Wyjazdy 2009
II kwartał
Tatry: Jaskinia Zimna
Fantastyczny dzień, który - być może nie rozpoczął się zbyt fantastycznie, za to skończył rewelacyjnie :) Mój organizm domagał się odpoczynku i zwyciężył nad duchem, który także nie był zbyt silny.. więc zaspałam. Mateusz odbraził się na mnie już w Kirach.
Kościeliska zalana słońcem. W marszu doliną towarzyszy nam natrętna myśl: cóż, _znów_ Zimna... Przyczajeni pod otworem - z jednej strony ogrzewani światłem z nieba, a z drugiej chłodzeni powietrzem z wnętrza skał - obserwujemy ludzików kończących pobyt w Mroźnej.
Jaskinia wcale nie okazuje się aż _tak_ dobrze nam znana. Przypominamy sobie, że jest całkiem ładna i obszerna, w dodatku dawno nas tam nie było, a już na pewno nigdy o tej porze roku - lód z większości ścian wprawdzie odpadł, za to zupełnie pokrył spąg. Ponor okazuje się tak zalany, jak zalanego jeszcze go nigdy nie widzieliśmy, także tam kończy się nasza wycieczka - przynajmniej w głąb jaskini. W trakcie odwrotu Mateusz kilkakrotnie rozkłada swoje kabelki i gada przez komórkę z łodziami podwodnymi. Ja natomiast bawię się aparatem fotograficznym. Na całość schodzi nam jakieś trzy godzinki.
Na powierzchni wita nas cudne słońce. Jestem zdania, że dla takiego wyjścia warto jest spotkać dużą wodę w Ponorze. Jakiś czas pozostajemy jeszcze w otoczeniu jaskini.. a w tak zwanym międzyczasie chmurzy się, trochę pada i grzmi. Powrót doliną udaje się jednak odbyć na sucho.
Na dobre rozpadało się, gdy byliśmy już w samochodzie, ale i to zostało nam wynagrodzone barwnymi znakami na niebie. Ze względu zaś na wczesną, jak na "szybką akcję", godzinę powrotu nie potrafiliśmy się oprzeć, by nie odwiedzić pewnej dobrze nam znanej knajpki w Krakowie. Jedynym zmartwieniem pozostało tylko to, że tambylcy nie są przyzwyczajeni do zapachu jaskini...
Rumunia:
Jura: skałki rzędkowickie
Skały zatłoczone do niemal ostatniej ryski. Robimy tylko małe bouldery. Starzy koledzy z klubu tradycyjnie na majówkę jeżdżą w ulubione miejsce na skałkach rzędkowickich i tam się z nimi spotykamy. Czas spędzamy towarzysko.
Jura: Wyjazd rowerowy + jaskinia Psia i Na Biśniku
Na rowerach startujemy z Ryczowa piaszczystym, leśnym szlakiem do Smolenia. Tu w dolinie Wodącej odwiedzamy jaskinie na Biśniku i Psią. Następnie przez Złożeniec szlakiem rowerowym wracamy do Ryczowa zahaczając jeszcze o skałki z obeliskiem. Pogoda cudowna na rower. Na Jurze eksplozja zieleni.
Tatry Wysokie: Dolina Pięciu Stawów Polskich
Wyjazd baardzo wcześnie rano, pomimo to w dolinie zameldowałam się późnym popołudniem. Rzuciłam tylko graty i na lekko spacerek w poszukiwaniu Wolego Oka:) Szlaki niemal wszystkie przetarte, tylko śnieg rozmiękły, rozmokły, osuwający się. Z tego też powodu następnego ranka wychodzę bardzo wcześnie. Kierunek: Zawrat. Przełęcz osiągam w dość szybkim tempie, teraz zastanowienie co dalej:) Patrzę w kierunku Świnicy, ale jakoś tak nieswojo samej:) Kieruję się zatem granią w prawo. Skały zalodzone lub wysuszone, zależy od strony. Po krótkim odpoczynku na Małym Kozim postanawiam schodzić. Śnieg już się grzeje, im później, tym zejście może być ciekawsze;) dochodze jeszcze do Zmarzłych Czub i kieruję się w dół jakąś dziwną, ale sympatycznie wyglądającą przełączką. Sympatycznie do czasu:P Staram się byc ostrożna, ale kilkakrotnie wykonuję mniej lub bardziej kontrolowane zjazdy w strone Pustej Dolinki wśród huku spadających z góry nawisów. Stresogennie odrobinkę:) Ale udaje się uciec bezpiecznie. Następnego dnia wyjście troszkę później, ale za to w miłym towarzystwie. Decydujemy sie na Gładką Przełęcz. Ślicznie, ze śpiącą kozicą i widokami na słowacką dolinkę. Myślimy o Walentkowym albo o słowackiej przełęczy Zavory, ale na myśleniu sie kończy. Nadchodzą chmury, zaczyna wiać, decydujemy się na powrót. Kilka godzin później potężna burza. Złapała Strzelca w drodze. Przychodzi dopiero wieczorem, juz się zaczynam niepokoić:) Wieczór zakończony imprezką po-urodzinową z widokiem na niedźwiadka przechodzącego sobie w najlepsze po stawach:) W piatek, niemiłe zaskoczenie; następnego dnia musze iśc do pracy. Decydujemy się więc ponownie na Gładką z aspiracjami na pobliskie szczyty:) Wychodzimy w czwórkę tym razem i w czwórkę dochodzimy na Gładki Wierch, Przepiekne widoki, naprawdę szkoda że trzeba wracać..:( Zjeżdżamy jeszcze dwa razy(!!) z przełęczy na pupach i spokojny powrót do schroniska. Tam obiadek, piwko, pożegnanie i niestety zejście na dół...
Jura: Podzamcze
Wyjechaliśmy z domu w niedziele rano, po dojeździe na miejsce małe jedzonko i w skały. Zrobiliśmy z 6 - 7 dróg średniej ciężkości. Powrót do domu wieczorem tego samego dnia :D
Tatry Wys. - skiturowanie w otoczeniu Hali Gąsienicowej
Tym razem na Halę podchodzimy Jaworzynką. Od tygodnia śniegi znów trochę uciekły wyżej. Z Hali Gąsienicowej Teresa podchodzi na wprost na szczyt Kasprowego (wyciąg z uwagi na brak narciarzy już nie kursuje) a ja wychodzę na przeł. Liliowe i dalej granią do Świnickiej przełęczy, z której zamierzałem zjechać. Żleb jednak okazał się "zajęty". Dwie grupki "wspinaczy" z sprzętem wykuwało stopnie by wdrapać się na przełęcz blokując tym samy drogę. Wracam więc na Skrajną Turnię (2096) i stąd zjeżdżam na Liliowe i dalej do kotła. Potem podejście na Kasprowy i dalej już wspólny zjazd przez Goryczkową do Kuźnic. Przez tydzień trasa skróciła się zaledwie o sto metrów więc możemy być szczęśliwi z długiego zjazdu.
Jura: Jaskinia Szeptunów (Szmaragdowa), wspinaczki w Olsztynie
Zainspirowany zdjęciami Adama z marca, rzuciłem temat odwiedzenia jaskini Szmaragdowej. Z Wirku, kawalkadą samochodów (5 aut!) przemieszczamy się do kamieniołomu w Rudnikach. Niektórzy pod otworem - swoją drogą, fenomenalnie położonym - sugerują, że zejście nad jeziorko do malutkiej w sumie Szmaragdowej nie jest warte tak długiego dojazdu. Nie zrażony tym, obwieszczam moje plany zwiedzania jaskini do przesamego końca. W związku z doskonałą pogodą - upał i bezchmurne niebo - miało to obejmować również dogłębne zapoznanie się z istotą tego podobnież największego na Jurze jaskiniowego jeziorka.
Z początku entuzjazm przejawiają tylko Mietek i jego wodoszczelny aparat fotograficzny. Żeby przedostać się do bocznej odnogi jeziorka (całkiem go tam jeszcze sporo), musieliśmy "myknąć" pod przełazem. Ktoś krzyczał dokumeeentyy!! - swoim zwyczajem miałem pod kaskiem portfel, żeby w razie czego nie utrudniać identyfikacji - ale krzyczał zupełnie niepotrzebnie, bo przecież zanurzyliśmy się tylko po szyję. Faktem jest, że to chyba przez to "myknięcie" dojrzenie do decyzji o kąpieli zajęło reszcie ekipy osiem minut i wymagało pomocy obecnego na miejscu psychologa. W sumie to zaskoczyli mnie - w deczko zimnej wodzie wykąpali się wszyscy, łącznie z Jankiem (pierwszy raz w jaskini w ogóle!), Tomkiem (który niedługo wcześniej coś wspominał o tym, jak to jesteśmy pogrzani) i Olą (tą bliższą mi - jak ją zobaczyłem po drugiej stronie, to dopiero mi się zrobiło zimno!).
W "mokrej" części odnajdujemy sporo śladów muszli, gąbek - a może nawet jakiegoś amonita. Po raz kolejny próbujemy uwierzyć w to, że jaskinie naprawdę zrobione są z resztek po wielkich ślimakach - chociaż dla mnie brzmi to równie fantastycznie jak płaska ziemia podpierana przez słonie na grzbiecie wielkiego żółwia. W jaskini siedzimy prawie godzinę. Dziewczyny narzekają na brak bielizny na zmianę, więc sugeruję, że w takim słońcu najlepiej rzeczy suszyć na sobie. Znowu jestem zaskoczony, bo co niektóre na to przystają i ku radości głownie mojej :), wracają do auta - naprawdę pocieszny widok - w trekach, z wielkim plecakiem, ale bez spodni.
W dalszym programie dnia (jest dopiero 12) wspinaczka w okolicach Olsztyna. Ekipa uszczupla się lekko - Mietek i Kasia opuszczają nas z powodu rodzinnych spraw do załatwienia. Tomek odgraża się, że on nie ma butków i przecież oni są z Asią i Karolem tylko na chwilkę - ostatecznie jednak zrobił drogę czy dwie "w laćkach". Pozostali okupują Bibliotekę do ok. 17; obok nas tylko jedna ekipa (pozdrawiamy!), więc tłoku nie ma. Z naszą formą fatalnie, tylko Mateusz Górowski daje radę wyjść na czysto V+. Niby pocieszamy się, że przecież nie jesteśmy "sportowcami", że chodziło nam o przypomnienie sobie paru rzeczy przed większym wyjazdem za tydzień... no ale jednak chciałoby się wspinać "lepiej" :)
Jura: Wyjazd wspinaczkowy - okolice Olsztyna
Wspinaliśmy się początkowo w rejnie skał przy zamku, gdzie nie spotkaliśmy ani jednego wspinacza, pomimo wspaniałej pogody. Dokuczały nam jedynie nieznośne podmuchy wiatru. Po kilku godzinach wspinaczki, kiedy mięśnie zaczeły odmawiać nam posłuszeństwa wpadliśmy na pomysł, aby poprowadzić śmiałą drogę dwuwyciągową(w porywach IV) pod pretekstem przećwiczenia budowy stanowisk itd. W ten sposób abraliśmy nieco sił i postanowiliśmy jeszcze powalczyć w rejonie Biblioteki. Wyjazd okazał się niezwykle owocny czego dowodem jest fakt, e udało nam się zrobić około 16-stu dróg w lepszym lub gorszym stylu.
Jura: Jaskinia na Świniuszce - Skały Ryczowskie
Po odnalezieniu otworu Tadek,Adam,Ania i Artur penetrują jaskinie. Barbara w tym czasie odnajduje otwór jaskini w Rudnikach. Po wyjściu z jaskini wspólnie udajemy się do jaskiń w Rudnikach. Po południu przyjeżdżamy do Ryczowa gdzie odbywamy kilka pierwszych wspinaczek w tym roku.
Tatry Wys. - narciarski zjazd z Koziej Przeł. + wyjście na Świnicę
Z Kuźnic wszyscy w dość żwawym tempie podchodzimy na Gąsinicową. Śnieg napotykamy dopiero przed samą halą. Stąd grupa piesza podąża przez Świnicką Przeł. na Świnicę (2308)a następnie granią w stronę Kopy Kondrackiej. Zejście na halę Kondratową następuje wcześniej w głębokich śniegach na przełaj w dół. Z Kondratowej wracają do Kuźnic. Grupa narciarska od Zmarzłego Stawu mozolnie drapie się w rakach na Kozią Przeł (2138) niosąc narty (Tomek deskę) na plecakach. Stąd na początku bardzo stromym terenem tą samą drogą w dół. Zjazd jest bardzo urozmaicony (szkoda, że w zjeździe tak szybko leci czas). Aby uniknąć schodzenia z Gąsienicowej bez śniegu decydujemy się na wyjazd krzesełkiem na Kasprowy i stąd nartostradą zjeżdżamy niemal do samych Kuźnic. Wszyscy spotykamy przy autach przy TOPRze (spotykaliśmy tu nawet Ewę Liberę z SDG z kolegami, którzy też wracali z skiturów). Pogoda dopisała, wyjazd z wszech miar udany). Tu zdjecia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2009%2Fkozia-przelecz
Jura - wspinaczki w Mirowie
Był to typowy wyjazd wspinaczkowy o znanym wszystkim schemacie działania. W akordowym tempie wywspinaliśmy 10 bardzo fajnych dróg w skali od V do > VI.2, przy czym najwięcej emocji wzbudziła owa VI.2 (Ludzie Silnej Woli), która obudziła również drzemiące w nas instynkty rawdziwych jurajskich patenciarzy. Zgodnie z przewidywaniami początek tygodnia zapewnił nam niemal puste skałki.
SŁOWACJA: skiturowo - rowerowy wypad na Wielką Fatrę
Auto zostawiamy przy wyciągu na początku doliny Lubochniańskiej (najdłuższa dolina Słowacji - 25 km). Z przytroczonymi do rowerów nartami pedałujemy w górę doliny prawie 20 km. Jest tu asfaltowa (zamknięta dla ruchu) wąska droga, która wyżej staje się gorsza. W końcu dalszą drogę zagradza śnieg, na szczęście blisko miejsca, z którego mamy startować na nartach. Rowery kryjemy w knieji i dalej już po mokrym śniegu podążamy w górę. Stromy odcinek w lesie był pozbawiony śniegu i tu musimy iść z buta szybko zyskując wysokość. Na grzbiecie warunki śnieżne są znakomite więc szybko osiągamy Gruń (1266) i po trawersie Ciernego Kamienia osiągamy przełęcz i wkrótce szczyt Płoskiej (1544) gdzie spotykamy kilku narciarzy na śladówkach (jedynych ludzi, których spotkaliśmy na całej trasie). Pogoda słoneczna więc można podziwiać otaczające nas morze gór. Z szczytu fajny zjazd po firnowatych śniegach. Do rowerów wracamy inną doliną boczną. Zjazd obfitował jak to zwykle bywa w wiele ciekawych niespodzianek. Po małych rozterkach nawigacyjnych trafiamy bez pudła do celu czyli rowerów ukrytych w zaroślach. Zjazd w dół na rowerach już bez niespodzianek terenowych za to upojenie szybkością znakomite. O zachodzie słońca docieramy do auta i w miarę pustymi drogami wracamy do domu.
SŁOWACJA: skitour na Małej Fatrze
Znów liczną ekipą startujemy z Stefanowej. W iście letnim upale z nartami na plecakach podchodzimy do schroniska pod Południowym Gruniem zakładając narty na kilkaset metrów przed schroniskiem. Dalej stromym stokiem na Południowy Gruń (1468). Stąd zjazd na przełęcz (na południowych stokach ogromne lawiniska, śnieg wyjechał do samego gruntu). Dalej znów podejście w upale na Stoh (1608). Z Stoha cudowny zjazd na przełęcz pod Rozsutcem. Z przełęczy zielonym szlakiem kontynuujemy zjazd z przeszkodami w dół aż do momentu w którym po prostu brakło śniegu. Potem jeszcze kilkanaście minut zejścia i jesteśmy przy autach w Stefanowej. Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2009%2Fskitury-fatra-grun
Jura - wspin w skałkach rzędkowickich
Wyjeżdżamy z Rudy o 8 rano. Pogoda od rana piękna, żadnej chmurki. Po 9 jesteśmy w Rzędkach. Zaczynamy od turni Lechwora gdzie robimy filar , komin i kilka dróg obok w skali V – VI i VI.1 . Niestety fantastyczna pogoda przyciągnęła dziesiątki ludzi i było tak aż do wieczora. Po Lechworze przenieśliśmy się na kolejną skałkę gdzie zrobiliśmy dwie V- ki w tym jedna na kościach. Na końcu załoiliśmy jeszcze jedną VI, i dwie V. Łącznie około 10 dróg co ze względu na duże oblężenie skałek jest wynikiem całkiem niezłym. Po 19 zebraliśmy się do domu. Wypad bardzo udany.
Bytom - wspin w kamieniołomie
To, że w Bytomiu jest deficyt ścianek wspinaczkowych wcale nie oznacza, że nie ma się tam gdzie wspinać. W słynnych Dolomitach jest bowiem całkiem spory wybór ciekawych i nienagannie obitych dróg. Jest to też prawdziwy rarytas dla miłośników spadających kamieni. Wsponianego dnia powalczyliśmy na około 10 drogach w skali od V do VI.1+. Liczba innych ekip wspinaczkowych: 0,0.
I kwartał
Beskid Żywiecki - mokry skitour na Lipowskiej
Chyba najliczniejsza "wyprawa" skiturowa z klubu. Lądujemy w Złatnej. Drugie auto odstawiamy na miejsce mety czyli do Rajczy. Idziemy na Rysiankę. Tu przerwa w schronisku. Ciekawostką jest, że Heniek Tomanek dzisiejszą trasą pierwszy raz odbył w roku 1969. Jak widać skitury łączą pokolenia. Z schroniska idziemy dalej na Lipowską. Stąd już bez fok. Pogoda robi się fatalna. Ograniczona widoczność i coraz mocniej padający deszcz. Mijamy Redykalny Wierch i podążamy do Zapolanki. Śnieg był mokry i wolny do zjazdu. W Zapolance Mateusz, Ola, Maciek, Kasia i Damian Żmuda zjeżdżają do Złatnej i wracają do auta, które było na końcowym parkingu natomiast pozostali zjeżdżają do Nickuliny i do auta, które tam zostawiliśmy. W strugach deszczu i zapadającym zmroku spotykamy się w centrum Rajczy i po przepaku wracamy późno do domu. Trasa ciekawa lecz warunki już nie zbyt. Po drodze Kasia i Grzegorz złamali kijki. Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2009%2Fmokra-rysianka
Beskid Żywiecki - Wielka Racza i Velky Prislop na skiturach
Wychodzimy z Rycerki Górnej szlakiem na Wielką Raczę (1236). W schronisku krótki odpoczynek. Następnie szlakiem granicznym zjeżdżamy na północ. 3 razy musimy jeszcze zakładać foki by dostać się na Velki Prislop (1046). Stąd wg słowackiej mapy odchodzi do Rycerki szlak narciarski. W terenie jednak nie ma po nim śladu. Zjeżdżamy więc na przełaj z wszystkimi urokami takiego zjazdu (zwalone drzewa, wykroty, strumyki). Czary goryczy dopełniła (na szczęście już na dole) droga po zrywce drzewa. Wytargana spychaczami i pełna gliny. Jakoś bokiem przedzieramy się i wkrótce osiągamy Rycerkę Górną gdzie zostawiliśmy auto. W górach jeszcze mnóstwo śniegu. Było pochmurno ale bez opadów.
Touring z Czantorii na Soszów Wielki
Pierwszy Dzień Wiosny: 21.03.09. Czyli wypad „doświadczonych skitourowców” - W pociągu spaliśmy, jedyną przerwą w drzemce było podziwianie szukających wiosny sarenek. Krótki kurs instruktażowy i w drogę. Nartostradą, pod bacznym okiem zjeżdżających, wspinamy się na Czantorię. Kilkanaście przerw na cukierki i jedna - na konkretną rozmowę z GOPRowcem kochającym skitoury i polecającym Łysą Górę- mekkę polskich skitourowców, ale czy też i nie miejsce sabatu czarownic? Po czterech intensywnych godzinach wspięliśmy się na Czantorię, następnie zaproponowanym skrótem przecieraliśmy szlak. Dotarliśmy do chatki przygranicznej, niezwykle urokliwej i potencjalnie doskonałej do spędzenia tam nocy, gdyby nie zrobiony z niej w środku kosz na śmieci. Tabliczka: „Soszów 3 km” zmobilizowała nas, by wejść choć tam… Jazda po puchu, tam gdzie nikt nie szedł, a jeśli szedł to się zapadał, była imponująca, choć dość męcząca. Pełni szczęścia oglądaliśmy zachód słońca i rozbiliśmy namiot, który następnego dnia stał się turystyczną atrakcją . Musieliśmy się zebrać w trybie natychmiastowym na pociąg, który nam uciekł, ale dobrzy i nieprzerażeni ludzie naszą ilością bagażu (rada na przyszłość : nie zabieraj 70l plecaka na skitoury) zabrali autostopowiczów na brudny i pozbawiony Śniegu Śląsk…
Ustroń – skiturowy spacer przez Równicę
Ze względu na niezwykle napięty terminarz na sobotę robimy krótką trasę z Ustronia Polany czerwonym szlakiem na Równicę, dalej niebieskim na Beskidek i najkrótszą drogą do samochodu. Warunki krajobrazowo-przyrodnicze urocze (zaskakująco jak na to miejsce –zero ludzi), śniegowe dużo gorzej- uprzykrzający wędrówkę mocno klejący się do nart śnieg…
Jaskinia Szmaragdowa
Dnia 15 marca byliśmy w Jaskini Szmaragdowej. Znajduje się w Rudnikach, koło Częstochowy, w starym nieczynnym już kamieniołomie. Po przybyciu na miejsce, znalezienie wejścia do jaskini nie stanowiło problemu, już z daleka widoczne było obmurowane wejście: krótki tunel w formie łuku który z daleka wyglądał jak kapliczka. Celem naszej wyprawy, było dotarcie do podziemnego jeziorka. Nie wszyscy byliśmy wyposażeni w sprzęt, jednak nie stanowiło to problemu w dotarciu w docelowe miejsce, gdyż skorzystaliśmy z wąskiego obejścia. Po dotarciu całej ekipy nad jeziorko kąpieli uraczyli Pan Tadeusz oraz Artur. Tylko ta dwu osobowa reprezentacja posiadała pianki, które w końcu mieli okazję przetestować. Nad jeziorkiem wszystkich urzekło to, że patrząc w toń widać zafałszowany obraz dna. Jest on lustrzanym odbiciem otaczających skał. Adam natchniony urokiem miejsca poczuł w sobie duszę artysty i rozpoczął sesję zdjęciową. Nie znajdując spełnienia dla swojej wizji stwierdził, że żaden z modelów nie spełnia jego artystycznych oczekiwań i zapowiedział ponowne odwiedzenie miejsca z profesjonalną ekipą (robotów :) ). W pogodnych nastrojach opuściliśmy jaskinię i udaliśmy się w kierunku kolejnego punktu dnia czyli jaskini w Zielonej Górze. Mogliśmy oglądnąć tam zachwycające nacieki które są jedyne w swoim rodzaju, niestety mocno nadszarpnięte ingerencją człowieka. Koniec wyprawy umililiśmy sobie krótkim spacerem po lesie, wśród skałek, po którym udaliśmy się wszyscy na pyszny koktajl truskawkowy do hacjendy Szmatłochów :)
Beskid Żywiecki - skitour na Mędralową
Po nocnych opadach góry zasypane śniegiem. Z trudem dojeżdżamy do końca drogi w Koszarawie Bystrej. Stąd początkowo za znakami potem na przełaj (szlak nie przetarty) osiągamy przy bardzo słabej widoczności i prószącym śniegu wierzchołek Mędralowej (1169). Poniżej znajduje się szałas dobry na biwak. Tu robimy krótki postój. Potem zjazd na przełęcz Klekociny (864). Po drodze dość niespodziewanie spotykamy wycieczkę "zakładową", szło w głębokim śniegu chyba z 30 osób torując w śniegu głęboką rynnę. Chyba mieli jednak już dość co wynikało z krótkiej wymiany zdań. My z przełęczy Klekociny wychodzimy jeszcze na Beskidek (1040) a z niego przez rozległe polany zjeżdżamy z powrotem do Koszarawy. W ograniczonej widoczności zjazd w głębokim puchu jest dość zwodniczy. Docieramy jednak szczęśliwie do auta gdzie w towarzystwie kilku nudzących się aczkolwiek wygłodniały psów pakujemy się i wracamy do domu.
Tatry - Jaskinia Miętusia
Tatry toną w śniegu, ale jak to o tej porze roku bywa, do Miętusiej przedeptana jest autostrada. Przed otworem spotykamy grupę kursową z SW. Za nami podążają koledzy z KKTJu, którzy planowali robić w jaskini zdjęcia. Na szczęście w jaskini sobie nawzajem nie przeszkadzaliśmy.
Zdania co do celów naszej akcji były podzielone. Ja niosłem do jaskini komputer i trochę sprzętu elektronicznego, zamierzając wykonać kilka... pomiarów. Moi towarzysze zdecydowanie bardziej nastawiali się na "trasę turystyczną" :). W każdym razie, z Sali bez Stropu wspinamy się w górę - ciągiem Korytarza Trzech Króli osiągamy Błotne Zamki, skąd dalej kierujemy się w Wielkie Kominy. Odwrót tą samą drogą. Akcja zajęła ok. siedmiu godzin i myślę, że wszyscy byli z niej zadowoleni - a jeśli nawet nie z samej akcji, to już na pewno z nocnego powrotu pod gwiaździstym niebem i z meteorami w tle.
Beskid Makowski - skiturowa wycieczka na Okrąglicę
Wystartowaliśmy z Skawicy Sucha Góra szlakiem na Kucałową Przełęcz a stąd na Okrąglicę (1247). Znajduje się tu drewniana kapliczka poświęcona ludziom gór. Widoczność była fatalna więc zjazd północną stroną za bardzo nie wyszedł bo za szybko zjechaliśmy na szlak. Poniżej jednak udało nam się zjechać bardzo fajnym zboczem w rzadkim lesie na wprost do doliny. Śnieg mokry. Z braku czasu nie udało się już zrealizować jaskiniowego programu wyjazdu choć po drodze zauważyliśmy kilka ciekawych wytopów.
AUSTRIA - Aktivistensitzung
W piątek wieczór wzięliśmy udział w spotkaniu aktywistów w Landesverein fur Hohlenkunde in Salzburg ([1]). Było to głównym celem naszego wyjazdu; spotkanie to jest organizowane raz w roku i ma na celu przedyskutowanie planów poszczególnych grup jaskiniowych, działających w Landzie Salzburg. Około półtorej godziny spotkania zostało poświęcone na dyskusję o wyprawie WKTJ-u w masyw Hoher Goll, w której członkowie naszego klubu regularnie uczestniczą.
Na noc zostaliśmy w klubie. Następnego dnia przenieśliśmy się do chatki pod otworem jaskini Lamprechtsofen, gdzie poznaliśmy grupę grotołazów z Węgier, przebywających tu na "wakacjach". Odbyliśmy razem z nimi krótki wypad do Lampo. Biegaliśmy po jaskini niecałe trzy godziny - niestety nie byliśmy przygotowani na akcję w jaskini (brak szpeju, kasków czy choćby nawet kombinezonów) i nasi węgierscy przyjaciele nalegali, żebyśmy nie szli za nimi dalej :). Pod wieczór wielkie multi-language Party.
Beskid Mały - trasa z Żaru na Kocierz na skiturach
Sytuacja luksusowa. Marcin z Gosią jeżdżą na Żarze, więc nie musimy wracać do auta. Na Żar wjeżdżamy wagonikiem z tłumami ludzi (brrrr). Potem czerwonym szlakiem idziemy a potem brniemy na Kocierz (879) Stąd generalnie na przełaj zjeżdżamy do doliny Kocierzanki. Jak dotarliśmy w głębokich śniegach do drogi akurat nadjechali nasi znajomi i wróciliśmy do domu.
Słowacki Raj, Tatry Wysokie
Wyjazd się odbył mimo dezercji 80% żołnierzy:) Pogoda świetna, dawno się tak nie udało. Dopiero przedostatni dzień w Tatrach wietrzny i śnieżny:) Ale zacznijmy od początku. Wyjazd 18 lutego, zbyt wcześnie rano, w pociągu spotykamy się z Maćkiem. Mamy troszkę czasu na zastanowienie się gdzie jedziemy, bo na skutek wyżej wspomnianej dezercji, sami się pogubiliśmy:) Mnie jak zwykle pcha w Tatry, jednak chłopaki skłaniają się ku Rajowi. I na tym staje. Podróż długa: przesiadki w Krakowie, Zakopcu, Popradzie, w końcu docieramy do Hrabusic, tam śpimy przez dwa dni, potem na dwa dni do pobliskich Betlanovców (czy jak to tam się pisze;). Słowacki Raj wspaniały. Łazimy po najpiękniejszych dolinach (Prielom Hornadu, Sucha Bela, Velky Sokol), przechodząc po zawieszonych nad potokami drewnianych, oblodzonych kładkach, niemal pionowych drabinkach lub dziwnych formacjach, mających uatrakcyjnić wycieczki. Podziwiamy wspaniałe widoki (widać nawet słowackie Wysokie Tatry!), kuszące lodospady (szkoda że nie wyszła zaplanowana wspinaczka) i przepyszne słowackie piwo:P W niedzielę zwijamy się do Polski (kieszenie poczuły ulgę; po wejściu na Słowację eurosów, wszystko jest naprawdę drogie...). Strzelec wraca, my z Maćkiem decydujemy się na Tatry. Początkowo planujemy pobyt w Piątce, ale z powodu zbyt późnego dotarcia do Palenicy, lądujemy w Morskim Oku. Jest cudownie. Kupa śniegu, szlaki nieprzetarte, pogoda słoneczno-mroźna.. Idealnie:) Jeszcze nocny wypad nad Czarny Staw pod Rysami i jesteśmy naprawdę wniebowzięci. Rano wybieramy się do dolinki mnichowej, wytyczając własny hardcorowy szlak:) Na szczęście udaje się i żywi docieramy do celu...Krótki odpoczynek przy zasypanych stawach Staszica, chyba dawno nikogo tam nie było; nasze ślady są jedyne. Powrót na szczęście bardziej cywilizowaną drogą, choc również troszkę różniącą się od normalnego zimowego szlaku;) W schronisku poznajemy wspaniałą ekipę górskich wygów z Jastrzębia, impreza trwa dość długo;) Nastepnego dnia chcemy spróbować gdzieś w kierunku Bandziocha (nie śmiemy marzyć o Chłopku; jest dość lawiniasto a widok Maszynki do Mięsa oddziaływuje na wyobraźnię;) Koniec końców, docieramy jedynie w okolice wejścia do Bandziocha (też jako pionierzy), przy każdym kroku zastanawiając się, kiedy wszystko poleci i świat się skończy:) Maciek postanawia wracać, ja decyduję się jeszcze zostać. Wsiąkłam kompletnie:) Nowi znajomi z Jastrzębia postanawiają się mna zaopiekować:) Następnego dnia wstajemy o 5:30 (!!!) i w dwóch grupach podchodzimy do Dolinki Mnichowej. Normalnym szlakiem idzie się szybciutko:) Stamtąd podchodzimy jak najbardziej ostrożnie pod masyw Miedzianego i granią do Szpiglasowej. Widoki niesamowite. Jednak zejście do Piątki nie wydaje się prostym zadaniem.. Okazuje się jednak że dla moich towarzyszy nie ma żadnych trudności. I udało się. Przeżyłam swój pierwszy zjazd na pupie z dwóch tysięcy metrów:D Wrażenia naprawdę niesamowite... Polecam:) Dolinka skąpana w słońcu, zasypana śniegiem, cudownie pusta i piękna jak zawsze.. wracaliśmy roztoką do wodogrzmotów i stamtąd spowrotem do Moka. Naprawdę dobra trasa, jak na te warunki, byliśmy z siebie dumni. W czwartek postanawiamy wejść na Zadnią Galerię Cubryńską. Jeszcze nigdy Mnich nie wydawał mi się taki mały:) I nigdy wczesniej go nie głaskałam... Podeszliśmy pod niego przy okazji schodzenia z Galerii... No i tyle, następnego dnia wracałam. Córka, studentka i pracownica marnotrawna;):)Zdjęcia: [2]
SŁOWACJA: skiturowy wypad na południową stronę Pilska
Po ośnieżonych drogach docieramy do Oravskiego Vesela (800)skąd zielonym szlakiem podchodzimy na kopułę szczytową Pilska. Po ostatnich opadach szlak jest kompletnie nie przetarty więc mamy dodatkową robotę brnąc po kolana w puchu. Im wyżej tym gorsze warunki. W szczytowych partiach śnieżna zadymka, widoczność ograniczona do kilkunastu metrów. Śnieżne zaspy sięgają 2 metrów i tworzą coś w rodzaju tarki. Zmagamy się jeszcze w białym świecie lecz gdzieś na 1500 pokornie zawracamy. Tylko dzięki GPS udaje nam się trafić do granicy lasu (w miejsce gdzie go opuściliśmy) bo wiatr zatarł ślady. Tu wśród kilku zacisznych świerków przepinamy się do zjazdu. Śnieg lotny więc zjazd nie wyglądał najgorzej. W dolnej części modyfikujemy zjazd i jakoś z innej strony docieramy do auta w Oravskim Veselu wraz z zapadającym zmrokiem. Cóż, chyba nie po raz ostatni musieliśmy uznać wyższość natury.
Romantyczne Skitu(o)rowanie walentynkowe :)
W głębokim i ciągle padającym śniegu robimy trasę Ustroń Polana PKP-Czantoria (wzdłuż nartostrady)-Soszów -Stożek-Wisła Głębce PKP(zjazd nartostradą). Droga piękna i urokliwa, ale warunki pogodowo-śniegowe mało sprzyjające tj. śniegu po pas, odcinki do torowania, a jazdy w dół narty odmawiają- zapadamy się gdy tylko lekko opuścimy ubitą trasę…Wracamy z przygodami, mocno zmęczeni.
Szczyrk Narty
Wyjazd na narty do Szczyrku, warunki średnie, śnieg mokry.
Lipowa Skrzyczne
Tym razem wyjazd calkowicie rekreacyjny. W lipowej brak śniegu, Skrzyczne lekko osypane śniegiem.Impreza do bialego rana.Rano przejazd do Szczyrku.Wychodzimy na polanę Młaki.Tutaj spotykamy się z resztą rodziny.Wieczorem wracamy do domu.
Panta Rei- czyli ski-water-tour na Pilsko ;)
Na przekór pogodzie ruszamy rano do Korbielowa. Całą drogę leje. Zatrzymujemy się pod wyciągami na Pilsko i stamtąd o dziwo już od samego dołu zasuwamy na nartach nartostradą na sam szczyt Pilska. Podczas podejścia pogoda nas rozpieszcza a zza chmur wychodzi słońce. Na szczycie dopada nas mgła i lekko padający śnieg. W gęstniejącej mgle zjeżdżamy na dół (niestety też nartostradą). Warunki kiepskie (czasami nawet fatalne) ale wyjazd uznajemy za udany.
Tatry Zach. - jaskinia Kalacka + wypad skiturowy na Kondratową Przeł.
W Zakopcu totalna chlapa. Halny. Plusem było to, że nie kursowała kolejka na Kasprowy więc ludzi mniej. Śnieg ledwo sięgał do Kuźnic. Podchodzimy na nartach a ostatni stromy odcinek w lesie na nogach. W jaskini Kalackiej jesteśmy pierwszy raz i nie jest to znów taka mała bździna. Docieramy na koniec do małego syfoniku (ktoś próbuje lub próbował tu kopać) a w drodze powrotnej wchodzimy w boczne zakamarki choć tylko jeden jest nieco dłuższy i kończy się błotnym namuliskiem. W jaskini generalnie błotnisto i mokro. W partiach przyotworowych ładne formy lodowe. Po wyjściu (było już dość późno) kontynujemy wycieczkę na halę Kondratową i dalej na przełęcz. Powyżej granicy lasu podmuchy halnego chciały nas zwalać z nóg. Pułap chmur oparł się na przełęczy Kondratowej. Ostatni stromy odcinek niesiemy narty i musimy uważać by z tym wszystkim nie odfrunąć. Na przełęczy przepinka do zjazdu. Wszystko trzeba uważnie trzymać bo wiatr chciał nam ukraść dobytek. Zjazd tą samą drogą. Początkowe metry beton. Dalej kilkadziesiąt metrów schodkujemy w dół bo podmuchy wiatru oraz pękające pod nartami płyty odebrały nam jakoś odwagę. Dopiero nieco niżej gdzie śnieg był miększy a wiatr nieco ścichł ruszamy odważnie w dół. Tym razem śnieg jest mokry i ciężki. Raz przyśpieszenia raz hamulce. Dopiero w dolinie jazda jest przewidywalna i gnamy co sił w dół bo gonił nas zmrok. Nie spotykając nikogo docieramy do Kuźnic równo z nastaniem nocy. Można rzec, iż był to ekscytujący i urozmaicony wypad.
Wyjazd narciarski w Beskid Śląski
Aby być pierwszymi osobami na stoku wyjeżdżamy o 6:30 z Zabrza. Plan jest taki: ja wysiadam wcześniej i na skiturach dochodzę do reszty ekipy szusującej na Stożku. Jako, że był to mój pierwszy raz na skiturach wycieczkę dobrałem krótką, ale bogatą w walory widokowe. Cały dzień pogoda słoneczna i lekki mróz, czyli idealna. Po spotkaniu z ekipą, Tomek z zazdrości kradnie mi skitury i znika, więc teraz ja muszę się ustawić w kolejce do wyciągu i jeździć tą samą, wyjeżdżoną, nudną trasą i oglądać się wkoło żeby w nikogo nie wrąbać… bez porównania!!! Tak się w te skitury wkręciłem, że już planuje kolejne wycieczki. Karnety przestają działać o 17:00 więc pakujemy się i wracamy zmęczeni i zadowoleni do domu.
Sopotnia Wielka-skitur
Ruszamy żółtym szlakiem z Sopotni Wielkiej (na przełęcz Przysłopy), by następnie czarnym przez polanę Malorkę dojść na Halę Mizową. Stamtąd po krótkiej przerwie idziemy na Rysiankę. Jako drogę powrotną wybieramy piękny zjazd lasem wzdłuż niebieskiego szlaku do Sopotni Wielkiej Kolonii. Pogoda dobra, warunki śniegowe nie najlepsze( dobrze było tylko u góry).
Tatry Zach. - jaskinia Czarna, partie Wawelskie
Brnąc w śniegach i drażniąc się z zimnem dotarliśmy do N otworu Czarnej. W trakcie akcji zwiedziliśmy dość dokładnie partie Wawelskie, osiągliśmy najwyższy punkt Czarnej +141 m oraz zjechaliśmy Mleczną Studnią do Szmaragdowego Jeziorka skąd wróciliśmy "klasycznym" ciągiem do Ślimaka i ponownie weszliśmy w Wawelskie by ściągnąć linę i zwiedzić pozostałe ciągi. Dotarliśmy nad Żlobisty Komin oraz do kilku innych zakamarków. Ciekawy i warty obejrzenia fragment jaskini. Kilka zdjęć z akcji: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2009%2FCzarna-Wawelskie
Tatry Zach. - wyjazd narciarski
Dzień mimo iż plany były ambitne miał rozpocząć się o godzinie 6 pobudką wszystkich członków wyprawy, jednak lenistwo zwyciężyło i około 2 godzin później wszyscy meldowali się na wspólnym śniadaniu. Wyprawa rozpoczęła się wędrówką przez dolinę Kościeliską do punktu docelowego jakim miał być Starorobociański. Jak zdążyłem się już przekonać droga tą doliną potrafi się ciągnąć w nieskończoność jednak podczas pieszej wędrówki, jak zawsze zresztą, mogliśmy liczyć na cenne uwagi od Pana Tadeusza odnośnie topografii tudzież nazw poszczególnych polan, co bardzo umilało, przynajmniej moją pieszą wędrówkę. Uzbrojeni w snowboardy oraz narty żwawo...tempem (cytuję) starych bab docieramy do Iwaniackiej Przełęczy. Tam decydujemy wspólnie, że to nie koniec wędrówki i kierujemy się wyżej na Starorobociański Wierch. Niestety podczas drogi nie cieszymy oka widokami z uwagi na gęstniejącą mgłę. Po dotarciu na Wolarnię maszerujemy po grani i z uwagi na bardzo ograniczoną widoczność ciężko zlokalizować nasze położenie dochodzimy chyba do Siwej przełęczy. Po podjęciu decyzji, że pieszej wędrówki już kres zakładamy wszyscy deski, tudzież stoły- zwał jak zwał, i uradowani zaczynamy cieszyć się zimowym szaleństwem, jak się okazało za moment, radość nasza była przedwczesna. Z uwagi na zbyt duże zagrożenie lawinowe wycofujemy się ze zjazdu po zboczu. Wracamy pieszo po śladach tą samą drogą i sprzęt zapinamy dopiero przy zjeździe z Wolarni w kierunku Iwaniackiej Przełęczy. I tu zaczęła się namiastka tego co misie lubią najbardziej...dla zaawansowanych snowboardzistów był to raj na ziemi w postaci dosyć sporej warstwy puchu śniegu i zjazdu pomiędzy drzewami. Dla mniej zaawansowanych, czytaj amatorów, których byłem jedynym przedstawicielem wśród ekipy była to walka o przetrwanie :) Jednak po ochłonięciu stwierdzam że nie zamieniłbym ani jednej chwili z tego dnia gdyż przede wszystkim chodziło tu o zabawę. Wyprawa kończy się w dolinie Chochołowskiej gdzie znowu maszerujemy ale już przy świetle czołówek. Dzień zakończony posiłkiem(postawionym przez Panią Basię) w postaci czerwonego barszczyku jemy w jednej z karczm, które znajdują się w dolinie . Zmęczeni, po 10 godzinach obcowania z górami udajemy się na zasłużony odpoczynek.
Nasze kochane kobiety Barbara oraz Ania Szmatłoch nie wybrały się z nami w pieszą wędrówkę lecz podążyły swoimi ścieżkami. Spokojnie oraz spacerowo przeszły dolinę Chochołowską aż do schroniska, gdzie uraczyły się ciepłym posiłkiem:)
Beskid Śl. - wypad pieszo narciarski na Muronkę
Wystartowaliśmy zielonym szlakiem z Ostrego. Przez ostatni tydzień z kotliny Żywieckiej śnieg zniknął. Teresa nawet nie zabrała nart z auta. Ja cierpliwie niosłem bagaż by wyżej iść już na nartach po śniegu. Osiągamy szczyt Muronki i wracamy ściśle grzbietem spowrotem. Najpierw zjazd fajny ale potem szreń łamliwa. Do auta znów muszę nieść narty. Pogoda dość słoneczna, było ciepło i w górach jakoś tak spokojnie.
Tatry
Samotny wypad w Tatry z zamiarem zrobienia Czerwonych Wierchów zimą. Pierwszego dnia podejście pod Ciemniak, jednak tempo marszu po kolana w śniegu i w wietrze 70/h zmusiło do wycofu tą samą drogą. Następnego dnia próba od drugiej strony; wejście na Kasprowy. U góry wieje jeszcze gorzej niż wczoraj, strażnik TPN surowo zakazuje mi dalszej wędrówki:) Zejście nieczynną nartostradą do Murowańca. Stamtąd wycieczki w wysokie, w oczekiwaniu na poprawę warunków. Poprawa nie nastąpiła, przyszła odwilż, zaczęły spadać lawiny, więc z żalem rozpoczęłam odwrót do cywilizacji.
Brenna Bukowa- niedzielny spacer skiturowy
Robimy krótką, ale niezwykle urokliwą trasę. Zaczynamy żółtym szlakiem do Szczyrku. Dochodzimy nim na Karkoszczonkę i zmieniamy szlak na czerwony w kierunku Przełęczy Salmopolskiej. Dochodzimy na Kotarz i od pięknej rozległej polanki zjeżdżamy już na dół prosto do samochodu pozostawionego na parkingu przy wyciągach narciarskich.
Beskid Śl. - wypad skiturowy na Baranią Górę
Wyjście z zjazd z Baraniej Góry od strony Węgierskiej Górki
SZWAJCARIA: Wyjazd narciarski
Przez tydzień bawiliśmy w szwajcarskich Alpach w rejonie 4 Dolin (4 Vallees) położonym między Mt. Blanc a Matterhornem (oba szczyty dobrze widoczne z wyższych przełęczy). Jest to duży kompleks narciarski z setkami km tras zjazdowych i siecią przeróżnych wyciągów. Można podszlifować jazdę na przygotowanych trasach co też intensywnie czyniliśmy. Są tu również wyzn aczone trasy skiturowe, które kilka razy użyliśmy do zjazdu. Są to trasy nieprzygotowane przez ratraki na ogół na stromych zboczach z morzem muld. Te zjazdy naprawdę poczuliśmy w nogach (zjeżdżała tam tylko męska część naszej ekipy). Ciekawy był również zjazd z najwyższego w rejonie szczytu Mt. Fort (3330) na poziom 1400 mnpm (16 km zjazdu w różnorodnym terenie, początek jako trasa skiturowa). Cały tydzień królowało słońce na lazurowym niebie (dosłownie jak w folderach). Dziennie kończyliśmy zjazdy przy drzwiach naszego domku na trasie zjazdu. Kilka innych refleksji: teren dobry dla ludzi lubiących wygodę, istnieje ryzyko zderzenia z innymi pędzącymi narciarzami, wielu glajciarzy ryzykancko lądujących na trasach zjazdowych. Jak dla mnie brakowało tu "majestatu gór" i z wielkim utęsknieniem czekam na zwykłą skiturową harówkę.
Góry Sokole - jaskinia Studnisko
Zjazd i zejście na dno jaskini
SLOWACJA: Skitur na Pilsko i Palenicę
Puste drogi to jedna z zalet pierwszego dnia stycznia więc niebywale szybko dojeżdżam do Sopotni Wielkiej przy wylocie doliny Cebulowego Potoku. Jestem sam bo raczej ciężko w takim dniu znaleźć chętnych na kondycyjne wyczyny. Szkoda bo pogoda była wymarzona. Od wylotu doliny podchodzę zboczem na Buczynkę. Wiedzie nawet tędy nie oznaczona na mapie ścieżka rekreacyjna czy coś takiego. Szlak nie przetarty choć śladów zwierząt jest mnóstwo, zwłaszcza dzików. Na podejściu wspaniałe widoki na grupę Romanki i Rysianki. Docieram w głębokich śniegach na halę Jałowcową a wkrótce potem do Hali Miziowej. To tak jakby nagle dostać się do centrum miasta. Wyciągi, narciarze, skutery śnieżne. Szybko śmigam na szczyt Pilska słowackiego. Widoki nieziemskie choć tak dobrze mi znane. Na szczycie wieje więc zmykam na dół. Teraz granicznym szlakiem zjazd i krótkie podejście na Munczolik, zjazd i podejście na Palenicę (1359). Stąd cudowny zjazd przez halę Cudzichową a dalej rzadkim lasem do doliny Cebulowego Potoku. Leśną drogą śmigam szybko do jej wylotu. Przy wylocie doliny natknąłem się na parkę młodych narciarzy, którzy w swej nieświadomości a może niefrasobliwości zamiast do Korbielowa zjechali na drugą stronę góry o czym w ogóle nie mieli pojęcia. Mieli tylko zwykły sprzęt zjazdowy a dziewczyna była bardzo zmęczona. Cóż, zawożę ich do Korbielowa gdzie mieli kwatery i potem dopiero wracam do domu. W mojej ocenie trasa, którą przemierzyłem jest jedną z ciekawszych w Beskidach.
NORWEGIA: Sylwester
Sylwestra 2008/2009 spędziliśmy w Norwegii. Warunki nie były łatwe... trochę pochodziliśmy na nartach, a trochę bawiliśmy się na śniegu... Szerszy opis tutaj.