Wyjazdy 2019
I kwartał
Beskid Żywiecki – Wielka Racza
Pierwotne plany wyjazdu dotyczyły Tatr, ale wiadomo 3 stopień lawinowy i halny szybko je zweryfikował. Trasę wybraliśmy pod kątem dłuższego turowania i liczyliśmy na przyzwoity zjazd. Niestety po odpoczynku w schronisku rozpadało się, śnieg stał się mokry i tępy co zmusiło nas jedynie do zjazdu bez historii do auta. Jedyną smutną obserwacją jest stan drzewostanu bukowego zniszczonego przez masy śniegu na grani.
Zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FWielkaRacza
Beskid Śląski - Skrzyczne od wschodu
Aż dziw bierze jak wschodnie stoki Srzycznego diametralnie różnią się od przeciwnej strony. Brak szlaków, nartostrad a co za tym idzie brak ludzi. Tym razem wystartowaliśmy z Podlasu. Po mokrym śniegu podchodzimy na wprost zostawiając za sobą i pod sobą mglistą szarość. Ostatnie stromizny pokonujemy zakosami wydostając się na szczyt Skrzycznego (1257) pełnego przywyciągowych narciarzy choć i skiturowców też kilku było. Krótka chwila w schronisku i szybko w dół rozkosznym zjazdem po owych stromiznach a potem łagodniej w lesie. Bez szwanku docieramy do auta. Zrobiliśmy 750 m przewyższenia i 7 km dystansu. Był to nasz trzeci zjazd w tą "dziką" stronę i każdy można zaliczyć do bardzo atrakcyjnych pod każdy względem.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FSkrzyczne
Beskid Mały - Czupel
Zgadaliśmy się ze Strzelcem, że oboje mamy wolną sobotę i chęć wybrania się gdzieś, jednak żadne z nas jakoś nie miało ani weny, ani specjalnych chęci wymyślić co robimy. Poza mglistym ,,jedziemy w góry” nie mieliśmy pomysłu co robić. W sobotę rano, spakowani na wycieczkę, otwarliśmy w samochodzie mapę i zaczęliśmy przerzucać się pomysłami na Beskidzkie szczyty, żaden z nich nie wydał nam się oryginalnym pomysłem, szukaliśmy czegoś nowego i dostosowanego do pogody, ale jednak czegoś co można by nazwać ,,konkretnym” wyjściem. Godzina (8:30!) też miała duży wpływ na poszukiwanie miejsca destynacji. Szukając coraz bliżej, trafiliśmy palcem na mapie na Beskid Mały i najwyższy jego szczyt Czupel (930m). Tak więc pojechaliśmy do Czernichowa, stamtąd weszliśmy na wspomniany Czupel, niebieskim szlakiem przez Suchy wierch. Pogoda wiosenna, blisko 10 stopni na plusie i nawet za mocno nie wiało (halny w Tatrach!). Jednak topniejący śnieg okazał się bardziej uciążliwy niż się spodziewaliśmy, mimo wydeptanych śladów i tak zapadaliśmy się jeszcze bardziej, po kolana, a czasami bardziej. Moje buty na szczycie już chlupotały :}. Zdecydowaliśmy się schodzić czerwonym, żółtym i zielonym szlakiem przez Przysłop i Suchy Groń. Co okazało się śmiesznym pomysłem gdzieś w okolicach żółtego szlaku. Poza zapadaniem się w śnieżnej brei, deptaliśmy po wodzie do kostek, która z się wytopiła ze śniegu i pod nim płynęła. Uciekliśmy ze szlaku, jak tylko pojawiła się możliwość zejścia odśnieżonymi uliczkami. Choć wycieczka była bardzo fajna i przeszliśmy około 11km i zrobiliśmy nieco ponad 600m przewyższenia, to czułam się zmęczona nie mniej niż jakbym poszła na solidną ,,wyrypę"…
zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FCzupel
Beskid Śląski - Czantoria od dol. Suchego Potoku
Znów na Czantorię. Tym razem od Doliny Suchego Potoku. Kilka lat temu podchodziliśmy tym niezwykle stromym jak na Beskidy podejściem lecz co najwyżej teren był przyprószony śniegiem a zjechać musieliśmy natrostradą. Tym razem śniegu było dużo a warun wymarzony do zjazdu (na twardym podłożu warstwa świerżego puchu). Podchodzimy prawym orograficznie skłonem doliny, której zbocza robią się później strome i tylko podejście licznymi zakosami pozwala zdobywać teren. Po wydostaniu się na szlak zaliczamy szczyt Czantorii (995) by w chwilę później w śnieżnej zadymce mknąć w dół pięknym bukowym lasem. Celem był zjazd wąwozem lecz po kilkudziesięciu metrach zjazdu tym wąskim parowem zacząłem się zapadać do głębokich jam, które pojawiały się pod naporem nart. Śniegu optycznie było dużo lecz zalegał na wierzchołkach głazów bez konkretnego podkładu (wina spływającej tam wody). W ostatnim więc możliwym momencie wydostaję się z wąwozu na strome zbocze by kontynuować zjazd lasem najpierw równolegle do rozpadliny a później optymalnym wariantem ku dolinie. Jak zwykle szybko osiągamy dno doliny i w kilka chwil jesteśmy przy aucie w Polanie. Czantoria od tej strony oferuje ciekawe pod względem skiturowym możliwości dla bardziej wymagjących narciarzy.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FSuchy%20Potok
Tatry - Jaskinia Kasrowa Niżnia
W Tatrach pełnia zimy. Wyruszamy z Kuźnic w kilkustopniowym mrozie. Pod jaskinię docieramy po przetartej ścieżce. W trakcie przebierania, dochodzi do nas kurs z Krakowa. Czując ich oddechy na plecach, szybko wrzucamy resztę rzeczy do plecaków i wskakujemy do dziury.
Kasprowa Niżnia jest moją ulubioną jaskinią, a ostatni raz w Tatrzańskiej jaskini byłam już jakiś czas temu, więc wyszło na to, że wpadłam do dziury jak narkoman na głodzie chcąc pożreć wszystkie wspinaczki i poręczówki sama. Nie było po drodze żadnej wody, która by mnie zatrzymała. Po pierwszej euforii wyhamowuję dopiero gdzieś w okolicach partii Sylwestrowych, kiedy zaczyna się robić zdecydowanie ciasno, a moje nienasycenie przemienia się w ciekawość, bo do tego miejsca nigdy wcześniej nie dotarłam. Kręcimy się tu przez jakiś czas i zaglądamy w różne korytarze. Znudzeni zażądamy odwrót. Deporęczem zajmują się chłopaki.
W sali Rycerskiej nie kierujemy się w stronę wyjścia, a zbaczamy do korytarza prowadzącego do Syfonu Danka. Tam również jeszcze żadne z nas nie było. Trochę nas zaskoczył ten odcinek jaskini, każdy spodziewał się czegoś innego. Niemniej, zaskoczeni jesteśmy na plus! Kiedy w końcu docieramy do syfonu, zachwycamy się jego przejrzystością i dumamy nad tym co siedzi w głowach ludzi, którzy decycują się na nurkowanie w jaskini...
Wracamy do wyjścia. Choć przebieramy się w środku jaskini, to udało nam się przez otwór dostrzec jeszcze ostatnie odcienie dnia. Na powierzchni dalej mróz i do tego prószy śniegiem. Próbowałam jeszcze ukoronować ten dzień zjazdem na worze, ale szlak w żadnym miejscu nie był na tyle stromy, żeby mi się to udało...
zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FKasprowa
Beskid Śląski - skitury
Dość krótki wypad do Brennej. Ostatnia fala ocieplenia z zeszłego tygodnia wytopiła sporo śniegu, a ten który zostawiła, skryła pod szczelną skorupką lodu. Nic nowego nie nasypało więc szlak/droga dość daleko posypany piachem. Dopiero wyżej zaczyna się przyjemny puszek. Nasz pierwszy w tym sezonie. Z zachwytu zapominamy o pierwotnym planie i po wejściu na Kotarz zjeżdżamy i podchodzimy różnymi drogami i lasem tak żeby trenować (i delektować) zjazdy. zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2Fkotarz
AUSTRIA: Alpy Salzburskie – jaskinia Lamprechtsofen
Trzy dni ciekawej działalności za sprawą Mateusza, który zorganizował akcję do systemu Lampo. W pierszy dzień Mateusz z Olą, Magdą i Bogdanem. wybrali się na skiturach w stronę szczytu Schwalbenwand (2011) a pozostali na spacery po okolicy. Wieczorem wszyscy (my dojechaliśmy wprost na spotkanie) spotykamy się na prelekcji Mateusza Golicza w siedziebie austriackiego klubu, która się mieści w jednym z pomieszczeń pałacu w Salzburgu. Wykład o eksploracji masywu Goll z udziałem m. in. legendy tuejszej speleologii Walterem Klappacherem spotkał się dużym zainteresowaniem sporej grupy obecnych. Jeszcze wieczorem ustalamy szczegóły akcji jaskiniowej.
Akcja do Lampo miała na celu dotarcie do Mondhalle (+300 m) i przetestowanie urządzenia – cavelink. Urządzenie to pozwala na komunikację tekstową bez kabla na spore odległości w jaskini. Oprócz tego mieliśmy wynieś niepotrzebny sprzęt oraz śmieci. Z kolei Mateusz chciał naprawić uszkodzone mocowanie jednej z drabinek. Podzieleni na dwie polsko - austriackie grupy realizowaliśmy zaplanowane zadania. Obecnie Lampo to jedna z najgłębszych jaskiń świata (najgłebsza w Europie) a różnica między najwyższym otworem (CL 3) a dolnym wynosi 1735 m co stanowi najgłębszy trawers jaskiniowy świata. 60 km korytarzy daje pojęcie o potędze tej dziury. Pierwsze kilkaset metrów jaskini latem jest udostępnionych dla turystów. Zimą dostępna jest tylko dla grotołazów. Przez kilkadziesiąt lat eksploracji pokolenia grotołazów założyły tu setki drabinek, lin, bolców i różnego rodzaju patentów w celu łatwiejszego posuwania się w górę jaskini. W jednym z zalanych korytarzy jest nawet tratwa, którą trzeba przepłynąć kilkadziesiąt metrów. Niemniej jednak poruszanie się wymaga trochę gimnastyki. Po 5 godzinach udaje nam się dojść do Mondhalle (ok. + 300 m) i ku naszemu zdumieniu udaje się nawiązać łączność z Miłoszem, który był w wstępnych partiach jaskini. W drodze powrotnej spotykamy natomiast Mateusza z Olą i Iwoną przy feralnej drabince a na końcu Miłosza, który jeszcze siedział przy cavelinku. Pozostali z jaskini wyszli wcześniej. Chatka w której mieszkaliśmy znajduje się kilkadziesąt metrów od otworu co jest kolosalnym ułatwieniem.
Z uwagi na ogromne opady śniegu przed naszym przyjazdem, wszystkie drogi prowadziły wąwozami w śniegu a w górach było wysokie zagrożenie lawinowe. Wstaliśmy o świcie. Najbepzpieczniejszy w okolicy był właśnie Schwalbenwand, na który wyszliśmy na skiturach. Było mroźno lecz u góry słonecznie. Zjazd był przecudowny. Przez wielkie polany w otoczeniu szczelistych szczytów po wspaniałym śniegu. Zrobiliśmy 1200 m deniwelacji i niespełna 9 km dystansu. W południe ruszamy w droge powrotną do domu tak jak i reszta ekipy (którzy też odbyli krótkie wycieczki po okolicy).
Tu niektóre zdjęcia (reszta trochę później): http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FLampo
Beskid Śl. - Czantoria przez Gahurę
W górach śniegu moc. Robimy szybki wypad w upatrzone 2 lata temu miejsce. Jest to dolina Gahury, której odnoga wcina się stromo od wschodu w masyw Czantorii (995). Auto zostawiamy przy kamieniołomie w Wiśle Obłaziec i dalej ciągle po śniegu wgłąb doliny. Zaskoczeniem były świeże ślady skiturowców lecz po kilkuset metrach skręciły gdzieś w bok w stronę wyciągów. My w bardzo głębokim śniegu windujemy się powoli do góry znacząco się zapadając nawet mimo nart na nogach. Podejście w tych warunkach zajmuje nam bite 2 godziny (613 m przewyższenia). Oczywiście w lesie nie spotykamy nikogo. Spokój zaburzały jedynie spadające z drzew ogromne czapy śniegu. Na szczycie widoczność ograniczona (prószył śnieg). Tylko przepinka i po chwili mkniemy w dół mniej więcej trasą podejścia. Były to przewspaniałe chwile gdyż zjazd był właściwe płynięciem po grubej warstwie puchu a nastromienie stoku pozwalało na rozwinięcie znaczącej szybkości. Bardzo szybko osiągamy więc drogę w dolinie, którą niebawem przy sipiącym już deszczu dojeżdżamy do auta.
Tu zdjęcia: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FCzantoria
Beskid Śl. - Skrzyczne
Wycieczka na Skrzyczne od strony Lipowej-Słotwiny. Początek trasy ścieżką przez las, który w wyższych partiach się rozrzedza. Pod sam koniec napotykamy na bardzo stromą ściankę wzdłuż grani Skrzycznego, którą osiągamy przekopując się przez nawisy – serio! Generalnie mam wrażenie, że było lawinowo… wiał bardzo silny i mroźny wiatr i sporo nawiał śniegu, plus miejscami spora stromizna. Generalnie warunki bardzo zimowe. W schronisku grzejemy kości, wsuwamy po batoniku i zjeżdżamy. Początek niebieskim szlakiem, z którego odbijamy na wschód, niestety trochę niżej niż planowaliśmy więc musimy pokonać fragment bardzo stromego terenu, dalej świetna zabawa w puchu między drzewami. Pod sam koniec trafiamy na krzaki i sporo wąwozów, których żadna mapa nie wskazywała, więc się trochę pomęczyliśmy aby dostać się na trochę bardziej narciarki teren. Potem drogą, na nartach docieramy do auta. Zdjęć brak bo pozamarzały telefony.
Beskid Żyw. - masyw Romanki
Zrobiła się prawdziwa, śnieżna zima. Przy tak wysokim zagrożeniu lawinowym w wyższych górach zostają nam zawsze do dyspozycji Beskidy. Uderzamy w masyw Romanki (1366) z Sopotni Małej. Za ostatnimi opłotkami wioski szlak jest kompletnie zasypany a czym wyżej tym śniegu więcej. Nawet poruszając się na nartach skiturowych solidnie się zapadamy co przekłada się na dość wolne tempo podejścia. Śnieg zamienił rozłożyste świerki w białe posągi o niewyobrażalnych kształtach. Osiągamy finalny grzebiet Romanki lecz do punktu oznaczającego szczyt nie docieramy z obawy przed nadchodzącym wcześnie zmrokiem. Aby dostać się na północ do doliny Małej Sopotni należy zjechać na przeł. pod Kotarnicą a potem przez rzadki las stromo w dół. Musimy pokonać odcinek stromego, najeżonego różnym przeszkodami zbocza co w tych warunkach jest łatwe bo śnieg dużo wybacza. Po tym ekscytującym choć niezbyt długim odcinku zjeżdżamy do leśnej drogi, którą szybko osiągamy dolinę a wraz z nią przetartą drogę. Da samego auta szybko docieramy na nartach. Zrobiliśmy niespełna 900 deniwelacji i ok. 13 km dystansu.
Tu kilka zdjęć z wycieczki: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FRomanka
Beskid Śl. - masyw Magury
W padającym deszczu prosto z Dolnego Szczyrku na przełaj przez bukowy las wydostajemy się w szczytowe partie masywu Magury (1129). Śnieg wprawdzie dość mokry i ciężki lecz zjazd nieskalaną bielą dostarczył sporo radości. Generalnie warun całkiem dobry.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FMagura
Beskid Śl. - Błatnia nocą
Ja z Sonią i znajomymi o godzinie 22.00 zaczęliśmy podejście na Błatnią z Jaworza. Na Błatniej byliśmy o 23.45. Im wyżej, tym więcej śniegu, aż po kolana. Na górze było wielkie ognisko. O północy był pokaz sztucznych ogni i życzenia noworoczne. Jak wszyscy się rozeszli i ognisko przygasło poszliśmy do schroniska na zabawę aż do rana. Rano zeszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.
Tu kilka zdjęć: http://foto.nocek.pl/index.php?path=.%2F2019%2FB%B3atnia