. Chlipały za szybkie załatwienie tematu). W Szwecji nie ma odpowiednika karty taternika i nie trzeba się nigdzie rejestrować idąc do jaskini. Wobec tego, z takim dokumentem, koleżanki i koledzy nareszcie mogli poczuć się profesjonalnymi grotołazami :-)
Chorzów - Bieg dla Słonia
Udział w biegu dla upamiętnienia Artura Hajzera.
Tatry – wspinanie – Galeria Gankowa
Pogoda przez cały tydzień była idealna i o dziwo utrzymała się także przez weekend – prawdziwy cud. Grzechem byłoby nie zrobić jakieś fajnej drogi. Wybór pada na Orłowskiego (VI-) na Galerii Gankowej. ,,Klasyk klasyków’’ takim mianem określa się tą drogę , w 100% zgadzam się z tym stwierdzeniem. Niestety nie ma róży bez kolców, podejście ciągnie się w nieskończoność. Orłowski to piękna droga, o wyrównanych trudnościach, biegnąca pionową ścianą, wymagająca wspinania na każdym wyciągu (nie ma odcinków po pastwiskach). Jedna rzecz, którą warto podkreślić to data poprowadzenia drogi 1939r. jest to coś niesamowitego, że przed wojną na ówczesnym sprzęcie ktoś był wstanie zrobić tą drogę klasycznie!!! Droga zajęła nam około 5,5h, ale atrakcje się nie skończyły tak szybko, zejście do doliny Ciężkiej jest przygodą samą w sobie:). Podczas kiedy razem z Damianem działaliśmy w ścianie, reszta ekipy prowadziła heroiczną walkę z wielkim piargiem opadającym z przełęczy Waga. Niestety ambitny pomysł wejścia tą drogą na Rysy się nie powiódł, tak wiec wszyscy wracamy w wielkim upale tą samą drogą na Łysą Polanę.
Tatry – wspinanie – Łomnica i Osterwa
Nad moim górskim wspinaniem ciąży jakieś fatum. Fakt niepodważalny. Zeszły rok złamana noga, tuż przed wyjazdem na „wielkie alpejskie łojenie”. Teraz nieoczekiwana zmiana pracy i cały letni urlop wyparowuje jak siły przed kluczowym przechwytem. „Powalczymy w Tatrach, pocieszamy się z Karolem”. Od początku sezonu tak się pocieszamy, tymczasem pogoda do znudzenia powtarza to samo zagranie: cały tydzień lampa, wymarzone warunki do wbijania się, w najdłuższe nawet drogi i wzorcowe załamanie w sobotę. Narasta nerwowość. Wreszcie zwrot akcji, prognozy wręcz nierealnie optymistyczne, web kamery pokazują piękne panoramy Tatr. Plany gotowe już od dawna – zachodnia ściana Łomnicy, Hokejka. Jako uzupełnienie Karol proponuje Osterwę, droga Dieski. Czyli 2 drogi siódemkowe, a ja od 2 lat nie dotknąłem podwójnej liny… rozsądni nie uprawiają tego sportu. W piątek Ania podejmuje szybką decyzję i dołącza do teamu jako wsparcie naziemne :) Logistykę dopasowujemy do wieku uczestników, znaczy wjazd kolejką najwyżej jak się da (Jak to, nie obejmuje nas zniżka dla seniorów? Skandal!). Z Łomnickiego ramienia zejście emocjonującą „feratką” pod ścianę. Zgodnie z dewizą „braki kondycyjne nadrabiamy brakiem mózgu” nie zakładamy uprzęży na zejście po ubezpieczonej ścieżce, dzięki czemu wyprzedzamy pozostałe zespoły podchodzące pod ścianę. Wyścig okazuję się zresztą zupełnie zbędny, żaden z zespołów nie wybiera się na naszą drogę. Ustalamy taktykę tylko jednej zmiany na prowadzeniu – spora oszczędność czasu w porównaniu do zmiany prowadzącego po każdym wyciągu. Pierwsza, łatwiejsza połowa drogi (do hokeja) ja, dalej Karol. Moją część odebrałem, jako bardzo przyjemne wspinanie, niebanalne, w dużej ekspozycji i akceptowalnych trudnościach. Słynny trawers „przez krzyż” czujny ale dla mnie raczej prosty. Za to wielki podziw dla autorów drogi za wyszukanie tej linii w ścianie. Gdyby nie przelot przy starcie w trawers absolutnie nie przyszłoby mi do głowy, że to tu. Podczas wspinania na drodze obok spada wantę wielkości małego samochodu. Skała rozpryskuje się z potwornym hukiem odbijając się od ściany. Lawinka rozpędzonych głazów przelatuje drogą naszego podejścia. Zespół który był poniżej na drodze obrywa niewielkimi odłamkami, na szczęście bez konsekwencji ale jeden z chłopaków pokazuje nam później swój kask z głęboko wbitym w skorupę niewielkim kamieniem… Zmiana na prowadzeniu i natychmiast zmienia się charakter drogi. Wyjście z hokeja – sięgniecie do wysokiego chwytu nad przewieszką, wypuszczenie nóg… Karol robi to gładko, ja z wyważającym plecakiem już nie. Nie udaje się sięgnąć klamy, pierwsza porażka. Po bloku jakoś gramolę się już do góry. W międzyczasie zapowiadana idealna lampa zmienia się w aurę typową dla tych gór – nadciągnęła cwangla, zaczyna się jakaś mżawka… świetny moment - dwa górne wyciągi stanowią odwodnienie szczytowego kolektora wodnego. Przed nami kluczowy wyciąg – lekko przewieszona rysa, jeszcze sucha… Karol atakuje, asekuracja komfortowa jak na sportowej drodze, mnóstwo haków, swoich punktów nie trzeba osadzać wcale. Obserwuję prowadzącego, wstawia się, cofa, kombinuje, wbija jeszcze raz… i odpada. Ups, takie trudności to on powinien robić przez sen… Druga wstawka, rozważnie ale ze sprężem. I lot. O, k…., co tam się dzieje? Po dłuższym odpoczynku na bloku wreszcie przechodzi rysę. Ja po tym pokazie nie mam wielkiej wiary w swoje szanse, szczególnie z uwagi na plecak. Odpadam po mało przekonującej walce i azeruję przez trudności. Jakie to upokarzające… Oceniamy, że w skałach miałby ten fragment VI.1+. Ostatnia długość liny i z pionowej ściany, z kwaśnymi minami, wychodzimy wprost pomiędzy kelnera w garniturze i tłumek ciekawskich turystów, którzy wjechali na szczyt kolejką. Abstrakcja. Pogoda nawet poprawia się i możemy powzdychać patrząc na imponujące ściany Wideł czy Kieżmarskiego. Podsumowując – fantastyczna ściana, droga najpiękniejsza, być może, jaką robiłem w Tatrach. Eksponowana na całej długości i wymagająca, miejscami bardzo. Obowiązkowo do zrobienia, pod warunkiem jednak, że pewnie czujecie się w trudnościach VI.2 OS. Zejście ze szczytu kopczykowaną ścieżką z ubezpieczeniami (łańcuchy itp.) Ubezpieczenia miejscami niekompletne, ostrożnie w przypadku mokrej skały. Tymczasem Ania robi samotnie długą, ładną trasę po górach. Zadowoloną odnajdujemy w Starym Smokowcu. Czas na niezasłużone piwo i kolację (pierogi z bryndzą). Ciepła noc, na komfortowym zestawie karimata + materacyk mija zaskakująco szybko. Pobudka: 5:00
Dieska-Halas-Marek, VII-, zachodnia ściana Osterwy Mimo, że wybieramy się na drogę krótką (5 wyciągów) i z wyjątkowo szybkim podejściem to i tak Karol wymusza na nas nieludzko wczesną pobudkę i wyjście. Zależy mu na wczesnym powrocie do domu. Okazało się, że bardzo dobrze… ale nie uprzedzajmy. Podejście z parkingu Popradzkie Pleso via symboliczny cmentarz ofiar gór. Żeby po wczorajszej porażce na Łomnicy podchodzić pod kolejną siódemkę wzdłuż długich rzędów tablic z nazwiskami, datami i nazwami ścian – trzeba mieć mocną psychę albo niskie IQ. Po wczorajszych doświadczeniach mocno redukujemy wagę plecaka, nie biorąc w ścianę butów na zejście – zjedziemy. Pierwszy, prosty wyciąg doprowadza do luksusowego stanowiska przy uschniętej limbie - jest siedzisko z oparciem :) Dalej wygląda łatwo a nie jest. Wiemy już, że widok linii haków, niemal co metr nie wróży łatwej cyfry. Faktycznie, przewinięcie z zacięcia na filarek syte i techniczne. Trudność trzyma, kolejny szóstkowy wyciąg doprowadza do stanowiska pod kluczowym zacięciem . Wygląda imponująco – geometrycznie proste, o gładkich, pionowych ścianach. Wewnątrz rysa na cama nr 3. Jakieś 10m do przejścia dilferem, w 2/3 wysokości stały ring. Karol prowadzi, przy początku zacięcia, jeszcze z wygodnej pozycji zakłada frienda, sięgając daleko do rysy. Wchodzi w dilfera, widać, że jest przesztywniony, w obawie przed zbułowaniem się nie zakłada więcej przelotów, aż do ringa, tymczasem niedokładnie założony friend wypadł. Dysząc ciężko wpina się w niego, po czym dziwnie nerwowymi ruchami wychodzi ponad zacięcie, w łatwiejszy teren. Gdyby poleciał przed wpięciem horska sluzba miałaby co robić. Idę na drugiego. Okazuje się, że dilfer, z początku nawet przyjemny, pod koniec staje się mocno problematyczny. Rozchodząc się, rysa przestaje być pewnym chwytem. Zacięcie skutecznie wypluwa. Po raz kolejny na wyjeździe wiszę na linie konstatując cierpko brak formy. Już wiem, skąd nerwowe ruchy Karola na prowadzeniu. Jeszcze prosty trawers i kończymy drogę. W przewidywanym miejscu nie udaje się trafić na stanowiska zjazdowe i ostatecznie musimy schodzić w butkach wspinaczkowych – pokuta. Wspinanie zajęło nam 2,5h, kończymy zanim ściana znalazła się w słońcu – na szczęście. Rekordowe upały nie omijają gór. Jednakże w Tatrach muszą wzbudzać podejrzenia. Około 13tej gwałtownie zaczynają zbierać się burzowe chmury. Zdążyliśmy akurat wrócić do samochodu kiedy zaczyna się solidna ulewa. Myślimy o tych, którzy w tej chwili są w ścianie Łomnicy… górne wyciągi Hokejki w takich warunkach zmieniają się w regularny wodospad. Hmmm. a to najładniejszy weekend w tatrach od początku sezonu. Pisząc to oglądam meteo na sobotę i niedzielę. Uśmiechnięte słoneczko na prognozach budzi złe przeczucia. Moje fatum pewnie też się uśmiecha. Drwiąco.
CZECHY - Brno - ICS 2013
W dniach 21. - 28.07.2013 miał miejsce 16. Międzynarodowy Kongres Speleologii.
Kongresy odbywają się co cztery lata. Poprzedni był w USA, zaś następny będzie w Australii. Zasadniczym wydarzeniem w zorganizowanej części kongresu były referaty, które przez pięć dni prezentowane były równolegle w kilku salach. Wszystkie wystąpienia były ograniczone do 20 minut, a ich treść była przeznaczona zarówno dla naukowców zajmujących się jaskinami (sesje ogólne oraz bloki poświęcone: speleogenezie, biologii, rekonstrukcji paleoklimatu, archeologii, paleontologii, jaskiniom niekrasowym oraz sztucznym), jak również dla osób po prostu na poważnie chodzących po jaskiniach (oblegany blok o eksploracji w różnych rejonach świata, pomiary i mapy jaskiń, historia speleologii, ochrona jaskiń).
W ramach kongresu odbyły się wycieczki do okolicznych jaskiń Morawskiego Krasu. Były także wystawy fotografii, plakatów (naukowych, ale także o eksploracji), planów jaskiń, sztuki inspirowanej jaskiniami. Była SpeleoOlimpiada (najlepszy wynik na zacisku: mężczyźni 15 cm, kobiety 14 cm). Były pokazy filmów, pokazy 3D. Były spotkania różnych komisji roboczych, a także spotkania ad-hoc. Było walne zgromadzenie Międzynarodowej Unii Speleologicznej (UIS). Nie sposób było uczestniczyć we wszystkich tych wydarzeniach. Trzeba było ograniczać się i wybierać.
Na szczęście, to nie wydarzenia były najważniejsze. Przede wszystkim, na kongresie było 1100 grotołazów i speleologów z całego świata, z którymi można było porozmawiać, wyjść na miasto, umówić się na akcję w jaskini, na eksplorację, na współpracę naukową, albo po prostu na kontakt w przyszłości.
Z mojej perspektywy, niezwykle ciekawa była prezentacja anglików o ręcznym skanowaniu laserowym przy użyciu urządzenia przypominającego wyglądem i sposobem użycia kropidło do święceń. Poza tym, dowiedziałem się nieco o stanie prac nad nową wersją przyrządu DistoX. Wszystko to miało miejsce w trakcie nieformalnych części kongresu. Z grotołazami brytyjskimi rozmawiałem o możliwości stworzenia wspólnego formatu przechowywania danych o jaskiniach. Wspólnie na Komisji Informatyki kontestowaliśmy pracę jak na razie wykonaną w tym zakresie w ramach UIS. Odbyło się też krótkie spotkanie koordynacyjne dotyczące wypraw Hong Meigui w Chiny.
Byliśmy w sytuacji o tyle dogodnej, że uczestnictwo w kongresie było częścią naszych wakacji a nie pracy. Wobec tego, zrobiliśmy sobie dodatkowe dwa dni przerwy. W ich trakcie, wspinaliśmy się nieco na skałkach w Morawskim Krasie, pływaliśmy w Brneńskiej Rivierze, a także kajakiem na jeziorach Nove Mlyny. Poszliśmy też zobaczyć jaskinię Katerzyńską i Punkiewną.
AUSTRIA - Hoher Göll
W dniach 30.06 - 20.07.2013 odbyła się kolejna wyprawa Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego w masyw Hoher Göll.
W tym roku, bazę wyprawy stanowiła tzw. Zakrystia - nyża skalna pośrodku ściany na wysokości ok. 1800 m. Działalność wyprawy koncentrowała się na dwóch obiektach: Gruberhornhöhle (1336/29) oraz Gamsstieghöhle (1336/48). Obydwie te jaskinie zostały odkryte przez grotołazów austriackich w latach '60. Poszukiwaliśmy w nich nowych możliwości, ale najbardziej interesowała nas perspektywa połączenia Gruberhornhöhle z systemem jaskiniowym Hochscharte - którym to zajmowaliśmy się przez ostatnie kilkanaście lat. Brakuje w linii prostej może 30, a może 80 m - wszystko zależy od tego, jak spojrzeć na pomiary, które prowadzone były przez kilka pokoleń i paroma różnymi generacjami sprzętu.
W sali Oaza (ok. -550 m) założyliśmy biwak, podobnie jak miało to miejsce przeszło 40 lat temu. Udało się nam zlokalizować jedno interesujące miejsce z przewiewem. Po przekopaniu ciasnego przełazu, odkryliśmy ok. 120 metrów korytarzy, generalnie zmierzających w dobrym kierunku, ale cały czas nie łączących się z Kammerschartenhöhle. Na szczęście, ich kontynuacja nie jest całkowicie wykluczona. Zbadaliśmy również w jaskini kilka problemów pozostawionych "w starych czasach". Około 20-metrową wspinaczką do okna osiągnęliśmy zupełnie nową Salę Moniki o wymiarach ok. 18 x 40 x 30 m (sz x dł x wys), niestety przechodzącą w ślepą studnię. Wahadło do innego okna doprowadziło nas za to do Sali Groszka i 45-metrowej studni z mokrą odnogą, ciągle jeszcze czekającą na sprawdzenie.
Najciekawsze odkrycia wyprawy miały jednak miejsce w Gamsstieghöhle. Tam, na głębokości ok. -110 m odkrywcy jaskini pozostawili niesprawdzony, wiejący meander. Ciasna, 85-metrowej długości "Zemsta Klappachera" doprowadziła nad 52-metrowej głębokości studnię o średnicy ok. 4 - 6 m. Z jej dna, będącego zawaliskiem osadzonym na zaklinowanych w meandrze blokach, prowadzi zjazd do kolejnej, obszernej próżni, której nie zdążyliśmy już zaporęczować. Cały czas wieje mocno.
Wszystkie jaskinie musieliśmy zaporęczować od nowa, w zdecydowanej większości przypadków osadzając nowe punkty asekuracyjne. Ogółem, wykorzystaliśmy na wyprawie ok. 1.4 km liny oraz ok. 120 kotew. Samo dojście do Gamsstieghöhle po powierzchni wymagało rozwieszenia ok. 150 m poręczówek. Dojście na bazę wyprawy jest jeszcze bardziej wymagające, niż na nasz poprzedni obóz na Hochscharte. Transport sprzętu oraz uczestników na początku wyprawy odbył się przy wykorzystaniu śmigłowca. Gdyby nie to, wspominiane odkrycia nie byłyby możliwe w ciągu 3 tygodni trwania wyprawy, przy tak nielicznym i malejącym z tygodnia na tydzień składzie.
W czasie trwania wyprawy odkryto oraz skartowano łącznie 587 m korytarzy. Udział wzięli: Piotr Stelmach, Amadeusz Lisiecki, Michał Macioszczyk, Marcin Gorzelańczyk, Jakub Kujawski z Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego; Mateusz Golicz (kierownik wyprawy) i Michał Wyciślik z RKG "Nocek"; Tomasz Olczak ze Speleoklubu Łódzkiego; Paweł Mazurek z Sekcji Grotołazów Wrocław; Kazimierz Szych ze Speleoklubu Tatrzańskiego; Miłosz Dryjański z KKS. W transporcie sprzętu pomiędzy obozami pomogli także bezpośrednio przed wyprawą Mirosław Latacz i Agata Maślanka z AKG AGH, za co serdecznie dziękujemy.
Dziękujemy PZA za wsparcie finansowe, Landesverein für Höhlenkunde in Salzburg za pomoc organizacyjną, a także firmom FIXE oraz Lanex za udzielenie korzystnych rabatów na sprzęt.
Jura - wspin w dol. Będkowskiej
Mieliśmy jechać w Tatry, ale niestety znowu pogoda wybiła nam ten pomysł z głowy. Od początku roku nie było weekendu z pewną pogodą… Plan awaryjny – wspin na jurze, rejon ponownie wybrał Damian. Pogoda nieomal idealna, nie za ciepło nie za zimno po prostu pełen komfort. Na Łabajowej jak zwykle tłok, ale dało się wspinać. W ramach rozgrzewki przed Tatrami zrobiliśmy : Kąpiele błotne(VI+), Świadectwo Minionych Wieków (VI.1+/2) - polecam, Obladi- Oblada (VI.2+) - klasyk, Nówka Stefana (VI.3+) - nowa droga,mocno przewieszona,wspinanie po klamach, Przaśny Chleb (VI.2+) - mimo,że płyta fajne wspinanie.
Beskid Żyw. - jaskinia Oblica (spotkanie eksploratorów jaskiń beskidzkich)
Spotkaliśmy się przy jaskini. Podział na dwie grupy i akcja w dziurze. Dotarliśmy do dna gdzie wpisaliśmy się do zeszytu. W drodze powrotnej zwiedziliśmy boczny ciąg. Jaskinia jak na Beskidy niezbyt ciasna z kilkoma większymi salami. Potem udajemy się do ciekawego przełomu Skawicy. Ja z Jurkiem nawet trochę pływamy. Następnie jedziemy do wodospadu na Mosiornym Potoku. Wychodzimy jeszcze na szczyt Mosiornego Gronia skąd roztacza się fajny widok na Babią oraz Tatry.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FOblica
Jura - klubowy spływ kajakowy Wiercicą
Klubowy spływ odbył się na rzece Wiercica od Sygontki do Garnka. Sama Wiercica wywierzyskami Zygmunta i Elżbiety bierze swój początek w Złotym Potoku. Uchodzi 30 km dalej do Warty. My zaczynamy na rzece Kozyra w Sygontce by wkrótce w miejscowości Julianka płynąć już bardzo czystymi wodami Wiercicy. W Zalesicach są stawy hodowlane a kuriozalne jest to, że nie wolno płynąć rzeką wzdłuż stawów. 300 metrów ciągniemy kajaki przez chaszcze aby obejść owe stawy pokonując po drodze kilka rowów melioracyjnych (kajaka używamy jako kładki). Rzeka jest czysta i piękna. Spływ jest ciekawy. Nie obyło się bez wywrotki (Basia B. z Jankiem). Potem są jeszcze 2 przenoski i docieramy do Przyrowa. Stąd 6 osób jedzie już do domu a do końca płynie Damian, Teresa, Heniek i Gabrysia. Dalej znowu stawy hodowlane. Kajaki przewozimy do Smykowa i stąd już bez przenosek za to przez kilka progów (2 pokonuje się rozpędem) docieramy do rzeki Warty na wysokości miejscowości Garnek. Bardzo fajny spływ, pogoda dopisała w sam raz.
Tu fotorelacja: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FWiercica
Sokoliki: wspin
Wyjazd w sobotę rano. Damian przez długi czas nie może uwierzyć że Wojtek jedzie z nami - pogłoski o jego przedwczesnej emeryturze wspinaczkowej okazały się nieprawdziwe. Zaczynamy wspin na Jastrzębiej Turni, gdzie Damianowi i Paulinie udaje się zrobić Mandale Życia(VI.2) czym Paulina poprawia swoją życiówkę. Wojtek jako że jeszcze nigdy nie był w Sokolikach, intensywnie zapoznawał się ze specyfiką wspinania w granicie, ja natomiast pilnowałem, aby reszta ekipy miała czas na podziwianie pięknych widoków. Starannie i bez zbędnego pośpiechu patentując sąsiednią drogę, niestety bez sukcesu. Wieczorem dojeżdża do nas Ania ze Sławkiem, spędzamy więc sobotni wieczór przy ognisku w doborowym towarzystwie. Rano (godzina 7.16) budzi wszystkich Ania (serio!!!!), która nie potrafi doczekać się wspinu. Wspinamy się w rejonie Baby, gdzie prowadzimy Kurtykówkę(VI), Małpia Ściankę (VI.1) oraz Trójkę (VI.2+). Jedna istotna uwaga na koniec - Sokoliki to idealny rejon na upały, panuje tu specyficzny mikroklimat, który pozwala na komfortowy wspin nawet przy wysokich temperaturach.
Spływ Małą Panwią
Spływamy bardzo krótkim odcinkiem Małej Panwi. Wrażenia: - piękne lasy, - brązowa woda, - komary w ilościach niewyobrażalnych!!! Wyglądam jakbym był chory na jakąś zakaźną chorobę.
Jura - góra Damiak i okolice
Jako cel obraliśmy rozeznanie terenu w pobliżu góry Damiak (okolice Gorzkowa Starego). Teren trochę zdemolowany po ostatniej nawałnicy. Skałki wspinaczkowo nie godne uwagi. Ogólnie jednak teren piękny. Po deszczach straszna plaga komarów (w związku z tym marszruta przeradza się w ucieczkę). Trochę na przełaj, trochę ścieżkami zataczamy koło i wracamy do punktu wyjścia.
Tu kilka zdjęć (nie tylko z tego wyjazdu): http://foto.nocek.pl/index.php?path=./2013/Start-lato
Jura - wspin w dol. Będkowskiej
Już w sobotę wieczorem jesteśmy w Krakowie, więc korzystając z okazji wybieramy się w niedzielę na wspinanie. Wspinamy się na dobrze już znanej Łabajowej. Padają kolejne klasyki m.in. Lewa Ręka w Ciemności za VI.1 czy Przaśny chleb za VI.2+. Z ostatnią wyceną pozwolę się nie zgodzić, chyba nie jest tak trudna. Wspomniane drogi są wyjątkowej urody - bardzo estetyczne wspinanie, naprawdę warto spróbować.
Beskid Żyw. - MTB
Dość ciekawy szlak rowerowy na trasie: Węgierska Górka (bunkry) - Cięcina - Magura (925) - stacja turystyczna Słowianka - Żabnica - Węgierska Górka. Szlak miejscami wymagający, dużo błota. Pogoda niezbyt (chwilami padało). Fajny zjazd z Słowianki do Żabnicy.
Tatry Zach. - Jaskinia Psia
Kontrola jaskini.
Jura - Dolina Wiercicy
Powspinaliśmy się na dwóch skałach: trochę dłużej na Proxime Centauri oraz krótko na Diabelskich Mostach. Komary nie dawały żyć. Akcję zakończyliśmy grillem (bez komarów) nad Porajem.
Spływ pontonowy rzeką Ruda
Dokonano spływu pontonem rzeką Ruda od zalewu Rybnickiego do Kuźni Raciborskiej. Dziewczyny w połowie dystansu zmieniały środek lokomocji z pontonu na rower.
Tatry Zach. - jaskinia Nad Dachem
Koszmarnie długie a czasem wnerwiające dojście. Do jaskini dotarliśmy zjazdem od góry. Akcja załamała się już na pierwszym zacisku. Nad pierwszą studnią las lodowych stalaktytów (aby przedostać się dalej część z nich trzeba było strącić). Nasze gabaryty trochę zniechęciły nas do dalszych prób. Mimo wszystko wyjazd wypruł z nas wiele sił. Cały sprzęt do dziury rozłożony tylko na dwie osoby. Po drodze urozmaicone warunki pogodowe: piękne słońce, burza, na wychodzeniu ścianą zlewa z gradem, gęsta mgła i znów słońce. W każdym razie na dole czuliśmy wszystkie mięśnie jak po sytej akcji. Po ostatniej śnieżnej zimie warto chyba do tego systemu pójść ciut później.
Sokoliki: wspin
Misja odzyskania auta nieco się przedłużyła:). Fala kulminacyjna w Decinie miała prawie 11m wysokości, normalny poziom wody w Łabie wynosi 3m, a przy poziomie 4m droga dojazdowa do miejscowości Dolni Żleb zostaje zalana. Po szybkich obliczeniach wychodzi, że na drodze 6 czerwca było 7m wody!!!. Tak więc przez 2 tygodnie z wielką uwagą śledziliśmy poziom wody. Plan wstępny był taki żeby w piątek odebrać auto, niestety poziom Łaby był o 0,5m za wysoki. Tak więc zdecydowaliśmy się na wspin sobotni w Sokołach, a wieczorem podjechać już w okrojonym składzie po auto. Na miejsce dotarliśmy po 24.00, okazało się że droga jest nadal zamknięta. Nie dając za wygraną sprawdzamy sami czy da się przejechać, na szczęście okazało się że na droga jest zalana tylko w kilku miejscach (a nie na odcinku 2km), a głębokość wody nie przekracza poziomu rury wydechowej czerwonego Ferrari którym ruszyliśmy na misję ratunkową. Właściciel baru pod którym zostawiliśmy auto nie wierzył że przejechaliśmy drogą asfaltową(dojazd do wioski przez 2 tygodnie był możliwy jedynie drogą terenową prowadzącą przez góry), wiec przypuszczam że jako pierwsi przejechaliśmy ten odcinek autem (ślady jazdy rowerem widzieliśmy po drodze). W drodze powrotnej przyjrzeliśmy się jaki był poziom wody, faktycznie różnego typu zabrudzenia i trawy były widoczne do wysokości 7m na kratowym słupie wysokiego napięcia, po prostu strach się bać!!! W niedziele z samego rana wracamy w Sokoliki, gdzie budzimy resztę ekipy aby nieco się jeszcze powspinać.
SŁOWACJA: Tatry Zach. - Jakubina
Z dol. Chochołowskiej przez Trzydniowiański, Kończysty, Jarząbczy na Raczkową Czubę (2194) po stronie słowackiej (szczyt też ma nazwę Jakubina). Zejście przez Jarząbczą dolinę do Chochołowskiej. Cały dzień dobra pogoda. Ludzi na tym szlaku bardzo mało.
Jura: wspinanie w dol. Kobylańskiej
Cały dzień wspinamy w dol. Kobylańskiej. Ze względu na duchotę nie szalejemy z wycenami:) Z Alą odwiedzamy jeszcze wąwóz Podskalański w okolicach Tomaszowic z jaskinią Borsuczą (zalane wejście) i Wielką Skałą. Wracamy przez Olkusz - bardzo długi korek za Sławkowem...
Tatry Wysokie: śladami Witolda Henryka
Ze szlaku na Krywań wchodzimy do Suchej Doliny Ważeckiej. Stamtąd na Niewcyrską Przełęcz (2270), do Doliny Niewcyrka (nocleg) a następnie przez Dolinę Koprową do Trzech Studniczek i z powrotem do samochodu. Pogoda dopisała. Było jakoś dziwnie duszno, ale na głowy nie spadła nam ani kropla deszczu.
Nie da się ukryć, że wyczerpujący tydzień w pracy odbił się na tempie naszego poruszania się. W każdym razie, w pewnym sensie udało się nam wypocząć. W niedzielę dodatkowo przypomnieliśmy sobie smak słowackiej kuchni. Na drogach wielki ścisk. Jak tylko zobaczyliśmy kolejkę do bramek w Balicach, to natychmiast skręciliśmy na Olkusz.
ANGLIA: Peak District - spacery po rejonie Dark Peak
Korzystając z gościnności mojej siostry i jej domowników spędziliśmy urlop w Tintwistle – małej miejscowości położonej w północnej części Anglii (ok. 30 km na wschód od Manchesteru), u samych stóp Gór Pennińskich, tuż przy granicy z parkiem narodowym Peak District. Pogoda nas zaskoczyła i oprócz jednego dnia typowo angielskiej pogody mieliśmy aż 10 dni słońca i to jakiego – wróciliśmy spaleni!!! tym samym prawdopodobnie wykorzystaliśmy tegoroczny limit pogodowy dla tego rejonu (jeśli nie dla całych wysp)!
Peak District jest najstarszym parkiem narodowym w Wielkiej Brytanii i wg niektórych źródeł najczęściej odwiedzanym. Jednak nie odczuliśmy tego zupełnie. Przestrzeń, pustka i wiatr – to chyba określenia najlepiej oddające charakter tego miejsca. I podobno mgła (nie dane nam jednak było się o tym przekonać), z powodu której w czasie II wojny rozbijały się wojskowe samoloty, których wraki znajdowane są do dziś.
Na nasze możliwości teren okazał się idealny. Poza mniejszymi spacerkami po okolicznych wrzosowiskach, polach, łąkach, wśród baranów, owiec, krów, gęsi (ścieżki turystyczne prowadzą tam prawie zawsze przez czyjeś pole – i nikt nie robi żadnych problemów (jest porozumienie między właścicielami i parkiem) – trzeba tylko pamiętać , żeby zamknąć za sobą furtkę), udało nam się przejść dwie większe trasy zdobywając najwyższe w rejonie dwutysięczniki :)
Tintwistle – Bleaklow – Glossop – Hadfield – Tintwistle
Po porannej krzątaninie i codziennej dawce integracji z Rumcajsem (wielkim, puchatym owczarkiem podhalańskim), której Zosia za nic w świecie nie mogła odpuścić, udało nam się wyjść lekko po 12. Początkowo nasza trasa wiodła w górę rzeki Etherow, wzdłuż rezerwuarów i dość długo kluczyła licznymi pastwiskami. Ten odcinek był najtrudniejszy orientacyjnie, przez co często zatrzymywaliśmy się, żeby zweryfikować trasę z mapą. W końcu i tak wyszliśmy z pól w złym miejscu (ja przy okazji rozdarłam sobie spodnie o drut kolczasty). Po ponad godzinie wędrówki weszliśmy we właściwą dolinę i zaczęliśmy podejście. Uff. Widoki zaczęły robić się coraz ciekawsze jednak wkrótce musieliśmy zrobić pierwszy postój. Po krótkim odpoczynku, pełni optymizmu ruszyliśmy dalej, mimo żaru lejącego się z nieba (sołońce swietit, stoit strasznaja żara – mniej więcej tyle zostało mi po wakacjach sprzed 2 lat, gdy wypisywaliśmy kartki do domu;). Na szczęcie wiał orzeźwiający wiatr. Góry okazały się bardzo rozległe i bardzo..... płaskie w górnych partiach; powoli też zaczynało do mnie docierać jak długa jeszcze droga przed nami. Po osiągnięciu szczytu Bleaklow (oznaczonego wielkim kopczykiem - inaczej trudno byłoby znaleźć najwyższy punkt całego płaskowyżu), liczącego coś 2077 - ale stóp (czyli 633 m npm) i zorientowaniu kierunków mkniemy w dalszą drogę. Drugi postój przy strumieniu robimy nieco przykrótkawy z obawy przed nieubłaganie uciekającym czasem. Jednak równowaga w przyrodzie musi być zachowana... Zosia kategorycznie odmówiła więc dalszego transportu w chuście oraz wszelkimi innymi metodami (w tym pod pachą) i skoro postój był za krótki to ona pójdzie dalej sama. No i tak szliśmy :) i szliśmy.... ważne że do przodu! Nie to, że groził nam zachód słońca, o nie! Tam jest jasno do 23. Bardziej baliśmy się, że ucieknie nam ostatni pociąg i że będziemy zbyt zmęczeni żeby w ogóle do niego dojść! (tj. ja). Dzięki temu jednak mogliśmy w spokoju popodziwiać naprawdę ciekawe i niespotykane u nas krajobrazy. Niedługo przed skrętem ze Szlaku Pennińskiego, którym do tej pory szliśmy na ścieżkę do Glossop (na pociąg) natknęliśmy się na ornitologa z Nottingham, który zapytany "jak daleko jeszcze..." po dłuższym namyśle i obracaniu mapy na wszelkie sposoby odparł, że nie wie, ale że chętnie zawiezie nas do Glossop. :D Do głównej drogi było raptem 10 min spaceru, tymczasem do miasta dreptalibyśmy jeszcze dobre 1,5h. Po drodze pokazał nam jeszcze siewkę złotą i skowronka, po czym już przy samochodzie zorientował się, że gdzieś „posiał swój kijek i z misją dostarczenia nas do Glossop wysłał swoją żonę. Na stacji lądujemy dość szybko i od razu łapiemy pociąg, który po 6 min. dowozi nas do Hadfield. Jeszcze tylko 20 min spaceru i jesteśmy „w domu”. To się nazywa szczęście spotkać tak bezinteresownych ludzi!
The Grouse – Burnt Hill – Mill Hill – Kinder Scout – The Grouse
Na drugą wycieczkę podjeżdżamy busem i wychodzimy wprost na ścieżkę prowadzącą na Burnt Hill. Zośka zmęczona duchotą i ciepłem zasnęła, a my szybciutko osiągamy, wpierw Burnt, a potem Mill Hill. Już stąd rozpościera się piękna panorama na pobliskie wioski i miasteczka oraz Manchester! Od tej chwili wiatr urywa głowy i mocno skuleni wdrapujemy się na Kinder Scout (najwyższy szczyt Peak District, liczący 2087 ft – czyli całe 636m npm :), na którym stajemy po ok. 15 min. Szybko znajdujemy jakąś dziurę w ziemi i tam rozbijamy się obozem. Zośka prostuje kości i likwiduje nasze zapasy żywnościowe, a my robimy zdjęcia, napawamy się widokami i odczytujemy nazwy przewoźników z burt i skrzydeł samolotów kołujących powoli w kierunku lotniska w Manchesterze. Na szczycie spędzamy ok. 40 min. i pospiesznie pakujemy graty bo z południa nadciąga ZŁO. Po około 10 min. zejścia deszcz łapie nas i towarzyszy nam prawie do samego końca wędrówki. Ponieważ dzisiaj jesteśmy jeszcze bardziej ograniczeni czasowo (łączony transport publiczny) musimy się uwijać. Schodzimy w rekordowym tempie i na szczęście łapiemy się na busa który wiezie nas na pociąg do Glossop. Wypad bardzo udany – świetna trasa, niezwykłe widoki i piękne chmury – jeszcze długo w noc wspominamy wrażenia minionego dnia.
Powoli kończy się nasz czas w Anglii. Na koniec jeszcze odwiedzamy pobliskie skały i nieśmiało się do nich przystawiamy (mamy topo). Podobno sam rejon jest dosyć chętnie odwiedzany przez angielskich wspinaczy. Jest tam wiele naturalnych skałek i całe mnóstwo opuszczonych kamieniołomów. Co do samych gór... może wysokością nie powalają, trzeba jednak zaznaczyć, że przewyższenia tam są dość znaczne i często startuje się niemal z poziomu morza. Z ciekawostek jeszcze można dodać, że cały Penine Way liczy ponad 430 km – zaczyna się w angielskim Edale a kończy w Kirk Yetholm w Szkocji. Będzie co robić na zaś!
Zabrze Grzybowice - spotkanie Dino-speleo
Sympatyczne spotkanie dawnego środowiska Spleoklubu Gliwice, którego członkami byli starsi koledzy obecnego RKG. Więcej szczegółów w AKTUALNOŚCIACH. Zdjęcia w GALERII
Jura: dolina Wisły
Zwiedzamy stare opactwo na Tyńcu. Skały, na których stoi klasztor są obite (stare kolucha), jest kilka ciekawych dróg. Ze względu na wyskoki poziom Wisły promy na rzece nie kursują.
TATRY: Jaskinia Czarna
Sobotni dzień, w którym pod opieką Ryśka i Tadka po raz pierwszy odwiedziliśmy jaskinię tatrzańską, zaczął się dla nas o godz. 5.00. Celem wyprawy były Partie Królewskie w Jaskini Czarnej. Nieco ponad godzinie później maszerowaliśmy już w Dolinie Kościeliskiej. Samo podejście pod otwór wycisnęło z nas trochę potu. Po przygotowaniach rozpocząłem zjazd i poręczowanie z otworu głównego. Następnie przemierzaliśmy kolejne przestrzenne sale i korytarze, z których największe wrażenie wywarła chyba sala Francuska. Co było do łatania, to zaopiekowali się tym Ksawery z Łukaszem. Tutaj znowu najciekawszymi etapami był chyba trawers Herkulesa, który wygląda trochę inaczej niż na zdjęciach oraz Komin Węgierski. Tym sposobem dotarliśmy do upragnionych Partii Królewskich, w których rzeczywiście jest coś z ich nazwy. Po zjeździe nad Studnią Smoluchowskiego rozpoczęła się droga powrotna. Światło słoneczne zobaczyliśmy ponownie w okolicach godz. 17.00 – 17.30. Następnie pozostało już tylko błotniste zejście do doliny, powrót na kwaterę i droga powrotna do domu.
Spała: Walne Zgromadzenie Delegatów PZA
W weekend miało miejsce sprawozdawczo-wyborcze zgromadzenie PZA. Pierwszego dnia występowałem jako członek ustępującego Zarządu. Nawet udzielono nam absolutorium. Drugiego dnia zmieniłem role, zwolniony z obowiązków członka Zarządu pobrałem mandat stając się reprezentantem naszego klubu.
Dyskusja, co ciekawe, niespodziewanie koncentrowała się na szkoleniu. Kontrowersyjne sprawy typu Golden Lunacy czy Broad Peak były zupełnie na marginesie. Marek Kujawiński, delegat z AKG Łódź, złożył kilka ciekawych pomysłów, które m.in. mają ułatwiać życie instruktorom PZA pracującym w klubach (zamiast na własny rachunek). Problem w zasadzie dotyczy wspinaczki powierzchniowej. Dyskutowano także o organizacji kursu instruktora Narciarstwa Wysokogórskiego (może ktoś w klubie się skusi? no?!). Podjęto decyzję o utworzeniu w ramach PZA Komisji Ochrony Przyrody pod przewodnictwem Miłosza Jodłowskiego.
Odbyły się wybory nowych władz. Mimo składanych mi propozycji, tym razem nie kandydowałem.
Ze względu na mój dobry kontakt z klawiaturą, to było już trzecie Zgromadzenie, które protokołowałem na bieżąco. W dwa dni zapisałem 19 stron, wobec czego do domu wróciłem z poważnym bólem głowy.
Jura: wspin w Rzędkowicach
Rejon wybrał Damian (poważnie!!!), ja tylko wybrałem poszczególne skałki. Zaczynamy od szeroko zakrojonych poszukiwań Leśnej Turni, po jakiś czasie błądzenia (podejścia w Tatrach bywają krótsze) odnaleźliśmy ją w końcu. Skałka wygląda okazale, aż nie chce się wierzyć że wcześniej tu się nie wspinaliśmy. Ze względu na wyczerpanie organizmu wielokilometrowym podejściem wspinamy jedynie dwie drogi Zza drzewka (VI.1+), oraz Negatyw (VI.1+). Obie ładne, ale wydawały nam się jakieś trudnawe. Potem szybka wstawka kontrolna w palczastą drogę na Solidarności pokazuje, że naderwane palce jeszcze nie są do końca wyleczone. Na koniec dnia przenosimy się na Flaszkę, gdzie dla poprawy humorów prowadzimy w lekkim deszczu Kant Flaszki (VI.1) oraz Prostowanie świni (VI.3).
Rumunia: jaskinie Parku Apuseni
Wyjazd z serii wypoczynkowych – Ola zabiera mnie z Wirka, gdzie witamy się jeszcze z Damianem, którego prawie namówiliśmy żeby pojechał z nami. Z Katowic wyjeżdżamy przed 22:00. Wybieramy drogę przez Nowy Sącz i po około 8 godzinach docieramy do Sudrigiu, gdzie w siedzibie Parku Narodowego Apuseni odbieramy pozwolenia i otrzymujemy wszelkie informacje pomocnicze, w tym o warunkach wodnych w jaskiniach („… uważajcie bo jest dużo wody”). Po wizycie u strażników, jedziemy prosto pod otwór jaskini Coiba Mare w wiosce Garda de Sus. Samochód zostawiamy 2 min. drogi od otworu jaskini. Już sam otwór jest dość imponujący – kilkudziesięciometrowy portal skalny, do którego wpływa górki potok. Zimna woda skutecznie wybudza nas ze stanu uśpienie po trudach podróży. Atrakcji w jaskini dostarczają piękne nacieki, zjazd kilkunastometrowym wodospadem i syfon doszczętnie zawalony belkami drewna, które ponoć przytargała tu woda z Coiba Mica – daje to trochę do myślenia o sile rwącej wody przepływającej przez jaskinię. Po akcji udajemy się na Poiana Glavoi/la Grajduri, gdzie zakładamy bazę wypadową na kolejne dni. Namioty udaje nam się rozbić w jeszcze dobrej pogodzie. Lecz po krótkiej chwili wali już gradem. Na szczęście chowamy się pod drewnianą wiatą. Dzień kończymy wspólną kolacją, którą serwuje nam Tomek Pawłowski z KW Kraków - Dzięki Tomku za wyśmienite smaki kuchni regionalnej:). Tomek, jako stały bywalec tutejszych jaskiń udziela nam cennych informacji o tutejszych jaskiniach, warunkach hydrologicznych, a nawet zwyczajach tutejszej ludności i relacjach między grotołazami węgierskimi i rumuńskimi. Na drugi dzień zaplanowaliśmy odwet za porwany gumiak Mateusza podczas akcji w Cetatile Ponorolui rok temu. Z powodu wysokiego stanu wody, poręczujemy już samo przejście przez rzekę wpadającą do jaskini. Dalej nawet puszczało, choć trzeba było stale uważać na rwący nurt. Sama jaskinia bardzo urodziwa. Otwiera ją imponujący portal o wysokości ok. 70m! Początkowe partie jaskini stanowią kaskady, następnie woda rozlewa się szeroko i w spokojnej już wodzie podziwiamy grę światła wpadającego z kolejnych otworów. Potem już na przemian trochę kaskad, trawers ze zjazdem do głębszej już wody i chwilę później brakuje nam już lin, a nurt jest zbyt szybki żeby poruszać się bez żadnych zabezpieczeń. Akcję kończymy dość wcześnie więc po rozwieszeniu mokrych rzeczy, udajemy się na spacer po okolicy. Po 20 min. docieramy na Poianę Ponor, na której znajdują się charakterystyczne dla obszaru krasowego okresowe jeziorka (polje/polja). Miejsce bardzo malownicze. Nad wodą znajdują się skałki obite i gotowe do wspinania. Trzeciego dnia Tomek zabiera nas do jaskini Peștera de la Zapodie. Niestety po kilku zjazdach lód zamyka korytarz uniemożliwiając nam odwiedzenie dalszych – ładniejszych partii. Żeby nie zmarnować akcji, pomagamy Tomkowi w wymianie punktów i trochę zmarznięci i z lekkim niedosytem wracam na biwak. Popołudniu znów wybieramy się na wycieczkę po okolicznych lasach. Tym razem odwiedzamy jaskinię Gheratul Focul Viu z dość imponującą kupą śnieżno-lodową. Do jaskini nie można wchodzić – zwiedza się ją z drewnianego balkoniku ustawionego przy otworze. Spacer trochę zaczyna się wydłużać z powodu braku mapy i tak przez przypadek natrafiamy na otwór jaskini Pestera Neagra i wychodzimy na początku polany Glavoi. Po powrocie ze spaceru, na bazie zastajemy dziwne poruszenie. Po chwili okazuje się, że w jaskini Avenul Bortig doszło do wypadku z udziałem olkuskich kolegów. Na szczęście ratownicy z Salvamont’u odbywali nieopodal ćwiczenia, więc szybko zjawili się na miejscu wypadku i to w bardzo dużej liczbie – chyba z 30 ratowników. Z opisu świadków, poszkodowany poślizgnął się na lodowym stożku i rozbił się o skałę. Efektem było złamanie ręki i nogi. Cała akcja ratunkowa trwała dobre 6 godzin, co daje do myślenia biorąc pod uwagę, że pod otwór jaskini było jedynie 30 min spokojnego marszu. A poszkodowany znajdował się na samym początku jaskini. Po niespokojnym wieczorze, plany na ostatni dzień dobieramy jakoś bardzo „czujnie”. Propozycje Mateusza: - Pestera Neagra – 5-6 godzin akcji - Avenul Bortig – szybka akcja, ale jakoś tak dziwnie iść do jaskini gdzie, jeszcze przed paroma godzinami doszło do wypadku Propozycje Oli i moje: - a może coś innego… W końcu decydujemy się na szybki kanion Oselu. Tomek zjeżdża z nami samochodem i pokazuje nam kaskady z dołu. Po krótkiej chwili namysłu decyduje się iść z nami, bo warunki wodne były optymalne. Cały kanion składa się z siedmiu kaskad, których wysokość dochodzi do około 20 metrów. Akcja rzeczywiście szybka, lecz mimo słonecznej pogody gdzieś w połowie kanionu zaczynam dygotać. Ostatni zjazd kończymy wśród widowni rumuńskich turystów. Szybkie suszenie i wracamy do Polski. Na miejscu jesteśmy jeszcze przed północą.
Mógłbym się jeszcze rozpisać na temat rumuńskiego podejścia do ekologii i spraw obijania jaskiń ale może pozostawmy te sprawy w rękach rumuńskich parkowców i speleologów, w końcu chyba wszystko zmierza w dobrą stronę. Podsumowując, w pamięci zostaną piękne nacieki, zabawy wodne i muzyka … gitarowe plumkanie Boba Dylana przy ognisku i bardzo głośne Guns n’ Roses puszczane z głośników samochodowych. Muszę jeszcze dodać, że przed wyjazdem byłem rozdarty – wyjazd do jaskiń Rumuni czy wspinanie w dol. Łaby z Karolem. Wolałem jednak zmoknąć trochę w pięknych jaskiniach i wrócić jak cywilizowany człowiek samochodem, niż wspinać się na deszczu i porzucić pojazd lokomocji na pożarcie przez rdzę.
CZECHY: wspin w Labaku część 1
Prognozy nie pozostawiały złudzeń, leje wszędzie od Franken po Osp, od Sokołów do Tatr. Ale napinka była tak duża, że nie było takiej możliwości aby odpuścić ten weekend. Wybieramy Labak, gdzie jeszcze nikt z nas się nie wspinał. Dojeżdżam do Wrocławia, gdzie odbiera mnie ekipa z Poznania. W Dolni Zleb jesteśmy tuż po wschodzie słońca, dokładnie przeszukujemy całą wioskę, niestety campingu u Janka nie odnajdujemy. Decydujemy się na drzemkę w aucie, rano gdy wreszcie namierzamy camping okazuje się być on nieczynny. Ostatecznie zatrzymujemy się w u Kosti, 2 pokoje, łazienka po prostu All inclusive. Labak podobnie jak inne piachy jest obity oszczędnie (delikatnie mówiąc), niestety nikt z naszej ekipy nie posiadał psychy ze stali, dlatego też cele wspinaczkowe wybieraliśmy bardzo starannie, ilość ringów na odcinku 10 metrów była pierwszą rzeczą którą braliśmy pod uwagę . Poza tym pogoda nie pozwoliła nam na zbyt dużo, w sumie w ciągu weekendu mieliśmy około 10h okna pogodowego. Najczęściej mocno padało z krótkimi przerwami na totalną zlewę, mżawkę uznawaliśmy za chwilowe załamanie niepogody. Jednak mimo tej pogody nie przewidzieliśmy jednego, a mianowicie tego że Łaba może odciąć całą miejscowość od świata. W sobotę rano zorientowaliśmy się że jedyna droga prowadząca do miasteczka jest kompletnie zalana (0,5m głębokości wody na odcinku około 1km, stan wody wynosił 430cm). Pomimo długich i intensywnych poszukiwań innej drogi ewakuacyjnej nie znaleźliśmy. Nie pozostało nam nic innego jak zostawić samochód i przez Niemcy wrócić pociągiem do domów. Stan wody gdy wyjeżdżaliśmy oscylował w granicach 500cm(obecnie poniedziałek godzina 18.17 wynosi 675cm!!!)
Wielka wyprawa - ostatnie dni
Polska to najpiękniejszy kraj świata. Okrążając naszą planetę wracamy po niemal 5 miesiącach do domu. Wystarczy.
Szerszy opis w WYPRAWACH:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#Wielka_wyprawa_-_ostatnie_dni
W lokalnej TV Sfera w programie Wydarzenia ukazała się relacja z finiszu wyprawy:
http://www.sferatv.pl/vod/wydarzenia/audycja/2556-wydarzenia-29-maja-2013.html
Orzech - Powrót Taty
Na miejscu dołaczyli do nas Damian Szołtysik i Krzysztof Hilus, którzy podobno objechali świat ale to nie jest pewne bo przyplątali się do naszego towarzystwa z nienacka i nie wszystko słyszałem co mówili, muszę przyznać że udało im się co prawda na chwilę być w centrum uwagi ale szybko wszystko wróciło do normy i znów JA byłem moderatorem eventu
Dnia 25.05. miał miejsce wyjazd klubowy do miejscowości Orzech koło piekar śl. A zaczęło się dość niepozornie, JUŻ SĄ powiedziała Tereska do słuchawki, mają telefon z polską kartą, wykonuję szybki telefon, i w słuchawce słyszę dawno zapomniany głos, jesteśmy w Orzechu.
Pierwsze zapisy o miejscowości Orzech znajdują się w księdze parafialnej kościoła św. Małgorzaty w Bytomiu i pochodzą z około 1224. Są to zarysy szkiców granic osady w pisowni Oreh w języku łacińskim. W 1277 biskup krakowski Paweł zakłada parafię kamieńską, do której zostaje włączona osada Orzech. Obecnie mieszka w miejscowości ok 1900 mieszkańców. W tym momencie następuje wiele zdarzeń spontanicznych.
Pozwolę sobie skrótowo je opisać w wersji chronologicznej:
(ja) Marzena jedziemy?
(Marzena) jedziemy!
Dzwonię do Tadka, jedziecie?
(tadek) Basia warzy łobiod na jutro ale poczekej spytom ją, ja jadymy
(ja) przyjedźcie do nas
(tadek) dobra
Drugi telefon do Tereski,
(ja) jedziesz
(tereska) ale ja teraz jadę do teściowej z obiadem
(ja) dobra przyjedź zaraz po tym do nas
(tereska) no dobra
W tym czasie pukanie do drzwi, wchodzi basia i aga
(basia) mocie pisak, bo momy baner "witamy w polsce" ale ino w ołówku
(ja) momy
Po chwili słychać - (basia) o kurcze pisak przebił kartka i pomarasioł serwet
(marzena) nie szkodzi
(aga) fajny mocie widok z balkonu
(teresa) już jestem
(ja) dobra jadymy na dwa auta, marzena czyści lodówkę bo na pewno są głodni.
Jedziemy windą na parter, basi się podobało, a na dole zaskoczenie - dojechał ziga,
(ja) cześć
(ziga) cześć jadymy
Orzech ul. Szkolna 4, jak się okazało ulica ma dziwny przebieg coś jak "S" na dolarze i nie było łatwo znaleźć nr 4 ale udało się. Dojechał jeszcze Heniek z towarzystwem no i jak już wspomniałem Damian i Krzysiek. Event miał miejsce na poboczu drogi, koło płotu wypasionej willi, dyskretnie odpaliliśmy szampana, trochę to wyglądało jak u Gombrowicza. Ja dyskretnie spoglądałem na zegarek (finał ligi mistrzów).
no to jadymy (ja)
no ja, musza dokonczyć łobiod (basia)
Myślę że atmosferę spotkania pokażą zdjęcia, które mam nadzieję dołączą uczestnicy.
Na zakończenie chciałbym wyrazić nadzieję, że mój opis pokaże młodzieży jak można zrobić coś z niczego
rw
PS. już mam trzy komplety garnków turystycznych
2 PS. mam pytanie do zarządu, czy to że moje nazwisko na liście do mosiru zostało napisane małymi literami to coś znaczy?
Tu fotorelacja: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2Fpowrot
Jura - Kursowy wyjazd do jaskini Koralowej oraz jaskini Wszystkich Świętych
Celem naszego wyjazdu było wejście do jaskini Koralowej i Wszystkich Świętych. Po zaparkowaniu samochodów na świeżo wyremontowanym parkingu leśnym i przebraniu się, pod przewodnictwem Asi ruszyliśmy w kierunku jaskiń. Po dotarciu do otworu jaskini Koralowej podzieliliśmy wstępnie zadania. W czasie gdy ja z Asią, Mateuszem i Łukaszem zajęliśmy się poręczowaniem całej jaskini Koralowej, Ksawery z Karolem i Tomkiem poręczowali studnię Warszawiaków w Wszystkich Świętych i trenowali elementy ratownictwa. Dotarli do nas pod koniec poręczowania WAR-u. Odwiedziliśmy jeszcze salę MMG i wracaliśmy na powierzchnię. Następnie wszyscy zjechaliśmy do jaskini Wszystkich Świętych. W czasie poręczowania trawersu na most Herberta, kto jeszcze nie miał okazji do treningu ratownictwa, to sprowadzał bezpiecznie na dno ofiarę „zasłabnięcia” na linie. Jak już wszyscy, po emocjonującym trawersie, stanęli na wspominanym moście, rozpoczął się powrót. Gdy pierwsi z ekipy opuszczali już jaskinię, chętni jeszcze odwiedzili salę Peny z interesującym zamkiem z piasku (widać, że komuś kiedyś się nudziło w kolejce do liny). Około godz. 17.30 udaliśmy się z powrotem w kierunku parkingu. Podsumowując, każdy poręczował, deporęczował i ratował, a cały wyjazd był ciekawy i udany.
Jura - 37-lecie klubu w Piasecznie
Kolejny już raz lecie odbyło się w dalekim Piasecznie. Obóz Nockowy rozbijamy na polanie w środku lasu. Ochronę dobytku [powierzyliśmy dwóm bestiom – ni to psy, ni to lwy … Problemy orientacyjne dały się we znaki wielu z nas. Niektórych trzeba było nawet wyciągać z piachu:) W sobotę Karol z Damianem wspinają się na Okienniku Wielkim. Reszta działa na skałkach przy obozie lub odbywa wycieczki piesze i rowerowe. Po przerwie obiadowej, Tadek zabiera kursantów do Jaskini Wielkanocnej – tym razem nikogo nie zasypało (chyba). Wieczorem standardowe ognisko oraz oficjalne przyznanie prestiżowych nagród – SPITów. (lista laureatów ukaże się już niedługo w dziale aktualności). Drugiego dnia kursanci ćwiczą poręczowanie pod czujnym okiem Tomka. Część osób udaje się do Podzamcza na wspin, część na wycieczki rowerowe. Reszta zaś, nie wiem co robi – może jednak kogoś tam zasypało… Wspinaczka w Podzamczu kończy się wizytą w szpitalu (szczegóły dopowiedzą Karol z Damianem). Na szczęście nic poważnego się nie stało. Cały weekend pogoda rewelacyjna. Bez kropli deszczu. Nawet co poniektórych delikatnie przysmażyło. Dzięki wszystkim za przybycie.
Tu foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2Flecie
Jura - Walne Zgromadzenie Delegatów Klubów i Sekcji Taternictwa Jaskiniowego
Zjazd przebiegał w niezwykle spokojnej, a może nawet sennej atmosferze. Jako że na zmiany w budżecie i tak już było za późno, dyskusje koncentrowały się wokół spraw Tatrzańskich, wyprawy centralnej, szkolenia, polityki w ramach PZA i promocji taternictwa jaskiniowego w szerokim świecie.
Wybrano nowy skład Komisji Taternictwa Jaskiniowego.
Przed oficjalnym rozpoczęciem oraz w przerwach zrobiliśmy parę dróg na Bibliotece, jedną na Turni Motocyklistów i coś jeszcze na Górze Zborów. Na skałach generalnie tłumy - w końcu sezon w pełni.
UKRAINA: witaj Europo
Wreszcie Europa. Nasza kochana Europa. Z Kijowa pędzimy w stronę polskiej granicy osiągając ją 3 etapach: 210 km, 198, 165 km. Do Polski wjeżdżamy w Zosinie. Szerszy opis w dziale WYPRAWY:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#UKRAINA:_witaj_Europo
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FUkraina
KAZACHSTAN: góry, stepy i Szaryński Kanion
W trakcie naszego pobytu w Kazachstanie odwiedziliśmy Kanion Szryński. Poznaliśmy tu wielu wspaniałych ludzi. Bardzo piękny kraj. Szerszy opis:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FKazachstan
Poprzednie relacje są dostępne w artykule na temat wyprawy Damiana i Krzysztofa, w dziale Wyprawy
Jura - Szkolenie "kartowanie dla zaawansowanych"
W ramach szkoleń centralnych, firmowanych przez Komisję Taternictwa Jaskiniowego, zorganizowałem wspólnie z krakowskimi grotołazami szkolenie z dziedziny kartowania jaskiń oraz komputerowego przetwarzania danych pomiarowych. Szkolenie było przewidziane dla osób, które zetknęły się już wcześniej z kartografią jaskiniową - i rzeczywiście zdecydowana większość uczestników miała za sobą niejedną akcję pomiarową na niejednej zagranicznej wyprawie.
Baza szkolenia była zlokalizowana w miejscowości Wielka Wieś pod Krakowem. Szkolenie składało się z czterech głównych bloków: obróbka danych w programie Survex, warsztaty szkicowania na papierze, wektoryzacja szkiców w programie Inkscape oraz kartowanie w systemie całkowicie elektronicznym (tzw. paperless - DistoX + PDA). Mniej więcej połowę czasu szkolenia zajęły ćwiczenia przy komputerach. Niektórych pochłonęły one tak bardzo, że dokańczali treningowe zadania późnym wieczorem, w czasie przewidzianym na odpoczynek i integrację.
Jeśli chodzi o zajęcia terenowe, to dzięki uprzejmości zarządcy jaskini, otrzymaliśmy na ich potrzeby dostęp do Wierzchowskiej Górnej. Zajęcia te obejmowały szkicowanie papierowe (pierwszego dnia) na bazie takiego samego dla wszystkich ciągu poligonowego. Następnie (drugiego dnia) tworzyliśmy szkice jaskini w systemie całkowicie elektronicznym. Udało się zgromadzić na tyle dużo sprzętu, że działaliśmy w standardowych, dwuosobowych zespołach. W wyniku ćwiczeń terenowych powstało zatem parę alternatywnych wersji planu jaskini. Być może uda się na ich podstawie opracować ciekawy materiał o różnicach w percepcji przestrzeni przez zaawansowanych kartografów jaskiniowych.
CHINY: 52 dni w Kraju Środka
Chiny przejechaliśmy rowerami oraz innymi środkami lokomcji od Honkkongu do Korghas. 6000 km. Celem głównym było zlokalizowanie interesujących terenów krasowych, odwiedzenie tiankengu Xiaozhai, spływ rzeką Li wśród mogotów. Trasa wiodła w większości przez tereny górskie, czasem wysoko. Szersza relacja:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#CHINY:_nie_tylko_kras
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FChiny
Francuska majówka
Relacja dostępna w dziale wyprawy. http://nocek.pl//wiki/index.php?title=Relacje:Francuska_maj%C3%B3wka Zdjęcia:http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FFrancuska%20maj%F3wka
AUSTRIA - Hoher Göll - Jaskinia Majowa
Na długi weekend wybraliśmy się pod północną ścianę masywu Hoher Göll, eksplorować otwór który tam odnaleźliśmy w trakcie ubiegłorocznej wyprawy. Ciężar plecaków świadczył o tym, że była to męska akcja - namiot, śpiwory, szpej, 100 m liny, 15 spitów. Na wysokości ok. 1 500 m przy sympatycznym strumyczku wybudowaliśmy platformę i rozbiliśmy obóz. O dziwo otwór (na wysokości ok. 1 650) wystawał ze śniegu. "Puściło" nam ok. 50 metrów kaskadującej, soczewkowatej studni o przekroju na ogół ok. 4 x 2 m. Gdyby nie lejąca się woda, byłaby to bardzo przyjemna eksploracja - 10 metrów zjazdu i półka, kolejne 10 m, kolejna połka itd. Nieco nad zapiarżonym dnem, na szczelinie na której rozwija się jaskinia znajduje się okno, w które należałoby się wcisnąć i jechać dalej. Niestety zostało nam pewnie z 20 metrów liny, a i byliśmy już na tym etapie zupełnie przemoczeni. Deszcz który zastaliśmy tuż po wyjściu na powierzchnię nie poprawił naszej sytuacji. Potem padało przez kolejne 12 godzin, wobec czego następnego dnia w momencie kiedy opad nieco osłabł zwinęliśmy namiot i zeszliśmy do doliny.
Tatry Zachodnie - trawers Jaskini Czarnej
Po wielu planowanych weekendach w końcu się udało zrealizować wyjazd na trawers Czarnej. W składzie Rysiek, Łukasz i ja wybraliśmy się w sobotni wieczór w kierunku Zakopanego by następnego dnia rano ruszyć na wspomniany trawers. Pogoda była iście wiosenna, ale jak się okazało tylko przed tatrami. Na podejściu śniegu przybywało i było go na północnych ekspozycjach lekko ponad kolana. Pokrywa zw. na plusowa temp była na tyle słaba iż zapadała się pod nogami. Gdy dotarliśmy pod otwór w naszych głowach kiełkował chytry plan by chociaż zbliżyć się do czasu przejścia wspomnianego trawersu przez Mateusza i Karola i dodając sobie do ich czasu kilka h powiadomiliśmy stosowne osoby o alarmówce. Do dziury pierwszy zjechałem ja, a za mną Łukasz. Rysiu jadąc ostatni zwinął za nami wlotówkę. Dalej poleciało równie sprawnie poręczując na zmianę, Łukasz, ja, a nawet Rysiek. W związku z faktem iż w jaskini było wyjątkowo mokro (woda ciekła praktycznie po każdej ścianie) zdecydowaliśmy się nawet nie sprawdzać co się dzieje między Studnią Imieninową a Brązowym Progiem (gdzie przy obfitych opadach tworzy się jeziorko (w skrajnych przypadkach ponoć i syfon)) i od razu zjechaliśmy Studnią Imieninową na dno korytarza Mamutowego. Z opisu wynikało iż miało być ok 40m zjazdu (liny), a jak się okazało starczyłaby nam jedna lina 55m złożona "na złodzieja". Fakt że zapasu byłoby tak góra 1m :) Pocieszającym było iż korytarz Mamutowy okazał się suchy w porównaniu z wcześniejszą częścią jaskini, to nie zmoczyliśmy stóp (czy innych części ciała). Na koniec został nam tylko Próg Latających Want, który mieliśmy podzielić między siebie ja i Łukasz. Łukasz zaczął i tak jakoś wyszło iż ja zająłem się deporęczem zamykając tyły a Łukasz wyłoił wszystko. Na koniec został nam malutki prożek przed samym wyjściem, na którym poleciało najwięcej słów na "k" :) ale to pewnie dlatego że każdy chciał już wyjść na zewnątrz. Wyjście oczywiście ubrudziło nas wszystkich, także też standard jak na tą akcję. Akcja trwała niecałe 9h, także do rekordu Mateusza i Karola nawet się nie zbliżyliśmy, ale po prostu nie spieszyliśmy się - tak sobie to tłumaczymy :) Powrót do bazy okazał się bezproblemowy (nie licząc zapadających się nóg w śniegu o którym pisałem na początku), było jeszcze jasno i nawet poręczówki były na wierzchu. Potem tylko auto i droga na Śląsk (dla niektórych "teleport", tylko kierowca nie mógł sobie pozwolić na spanie :) Akcja zakończona sukcesem, bez strat w ludziach czy sprzęcie, a dla niektórych był to pierwszy raz w Czarnej :)
Zdjęcia http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FTatry-J.Czarna%28trawers%29-04.2013
CHINY: Syczuan - Rekonesans wokół Chongqingu
Więcej informacji w dziale Wyprawy
Jura: wspinanie w Mirowie
Po sobotnim wspinaniu w Świątyni Czystego VI.1 (Rzędki) tym razem wybór pada na Mirów. Ludzi mimo obiecujących prognoz mało!!! Pogoda zdecydowanie gorsza niż w sobotę, strasznie wiało!!! Pomimo wysokiej temperatury wiatr nie pozwalał na komfortowy wspin (puchówka+czapka obowiązkowo). Zaczynamy wspinanie od Trzech Sióstr, gdzie pokonujemy Niebo w Gębie (-V), Pozdrowienia z podziemia (VI+), potem szybkie patentowanie i w pierwszej próbie padają Tragiczne marzenia (VI.3+/4) - wycena mocno zawyżona. Następnie przenosimy się na Szafę, gdzie można się powspinać się w słońcu. Na koniec dnia wracamy na Trzy Siostry, gdzie udaje się poprowadzić Koksownia Przyjaźń (VI.3) – wspin po krawądkach, jak dla mnie droga bardzo wymagająca, ale godna polecenia.
Jura: wspinanie w Rzędkowicach
Po nieudanych próbach wyciągnięcia kogokolwiek na skitury czy rowery, około godziny 22:00 dostaje SMS-a z propozycją wyjazdu w skałki - zgadnijcie od kogo... Szybko sprawdzam prognozę na sobotę i nie jest zbyt optymistyczna, ale ile to już razy warto było zaryzykować. Na wszelki wypadek pakujemy też sprzęt jaskiniowy, aby w razie deszczu odwiedzić jaskiniowców w Piętrowej Szczelinie. Wyjeżdżamy niezbyt wcześnie, aby niepotrzebnie nie marznąć pod skałami, ale już o 8:00 jest ok. 10 st. Na parkingu w Rzędkowicach tylko 1 auto. Idziemy snieżno-błotną ścieżką, ale już po południowej stronie sucho. Cele wspinaczkowe okazują się optymalne: rozgrzewka na długiej i pięknej Nikodemówce za VI+, dalej 17 sekund za VI.2+ i Szatańskie Wersety za VI.4 (Karol). Cały czas obserwujemy niebo, ale z daleka widoczne deszcze szczęśliwie nas omijają. Wspinanie kończymy około 18:00 i po 2 minutach jazdy samochodem zaczyna lać. Sezon uważam za otwarty - pogoda wspinaczkowa, temperatura optymalna, skała sucha, nawet komary już gryzą:)
Beskid Śląski - kurs w 3 Kopcach i W Stołowie
7 kwietnia 2013 odbył się pierwszy w ramach kursu wyjazd do jaskini. W planie: zwiedzanie Jaskini w Trzech Kopcach oraz W Stołowie.
W godzinach rannych (7:15) z centrum Bytomia wyjechaliśmy samochodem w kierunku Szczyrku. Po dotarciu na miejsce ruszyliśmy drogą pod górę na Przełęcz Karkoszczonkę. Po krótkiej przerwie spędzonej w ciepłym zaciszu Chaty Wuja Toma, skierowaliśmy się na północ wzdłuż czerwonego szlaku. W niecodziennej, jak na kwietniową porę, zimowej aurze dane nam było przeprawiać się w metrowym śniegu. Osiągając docelowe 972 m n.p.m. odnaleźliśmy otwór wejściowy Jaskini w Trzech Kopcach. Zwiedzanie bez większych niespodzianek przebiegło pomyślnie. Nowych partii nie odkryto. Dotarłszy w rejon Jaskini W Stołowie zlokalizowaliśmy trzy dobrze rokujące otwory które lokalizacją pasowały do namiarów. Niestety ze względu na brak sprzętu oraz trudne warunki zrezygnowaliśmy z zejścia. Z braku perspektyw na dalszą eksplorację zawróciliśmy w dół do samochodu. Jako dodatkową atrakcję mieliśmy przyjemność posilić się wyśmienitą szarlotką na gorąco w miejscowej kawiarni. Senni i zasłodzeni powróciliśmy do Bytomia.
Wszystkim uczestnikom serdecznie dziękuję za dobrą zabawę i miło spędzony czas w pięknych okolicach.
Beskid Śląski: Skitour na Klimczok
Z Szczyrku-Biłej przez Przełęcz Karkoszczonka podchodzimy na Klimczok. Trasę dobieramy tak, aby skontrolować odbywający się równolegle wyjazd kursowy do jaskini w Trzech Kopcach. Gdy ostatni kursant znika już pod ziemią, kierujemy się w stronę schroniska. Po posileniu się, zjeżdżamy następnie ciekawym wariantem przez Skałkę do Brennej Bukowej i podchodzimy z powrotem na Karkoszczonkę. W sumie wyszło ponad 950 m.
Beskidy o tej porze roku okazały się terenem bardzo przyjaznym narciarzom. Warunki śniegowe bardzo dobre (w lesie jest metr jak nic). Turystów dużo mniej niż w Tatrach, a i ludność lokalna miła i dużo bardziej gościom przychylna.
Tatry Wysokie: Skitour na Kozią Przełęcz i Zawrat
Z Kuźnic, przez Halę Gąsienicową podchodzimy na Kozią Przełęcz. Z niej zjeżdżamy do Doliny Pięciu Stawów, a następnie podchodzimy na Zawrat i zjeżdżamy z powrotem do Murowańca.
Śniegu w Tatrach dużo i warunki śniegowe generalnie dobre. Zjazd utrudniają miejscami wielkie lawiniska (nie świeże, a raczej ze starego opadu). W dniu naszej wycieczki dodatkowym kłopotem była gęsta mgła, która utrudniała orientację i odczuwanie nachylenia stoku. Na szczęście, dzięki GPS, nie spadliśmy w żadną przepaść.
Duża wilgotność powietrza skutkowała także bardzo słabym działaniem ludzkiego systemu chłodzenia i przez prawie cały czas było nam okrutnie gorąco. Co też warte odnotowania, mimo słabej pogody, w Tatrach były tłumy. Murowaniec i Betlejemka pękają w szwach od uczestników szkoleń z turystyki zimowej. Przy niemal każdym kawałku lodu przy szlaku stoi ekipa i wkręca śruby lodowe. Dużo także skiturowców, wielu na wypożyczonym sprzęcie.
AUSTRIA: Krótki skitour w Tennengebirge
Z Abtenau (wys ok. 700) przeszliśmy najpierw wzdłuż wyciągów na Karkogel do tzw. Berliner Kreutz (ok. 1600). Miła i szybka wycieczka w dobrej pogodzie. Pod koniec zjazdu śnieg mokry.
AUSTRIA: Ski-turling na trawie w okolicy Nauders
Przy okazji rodzinnego wyjazdu na święta wybraliśmy się na krótki skitour. W doskonałej pogodzie (słońce) z Nauders podeszliśmy w stronę szczytu Köpfle. Po przejściu ok. 700 Hm, z wysokości 2 100 m wycofujemy się. Pokonał nas śnieg, klejący się okrutnie do fok. Wycof był jedyny w swoim rodzaju. Zaczęliśmy zjeżdżać stokiem skierowanym niestety na południe i w efekcie po może 200 metrach trafiliśmy na zieloną trawę. Ćwiczyliśmy na niej nową dyscyplinę pod nazwą ski-turling na trawie. Polegało to na wykonywaniu ewolucji (przewroty, salta) na śliskiej trawie, z nartami w ręku. Obyło się bez urazów.
NOWA ZELANDIA: przez dwie wyspy
Na antypodach mieliśmy dość spokojną podróż, choć niemal ciągle przez góry. Pogoda jednak była wymarzona. Odwiedziliśmy tu krasowe tereny na Wyspie Południowej, przejechaliśmy Rainbow Trail (Tęczowy Szlak) oraz odwiedziliśmy naszego kolegi z wyprawy Great Dvide - Neala Taylora.
Szersze opisy tu:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#NOWA_ZELANDIA:_Wyspa_Polnocna
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FNowaZelandia
WŁOCHY: narty w dolinie Aosty
Wyjazd z nastawieniem na jazdę rekreacyjną - jeździmy po przygotowanych trasach i ... uwaga, do góry wjeżdża się wyciągiem, a nie zapycha z buta:) Codziennie szusujemy w innym ośrodku. Pod Monte Rosą, grupa Słoweńców zabiera mnie na wycieczkę freeriadową po okolicznych dolinkach, z pięknymi widokami, opuszczonymi sezonowo wioseczkami i zacnymi zjazdami. Generalnie wyjazd wypoczynkowy ze świetnymi widokami na najwyższe szczyty Alp.
AUSTRIA: Wysokie Taury, Kitzsteinhorn 2013
Po raz czwarty już miałem przyjemnosć krótko uczestniczyć w wyprawie eksploracyjnej Krakowskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego do jaskini Feichtnerschachthöhle. Jaskinia ta znajduje się na terenie kurortu narciarskiego na lodowcach pod górą Kitzsteinhorn (3203). Dzięki uprzejmości firmy Gletscherbahnen Kaprun AG, zarządzającej tym kurortem, baza wyprawy KKTJ zlokalizowana jest w centrum usługowo-gastronomicznym dla narciarzy na wysokości 2452 m npm. W podziemnej cześci tego obiektu, stanowiącej infrastrukturę socjalną dla pracowników całej stacji narciarskiej, dla uczestników wyprawy dostępne są ogrzewane pomieszczenia do spania, ubikacje, prysznic oraz sieć WiFi. Z całą pewnością jest to jedna z najbardziej komfortowych zimowych wypraw jaskiniowych na świecie. Co warte uwagi, specyficzny jest także rodzaj skały, w której rozwinięte są tutejsze jaskinie. Jest to tzw. margiel mikowo-wapienny, skała z jednej strony dosyć słabo rozpuszczalna przez wodę, a z drugiej bardzo twarda i niszczycielska dla sprzętu. Zimą otwory są zasypane śniegiem i trzeba je odkopywać. Na szczeście głównie przy użyciu ratraka.
Działalność jaskiniowa w tym roku skupiona była (jest) na wspinaczce w kominach nad tzw. Kryształową Galerią oraz w tzw. Galerii Srebrnej Wody. Obydwa te tematy potencjalnie mogą prowadzić do nowych otworów jaskini. Ja, w zespole z Bartkiem Berdelem z biwaku na głębokości ok. -450 m atakowałem ten pierwszy. W założeniu mieliśmy deporęczować te kominy, ale okazało się, że możliwa jest dalsza wspinaczka do góry. Była to dosyć męska przygoda, bo z biwaku było dosyć już daleko na "przodek". Na każde z dwóch wyjść musieliśmy podejść ok. 370 metrów do góry na linach. Łącznie podczas pobytu pod ziemią wspięliśmy 35 m, prawie całkowicie hakowo (wiertarka). Z pomiarów w jaskini oraz dostępnego nam trójwymiarowego modelu powierzchni terenu wynikało, że znajdujemy się praktycznie parę metrów pod powierzchnią ziemii. Coż, nie udało się nam przebić, ale nie jest to niczym dziwnym. W rejonie, w którym potencjalnie miałby znajdować się nasz "nowy otwór" jest znanych od powierzchni kilka lejów, które jednak kończą się zawaliskami. O tej porze roku na dodatek zasypanych paroma metrami śniegu. Wracając do niszczycielskiego charakteru tutejszej skały - na wyjściu na powierzchnię ja przetarłem croll'a, a mój partner gdzieś po drodze wytarł aluminiową rolkę Petzl'a "do śrubki".
Ze względu na dosyć krótki pobyt, w zasadzie po wyjściu z biwaku zostały mi niecałe trzy dni na powierzchni. Miałem ze sobą narty skitourowe, ale nie zdołałem zbytnio ich użyć. Chociaż Furek wymyślił bardzo ciekawą trasę na pobliski szczyt Hocheiser, ze względu na duże zagrożenie lawinowe poprzestałem tylko na solowej, tradycyjnej już popołudniowej wycieczce na szczyt Grosser Schmiedinger, górujący nad wschodnią częścią terenów narciarskich (500 Hm).
Tymczasem wyprawa cały czas jeszcze trwa. Kolejna ekipa, wspinając dalej komin, dotarła do zawaliska i tym sposobem definitywnie zakończyła naszą wspinaczkę. Jaskinia "puszcza" jednak ciągle w tym rejonie obejściami, a także wspominaną już Galerią Srebrnej Wody. Trzymam kciuki. No i trochę mi szkoda, że już mnie tam nie ma... Oby udało się znowu za rok.
AUSTRIA: Wysokie Taury, skitour w Goldberggruppe
Ola wpadła na świetny pomysł, żeby mój wyjazd na wyprawę połączyć z szybką akcją ski-tourową. Na bazę wybraliśmy położoną na wysokości 2446 mnpm Hagener Hütte. Jest to schronisko Alpenverein położone w Wysokich Taurach, w okolicy szczytu Goldberg. Chatka stoi na przełęczy, przez którą rzekomo starożytni Rzymanie poprowadzili niegdyś drogę. W zimie główny budynek schroniska jest zamknięty, ale dla skiturowców i ambitniejszych turystów Alpenverein udostępnia otwarty dla wszystkich schron zimowy, czyli sypialnię na ok. 20 osób, stół i ławę. Czegóż więcej trzeba? Jak okazało się na miejscu, schron był chwilowo w remoncie. Co miało i pewne minusy (zdemontowany piecyk i brak możliwości ogrzewania), ale i poważne plusy (nocleg za 0 EUR).
W piątek podeszliśmy do tej upatrzonej uprzednio chatki z parkingu w Bad Sportgastein. Był dosyć twardy śnieg i zaliczyliśmy parę wywrotek na podejściu, ale przynajmniej dopisała nam ładna pogoda. Ponieważ byliśmy dosyć zmęczeni po nocnej podróży i morzył nas sen, pierwszego dnia poprzestaliśmy jedynie na dotarciu do chatki (860 Hm) i błyskawicznej wycieczce na upatrzony z chatki, nienazwany pik (może parędziesiąt metrów przewyższenia). Za to sobota upłynęła nam na całodniowej naciarskiej przygodzie, i to "na lekko". Najpierw zjechaliśmy niejako na drugą stronę przełeczy do schroniska Jamnig Hütte (nieczynnego, 1748), skąd następnie weszliśmy na przełęcz Ulschartl (2491), zjechaliśmy po miękkim śniegu do wysokości ok. 2 000 m, a dalej za namową Oli jeszcze podeszliśmy na Greilkopf (2579), aby potem granią zjechać z powrotem do naszej bazy. Wszystkiego razem wyszło ok. 1350 m przewyższenia. Choć pogoda trafiła się lepsza niż w prognozach, okna w chmurach z ładnymi widokami pojawiały się tylko na chwilę. W każdym razie, przez większość czasu nic się z nieba na nas nie lało ani nie sypało i z tego się cieszyliśmy.
Sytuacja zmieniła się podczas ostatniej nocy naszego pobytu. Już pod wieczór zaczęło intensywnie śnieżyć i na twarde podłoże nasypało ok. 20 - 30 cm świeżego puchu. Celem na niedzielę stał się wobec tego tylko zjazd z powrotem do samochodu. Mimo tak prostego planu, najedliśmy się sporo strachu. Słaba widoczność z rana zmusiła nas do zjeżdżania z GPS-em w ręku. Na dodatek towarzyszyły nam grzmoty schodzących nieopodal lawin. Nie przesadzam. Z pewnością gdybyśmy byli w dolinach, a nie wysoko na przełęczy, tego dnia nie wybralibyśmy się w góry. Na szczęście znowu się udało. W około godzinę pokonujemy 800 m zjazdu, a następnie samochodem udajemy się gościńca pod jaskinią Lamprechtsofen. Tam, po uczczeniu naszego szczęśliwego powrotu z gór wysokokalorycznym kakao z bitą śmietaną, rozdzielamy się - Ola wraca do Polski, a ja czekam w chatce pod Lamprechtsofen na przyjazd ekipy z KKTJ-u.
AUSTRALIA: wypad do Sydney
Nasz pobyt w Australii ograniczył się do szybkiego wypadu z lotniska do Sydney. Tym niemniej spędzamy tu noc na spacerowaniu i ranek następnego dnia. Bardzo piękne "city".
Szerszy opis:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#AUSTRALIA:_krotki_epizod
Foto: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FAustralia
CHILE: w Cordiliera Central
Chile to fantastyczny kraj dla takich ludzi jak my. Wysokie góry, pustynie, wulkany, ocean a na południu nawet jaskinie. Również dobre jedzenie i jakoś tak bardziej europejsko (tu akurat nie wiem czy to dobrze czy źle, zależy jak na to patrzeć). Robimy tu kilka górskich wycieczek w okolicach Cerro Plumo.
Szerszy opis:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#CHILE:_Andy_-_w_Cordiliera_Central
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FChile
Tatry Zachodnie: Skitury w dol. Chochołowskiej
Ze względu na kiepskie prognozy pogodowe planujemy krótką wycieczkę na Bobrowiec przez Grzesia, ale jeszcze przed schroniskiem, na niebie ani chmurki. Jednogłośnie stwierdzamy, że tako pogodę trzeba wykorzystać. Cel pada na Wołowiec - góra prezentuje się przepięknie, zresztą jak i wszystkie szczyty otaczające dolinę. Niestety, już przed Rakoniem mgła gęstnieje, skutecznie ograniczając widoczność. Widzimy też jak grupka narciarzy katuje siebie i krawędzie nart na zlodowaciałym śniegu zboczy Wołowca. Zjazd zaczynamy więc z Rakonia. Nie jest on wymagający technicznie i może właśnie dlatego, że trochę go zlekceważyłem, zaliczam solidną glebę, koziołkując parę ładnych metrów. Po wydłubaniu śniegu z nosa i uszu, spostrzegam niekompletność mojego sprzętu, który częściowo dociera do mnie za pomocą Oli. Niestety odkrywam usterkę wiązania (chyba jakieś fatum - ostrzegam przed wyjazdem z Państwem G., jeśli zależy wam na waszym sprzęcie). Co prawda za pomocą zabawek Mateusza udaje się naprawić wiązanie, ale już na miękkich nogach zjeżdżam w dół. Odcinek ten prowadzi przez las, głównie wzdłuż ścieżki pieszej. Las wokół jest zbyt gęsty żeby zboczyć w bok. Ścieżką tą docieramy na dno doliny i zaczyna się odcinek, do pokonania którego trzeba głównie siły rąk i mnóstwa cierpliwości. Do auta docieramy gdzieś między 15 a 16. Muszę przyznać, że główny okres sezonu skiturowego właśnie się rozpoczął. W Tatrach mnóstwo śniegu, zagrożenie niewielkie, dzień jest ju dłuższy i puchówki też nie trzeba ze sobą taszczyć. Wyjazd udany:)
Tatry Zachodnie: skitour
Nareszcie weekend ze znośną pogodą w Tatrach. Najpierw podeszliśmy na Ciemniak przez Adamicę i Piec, a następnie zjechaliśmy z Twardej Kopy do Doliny Tomanowej. Było jeszcze dosyć wcześnie, wobec czego Furek zaproponował "szybkie" wejście na Ornak. W każdym razie, to nie ja na to wpadłem! Na początku szlaku na Iwaniacką Przełęcz dopadł mnie lekki kryzys energetyczny, ale od Przełęczy już jakoś poszło i w promieniach zachodzącego za górami słońca osiągnęliśmy i ten szczyt. Było tam naprawdę malowniczo. Niezła widoczność, gra słońca i chmur i brak ludzi. Warunki zjazdowe umiarkowanie dobre. Na ogół były betony, ale czasami pokryte cienką warstewką na której narty "jakoś łapały". Szczególnie początek zjazdu z Twardej kopy był bardzo miły. Jak można się domyślić, cała wycieczka zmęczyła nas konkretnie. Zabrakło nam raptem 50 metrów do przejścia 2 km deniwelacji. Dzień zakończyliśmy zasłużonym, uroczystym obiadem w "Adamo".
Na marginesie. Ciekawe były słowa ostrzeżenia przed lawinami, które otrzymaliśmy od mijanych po drodze na Ornak turystów. Północny stok Ornaku, którym prowadzi szlak, rzekomo pękł w poprzek (w pionie) i, jak nam opowiadano, mamy uważać, bo czort wie, co tam się może zdarzyć. Po bliższej inspekcji potwierdziło się nasze wstępne podejrzenie że to przecież wszystko tak nie działa. Pionowe pęknięcie okazało się być śladem po zjeździe z czekanem po betonowym śniegu, co stwierdziliśmy obserwując wyraźny odcisk od czterech liter w jego górnej części.
Tatry Wysokie: wspinanie
Wyjeżdżamy późno bo o 3.00, chciałem wyjechać o 1.00 ale Damian przekonał mnie, że nadrobimy te 2 godzinki podczas wspinaczki, bo na podejściu raczej to niemożliwe:). Pogoda i warunki śniegowe idealne, szybki odpoczynek w schronisku i obowiązkowy wpis w książce wyjść. Przed nami na drogę Potoczka (III) wyruszyły 2 zespoły, miały one nad nami godzinę przewagi. Niestety okazało się pod ścianą, że jesteśmy w kolejce dopiero na 4 miejscu. Czekamy cierpliwie jakieś 20-30min., ale widząc ,,szybkość’’ 1 zespołu decydujemy się zaatakować sąsiadkę czyli drogę Głogowskiego (III). Była to zdecydowanie bardzo dobra decyzja, piękne i wymagające wspinanie na 2 pierwszych wyciągach wynagrodziły wszystkie wcześniejsze trudy(brak snu i dłuuugie podejście). Droga ta pokazała mi, że także ze wspinania zimowego można czerpać sporo przyjemności.
Beskid Śląski - Skrzyczne, skitour
Skrzyczne stało się w tym sezonie najmodniejszym klubowym celem zimowym w Beskidach :). Tym razem na odpoczynek w schronisku docieramy zielonym szlakiem z centrum Szczyrku. Nadchodząca wiosna daje się mocno odczuć, niestety...Śnieg stał się już dość mokry i znikał w oczach.Przez całą wycieczkę było b.ciepło, czasem nawet słonecznie. Początkowo zjeżdżamy trochę lasem, ale dość szybko wracamy na nartostradę (na której warunki do zjazdu fatalne...). Zgodnie z planem była to "szybka akcja" - o 14.30 zaparkowałam pod domem.
Beskid Śląski: Skrzyczne, skitour
Ponieważ musieliśmy po południu wrócić do domu, zdecydowaliśmy się na szybką akcję w Beskidach. Weszliśmy na Skrzyczne "z tyłu", startując spod Małej Palenicy. Widoczność była bardzo słaba, ale przynajmniej nie padał na nas żaden deszcz czy śnieg. Warunki na zjedzie były zmienne - pod szczytem przyjemny puch, poniżej cięższy i trudny do manewrowania śnieg. Niestety dodatnia temperatura skompresowała istotnie warstwę świeżego opadu. Cała akcja zajęła nam nieco ponad dwie godziny (tempo treningowe), dzięki czemu z koła nie zeszło nam całe powietrze i zdążyliśmy jeszcze podjechać do wulkanizatora.
ARGENTYNA: Missiones, Corrientes i Mendosa
W tym kraju znalazłem się po raz drugi. W Missiones odwiedziliśmy wodospady Iguazu, stare redukcje jezuckie w San Ignacio, polonię w Wandzie. Potem autobusem przedostaliśmy się na zachód kraju gdzie odbyliśmy wycieczki rowerowe w Andach.
Tu więcej szczegółów:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013 http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#ARGENTYNA:_Wodospady_Iguazu
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FArgentyna
Beskid Śląski - Skrzyczne
Przy okazji wypoczynku z rodzinką w Szczyrku postanowiłem zrobić sobie wycieczkę na Skrzyczne. Pogoda całkiem całkiem - przebijające się przez wysokie chmury słońce w związku z czym widoczność bardzo dobra. Wyruszyłem szlakiem z centrum. Początkowo przetarty szlak lecz po późniejszym połączeniu z czerwonym całkowicie zasypany. W większości nawianym śniegiem. Miejscami naprawdę spore zaspy. Targane na plecach rakiety nareszcie okazały się niezbędne. W pewnym momencie szlak zostaje przecięty trasą fis. Po zalesieniu jakiejś dziury w siatkach zabezpieczających kawałek mozolnie idę trasą (momentami stromo). Na szczycie dość mocno wieje. Grzaniec w schronisku i wracam. Szybkie zejście pod wyciągiem i powrót do hotelu.
Beskid Żywiecki-Hala Boracza
Plan zakładał podejście z Żabnicy Skałki na Halę Boraczą i dalej niebieskim na Prusów i zjazd do Żabnicy. Przed wyjazdem zastanawiałem się, na ile jest to realne do wykonania. Nie miałem nart skiturowych z fokami, więc całą trasę pod górę musiałem pokonać z nartami przytroczonymi do plecaka. Początkowo szlak czarny prowadzi boczną drogą dojazdową, więc idzie się nieźle. Potem droga odbija w prawo a szlak na Halę Boraczą idzie prosto. Na szczęście są ślady i śnieg nie zapada się głęboko więc idzie się w miarę sprawnie. Nie śpiesząc się osiągam schronisko w czasie wyznaczonym przez znaki. Tu zatrzymuję się na jakieś pół godziny by posilić się i nabrać sił. Połowa podejścia za mną. Niestety cały czas pada drobny śnieżek i nie ma widoczności na dalsze pasma. Dalsza trasa prowadzi grzbietem na Prusów. Do schroniska wchodzi grupa osób w rakietach. Pytam skąd przyszli. Mówią, że z Węgierskiej przez Prusów, że po ich przejściu jest już przetarte. Jest jeszcze w miarę wcześnie, więc postanawiam spróbować. Kilkaset metrów za schroniskiem spotykam osobę, która idzie z tamtego kierunku. Przedziera się po pas w śniegu. Pyta którędy najlepiej do schroniska, a ja pytam o warunki na szlaku. Dowiaduję się, że najgorsze jest tylko parę metrów przede mną. Tu wiatr cały czas nawiewa nowy śnieg i tworzą się zaspy. Dalej, choć śniegu jest przynajmniej z metr, to nie zapada się on specjalnie i nie ma problemu z przejściem. Idę dalej. Idzie się łatwo i przyjemnie. Poza paroma krótszymi odcinkami śnieg nie jest uciążliwy. Dookoła pięknie ośnieżone lasy i mniejsze polany. Idąc rytmicznym krokiem na szczyt Prusowa docieram szybciej, niż informowały znaki dotyczące czasu letniego. Teraz przede mną już tylko droga w dół. Przypinam narty i rozpoczynam zjazd. Początkowo planowałem zjechać na przełaj polanami miedzy Boruczem a Palenicą, ale ostatecznie jechalem cały czas szlakiem niebieskim aż do Żabnicy. Większa część odcinka bardzo przyjemna, tylko ostatni odcinek szlaku prowadził zarastającym młodym lasem, gdzie nie dało się za bardzo poszaleć. Lepsza powinna być chyba opcja nieco wcześniejszego odbicia ze szlaku i zjazdu szeroką Polaną Pasionki, ale to już ewentualnie opcja na inny wyjazd.
Beskid Śl.: skitury
My natomiast z braku czasu i zbyt dużego zagrożenia, wybieramy pobliskie Beskidy. W planie był zjazd przecinką na Szyndzielni. Niestety podjeżdżając pod Szyndzielnię okazuje się, że śniegu w lesie jest z jakieś 10 cm! Szybko weryfikujemy plany i stwierdzamy, że Szczyrk leży trochę wyżej. No i rzeczywiście różnica w grubości śniegu kolosalna - na Skrzycznem ilości śniegu... no nie wiem, lekko ponad metr. Podchodzimy na Małe Skrzyczne starając się omijać trasy narciarskie. Przed szczytem spotykamy Krakusów, z którymi zdobywamy Skrzyczne i grzejemy się w schronisku. Zjazd również wybieramy wspólnie i trafiamy w 10! Początek zjazdu to naprawdę bardzo stromy żleb, dalej stary rzadki las. Warunki bardzo dobre - lekko zsiadły puch. Na nartach docieramy pod sam samochód.
Tatry Wysokie: Skiturki
Z powodu trudnych warunkow (gleboki i ciagle padajacy snieg, 3-ci stopien zagrozenia lawinowego, slaba widocznosc) cele trzeba bylo dobierac czujnie.
W sobote z Brzezin doszlismy droga do Psiej Trawki, skad skrecilismy w strone Polany Panszczyca, mimo nart na nogach torujac do pol lydki, a miejscami po kolana. Z Polany przeszlismy nastepnie na Wolarczyska i podeszlismy kilkadziesiat metrow Zadnim Uplazem w kierunku Zoltej Turni. Z wysokosci ok. 1700 zjechalismy do Doliny Gasienicowej (super, gleboki puch!) i dalej droga do auta.
Niedzielna ski-turka rozpoczela sie z Toporowej Cyrhli. Poszlismy na Wielki Kopieniec (hurra, przetorowane!!) i zjechalismy bardzo przyjemnie na Polane Kopieniec i dalej na Polane Olczyska. Stamtad dotarlismy do nartostrady do Kuznic i podeszlismy nia na Krolowa Rowien. Pysznym zjazdem, znow mijajac Wywierzysko Olczyskie, osiagnelismy Jaszczurowke i po uiszczeniu niewielkiej oplaty (3 zl / os.) wrocilismy do samochodu.
Jak na panujace w Tatrach warunki, byl to bardzo udany weekend. Snieg pada caly czas. Czy to nie cudownie?
Tatry Wysokie: Zmarzły Staw
Warunki w Tatrach bardzo trudne. Musieliśmy redukować plany. Najpierw miała być Żółta Turnia, potem jednak Zawrat, a w końcu zawróciliśmy spod Zmarzłego Stawu. Padało całą noc i przez cały dzień. Zimno, nic nie widać, lawiny. W czasie naszej wycieczki (ok. 8h) na samochód spadło 20 cm śniegu. Zjazd do Czarnego Stawu Gąsienicowego mieliśmy przez większość trasy po pas w puchu (nie przesadzam) - trzeba przyznać, że to było ciekawe doświadczenie. Dużo mniej ciekawe było natomiast napotkane po drodze na Halę Gąsienicową zasłabnięcie starszego turysty. Staraliśmy się pomóc w reanimacji, a przynajmniej nie przeszkadzać, aż do przybycia ratowników TOPR. Niestety nie udało się go uratować...
AUSTRIA: Niskie Taury
Poświęciłem nieco czasu, aby zaplanować trzydniową wycieczkę narciarską w Totes Gebirge, z noclegami w zimowych chatkach Alpenverein. To jeden z najbliższych nam alpejskich masywów (617 km!). Wyjechaliśmy nocą z piątku na sobotę. Po niedługiej, ale jednak męczącej podróży, okazało się... że w tych górach nie ma śniegu. Jak ci Austriacy mogli do tego dopuścić? Przecież oni z tego żyją!!! No i chyba specjalnie nie odśnieżają miasteczka, żeby na kamerce internetowej wydawało się, że jest zima...
Trzeba było szybko wdrożyć plan awaryjny. W trzecim z kolei miasteczku nabyliśmy stosowną mapę i udaliśmy się w rejon Niskich Taurów, odwiedzanych przez nas niedawno, przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Tam śniegu było ciągle dość, i to nawet miękkiego, lekko tylko zsiadłego. Były pewne wady tego miejsca. Położone najdogodniej miasteczko, Obertauern, jest wielkim kombinatem narciarskim. Chatki Alpenverein są w większości zimą zupełnie zamknięte (oprócz tych bardzo trudno dostępnych), a noclegi w pensjonatach zaczynały się od 52 EUR za osobę. Musieliśmy więc improwizować także jeśli chodzi o zakwaterowanie.
W każdym razie, udało się nam odbyć trzy jednodniowe wycieczki skiturowe. Przez pierwsze dwa dni dopisywała nam bardzo ładna pogoda. W sobotę (zaczynając późno, bo będąc świeżo po kosztującej jednak nieco czasu zmianie planów) zrobiliśmy trochę ponad 500 m wysokości, wchodząc na jeden z wierzchołków grani Sichelwand (ok. 2200). W niedzielę odbylismy bodaj najlepszą wycieczkę wyjazdu, na Lackenspitze (2459), z ok. 1200 metrami przewyższenia. Obydwa zjazdy były bardzo przyjemne (praktycznie brak twardego śniegu), a przy tym przy stosunkowo stabilnej sytuacji lawinowej.
Niestety nie obyło się bez przykrych (i kosztownych) niespodzianek. Już pierwszego dnia wyjazdu Michałowi pękło wiązanie w sposób raczej nienaprawialny. Ostatni odcinek na szczyt Michał wchodził pieszo. Dobrze, że udało się jakoś zjechać na tym wiązaniu. Szczęściem w nieszczęściu było w tej sytuacji właśnie to... że znajdowaliśmy się w kurorcie narciarskim. W związku z czym wypożyczenie sprzętu skitourowego na kolejne dwa dni nie sprawiło żadnych trudności. Gdyby to stało się podczas trzydniowej "wyrypy" jaką oryginalnie planowaliśmy, nie byłoby tak łatwo...
W poniedziałek pogoda wyraźnie pogorszyła się i wiedzieliśmy, że nie możemy oczekiwać od ostatniego dnia wypadu zbyt wiele. Niebo zachmurzyło się zupełnie, widoczność była słaba plus padał intensywnie śnieg. Udało się nam podejść kawałek (ok. 400 Hm) w stronę szczytu Glockerin. Niestety trochę pogubiliśmy drogę i wpakowaliśmy się w bardzo stromy i dosyć jednak groźny w tych warunkach żleb. Ostatecznie udaje się nam trafić do jeziorka Wildsee (ok. wys. 1925), przynajmniej tak wynikało z mapy i GPS, bo jeziorka dostrzec się nie udało. Być może dlatego, że widoczność spadła do 30 - 50m. Zjechaliśmy na szczęście bezpiecznie, przez niezwykle stromy, ale przyjemnie dla narciarza rzadki las. Wczesnym popołudniem zdaliśmy wypożyczony sprzęt i wróciliśmy do domu, zahaczając po drodze o nieśmiertelną restaurację w czeskich Lechovicach.
PARAGWAJ: nie trzeba się śpieszyć
Paragwaj to taka Albania Południowej Ameryki. Na Paranie kwitnie zapewne kontrabanda a wiele ciekawych rzeczy można kupić na paragwajskim brzegu. Nasze 2 krótkie pobyty w tym kraju sprowadzały się do przejechania do promu na Paranie oraz bardzo ciekawy rajd do wodospadu Nacunday. Tu szersze opisy:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013 http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#PARAGWAJ:_W_poszukiwaniu_wodospadu_Nacunday
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FParagwaj
Tatry - Rysy
Od jakiegoś czasu planowałem wejście zimowe na Rysy, ale jakoś zawsze ekipa wykruszała się jak tylko przypominała sobie o 9 kilometrowym morderczym odcinku do Morskiego Oka. Któż zatem mógł podjąć te niezwykle śmiałe wyzwanie??? Jedynym sensownym rozwiązaniem było wskrzeszenie sławnej ,,szybkiej trójki’’(dla przypomina ta ekipa zapisała się w historii wczesnozimowego alpinizmu śmiałą próbą zdobycia Triglava) Akcja pod kryptonimem ,,polski Triglav’’ rozpoczęliśmy od sobotniego posiłku w nieśmiertelnym Mcdonaldzie . Zdrowo odżywieni sprawnie pokonaliśmy najtrudniejszy odcinek do schroniska. Mimo wielogodzinnej dyskusji nie udało mi się namówić Asie i Daniela do zobaczenia świtu na szczycie. Oboje chcieli się wyspać, więc wstaliśmy dopiero o 4.00:P (trza być twardym a nie miękkim). Podejście było przetarte jedynie do Czarnego Stawu, resztę drogi trzeba było torować. Pomimo nienajlepszych warunków spotkaliśmy na szlaku sporo turystów w tym dwóch szczególnie ciekawych. Pierwszy wybrał się na Rysy bez czekana i rękawiczek!!!(przy temperaturze -15 C) , drugi zgubił swój środek lokomocji - niebieskie jabłuszko. Z innych ciekawostek: dopiero w niedziele podczas zejścia z Moka spotkaliśmy samotnego przedstawiciela sekty skiturowej- czyżby narciarze w tym sezonie przerzucili się na szachy??? Kończymy wyjazd oczywiście w Mcdonaldzie, uzupełniając stracone kalorie (duże frytki 475kcal, Big Mac 520 kcal).
BRAZYLIA: rowery i jaskinie
Brazylia to pierwszy kraj w naszej wokółziemskiej podróży, który przemierzyliśmy na rowerach z Rio de Janerio do Foz do Iguazu. Po drodze odwiedziliśmy kilka ciekawych miejsc. W części jaskiniowej wyprawy spotkaliśmy się z członkami klubu z Ponta Grossa - Grupo Universitário de Pesquisas Espeleológicas ( http://www.gupe.org.br/#! ). Razem z Mario, Henrique i Lais odwiedziliśmy kilka studni wymytych w skałach krystalicznych oraz jaskinie krasowe. Zostaliśmy tu bardzo mile przyjęci. Więcej szczegółów dot. wyprawy można przeczytać tu:
http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013 http://nocek.pl/wiki/index.php?title=Relacje:Damian_2013#BRAZYLIA:_w_jaskiniach_Ponta_Grossa
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2013%2FBrasil
Beskid Żywiecki - Oszust
Zimowy biwak w Beskidach był już zaplanowany na wcześniejszy weekend ale w związku z chorobą Tomka Zięcia trzeba było pozmieniać trochę plany. A że od tygodnia byłem już spakowany i napatoczył się kuzyn wiec ustaliliśmy nowy termin. Wyjeżdżamy w środę rano. Lecz przedarcie się przez Śląsk przy porannym szczycie trochę trwało. Wiec z Soblówki wychodzimy dopiero grubo po 11 i idziemy na Przełęcz Przysłop. Może jak na warunki zimowe to śniegu nie było jakoś mega dużo, ale szlak nie przetarty i poruszanie się w rakietach obowiązkowe (na koniec wyjazdu doszliśmy do wniosku, że bez rakiet przejście tego odcinka trwałoby przynajmniej kilka godzin dłużej). Na przełęczy krótki odpoczynek i ruszamy na Świtkową. Podejście na tą górkę robi naprawdę jak na warunki Beskidu wrażenie - długie i strome, . Po godzinie 15 na spokojnie rozbijamy biwak przed Pańskim Kamieniem. Następnego dnia budzi nas piękna pogoda - słoneczko i błękitne niebo. Po śniadaniu ruszamy na Oszust i dalej do drogowego przejścia granicznego ze Słowacją. Tam odbierają nas znajomi z Torunia i nockę spędzamy z nimi w prywatnym schronisku Gawra na końcu świata w Złatna gdzieś niedaleko starej Huty. Następnego dnia w piątek spokojnie ruszamy do domu.
Radzionków- biegówki na Księżej Górze
Z powodu ciągle niedogodnych warunków skiturowych trenujemy kondycje na nartach w Parku Księża Góra. To był mój drugi raz na biegówkach więc szło mi jako tako, ale zabawa przednia. Za tydzień amatorskie zawody, więc jak warunki skiturowe się nie zmienią to może się skuszę - ktoś chętny?
Tatry, Kopa Kondradzka- skitoury
Miałem zrobić sobie krótką wycieczkę w Beskidzie Sądeckim ale po telefonie Mateusza szybko zmieniłem plany - cel: Tatry. Spotkaliśmy się o 9.00 u wylotu doliny Małej Łąki. Szybko się zebraliśmy, narty na nogi i koło 9.20 rozpoczęliśmy podejście. Krótki popas zrobiliśmy przy odbiciu do Snieżnej, okazało się że wyżej nie ma żadnych śladów. Na szczęście śniegu nie było specjalnie dużo więc nie trzeba było torować, ale i tak po dojściu na Przełęcz Kondradzką miałem lekko dosyć. Krótka przerwa, obejrzenie trasy zjazdu i ruszamy dalej. Jak dotarliśmy na Kopę miałem już nogi z kamienia, na szczęście został nam już tylko zjazd :). Najpierw granią na Małołącką Przełęcz a następnie już w dół pod Śnieżną (całkowicie zasypany otwór) i przez Przechód. Dla mne był to najcięższy zjazd jaki do tej pory robiłem. Do parkingu dojechaliśmy po 5 godzinach. Całą wycieczkę nie spotkaliśmy praktycznie nikogo.
Beskid Żyw. - Pilsko
Agnieszka poprowadziła nas w nowe, nieznane nam rejony masywu Pilska. Wycieczka odbywała się tempem treningowym, Agnieszka i Małgosia startowały bowiem poprzedniego dnia w Pucharze Czantorii i będąc chyba niezadowolonymi z osiągniętych wyników musiały odreagować. Ola z kolei najwyraźniej chciała się sprawdzić i po paru minutach rozbiegu zawodniczki kadry czuły na plecach jej oddech. Wyglądało to więc dosyć ciekawie: dwóch facetów starających się, wyziewając ducha, dogonić trzy dziewczyny. Starałem się zapamiętywać trasę, ale ponieważ musiałem koncentrować się na tempie, nie szło mi to najlepiej. Na pewno wystartowaliśmy z parkingu pod wyciągami. Potem chyba poszliśmy leśną drogą a dalej ścieżką przez Solisko, w rejon kopuły szczytowej Pilska. Wobec wiatru i słabych widoków, na sam wierzchołek nie weszliśmy, ale mieliśmy do niego może z 200 m. Dalej Agnieszka poprowadziła nas świetnym, puchowym i momentami całkiem stromym zjazdem w lesie. Ze szczytu jechaliśmy na zachód i dalej na północny zachód do Potoku Cebulowego w Dolinie Sopotniej. Stamtąd na fokach podeszliśmy najpierw na przełaj przez las, a potem zielonym szlakiem na Halę Miziową. Posililiśmy się w schronisku i ruszyliśmy z powrotem na kopułę szczytową Pilska. Pogoda poprawiła się (wyszło słońce i zrobiła się umiarkowanie dobra widoczność), ale ponieważ trochę się nam już spieszyło, znowu minęliśmy wierzchołek i zjechaliśmy najpierw szerokimi halami a potem przez las trasą naszego pierwotnego podejścia. Cała wycieczka zajęła niespełna 4.5h. W większości była to pyszna, puchowa przygoda. Nareszcie jest zima, hurra!
Beskid Śl. - Skrzyczne i Czantoria
Rano wychodzimy szybko na szczyt Skrzycznego zielonym szlakiem, z centrum Szczyrku. Pogoda w czasie naszej wędrówki była przyjemna, choć pod wierzchołkiem zastaliśmy mgły i opad śniegu. Ponieważ w lesie było nieco za mało śniegu na zjazd, po herbatce w schronisku zjeżdżamy trasą narciarską. Całkiem zresztą kamienistą - jak oni mogą na coś takiego wpuszczać narciarzy zjazdowych? Po zjeździe, przemieszczamy się przez Salmopol do Ustronia i jeździmy dwie godziny wyciągowo na Czantorii. Tego dnia, po zamknięcu kolejki, odbywały się tam pierwsze w tym sezonie zawody skiturowe PZA. Po południu zostajemy więc na miejscu kibicować bliskim i znajomym, aż do zakończenia zawodów.
Ustka - krajoznawczo
Korzystając z okazji, chciałem przedłużyć sobie wyjazd służbowy w okolice Ustki. Plan był bliżej niesprecyzowany i nieco chaotyczny. W grę wchodziło m. in. jedno lub dwudniowy spływ Słupią, wycieczka rowerem po okolicach Słowińskiego Parku Narodowego itp. no i oczywiście tak się poumawiać z klientem żeby starczyło mi na to czasu. Niestety wymagania klienta były dość wygórowane, a i on sam nie wykazał się zbytnią elastycznością, dlatego pozostało mi pospacerować po wyludnionych plażach i zobaczyć Słupię z brzegu (zresztą nikt nie chciał mi wypożyczyć kajaka na 1 dzień w "szczycie" sezonu). Pomimo tych niepowodzeń udało mi się zdobyć wszystkie najwyższe okoliczne wydmy (prawie jak Rysy), zajrzeć do kilku bunkrów Bluchera (prawie jak Śnieżna), no i natrafiłem też na ul. Zaruskiego (wątek z historii taternictwa). Można by wziąć ten opis za dość żałosny, ale póki co tylko to mi pozostaje. PÓKI CO!
Tatry Zachodnie - doroczny trawers Jaskini Czarnej
Czas akcji 4h 20m.
Zakopane i okolice
Babia Góra – wschód słońca : Logistycznie sobota była mocno skomplikowana, gdyż ja z Damianem, Asią i Marcinem na przełęcz Krowiarki dojeżdżaliśmy ze Śląska, natomiast Sławek, Ania oraz Łukasz z Wisły. Żeby było ciekawiej po wejściu na Babią, ja z Anią i Damianem ruszamy do Zakopanego, natomiast Sławek z Asią i Marcinem jadą do Szczyrku a Łukasz wraca do Wisły. Generalnie historia zawiła jak losy bohaterów Mody na Sukces. Sama Babia przywitała nas idealną pogodą , zero chmur, brak wiatru i było w dodatku ciepło, jedyny minus to zalodzony szlak. Na szczycie było nieco tłoczno około 30 osób wraz z nami przywitało wschód słońca. Szybki przepak i ruszamy mocno zaspani do Zakopca, gdzie jest już ekipa z Poznania.
Na bazie dzielimy się na dwa zespoły Damian z Anią wyruszają do Wielkiej Śpiworowej, ja z Pauliną idziemy na jaskiniowy spacer doliną Kościeliską, zwiedzamy m.in. jaskinię Raptawicką, Obłazkową oraz Mylną. Wieczorem ruszamy na narty na stok w Witowie, śniegu (oczywiście sztucznego) sporo podobnie jak i ludzi. Pomimo dużych obaw nie zabiłem się , ani żadnego innego narciarza. Sukces ten z pewnością jest zasługą moich instruktorów narciarstwa. W niedzielę Ania z Damianem idą do pięknej niedalekiej jaskini, którą można pokonać bez sprzętu, Paulina zwiedza wraz z kursem jaskinie Śpiących Rycerzy, ja natomiast eksploruje Wielką Śpiworową. Wieczorem wszyscy wybraliśmy się do term w Szaflarach. Korki na drogach + mało atrakcji + dzikie tłumy = porażka, krótko mówiąc zdecydowanie nie polecamy tego miejsca. W sylwestra budzimy się o nieludzkiej porze, aby wejść na Krywań. Prawie dwie godziny dojazdu i jesteśmy na miejscu, podchodzimy zielonym szlakiem z Trzech Źródeł. Śniegu więcej niż po polskiej stronie, szlak okazał się przetarty dzięki czemu nie mieliśmy problemów z orientacją. Od wysokości około 1600 m n.p.m. podchodzimy w gęstej mgle na szczęście wychodzimy ponad poziom chmur jeszcze przed przełęczą. Na szczycie widoczność idealna, zero ludzi po prostu genialnie. W drodze powrotnej udaje się nam trafić na otwartą jeszcze restauracje i zjeść zasłużony obiad. Nowy rok witamy przy wylocie doliny Kościeliskiej. Ze względu na obawę przed gigantycznymi korkami wracamy na Śląsk z samego rana (czytaj jak tylko się obudziliśmy:))
Beskid Śl. - nocny rajd sylwestrowo - noworoczny na skiturach
Zabawa przednia. Z Wisły Nowej Osady podchodzimy zielonym szlakiem generalnie wzdłuż pustej nartostrady na szczyt Grapy - 711 m.n.p. (w zasadzie tylko tu jest śnieg). Na sam wierzchołek nie ma szlaku, śniegu zresztą też brakło. Kryjemy więc narty pod liśćmi i na szczyt wychodzimy na lekko. Góra porośnięta bukami ale niezła widoczność na sąsiednie wzniesienia. Potem tylko krótki zbieg do nart i piękny zjazd po przygotowanej przez ratrak "specjalnie dla nas" nartostradzie. Przy pustym bufecie na stoku witamy rok 2013 (w dole rozbrzmiewa ognista feeria) a w chwilę później mkniemy w dół do auta. Jeszcze przed świtem jesteśmy w domu. Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2012%2FStaryRok